Przeskocz do treści

waclawkujbidafotoWacław Kujbida*

Jeżeli chodzi o twórczość oraz samą osobę tego znanego artysty to wydaje się, że bieg czasu nie ma na niego po prostu żadnego wpływu. A nawet wręcz przeciwnie.

Jeszcze bardziej zaskakuje celnością swoich obserwacji, coraz bardziej wyszukanym humorem indywidualnej i jedynej w swoim rodzaju satyry, mistrzowską grą – żeby nie powiedzieć perfekcyjną żonglerką – pięknem języka i niuansami mowy polskiej. Również i na scenie – ciągle pełen energii i nowych pomysłów nawiązuje w jednej chwili kontakt i porozumienie z widownią która dosłownie chłonie każdy z jego nowych lub starszych utworów. Satyryk. Poeta. Felietonista. Również – o czym nie wszyscy wiedzą – utalentowany kompozytor. Jego kompozycja „Pamiętajmy o ogrodach” to już kanon i klasyka polskiej piosenki literackiej.

Nie wszyscy sobie pewnie nawet zdajemy sprawę, jak wiele satyrycznych skrótów, słownych puent czy po prostu samych powiedzonek tego twórcy, weszło, od lat, do naszej codzienności. Do tego dochodzą oczywiście piosenki, skecze, teksty. W tym te, których się nigdy nie zapomina i te, które – chociaż słuchane od nowa i od nowa, po raz kolejny – to ciągle zaskakują swoją aktualnością i trafnością przekazu.

Człowiek jednoznaczny i bezkompromisowy, nie idący na żadne skróty. Wielki patriota. Ciągle i niestrudzenie walczący o to aby Polską była Polską. Po prostu. Zwyczajnie.

Przed kilkoma dniami przybył do Kanady ze swoim koncertem „Niech żyje Polska” ale i z misją postawienia w Warszawie Łuku Triumfalnego dla upamiętnienia nadchodzącej setnej rocznicy Bitwy Warszawskiej.

Przyjechał również i po to aby umożliwić nam, Polakom mieszkającym poza Polską, uczestnictwo w tym wspaniałym dziele. Każdy z nas może przyczynić się do realizacji tego projektu przychodząc na koncert albo po prostu kupując cegiełkę (również i przez PayPal) na stronie fundacji: www.towarzystwopatriotyczne.org

Jan Pietrzak. Człowiek symbol i człowiek legenda. Wielki Artysta i Piękny Polak. Odwiedził również ottawskie studio TV Niezależna Polonia gdzie przeprowadziliśmy prezentowaną tutaj rozmowę.

• http://www.tvniezaleznapolonia.org/jan-pietrzak-w-ottawie

* Autor jest właścicielem stacji TV Niezależna Polonia w Ottawie, stolicy Kanady.

krakowniezaleznymkInformacja własna

3 marca 2016 roku w Auli Świętego Jana Pawła II w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia miała miejsce krakowska premiera najnowszej książki wydawnictwa "Biały Kruk" - "Banksterzy. Kulisy globalnej zmowy".

banksterzyAutor dzieła (fot. bialykruk.pl), znany ekonomista, p. Janusz Szewczak obnażył w nim świat systemów bankowych i płynące stamtąd zagrożenia.

W spotkaniu wzięli udział m.in. pp. Maciej Pawlicki, publicysta, polityk, działacz społeczny, prezes Stowarzyszenia "Stop Bankowemu Bezprawiu", Leszek Sosnowski, prezes Wydawnictwa Biały Kruk, Adam Bujak, fotograf i autor 130 książek, Janusz Szewczak, ekonomista i przewodniczący Sejmowej Podkomisji ds. Instytucji Finansowych, Andrzej Nowak, profesor historii i Wojciech Grzeszek, przewodniczący Zarządu regionu Małopolska NSZZ "Solidarność". Spotkanie uświetnił p. Jan Pietrzak z zespołem.

