Przeskocz do treści

Nowohucka patologia okiem byłego radnego

Tomasz Poller

Niedawno na łamach Krakowskiej Gazety Internetowej Pani Bożena Trzaska-Gmyrek opisała, jak z punktu widzenia zwykłego mieszkańca Nowej Huty wygląda funkcjonowanie Rady Dzielnicy 18.

http://www.krakowskagazetainternetowa.eu/index.php?option=com_content&view=article&id=481:my-i-wy-czyli-zaspakajanie-potrzeb-spoecznoci-lokalnych-w-wydaniu-rady-dzielnicy-xviii&catid=3:interwencje&Itemid=3

Jeśli chodzi o arogancję w wydaniu Przewodniczącego oraz Zarządu Dzielnicy, nic mnie już nie zdziwi, szczególnie, kiedy czytam projekty uchwał, na mocy których zabiera się pieniądze przeznaczone pierwotnie na remont chodników i przeznacza się na budowę fontanny (choć nawet nie wiadomo jak wygląda projekt, boć przecie ma się odbyć fontannowy konkurs, również za pieniądze podatnika, rzucane hojną ręką radnych). Dwa lata temu zrezygnowałem z mandatu radnego w Dzielnicy 18, podejmując decyzję w pełnym przekonaniu, że patologia, uprawiana przez Przewodniczącego Stanisława Moryca i spółkę jest nie do naprawienia, przynajmniej w tej kadencji). Chciałbym na marginesie tekstu Pani Bożeny zwrócić uwagę na kilka faktów oraz parę spraw przypomnieć.

Sprawa jest banalna

Sprawa, o którą batalię toczy Pani Trzaska-Gmyrek jest banalna. Mieszkańcy jednego z nowohuckich bloków chcą po prostu uzyskać poparcie Rady Dzielnicy dla zmiany usytuowania wejścia do klatki schodowej. Obecnie drzwi wychodzą wprost na przejazd pod przewiązką. Z oczywistych względów, szczególnie, gdy w ostatnich latach zwiększyła się liczba samochodów, grozi to wypadkiem. Mieszkańcy chcieliby mieć drzwi od nieco innej strony (architektonicznie nie ma tutaj przeciwwskazań). Dla Rady sprawa nie stanowi żadnego poważnego problemu, gdyż nie wiąże się z żadnymi kosztami oraz zająć może kilka – kilkanaście  minut. Należy przeczytać pismo od mieszkańców, przełożyć cały problem na język trzy-czterozdaniowej uchwały a następnie podnieść ręce podczas głosowania nad ową uchwałą popierającą niewielką przebudowę wyjścia z budynku. Trzeba tylko chcieć! Cóż z tego, skoro grupa trzymająca władzę w dzielnicy uznała, że problemami zwykłych szarych ludzi przejmować się nie musi.

Co obiecywali na początku kadencji?

Mówiąc o patologii uprawianej przez lokalny układ warto przypomnieć w jaki sposób układ ten zdobył władzę w dzielnicy (choć zapewne sami zainteresowani woleliby o tym nie pamiętać). Otóż Przewodniczący Stanisław Moryc oraz inne osoby stanowiące Zarząd Dzielnicy objęły swoje funkcje w wyniku umowy koalicyjnej, opartej na kilku dość czytelnych zasadach. Najważniejsze z owych zasad to: 1) niezależność pod względem polityczno-partyjnym (kandydujący na przewodniczącego Stanisław Moryc stwierdził nawet, że jest absolutnie wolny od jakichkolwiek nacisków ze strony popierającej go PO), 2) troska o całą dzielnicę wyrażająca się w sprawiedliwym podziale środków pomiędzy poszczególne okręgi, 3) swobodna debata na temat istotnych problemów mieszkańców związana w szczególności z wolnością wypowiedzi w dzielnicowych mediach (gazetka, strona internetowa oraz dodatek w prasie lokalnej). Takie warunki sprawiły, że zdecydowałem się poprzeć ową koalicję, szczególnie że zaproponowano mi szefostwo Komisji Informacji i Kontaktów z Mieszkańcami.

Co zostało z  pięknych haseł?

Cóż z tego, jeżeli nowowybranemu Przewodniczącemu oraz kilku innym osobom, gdy tylko poczuli się mocni, udało się dość szybko ustalone zasady złamać.

