Przeskocz do treści

Anna Dąbrowska*

Z Lechem Zborowskim, działaczem Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, uczestnikiem przygotowań do strajku w sierpniu 1980 r. i uczestnikiem strajku w 1981 r., kolporterem ulotek, prasy podziemnej, organizatorem drukarni, odznaczonym Krzyżem Wolności i Solidarności rozmawia Anna Dąbrowska.

Jak to się stało, że młody 22-letni mężczyzna, zaangażował się w Wolne Związki Zawodowe?

Zgodnie z obowiązującą dziś w wielu tzw. kombatanckich wspomnieniach zasadą, powinienem pewnie zacząć od historii jakiegoś pra-, pradziadka, który wiele lat temu zapoczątkował patriotyczne kształcenie następnych pokoleń Zborowskich. Tak jednak nie będzie, bo chociaż tych przodków, o których słyszałem, z całą pewnością wstydzić się nie muszę i pewnie wiele mógłbym się od nich nauczyć, jednak przyczyna, dla której wylądowałem w Wolnych Związkach, była prozaiczna. Miałem mocno buntowniczą naturę. Nie chodzi tu o typowy bunt nastolatka, ale raczej o wyraźne odczuwanie absurdu wielu elementów rzeczywistości tamtych czasów. Od wczesnych młodych lat miałem poważny problem z tzw. autorytetami, które chętnie wciskały nam swoje teorie, nie mogąc najczęściej odpowiedzieć na proste pytanie: dlaczego mamy w nie wierzyć? Swoją drogą, niewiele się przez te długie lata pod tym względem zmieniło. Zadawałem więc to pytanie często, wpadając tym samym równie często, w takie czy inne kłopoty. W 1979 roku natknąłem się na podobnie buntowniczą naturę – Jana Karandzieja. Jan trafił na WZZ-towską ulotkę i nie musieliśmy się wzajemnie przekonywać, że powinniśmy tę sprawę natychmiast sprawdzić. Przyznam się jednak, że po naszej pierwszej rozmowie z Joanną i Andrzejem Gwiazdami ewentualne nasze zaangażowanie się w działalność WZZ-tów wcale nie było oczywiste. Wydawało się nawet mało prawdopodobne. Moją pierwszą myślą po tym spotkaniu było przekonanie, że nasze konspirowanie będziemy musieli rozpocząć sami i na swój własny sposób. Wszystko dlatego, że zrozumienie, czym były Wolne Związki i czym miało być w nich działanie, wymagało czasu.

20180618adksdJest Pan opisany w Wikipedii m.in. takimi słowami: „Należy do krytyków pierwszego przewodniczącego Solidarności Lecha Wałęsy, jak i porozumienia okrągłego stołu”. Dlaczego?

To jest temat, w którym nie ma miejsca na żonglowanie słowami i ubieranie prawdy w dyplomatyczne frazesy. Odpowiem wprost. Cała historyjka o rewolucjoniście Lechu Wałęsie jest największym i najbardziej bezczelnym kłamstwem naszej współczesnej historii! Dotyczy to również okresu Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Lech Wałęsa, a ściślej kapuś bezpieki TW Bolek, nigdy nie był rzeczywistym działaczem WZZ-tów. Pozorował takie działanie, aby się uwiarygodnić wśród kolegów. Pojawił się w Wolnych Związkach z przyczyn, których nigdy nie potrafił wyjaśnić, po czym został uznany za niebezpiecznego głupca i odesłany, skądkolwiek przyszedł – po jego wręcz kretyńskich sugestiach obrzucania granatami komend milicji. Później dostał się do WZZ-tów niejako tylnymi drzwiami. W pewnym momencie pojawił się nagle na modlitwach za ojczyznę odbywających się w Kościele Mariackim, a prowadzonych przez środowisko późniejszego Ruchu Młodej Polski. Tej nagłej potrzeby manifestowania wiary, po co najmniej sześcioletnim sprzedawaniu ludzkich losów komunistycznej bezpiece, również nie potrafił nigdy wytłumaczyć. Wtedy „wymodlił” znajomość z Borusewiczem i ten przyprowadził go ponownie do WZZ-tów. Twórcy Wolnych Związków, nie znając jego odrażającej przeszłości, zaakceptowali jego obecność tylko dlatego, że twierdził, iż był członkiem komitetu strajkowego w grudniu '70, czego nie można było wówczas zweryfikować. Mieli nadzieję dotrzeć przez niego do innych uczestników i świadków tamtych tragicznych wydarzeń. Wiara w grudniowe kombatanctwo Wałęsy topniała z każdą jego następną wypowiedzią. Kiedy w 1979 r. WZZ-ty wzmocniła grupa nowych, młodych działaczy i tak już słaba pozycja Wałęsy w grupie zamieniła się w niemal całkowite jego nieistnienie. Na początku roku 1980 kompletny brak zaufania do niego spowodował, że mało kto chciał mieć z nim jakikolwiek kontakt. W końcu, w czerwcu 1980 r., czyli na dwa miesiące przed sierpniowym strajkiem, zwyczajnie został z Wolnych Związków wyrzucony. Tak w telegraficznym skrócie wygląda dwuletni pobyt Wałęsy w WZZ-tach. Opis jego „działalności”, czyli uwiarygodniania się, to już szersza sprawa.