Zapraszamy do obejrzenia kilkunastu zdjęć nadesłanych przez p. Mirosława Borutę:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/3Marca2016mb

krakowniezaleznymkInformacja własna

Niech żyje Polska,
niepodległa, biało-czerwona,
Niech żyje Polska,
solidarna, nieustraszona.

W piątek, 19 czerwca 2015 roku, w Auli Świętego Jana Pawła II Sanktuarium Bożego Miłosierdzia odbyła się uroczysta prezentacja najnowszej książki Wydawnictwa "Biały Kruk" – "Śmiech i złość. Felietony z lat 2008–2015", p. Jana Pietrzaka. Przy mikrofonie - prócz Bohatera Wieczoru - mogliśmy usłyszeć i zobaczyć także prof. prof. Andrzeja Nowaka i Krzysztofa Szczerskiego w towarzystwie prezesa Wydawnictwa, p. Leszka Sosnowskiego.

janpietrzaknascenie"Gdyby ktoś nazwał tę książkę Felietonowa historia Polski 2008-2015, wcale nie mijałby się z prawdą. Ileż tu autentycznych postaci, wydarzeń, faktów – a wszystko opatrzone niebywale celnym, satyrycznym komentarzem. Felietony powstawały pod wpływem chwili (publikowane były najczęściej w „Tygodniku Solidarność”, ale i w „Dzienniku Polskim”, a ostatnio we „wSieci”). Mimo to inteligentne spostrzeżenia Autora nadal pozostają aktualne, a i dowcip, którym skrzą się poszczególne teksty, nie stracił na swej świeżości. Nie o sam dowcip, choćby najbłyskotliwszy, jednak tu chodzi, lecz o tak ukochaną przez Jana Pietrzaka Ojczyznę – o jej stan obecny i szanse na przyszłość. Pietrzak to niezwykle spostrzegawczy satyryk, który celnie potrafi wyśmiać, a nawet wyszydzić każde zło dotykające nasz kraj, każdego łotra sięgającego po władzę i publiczny grosz (fot. p. Andrzej Kalinowski).

janpietrzakzzakulis2Śmiech i złość to książka dla przedstawicieli różnych pokoleń. Starsi ze wzruszeniem wspomną Jana Pietrzaka, który w mniej lub bardziej ponurym okresie PRL budził swymi estradowymi występami i popularnymi przebojami serca Polaków i zarażał śmiechem. Średnie pokolenie powinno bacznie prześledzić znakomicie zanalizowane w tej książce mechanizmy mataczenia, politycznego zakłamania, mydlenia oczu, hipokryzji wśród tzw. elit władzy. Najmłodsi mogą natomiast skorzystać z olbrzymiego doświadczenia i wiedzy Jana Pietrzaka jako bardzo ważnego świadka najnowszej historii. Wiedzy, którą przyswaja się błyskawicznie dzięki emocjonalnemu zaangażowaniu w czytany tekst. Wszyscy bowiem, niezależnie od wieku, mogą zachwycić się tyleż lapidarnym, co kunsztownym stylem felietonów Jana Pietrzaka. Książka, uzupełniona niemal setką świetnie korespondujących ze słowem dowcipnych rysunków Andrzeja Krauzego oraz dokumentalnych fotografii, jest ponadto wybitnym dziełem edytorskim. Całość znakomicie uzupełnia wstępem profesor Andrzej Nowak – jeden z najwybitniejszych polskich historyków i autor bestsellerów" (fot. p. Mirosław Boruta).

Zapraszamy Państwa jeszcze do obejrzenia zdjęć, autorstwa p. Andrzeja Kalinowskiego:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/19Czerwca2015ak
a Wydawnictwu "Biały Kruk" dziękujemy za możliwość zamieszczenia oficjalnej relacji filmowej: https://www.youtube.com/watch?v=TNwGvzwvHVM

krakowniezaleznymkInformacja własna

W poniedziałek, 9 grudnia w krakowskim Klubie Zygmuntowskim odbyło się spotkanie z p. Janem Pietrzakiem, zatytułowane "Co zrobimy z naszą wolnością?".

japietrzakwkzGość Klubu to człowiek-instytucja, założyciel studenckiego kabaretu „Hybrydy” i kabaretu „Pod Egidą”, humorysta, satyryk i pieśniarz, autor nieoficjalnego hymnu Polaków – „Żeby Polska była Polską", a nawet… kandydat na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej w wyborach 1995 roku (fot. p. Elżbieta Serafin). Spotkanie, pomimo, iż płatne, cieszyło się znakomitą frekwencją.

