Przeskocz do treści

krakowniezaleznymkInformacja własna

Od 2011 roku - czyli od czasu obchodów pierwszej rocznicy wielkiego wydarzenia, jakim był pogrzeb śp. Pary Prezydenckiej w podziemiach Katedry Wawelskiej - wczoraj, 18 kwietnia 2016 roku, po raz pierwszy były to obchody w innej, nowej Polsce. Towarzyszyły nam nie tylko rodziny Ofiar Tragedii Smoleńskiej (prezes Prawa i Sprawiedliwości, p. Jarosław Kaczyński, mec. Małgorzata Wassermann), ale też najwyższe władze Państwa Polskiego (p. min. Małgorzata Sadurska reprezentująca przebywającego za granicą Prezydenta Andrzeja Dudę, premier Beata Szydło), władze województwa (wojewoda Józef Pilch, wicewojewoda Piotr Ćwik), marszałkowie Sejmu i Senatu, pp. Marek Kuchciński i Stanisław Karczewski, wielu parlamentarzystów i samorządowców Krakowa, Małopolski i Polski.

20160418mmsMszę Świętą, którą poprzedziło złożenie wieńców przy pomniku Świętego Jana Pawła II (Wieniec od prezydenta Andrzeja Dudy złożyła minister Małgorzata Sadurska, fot. p. Mirosław Boruta), odprawił ksiądz kardynał Stanisław Dziwisz, Metropolita Krakowski. Następnie złożono wieńce przy Sarkofagu śp. Pary Prezydenckiej - Lecha i Marii Kaczyńskich, przy trumnie Marszałka Józefa Piłsudskiego oraz przy Krzyżu Narodowej Pamięci (Krzyżu Katyńskim). Na stojącym obok telebimie setki Krakowian i Gości Naszego Miasta obejrzało filmy poświęcone życiu i pracy śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Jego Małżonki oraz wszystkich Ofiar tej największej w dziejach współczesnej Polski tragedii.

Zapraszamy Państwa do obejrzenia pięciu fotoreportaży. Ich autorami są pp. Mirosław Boruta (10 zdjęć), Andrzej Kalinowski (49 zdjęć), Maciej Miezian (25 zdjęć) i Mieczysław Suczyński (58 zdjęć):
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/18Kwietnia2016msb
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/18Kwietnia2016ak
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/18Kwietnia2016mm
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/6288177923487745169

maciejmiezianMaciej Miezian

Byłem, byłem, byłem!!! Ćma ludzi. Gdy czoło pochodu dochodziło do Placu na Rozdrożu poinformowano nas przez megafon, że właśnie ostatnia grupa wyszła z Placu Trzech Krzyży. Każdy kto zna Warszawę, wie jaka to odległość. Tłum szedł całą szerokością Alej Ujazdowskich, a na dodatek ludzie dochodzili z boków. Marsz przebiegał spokojnie i był dobrze zorganizowany. Od chwili zbiórki pod krakowskim Audytorium Maximum o 6:00 rano do godziny 17:00 zdążyliśmy dojechać na miejsce, „podpalić Polskę”, coś zjeść i zapakować się do autobusów, by wrócić do Krakowa.

polskimarsz1Ale i tak w gorliwości zawstydzili nas pracownicy TVN, którzy zjawili się na miejscu zbiórki przed nami. To, że my wstaliśmy tak wcześniej to oczywiste. Ale, że pani redaktor i kamerzyście też się chciało to pełny „szacun” (tym bardziej, że wszyscy widząc napis TVN24 mijali ich bez słowa i chyba nic nie skręcili). Potem zaś kamery tej stacji, która mówi „całą prawdę przez całą dobę” towarzyszyły nam od początku do końca. Co za uczynni ludzie – dzięki temu, że stanęli na dachu cały świat mógł zobaczyć rozmiary pochodu i potem ciężko było mówić o „garstce ekstremistów”.

polskimarsz2Do Warszawy dojechaliśmy sprawnie. Nikt nas nie kontrolował co było ewenementem, bo zwykle policja bardzo interesuje się stanem technicznym autobusów, które przewożą ludzi na niemiłe władzy demonstracje. Mało tego – w stolicy wpuścili pod samo „Narodowe”. Szybko więc znaleźliśmy się na miejscu. Uroczystości na Placu Trzech Krzyży zaczęły się po 13:00. Najpierw oddaliśmy hołd Ofiarom stanu wojennego. Był Apel Poległych, czytano nazwiska, a po każdym odpowiadaliśmy: "Zginął za Ojczyznę". Potem p. premier Jarosław Kaczyński przemówił a następnie złożył kwiaty pod pomnikiem Wincentego Witosa.

Zaczęły się przygotowania do formowania czoła pochodu, co trochę to trwało. My w tym czasie staliśmy na Placu Trzech Krzyży śpiewając "Żeby Polska była Polską". Potem marsz ruszył, ale jeszcze nie zdążyliśmy wyjść z Placu Trzech Krzyży a już musieliśmy stanąć, bo czoło doszło do Ambasady Amerykańskiej i p. poseł Anna Fotyga składała kwiaty pod pomnikiem prezydenta Ronalda Reagana. Ja w tym momencie byłem na wysokości pomnika Wincentego Witosa (czyli ze 400 metrów od pomnika), a za mną był prawie cały ten tłum, który dotąd stał na placu.

polskimarsz3Potem przez Aleje Ujazdowskie i Plac na Rozdrożu, ruszyliśmy pod Belweder. Nawet tam nie doszedłem. Nie było szans. Utknąłem w tłumie na wysokości wejścia do URM-u i nie widziałem nawet telebimu z przemówieniami. Także ze słyszeniem tego co mówili z podium było kiepsko, bo co chwilę ktoś zaczynał skandować i trzeba było się przyłączyć. Dopiero od przemówienia p. Andrzeja Gwiazdy ludzie całkowicie się uspokoili i zaczęli nasłuchiwać tego co docierało z daleka.

Po zakończeniu marsz się rozformował i równie sprawie jak się zebrał tak się rozszedł. W mgnieniu oka asfalt na, na którym przed chwilą stały dziesiątki tysięcy ludzi (może nawet setka) był puściusieńki i nie leżał na nim nawet skrawek papieru.

polskimarsz4Wracaliśmy mijając poszczególnych funkcjonariuszy w żółtych kamizelkach. Przez cały dzień policji praktycznie nie było wcale. Nie stali po drodze, gdy jechaliśmy, praktycznie nie widać ich było na Placu Trzech Krzyży, ani podczas marszu, nie licząc ok. 20 funkcjonariuszy, którzy stali pod URM-em i swoimi ciałami blokowali wejście do tego pustego o tej porze budynku. A przecież ponoć mieliśmy „podpalić Polskę”... Czy to był typowy dla władz paraliż organizacyjny, czy też może nawet najwierniejsi z wiernych nie kupują tej propagandy, która sączyła się przez tydzień z publikatorów ? Ja stawiam na drugie, choć oczywiście pierwszego, podobnie jak obu naraz, nie można wykluczyć.

Zapraszam Państwa jeszcze do obejrzenia całości fotoreportażu:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/13Grudnia2014mm

andrzejkalinowskiAndrzej Kalinowski

22 października 2014 roku w Oddziale Miejskim Muzeum Historycznego Miasta Krakowa w Nowej Hucie na osiedlu Słonecznym 16 została otwarta wystawa pod tytułem "Zapomniane dziedzictwo Nowej Huty - Bieńczyce". Wcześniej, w latach 2006-2012 prezentowane były między innymi: Mogiła, Krzesławice, Ruszcza i Pleszów.

20141022nhbBieńczyce kojarzą się dzisiaj przede wszystkim z Arką Pana i placem targowym "Tomeks" oraz oczywiście z kombinatem... Ale wieś Bieńczyce liczy sobie ponad sześćset lat udokumentowanej historii. Na wystawie pokazano stare plany agrarne, mapy posiadłości, rozwój przemysłu na ziemi krakowskiej (ponad dwieście lat temu istniała tu fabryka mebli)! Do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku istniała tu także linia kolejowa do Kocmyrzowa, Mogiły i dalej do Proszowic i Kazimierzy Wielkiej. W czasie II wojny światowej bardzo silna była tu partyzantka i ruch oporu. Pokazano również rozwój oświaty wiejskiej (zdjęcia obiektów szkolnych czy ławki klasowej z dziurą na kałamarz) i kultury ludowej.

20141022bienczyce1Pokazano dwa olbrzymie w wyrazie i precyzyjne w formie obrazy w iście w Matejkowskiej skali. Powiększenia przedstawiające Franciszka Ptaka ówczesnego posła na sejm Rzeczypospolitej i jego żony Marianny. Autorem był Józef Krasnowolski mieszkaniec Krzesławic (uczeń Jana Matejki). Ponadto "kto ma olej ten idzie na kolej" - pokazano starą kocmyrzowską lokomotywę i stację kolejową w Bieńczycach wraz z pasażerami.

20141022bienczyce2Ciekawostką wernisażu był suto zastawiony stół z jadłem. Były to przysmaki chłopskie, jako że wieś była bogata więc i teraz poczęstowano przybyłych Gości chlebem ze smalcem, były kwaszone ogórki, czosnek, swojskie wędliny, pasztet, chudy boczek, biała kiełbasa na gorąco w sosie koperkowym i z chrzanem, ciasta, napitki, kwas chlebowy bieńczycki. Paniom podobały się i smakowały również ciasteczka ze... szpinakiem. Ponoć dobre, bo niskokaloryczne.

Wystawa inna niż wszystkie 😉 Brawa dla pomysłodawców i wykonawców. Kuratorem wystawy jest p. Maciej Miezian, pomysłodawcą p. Bartłomiej Nuckowski, aranżacje plastyczne wykonał p. Wacław Sawicz. Wystawa godna polecenia, czynna do 6 kwietnia 2015 roku. O szczegółach informuje strona www ekspozycji:
http://www.mhk.pl/wystawy/wystawa-zapomniane-dziedzictwo-nowej-huty-bienczyce-w-oddziale-dzieje-nowej-huty
a ja zapraszam Państwa do obejrzenia fotoreportażu, 34 zdjęć:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/23Pazdziernika2014ak

Zofia Kossak-Szczucka

Ilustracje w tekście p. Maciej Miezian.

"Jam jest Polska, Ojczyzna Twoja, ziemia Ojców, z której wzrosłeś. Wszystko, czymś jest, po Bogu - mnie zawdzięczasz.

20140410zks11. Nie będziesz miał ukochania ziemskiego nade mnie.
2. Nie będziesz wzywał imienia Polski dla własnej kariery, chwały albo nagrody.
3. Pamiętaj, abyś Polsce oddał bez wahania majątek, szczęście osobiste i Życie.
4. Czcij Polskę, Ojczyznę Twoją, jak matkę rodzoną.
5. Z wrogami Polski walcz wytrwale do ostatniego tchu, do ostatniej kropli krwi w żyłach Twoich.
20140410zks26. Walcz z własnym wygodnictwem i tchórzostwem. Pamiętaj, że tchórz nie może być Polakiem.
7. Bądź bez litości dla zdrajców imienia Polskiego.
8. Zawsze i wszędzie śmiało stwierdzaj, że jesteś Polakiem.
9. Nie dopuść, by wątpiono w Polskę.
10. Nie pozwól, by ubliżano Polsce, poniżając Jej wielkość i Jej zasługi, Jej dorobek i Majestat.

Będziesz miłował Polskę pierwszą po Bogu miłością. Będziesz Ją miłował więcej niż samego siebie".

