Przeskocz do treści

Marek Kolasiński

Wybory samorządowe po raz kolejny udowodniły, że kampanii wyborczej nie wygrywa się merytorycznym programem, czy nawet sukcesami gospodarczymi ale emocjami! Niestety to nie PiS ale Koalicja Obywatelska narzuciła lepsze emocje i dlatego jej wynik jest lepszy od oczekiwań, a wynik PiS słabszy. Z punktu widzenie skuteczności kampanii wyborczej wyborcy nie dzielą się bowiem na prawo, lewo i centrum, ale na wyborców zdecydowanych i niezdecydowanych. Przekonanie wyborcy zdecydowanego co do swoich poglądów politycznych do ich zmiany jest procesem długotrwałym i dlatego kampania wyborcza musi koncentrować się na wyborcach niezdecydowanych. PiS wygrał ostatnie wybory nie dlatego, że miał skuteczną kampanię. ale dlatego, że miał znacznie większe grona wyborców zdecydowanych. Niestety wyborców niezdecydowanych w znacznej mierze przyciągnęła KO. Zaproponowała ona bardzo silny, emocjonalny przekaz, czyli "PiSowska szarańcza zawłaszcza państwo", "Morawiecki i PiS kłamią", "PiS doprowadzi do Polexitu", na który PiS nie potrafił skutecznie odpowiedzieć.

Trzeba pamiętać, że wyborca niezdecydowany prawie zawsze wybierze przekaz emocjonalny zamiast merytorycznego. Dowodem tego jest świetny wynik pani Zdanowskiej w Łodzi. Z jednej strony chłodny, merytoryczny przekaz o paragrafach prawa, a z drugiej opowieść o "kobiecie, która z miłości coś zrobiła, a teraz okrutni mężczyźni chcą ją zniszczyć". Podobny mechanizm działał w przypadku posłanki Sawickiej. Jeśli na bardzo emocjonalny przekaz nie ma się gotowej równie emocjonalnej opowieści to lepiej sprawy nie ruszać nawet jeśli ma się rację. PiS przegrał II turę wyborów samorządowych w wieczór wyborczy po I turze. Miliony Polaków zobaczyło wtedy triumfującego Schetynę i Trzaskowskiego i strapionych działaczy PiS, "bo wygrali za nisko"... To wtedy część wyborców niezdecydowanych zdecydowała o emocjonalnym dołączeniu do KO, ponieważ chciała poczuć entuzjazm zwycięzców, który widziała w sztabie KO. Ten wieczór wyborczy to była wizerunkowa katastrofa PiS, ponieważ nawet gdyby PiS przegrał wybory to nie wolno okazywać zniechęcenia, ponieważ to zniechęcenie udziela się wyborcom. PiS próbował narzucić emocjonalną narrację z imigrantami lecz było to nieskuteczne ponieważ temat imigrantów był przez ostatnie miesiące mało obecny w debacie publicznej. KO od miesięcy budowało narrację o "Misiewiczach, Piesiewiczach i Pisiewiczach", "PiSowskich aferach" i opowieść o "PiSowskiej szarańczy" (zagrywka typowa dla Igora Ostachowicza) się w to wpisywała. Błędem było umieszczanie "PiSowskiej szarańczy" na plakatach ponieważ zamiast oburzenia umacniało ono jedynie poczucie upokorzenia wśród wyborców PiS. Tego typu zagrywki powinny być konsekwentnie ośmieszane, np. młode dziewczyny z PiS mogły wręczyć następnego dnia Schetynie strój pszczelarza, lub zrobić coś w tym stylu.

Dlatego PiS jeśli chce wygrać kolejne wybory to już teraz musi odpowiedzieć sobie na pytanie jaka emocjonalna narracja ma by tematem kolejnej kampanii wyborczej. Jeśli ma to być opowieść "Schetyna i KO chcą wprowadzić walutę euro, żeby Niemcy się bogacili, a my zapłacimy za to drożyzną" to temat ten już teraz powinien stopniowo pojawiać się w debacie publicznej ponieważ wrzucenie go w ostatniej chwili jak spotu z imigrantami wyjdzie sztucznie i odniesie taki sam skutek jak ten spot, czyli żaden. PiS nie powinien więc wyciszać emocje jak się czasami słyszy, ale wyciszać jedynie te emocje, które są dla niego niekorzystne a pobudzać emocje pozytywne dla siebie i negatywne dla przeciwników.

Marek Kolasiński

Pan Ryszard jest wszędzie. Jest wszędzie, bo wszędzie jest potrzebny. Pan Ryszard na każdy temat się wypowie, bo każdy chce go słuchać. Pan Ryszard zna się na wszystkim... bo musi... bo jak nie on.. to kto? Pan Ryszard zawstydza autorytety i demaskuje ignorantów. Pan Ryszard uczy jak żyć. Pan Ryszard zawstydził historyków. Dzięki dogłębnej znajomości historii Polski i genialnej wręcz umiejętności analitycznego myślenia panu Ryszardowi udało się ustalić, że przewrót majowy miał miejsce w w 1935 roku. Niestety pan Ryszard nie wyjawił, czy Józef Piłsudski sfingował swoją śmierć 12 maja 1935 roku, czy też faktycznie tego dnia umarł, a na czele przewrotu majowego stanął jego sobowtór. W 1717 roku obradował w Polsce sejm nazwany później niemym, ponieważ z obawy o zerwanie obrad posłowie nie zostali dopuszczeni do głosu. Pan Ryszard ustalił jednak, że nie był to sejm niemy, ale "sejm głuchy", czyli posłowie owszem mówili w trakcie obrad, tylko nie słyszeli co. Ach jaka szkoda, że wśród ówczesnych posłów nie było nikogo pokroju pana Ryszarda, czyli osoby, która nie tylko słyszy, ale i wie co mówi.

rysiekDo tej pory historycy uważali, że uchwalona w 1791 roku Konstytucja 3 Maja obowiązywała zaledwie przez kilkanaście miesięcy. Dzięki olbrzymiej wiedzy prawniczej i nadzwyczajnej wręcz umiejętności rozumowania dedukcyjnego pan Ryszard wykazał niezgodność stanu faktycznego ze stanem prawnym i doszedł do wniosku, że Konstytucja z 1791 roku wciąż obowiązuje (fot. z sieci). Swoimi ustaleniami podzielił się z internautami 3 maja 2016 roku. W zamieszczonym wówczas w internecie wpisie o Konstytucji 3 Maja napisał tak; "Trzyma się świetnie, choć PiS uparł się, by właśnie teraz przeszła przymusowy lifting". W tym samym wpisie pan Ryszard wyraził nadzieję, że Konstytucja 3 Maja "będzie nas chronić przez kolejne stulecia". Niestety, jeśli ustalenia pana Ryszarda się potwierdzą i faktycznie obowiązuje nas konstytucja z 1791 roku, a nie ta uchwalona w 1997 roku, to miliony zrozpaczonych kobiet nie będą mogły w najbliższych wyborach zagłosować na nowoczesną partię pana Ryszarda, ponieważ Konstytucja 3 Maja takiego prawa im nie przyznaje.

Pan Ryszard zawstydził badaczy Biblii. W wyniku wieloletnich badań i przemyśleń pan Ryszard doszedł do wniosku, że obecne Święto Trzech Króli powinno być prawidłowo nazywane "Świętem Sześciu Króli".

Pan Ryszard zawstydził znawców historii starożytnej, kiedy stwierdził, że Imperium Rzymskie upadło "w szczycie swej chwały". Historycy na całym świecie uważali do tej pory, że było dokładnie odwrotnie. Dzięki panu Ryszardowi udało się w końcu ustalić prawdę. Pan Ryszard zawstydził prawników. Niedawno odbył się słynny Nadzwyczajny Kongres Sędziów Polskich, który zgromadził między innymi kilka procent aktywnych zawodowo sędziów. Oczywiście zgromadzonych na słynnym kongresie sędziów nie można uznać ze grupę reprezentatywną dla całego środowiska. Warto jednak zaznaczyć, że obecni na kongresie sędziowie to była po prostu śmietanka polskiego sądownictwa, creme de la creme, najmądrzejsi z mądrych, najgodniejsi z godnych, najskromniejsi ze skromnych. Opary wybitności i genialności unoszące się nad zebranymi w Warszawie sędziami były podobno tak gęste, że można je było kroić nożem. Słowa wypowiedziane wtedy przez sędziów, którzy sami siebie określili jako "zupełnie nadzwyczajną kastę ludzi" i "sól tej ziemi" zostały więc powszechnie odebrane jako nazbyt skromne. Pan Ryszard nie jest prawnikiem, a tym bardziej sędzią. Co pan Ryszard robił na warszawskim kongresie sędziów? Pan Ryszard na kongresie nauczał. Niestety nikt nie jest prorokiem we własnym kraju i wkrótce po genialnym wystąpieniu pana Ryszarda na kongresie sędziów, sąd utrzymał w mocy decyzję odbierającą nowoczesnej partii pana Ryszarda znaczną część dotacji.

Pan Ryszard zawstydził artystów. W trakcie swojego płomiennego przemówienia na kongresie sędziów pan Ryszard nawiązał do "Procesu" Franza Kafki. Pozornie zabieg ten może wydawać się dość ryzykowny, ponieważ sąd przedstawiony jest w tej powieści jako instytucja tak zdemoralizowana, że skazuje na na śmierć niewinnego człowieka, który nawet nie wie za co został skazany. Dzięki nadzwyczajnej wrażliwości i wybitnemu talentowi artystycznemu pan Ryszard nie wpadł jednak w pułapkę surrealizmu zastawioną na niego przez Franza Kafkę i i odkrył, że powieść ta jest w istocie gloryfikacją sądownictwa i dlatego na kongresie sędziów pan Ryszard stwierdził, że jeśli nie będzie sądów to "będzie jak w >>Procesie<< Kafki, mały człowiek nie będzie miał gdzie pójść". Wielka radość zapanowała po tych słowach wśród miłośników literatury na całym świecie. W końcu udało się bowiem ustalić prawdziwy przekaz "Procesu" Kafki, tak tak dobrze ukryty przed wszystkimi, którzy powieść Kafki czytali.

