Przeskocz do treści

Duma (cz. 1)

Marek Morawski

Czy ktoś pamięta, co to jest duma? Czy ktoś pamięta uczucie dumy? To coś wspaniałego Nieczęsto mamy powody do dumy. Nieczęsto również dawano nam powody do dumy. Owszem, komuna starała się z jednej strony zniszczyć w nas, Polakach, poczucie dumy bardzo mocno rozwinięte, a z drugiej budować nowe poczucie dumy z komunizmu, z socjalizmu czy z socjalistycznej Polski. Dlatego każde osiągnięcie jakie by nie było, wychwalano. Był to zwodowany rudowęglowiec – pierwszy dziesięciotysięcznik Sołdek, pierwszy spust stali w Hucie im. Lenina, uruchamiane inne huty, kopalnie, Zakłady Cegielskiego, Fabryka Silników Wysokoprężnych i wiele innych obiektów przemysłowych. I dobrze, że budowano poczucie dumy, bowiem nie można oddzielić dumy twórców tego wszystkiego – Polaków, od zamysłu ideologicznego, by zrobić z nas ideologiczne manekiny socjalistycznych internacjonalistów. To się nie udało, ale ludzie byli dumni z dokonań. Były przestarzałe technologie, jak 50 czy 60 letnia technologia Huty im. Lenina zaimportowana z Uralu, a tak po prawdzie z Pittsburga 1900 roku, w Stanach Zjednoczonych. Tak było z wieloma obiektami tyle, że z czasem powstawało coraz więcej nowoczesnych fabryk. Coraz częściej mieliśmy z czego naprawdę być dumni. Przyszedł czas zdradzieckiej Magdalenki i transformacji. Zostaliśmy my, społeczeństwo, znowu wykiwani. Przez kogo? Przez tych, co tam byli. Przyjdzie kiedyś czas rozliczenia, bo tak zawsze jest. Do tego potrzeba trochę więcej czasu. Był czas, kiedy byliśmy dumni. Z czego? Może lepiej zapytać z kogo. Były różne dokonania. Na pewno dokonania sportowe. Kiedyś Pietrzykowski, Drogosz, Kulej i sporo innych bokserów. Był czas lekkoatletów, drużyny Górskiego, czas Adama Małysza. Czas Kozakiewicza i jego słynny gest jakże na czasie. Jeśli ktoś nie zepsuje, albo nie przestawi wajchy i nie wstrzyma środków finansowych jak to czynią kompletnie nieodpowiedzialni politycy, to może będziemy mieli ekipę skoczków. Od zamysłu do sukcesu jest długa i żmudna droga. Sukces to nie pstryknięcie palcami jakiegoś polityka i usłużnie pieski biegną z różnymi darami przecież wypowiedzianymi w gronie przedsiębiorców. Jadą dary tak samo jak za komuny. To niczym się nie różni. Ten sam mechanizm okradania działa. Wszyscy to widzą, wszyscy wiedzą, ale kto poruszy ten temat wskazując palcami. Przecież nie prokuratura, która jak chce, czyli jeżeli jest taka wola polityczna to działa, a jak nie, to ucieka w ciemny kąt. Ponura rzeczywistość, ponura „sprawiedliwość”.