Warto dodać, że dzięki p. Maciejowi Miezianowi możemy zobaczyć także dom - Muzeum Zofii Kossak-Szczuckiej (później Zofii Kossak-Szatkowskiej) w "Domku Ogrodnika" w Górkach Wielkich nieopodal Skoczowa, a także miejsce Jej wiecznego spoczynku na tamtejszym cmentarzu:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/11Kwietnia2014mm

maciejmiezianMaciej Miezian

We wtorek jak zwykle udałem się do „Sarmacji” na ul. Św. Tomasza na kolejne spotkanie „Klubu Wtorkowego”. Tym razem klub zaprosił doborowe grono. Byli: Józef Orzeł, współzałożyciel Klubu Ronina (Warszawa); Zbigniew Kopczyński, organizator Klubu Dyskusyjnego Irka Kwietnia (Katowice); Ryszard Kapuściński, prezes klubów „Gazety Polskiej” (Kraków) i Zbigniew Kruk-Strzeboński, prezes Rady Krakowskiego Klubu „Kamieniołom” (Kraków).

Rozmawiano głównie o fenomenie prawicowego clubbingu, jego szansach i zagrożeniach. Nastroje były umiarkowane, bo co prawda społeczeństwo budzi się z letargu ale wcześniej świat może nam się zawalić na głowę. Bowiem oprócz Tuska i jego ekipy musimy zmagać się z szaleństwami Unii, ofensywą ideologii „gender” i majaczącym gdzieś w oddali islamem. Słowem: żniwo duże, a pracowników Pańskich wciąż za mało. Dlatego przed klubami stoi nadal moc zadań.

20140121mmPrzysłuchiwałem się tej rozmowie i uderzyły mnie trzy rzeczy. Po pierwsze wszyscy rozmówcy uważali obecną sytuacje za unikalną w skali dziejów. A przecież tak nie było. Weźmy np. tak lubiany przez wszystkich renesans. Czy zauważyli Państwo, że w Krakowie niema ani jednego renesansowego kościoła? Ani jednej sztuki! Za to mamy liczne kaplice w tym stylu, które są bardziej wyrazem doczesnej pychy fundatorów niż świadectwem wiary. Nawet te z nich, które fundowane były przez biskupów zawierają z reguły gigantyczne nagrobki donatorów i małe, skromne, ołtarzyki. Dbano też by w owych kaplicach nie było zbyt wiele elementów „klerykalnych”. Stąd pełnej pogańskich scen dekoracji przeciwstawiano niewielki krucyfiks, albo eleganckie tondo z odpowiednio ubraną i upozowaną Madonną.

Zatem ofensywa ateizmu czy „załamywanie się” religii chrześcijańskiej nie jest czymś nowym. W renesansie też mieliśmy rozdętą konsumpcję i skrajny hedonizm. A jak to się skończyło ? O tym można się przekonać chodząc ulicami Krakowa, bo w następnej epoce zwanej barokiem, ludzie byli tak pobożni, że kościoły stawiano na każdym skrzyżowaniu.

Po drugie „gender” też już istniał. Po pierwszej wojnie światowej feministyczne organizacje w Rosji doszły do tak ogromnej potęgi, że za zgodą partii zaczęły wprowadzać reformy - i to dokładnie takie, o które walczą dzisiejsi zwolennicy „postępu”. Lecz rozwody i aborcje na żądanie, uparta promocja „wolnej miłości” i ataki na rodzinę doprowadziły do chaosu (także w gospodarce) i spadku „dzietności” . Musiało więc w tej sprawie interweniować KC. A to co zrobiono z tzw. „Żonotdiełem” może być dla współczesnych feministek dobrym przykładem tego jak traktuje lewica sojuszników, których nie potrzebuje. Tak czy inaczej genderowo-komunistyczny eksperyment w ZSRS wart jest przypomnienia, tym bardziej, że wyszło ostatnio nieco książek na ten temat.

Po trzecie zauważyłem, że klubowicze nie bardzo orientują się czym jest tzw. „Era Wodnika”. Kojarzą ją głównie z posthipisowskim ruchem, który zgodnie z rzuconym przez Rudiego Dutschke hasłem „długiego marszu przez instytucje”, ogarnia na naszych oczach cały świat. Ale owa Era Wodnika, będąca hasłem wywodzącym się jeszcze ze starożytnej astrologii, ma też inne konotacje, nie koniecznie dla prawej strony niekorzystne. O ile oczywiście ponowne przyjście Chrystusa na ziemię i związana z tym apokalipsa może być korzystna dla kogokolwiek z nas. W każdym razie – jak głoszą pisma – wszyscy ci, którzy znajda się po prawej stronie siedzącego na tęczy (!) Zbawiciela, będą w nieporównanie lepszej sytuacji niż co po lewej. Ale dość już o tym, bo jeszcze słowo a przestaną mnie do tego klubu wpuszczać 😉

maciejmiezianMaciej Miezian

10 stycznia na Wawelu odprawiona została kolejna Msza Święta w intencji śp. Pary Prezydenckiej oraz Wszystkich Ofiary Katastrofy Smoleńskiej. Zatem, jak zwykle, pobiegłem stromą ścieżką pod Bramę Herbową, gdzie wśród  godeł ziem dawnej Rzeczpospolitej jest też znak Województwa Smoleńskiego. Przedstawia on rozwinięty sztandar bojowy – co dość dobrze pasuje do naszego bojowego ducha i ciągłego maszerowania. Obok wspomnianej bramy stał niegdyś bastion króla Władysława IV, którego resztki stanowią podstawę pomnika Tadeusza Kościuszki. To też dobry prognostyk, bo Władysław IV odniósł nad Rosjanami wielkie zwycięstwo właśnie pod Smoleńskiem w 1634 roku (co zresztą wyobrażone jest na jego sarkofagu w podziemiach Katedry na Wawelu). Co ciekawe – także ów budynek, przy ul. Grodzkiej, pod którym gromadzimy się co miesiąc przy Krzyżu Katyńskim to Arsenał Władysława IV. Widocznie duch króla ciągle nam patronuje.

Gdy przyszedłem na Wawel była jeszcze chwila czasu, więc poszedłem do krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów (swoją drogą – co za piękna nazwa). Nie tylko sam chciałem oddać hołd ofiarom katastrofy smoleńskiej, ale także popatrzyć na piękny zwyczaj przyklękania przed grobem Pary Prezydenckiej, podobny do tego, który w epoce zaborów praktykowali Polacy przed grobem Tadeusza Kościuszki oraz głazem na szczycie jego Kopca. Było by to może sympatyczne odniesienie do przeszłości, gdyby nie świadomość, że dzięki wysiłkom pewnej partii nasza sytuacja polityczna bardzo zbliżyła się do tej z czasów zaborów.

Ale jesteśmy jeszcze My, czyli jak powiada popularna pieśń: „Królewski Szczep Piastowy”. Toteż zgodnie z przysługującymi nam prerogatywami, przybywamy na swoje miejsce, do swojej katedry, ze swoimi biało-czerwonymi flagami. A wszystkim tym, którzy czują się wykluczeni, bo – jak powiedział wybitna reżyserka – „przerażają ją tłumy owinięte w biało-czerwone flagi” odpowiadamy słowami rzecznika prasowego, Pawła Grasia: „Izwienitie pażausta druzja”, ale niestety „to silniejsze od nas” (to ostatnie to też oczywiście cytat z książki, która choć nosi tytuł „Niebezpieczne związki” bynajmniej – jak mogliby sądzić młodzi, wykształceni z wielkich miast – nie dotyczy NSZZ „Solidarność”).

Było więc jak zwykle. Nie zważając na uczucia tych wszystkich, którzy dbają o naszą moralność i lamentują nad łatwością ulegania „hipotezom smoleńskim”, rozsiedliśmy się w dawnych stallach i ławach Katedry czyli dokładnie tam gdzie niegdyś siadali królowie, książęta, biskupi, hetmani, dygnitarze, szlachta i prałaci. Następnie wzięliśmy udział we Mszy Świętej (co według współczesnych standardów samo w sobie jest naganne) i to na dodatek przy konfesji Świętego Stanisława. Miejsce to nazywane jest Ołtarzem Ojczyzny.

W dawnych czasach wieszano tutaj sztandary pokonanych wrogów i różne trofea wojenne. Zwyczaj ten jest oczywiście także naganny, bo jątrzy i sieje niezgodę między narodami, no chyba, że chodzi o zdobyte na nas sztandary i trofea, które zdobią kościoły i muzea w Niemczech, Szwecji czy Rosji. W takich wypadkach mamy bowiem do czynienia nie tyle z grabieżą, ile z „promocją Polski za granicą”.

Patrzyłem więc na ten Ołtarz Ojczyzny, pozbawiony wiszących tu niegdyś flag, zbroi, mieczów i innych akcesoriów wojennych i tak sobie pomyślałem, że warto by do tej tradycji wrócić. Jak pięknie wyglądałby ów ołtarz ozdobiony np. wyjściowy mundurem gen. Anodiny, długopisem Macieja Laska, piłką i peruwiańską czapeczką naszego obecnego premiera czy chociażby pisemnym przyznaniem się do winy Radka Sikorskiego i Tomasza Arabskiego.

Po Mszy Świętej odbyło się zejście pod Krzyż Katyński. Pogoda była dla nas łaskawa, ale nawet jakby była inna to i tak jesteśmy zahartowani, bo dzięki wysiłkom Donalda Tuska i jego rządu szliśmy już raz czterdziesty piąty. Nb. szybko zbliżamy się do magicznej, jubileuszowej, liczby „50” więc może by pomyśleć o wystąpieniu do Najwyższych Czynników o jakieś odznaczenia, a do Unii Europejskiej o grant na rozwijanie społeczeństwa obywatelskiego? W  końcu w naszych marszach uczestniczą licznie kobiety, które wykonują te same czynności co mężczyźni ( np. niosą ciężkie transparenty, machają flagami, zapalają znicze, marzną na mrozie, przemawiają). Można więc śmiało powiedzieć, że w pełni przestrzegamy unijnej polityki równościowej znanej bardziej jako gender mainstreaming. Stąd dotacje jak najbardziej się nam należą.

Po dojściu pod Krzyż Katyński złożyliśmy 96 zniczów, odmówiliśmy krótką modlitwę a na koniec był wykład. Tym razem wystąpił szef małopolskiej „Solidarności”, Wojciech Grzeszek, który mówił o zmarłej niedawno śp. Barbarze Niemiec. Potem były różne komunikaty, oświadczenia i zawiadomienia. Na koniec odśpiewaliśmy „Boże coś Polskę”, „Hymn Narodowy” i rozeszliśmy się do domów.

Aliści nie wszyscy, bo KPN-owcy znów ruszyli ze swoim głośnikiem na miasto, a my w kilkanaście osób przyłączyliśmy się do nich. Niosły się więc przez ul. Grodzką piosenki legionowe i te z powstania styczniowego. Przy Placu Wszystkich Świętych mieszkańcy grodu Kraka mogli się zapoznać ze słowami piosenki Pawła Piekarczyka „Dumny oszołom”, a na Rynku „Honor i gniew” Lecha Makowieckiego oraz „Chlup, chlup, plusk, plusk…” Jana Pietrzaka. Z tego co zauważyłem ta piosenka najbardziej się ludziom podoba, choć i „Dumny oszołom” miałby zapewne wysokie notowania, gdyby rozpisać jakiś sondaż wśród zaskoczonych naszym marszem ludzi. Tak przeszliśmy przez Rynek dookoła, a potem ul. Szewską i doszliśmy do siedziby księgarni „Gazety Polskiej”. Oni tam zostali, a ja wróciłem do domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.

maciejmiezianMaciej Miezian

Jak wiadomo z Krakowa do Warszawy jest daleko więc musieliśmy wstać o 4.00 rano, co nie nastrajało nas przyjaźnie do Donalda Tuska i jego ekipy, bo nie dość, że nie potrafią rządzić to jeszcze nie można przez nich pospać. Ale  skoro media mówiły, że nie jedziemy tam po sprawy pracownicze tylko by obalić „najlepszy rząd jaki kiedykolwiek mieli Polacy” to trzeba było im wierzyć i trochę się wysilić.

Wyruszyliśmy zatem po to, by zasmucić zapatrzoną w nasze sukcesy gospodarcze Europę, odebrać naszemu krajowi szansę na rozwój, która może dać tylko większe zadłużenie i zdusić popyt poprzez żądania, które innych krajach napędzają koniunkturę a u nas z niewiadomych powodują stagnację.