Pan Ryszard zawstydził ekonomistów. Nieprawidłowości powstałe przy rozliczaniu kampanii wyborczej jego nowoczesnej partii, które spowodowały odebranie znacznej części dotacji, pan Ryszard tłumaczył prostym błędem skarbnika partii, który po prostu przelał pieniądze nie tam gdzie powinien. Do tej pory ekonomiści uważali, że skarbnikiem powinien być człowiek, który zaznajomiony jest tajnikami robienia przelewów bankowych. Dzięki zupełnie nowatorskiemu podejściu do problematyki ekonomicznej pan Ryszard udowodnił, że wcale tak być nie musi.

Pan Ryszard zawstydził znawców logiki. Przed wyborami do sejmu pan Ryszard twierdził, że należy "skończyć" z finansowaniem partii z publicznych pieniędzy. Kiedy jednak po wyborach część dotacji została jego nowoczesnej partii odebrana, to pan Ryszard odwołał się od tej decyzji do sądu. Tylko osoba obdarzona umysłem równie genialnym jak umysł pana Ryszarda może logicznie wytłumaczyć tego rodzaju następstwo zdarzeń.

Pan Ryszard zawstydził filantropów. W jednym z wywiadów radiowych pan Ryszard proszony był o to, by wyjaśnił jak do tego doszło, że jego cały majątek oszacowany jest na około 2 miliony 600 tysięcy złotych, chociaż z jego oświadczenia majątkowego wynika, że w samym 2015 roku zarobił 2 miliony 200 tysięcy złotych. Cóż, niektórym chyba nie mieści się w głowie, że swój majątek można po prostu rozdać potrzebującym...

Pan Ryszard zawstydził altruistów. Czy gdyby ktokolwiek inny posiadał umysł równie genialny jak pan Ryszard to nie ukrywałby swojego daru zazdrośnie przed innymi i nie korzystał z niego wyłącznie dla własnych korzyści? Pan Ryszard taki nie jest. Pan Ryszard owocami swego geniuszu, swoimi wybitnymi przemyśleniami, chętnie dzieli się na prawo i lewo. Pan Ryszard zawstydził herosów. Czy ktokolwiek inny udźwignąłby olbrzymi ciężar odpowiedzialności jaki los położył na wątłych barkach pana Ryszarda? Ciężar zbawienia Polski, a może i całego świata. Pan Ryszard ciężar ten bohatersko udźwignął i niczym tytan, mityczny Atlas, ciężar ów dźwiga i dźwigał będzie... bo on tak już ma... bo on taki jest...

Taki właśnie jest pan Ryszard. Wielki znawca historii starożytnej, niestrudzony badacz Biblii, odkrywca prawdziwej historii Polski, mentor wszystkich prawników, muza wszystkich artystów, genialny intelektualista, wielkoduszny filantrop, uwielbiany przez niepoliczalne tłumy altruista, nieposkromiony orator, niedościgniony erudyta, po prostu osoba wybitna. Udał nam się pan Ryszard!

Marek Kolasiński

Jadąc w niedzielę do Warszawy byłem pewien, że troglodyci z KGB-woskiem rodowodem przegrali walkę o pamięć o Smoleńsku. Muszę jednak przyznać, że rozmiar porażki tych postsowieckich szumowin zaskoczył nawet mnie. Byłem w Warszawie na wszystkich rocznicach wydarzeń z 10 IV 2010 roku, ale takich niewyobrażalnych tłumów jeszcze nie widziałem.

20160410mkPrzez większość czasu stałem koło sceny przed Pałacem Prezydenckim i panował tam taki ścisk, że po wystąpieniu Prezydenta Andrzeja Dudy przez kilkadziesiąt minut nie mogłem się stamtąd wydostać. W pamięci utkwił mi moment, kiedy wojskowa orkiestra odegrała tylko jedną zwrotkę naszego hymnu. Zgromadzeni ludzie nie przestali jednak śpiewać, a stopniowo dołączali do nich kolejni muzycy. Czwartą zwrotkę polskiego hymnu odśpiewaliśmy już z towarzyszeniem całej orkiestry.

Po tym co zobaczyłem w niedzielę w Warszawie jestem pewien, że nikomu nie uda się zniszczyć pamięci o tym co wydarzyło się w Smoleńsku w 2010 roku. Polska wygrała ten ważny bój o pamięć i prawdę.

Marek Kolasiński

W czerwcu tego roku posłowie PO i PSL przegłosowali nową ustawę o Trybunale Konstytucyjnym. W październiku tego roku ci sami posłowie PO i PSL usiłowali na podstawie tej ustawy wybrać 5 sędziów TK. W czerwcowej ustawie jest zapis, że prawo do zgłaszania kandydatów na sędziów TK ma "Prezydium Sejmu oraz grupa co najmniej 50 posłów". Tymczasem w październiku kandydatów na sędziów zgłosiło wyłącznie Prezydium Sejmu, a nie "Prezydium Sejmu oraz grupa co najmniej 50 posłów". Zgodnie więc z zapisami ustawy z czerwca kandydaci na tych 5 sędziów zostali zgłoszeni przez podmiot do tego nieuprawniony, a więc wybrani niezgodnie z zapisami ustawy, według której ówczesny sejm usiłował w październiku procedować. Obecny Sejm zmuszony był więc do naprawienia błędów prawnych poprzedniego Sejmu i wybrał już zgodnie z prawem i wszystkimi procedurami 5 nowych sędziów TK. Ostatnie orzeczenie TK w tej sprawie tylko dodatkowo ośmiesza posłów PO i PSL poprzedniej kadencji, ponieważ okazało się, że nie tylko usiłowali oni w październiku wybrać 5 sędziów TK niezgodnie z Regulaminem Sejmu i ustawą o TK z czerwca, za którą sami głosowali, ale na dodatek 2 z tych 5 sędziów usiłowali oni również wybrać niezgodnie z Konstytucją RP. Na szczęście mamy obecnie 15 zaprzysiężonych sędziów TK, czyli dokładnie tylu ilu powinno być zgodnie z Konstytucją RP. Nawoływanie Prezydenta RP do złamania Konstytucji i zaprzysiężenia jakichś dodatkowych osób na sędziów TK, czyli zwiększenia zapisanej w Konstytucji liczby 15 sędziów TK, świadczyć może wyłącznie o skromnych możliwościach intelektualnych osób do tego nawołujących, albo jest po prostu przejawem politycznej hucpy.

komitetodNiebawem wejdzie w życie nowy podatek bankowy, co sprawi, że banki będą musiały się podzielić częścią swoich ogromnych zysków z polskim społeczeństwem. Nikt nie powinien się więc dziwić, że bankowe lobby będzie próbowało uaktywnić różnych trybunów ludowych, którzy wycierając sobie gęby hasłami o obronie demokracji będą brutalnie walczyli o interesy bankowego lobby. Takich wpływowych grup interesów jak lobby bankowe jest w Polsce oczywiście dużo. Te bardzo wpływowe grupy, wykorzystując olbrzymie pieniądze i wpływy w mediach będą starały się teraz o przewrócenie nowego rządu, powstałego w wyniku demokratycznego wyboru Polaków, lub przynajmniej do zmuszenia go, żeby uległ ich żądaniom. Wpływowe grupy interesów nigdy nie zaakceptują tego, że dojenie Polaków może się po 25 latach skończyć (fot. z sieci). Nigdy nie zaakceptują tego, że Polacy mogą przestać być tanią siłą roboczą, na której oni pasożytują. Nigdy nie zaakceptują tego, że dla funkcjonującego obecnie w Polsce rządu od interesów zagranicznych korporacji i miejscowej sitwy ważniejsze jest dobro zwykłych, przeciętnych Polaków.

20151213mwsDlatego to my, zwykli Polacy, musimy dziś stanąć w obronie demokracji, demokratycznie wybranego Prezydenta RP i nowego rządu, ponieważ to dla nas narażają się oni dzisiaj na ataki i medialne plucie. Możemy to zrobić już w najbliższą niedzielę 13 grudnia w Warszawie. Przyjadę tego dnia do Warszawy nie tylko po to, żeby bronić demokracji przed panoszącą się w Polsce od 25 lat pasożytniczą sitwą. Przyjadę tego dnia do Warszawy również po to, żeby okazać moją wdzięczność dla Prezydenta Andrzeja Dudy, nowego rządu i wszystkich, którzy mają odwagę walczyć o prawo do godnego życia dla zwykłych Polaków.

Marek Kolasiński

ewakopaczsgwpNiewiele godzin pozostało już do końca kampanii wyborczej. Jednymi z jej ostatnich akcentów były dwie debaty. W tej poniedziałkowej spotkała się przedstawicielka Platformy Obywatelskiej Ewa Kopacz i przedstawicielka Prawa i Sprawiedliwości Beata Szydło. Debata ta, co było do przewidzenia, skończyła się kompromitacją Ewy Kopacz (fot. z sieci), która poza prezentowaniem swoich licznych fobii i straszenia tym, co ma się rzekomo wydarzyć jeśli jej partia zostanie odsunięta od władzy nie była w stanie powiedzieć prawie nic więcej. Pani Kopacz prawdopodobnie uznała jednak, że poniedziałkowa kompromitacja to za mało i we wtorek postanowiła skompromitować się jeszcze bardziej. Podczas debaty, która miała miejsce tego dnia, Ewa Kopacz, oprócz tradycyjnego prezentowania swoich lęków i straszenia Polaków, wdała się w utarczki słowne i kopanie po kostkach z przedstawicielami mniejszych ugrupowań politycznych, które rozpaczliwie walczą o przekroczenie progu wyborczego. Najbardziej kuriozalny był ten moment debaty, w którym pani Kopacz przechwalała się, że w przeciwieństwie do wielu swoich kolegów z Platformy Obywatelskiej, ona nie dała się nagrać w restauracji "Sowa i Przyjaciele".

coverpisJak na tym tle zaprezentowała się pani Beata Szydło? Pani Szydło bardzo profesjonalnie przedstawiła konkretne rozwiązania, które podniosą poziom życia Polaków (fot. pis.org.pl). Dzisiaj nikt nie ma już chyba wątpliwości, że Prawo i Sprawiedliwość jest jedynym ugrupowaniem w Polsce, które można określić mianem politycznej ekstraklasy. Prawo i Sprawiedliwość ma przygotowany przez ekspertów przemyślany program stymulowania polskiej gospodarki. Prawo i Sprawiedliwość nie tylko trafnie diagnozuje patologie będące efektem ośmioletnich rządów koalicji Platformy Obywatelskiej-Polskiego Stronnictwa Ludowego, o których dowiedzieliśmy się z rozmów prowadzonych w restauracji "Sowa i Przyjaciele", ale też wie jak je zlikwidować. Prawo i Sprawiedliwość jest jedynym gwarantem tego, że dzięki swojemu zapleczu eksperckiemu i dobrej współpracy z Prezydentem Andrzejem Dudą, podniesie się poziom życia Polaków, a polska gospodarka zacznie się szybko rozwijać. 25 października nie będę więc miał żadnych wątpliwości. W najbliższą niedzielę, podobnie jak miliony Polaków, zagłosuję na Prawo i Sprawiedliwość.