Obwieszczona szumnie „koalicja niezależnych” z początku kadencji niepostrzeżenie przekształciła się w koalicję którą nazwałbym śmiało „Platforma plus majchrowszczyzna w roli władzy plus naiwni w roli bezkrytycznie głosujących zgodnie z wolą tych pierwszych” (będę oględny i grzeczny, a wiec wolę użyć tu słowa „naiwni” aniżeli np. „koniunkturalni”).

Co stało się z deklarowanym sprawiedliwym podziałem środków i troską o całą dzielnicę? Posłużę się przykładem mnie najbliższym: Spośród najpilniejszych wskazanych przeze mnie inwestycji chodnikowych w reprezentowanym przeze mnie okręgu nie zaczęto zajmować się ani jedną! Przez rok swojej bytności w Radzie nie usłyszałem żadnej konkretnej odpowiedzi na pytania i zarzuty, które wielokrotnie formułowałem wobec Zarządu i Przewodniczącego z powodu niewywiązywania się z wcześniejszych deklaracji.

Czy władza nie potrzebuje kontaktu z mieszkańcami?

Realny kontakt z mieszkańcami, poważna debata i wolne media w dzielnicy? Proszę mnie nawet nie rozśmieszać! Kiedy realizując postanowienia umowy koalicyjnej zacząłem pisać o niedoinwestowaniu dzielnicy, kiedy udostępniłem dzielnicowe media mieszkańcom, kiedy oddałem głos osobom piszącym o problemach osiedli peryferyjnych czy choćby o skandalach związanych z planowaną budową spalarni śmieci, nastąpiła seria „pełnych troski” telefonów i „przyjacielskich sugestii”: „Po co te zdjęcia rozwalonych chodników, przecież my musimy robić sobie dobry PR”, „No nieeee, koleżanka z urzędu mi dzwoniła, że my takich rzeczy puszczać nie możemy”, „Trzeba delikatnie, bądźmy grzeczni, to dostaniemy od miasta pieniądze”. Szczerze mówiąc nawet nie wyobrażałem sobie, jaki popłoch wśród lokalnych układzików może wywołać upublicznione zdjęcie rozwalonego chodnika!

Kierowaną przeze mnie Komisję Informacji i Kontaktów z Mieszkańcami po kilku tygodniach po prostu rozwalono, choć nie uzasadniono tego żadnymi zarzutami. Obecnemu Zarządowi Dzielnicy głos mieszkańców po prostu jest niepotrzebny! Całkowite zaprzeczenie samorządności.

Latający Cyrk Monty Pythona w Dzielnicy 18

Dziś na stronę internetową dzielnicy albo do dzielnicowej gazetki zaglądać nie warto. Realnej, poważnej, wolnej dyskusji o problemach mieszkańców raczej próżno tam szukać. Przeczytamy za to, jak to Zarząd Dzielnicy cieszy się z własnych pomysłów, którymi chce uszczęśliwiać mieszkańców (ostatnio po kompromitacji z fontanną osoby z Zarządu zaczęły przebąkiwać że fontanna ma w ich zamierzeniu… zachwycać niepełnosprawnych). Czasem pojawi się „news” o wręczeniu przez dzieci laurki Prezydentowi Majchrowskiemu, albo złote myśli któregoś z członków Zarządu. I tym podobne brednie i bzdety. Propaganda uprawiana według najbardziej prymitywnych peerelowskich wzorów! Co ciekawe, władze miasta nie tylko nie dały więcej „grzecznym” lizusom, ale nawet nieco zabrały.

Dla mnie przysłowiową kroplą, która przelała czarę był fakt przyznania sobie przez członków Zarządu (tak, tak, przyznania samym sobie przez samych siebie!!!) medali za zasługi dla… rozwoju samorządności. Gdy uchwała Zarządu w tej sprawie zyskała poparcie większości Rady, po prostu uznałem, że patologia uprawiana przez tę grupkę osób jest już w tej kadencji nie do naprawienia. Dlatego też zrezygnowałem z mandatu radnego.

Czy w przyszłych wyborach, da się, jak chce Pani Trzaska-Gmyrek, „wyrzucić” tą całą arogancką klikę? Zo-ba-czy-my. Tak czy inaczej jestem przekonany, że osoby z obecnego Zarządu Dzielnicy – Stanisław Moryc, Józef Szuba, Krystyna Jastrzębska, Wiesława Zboroch, Mariusz Woda – nie powinny absolutnie nigdy pełnić żadnych funkcji publicznych. Podobnie jak grupka osób nie mających wiele do powiedzenia, za to bezkrytycznie podnoszących ręce w górę podczas głosowania za najbardziej niedorzecznymi pomysłami powyższej piątki.