Punktem zbiórki był Plac Matejki z podświetlonym przez reflektory Pomnikiem Grunwaldzkim. To też już daleka widać było na fasadzie Akademii Sztuk Pięknych ogromny cień Jagieły na koniu co było dobrą wróżba na wyjazd.

manifestacja1Podróż przebiegała bez zakłóceń. W przeciwieństwie do 11 listopada policja nie stała przy drodze, by z troski o bezpieczeństwo zatrzymywać kolejne autobusy i przepytywać organizatorów kto jedzie i po co. Po paru godzinach wylądowaliśmy pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie, gdzie stały już tysiące związkowców z OPZZ. Ponieważ nasi mieli iść od Placu Trzech Krzyży to przeszliśmy Alejami Jerozolimskimi na Rondo de Gaulle’a i dołączyliśmy do kolumny Regionu Małopolskiego „Solidarności”, która stała pod dawnym budynkiem KC gdzie obecnie mieści się giełda.

Huk jaki tam panował był oszałamiający. Wszyscy dmuchali w gwizdki i trąbili w wuwuzele. Wyły alarmowe syreny i rogi przeciwmgielne, a co parę minut wybuchały petardy. W rezultacie choć byliśmy blisko Ronda de Gaulle’a nie widzieliśmy przedstawienia „Nie mój cyrk, nie moje małpy”, tylko co jakiś czas dochodziły do nas fragmenty odczytywanego poematu.

manifestacja2Ogólnie mówiąc nastrój był radosny, zaś szczególny entuzjazm wybuchł gdy obok przejeżdżał złoty pomnik ubranego w peruwiańską czapeczkę Donalda Tuska, który stał w pozie Kim Ir Sena i trzymał pod pachą piłkę. Warto by tą rzecz odlać z brązu, by pamięć o tym facecie nigdy nie zaginęła.   

Pochód ruszył. Przeszliśmy Rondo de Gaulle’a. Po lewej stronie aż do Ronda Dmowskiego ciągnęły się kolumny związkowców z OPZZ. Po prawej w stronę Mostu Poniatowskiego stali przedstawiciele Federacji Związków Zawodowych.

Ruszyliśmy przed siebie w stronę Placu Zamkowego. Ludzie stali na chodnikach i do nas machali. Niektórzy mieli w oczach łzy. To samo zresztą było po drodze gdy jechaliśmy do Warszawy. Ewidentnie w Narodzie coś narasta.

Mijając pałac Prezydencki zaczęliśmy skandować. Wcześniej nie bardzo się dało, bo huk był taki, że z trudem można było usłyszeć własne myśli. Tu zaś kolumna się trochę rozciągnęła i zrobiło się ciszej. Mogliśmy więc trochę „przewietrzyć płuca” i mieć nadzieję, że nas ktoś usłyszy.  

manifestacja3Na koniec doszliśmy do Placu Zamkowego gdzie na trybunie po kolei przemawiali wszyscy przywódcy central związkowych. Nastrój był cudowny i niesłychanie bojowy, choć zapewne ci co oglądali to w telewizji słyszeli te wystąpienia lepiej niż my, którzy tam staliśmy. 

Ponieważ autobus miał być w Krakowie na określoną godzinę, a trzeba jeszcze go było odnaleźć, to nie czekaliśmy do końca i wyszliśmy z Placu w trakcie przemówień. Cały czas zresztą napływały tam kolejne grupy.

Jak się okazało nasz wóz stał dopiero na al. Jana Pawła II więc mieliśmy przed sobą ładną wycieczkę krajoznawczą i to po terenach, po których się z reguły nie chodzi.

To też najpierw ul. Senatorską przeszliśmy pod Pałac Prymasowski, mijając po drodze miejsce akcji podczas której żołnierze Armii Krajowej zagarnęli Niemcom 100 mln złotych, co był jednym z największych sukcesów Podziemia.  Dalej przy Placu Teatralnym był Pałac Blanka, w którym zginął Krzysztof Baczyński, co upamiętnione zostało tablicą. Naprzeciw zaś Teatr Narodowy, z kwadrygą Apollina, którą osobiście  wciągali Aleksander Kwaśniewski wraz z dyrektorem teatru. Potem minęliśmy dawny ratusz, ratusz w którym rezydował Stefan Starzyński, a za nim odbudowany w 1999 r. kościół pod wezwaniem św. Brata Alberta i Andrzeja Apostoła.

palacblekitnyNastępnie minęliśmy należący niegdyś do Czartoryskich Pałac Błękitny (fot. Wikipedia) i kościół św. Antoniego Padewskiego wybudowany przez króla Zygmunta III Wazę jako votum za zdobycie Smoleńska. Przed kościołem znajdują się słynne krużganki z epitafiami – jedno z najbardziej niezwykłych miejsc w Warszawie.

Następnie przez Plac Bankowy, na którym niegdyś stał pomnik Feliksa Dzierżyńskiego, a dziś urzęduje Hanna Gronkiewicz-Walc przeszliśmy na Plac Za Żelazną Brama ozdobiony wystawiona kopią waszyngtońskiego pomnika Kościuszki, który zastąpił monument „utrwalaczy” Polski Ludowej.

Dalej były Hale Mirowskie, gdzie widząc nasze koszulki z logiem „Solidarności” naskoczył na nas jakiś sprzedawca z zapytaniem czy nadal bronimy Lecha Wałęsy. Mogliśmy go więc uspokoić, że już nie, czym był bardzo zdziwiony. Widać z tego, że obieg informacji w naszym kraju pomimo rozwoju mediów zarówno papierowych jak i elektronicznych, nadal pozostawia wiele do życzenia. 

kosciolswaugustynaPrzez hale doszliśmy w końcu do al. Jana Pawła II ale okazało się, że autobus stoi dopiero pomiędzy Stawki a „Pawiakiem” więc ruszyliśmy przez tereny dawnego getta. Dziś to obszar zabudowany blokami w stylu socrealizmu, które bardzo przypominają Nowa Hutę, tyle że są z reguły wyższe. Pomiędzy nimi można dostrzec wieżę kościoła na Nowolipkach – znanego z słynnych zdjęć, gdzie świątynia ta stoi jako jedyna budowla w morzu rozburzonego getta (Tablica fundacyjna nad wejściem do kościoła Świętego Augustyna, fot. Wikipedia).

Nowoczesna III RP oczywiście nie była by sobą gdyby przy al. Jana Pawła II, na miejscu gdzie pod trawnikiem nadal leżą wśród gruzy dawnego getta, nie zrobiła w jednym z pawilonów istnego zagłębia „sex-shopów” i agencji towarzyskich. Cóż, widać asnykowe hasło „trzeba z żywymi naprzód iść” zrozumiano tu chyba nieco opacznie.   

Dalej mijaliśmy Aleję Solidarności. Po lewej był sąd na Lesznie gdzie 33 lata temu zarejestrowano pierwszy Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”, zaś po prawej kościół Narodzin Najświętszej Mari Panny. To właśnie tu w 1860 r. po raz pierwszy zaśpiewano nową wersję napisanej na koronację cara pieśni „Boże coś Polskę”.

drzewopamieciNastępnie, mijając galerię w miejscu dawnej pracownia Xawerego  Dunikowskiego, dotarliśmy pod „Pawiak”. W 2011 r. w ramach lewicowych prowokacji przeciwko Marszowi Niepodległość ktoś zniszczył część tablic na Drzewie Pamięci (fot. muzeum-niepodleglosci.pl). Było o tym głośno w prasie, a władze ponoć złapały sprawcę. Ale czy ktoś słyszał o jakimś procesie albo wyroku w tej sprawie? Cóż – to nie pomnik Armii Sowieckiej więc dlaczego władza i jej usłużne media miały by się domagać jakiejkolwiek kary za sprofanowanie pomnika?

 A tuż za „Pawiakiem” czekał na nas autobus, którym już bez dalszych przygód wróciliśmy do Krakowa.

maciejmiezianMaciej Miezian

Byłem wczoraj w Warszawie na związkowych manifestacjach i zobaczyłem koniec „Platformy”. Celowo piszę ten wyraz w cudzysłowie, bo nie chodzi mi o tylko partię, lecz o pewien sposób rządzenia, w którym z rozbitym na atomy społeczeństwem rząd może zrobić, co tylko chce. Taka sytuacja była u nas po 1989 r., a Platforma doprowadziła tego typu praktykę do szczytu. Teraz to pękło.

20130914aW pochodzie szły nie tylko wszystkie centrale związkowe, ale przedstawiciele wielu rozmaitych środowisk, tworząc rzeczywisty, szeroki „przekrój społeczeństwa”. Na transparentach widziało się hasła od skrajnej lewicowych po skrajnie prawicowe – słowem, całe spektrum tego, co ludzi porusza, boli lub irytuje. I nikt nikogo nie obrażał, nikt na nikogo nie napadał, nikt do nikogo nie miał pretensji o to, czy tamto. Bo nie miały znaczenia hasła, tylko fakt, że byliśmy razem i chcieliśmy tego samego: obudzić się i zacząć od nowa. Ale nie tyle obalając rząd (bo to się prędzej czy później stanie), lecz głównie obalić własne lenistwo, własną bierność i bezwolną apatię w przyjmowaniu tego, co wyczynia rząd. Bo rząd może z nami zrobić wszystko tylko wówczas, jeśli mu na to pozwolimy.

20130914bI nie jest prawdą, że szli tam sami pracownicy. Byli też pracodawcy, bezrobotni, ci, którzy są na umowach „śmieciowych”, a nawet sam premier Tusk - tyle, że nie osobiście, tylko w postaci złotego pomnika z podpisem „Premierowi Naród”. Monument ów jechał na nomen omen platformie i wskazywał nam wszystkim „jedynie słuszny” kierunek, czyli Plac Zamkowy, gdzie stała trybuna, z której przemawiali  szefowie central związkowych i wielu mniejszych lub większych organizacji społecznych. Słowem, było znów tak jak w 1980 r. . I w tym właśnie można było zobaczyć koniec tej atomizacji społeczeństwa , rozwarstwienia i czekania aż przyjdzie – jak pisze Ziemkiewicz – „biały człowiek z Unii Europejskiej” i wszystko za nas załatwi.

20130914cNo i może najważniejsze – wszyscy byli z nami. Nie mówię tylko o warszawiakach, którzy przystawali na chodnikach, pozdrawiali nas, podchodzili, żeby uścisnąć dłoń (a niektórzy jawnie płakali ze wzruszenia). Po naszej stronie byli także ci, którzy mieli nas  pilnować. Stanąłem w jakiejś kolejce, a przede mną byli policjanci w czarnych mundurach, z prewencji. Gdy tylko ujrzeli moją koszulkę z napisem „Solidarność”, rozstąpili się mówiąc: „Proszę przejść. Pan walczy za nas wszystkich. My możemy poczekać”. I tak właśnie zachowali się ci, którzy – według oczekiwań Tuska – mieli bronić miasta przed „wichrzycielami”.

Zresztą, do władzy to już chyba dotarło, bo tym razem policji prawie nie było na ulicy, nie stawiano żadnych barierek i nie prowokowano do zamieszek. Bardzo rozsądnie, bo nie wiadomo, po której stronie stanęłyby tym razem służby mundurowe, skoro szefowie ich związków zawodowych stali razem z przywódcami „Solidarności”., OPZZ i Federacją Związków na trybunie na Placu Zamkowym.

I jeszcze linka do całego fotoreportażu:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/14Wrzesnia2013mm

maciejmiezianMaciej Miezian

Motto:
Uczyć się, uczyć, jeszcze raz uczyć
W. Lenin

W III RP, tak jak w PRL, człowiek codziennie uczy się czegoś nowego. Na przykład ostatnio media doniosły o ataku na red. Miecugowa, któremu młody rozemocjonowany człowiek dwukrotnie próbował zrobić coś, co w moich czasach nazywało się „muką” albo „helikopterem”, ale bodajże ani razu nie trafił. Ze zdumieniem więc przecierałem oczy, gdy dowiedziałem się, o co chcą go oskarżyć.