Marek Kolasiński

Wielkie poruszenie wywołała wśród internautów informacja o tym, że Bronisław Komorowski opuszczając Kancelarię Prezydenta wypożyczył z niej ponad 100 przedmiotów i przewiózł je prawdopodobnie do pomieszczeń zajmowanych przez jego fundację "Instytut Bronisława Komorowskiego". Warto przy tym zwrócić uwagę na niezwykłą skromność pana Bronisława, który nie nazwał swojej fundacji na przykład "Instytutem Genialnych Myśli Bronisława Komorowskiego".

bkbr1Oczywiście, mógłby wtedy znaleźć się jakiś nienawistnik, który sugerowałby, że ciężko będzie badać myśli człowieka, który sprawia wrażenie jakby z logicznym myśleniem miał pewne problemy. Jestem jednak przekonany, że pan Bronisław myśli, chociaż czasami sprawia wrażenie jakby nie do końca wiedział o czym. Chciałbym przy okazji wyrazić głęboką nadzieję, że ekspertom i naukowcom pracującym dla fundacji "Instytut Bronisława Komorowskiego" już wkrótce uda się ustalić o czym myśli Bronisław Komorowski (fot. z sieci). Wśród krzeseł, foteli, biurek, komputerów i lamp, wypożyczonych przez pana Komorowskiego z Kancelarii Prezydenta, znalazły się również sztalugi, kosz na śmieci, telewizor, sejf, a nawet... żyrandol. Pan Bronisław chyba zbytnio do serca wziął sobie stwierdzenie, że ma być "strażnikiem żyrandola" i nie chce rozstać się z tym tytułem nawet po zakończeniu swojej kadencji. Tylko nieprawdopodobnej wręcz wspaniałomyślności Bronisława Komorowskiego zawdzięczamy to, że nie zdecydował się on na zrywanie podłóg w Pałacu Prezydenckim i przewiezienie ich do pomieszczeń swojej fundacji.

bkbr2Liczne komentarze wzbudził fakt wypożyczenia przez Bronisława Komorowskiego wartej 100 tysięcy złotych niszczarki do dokumentów wielkości małego czołgu. Liczni nienawistnicy zaczęli już nawet spekulować jakie dokumenty pan Bronisław będzie wkładał do potężnej niszczarki zdolnej do pracy przez 24 godziny na dobę. Nie zwrócili oni jednak uwagi na inne przedmioty wypożyczone przez pana Komorowskiego z Kancelarii Prezydenta, takie jak lodówka, sztućce, talerze, deska do krojenia, noże kuchenne, garnek i patelnia. Z tego zestawienia niezbicie wynika, że pan Bronisław będzie wykorzystywał olbrzymią niszczarkę jedynie do szatkowania kapusty, z której, w wypożyczonym z Kancelarii Prezydenta garnku, przyrządzi on znakomity bigos (fot. z sieci). Jak powszechnie wiadomo Bronisław Komorowski jest wybitnym znawcą bigosu, czego dał dowód wygłaszając swoje słynne przemówienie o bigosie. Mam nadzieję, że przemówienie o bigosie Bronisława Komorowskiego będzie jedną z pierwszych rzeczy badanych przez ekspertów zgromadzonych w fundacji "Instytut Bronisława Komorowskiego". Pan Bronisław, jako osoba niewątpliwie myśląca, pomyślał również o tym, że bigos dobrze jest czymś popić i wypożyczył w tym celu z Kancelarii Prezydenta 12 kieliszków do koniaku, 12 kieliszków do whisky, 12 kieliszków do szampana, 30 kieliszków do wina i 30 kieliszków do wódek i nalewek.

bkbr3Niestety, po ostatniej inwentaryzacji okazało się, że w trakcie prezydentury Bronisława Komorowskiego zginęło kilka dzieł sztuki będących na wyposażeniu Kancelarii Prezydenta (fot. z sieci). Sprawą zajmuje się obecnie prokuratura. Jeden z zaginionych obrazów; "Gęsiarka", znajdował się w pomieszczeniu, w którym pracowali asystenci szefa Kancelarii Prezydenta. Adam Szłapka, jeden z asystentów szefa Kancelarii Prezydenta Komorowskiego, nie potrafi jednak stwierdzić kiedy "Gęsiarka" zniknęła ze ściany. Adam Szłapka jest obecnie sekretarzem generalnym partii o nazwie Nowoczesna. Osobom, które niezbyt uważnie śledzą życie politycznego planktonu w Polsce wyjaśniam, że Nowoczesna to taka zabawna partyjka stworzona przez pewnego Ryszarda, o niezbyt lwim sercu, choć jego serce z pewnością jest większe, niż niejeden bankowy sejf, a który bardzo się stara urzeczywistnić hasło pana Kononowicza; "nie będzie niczego!". Obserwując działania pana Ryszarda i jego Nowoczesnej coraz częściej odnoszę wrażenie, że jedyna różnica między nimi, a silnikami diesla Volkswagena jest taka, że o tym, że diesle Volkswagena smrodzą wszyscy już wiedzą.

Zaginiony obraz "Gęsiarka" udało się odnaleźć w katalogu jednego z domów aukcyjnych z ceną wywoławczą 12 tysięcy złotych, więc jest duża szansa na jego odzyskanie. Prokuratura wciąż jednak próbuje ustalić miejsca, gdzie znajdują się inne przedmioty, które zniknęły z Kancelarii Prezydenta w trakcie prezydentury Bronisława Komorowskiego, w tym obraz o wielce wymownej nazwie "Bydło na pastwisku".

Marek Kolasiński

Wielki pociąg do pociągów zaczęła ostatnio odczuwać Ewa Kopacz. Pociągi faktycznie mają w sobie coś pociągającego, szczególnie zaś wtedy, kiedy nie podróżuje nimi pani Kopacz. W związku z tym już wkrótce PKP ma podobno udostępnić podróżnym nową usługę, w ramach której będą oni mieli zagwarantowane, że w pociągu, którym jadą nie znajduje się premier Kopacz. Niestety gwarancja podróżowania pociągiem bez Ewy Kopacz w środku, jako znacznie podwyższająca komfort, ma być dość kosztowna. Czasami warto jednak trochę więcej zapłacić, a przynajmniej mieć pewność, że w wagonie restauracyjnym, w naszym kotlecie nie wyląduje nagle nos pani Ewy.

Nikt nie ma chyba wątpliwości, że nagły pociąg Ewy Kopacz do podróżowania po Polsce jest wynikiem zbliżających się wyborów i kiepskich wyników PO w ostatnich sondażach poparcia. Cała akcja miała w założeniu pokazać, że ludzie władzy z PO są blisko ludzi, a ludzie władzy z PO, którzy obżerali się za publiczne pieniądze ośmiorniczkami to byli z jakiejś innej PO, nikt o nich nie słyszał, nikt ich nie zna, a tak w ogóle to "nagrania były nielegalne". Jak to jednak zwykle bywa w przypadku nieudaczników z PO, z ich nawet najbardziej sprytnych planów już po niedługim czasie zostaje tylko "ch…, d… i kamieni kupa". Wyjazdowe bratanie się z ludem przez peowską władzę skończyło się skandalem już podczas jednego z pierwszych wyjazdów do Gdańska. Okazało się wtedy, że nad pociągiem, w którym premier Ewa bratała się z ludem leciał pusty rządowy samolot i kiedy Ewa Kopacz stwierdziła, że drogę powrotną również wróci pociągiem rządowy samolot pusty wrócił do Warszawy. Oczywiście za wszystko zapłaciliśmy my podatnicy. Z czasem widok kolumny rządowych limuzyn jadących za pociągiem wypełnionym peowską władzą przestawał już kogokolwiek dziwić. Ludzie z Platformy Obywatelskiej postanowili jednak po raz kolejny udowodnić, że nie ma takiej granicy absurdu i śmieszności, której oni nie byliby w stanie przekroczyć. Na wyjazdowe posiedzenie rządu we Wrocławiu i Łodzi, specjalne stoły i krzesła dostarczono samochodem ciężarowym z Warszawy.

kopaciag1W bajce Hansa Christiana Andersena "Księżniczka na ziarnku grochu", tytułowa księżniczka wyczuwała ziarnko grochu znajdujące się pod stosem materacy i puchowych pierzyn, na których spała. Tyłek peowskiego ministra jest więc zapewne równie delikatny co księżniczka z bajki Andersena i pewnie dlatego nie może siedzieć na zwykłym krześle. Od siedzenia na zwykłym krześle tyłek peowskiego ministra mógłby przecież nabawić się odcisków! Oczywiście to ile nas podatników kosztują te wszystkie wyjazdowe błazenady Ewy Kopacz jest jedną z najściślej strzeżonych tajemnic państwowych (fot. Twitter). Przy tej okazji warto zauważyć, że Ewa Kopacz postanowiła prześcignąć swojego mistrza Donalda Tuska. O ile bowiem Tusk podróżował po kraju autobusem zwanym Tuskobusem, o tyle Kopacz zdecydowała się na pojazd większego kalibru, czyli pociąg, który zapewne powinien być nazywany Kopaciągiem. Podczas ostatniej przerwy w jeżdżeniu po Polsce, wąchaniu kotletów w pociągach i brataniu się z ludem Ewa Kopacz raczyła ogłosić, że będzie lokomotywą wyborczą PO w Warszawie, czyli że wyszarpała dla siebie pierwsze miejsce na warszawskiej liście wyborczej. Wielka radość zapanowała wtedy w całej Polsce. Tak, wielka radość wybuchła wtedy w całej Polsce... z wyjątkiem Warszawy oczywiście.