Byliśmy dumni z czynów niecodziennych jak przesuniecie kościoła na ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie, z przemysłu stoczniowego, który produkował naprawdę nowoczesne statki i to z powodzeniem. Zapaść przemysłu stoczniowego to nie wina stoczniowców, ani zarządu stoczni. Przyczyną były zmiany ustrojowe nie tylko u nas, ale i u odbiorców statków czyli Rosji sowieckiej, która Polskę obarczała winą za swoje błędy i nieudolności. Za karę przestała kupować statki. Odpadł ogromny rynek, niezależnie od efektywności tego handlu dla Polski. O tym wiedzieli politycy tak samo jak każdy Polak. Stocznie potrzebowały czasu, by zdobyć nowe rynki, ale nie dano im szans. Stocznie, ruch solidarnościowy był dumą stoczniowców i wszystkich Polaków. To było wręcz widoczne. O tym politycy dobrze wiedzieli. Trzeba było to rozwalić jednym pociągnięciem pióra, aby pani kanclerz Merkel mogła uratować niemieckie stocznie. Dała dotacje niektórym zagrożonym upadkiem stoczniom np. w Bremie. Żadna UE nie podskoczyła, że niezgodnie z ustaleniami unijnymi. Nie musiała płacić żadnych kar za wspieranie finansowe zagrożonego przemysłu. Nasz rząd wyciął z rynku prawie cały nasz przemysł stoczniowy, nie dał żadnych szans. Podciął gardło przemysłowi, który powoduje zatrudnianie pięciokrotnie więcej ludzi w innych zakładach produkcyjnych począwszy od produkcji silników po mydelniczki i muszle klozetowe. Czyli jeśli pracowało w stoczniach 10 tysięcy ludzi to gdzie indziej w Polsce miało zatrudnienie 50 tysięcy ludzi. Lecz co znaczy 60 tysięcy miejsc pracy dla ludzi, którzy całe życie byli działaczami. Ciach i nie ma. Tak mogą robić tylko ci, co nigdy na serio nie pracowali. Trudno to przyznać, ale cała sfera działaczy to rodzaj pasożytów funkcjonujących w każdym państwie. Ciekawe, że ludzie, którzy odnosili sukcesy, zawsze byli ludźmi, którzy całe życie pracowali. Popatrzmy wstecz. Paderewski, Mościcki, Narutowicz, Kwiatkowski, Grabski. Oni pełnili funkcje państwowe, społeczne i wracali do swoich miejsc pracy. Oni nie byli znikąd. Oni nie byli jakimiś marionetkami, pacynkami. Byli to ludzie znani ze swoich dokonań i to na wielką skalę.  Dopiero później przeszli do pracy dla państwa i społeczeństwa.

Jaki efekt dokonań, przecież też i mego rządu? Niemal skasowano przemysł stoczniowy. I nie jest prawdą, że nie mógł on dalej działać i pewnie upadłyby bez tego wspomożenia niektóre stocznie niemiecki, choćby stocznia w Bremie, która dostała dotację z budżetu państwowego Niemiec. A nasze harat i ich nie ma. Tak samo jak w gałę. Harat i pudło. To było kolejne pudło haratania w gałę. Stocznie Polskie padły, ale nie niemieckie. Dobrze mieć przyjaciół. Cieszy się pani Merkel, ale szkoda że ten darczyńca jest przyjacielem Niemiec, a nie Polski. Jednym pociągnięciem nasz rząd, nasz premier własnymi rękami wyciął polskie stocznie: szczecińską, gdańska i gdyńską.

Chwila historii. Przecież Gdynia była wybudowana przed wojną po to, by wybudować na niewielkim skrawku polskiej ziemi nowe polskie miasto. Na jego bazie wybudowano stocznię. Było solidne zabezpieczenie siły roboczej i pracy dla ludzi i to licząc w tysiącach. To był rozmach, perspektywa, wielka wyobraźnia. To był Kwiatkowski, który dał Polsce to, co najcenniejsze: swoją wizję, wyobraźnię, pomysł, rozmach. Wtedy w Polsce budowano najnowocześniejsze obiekty przemysłowe w Europie. To było coś wielkiego, a nic się nie waliło. Nie było bylejakości, odwalania punktów na tablicy rankingowej – pijarowskiej. Nie było czarowania tylko ostra rzetelna praca i były efekty, że dech zapierało. Huta Stalowa Wola była najnowszą hutą europejską, Zakłady Mechaniczne w Radomiu – to była zbrojeniówka – najwyższa jakość. To samo można powiedzieć o wszystkich polskich fabrykach COPu. To zrobiono. Nie było „udało się”. To nie przypadek czy jakaś loteria. To wykonano solidnie, rzetelnie jak to wówczas robiono. To miało się zrobić i zrobiono w ciągu kilku lat. To nie był przypadek. Mieliśmy wspaniałą kadrę inżynierską. Skonstruowano najnowocześniejszy wówczas bombowiec „ŁOŚ” i wykonano jego prototyp, sprawdzony, latający, skuteczny. Tak było w wielu dziedzinach. Tych najlepszych ludzi niemal wszystkich wykończono w ciągu wojny i po wojnie.