Relację filmową ze spotkania zobaczą Państwo na stronie Klubu: http://www.youtube.com/watch?v=MCC1gpXBUWw, a my zapraszamy do obejrzenia fotoreportażu, autorstwa p. Elżbiety Serafin:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/9Grudnia2013

miroslawborutaMirosław Boruta

Wczorajsze spotkanie Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki miało wyjątkowy nastrój. Zbliżające się Święta Wielkiej Nocy, zmartwychwstania Jezusa Chrystusa przywodzą na myśl największą z tajemnic – zwycięstwo Boga-Człowieka nad śmiercią, zwycięstwo nad złem i cierpieniem.

ts2013kkgp1Nasza dyskusja, zarówno o sprawach doczesnych jak i wartościach duchowych nie ograniczyła się jedynie do problematyki „tu i teraz”. Można z przekonaniem napisać, że był to „nowy początek”. Bowiem natychmiast po uroczystościach Świąt, jak i 3. Rocznicy Tragedii Smoleńskiej (którą my – Klubowicze - obchodzić będziemy w Krakowie i w Stolicy) i 3. Rocznicy Pogrzebu śp. Pary Prezydenckiej (uroczystości w Krakowie) rozpoczynamy kolejne akcje i działania.

ts2013kkgp2W trakcie spotkania mieliśmy także okazję zapoznać się z najnowszą książką redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”, p. Tomasza Sakiewicza „Partyzant wolnego słowa”.

Poniżej informacje i opinie (za: niezalezna.pl) a w tekście fotografie autorstwa p. Tomasza Kowalczyka.

„Partyzant wolnego słowa” to zbiór prawie 70 sensacyjnych, przemyślanych i błyskotliwie napisanych haseł ukazujących kulisy polskiej i światowej polityki oraz wydarzeń historycznych.

TOMASZ SAKIEWICZ – dziennikarz, współtwórca i redaktor naczelny „Gazety Polskiej”, a od 2011 r. także „Gazety Polskiej Codziennie”.

ts2013kkgp3Jest pomysłodawcą grupy medialnej Strefa Wolnego Słowa, w której – oprócz kierowanych przez niego pism – znalazły się portal niezalezna.pl, telewizja internetowa „Gazeta Polska VOD” oraz miesięcznik „Nowe Państwo”. Jest też współtwórcą Telewizji Republika.

Komentarze o książce i autorze:

JAN PIETRZAK: Poznać Partyzanta wolnego słowa powinniście Państwo ze stu powodów, ale być może najciekawszy jest ten, kto i za jakie grzechy uporczywie ciąga Sakiewicza po sądach. Jego grzechy to patriotyzm, odwaga intelektualna, sprawność redaktorska, nieustępliwość w dążeniu do prawdy…

ts2013kkgp4BRONISŁAW WILDSTEIN: Tomasza Sakiewicza nie trzeba przedstawiać. To człowiek instytucja. Trudno wyobrazić sobie bez niego współczesną Polskę. Tym bardziej warto poznać jego opinie na temat spraw, które uznaje za najważniejsze.