Po uroczystościach rocznicowych WZZW prof. Dudek zasugerował, że wszelkie ataki na Lecha Wałęsę są jedynie przejawem frustracji zapomnianych, drugoplanowych działaczy WZZ-tów.

Pan Dudek ma jakąś niewiarygodną obsesję, aby przekonać tych, którzy Wałęsę znają lepiej niż ktokolwiek inny, że jest on bohaterem i symbolem walki z czymkolwiek. Jak do tej pory prof. Dudek zwyczajnie się tym ośmieszał. Tym razem jednak, postanowił – w dodatku w sposób obrzydliwy – działaczy Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża obrazić. W dodatku czyni to w 40. rocznicę powstania WZZW. Antoni Dudek jak większość dzisiejszych funkcjonariuszy propagandy wiadomych ośrodków nie jest w stanie dyskutować z faktami zawartymi w historycznych świadectwach działaczy WZZ-tów, więc przypisuje nam frustrację z powodu rzekomej zazdrości, wobec kapusia bezpieki i zdrajcy. Sugerując tym samym, że takie cechy charakteru mogły być dla uczciwych ludzi powodem do zazdrości. Jeśli kogokolwiek szokują te określenia, to wyjaśniam, że Wałęsa nie jest przez działaczy WZZ-tów postrzegany jako taki właśnie charakter dlatego, że akurat tak twierdzi jakiś Zborowski. Wałęsa jest łajdakiem, gdyż dopuścił się łajdactw, jest bandziorem, gdyż dopuszczał się czynów bandyckich, jest zdrajcą, gdyż dopuszczał się zdrad, a działacze WZZ-tów byli tych poczynań świadkami i od lat o nich opowiadają. Gdyby Antoni Dudek był badaczem historii, a nie służył zakłamanej propagandzie, to by te wszystkie działania Wałęsy sam dokładnie opisał, dla zwykłej, historycznej prawdy. On jednak woli wypisywać bzdury typu: „Większość członków WZZ poszła drogą Gwiazdów, ponieważ nie mogli zrozumieć, jak doszło do tego, że Lech Wałęsa stał się głównym beneficjentem tego sukcesu". Po pierwsze, my doskonale rozumiemy, dlaczego kapuś komunistycznej bezpieki został beneficjentem przeróżnych „sukcesów”. Jedynym, który tego nie rozumie, jest pan Dudek. Po drugie, cokolwiek według Antoniego Dudka oznacza „droga Gwiazdów”, dla nas jest drogą uczciwości i prawdy, ale to również zdecydowanie przekracza jego możliwości rozumienia. Jeżeli więc mówić o jakiejkolwiek frustracji, to tylko o tej, która wynika z faktu, że ktoś z tytułem profesora historii zamiast przejąć od działaczy Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża walkę o historyczną prawdę, woli dziś uprawiać propagandę i opluwać tychże działaczy, by chronić kłamstwo i postać patologicznego kłamcy, że o kapusiu bezpieki nie wspomnę.

Nie żałuje Pan dziś tamtych decyzji i wyborów?

Pierwszy raz usłyszałem to pytanie w budynku spacyfikowanej „Solidarności” w Gdańsku, w trwającym jeszcze stanie wojennym. Kiedy podjąłem decyzję o wyjeździe, odbierałem tam moje pracownicze dokumenty. Współpracująca z komunistycznym wojskowym nadzorcą kadrowa, wydając mi te papiery, zapytała z przekąsem: „I co, panie Leszku, warto się było tak dla tej Solidarności poświęcać?”.

Dzisiaj to samo pytanie w zupełnie innym kontekście zadają mi znajomi, patrząc, jak zdrajcy sprzedają naszą Ojczyznę i nasze wartości.

W tym wypadku nie mam jednak żadnego problemu z odpowiedzią. Dokonywaliśmy tamtych wyborów w realiach, kiedy nie mogliśmy mieć konkretnych oczekiwań, że doczekamy widocznych zmian. Mieliśmy wewnętrzny bunt i wybujałe marzenia. Przecież nie można żałować marzeń. To, że gdzieś po drodze taki czy inny łobuz ukradnie nam jakąś ich część, nie może sprawić, że przestaniemy do nich dążyć i nagle zaczniemy żałować, że podjęliśmy próbę ich spełnienia. Znając swoją naturę wiem, że jedyne, czego mógłbym dziś żałować, to tylko gdybym wówczas nie robił nic. Poza tym wiele marzeń jeszcze pozostało, a łobuzów też nie brakuje, więc trzeba dalej walczyć, aby nie mieć wątpliwości, kiedy znów ktoś zada to pytanie.

* Autorka jest prezesem Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Tekst i zdjęcie za: https://warszawskagazeta.pl/kraj/item/5706-legendarny-dzialacz-wzzw-lech-zborowski-trzeba-dalej-walczyc-nasz-wywiad