Oni tworzyli prawdziwą wielkość Polski. Budowali ją.

Mija 70 lat i przychodzi ktoś, kto niszczy nie tylko dumę mieszkańców miasta Gdynia, ale i tego kraju, wymierza policzek tej już zresztą zdziesiątkowanej wcześniej załodze historycznej stoczni, w której spisano przed laty porozumienia gdańskie. Fabryk, zakładów produkcyjnych nie wolno dawać w pacht działaczom, nieudacznikom przecież, którzy czego nie dotkną, to niszczą. Nie ma pamięci, nie ma pamiątek. Nie ma historii. Jak to się wszystko układa, prawda? Zresztą po co historia – głosi się hasła.

Buduje się autostrady, które wszędzie na świecie symbolizują nowoczesność, najwyższej jakości. I co? Sypią się pobocza, rozwala konstrukcja drogi, rozwalają nawierzchnie. Nic nie pomoże, jeśli konstrukcja drogi została okradziona. Tego nie widać przy odbiorze. Potem droga, która miała służyć przez lata rozwala się po pół roku. Dla drogowców nie jest to tajemnicą. Wiedzą, że z g… bata się nie ukręci. Sorry, za takie porównanie, ale to oddaje jak najbardziej istotę tego niepowodzenia, wręcz katastrofy budowlanej. Nie tylko to jest katastrofą. Również ceny, po których się buduje. Takich cen nie ma chyba nigdzie na świecie. Tu widać, raczej czuć smrodek szwindlu. To są ogromne pieniądze przelewane ciepłą rączką z budżetu do prywatnych kieszeni. Tu jest punkt newralgiczny każdej takiej transakcji. Zamierzano zbudować tysiące km autostrady, a nie wykonano nawet tysiąca km. Wydano pieniądze do tego na wybrakowany produkt. Kto zatem pilnował interesu państwa? NIKT? 200/mln PLN/km autostrady!!! Buduje się niezwykle długo, okrada się małe polskie firmy budowlane nie wysyłając im należnych pieniędzy i zmuszając te firmy do kredytowania tych dróg. Państwo im nie płaci. NIE państwo? Firma ich zatrudniająca? Jeśli umowy nie obligują pośredników do wypłacania natychmiast po otrzymaniu pieniędzy do wypłaty należnych sum, to trzeba inaczej konstruować umowy i wypłacać bezpośrednio wykonawcom. Znowu się czegoś nie da?

Niczego się nie da. Dobrze pracować, dobrze nadzorować, rzetelnie się rozliczać. Wsadzać do kryminału nierzetelnych wykonawców wszystko jedno czego: budowlańców, księgowych, kasjerów, właścicieli. To wszystko można uregulować umową. Produkt ma być dobry, wykonawcy zadowoleni, nawet i pośrednicy, którzy przechwytują dużo pieniędzy, ale są niepotrzebni do niczego, poza kasowaniem forsy.

Patrząc na to wszystko trudno być dumnym.

Przychodzi jednak EURO. Wszyscy się cieszą, bo nam Polakom potrzebny jest choćby spektakularny sukces. Doprowadza się nastrój prawie do euforii. Hurra!!! Budujemy stadiony. Już na wejściu wiadomo, że za duże. Nasze miasta ich nie zapełnią. GIGANTOMANIA – MEGALOMANIA polityków, jeszcze raz się pojawia. Dobrze, niech będzie – wyrażamy cichą zgodę. Przecież będzie EURO, mamy szansę, Chcemy być mistrzami. My, Polacy. Budujemy więc. Niestety te stadiony są tylko do piłki nożnej. Nie są równocześnie lekkoatletycznymi. Nie są przygotowane do innych zawodów czy imprez masowych innych niż haratania w gałę. Przytomni ludzie myślą i pytają siebie „kto to wszystko później utrzyma”.