Jednak nawet tak okazała lokomotywa wyborcza jak Ewa Kopacz nie jest w stanie uciągnąć platformy pełnej nieudaczników z Platformy Obywatelskiej. Do pomocy premier Ewie ruszyły więc różne inne, mniejsze, wyborcze lokomotywy pomocnicze, takie jak na przykład Mucha Joanna. Lokomotywa Mucha objechała ostatnio wszystkie możliwe studia telewizyjne, w których ze skwaszoną miną marudziła i narzekała na absolutnie wszystko co choćby w najmniejszym stopniu kojarzyło się jej z opozycją. Warto zaznaczyć, że Mucha Joanna jest w świecie polityki powszechnie znana. Mucha Joanna znana jest głównie z tego, że kiedy została ministrem sportu, na stanowisko dyrektorskie w jednym z ośrodków sportu mianowała swojego znajomego, właściciela zakładu fryzjerskiego z Lublina. Olbrzymiej popularności przysporzył również pani Joannie pewien wywiad radiowy, w którym rozwodziła się ona nad rozwiązywaniem problemów nieistniejącej w Polsce trzeciej ligi hokeja na lodzie, jak też i pewien wywiad telewizyjny, w którym kazała do siebie mówić "pani ministra". Gwiazdą Internetu Mucha Joanna została jednak wtedy, kiedy jeden z dziennikarzy sportowych ujawnił, że na jednym ze spotkań pani Mucha pytała zebranych o to kto wybiera drużyny piłkarskie grające w meczu o Superpuchar. Jak więc się łatwo zorientować pani Mucha nie ma nawet bladego pojęcia o sporcie i dlatego nikogo chyba nie powinno dziwić, że Tusk zrobił ją ministrem sportu.

kopaciag3Jeśli jednak przyjmiemy założenie, że zgodnie z logiką Tuska Mucha została ministrem sportu, bo nie zna się na sporcie, to aż strach pomyśleć na czym musi nie znać się Ewa Kopacz, jeśli ta została namaszczona przez Tuska aż na premiera. Oczywiście pierwsza narzucająca się odpowiedź jest taka, że zgodnie z filozofią Tuska Ewa Kopacz musi nie znać się kompletnie na niczym, jeśli ten zrobił ją premierem, czy też raczej premierzycą, jeśli chcielibyśmy być w zgodzie z nowomową "ministry" Muchy. Odmawianie pani Ewie jakichkolwiek talentów byłoby jednak pewną przesadą. Wąchaniem kotleta w wagonie restauracyjnym Ewa Kopacz udowodniła przecież, że posiada wybitne zdolności organoleptyczne. Wielkim smutkiem napawa mnie więc fakt, że do dzisiaj w rządzie Ewy Kopacz nie powstało Ministerstwo Pachnącego Kotlecika pod jej osobistym nadzorem (fot. wpolityce.pl).

Wracając jednak do Muchy Joanny, grzechem byłoby nie wspomnieć o jej największym sukcesie jako ministra sportu, dzięki któremu bez wątpienia na trwałe zapisze się ona w historii polskiego sportu, czyli dofinansowaniu przez jej ministerstwo publicznymi pieniędzmi koncertu gwiazdy muzyki pop Madonny. Na całym świecie show-biznes uważany jest za prawdziwą żyłę złota, a gwiazdy muzyki pop są milionerami, a często nawet miliarderami. Okazuje się jednak, że w Polsce rządzonej przez nieudaczników z PO nawet koncert światowej gwiazdy muzyki pop przynosi straty i musi być dotowany publicznymi pieniędzmi. Jeśli jesteśmy już jednak przy żyle złota to możemy się jedynie cieszyć, że nie posiadamy w Polsce znacznych złóż złota. Gdyby bowiem spotkało nas to nieszczęście i odkryto w Polsce potężne złoża złota, to ministra Mucha ze skwaszoną miną marudziłaby pewnie teraz w studiach telewizyjnych ile to trzeba dopłacać do wydobycia złota, a premierzyca Kopacz pewnie by właśnie ogłaszała kolejne plany wygaszania kopalń złota. Na szczęście złota w Polsce nie ma i dzięki temu Ewa Kopacz może skoncentrować się na wąchaniu w pociągach kotletów i lansowaniu swojego hasła "Kolej na Ewę". Hasło to jest o tyle warte odnotowanie, że będzie ono prawdopodobnie pierwszym i jedynym hasłem zrealizowanym przez ludzi z Platformy Obywatelskiej, ponieważ faktycznie po Bronisławie "kolej na Ewę".

kopaciag2Za 2 miesiące będziemy mieli w Polsce wybory parlamentarne. Przez te 2 miesiące będziemy więc pewnie wiele razy zmuszani do oglądania występów obwoźnego cyrku Ewy Kopacz (fot. wzzw.wordpress.com). Niestety, pozostanie nam wtedy jedynie zastanawiać się ile nas wszystkich te wyjazdowe błazenady pani Kopacz kosztują. Przez te 2 miesiące pewnie wielu z nas zada sobie pytanie, czy wąchającej w pociągach kotlety Ewie Kopacz uda się udźwignąć upadającą w sondażach platformę nieudaczników z Platformy Obywatelskiej. Najlepszą odpowiedzią na to pytanie będzie fragment wiersza pod tytułem "Lokomotywa" Juliana Tuwima:
"Lecz choćby przyszło tysiąc atletów
I każdy zjadłby tysiąc kotletów
I każdy nie wiem jak się wytężał,
To nie udźwigną, taki to ciężar."

Marek Kolasiński

20 czerwca nurkująca w sondażach Platforma Obywatelska zorganizowała w Warszawie stypę wyborczą uporczywie zwaną przez niektórych konwencją. Przed zgromadzonymi żałobnikami wystąpiła premier Kopacz i z kartki odczytała między innymi zapewnienie, że Platforma Obywatelska na miesiąc przed wyborami zaprezentuje swój program. Wzbudziło to falę komentarzy, w których zwracano uwagę, że Partia Ośmiorniczek miała aż 8 lat nie tylko na zaprezentowanie swojego programu, ale i na jego realizację. Wydaje się jednak, że tym genialnym posunięciem Ewa Kopacz śmiało zasłużyła na miano polskiego Machiavellego w spódnicy. Prezentując swój program na miesiąc przed przegranymi wyborami premier Ewa będzie miała pewność, że później nikt nie będzie miał do niej pretensji, że tego programu nie realizuje. Miłośnicy ośmiorniczek ożywili się tylko raz w trakcie tych żałobnych uroczystości, kiedy Ewa Kopacz rytualnie straszyła ich Jarosławem Kaczyńskim.

ekkotlecikŻenująca stypa wyborcza nie była chyba jednak wystarczająco kompromitująca zdaniem premier Kopacz i postanowiła ona to wrażenie pogłębić udając się w podróż po Polsce. Pani Kopacz podróżowała pociągiem, jednak zamiast siedzieć w swoim przedziale chodziła ona po wagonach i nagabywała pasażerów. W wagonie restauracyjnym postanowiła pomęczyć trochę jednego z jedzących tam pasażerów. Ten grzecznie zaprotestował twierdząc, że on przeprasza, ale teraz je. Premier Ewa nie dała jednak za wygraną i zagadała do jedzącego mężczyzny takimi słowami; "Ale kotlecik ładnie pachnie?" (fot. z sieci). Jeśli ktokolwiek miał jakiekolwiek wątpliwości dotyczące dowcipu, ogłady, czy też umiejętności interpersonalnych pani Kopacz to tym błyskotliwym pytaniem zostały one definitywnie rozwiane.

tratwameduzyW 1816 roku, u wybrzeży Afryki, zatonęła francuska fregata Meduza. Tonący statek jako pierwszy opuścił kapitan w towarzystwie najbogatszych pasażerów i załogi. Pozostałych prawie 150 pasażerów próbowało się uratować na własnoręcznie zbudowanej tratwie. Zrozpaczeni pasażerowie tratwy zabijali się wzajemnie w walkach o zajęcie bezpieczniejszego miejsca w środku tratwy i dochodziło wśród nich do aktów kanibalizmu. Kiedy po 13 dniach dryfująca tratwa została odnaleziona znajdowało się już na niej tylko 15 żywych osób. Dramat tych ludzi został uwieczniony na obrazie Theodore'a Gericaulta "Tratwa Meduzy" (il. Wikipedia). Obecna sytuacja w Platformie Obywatelskiej coraz częściej zaczyna przypominać to co działo się w 1816 roku u wybrzeży Afryki, chociaż oczywiście nie w sensie dosłownym, a metaforycznym.

poruszeniepoŁajba zwana Platformą, niczym fregata Meduza, już dawno temu została opuszczona przez kapitana Donalda, który wraz ze swoją świtą ewakuował się do Brukseli. Wszyscy znamy powiedzenie, że z tonącego okrętu najpierw uciekają szczury. Donald Tusk okazał się jednak znacznie szybszy niż nawet najbardziej zwinny szczur i opuścił Platformę kiedy wielu nie dopuszczało do siebie myśli, że partia rządząca może kiedykolwiek zatonąć. Teraz miłośników ośmiorniczek czeka jednak nie 13 dni, ale ponad 3 miesiące dryfowania. Do bardzo dramatycznych walk o bezpieczniejsze miejsce i aktów politycznego kanibalizmu dojdzie już niedługo, kiedy władze Platformy Obywatelskiej będą układały listy wyborcze (rys. p. Krzysztof Witulski). Warto jednak zauważyć, że pomimo narzucających się wręcz marynistycznych porównań obecnej sytuacji Platformy Obywatelskiej do tonącego okrętu, to jednak nie Titanic i do jej zatopienia nie potrzeba żadnej góry lodowej, ale w zupełności wystarczy kilka oślizgłych ośmiorniczek i zwiększona aktywność medialna Ewy Kopacz.