Pierwszy z paragrafów mówi o zakłócaniu imprezy masowej. Ale – jak  zauważyli komentatorzy – skoro impreza odbywa się pod hasłem „Róbta, co chceta”, to młody człowiek poszedł tylko za wskazaniami organizatorów. Ponadto kierował się słowami twórcy festiwalu, Jerzego Owsiaka, który przy innej okazji powiedział: „Jestem pacyfistą, ale mogę teraz z "baśki" przyłożyć. Niech tylko Wałęsa wskaże, komu”. Zatem to, co przydarzyło się red. Miecugowowi w pełni mieści się w formule „Przystanku Woodstock”, którego hasłami były przecież: miłość, tolerancja i wspomniany przed chwilą pacyfizm.

Prawo jednak jest prawem i sprawcę skazać trzeba, choć z tym w naszym kraju różnie bywa. Miejmy jednak nadzieję, że – w przeciwieństwie do wystąpienia Janusza Palikota zakłócającego wiec Jarosława Kaczyńskiego w Lublinie, pląsów Człowieka-Motyla wokół procesji Bożego Ciała w Łodzi czy podarcia Biblii przez Nergala – sąd tym razem stanie na wysokości zadania i nie będzie zasłaniał się „małą szkodliwością czynu”. Możemy liczyć, że woodstockowy napastnik skończy zakuty w dyby w lochach pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów lub w gmachu przy ul. Wiertniczej, gdzie do końca życia będzie oglądał tylko TVN24 i wszystkie powtórki programów red. Miecugowa.
  
O wiele ciekawszy, także dla mnie jako autora piszącego na portalu „Kraków Niezależny”, jest drugi zarzut, który chce się postawić młodemu człowiekowi. Ten zwolennik Janusza Korwina Mikkego (bo tym razem nie jest to ani „moher”, ani PiSior, choć, oczywiście, Jarosław Kaczyński odpowiada za „stworzenie atmosfery”), będzie karany za… zmuszenie red. Miecugowa do napisania artykułu! Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale doniesienia prasowe mówią jasno o zarzucie „używania przemocy w celu zmuszenia dziennikarza do opublikowania lub zaniechania opublikowania materiału prasowego”. Faktycznie – redaktorowi Miecugowowi będzie wypadało coś o całym zajściu napisać, a może nie bardzo mu się chce albo nie ma czasu? Przecież są wakacje, gonią terminy, a ty, człowieku, teraz pisz, udzielaj wywiadów, tweetuj, zamieszczaj na fejsiku...! A może redaktor miał inne plany na te letnie dni? Kara słusznie się draniowi należy.

Od razu też zacząłem się zastanawiać nad swoją sytuacją, bo człowiek codziennie się czegoś uczy. Czy jeśli na ulicy podchodzi do mnie Mirosław Boruta i mówi: „Napisz coś o tym do Krakowa Niezależnego”, to mam do czynienia z przypadkiem „używania przemocy w celu zmuszenia dziennikarza do opublikowania materiału prasowego” (bo nie wypada mi odmówić), czy też jest to przyjacielskie ponaglenie (bo chyba nie jawne „wymuszenie rozbójnicze” ?). Niby Boruta nie bije, ale – te jego oczy! Zdają się w nich płonąć łuny nad komitetami, błąkać bandy Łupaszki i Warszyca, kryć się na barykadach warszawscy powstańcy... Presja jest nie do zniesienia. 

Ale – dość. Nie dam się więcej szantażować. „Są jeszcze sądy w Warszawie” – jak pisał na tweeterze Radek Sikorski. A i paragraf – jak mawiał ktoś inny – znajdzie się na człowieka. Od dziś piszę swoje artykuły (lub nie piszę – bo prawo daje mi i takie możliwości) do „Krakowa Niezależnego” tylko wtedy, gdy mam na to ochotę. Jak na przykład tym razem.

maciejmiezianMaciej Miezian

Z reguły mieszkaniec Krakowa nie ma czego zazdrościć warszawiakowi, ale przychodzi taki dzień, jak 1 sierpnia i trzeba serca, myśli i czyny poświęcić ukochanej stolicy.

Zatem zgodnie z zaleceniami już rano wywiesiłem narodową flagę, włączyłem TV Republika i ogólnie oddawałem się czynnościom, które postępowi publicyści nazywają „budzeniem demona polskiego nacjonalizmu”. Na koniec bies podkusił mnie jeszcze, by na Salonie24 umieścić radę dla pewnego ogólnie szanowanego profesora i członka Rady Nadzorczej „LOT”, że skoro „motłoch” przeszkadza mu w obchodzeniu rocznicy na Powązkach, to zawsze może to zrobić nad grobem Dirlewagnera, brygadfurera Kamińskiego czy Bacha Zalewskiego. W końcu to też uczestnicy powstania, tyle że - jakby to ujął Adam Michnik – będący „po drugiej stronie historycznego sporu”. Na koniec kliknąłem „zapisz” i zadowolony poszedłem na mszę do Kościoła Mariackiego, pewien, że mi tę notkę  skasują. A ona znalazła się na pierwszym miejscu i rozpętała burzę, o której jeszcze nic nie wiedziałem.

Wyszedłem z domu trochę za późno i wycie syren o godzinie „W” zastało mnie przy kościele św. Krzyża. Stanąłem tak jak inni (poza jakimś „młodym-wykształconym” – typową ofiarą obcinania lekcji historii – który szedł i tak zawzięcie rozmawiał przez komórkę, że nie zauważył, co się wokół dzieje).

Na mszę do Mariackiego dotarłem tuż po 17.00, zanim się jeszcze zaczęła. Nabożeństwo było bardzo podniosłe, ludzi wiele, a kazanie – przepyszne. Jeden z młodych rekonstruktorów stojących przy ołtarzu zemdlał. Było bardzo gorąco i duszno, a on był jeszcze ubrany w „panterkę” i hełm. Kolega wyprowadził go do zakrystii, a ja pomyślałem o tych wszystkich ludziach w jego wieku, którzy w te sierpniowe dni musieli biegać po ulicy w „panterkach” i hełmach, i to dźwigając na ramieniu ciężkie żelastwo.

Już potem, w Muzeum Armii Krajowej, rozmawiałem z jednym z AK-owców, który powiedział, że przez całą wojnę strasznie bał się karabinu maszynowego. I to nie tego, że będą do niego  strzelać, bo tego akurat bał się najmniej, tylko że każą mu ten karabin nosić, taki to był ciężar.
   
godzinaw1Po mszy w Bazylice Mariackiej przeszliśmy ul. Floriańską na plac Matejki, pod grób Nieznanego Żołnierza, gdzie Jerzy Bukowski sprawnie poprowadził całą uroczystość. Były przemówienia, wieńce i dużo znajomych, tak z Prawa i Sprawiedliwości, jak i z Platformy Obywatelskiej, więc można było zamienić jakieś słowo.
 
Następnie wszyscy razem pojechaliśmy podstawionymi autobusami do Muzeum Armii Krajowej na otwarcie wystawy poświęconej kobietom w powstaniu. W ogromnym, nakrytym szklanym dachem hallu zgromadziła się z setka ludzi, a może i więcej. Była tam też zrobiona barykada z owym rkm-em, przy którym kazano pozować AK-owcowi wspomnianemu przeze mnie wyżej. zrekonstruowano też stanowisko sanitariuszki, z zakrwawionymi bandażami i szarpiami.

Przy okazji przypomniała mi się zabawa, której oddawaliśmy się na przerwach w liceum. Otóż w czasie wojny trzeba było często operować „na żywca”, czyli bez środków znieczulających. Stosowano wtedy specjalny chwyt pod przeponę, po którym na krótki czas traciło się przytomność. Nie pamiętam dziś dokładnie, jak to się robiło, ale kolega stawał z tyłu, chwytał pod przeponę, kazał wypuścić powietrze i ściskał z całej siły. Spytałem o ten sposób sanitariuszki, ale nic o nim nie wiedziała.

godzinaw2Potem była scena pokazująca, jak zwodniczą sprawą jest współczesna technologia i jak bezradni są ludzie, gdy odłączy im się jakiś kabelek. Naraz zamilkły mikrofony, co wprawiło organizatorów w konsternację. Wokół była setka rozmawiających głośno osób,  najczęściej skrytych za planszami, więc nawet niezdających sobie sprawy, że ktoś usiłuje przemawiać. Trzeba było przenieść uroczystość do sali na górze, tylko nie było jak powiadomić o tym zebranych. Zaoferowałem się z pomocą. Złożyłem ręce w „trąbkę” i  donośnym basem zaprosiłem wszystkich na górę.

Sam też tam poszedłem i słuchałem wykładów. Najpierw przemawiał przewodniczący Związku Żołnierzy Armii Krajowej, potem nowy dyrektor muzeum (chciałbym napisać „wyłoniony w konkursie”, ale akurat konkurs wygrał jego zastępca), po nim zaś dr Maciej Korkuć. Niestety, wtedy musiałem już wyjść i nie wiem, co się działo dalej.

A linka do fotoreportażu, na który składa się 47 zdjęć (fot. 19, 20 i 21 - Mirosław Boruta), jest tutaj:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/1Sierpnia2013mm

miroslawborutaMirosław Boruta

Wczoraj, 16 czerwca, ulicami Krakowa przeszedł wielotysięczny marsz wszystkich środowisk patriotycznych o przyznanie Telewizji Trwam miejsca na multipleksie cyfrowym. Wzięli w nim udział nie tylko mieszkańcy Krakowa i Małopolski, ale także Podhala i Śląska.

SUczestnicy Drugiego Małopolskiego a Trzeciego w Krakowie Marszu dla Telewizji Trwam spotkali się na Mszy Świętej koncelebrowanej o godz. 10.30 w Bazylice Św. Michała Archanioła i Stanisława, Biskupa i Męczennika, OO. Paulinów na Skałce pod przewodnictwem o. Piotra Chyły, wikariusza prowincjała Warszawskiej Prowincji Ojców Redemptorystów. Homilię wygłosił o. dr  Tadeusz Rydzyk, dyrektor Radia Maryja.

20130616dtt3Następnie, wraz z politykami Prawa i Sprawiedliwości oraz Solidarnej Polski, górnikami, hutnikami, Góralami i orkiestrą przeszliśmy głównymi ulicami Naszego Miasta: Skałeczną, Krakowską, (rozkopanym przez roboty drogowe) Stradomiem, Grodzką, wokół na Rynku Głównego aż do Ratusza.

Wcześniej, przy Krzyżu Narodowej Pamięci – Krzyżu Katyńskim u stóp Wzgórza Wawelskiego delegacja Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki  (fot. Zbigniew Zegan) złożyła wiązankę kwiatów, odmówiliśmy także krótką modlitwę.

SW Rynku Głównym mogliśmy wysłuchać prawdziwych i odważnych słów p. poseł Barbary Bubuli i p. Ewy Stankiewicz ze Stowarzyszenia Solidarni 2010, którego krakowski oddział był głównym organizatorem uroczystości. Po tych wystąpieniach odbył się także program artystyczny. Warto dodać, że w marszu wzięli udział Klubowicze Gazety Polskiej z: Klubu Krakowskiego im. Janusza Kurtyki; Klubu Krakowskiego w Nowej Hucie, Klubu z Gliwic, Klubu z Opola, Klubu z Raciborza, Klubu z Tarnowskich Gór II i Klubu z Trzebini. Krakowskie Kluby wspierał także Związek Konfederatów Polski Niepodległej 1979-1989. Dziękujemy!

Warto dodać, że część uczestników Marszu wraz z p. Ewą Stankiewicz, przewodniczącą "Solodarnych 2010" znalazla schronienie i możliwość odpoczynku w gościnnych prograch Księgarni Gazety Polskiej przy ul. Jagiellońskiej 11 (zob. fotoreportaż p. Alicji Rostockiej, linka poniżej).