MARCIN WOLSKI: Gdyby Tomek Sakiewicz nie istniał, należałoby go wymyślić. Możliwe konwencje takiej kreacji są różne: western – jeden przeciw wszystkim i thriller (ze służbami i sądami w tle). Mnie najbardziej odpowiadałaby fantastyka – facet, któremu udaje się wszystko, czego się tknie (odwrotność obecnej władzy). Tyle że, kto by mi to wydał. Już słyszę potencjalnych recenzentów: nawet w s.f. powinno być jakieś prawdopodobieństwo. A poza tym najlepiej sprzedają się obcy, a Sakiewicz jest nasz! Dlatego z pełnym przekonaniem rekomenduję Partyzanta wolnego słowa wszystkim analfabetom politycznym.

maciejmiezianMaciej Miezian

Poprzednim razem skończyliśmy na tym, że Kluby „Gazety Polskiej” doszły do Placu Na Rozdrożu. Jeszcze wcześniej, przy Placu Unii Lubelskiej, urwałem się na chwilę, by wypić kawkę. Wszedłem do kawiarni, odstałem swoje w kolejce, zamówiłem, poczekałem na „realizację”, wziąłem napój, poszukałem stolika, wróciłem się po cukier, posłodziłem, znów zacząłem szukać stolika, aż w końcu usiadłem i wdałem się w rozmowę, z jednym z klubowiczów, który postanowił zrobić to co ja.

mnmm4Tymczasem za oknem nieprzerwanie ciągnął tłum z flagami. I ciągnął, i ciągnął, i ciągnął i nie było widać końca tego ciągnięcia. Pewnie – pomyślałem – napiszą jutro, że przyszła garstka „oszołomów”. Spokojnie dopiłem kawę i ruszyłem odzyskiwać Lubą Ojczyznę. Przejście przez Aleję Szucha już opisałem, więc zajmijmy się tym, co się działo po wejściu na Aleje Ujazdowskie. Gdy tylko nasz „wąż” minął Plac Na Rozdrożu usłyszałem nagle, że tłum skanduje coś, co z daleka brzmi jak: „Lech Wałęsa, Lech Wałęsa”. Osłupiałem, bo wszystkiego bym się spodziewał tylko nie tego. No może gdyby to było 20 lat wcześniej mogliby tak krzyczeć ale teraz ? Jednak gdy stojące bliżej mnie osoby również zaczęły skandować to okazało się, że nie jest to „Lech Wałęsa” tylko  „Krew na rękach” – z dala ukazał się bowiem gmach Kancelarii Prezesa Urzędu Rady Ministrów. Budynek ten w ramach jakiegoś dziwnego pomysłu został podświetlony z góry na biało, a od dołu na czerwono. Prawdopodobnie w zamyśle urzędników było to nawiązanie do barw narodowych, ale z daleka wyglądał tak jak gdyby był do połowy zanurzony we krwi  – przyznam, że sam bym nie wymyślił lepszej metafory rządów Tuska i jego komilitonów.

mnmm5Zanim jednak tam dotarliśmy, by patrząc na umieszczony na gmachu napis „Honor i Ojczyzna” zadać  gremialnie pytanie „Gdzie jest Bóg?”, czekała nas kolejna niespodzianka – otóż staliśmy się gwiazdami filmowymi. Szeroka w tym miejscu ulica została przewężona przez dwa prostokąty oddziałów prewencji, które stały po obu stronach ulicy i ścieśniały przejście. Musieliśmy więc wejść w specjalną „uliczkę”, na końcu której stała funkcjonariuszka i zawzięcie, przy pomocy małej kamerki, filmował twarz każdego kto szedł w stronę Belwederu. W ten sposób niechcąco wystawiliśmy sobie „pomnik trwalszy od spiżu”, bo jak coś trafi do policyjnych archiwów to z reguły pozostaje tam na wieki. Z drugiej strony – pomyślałem – każdy z nas będzie mieć niezbity dowód na to, że był na marszu, co może się przydać w nieodległej przyszłości, gdy rząd wolnej Polski, będzie rozdawał medale za zasługi. No, ale nie przyszliśmy tu po medale (zresztą z tych rąk, które je dzisiaj rozdają nawet byśmy ich nie przyjęli). Naszym celem był nie tyle Belweder (przynajmniej na razie) co stojący obok  pomnik Marszałka Piłsudskiego. Minęliśmy więc skąpany w krwawej poświacie gmach Kancelarii URM-u i ruszyliśmy pod monument, który – by przypodobać się Narodowi – ufundował onegdaj Aleksander Kwaśniewski.