Marek Kolasiński

W trakcie niedzielnej debaty telewizyjnej Komorowski próbował zaatakować Andrzeja Dudę cytując słowa, których Andrzej Duda nigdy nie wypowiedział. Atak ten miał uwiarygadniać tajemniczy "dokument", który miał być dowodem na to co mówi Komorowski, a którym na oczach milionów Polaków wymachiwał Komorowski. "Dokument" ten okazał się... wydrukiem z pewnej mało znanej strony internetowej. Strona ta jest redagowana przez organizację "Stowarzyszenie 61". Z wpisu do Krajowego Rejestru Sądowego wynika, że członkiem organu nadzorczego "Stowarzyszenia 61" jest... jedna z córek Bronisława Komorowskiego. Podczas niedzielnej debaty Komorowski wręcz wyłaził ze skóry, żeby sprowokować Andrzeja Dudę, a wymachiwanie "dokumentem", który okazał się wydrukiem ze strony internetowej było tylko jednym z wielu numerów odegranych przez Komorowskiego. Dla wszystkich jest chyba oczywiste, że gdyby pan Duda pozwolił sobie na jakąkolwiek bardziej emocjonalną wypowiedź, to byłaby ona wałkowana 24 godziny na dobę przez wszystkie prorządowe telewizja, aż do ostatnich minut kampanii. Na szczęście Andrzej Duda pokazał olbrzymią klasę i mimo agresywnych ataków ze strony Komorowskiego nie dał się sprowokować.

20150508ad19Następnego dnia do ataku ruszyli więc Tomasz Lis i Tomasz Karolak. Na oczach milionów widzów, w programie emitowanym przez TVP, oburzali się oni na wpis, który miała w internecie zamieścić córka Andrzeja Dudy, nie informując przy tym telewidzów, że słów, które komentują nie wypowiedziała Kinga Duda (fot. wPolityce.pl/TVN24), tylko, że był to wpis jakiegoś anonimowego internauty. W internecie jest cała masa różnych "fejkowych" kont, na których anonimowi internauci podszywają się pod znane osoby i w "ich imieniu" komentują różne wydarzenia. Kinga Duda również ma takie "fejkowe" konto na twitterze, na którym podszywa się pod nią jakiś anonimowy internauta. Oczywiście nikt na takie rzeczy nie zwraca uwagi, ponieważ są one traktowane jako przejaw internetowego folkloru. Lis z Karolakiem zamiast jednak poinformować miliony telewidzów, że cytowany wpis jest dziełem anonimowego internauty wmawiali, że są to słowa Kingi Dudy i wykorzystali je do atakowania córki pana Dudy.

Do tej pory z pewną pobłażliwością podchodziłem do błazeńskich wygłupów Komorowskiego w trakcie tej kampanii. Po tym jednak jak na oczach milionów Polaków Komorowski zaatakował Andrzeja Dudę za pomocą "dokumentu", który okazał się wydrukiem z mało znanej strony internetowej, po tym jak na oczach milionów Polaków Lis z Karolakiem zaatakowali córkę Andrzeja Dudy za pomocą wpisu anonimowego internauty, który się pod nią podszywał, po tym wszystkim działania Komorowskiego i ludzi, którzy za nim stoją wzbudzają u mnie już nawet nie zażenowanie, ale zwykłe obrzydzenie. Wy, ludzie z obecnego obozu władzy, dla kasy i władzy jesteście zdolni do wszystkiego. To jest po prostu obleśne.

Marek Kolasiński

Po wczorajszej debacie telewizyjnej nie ma już żadnych wątpliwości, że Andrzej Duda to klasa i inteligencja, a Bronisław Komorowski to agresja i prostactwo.

andrzejdudapeNiestety, dla nas Polaków to duży wstyd, że ktoś tak nieokrzesany i prymitywny jak Bronisław Komorowski przez tyle lat reprezentował nasz kraj...

Wczorajszy telewizyjny występ pana Komorowskiego, czyli histeria wymieszana z agresją, to była po prostu totalna żenada. Oczywiście zwolennicy obecnej władzy i Bronisława Komorowskiego będą jak zwykle zaklinać rzeczywistość i wmawiać sobie, że debata to "sukces" Komorowskiego, a prostactwo to przejaw przebojowości. Jak rozumiem za największy sukces uważają oni to, że w takcie debaty pan Bronisław nie wlazł w butach na krzesło.

Marek Kolasiński

"Znaleźć inną pracę i wziąć kredyt". Takiej genialnej rady udzielił Bronisław Komorowski chłopakowi, który pytał go o program dla młodych i ludzi i mówił o swojej siostrze, która po 3 latach szukania znalazła pracę za 2 tysiące złotych i nie ma żadnych szans na zakup mieszkania. Bardzo ciężko jest stwierdzić, czy udzielanie przez pana Komorowskiego tego typu absurdalnych "porad" jest wynikiem jego arogancji, czy tez kompletnego oderwania od rzeczywistości i problemów zwykłych Polaków.

przytulankajk1Może świat oglądany przez pana Bronisława zza przyciemnianych szyb luksusowych limuzyn wygląda po prostu zupełnie inaczej, niż ten, który widzimy my? Wydaje się jednak, że sztab wyborczy Bronisława Komorowskiego dostrzegł to, że pan Komorowski jest "odklejony" od rzeczywistości i na jego spacer po Warszawie wysłał go w towarzystwie pani Jowity Kacik, która miała dbać o jego wizerunek (fot. z sieci). Nagranie z warszawskiego występu duetu Jowita Kacik i Bronisław Komorowski błyskawicznie stało się hitem internetu. Pani Kacik, chowająca się za placami pana Komorowskiego, szeptała: "Przytulmy panią, przytulmy", a wtedy pan Bronisław przytulał wskazaną osobę. Pani Kacik mówiła: "Proszę zapytać czego brakuje", więc pan Bronisław pytał potencjalny elektorat czego mu brakuje. Pani Kacik w trakcie rozmowy z panią na wózku podpowiadała: "zaprośmy ją do pałacu, zaprośmy do pałacu", a pan Bronisław wspaniałomyślnie zapraszał wtedy kobietę do pałacu. Wizerunkową katastrofę, jaką była wspomniana scenka, pogłębiało jeszcze to, że pani Kacik powtarzała komendy wydawane panu Komorowskiemu, tak jakby obawiała się, że jeśli ich nie powtórzy to pan Bronisław może ich nie zrozumieć.

przytulankajk2Przy tej okazji warto jednak przypomnieć, że pan Komorowski nie był tak skory do "przytulania" elektoratu kiedy podpisywał ustawy dotyczące podwyższania podatków, czy podwyższenia wieku emerytalnego (fot. z sieci). Oczywiście tego rodzaju kompromitacji było w kampanii Bronisława Komorowskiego całe mnóstwo, żeby przypomnieć tylko dywagacje o ludziach, którzy nie myją nóg i chodzą w kaloszach, czy awanturę ze "specjalistą od kur". Obecna kampania wyborcza uwypukliła u Bronisława Komorowskiego brak odpowiednich kompetencji do pełnienia tak ważnej funkcji w państwie. W jednym z wywiadów stwierdził on, że "prezydent z mocy konstytucji nie podpisuje budżetu". Jest to o tyle zaskakujące, że pan Komorowski od 5 lat, czyli od momentu wyboru na prezydenta, co roku podpisuje właśnie ustawę budżetową. Wydaje się, że nawet jeśli Bronisław Komorowski nie czyta w całości wszystkich ustaw, które podpisuje, to powinno się wymagać od niego, żeby czytał chociaż ich nagłówki...

"Frustraci polityczni", którzy przegrywają wybory. Tymi słowami pan Komorowski określał przed pierwszą turą wyborów prezydenckich ludzi, którzy domagali się zmiany konstytucji. Tymczasem już następnego dnia rano po przegraniu w pierwszej turze wyborów Bronisław Komorowski zaczął domagać się... zmiany konstytucji. Oczywiście tego rodzaju sprzeczności budzą pytania o przewidywalność zachowań pana Komorowskiego. Obawiam się, że jedyna przewidywalność i konsekwencja jaką można dostrzec w działaniach pana Komorowskiego to żelazna wręcz konsekwencja w zamienianiu swojej kampanii wyborczej w kabaret. Po tym wszystkim co zafundował nam Bronisław Komorowski w trakcie tej kampanii nie pozostaje nam Polakom już nic innego jak tylko zgodnie zakrzyknąć: "Kończ waść, wstydu oszczędź!". Na zakończenie można jedynie wyrazić nadzieję, że pan Komorowski zastosuje się do swojej genialnej rady jakiej udzielił chłopakowi na warszawskiej ulicy i 24 maja znajdzie sobie inną pracę i weźmie kredyt.

Marek Kolasiński

Takiej kampanii wyborczej chyba jeszcze w Polsce nie było. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek jakiś kandydat na prezydenta tyle razy w trakcie kampanii wyborczej publicznie "odleciał" z realnego świata, ile razy przytrafiło się to już Bronisławowi Komorowskiemu. Pan Bronisław wygrażał już przecież w Nowym Targu swoim przeciwnikom, którzy, jak sugerował, chodzą w kaloszach i nie myją nóg. W Lublinie stoczył pojedynek ze "specjalistą od kur". Wizytował budowę obwodnicy Inowrocławia, której nie ma. Przebywając w Kędzierzynie-Koźlu z uporem maniaka twierdził, że znajduje się w "Kościerzynie-Koźlu", a w Stargardzie Szczecińskim wrzeszczał z trybuny, że "kury z Mazur też przestaną się nieść". I co? "Nie ma mleka, kury się nie niosą". Nie za bardzo rozumiem co pan Bronisław miał na myśli łącząc brak mleka z tym, że kury się nie niosą... Nigdy nie słyszałem o kurach, które można wydoić, ale co ja tam wiem... Możliwe zresztą, że obecna władza nawet kury da radę wydoić.