Relację filmową (trzy części) przygotował p. Stefan Budziaszek:
http://www.youtube.com/watch?v=ywnASIZ8B_o
http://www.youtube.com/watch?v=rWIHjP49n6c
http://www.youtube.com/watch?v=paV7QmOPcM8

I jeszcze linki do "komórkowego" fotoreportażu naprawdę "na gorąco" 😉 a w nim trzech zdjęć autorstwa p. Marii Sozańskiej [fot. 15-17] (1), a także kolejnych - sześciu (!) - albumów zdjęć autorstwa pp. Kazimierza Bartla (2), Józefa Bobeli [fot. 5-18] i Tomasza Orłowskiego [fot. 1-4] (3), Macieja Mieziana (4), Jana Pieczyraka (5), Alicji Rostockiej (6) i Elżbiety Serafin (7):

1) https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/16Czerwca2013
2) https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/16Czerwca2013kb
3) https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/16Czerwca2013jbto
4) https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/16Czerwca2013mm
5) https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/16Czerwca2013jp
6) https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/16Czerwca2013ar
7) https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/16Czerwca2013es

O Mszy Świętej i marszu poinformowała także „Kronika Krakowska” (8:20-9:21):
http://www.tvp.pl/krakow/kronika/wideo/16-vi-2013-godz-1830/11454210

(Od Redakcji): Obszerną relację z Pierwszego Marszu i Wiecu w Obronie Wolnych Mediów, które odbyły się 4 marca 2012 roku zamieszczamy tutaj:
https://www.krakowniezalezny.pl/w-obronie-wolnych-mediow-krakow-4-marca-2012-roku
a o Drugim Krakowskim Marszu w obronie Telewizji TRWAM, który odbył się trzy miesiące później – 5 czerwca 2012 roku w Nowej Hucie piszemy tu:
https://www.krakowniezalezny.pl/75-marsz-w-obronie-wolnych-mediow-w-polsce-krakow-nowa-huta

maciejmiezianMaciej Miezian

Przy krakowskim Placu Bohaterów Getta, skąd podczas wojny wywożono Żydów do obozów koncentracyjnych, zorganizowano plenerową wystawę zdjęć Lukasa Houdka poświęconą… męczeństwu Niemców podczas II wojny światowej!

Otóż okazuje się, że nie tylko Polacy mają problem z tym, że są „narodem sprawców”. Podobny problem maja także Czesi. Jednak o ile Polacy męczyli Żydów, Ukraińców i Litwinów to Czesi skoncentrowali się głównie na Niemcach. Lukas Houdek postanowił im o tym przypomnieć.

W materiałach dotyczących wystawy możemy m.in. wyczytać: „Na kilkudziesięciu pozowanych współczesnych zdjęciach artysta przypomina zdarzenia z wiosny 1945 roku, kiedy tuż po zakończeniu wojny, a jeszcze przed konferencją w Poczdamie tysiące niemieckich cywilów zamieszkujące tereny między Niemcami a Czechami zostało brutalnie wymordowane przez czeskie bojówki. Inicjatorami tych masakr byli członkowie oddziałów rewolucyjnych, jednostek stworzonych w czasie powstania w Pradze, złożonych głównie z partyzantów i ochotników, przekształcanych następnie w oddziały Armii Czechosłowackiej. Do mordów przyczyniali się także czescy cywile, którzy w ten sposób mścili się na swych niemieckich oprawcach. Liczba ofiar (w tym także samobójców) wyniosła ponad 30 000.

lukashoudekCzesi nadal nie chcą otwarcie mówić o tych wydarzeniach, mimo że zostały one już dawno udokumentowane. Lukas Houdek (fot. radio.cz) oparł swój projekt na precyzyjnych badaniach i faktach historycznych. Tym tematem zainteresował się również ze względu na losy własnej rodziny, która po 1945 roku wprowadziła się do domu opuszczonego przez wysiedlonych Niemców. Systematycznie zbierał świadectwa osób, które przeżyły masakrę, oraz studiował materiały archiwalne. Na ich podstawie zrekonstruował sceny przedstawiające konkretne osoby i prawdziwe wydarzenia.”

Sprawa oczywiście jest poważna i zapewne w przyszłości będzie motywem przewodnim w muzeum Centrum Wypędzonych Eryki Steinbach. Pytanie tylko dlaczego holenderski browar należący do południowoafrykańsko-niemieckiego konsorcjum South African Breweries-Miller, w którym swoje udziały ma także Jan Kulczyk, musi nam fundować taką wystawę (rzecz dzieje się w ramach Festiwalu Grolsch ArtBoom Festiwal) w miejscu związanym z holokaustem. A może  - zdaniem organizatorów – Żydzi też są „narodem sprawców”.

Wszak gdyby nie m.in. holokaust to może obraz Niemców nie byłby taki zły i nie usunięto by ich z Sudetów tylko za fakt, iż przed wojną wywołali antyczeskie powstanie, potem entuzjastycznie witali Hitlera, a następnie współpracowali z nazistami do samego ich końca.

10 czerwca o godz. 17:30 w Archikatedrze Wawelskiej odprawiona została Msza Święta w intencji śp. Pary Prezydenckiej – Lecha i Marii Kaczyńskich oraz Wszystkich Ofiar Tragedii Smoleńskiej. Mszę Świętą zamówił Krakowski Klub Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki.

20130610ms1Po niej odbyło się przejście pod Krzyż Narodowej Pamięci – Krzyż Katyński (obie fot. p. Tomasz Kowalczyk), złożenie wiązanek kwiatów, zapalenie 96 białych i czerwonych zniczy oraz modlitwa i rozważania poświęcone pamięci Ofiar i Polsce. Naszym drugim Gościem czwartego roku Miesięcznic Smoleńskich w Krakowie była p. dr Zuzanna Kurtyka.

(Od Redakcji): poniżej publikujemy treść apelu, który został odczytany w środowiskach Klubów Gazety Polskiej we wszystkich miejscach obchodów 38-tej Miesięcznicy Smoleńskiej:

Szanowni Państwo,

Państwa obecność każdego dziesiątego tutaj a także na uroczystościach w całej Polsce i na świecie organizowanych przez prawie czterysta klubów Gazety Polskiej jest wielkim sukcesem społeczeństwa obywatelskiego. Polacy budzą się i tworzą  potężne ruchy społeczne. Chcemy dokonywać zmian w swoim kraju i w miejscach w których żyjemy. Nie byłoby tego przebudzenia gdyby nie ostatnie trzy lata, organizowanie uroczystości i manifestacji upamiętniających poległych w Smoleńsku, w czasie których domagaliśmy się prawdy.

20130610ms2To właśnie tu stworzyła się kuźnia kadr wolnej Polski. Władza, która chciała ten proces zniszczyć, potem izolować dzisiaj musi ustępować przed wolnymi Polakami. Jednocześnie te uroczystości stały się wielkimi rekolekcjami patriotycznymi i religijnymi. Uczyliśmy się cierpliwie pracować na rzecz Polski a walka o Krzyż Pamięci pomogła nam docenić jak ważny jest to symbol w życiu narodu.

Dzisiaj, kiedy obóz władzy rozpada się a społeczeństwo będzie musiało wkrótce wybrać nowych przedstawicieli, jesteśmy duchowo przygotowani do zmian. Warto było tu przychodzić i warto było znosić upokorzenia. Daliśmy Polsce nasz kapitał wiary w lepszą przyszłość, nadziei na sprawiedliwość i cierpliwej miłości do Ojczyzny.

Kluby Gazety Polskiej

Relację filmową z przebiegu uroczystości przygotował p. Stefan Budziaszek:
http://www.youtube.com/watch?v=vkoS6A1seGU

I jeszcze linki do czterech fotoreportaży, autorstwa pp. Tomasza Kowalczyka, Macieja Mieziana i Adama Zyzmana:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/10Czerwca2013
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/10Czerwca2013mm
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/10Czerwca2013az

maciejmiezianMaciej Miezian

Po wczorajszych wydarzeniach przy stojącym u stóp Wawelu Krzyżu Katyńskim odbyła się jeszcze mała, spontaniczna, manifestacja, o której warto wspomnieć, tym bardziej, że  odniosła ona spory sukces.

Otóż nasi przyjaciele z KPN-u musieli odnieść sprzęt nagłaśniający, a jako ludzie praktyczni postanowili wykorzystać fakt, iż są juwenalia i zrobili mały happening. Ruszyli więc przez Kraków puszczając przez megafony trochę dobrej, niezależnej muzyki.  Tyle tylko, że zamiast melancholijnego "Miejcie nadzieję", którego jak zapewne wszyscy wiedzą zabronił im rozpowszechniać autor muzyki, Zbigniew Preisner, postanowili zapoznać mieszkańców Krakowa z przebojami Jana Pietrzaka i Pawła Piekarczyka. Okazało się to „strzałem w dziesiątkę” !

20130510ccppNajpierw ulicą Grodzką (fot. Anna Loch), a potem po Rynku płynął z megafonów radosny ryk z piosenką Mistrza Jana z refrenem: "Chlup. chlup, plusk, plusk - przechlapane ma już Tusk". Efekt był ogłuszający (fakt, że decybeli nie żałowaliśmy) - ludziom idącym po ulicy i siedzącym w kawiarnianych ogródkach dosłownie "szczęki opadały". Pierwszy raz widziałem coś takiego. Najpierw przerażająca panika w oczach, potem bezbrzeżne zdziwienie i szeroko rozdziawione usta, a na koniec rozbawienie. Gdy płynęły słowa: „Miał tutaj być stadion/Jest basen lub wiadro / Sprowadzą delfiny /To będzie akwarium/ Kaszalot z pałacu /Przypłynie tu Wisłą/I Mucha przyleci/ Sportowa ministra” – wszyscy wybuchali śmiechem. Puszczaliśmy więc utwór od nowa, by wszyscy mogli zaśpiewać z nami.

Zaś gdy leciał ten katalog skrajnej niepoprawności politycznej jakim jest tekst Pawła Piekarczyka "Dumny oszołom" to ludzie żyjący już tyle lat pod rządami „Partii Miłości” aż zamierali ze strachu, myśląc, iż samo słuchanie jest "myślo-zbrodnią". A gdy jeszcze popłynął refren: "Mam poglądy ustalone / Wierzę w Boga i poza tym / Jestem dumnym oszołomem / Jestem dumnym oszołomem / Nie lemingiem durnowaty" - to w oczach ich malował się taki podziw jakbyśmy niewiadomo co robili.

Trudno o większy symbol zniewolenia niż ludzie, którym nie może pomieścić się w głowie, iż w demokratycznym państwie ktoś możne sobie wziąć megafon i puszczać na pełny regulator antyrządowe piosenki w środku miasta. A co gorsza to - sądząc po tysiącach uśmiechów i podśpiewywaniu refrenu -  piosenki te jeszcze się im podobały, a to już - wobec Platformy - myślo-zbrodnia do „kwadratu”.

Na koniec warto wysnuć pewną konkluzję. Nie było by takiego efektu i tak spontanicznego odbioru gdyby Zbigniew Preisner, który chcą pomóc Platformie, tak ostentacyjnie nie zakazał wykonywania swojego utworu. Chciał może i dobrze dla władzy ale wyszło na obrót i sprowadził na swoich ulubieńców prawdziwy kataklizm wizerunkowy. Bo widać było, że słowa piosenek Pietrzaka i Piekarczyka zapadały niejednemu lemingowi w serduszko, budząc tam bardzo niepozytywne dla władzy uczucia. Może by więc cała akcję jeszcze raz powtórzyć?

I jeszcze linka do fotoreportażu p. Anny Loch:
https://plus.google.com/photos/105406849451721147631/albums/5877055260585856289

miroslawborutaMirosław Boruta

27 kwietnia 2013 roku to dzień 53-tej rocznicy Obrony Krzyża w Nowej Hucie. Jak co roku, o godz. 18:00, w stojącym na miejscu wydarzeń kościele pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa (ul. Ludźmierska 2, os. Teatralne) celebrowana była Msza Święta. Po zakończeniu uroczystości kościelnych (ok. 19:00), Brygada Małopolska ONR (i p. Dawid Gołąb, który był organizatorem uroczystości) zaprosiła krakowskie środowiska patriotyczne na pikietę przy Pomniku Krzyża Nowohuckiego.

