Przeskocz do treści

Przeciw nepotyzmowi, czyli… jak sparaliżować PiS-owi kadry!

adamzyzmanAdam Zyzman

Wszczęcie kolejnej odsłony kampanii przeciwko PiS pod hasłem nepotyzmu i niekompetencji osób mianowanych na stanowiska w spółkach Skarbu Państwa jest tylko zakłamaną akcją opozycji mającą przekonać społeczeństwo, że działanie nowego rządu to nie żadna dobra zmiana, ale kolejny ordynarny skok na kasę i stanowiska państwowe, tak, jak robili to dzisiejsi obrońcy niezależności tych pozostałości państwowych jednostek gospodarczych. Ordynarny tym bardziej, że świadomie przywołuje się argumenty, których spełnienie jest niemożliwe właśnie dlatego, że minione osiem lat rządów koalicji PO-PSL uniemożliwiły wielu ludziom nie związanym z tymi ugrupowaniami zdobycie jakiegokolwiek doświadczenia zawodowego. A więc w wyniku nieliczenia się zasadami, na które się teraz powołują wykreowali sytuację, w której cała kampania jest tylko zwykłą manipulacją!

Jak to wyglądało w praktyce przekonałem się własnej skórze, gdy mając kłopoty z zatrudnieniem starałem się aplikować na różne stanowiska urzędnicze w administracji samorządowej. Nie ważne było wówczas moje wykształcenie i wiedza, bo z każdego konkursu eliminował mnie jeden zapis: „co najmniej rok stażu pracy w jednostkach samorządu terytorialnego”. Nie wiem, jak ten problem rozwiązywany był w przypadku świeżo upieczonych absolwentów, którzy pojawiali się cały czas na stanowiskach urzędniczych różnych szczebli, ale tych starszych zawsze wspomniany zapis eliminował już na pierwszym etapie selekcji kandydatów. O jakości przyjmowanych do pracy w tych urzędach ludzi z „odpowiednim stażem” przekonałem się zaś osobiście, gdy przyszło mi załatwiać zgodę na okazjonalny wjazd na Rynek Główny w Krakowie, a pani urzędniczka wyznaczyła mi trasę wjazdu i wyjazdu uliczkami jednokierunkowymi „pod prąd”! I to ja musiałem jej udowodnić przynosząc odpowiedni plan centrum miasta, którymi ulicami, w którą stronę można jeździć!

Podobnie jest z członkami zarządów i rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa. PiS nie ma kadr z takim doświadczeniem i stażem, bo ich mieć nie może! Tym bardziej, że w czasie swojej dwuletniej kadencji 2005–2007 na tyle się przejmował tym, co powie opozycja, że starał się zatrudniać na różnych stanowiskach ludzi nie ze swego grona, ale mających odpowiednie doświadczenie i kwalifikacje. Jak to się dla niego skończyło świadczy przykład ministra Kaczmarka, który nie utożsamiając się z żadnym ugrupowaniem realizował swoje własne interesy, a nie politykę rządu. Charakterystyczne, że kampania ta rozpoczęta została jeszcze zanim owi „bez doświadczenia” nowi menadżerowie mieli szanse czymkolwiek się wykazać. Bo chyba właśnie o to w tej kampanii idzie – jeszcze się okaże, że mają jakieś sukcesy i argumenty zostaną wytrącone z rąk. Trzeba więc jak najszybciej i jak najgłośniej krzyczeć, tym bardziej, że kierownictwo rządzącej partii właśnie nieopatrznie głośno powiedziało, że trzeba przy tych nominacjach szczególnie uważać!

Idea nie ruszania kadr urzędniczych w ministerstwach, i spółkach pojawia się po każdych wyborach, gdy trzeba bronić „swoich” i teoretycznie używane argumenty o bezstronnych specjalistach znów wyglądają racjonalnie. Szczególnie gdy powołać się na przykład krajów europejskich o utrwalonych mechanizmach demokratycznych. Tylko, że na ten argument nikt dotąd nie przywołał przykładu tego urzędnika Kancelarii Prezydenta RP, który tak właśnie był traktowany, bo był w niej jeszcze, gdy była to Kancelaria Rady Państwa, był za kadencji Jaruzelskiego i Wałęsy, przez dwie kadencje Kwaśniewskiego, ale dopiero prezydentowi Kaczyńskiemu podłożył do podpisania dokument, który był przyczyną awantury politycznej. Być może zrobił to dlatego, że niebawem przechodził już na emeryturę, ale tym bardziej naganne jest, że człowiek w tym wieku złamał etos urzędnika państwowego udowadniając, że od tego etosu ważniejsze były dla niego przekonania polityczne i stosunek do opcji politycznej, która właśnie, z woli narodu, rozpoczęła rządy. To właśnie tacy, jak ten urzędnik, nie umiejący sprostać kryteriom urzędniczej bezstronności, sprawili, że każdy nowy szef otacza się ludźmi, którym może zaufać, których zna i którym wierzy, że nie wprowadzą go na „minę polityczną”.

I kółko się zamyka, bo z opisanych wyżej przyczyn, nie mają oni odpowiedniego doświadczenia i stażu menadżerskiego. Ale o tych przyczynach szczegółowo nie mówi się. Za to efektowniej jest wskazać, że wiceprezesem spółki Skarbu Państwa obracającej miliardami rocznie został człowiek, który dotychczas był tylko inspektorem w gminie! Nawet wówczas, gdy w tej gminie rozwiązywał problemy, których od lat nie są w stanie rozwiązać specjaliści w ministerstwach, jak choćby ci, którzy właśnie odkryli, że na wpuszczenie tramwajów na tory kolejowe nie pozwala nasze prawo, choć o wprowadzeniu takiego rozwiązania dyskutuje się w polskich aglomeracjach od… ponad trzydziestu lat!