bronislawszalonyPan Bronisław zaliczył już w trakcie tej kampanii tyle spektakularnych odlotów, że najbardziej właściwym miejscem na jego konwencję wyborczą byłaby hala odlotów na lotnisku Okęcie. Prawdziwe przerażenie musi budzić w obozie władzy to, że Komorowski, lansowany w mediach na racjonalnego polityka, zachowuję się na wiecach wyborczych niczym człowiek opętany szaleństwem (fot. z sieci). Równie wiarygodny co rzekomy racjonalizm Komorowskiego jest jego narzucany przez media wizerunek człowieka miłującego zgodę. Zgoda to chyba ostatnia rzecz do jakiej jest zdolny pan Bronisław. Pan Komorowski ma tak potężny problem ze zgodą, że nie ogranicza się tylko do wygrażania pięściami swoim przeciwnikom na wiecach, ale często nie potrafi nawet zgodzić się z sobą samym. Warto przypomnieć, że pan Bronisław nie zgodził się z samym sobą choćby w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego, czy podnoszenia podatków. Niezgoda pana Bronisława z sobą samym przybiera czasem tak dramatyczną formę, że odnosi się wrażenie jakby Bronisław Komorowski zgadzający się na wydłużenie wieku emerytalnego i podnoszenie podatków to był zupełnie inny Bronisław Komorowski, niż ten, który na podnoszenie wieku emerytalnego i podatków przed wyborami się nie zgadzał.

andrzejdudafinalNie mniejsze przerażenie w obozie władzy budzić musi porównanie ze sobą kandydata PO Bronisława Komorowskiego i jego głównego kontrkandydata doktora Andrzeja Dudy. Andrzej Duda, pod względem wykształcenia, inteligencji i kultury osobistej po prostu bije na głowę Bronisława Komorowskiego. Kontrast pomiędzy tymi dwoma kandydatami jest tak olbrzymi, że Telewizyjny Front Jedności Propagandowej zmuszony został do zmiany taktyki i nie ogranicza się już tylko do tradycyjnego wychwalania Bronisława Komorowskiego i krytykowania dr Andrzeja Dudy. Media prorządowe zaczęły promować kandydatów, którzy ich zdaniem mogą odebrać wyborców Andrzejowi Dudzie i równocześnie brutalnie zwalczają kandydatkę, która ich zdaniem odbiera głosy Bronisławowi Komorowskiemu. Gra toczy się teraz o to, który z tych dwóch kandydatów i z jaką przewagą będzie na pierwszym, a który na drugim miejscu po pierwszej turze wyborów. Gdyby na pierwszym miejscu znalazł się po 10 maja Andrzej Duda to szok jaki by to wywołało wśród odbiorców rządowej propagandy byłby tak duży, że zmusiłby ich do refleksji i zastanowienia, dlaczego przez tyle miesięcy wmawiano im za pomocą sondaży i wypowiedzi "ekspertów", że cała Polska popiera pana Bronisława. Do tego prorządowe media nie mogą dopuścić, ponieważ propaganda jest skuteczna tylko wtedy, kiedy jest przyjmowana przez odbiorcę bezrefleksyjnie.

Prorządowi dziennikarze telewizyjni mają więc poważny problem powodowany przez liczne "odloty" i ekscesy pana Komorowskiego, a które w obliczu rosnącej popularności internetu coraz trudniej jest ukryć. Przedstawiany przez nich propagandowy, lukrowany obraz władzy PO-PSL i Komorowskiego zaczyna się tak bardzo rozjeżdżać z rzeczywistością, że może zostać przez odbiorcę tej propagandy odrzucony. Małe dzieci często uciekają w świat swojej wyobraźni, w którym razem ze swoimi wyimaginowanymi przyjaciółmi podróżują po różnych tajemniczych miejscach. Obserwując kampanię wyborczą Bronisława Komorowskiego odnosi się wrażenie, że pan Bronisław zdecydowanie zbyt często odlatuje w świat swojej wyobraźni, w którym w wyimaginowanym "Kościerzynie-Koźlu" walczy z wiatrakami, łowi kaszaloty, wspierany przez swojego szoguna toczy zwycięskie pojedynki ze "specjalistą od kur" i bohatersko daje odpór ludziom, którzy chodzą w kaloszach i nie myją nóg. Na przełomie XIV i XV wieku Francja była rządzona przez chorego psychicznie króla Karola VI Szalonego, któremu urojenia i napady szału uniemożliwiały prawidłowe rządzenie państwem. Ilu Polaków będzie chciało zaryzykować, że Polska może zamienić się w namiastkę Francji z początku XV wieku i zagłosuje na naszego swojskiego Bronisława Szalonego? O tym przekonamy się już 10 maja.

Marek Kolasiński

"Mowy powinny być krótkie, a kiełbasy długie" raczył powiedzieć kiedyś Bronisław Komorowski. Nie wiem jaka jest według pana Komorowskiego pożądana długość kiełbasy, ale jego ostatnie przemówienie w Lublinie było jak najbardziej pożądanej długości, czyli było krótkie. Właściwie to ograniczało się ono do polemiki z pewnym tajemniczym "specjalistą od kur". Usłyszeliśmy więc jak Bronisław Komorowski grzmiał w Lublinie, że "Polsce szkodzi specjalista od kur" oraz że "my nie chcemy specjalisty od kur". W ciągu krótkiego przemówienia pan Bronisław odnosił się co najmniej 8 razy do "specjalisty od kur". O co konkretnie chodziło panu Komorowskiemu? Tego niestety nie wiem, ale obawiam się, że pan Komorowski również tego może nie wiedzieć. Determinacja z jaką pan Bronisław, niczym błędny rycerz z la Manchy, walczył ze "specjalistą od kur" wywołała oczywiście falę spekulacji, czy nie była ona może wynikiem "filipińskiego choroby". Czy tak było? Nie wiem, ale jeśli błędny rycerz Bronisław zdecydował się na oralny pojedynek ze "specjalistą od kur" będąc w pełni władz umysłowych, to tym gorzej dla pana Bronisława...

bkwladcakurPan Komorowski lansuje się w mediach na racjonalnego miłośnika zgody. Najwyraźniej jednak na zgodę ze "specjalistą od kur" (fot. z sieci) nie ma on najmniejszej ochoty. Owszem, na podwyższenie wieku emerytalnego, czy podwyższenie podatków pan Komorowski się zgodził, ale zgodzić się w czymś ze swoimi oponentami nie jest w stanie. Doszło nawet do tego, że racjonalny miłośnik zgody Bronisław zarzucał w Nowym Targu swoim przeciwnikom, że chodzą w kaloszach i nie myją nóg. Faktycznie, było to bardzo racjonalne zachowanie osoby miłującej zgodę...

Mieszkańcy Lublina przygotowali dla pana Komorowskiego prezent. Był nim słownik ortograficzny. Pan Komorowski daru jednak nie przyjął. Jako osoba miłująca zgodę muszę się zgodzić z panem Komorowskim. Dobrze się stało, że pan Bronisław nie przyjął prezentu. Lektura słownika ortograficznego mogłaby być zbyt dużym szokiem dla pana Bronisława, co w konsekwencji mogłoby naruszyć jego równowagę psychiczną. Z Lublina Bronisław Komorowski udał się do Kazimierza Dolnego. Wątek agrarny w kampanii pana Bronisława przewija się ciągle, mieliśmy przecież i "specjalistę od kur" i cielaka ssącego Komorowskiemu palce, nie zabrakło go więc i w Kazimierzu, gdzie w ramach kampanii wyborczej Bronisław Komorowski ulepił z ciasta koguta. Lepienie koguta nie było jednak jedynym magnesem, który przyciągnął pana Komorowskiego do Kazimierza. Tuż po przyjeździe do tej miejscowości pan Bronisław wyznał bowiem, że "piękno przyciąga piękno". Wszelkie wątpliwości zostały więc rozwiane. Po prostu piękny Kazimierz przyciągnął pięknego Bronisława. Tak oto toczy się kampania wyborcza Bronisława Komorowskiego. Żałośnie, śmiesznie i trochę strasznie.

Marek Kolasiński

Dawno temu, w pewnym starym lesie postanowiono policzyć wszystkie zwierzęta. W celu uproszczenia procesu liczenia zdecydowano, że trzeba ustawić je w dwóch szeregach. W jednym miały stanąć zwierzęta mądre, a w drugim te piękne. Kiedy zwierzęta, według własnego uznania, stanęły we właściwym szeregu, na środku lasu pozostała jedynie samotna żaba, która wnerwiona skrzeczała, że ona przecież się nie rozdwoi.

Od dłuższego czasu w roli żaby, która musi się rozdwoić występuje w polskiej polityce Bronisław Komorowski. Kiedy jedna żaba zwana Bronisławem wciela się w rolę bezpartyjnego kandydata na prezydenta, to druga żaba zwana Bronisławem bierze w tym czasie na kampanię wyborczą pieniądze od partii politycznej o nazwie Platforma Obywatelska. Przed wyborami prezydenckimi w 2010 roku żaba Bronisław Pierwszy zapewniała, że nie ma potrzeby podnoszenia wieku emerytalnego, a po wyborach żaba Bronisław Drugi podpisała ustawę podwyższającą wiek emerytalny do 67 lat. Z cudownym rozdwojeniem żaby mieliśmy też do czynienia w kontekście dyskusji o przyjęciu przez Polskę waluty euro. Jedna żaba zwana Bronisławem jeszcze kilka miesięcy temu opowiadała się za przyjęciem przez Polskę euro i inicjowała dyskusję na ten temat, a dzisiaj, w trakcie kampanii wyborczej, druga żaba zwana Bronisławem uważa, że dyskusja na temat wprowadzenia waluty euro jest bezcelowa.

komorowskiskokCałkiem niedawno kancelaria Bronisława Komorowskiego zapewniała, że ten nigdy nie spotykał się z funkcjonariuszem WSI oskarżanym o kradzież pieniędzy ze SKOK-u Wołomin. Dla wielu osób zaskoczeniem musiał być więc widok zdjęcia, które zaraz po tym oświadczeniu obiegło media, a na którym widniał uśmiechnięty pan Bronisław w towarzystwie owego funkcjonariusza WSI. Oczywiście zaskoczone były tylko te osoby, które nie wiedziały, że pan Komorowski posiada umiejętność żabiego rozdwajania i kiedy jedna żaba zwana Bronisławem nigdy nie spotykała się z człowiekiem WSI oskarżanym o kradzież pieniędzy ze SKOK-u Wołomin, to druga żaba zwana Bronisławem robiła sobie z tym panem zdjęcia (fot. z sieci). Fetor Wojskowych Służb Informacyjnych, określanych przez historyków jako "długie ramię Moskwy", otacza zresztą Bronisława Komorowskiego już od wielu lat. W 2007 roku Bronisław Komorowski wyraził zainteresowanie nielegalnym nabyciem tajnego aneksu do raportu z weryfikacji WSI podczas rozmowy z oskarżonym obecnie o płatną protekcję pułkownikiem WSI. W 2010 roku, pan Komorowski, w wyniku nagłej śmierci prezydenta Kaczyńskiego w Smoleńsku, uzyskał dostęp do tajnego aneksu do raportu dotyczącego WSI. Wręcz zdumiewające wydają się więc jego zeznania przed sądem w grudniu 2014 roku, kiedy stwierdził, że nie pamięta, czy czytał ów tajny aneks. Po raz kolejny mamy więc dwie żaby. Jedna żaba zwana Bronisławem była tak bardzo zainteresowana tajnym aneksem, że rozmawiała nawet o jego nielegalnym nabyciu, podczas gdy druga żaba zwana Bronisławem wydaje się tak mało zainteresowana tajnym aneksem, że przed sądem zeznaje, że nie pamięta, czy go czytała.