SModlitwę rozpoczął ksiądz mgr Stanisław Puzyniak, proboszcz parafii, który serdecznie powitał uczestniczki - Obrończynie Krzyża. To dla nich zebraliśmy się przede wszystkim. Pod Pomnikiem Krzyża wieńce składali i przemawiali także: dr Mirosław Boruta, przewodniczący Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki; p. Paweł Kukla, przewodniczący Małopolskiego Oddziału Ligi Obrony Suwerenności oraz p. Adam Seweryn, szef Małopolskiej Brygady Obozu Narodowo-Radykalnego. Słowa szczerych podziękowań usłyszeliśmy od uczestników tamtych wydarzeń, to dla naszych środowisk ogromne wyróżnienie i nagroda. 

SWarto, choć w skrócie  przypomnieć historię tamtych dni:  „Komunistyczne” „władze” nie dotrzymały obietnicy budowy kościoła i postanowiły zbudować na tym miejscu szkołę. Cofnięto pozwolenie, a krzyż polecono usunąć. 27 kwietnia 1960 roku koparki wjechały na plac, by wykopać krzyż. Doszło do rozruchów i walk między milicją a mieszkańcami, którzy wystąpili w obronie krzyża. Aresztowano około 500 osób (w tym 50 nieletnich), z czego 87 dostało wyroki więzienia a 119 ukarano grzywną. Do rachuby należy również doliczyć tych, którzy siedzieli w aresztach bez wyroku sądu. W następstwie wydarzeń wiele osób straciło pracę. Represje obejmowały nieraz nawet tych, którzy nie brali udziału w wydarzeniach, a np. tylko robili zdjęcia czy opatrywali rannych.

SLiczbę osób poszkodowanych ze strony demonstrantów szacuje się na kilkaset. Należy pamiętać, że wielu ludzi z obawy przed konsekwencjami nie zgłosiło się do szpitali. Milicjanci bili brutalnie wszystkich, którzy znaleźli się w ich zasięgu, w tym gapiów, przypadkowych przechodniów, także kobiety czy matki z dziećmi (za: Wikipedią).

W dziewięćdziesiątych latach ubiegłego wieku ks. prob. Edward Baniak wraz z parafianami zbudował mały kościół pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa na os. Teatralnym, w miejscu obrony Krzyża. Kościół ten ma umożliwić ludziom starszym i chorym uczestniczenie we Mszy św. Świątynię poświęcił ks. kard. Franciszek Macharski w dniu 22 czerwca 2001 roku.

SWarto zauważyć, iż w kościele znajduje się oryginalny szklany krzyż autorstwa dr. arch. Krzysztofa Ingardena – architekta kościoła obok arch. Przemysława Gawora. Krzyż był ustawiony przy ołtarzu na krakowskich Błoniach w czasie pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Polski 2002 roku. „Ten sześciometrowy krzyż łączy dwa materiały: część wykonana ze stali, surowej i zardzewiałej, nawiązuje do Nowej Huty i stanowi tło dla krzyża ze szklanych tafli, zawieszonego pod kątem, jak ciało ukrzyżowanego Chrystusa, pochylającego się nad zgromadzonymi ludźmi. Szklany krzyż jest reminiscencją pomysłu krucyfiksu z 1999 r. W samym jego środku, na przecięciu ramion umieściłem kryształową kulę, która rozświetla się rubinowym światłem, symbolizującym Serce Jezusa. Ten krzyż ma być znakiem ufności i zawierzenia – dla tych, którzy przyjdą na Błonia, a później przyjeżdżać będą do Nowej Huty (...) Ks. kard. Stanisław Dziwisz w 50. rocznicę poświęcenia placu pod budowę kościoła na os. Teatralnym 10 listopada 2007 roku, przy kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa, poświęcił wykonany z brązu – Pomnik Krzyża Nowohuckiego – nawiązującą do pierwszego krzyża z 1957 roku. Autorem pomnika jest prof. Stefan Dousa oraz dr arch. Krzysztof Ingarden (za: sercepanajezusa.pl).

Zapraszamy także do obejrzenia zdjęć, autorstwa p. Macieja Mieziana (fot. 1-13) oraz nadesłanych przez p. Pawła Kuklę (fot. 14-33):
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/27Kwietnia2013

andrzejkalinowskiAndrzej Kalinowski

25 kwietnia o godzinie 16 otwarto w nowohuckim oddziale Muzeum Miasta Krakowa wystawę poświęconą 25 rocznicy strajków kwietniowo-majowych 1988 roku w Hucie im. Lenina.

25leciestrajkow1Muzeum odstąpiło jedną z głównych ścian pod tę niecodzienną ekspozycję. Na wystawie pokazano dotąd jeszcze nie publikowane zdjęcia i inne eksponaty strajkującej załogi huty . Zdjęcia wykonywali sami uczestnicy tamtych wydarzeń Andrzej Stawiarski i Tadeusz Pikulicki. Zmontowany został też film mówiący o tamtych dniach strajku w HiL-u. Autorem filmu jest p. Jerzy Ridan. Dziś mało kto pamięta ale właśnie te strajki w Nowej Hucie znacznie przyspieszyły upadek i rozpad komuny w Polsce. Potem wydarzenia potoczyły się w całym kraju znacznie szybciej aż doprowadziło to do rozmów okrągłego stołu w 1989 roku. Otwarcie wystawy było początkiem obchodów tego wydarzenia w Nowej Hucie.

25leciestrajkow2W piątek 26 kwietnia o godzinie 12:00 odprawiona została Msza Święta dziękczynna w kościele Matki Bożej Częstochowskiej na os. Szklane Domy. Przewodniczył, w asyście wielu księży, opat mogilski ojciec dr Piotr Chojnacki. Po mszy świętej większość zebranych udała się w spontanicznym pochodzie pod bramy kombinatu. Niesiono transparenty i sztandary „Solidarności”. Po przybyciu na miejsce, pod bramą z prawej  strony, odsłonięto tablicę pamiątkową upamiętniającą drogę do wolności nowohuckiej „Solidarności”. Złożono wieńce i kwiaty .

25leciestrajkow3Po czym wszyscy uczestnicy i zaproszeni Goście udali się do sali teatralnej na przygotowaną uroczystą akademię jubileuszową. Wielu ówczesnych działaczy spotkało się po raz pierwszy po wielu latach od tamtych wydarzeń. Dyskusji i wywiadom nie było końca. Takie chwile również zapadają na długo w pamięci .Po dłuższej przerwie udało się wszystkim razem zebrać i po oficjalnych mowach, przemówieniach i powitaniach, wręczono medale i odznaczenia zasłużonym działaczom „Solidarności” i osobom związanym z ruchem „Solidarność”. Pokazano fragment nowego filmu dokumentalnego  o hutniczej „Solidarności”. Będzie to szersze spojrzenie na ruch  związkowy z perspektywy hutników po trzydziestu latach przemian w Polsce.

Wieczorem odbył się koncert dla wszystkich mieszkańców naszego miasta na placu gdzie kiedyś stał Lenin, a dzisiaj wszyscy śpiewaliśmy pieśni patriotyczne. I kto by to pomyślał o czymś takim trzydzieści lat temu.

I jeszcze linka do fotoreportażu z opisywanych uroczystości:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/26Kwietnia2013

maciejmiezianMaciej Miezian

2 marca odbył się w Krakowie kolejny pochód. Tym razem szły środowiska radykalne oraz kibice. Wyruszający z Placu Wolnica tłum liczył kilka setek (policja ocenia go na 500 osób, ja na dużo więcej). Trasa wiodła  ulicami: Krakowską, Stradomiem i Grodzką. Gdy doszliśmy na Plac Dominikański tłum zamiast iść prosto skręcił w lewo. Nauczony doświadczeniem z warszawskiego Marszu Niepodległości pomyślałem, że władza zablokowała Rynek, ale okazało się, że organizatorzy tak ustawili trasę pochodu, by przejść obok lokalu "Gazety Wyborczej" przy ul. Brackiej, a przy okazji minąć biuro poselskie człowieka, który tak ukochał ul. Grodzką, że zmieniając płeć zmienił sobie też nazwisko na jej cześć.

Ruszyliśmy ul. Bracką na Rynek, a następnie mijając kościoły: św. Wojciecha i Mariacki dotarliśmy do ul. Floriańskiej. Potem dalej przez Bramę Floriańską na Plac Matejki. Tu pod Pomnikiem Grunwaldzkim, Adam Broński – syn legendarnego „Uskoka”, odczytał apel, a następnie po odśpiewaniu hymnu pochód został rozwiązany.

20130302znPrzez cała drogę od Placu Wolności pod Pomnik Grunwaldzki pochodowi towarzyszyła wspaniała oprawa. Skandowano: „Raz sierpem, raz młotem...”, „Armio Podziemna - Kraków o tobie pamięta”, „Cześć i chwała bohaterom”, „Narodowe Siły Zbrojne - NSZ”, „Bóg-Honor-Ojczyzna” oraz to co zwykli skandować „narodowcy”: „Wieka Polska Niepodległa (Narodowa, Katolicka lub Radykalna)”, „Nadchodzi, nadchodzi...” oraz takie hasła, z których treścią trudno się nie zgodzić, lecz skromność nie pozwala ich przytoczyć. 

Były też oczywiście efekty pirotechniczne, ale robione pod ścisłą kontrolą. Zresztą już na Placu Wolnica zapowiedziano, że kto odpali coś bez zezwolenia zostanie uznany za prowokatora i usunięty z marszu. Stąd na początku nic się w tej kwestii nie działo. Dopiero przy Krzyżu Katyńskim padło polecenie by zapalić pochodnie. Tam też odczytano uchwałę z postulatem, by władze miasta nazwały jakąś ulicę lub plac imieniem „Żołnierzy Wyklętych”. Nie będę przytaczać zmianę jakich ulic „narodowcy” zaproponowali. Zrobiły to już oficjalne media, zaś – jak poucza nas przykład pana Dworaka – jak coś ukazało się w jakimkolwiek medium to inni nie muszą już tego powtarzać nie muszą.

Spod Krzyża Katyńskiego na placyku o. Studzińskiego pochód wyruszył na Stare Miasto i ciągnął się po ulicach niczym wielki płonący wąż, zaś dotychczasowy półmrok w „mgnieniu oka” zamienił się w ciemną noc – zupełnie jakby to było wyreżyserowane ! Na dodatek owego ognia z pochodni starczyło dokładnie do momentu zakończenia imprezy, kiedy to jeszcze podczas śpiewania hymnu odpalono race. Widok był naprawdę niesamowity.

A relację fotograficzną można obejrzeć tutaj:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/2Marca2013

maciejmiezianMaciej Miezian

Uroczystości ku czci Żołnierzy Wyklętych rozpoczęły się 1 marca 2013 w Krakowie o godzinie 11.00 od manifestacji pod dawną siedzibą Urzędu Bezpieczeństwa przy Placu Inwalidów. Nb. nazwa placu – pochodząca jeszcze z okresu przedwojennego – tak dokładnie pasowała do stanu, w którym znajdowali się osadzeni po przesłuchaniu, że ją zmieniono. Ale, że w socjalizmie nie było takich wyrazów, które by się dobrze kojarzyły, to nowa nazwa „Plac Wolności” co najwyżej przywodziła na myśl słynną sentencję nad wejściem do obozu w Oświęcimiu, że „praca czyni człowieka wolnym”. Skojarzenie nie odległe, bo zgodnie z zasadą „niedaleko pada jabłko od jabłoni” nowa siedzibę UB ulokowano tuż obok dawnej siedziby Gestapo.