mnmm6Tu karny dotąd tłum rozlał się w szeroki wachlarz, a do mikrofonu podszedł redaktor Sakiewicz i wygłosił płomienne przemówienie (ależ ten to jest „złotousty”). Gdy tylko wspomniał o grupie Węgrów, którzy maszerowali razem z nami, tłum od razu zaczął skandować podziękowanie. Zresztą okrzyki na cześć Węgrów padały od samego początku marszu, a gdy po drodze, bodajże na Placu Konstytucji, zaczęli oni śpiewać swój hymn, to stojący w pobliżu ludzie ściągali czapki z głów, choć oczywiście nie rozumieli ani słowa. Po redaktorze Sakiewiczu występowała jakaś starsza Pani, która walczyła w Szarych Szeregach, a na koniec do „sitka” podszedł Jana Pietrzak. Zaśpiewaliśmy z nim „Żeby Polska była Polską”. Wcześniej był jeszcze hymn (wszystkie zwrotki), a na koniec „Pierwsza Brygada”.  Po czym nastąpiło oficjalne rozwiązanie marszu.

Wszystko się skończyło. Plac wokół pomnika opustoszał. Jako ostatni, po 6 godzinach od rozpoczęcia marszu, opuszczał to miejsce Krakowski Klub „Gazety Polskiej”. Chciałbym oczywiście napisać, że to wynik naszego hartu ducha, przywiązania do tradycji… etc. Ale prawda była bardziej prozaiczna – po prostu ktoś nam się zgubił i musieliśmy na niego czekać tak długo, że w końcu zostaliśmy pod pomnikiem sami.  Zatem jako niezaplanowana ariergarda Wielkiej Armii wracaliśmy z rozwiniętymi flagami, mijając po drodze ładujące się do wozów oddziały prewencji. Na koniec zostaliśmy całkowicie sami, jeśli oczywiście nie liczyć kilku facetów, którzy jedli kiełbaski w budkach pod pomnikiem Dmowskiego.

Ponieważ nie wpuszczano autobusów na al. Ujazdowskie musieliśmy iść na piechotę aż na „Torwar”. Skręciliśmy więc przed „Barem na Rozdrożu” w Agrykolę. Było tam zupełnie ciemno. Po drodze mijaliśmy Pałac na Wodzie króla „Stasia”, jasno oświetlony pomnik Jana III Sobieskiego oraz dawną Podchorążówkę – słowem te miejsca, w których 29 listopada 1830 r. zaczęło się powstanie listopadowe . Popatrzyłem na potykających się w mroku klubowiczów i sam omal nie poleciałem, bo chodnik urywał się niespodziewanie i ponownie zaczynał pół metra niżej.  Wtedy sobie pomyślałem, że czasy się zmieniają, że się jednoczą „rządy, ludy, zdania”, a my biedni rebelianci ciągle musimy się plątać po tej nieoświetlonej Agrykoli w poszukiwaniu naszej wyśnionej Niepodległej.

Na koniec doszliśmy w okolice „Torwaru” pod ambasadę pogrążonej w kryzysie Republiki Hiszpanii. Po drugiej stronie ulicy stały jakieś milicyjne budy, do których pakowali się ostatni uczestnicy manifestacji, z tym, że z tej drugiej, opancerzonej i uzbrojonej strony. Za naszymi plecami, w mroku, majaczył ów potężny budynek do którego zwożono trumny ofiar katastrofy smoleńskiej. Jeśli ktoś chciałby w tym dostrzec jakąś metaforę to proszę bardzo. My byliśmy na to już zbyt zmęczeni. Pakując się do autobusów, które w końcu zajechały, mieliśmy poczucie dobrze spełnionego obowiązku. A teraz – kierunek Kraków, paciorek i spać 😉