Popisowy numer Bronisława Komorowskiego, czyli cudowne rozdwajanie, nie wystarczył chyba jednak propagandystom pana Bronisława i na potrzeby kampanii wyborczej wynajęli oni już nawet nie dwa, ale aż siedemnaście autobusów, którymi zamierzają obwozić pana Bronisława po kraju. Zapewne oczekują oni od pana Bronisława, że ten wykształci u siebie zdolność rozmnażania bezpłciowego, takiego jak pączkowanie lub fragmentacja plechy. Tylko wtedy sztabowcy Komorowskiego osiągną zamierzony efekt, czyli siedemnastu Bronisławów będzie jeździło po Polsce siedemnastoma Bronkobusami. Na ich nieszczęście pan Komorowski nie należy chyba do osób specjalnie pracowitych, ponieważ jak na razie, to zamiast w jednym choćby Bronkobusie częściej siedzi on pod żyrandolem w Warszawie. W popularnej baśni "Żabi król", spisanej między innymi przez braci Grimm, żaba pod wpływem spotkania z królewną zamienia się w pięknego księcia. Żaba zwana Bronisławem spotkała już kiedyś pewną przedstawicielkę rodziny królewskiej. Efektem tego spotkania nie była jednak zamiana pana Bronisława w pięknego księcia, ale podwędzenie przez niego kieliszka królowej Szwecji. Niestety, z tej żaby żadnego księcia nie będzie.

Marek Kolasiński

Podczas swojej niedawnej konwencji wyborczej Bronisław Komorowski raczył powiedzieć: "Trzeba być ślepym, żeby nie widzieć, że żyjemy w złotym okresie dla Polski". Dzięki niepospolitej zdolności dedukcji pana Komorowskiego udało się w końcu ustalić dlaczego dwa i pół miliona Polaków wyemigrowało w ostatnich latach z naszego kraju. Oni wszyscy mają po prostu problemy ze wzrokiem. Zapewne pan Komorowski uważa, że decyzja o opuszczeniu Polski, będącej jego zdaniem w swoim "złotym okresie", to "odmęty szaleństwa". Trzeba przecież być kompletnym wariatem, żeby uciekać z kraju, na którego czele stoi tak wybitna postać jak pan Bronisław...

Młodzi Polacy na bezrobociu lub zatrudnieni za grosze na tak zwanych umowach śmieciowych. Wielomiesięczne kolejki do lekarza. Emeryci odchodzący z braku pieniędzy sprzed okienka w aptece. Miliony Polaków przerażonych wizją braku pieniędzy na spłatę następnej raty kredytu. Kolejne likwidowane miejsca pracy. Trzeba być faktycznie ślepym, żeby tego nie widzieć.

Niestety, kiedy ktoś próbuje sprowadzić ulatującego w świat swoich urojeń pana Komorowskiego na ziemię, to jest przez niego nazywanym "smerfem Marudą". Tak właśnie nazwał ostatnio Bronisław Komorowski tych, którzy nie podzielają jego urojeń o tym, że "żyjemy w złotym okresie dla Polski". Odwoływanie się przez pana Komorowskiego do kreskówek dla dzieci, takich jak "Smerfy", uważam jednak za dość trafne, ponieważ znakomicie obrazuje poziom intelektualny, na którym zatrzymał się pan Bronisław. Nazywanie "smerfami Marudami" ludzi, którzy chcą rozmawiać o realnych problemach Polaków jest jednak i tak stosunkowo łagodne.

bkpalec1Podczas ostatniej wizyty w Nowym Targu, Bronisław Komorowski odpowiedział osobom krytykującym jego prezydenturę, że nie myją rąk i nóg i chodzą w kaloszach. W swojej kampanii wyborczej Bronisław Komorowski najwyraźniej nie chce się zajmować realnym problemami Polaków. Czym więc zajmuje się podczas kampanii pan Komorowski, oczywiście oprócz opowiadania o smerfach i problemach z "nieumytymi nogami"? W tym tygodniu Bronisław Komorowski odwiedził Szlachcin koło Środy Wielkopolskiej, gdzie prowadził kampanię wyborczą w oborze. Do jednej ze znajdujących się tam krów pan Komorowski zagadał takimi oto słowami: "Palec possiesz?". Zdumiona krowa propozycję przyjęła. Niestety do dziś nie udało się ustalić, czy krowa przed spotkaniem z panem Bronisławem umyła nogi. Za mało wiarygodne należy uznać sugestie, zgodnie z którymi zachowanie pana Komorowskiego w oborze wynikało z tego, że pomylił on krowę z dziennikarzem jednej z prorządowych telewizji (fot. z sieci).

bkpalec2Czy jednak zamiast dawać krowie do ssania swoje palce Bronisław Komorowski mógłby odpowiedzieć na pytanie dlaczego poparł podwyższenie wieku emerytalnego do 67 lat? Czy zamiast dawać krowie palce do ssania Bronisław Komorowski mógłby powiedzieć dlaczego poparł zwiększanie obciążeń podatkowych, takich jak podatek VAT? Czy zamiast dawać palce do ssania pan Komorowski nie powinien wypowiedzieć się na temat działacza Platformy obywatelskiej Łukasza K., który został ostatnio złapany podczas przyjmowania 150 tysięcy złotych łapówki, a który ochoczo witał Bronisława Komorowskiego podczas jego ostatniej wizyty w Piasecznie? Czy nie powinien się wypowiedzieć na temat prezydenta Gdańska z Platformy obywatelskiej, który właśnie usłyszał zarzuty składania fałszywych oświadczeń, a który również uczestniczył w kampanii wyborczej pana Komorowskiego? Obawiam się jednak, że zamiast odpowiedzi na te pytania pan Komorowski zaserwuje nam dalszy ciąg swojej wyborczej farsy, czyli kolejne krowy ssące kolejne palce pana Bronisława. Byłoby jednak dobrze, gdyby wszyscy Polacy uświadomili sobie, że kolejne lata z Bronisławem Komorowskim, któremu krowy będą ssały palce, to równocześnie kolejne lata, w których wysysane będą pieniądze z naszych portfeli (fot. z sieci).

Marek Kolasiński

Nie milkną echa małpich wygłupów Bronisława Komorowskiego w japońskim parlamencie. Oczywiście od razu odezwał się chór działaczy Platformy Obywatelskiej, którzy próbują jakoś usprawiedliwiać japońskie ekscesy pana Bronisława. Najbardziej kuriozalną próbą usprawiedliwiania zachowania Komorowskiego w Japonii była chyba ta zaprezentowana przez pewnego złotoustego polityka Platformy Obywatelskiej, który udowadniał, że to gospodarze są odpowiedzialni za przebieg wizyty, a więc to Japończycy są winni tego, że pan Bronisław wygłupił się w japońskim parlamencie. Paradoksalnie, nie można temu stwierdzeniu odmówić pewnej pokrętnej logiki, ponieważ gdyby Japończycy nie wpuścili Komorowskiego do Japonii to do kompromitacji rzeczywiście by nie doszło. Zastanawia mnie tylko to, czy ów polityk Platformy Obywatelskiej wykaże się konsekwencją i przed kolejną zagraniczną wizytą pana Komorowskiego wystosuje oficjalny apel do gospodarzy wizyty, o to żeby już na lotnisku związali Bronisława Komorowskiego w kaftan bezpieczeństwa, zakneblowali i wozili wszędzie na wózku inwalidzkim? Tylko wtedy gospodarze będą mieli pewność, że pan Bronisław nie wlezie tam gdzie nie powinien, nie sięgnie przez pomyłkę po nie swój kieliszek i nie będzie opowiadał czegoś o kaszalotach, szogunach i bigosie.

komorowskijaponiaInnym elementem obrony wygłupów Komorowskiego w Japonii była próba ich marginalizacji poprzez twierdzenie, że to była tylko taka zabawna gafa, a sami Japończycy mają przecież poczucie humoru, więc nic wielkiego się nie stało (fot. z sieci). Owszem, Japończycy mają poczucie humoru i to na dodatek dość specyficzne. Różnica między nimi a panem Bronisławem polega jednak na tym, że nawet jeśli Japończyk wygłupia się wieczorem w barze karaoke upijając się przy tym sake, to już następnego dnia, podczas oficjalnego spotkania, ten sam Japończyk będzie kłaniał się w pas i uważał na każde wypowiadane słowo. Rozgraniczenie pomiędzy oficjalnymi spotkaniami, a tymi prywatnymi jest zresztą rygorystycznie przestrzegane nie tylko w Japonii, ale w całym cywilizowanym świecie.