20130301znUroczystość, która zgromadziła ok. 200 osób, była dość kameralna i trwała około godziny. Zgromadzeni na małym skrawku chodnika, pomiędzy ścianą, a dość ruchliwa ulicą, noszącą kiedyś miano Dzierżyńskiego (tą nazwę miała w latach 1951-1990, dziś ponownie nazywa się Juliusza Lea), słuchaliśmy przemówień, stale zagłuszanych przez przejeżdżające obok samochody. Widać było wyraźnie, że sprawa pomnika Żołnierzy Wyklętych, który miał stanąć już jakiś czas temu na Placu Inwalidów (w miejscu monumentu ku czci Armii Czerwonej) zostanie zapewne w najbliższym czasie na nowo podniesiona.

Po wysłuchaniu przemówień i modlitwie ks. Pająka, organizatorzy oddali głos kombatantom, którzy przeszli przez tutejsze więzienia. Na zakończenie odśpiewaliśmy hymn państwowy i kilka pieśni (m.in.: „Ojczyzno ma...”, „Boże coś Polskę” i hymn „Solidarności”).

Ja zaś skorzystałem z okazji, by zobaczyć dawny gmach UB od środka, bo choć mieszkałem wiele lat w tej okolicy to nigdy jeszcze tu nie byłem. Wszedłem więc do środka. Wewnątrz zachowała się klatka schodowa, niektóre drzwi „z epoki” (szczególnie te prowadzące do piwnicy z celami), a ponadto kraty, okienka cel oraz podwórko, na którym Ub-ecy robili sobie pamiątkowe zdjęcia z ciałem zabitego "Ognia".

Zapraszam także do obejrzenia relacji fotograficznej:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/1Marca2013

maciejmiezianMaciej Miezian

Poprzednim razem skończyliśmy na tym, że Kluby „Gazety Polskiej” doszły do Placu Na Rozdrożu. Jeszcze wcześniej, przy Placu Unii Lubelskiej, urwałem się na chwilę, by wypić kawkę. Wszedłem do kawiarni, odstałem swoje w kolejce, zamówiłem, poczekałem na „realizację”, wziąłem napój, poszukałem stolika, wróciłem się po cukier, posłodziłem, znów zacząłem szukać stolika, aż w końcu usiadłem i wdałem się w rozmowę, z jednym z klubowiczów, który postanowił zrobić to co ja.

mnmm4Tymczasem za oknem nieprzerwanie ciągnął tłum z flagami. I ciągnął, i ciągnął, i ciągnął i nie było widać końca tego ciągnięcia. Pewnie – pomyślałem – napiszą jutro, że przyszła garstka „oszołomów”. Spokojnie dopiłem kawę i ruszyłem odzyskiwać Lubą Ojczyznę. Przejście przez Aleję Szucha już opisałem, więc zajmijmy się tym, co się działo po wejściu na Aleje Ujazdowskie. Gdy tylko nasz „wąż” minął Plac Na Rozdrożu usłyszałem nagle, że tłum skanduje coś, co z daleka brzmi jak: „Lech Wałęsa, Lech Wałęsa”. Osłupiałem, bo wszystkiego bym się spodziewał tylko nie tego. No może gdyby to było 20 lat wcześniej mogliby tak krzyczeć ale teraz ? Jednak gdy stojące bliżej mnie osoby również zaczęły skandować to okazało się, że nie jest to „Lech Wałęsa” tylko  „Krew na rękach” – z dala ukazał się bowiem gmach Kancelarii Prezesa Urzędu Rady Ministrów. Budynek ten w ramach jakiegoś dziwnego pomysłu został podświetlony z góry na biało, a od dołu na czerwono. Prawdopodobnie w zamyśle urzędników było to nawiązanie do barw narodowych, ale z daleka wyglądał tak jak gdyby był do połowy zanurzony we krwi  – przyznam, że sam bym nie wymyślił lepszej metafory rządów Tuska i jego komilitonów.

mnmm5Zanim jednak tam dotarliśmy, by patrząc na umieszczony na gmachu napis „Honor i Ojczyzna” zadać  gremialnie pytanie „Gdzie jest Bóg?”, czekała nas kolejna niespodzianka – otóż staliśmy się gwiazdami filmowymi. Szeroka w tym miejscu ulica została przewężona przez dwa prostokąty oddziałów prewencji, które stały po obu stronach ulicy i ścieśniały przejście. Musieliśmy więc wejść w specjalną „uliczkę”, na końcu której stała funkcjonariuszka i zawzięcie, przy pomocy małej kamerki, filmował twarz każdego kto szedł w stronę Belwederu. W ten sposób niechcąco wystawiliśmy sobie „pomnik trwalszy od spiżu”, bo jak coś trafi do policyjnych archiwów to z reguły pozostaje tam na wieki. Z drugiej strony – pomyślałem – każdy z nas będzie mieć niezbity dowód na to, że był na marszu, co może się przydać w nieodległej przyszłości, gdy rząd wolnej Polski, będzie rozdawał medale za zasługi. No, ale nie przyszliśmy tu po medale (zresztą z tych rąk, które je dzisiaj rozdają nawet byśmy ich nie przyjęli). Naszym celem był nie tyle Belweder (przynajmniej na razie) co stojący obok  pomnik Marszałka Piłsudskiego. Minęliśmy więc skąpany w krwawej poświacie gmach Kancelarii URM-u i ruszyliśmy pod monument, który – by przypodobać się Narodowi – ufundował onegdaj Aleksander Kwaśniewski.

mnmm6Tu karny dotąd tłum rozlał się w szeroki wachlarz, a do mikrofonu podszedł redaktor Sakiewicz i wygłosił płomienne przemówienie (ależ ten to jest „złotousty”). Gdy tylko wspomniał o grupie Węgrów, którzy maszerowali razem z nami, tłum od razu zaczął skandować podziękowanie. Zresztą okrzyki na cześć Węgrów padały od samego początku marszu, a gdy po drodze, bodajże na Placu Konstytucji, zaczęli oni śpiewać swój hymn, to stojący w pobliżu ludzie ściągali czapki z głów, choć oczywiście nie rozumieli ani słowa. Po redaktorze Sakiewiczu występowała jakaś starsza Pani, która walczyła w Szarych Szeregach, a na koniec do „sitka” podszedł Jana Pietrzak. Zaśpiewaliśmy z nim „Żeby Polska była Polską”. Wcześniej był jeszcze hymn (wszystkie zwrotki), a na koniec „Pierwsza Brygada”.  Po czym nastąpiło oficjalne rozwiązanie marszu.

Wszystko się skończyło. Plac wokół pomnika opustoszał. Jako ostatni, po 6 godzinach od rozpoczęcia marszu, opuszczał to miejsce Krakowski Klub „Gazety Polskiej”. Chciałbym oczywiście napisać, że to wynik naszego hartu ducha, przywiązania do tradycji… etc. Ale prawda była bardziej prozaiczna – po prostu ktoś nam się zgubił i musieliśmy na niego czekać tak długo, że w końcu zostaliśmy pod pomnikiem sami.  Zatem jako niezaplanowana ariergarda Wielkiej Armii wracaliśmy z rozwiniętymi flagami, mijając po drodze ładujące się do wozów oddziały prewencji. Na koniec zostaliśmy całkowicie sami, jeśli oczywiście nie liczyć kilku facetów, którzy jedli kiełbaski w budkach pod pomnikiem Dmowskiego.

Ponieważ nie wpuszczano autobusów na al. Ujazdowskie musieliśmy iść na piechotę aż na „Torwar”. Skręciliśmy więc przed „Barem na Rozdrożu” w Agrykolę. Było tam zupełnie ciemno. Po drodze mijaliśmy Pałac na Wodzie króla „Stasia”, jasno oświetlony pomnik Jana III Sobieskiego oraz dawną Podchorążówkę – słowem te miejsca, w których 29 listopada 1830 r. zaczęło się powstanie listopadowe . Popatrzyłem na potykających się w mroku klubowiczów i sam omal nie poleciałem, bo chodnik urywał się niespodziewanie i ponownie zaczynał pół metra niżej.  Wtedy sobie pomyślałem, że czasy się zmieniają, że się jednoczą „rządy, ludy, zdania”, a my biedni rebelianci ciągle musimy się plątać po tej nieoświetlonej Agrykoli w poszukiwaniu naszej wyśnionej Niepodległej.

Na koniec doszliśmy w okolice „Torwaru” pod ambasadę pogrążonej w kryzysie Republiki Hiszpanii. Po drugiej stronie ulicy stały jakieś milicyjne budy, do których pakowali się ostatni uczestnicy manifestacji, z tym, że z tej drugiej, opancerzonej i uzbrojonej strony. Za naszymi plecami, w mroku, majaczył ów potężny budynek do którego zwożono trumny ofiar katastrofy smoleńskiej. Jeśli ktoś chciałby w tym dostrzec jakąś metaforę to proszę bardzo. My byliśmy na to już zbyt zmęczeni. Pakując się do autobusów, które w końcu zajechały, mieliśmy poczucie dobrze spełnionego obowiązku. A teraz – kierunek Kraków, paciorek i spać 😉

maciejmiezianMaciej Miezian

Ostatnio skończyliśmy na wyruszeniu  narodowców spod Pałacu Kultury i Nauki na marsz.  Początkowo panowało lekkie zamieszanie, co było nieuniknione. Na miejsce zbiórki wybrali sobie bowiem ten wielki plac od strony ul. Marszałkowskiej i ciężko im było upilnować ludzi, którzy zamiast gromadzić się w wyznaczonych miejscach, rozchodzili się na wszystkie strony. Na dodatek nieustannie odpalane petardy zagłuszały komendy organizatorów. Nie pomagała też policja, która nie chciała wpuścić pochodu na ulice dopóki nie zostaną usunięci z niej „gapie”, co wymagało od organizatorów wysłania straży porządkowej, która z kolei potrzebna była gdzie indziej.  

W końcu jednak, z lekkim opóźnieniem, udało się  im sformować czoło pochodu i marsz wyruszył. Już na Rondzie Dmowskiego zapłonęły race. Przyglądałem się temu pochodowi, a potem wróciłem do naszych, bo byłem przekonany, że niedługo ruszymy. Tymczasem marsz minął rondo i wszedł w ul. Marszałkowską. 

mnmm1Kluby „Gazety Polskiej” stały przy stacji Warszawa Śródmieście, prezentując zupełnie odmienny widok. Czy sprawił to geniusz taktyczny redaktora Sakiewicza, wcześniejsze doświadczenia czy też był to zwykły przypadek, panował tam zadziwiający ład i porządek. Tłum klubowiczów stał bowiem na chodniku pomiędzy dwoma trawnikami a, że w Polsce nadal nie ma zwyczaju deptania trawy, nikt nawet nie próbował rozchodzić się na boki. Co dziwniejsze ten szyk został utrzymany aż do samego końca, więc chyba był raczej wynikiem doświadczenia i dyscypliny. 

W końcu nasz pochód ruszył w kierunku Al. Jerozolimskich. By dostać się na odpowiedni pas musieliśmy obejść metalową barierkę stojącą wzdłuż szyn tramwajowych. Tłum przemieszczał się bardzo sprawnie zajmując miejsce z tyłu. Atmosfera była fantastyczna: skandowania, piosenki, przemówienia. Nagle wszystko stanęło. Przez megafon ogłoszono, że na ul. Marszałkowskiej trwają walki. Musimy odwrócić się w drugą stronę i iść jedną z równoległych ulic. Wszyscy się odwrócili. Wtedy nagle padło hasło od służby porządkowej, że mamy iść ul. Poznańską, która znajdowała się mniej więcej w połowie tłumu, właśnie tam gdzie stałem.  Jeśli władza ludowa liczyła na to, że wprowadzi jakiś chaos, który zniechęci ludzi do marszu, albo chociażby rozerwie kolumnę na parę mniejszych to się… przeliczyła.

