Przeskocz do treści

Prowokatorzy

Anna Maria Kowalska

Co zrobić z prowokatorami? Przecież ich nie brakuje. Przyjmują, jak kameleony, rozmaite postawy. Np. postawa obrońcy dobrego wychowania, kulturalnego sposobu bycia, bywa prezentowana przez Nich tylko po to, by prawdę traktować jako coś, co względne, podkreślając istnienie wielu prawd. Tych, którzy obiektywnej prawdy bronią tradycyjnie nazywać „oszołomami”…Przedstawiać setki argumentów dla dowiedzenia swoich racji (bo przecież nie w celu docieczenia prawdy!).

Jak Oni to robią? Nader zręcznie, z użyciem najnowocześniejszych technik manipulacji, nabytych umiejętności retorycznych, czy danych, zgromadzonych przez tzw. „autorytety” naukowe, udając obłudnie, że przyświecają im szczytne intencje.

Jak zdemaskować prowokatora? Nie jest to rzecz specjalnie skomplikowana. Prowokatorzy nie umieją „myśleć całą prawdą”. Myślą tylko, jak zapisał w „Bracie naszego Boga” Karol Wojtyła: „jednym odłamem prawdy”. Tym, który w aktualnym momencie najlepiej odpowiada koniunkturze politycznej,  (wyimaginowanej) sondażowej i medialnej „większości”. I gwarantuje utrzymanie się w siodle rzeczywistości rynkowej. Ich cechą dystynktywną jest umiejętność lawirowania między dobrem a złem tak, by zawsze zachowywać „dobre samopoczucie” (!?), dofinansowanie tego, co się powiada i prawo do „pouczania” Odbiorców mediów mainstreamowych, w tym multimediów, których głos rzadko jest w ogóle poważnie brany pod uwagę.

Jak się przed Nimi bronić?

Po pierwsze – najlepsze jest pozostawienie Ich sobie samym. Oni uderzają w stół po to, by odezwały się nożyce. Kiedy odkryją wokół siebie pustkę – dotrze do nich, że Odbiorcy nie są aż tak  obrani z rozumu, by wierzyć w przekaz, który tamci propagują. Podjęcie dyskusji, zwłaszcza na portalach i forach internetowych, mobilizowanie się do „walki” sprawia, że prowokatorzy czują się „spełnieni”, dostrzeżeni, wyłuskani z „medialnego” tłumu. Po co, znając ich cele, dawać Im tą satysfakcję?

Po drugie – osoby wierzące mogą po prostu się modlić w intencji tych biednych, pogubionych ludzi. Gołym okiem widać, że tamci potrzebują ratunku, bo bardziej zaufali „nowoczesności” i psychoanalizie z przyległościami jak prawdzie obiektywnej.

Po trzecie: przestać się Ich nareszcie bać, zarazem rozumiejąc sposoby Ich istnienia!  Obserwowany przez nas w ich zachowaniu i języku retoryczny spryt, wzmocniony zajadłością i zaciekłością jest, po prostu, odblaskiem choroby duszy. I objawem nieczystego sumienia, które trzeba wciąż, uporczywie, na nowo – zagłuszać.