Wali się obraz tyle miesięcy tak skwapliwie tworzony przez usłużne panu Tuskowi media i zakłamanych i małych ludzi.

Zobaczyliśmy, że Stadion Narodowy wybudowano w Warszawie za ponad 2 miliardy złotych:

  1. bez nadzoru budowlanego,
  2. zobaczyliśmy brak odpowiedzialności za to cudo,
  3. gołym okiem widać błędy projektowania, wykonywania projektu na hurra, nie uwzględnienie faktycznych potrzeb,
  4. skandaliczne wykonanie,
  5. kradzież? może oszczędność na budowie? Może co innego? Murawa miała mieć 20 może50 cm, a miała10 cm. Ten aspekt powinny zbadać odpowiednie służby kontrolne. Ktoś za to brał pieniądze i miał wykonać solidnie. Staranność w tym wypadku oznacza też skutecznie odprowadzanie wody.
  6. Źle zaprojektowany dach. Dach, który nie można rozłożyć, kiedy zaczyna padać jest bublem, chybionym, błędnym rozwiązaniem. A jeżeli dach może w czasie rozkładania zagrażać życiu lub zdrowiu nie powinien być dopuszczony do wykonania. To kolejna sprawa do wnikliwego rozwiązania. Nie mogą cele polityczne, nawet takie wpływać na decyzje nie tylko kosztowne ale i zagrażające ludziom. Projekt nie powinien być dopuszczony do realizacji. Wtedy nie kosztowałoby to tak drogo. Teraz będą straty. Ciekawe z czyjej kasy zostaną pokryte.

Mecz Polska –Anglia. Drużyny już czekają. Obraz idzie na całą Polskę i zagranicę. Lunęło. I rozległ się śmiech na całą Polskę i Europę. I pojawił się wstyd na twarzach tych z nas, którzy wiedzą, co to godność, którzy widzą, jak duma wali się w pył, a raczej woda niczym krew ją zalewa. Wszyscy zobaczyli niebywałą fuchę za dwa miliardy złotych. Zabrano pieniądze ludziom chorym, potrzebującym ich do dalszego życia. Realizuje się zabawki za wielkie pieniądze i nawet nie przypilnuje ich dobrej realizacji. To po co to wszystko!???

  Nie ma też winnych, bo nigdzie nie ma odpowiedzialnych. Wszystko można schrzanić. Nie egzekwuje się niczego. Pełne przyzwolenie na bylejakość, na brakoróbstwo, na oszustwa. Jeśli ktoś jest z klasy uprzywilejowanej, to traktuje się tak, jakby nic się nie stało, a z klasy niewolniczej, to wysyła się nawet oddziały antyterrorystyczne, a ulegli sędziowie stosują najsurowsze kary.

Ale może wygramy, więc trzeba gdzieś grać. Niech będzie. Wybudowano. Szkoda, nie wygraliśmy. Ale EURO minęło. Smutno. Może ktoś wreszcie zada sobie pytanie: Dlaczego przegraliśmy i odpowie na nie.

Mijają miesiące i kolejne zmagania. Mecz Polska-Anglia. Mogą grać na Stadionie Narodowym – nowej chlubie. Nadchodzi dzień meczu. Leje niesamowicie. Ale co tam!. Przecież jest dach zasuwany. Murawa świetna kilkakrotnie już poprawiana. Telewizja pokazuje tę ulewę. Obraz jest transmitowany ze stadionu. I w jednej chwili wali się chluba trwająca tak krótko, jak w koszmarnej odsłonie ujawnia się obraz jak z bajki Andersena „Król jest nagi”. Czegoś takiego nie widziano nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie.

I co? Nic. Jest klawo. A może koszmarnie.

Dumę szlag trafił.

A honor tych naszych „przedstawicieli”? Chyba też. Zresztą kto mówi o honorze.

Dodaj komentarz