Tłum grzecznie zakręcił w ul. Poznańską i zamiast iść nią do końca, jak chcieli przedstawiciele policji, doszedł tylko do pierwszego skrzyżowania i skręcił w lewo na ul. Marszałkowską.  Ja zaś skorzystałem z okazji i postanowiłem przebiec się na Plac Konstytucji, by zobaczyć co się tam dzieje. Po drodze przypadkowo odnalazłem jeden z ciekawszych budynków dawnej Warszawy, przedwojenną ambasadę ZSRS. Na jej fasadzie do dziś zachowało się godło tego nieistniejącego już (przynajmniej teoretycznie) państwa: glob okolony wieńcami zboża. Tyle tylko, że usunięto z niego sierp i młot.

Akurat zjawiłem się na Placu Konstytucji równo z czołem puszczonego wreszcie pochodu narodowców. Starcia spowodowane prowokacją policji (o tym, że była to prowokacja słyszałem już wtedy) rozerwały pochód, który musiał się na nowo zorganizować. Chodnikiem przemieszczały się też szybkim marszem oddziały prewencji.

mnmm2Pochód narodowców ruszył w stronę Ronda Jazdy Polskiej a ja pobiegłem do swoich i zająłem miejsce w pochodzie tuż za Węgrami. Bez większych trudności dotarliśmy do Placu Jazdy. Wszyscy byli już zmęczeni, ale jednocześnie uśmiechnięci i zdeterminowani, by dojść do samego końca. Cały czas skandowaliśmy hasła i śpiewaliśmy piosenki.

Nazwy ulic: Armii Ludowej i Waryńskiego wskazywały, że już gdzieś niedaleko muszą być siedziby naszej „ukochanej” władzy. No i rzeczywiście, wkrótce minęliśmy Plac Unii Lubelskiej i naszym oczom ukazały się gmachy przy ul. Szucha. Minąwszy nuncjaturę zobaczyliśmy spory oddział prewencji pilnujący jakiegoś płotu z bramą. Ni jak nie mogłem się domyślić po co akurat stoją w tym miejscu, a okazało się, że jest to tylne wyjście z kancelarii Prezesa Urzędu Rady Ministrów, którym zapewne w stosownym czasie Donald Tusk i jego kumple uciekną przed gniewem rozwścieczonego ludu. Ale to oczywiście „pieśń przyszłości” (miejmy nadzieję, że niedalekiej).

O wiele ciekawiej było po drugiej stronie ulicy, gdzie w dawnej siedzibie niemieckiego gestapo mieszczą się dziś urzędy wielkiego zwolennika wzmocnienia roli Niemiec w Europie, Radka Sikorskiego, oraz resort pani Szumilas czyli Ministerstwo Edukacji Narodowej. Co ciekawe – o ile pod resortem Sikorskiego stali tylko pojedynczy milicjanci o tyle MEN był tak obstawiony, że robiło się aż czarno w oczach od zgromadzonych tam oddziałów prewencji. Pomiędzy nimi stali chłopcy i dziewczyny ubrani tak jak „kibole”, w czapkach „kominiarkach” na głowach, którzy odwracali twarze do muru lub ukrywali się za plecami kolegów. Nie muszę chyba mówić kim byli i co tam robili, bo tłum skandował w ich stronę: „Prowokatorzy, prowokatorzy”.

mnmm3Tak przy okazji zauważyłem, ze spora część tych policjantów z prewencji jest jakaś niska i drobnej postury. Okazało się, że to dziewczyny!!! Nasza władza chowa się za spódnicę, realizuje ustawę o „parytetach”, bądź posyła do walki kobiety, by potem media mogły rozdzierająco płakać, że demonstranci pobili „kobietę-policjanta” – tu Czytelniku wybierz sobie odpowiednia wersję sam. Ja głosuję na wszystkie te trzy opcje naraz.  

Idziemy zatem dalej. Na Placu Na Rozdrożu widać już pomnik Dmowskiego, pod którym stoją narodowcy.  Nasz „wąż” zatrzymuje się tam przez chwilę poczym wchodzi w aleje Ujazdowskie i wyrusza w stronę Belwederu… Cdn.

maciejmiezianMaciej Miezian

Krakowianie na Marszu 11 listopada 2012 roku – Odzyskajmy Polskę!

Wczoraj (11 listopada) z samego rana spod krakowskiego „Domu Turysty” wyruszyły na warszawski marsz dwa autobusy wynajęte przez lokalne kluby „Gazety Polskiej”. I bynajmniej nie jechały na ogłoszony przez media sukcesem marsz organizowany przez Prezydenta Komorowskiego, tylko ten drugi, który jak wiadomo zakończył się klęską, choć przyszło na niego stokroć więcej uczestników niż na pierwszy.

knm1Klubowicze (fot. Alicja Rostocka) właściwie już po drodze nie dali sobie szans na to, by święto 11 listopada uczcić z godnością (czyli tak jak chce władza). Od razu rozprowadzili wśród siebie egzemplarze „GPC” z śpiewnikiem zawierającym reakcyjne piosenki. Nie tylko owe utwory przećwiczyli (i to ze wszystkimi zwrotkami), ale jeszcze rozochoceni zaczęli śpiewać dalej i to wszystko co się dało, łącznie z hymnem Szkoły Rycerskiej „Święta miłości kochanej Ojczyzny / Czują cię tylko umysły poczciwe”. Taka pamięć powinna być zakazana, tym bardziej, że na Marszu Prezydenckim, który powinien być dla nas wzorem, jego uczestnicy nie mogli sobie przypomnieć zwrotek hymnu narodowego, poza pierwszą. 

Opowiadanych dowcipów czy tekstów, które padały nie będę przytaczać by nie urazić ucha nastawionych państwotwórczo obywateli, ale jednego bulwersującego przykładu nie mogę tu pominąć. Otóż obawiano się tam, że autobus może zostać po drodze złośliwie zatrzymany przez policję, co faktycznie się stało, ale źródłem zatrzymania nie była złośliwość lecz chęć pomocy.

knm2Stróże prawa sprawdzili luki bagażowe, wypytali się o średnią wieku ludzi przebywających w autobusie oraz o to „kto jest organizatorem wyjazdu”. Dostawszy te ważne z punktu kierowania ruchem drogowym wiadomości puścili nas dalej, zatrzymując kolejny autobus – tym razem z ONR-em (więc tu chyba badanie było bardziej szczegółowe).   

Tak dojechaliśmy do Raszyna, gdzie przy słynnej grobli, na której onegdaj z fajką w zębach prowadził do boju swoich wiarusów ks. Józef Poniatowski, znów nas zatrzymano, głównie chyba po to byśmy nie przegapili tego historycznego miejsca. Po krótkiej rozmowie przydzielono nam eskortę policyjną i poprzedzani nyską dojechaliśmy na ul. Emilii Plater pod Pałac Kultury i Nauki.

Było trochę czasu więc poszedłem do sąsiedniego kościoła św. Barbary i przypadkowo trafiłem na mszę narodowców. Cały kościół był wypełniony młodzieżą. Przed ołtarzem stały grupy rekonstrukcyjne w powstańczych „panterkach”, a wielu ludzi dookoła mnie miało biało-czerwone opaski ze znakiem „kotwicy”. Tak – pomyślałem – musiały wyglądać msze przed wojną: kazanie – „zero” poprawności politycznej, ksiądz mówił ostro, nazywając rzeczy po imieniu, wokół widniały biało-czerwone flagi, a na największej z nich napis głosił: „TO BYŁ ZAMACH”.

knm3Potem poszedłem do swoich. Choć było jeszcze godzinę do rozpoczęcia to już przed pałacem stały tysiące ludzi. Kluby „GP” ulokowały się przy stacji Warszawa – Śródmieście, a narodowcy gromadzili się na placu od strony ul. Marszałkowskiej, także obie grupy nawet się nie widziały. Policja, wbrew temu się mówi, ż wtedy była czynna i nie czekając na ową „16.30” oddziały prewencji już otaczały grupki młodych ludzi, licząc zapewne na sprowokowanie burd. Ale się nie doczekały. Uczestnicy marszu byli wyjątkowo spokojni. To też policja w pewnym momencie też dała sobie spokój i odstąpiła. Pozwolono uformować pochód, co trochę trwało, bo trzeba było odnaleźć i przesunąć na czoło grupy rekonstrukcyjne oraz ludzi z wieńcami. W końcu pochód ruszył i wydawało się, że wszystko pójdzie dobrze. Aliści… i tu zrobimy sobie pauzę. Ciąg dalszy nastąpi 😉

Na fotoreportaż z wyprawy składają się zdjęcia autorstwa pp. Marii Machl (fot. 1-5), Macieja Mieziana (fot. 6-33), Alicji Rostockiej (fot. 34-49) i Jana Pieczyraka (fot. 50-57):
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/11Listopada2012op

maciejmiezianMaciej Miezian

Już od jakiegoś czasu na ulicach naszego miasta młodzi ludzie rozdawali zaproszenia na modlitewne spotkania krakowskiego kościoła „Bliżej – Mocniej – Więcej’. Inicjatywa ta miała charakter ewangelizacyjny i była skierowana głównie do ludzi poszukujących wiary lub po prostu takich, którzy czują się zagubieni we współczesnym, coraz bardziej zlaicyzowanym świecie.

Lecz „Bliżej – Mocniej – Więcej” stało się również okazją do pokazania siły i żywotności wszelkich grup modlitewnych. Dopiero tu można było zobaczyć jak ważną rolę odgrywają w nich ludzi młodzi, którzy pragną się dzielić swoimi doświadczeniami z innymi (można tak „z grubsza” założyć, że w sobotę – 20 października - na stadionie „Cracovii” młodzi stanowili ok. 80%  wszystkich zgromadzonych).

blizejmocniejwiecejDobrze, że tego typu inicjatywy się pojawiły. Początki są obiecujące, choć – co oczywiście zauważyła z przekąsem niezastąpiona „GW” – nie udało się zapełnić całego stadionu ludźmi. Do poszukujących trzeba jednak dotrzeć i to jest praca jeszcze na kolejne lata.

Możemy więc spokojnie oczekiwać kolejnych edycji „Bliżej – Mocniej – Więcej”, które będą jeszcze lepiej przygotowanych i skuteczniej przeprowadzone.

A komplet zdjęć można obejrzeć tutaj:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/20Pazdziernika2012mm

Anna Maria Kowalska

wytrwamyiwygramyTo, co stało się wczoraj w Warszawie na marszu: „Obudź się, Polsko”! potwierdza, że hasła odnowy moralnej, sprawiedliwości społecznej i Prawdy są wciąż w Narodzie żywe. Olbrzymi tłum Osób, defilujących ulicami Stolicy raz jeszcze dowiódł, że w obronie słusznej sprawy jest gotów się błyskawicznie zorganizować.

Aktualny marsz w obronie Telewizji Trwam jest jednocześnie wielkim krzykiem, domagającym się wolnych mediów i wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. Wśród idących w marszu wsparcia  reprezentowane były wszystkie pokolenia. Obok Kół Przyjaciół Radia Maryja oczywisty był udział Prawa i Sprawiedliwości, środowisk skupionych wokół Klubów „Gazety Polskiej”, „Solidarności” i Solidarnej Polski. Warto jednak odnotować, że w marszu szli także Polacy, mieszkający i pracujący za granicą, nawet w odległej Nigerii, a Ci spośród środowisk emigracyjnych, którzy z różnych względów nie mogli przybyć osobiście, organizowali marsze u siebie. Działania takie zostały podjęte we Francji, Australii, Wielkiej Brytanii, Kanadzie, USA. Zmobilizowali się przedstawiciele licznych organizacji społecznych, związkowców i niezrzeszeni obywatele. Symbolicznie dołączyli także obcokrajowcy.

Tak budzi się dumny Naród, pragnący trwać przy Bogu, Honorze i Ojczyźnie. Naród, w którym żadne socjotechniczne zabiegi nie zdołały, na szczęście, zabić ducha Prawdy i prawdziwej „Solidarności”.

Zdjęcia autorstwa pp. Grzegorza Nieradki (fot. 1-15), Macieja Mieziana (fot. 16-29), Jana Pieczyraka (fot. 30-34) i Kazimierza Babiaka (fot. 35-42) można obejrzeć tutaj:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/29Wrzesnia2012