Pan Komorowski najwyraźniej nie jest jednak w stanie zrozumieć, że opowiadanie dowcipów o wierności żony będzie dobrze przyjęte podczas spotkania przy piwie z kolegami, ale już niekoniecznie podczas oficjalnego spotkania z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Pan Komorowski nie jest też w stanie zrozumieć, że nazywanie kobiet "kaszalotami" wzbudzi pewnie rechot pijanych kolegów, ale mówienie takich rzeczy publicznie, w obecności dziennikarzy i telewizyjnych kamer, jest traktowane jako przejaw już nawet nie prostactwa, ale zwykłego chamstwa. Niestety, tak jak Bronisław Komorowski nie nauczy się już tajników ortografii, tak nie nauczy on się również tego jak osoba zajmująca eksponowane stanowisko powinna się zachowywać podczas oficjalnych wizyt. Bronisław Komorowski jest po prostu chodzącym obciachem.

komorowskijulianOczekiwanie więc, że pan Komorowski się zmieni, zreflektuje i przestanie nas ośmieszać na arenie międzynarodowej jest oczekiwaniem, że pan Komorowski wyrzeknie się samego siebie (fot. z sieci). Kolejnym elementem obrony wygłupów Bronisława Komorowskiego w japońskim parlamencie była próba ich przykrycia „wrzutką” pod tytułem „plagiat”. W programach innych kandydatów na prezydenta nie ma jednak błędów ortograficznych, więc o plagiatowaniu pana Komorowskiego raczej nie może być mowy. Zgodnie jednak z tym tokiem rozumowania największymi plagiatorami Bronisława Komorowskiego są uczniowie czwartej klasy szkoły podstawowej podczas pisania dyktanda ortograficznego.

Najbardziej ryzykowną próbą obrony wygłupów Komorowskiego w Japonii było jednak ich relatywizowanie, poprzez twierdzenie, że może i Komorowski popełnia gafy i nas ośmiesza, ale inni politycy też je popełniają i nie są od niego lepsi. Faktycznie, najwyższy urząd w naszym państwie sprawował już kiedyś pewien pan znany z "niekonwencjonalnych" zachowań, wielki myśliciel i wybitny znawca etykiety, szczególnie w zakresie podawania nogi. Przywoływanie tej osoby dzisiaj jest jednak bardzo ryzykowne, ponieważ w kontekście małpich wygłupów Bronisława Komorowskiego w japońskim parlamencie wielu Polaków ma ochotę powtórzyć słowa przez nią kiedyś wypowiedziane "durnia mamy za prezydenta".

Marek Kolasiński

Podczas niedawnej wizyty w Japonii, Bronisław Komorowski wlazł w butach na fotel spikera japońskiego parlamentu, ponieważ chciał, żeby jego doradca gen. Koziej zrobił mu zdjęcie. Widząc prostackie zachowanie Komorowskiego, towarzyszący mu Japończycy ściągnęli go z siedziska spikera parlamentu.

komorowskijaponiaW trakcie tego incydentu pan Bronisław zachowywał się jak człowiek niezrównoważony psychicznie i krzyczał na całą salę "chodź szogunie" (fot. z sieci). Niestety, to nie był pierwszy raz, kiedy Komorowski ośmieszył nas na arenie międzynarodowej.

Prostackie dowcipy i grubiańskie zachowania Komorowskiego coraz mniej śmieszą... Prymitywizm tego człowieka zaczyna przerażać...

Marek Kolasiński

Ilustracje ze strony antykomor.pl.

antykomor1Tydzień temu mieliśmy przyjemność oglądać jak Platforma Obywatelska została dwa razy znokautowana. Pierwszy nokaut miał miejsce w sobotę, kiedy dr Andrzej Duda wygłosił porywające przemówienie, w którym intelektualnie zmiażdżył swojego kontrkandydata Bronisława Komorowskiego. Intelektualna przepaść pomiędzy dr Andrzejem Dudą, a Bronisławem Komorowskim była tym bardziej widoczna, że zaledwie dzień wcześniej protegowany PO Komorowski prawie usnął w trakcie swojego przemówienia, kiedy drętwo dukał coś z kartki do zgromadzonych działaczy PO. Drugi nokaut nastąpił zaledwie dzień później, w niedzielę. Na Śląsku odbyły się tego dnia wybory uzupełniające do senatu, ponieważ mandatu zrzekła się Elżbieta Taki Mamy Klimat Bieńkowska. Kandydat PiS zdobył 56% głosów, a kandydat PO 29%. Było to szóste z rzędu zwycięstwo PiS w wyborach uzupełniających. Nie będę miał nic przeciwko temu, żeby w I turze wyborów prezydenckich kandydat PiS powtórzył ten wynik, chociaż biorąc pod uwagę intelektualną przepaść pomiędzy świetnie wykształconym i znającym języki obce dr Andrzejem Dudą, a inteligentnym inaczej Bronisławem różnica powinna być nawet jeszcze większa. Osobiście uważam, że drętwy Bronek nie powinien dostać więcej niż 20% głosów, ponieważ trzeba być ślepym, głuchym i wyjątkowo mało rozgarniętym, żeby nie dostrzegać tego kim naprawdę jest Komorowski. Bronisław Komorowski jest bowiem bardzo specyficznym człowiekiem...

antykomor2Człowiekiem, który lubuje się w opowiadaniu prostackich bzdetów, że wspomnę tylko o "kaszalotach", "długich kiełbasach", czy "zapładnianiu wyobraźni mieszczuchów".
Człowiekiem, który na uroczystym obiedzie popijał z kieliszka siedzącej obok niego królowej Szwecji.
Człowiekiem, który zeznając przed sądem w sprawie próby nielegalnego nabycia tajnego aneksu do raportu dotyczącego likwidacji WSI cierpiał na zaniki pamięci i nie pamiętał, czy ten aneks czytał, czy go nie czytał, a jeśli czytał to nie pamiętał kiedy.
Człowiekiem, który wpisując się do księgi kondolencyjnej wyłożonej w ambasadzie Japonii zrobił tak koszmarne błędy ortograficzne, że nie miałby najmniejszych szans na uzyskanie promocji do piątej klasy szkoły podstawowej.
porownanieCzłowiekiem, który na uroczystościach zorganizowanych przez German Marshall Fund of the United States wygłosił traktat o bigosie.
Człowiekiem, który w obecności pary książęcej z Luksemburga usnął na koncercie muzyki Chopina w warszawskich Łazienkach (fot. obok z sieci).
Człowiekiem, który zna tylko jeden język obcy; polski... i to słabo.
Człowiekiem, który czytał z kartki nawet kiedy pozdrawiał swoją żonę.

antykomor3Rację miał więc redaktor Warzecha, kiedy zasugerował, że porównywanie dynamizmu i klasy dr Andrzeja Dudy do atrybutów Bronisława Komorowskiego przypomina porównywanie nowiutkiego Porsche 911 do starego, klepanego Poloneza. Trzeba przy tym zaznaczyć, że takie porównanie może być jednak trochę obraźliwe. Oczywiście nie dla zardzewiałego Bronisława. Takie porównanie może być obraźliwe dla marki Polonez, ponieważ, w przeciwieństwie do zardzewiałego Bronka, z samochodów Polonez Polacy mieli jednak jakiś pożytek.

Marek Kolasiński

Gdybyśmy chcieli odpowiedzieć sobie na pytanie co jest najbardziej charakterystyczne dla modus operandi koalicji Platformy Obywatelskiej – Polskiego Stronnictwa Ludowego, to bez wątpienia będzie to szczucie na siebie różnych grup społecznych. Tylko w ostatnim czasie mieliśmy do czynienia ze szczuciem rodziców na nauczycieli, szczuciem pacjentów na lekarzy i wreszcie ostatnio szczuciem na górników. Prawdopodobnie ma to doprowadzić do takiego zantagonizowania i zatomizowania społeczeństwa, żeby niemożliwe stało się zjednoczenie wszystkich grup społecznych w celu obalenia kłamliwej i nieudolnej władzy Platformy Obywatelskiej – Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Oczywiście organizowanie cyklicznego, ogólnonarodowego szczucia byłoby niemożliwe bez udziału w tym procederze służebnych wobec władzy telewizji. Jeszcze kilka dni temu niektórzy "dziennikarze" TVP wyrywali sobie na antenie włosy z głowy martwiąc się ile to zwykli Polacy musza dopłacać do deficytowego górnictwa, zupełnie przy tym zapominając, że do TVP też przecież wszyscy dopłacamy. Jakoś fakt, że dopłacamy do TVP nie powodował u nich refleksji, że TVP również należy "wygasić" i zlikwidować. Likwidacja deficytowej telewizji publicznej chyba jednak nie nastąpi. Nie po to Bronisław Komorowski wepchał na kierownicze stanowiska w KRRiT i TVP swoich ludzi, żeby się teraz pozbywać tak wspaniałej tuby propagandowej. Kto by wtedy publikował te wszystkie sondaże CBOS, do którego również dopłacamy z publicznych pieniędzy, a które już niedługo, mam nadzieję, wykażą, że 279 procent społeczeństwa uwielbia Bronka Komorowskiego, czyli człowieka, który nie potrafi nawet pisać po polsku bez błędów ortograficznych, a zeznając miesiąc temu przed sądem cierpiał na zaniki pamięci...? Oczywiście zeznań Bronisława przed sądem widzowie TVP nie zobaczyli... Zobaczą za to z pewnością kolejne genialne sondaże robione przez CBOS, który ustawowo podlega Prezesowi Rady Ministrów Ewie Kopacz i jest współfinansowany ze środków budżetu państwa.

wygasmypeo1Argument forsowany przez służebnych "dziennikarzy", że do kopalń trzeba dopłacać jest zresztą nietrafiony. Państwo polskie ściąga z przemysłu górniczego z tytułu różnych danin podatkowych znacznie więcej pieniędzy niż później do nich "dokłada". Oczywiście rządowi "dziennikarz" za złą sytuację w górnictwie obarczają "chciwych" górników dołowych zupełnie nie zwracając uwagi na to, że to ludzie Platformy Obywatelskiej – Polskiego Stronnictwa Ludowego poupychali do jednostek zarządzających górnictwem swoich niekompetentnych kolesi z pensjami po kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Niestety, jeśli koalicja Platformy Obywatelskiej – Polskiego Stronnictwa Ludowego będzie traktowała nasze państwo jak łup wojenny, którym trzeba się nachapać, to wtedy nawet kopalnia złota i diamentów prowadzona przez nieudaczników z Platformy Obywatelskiej – Polskiego Stronnictwa Ludowego będzie w Polsce deficytowa. Medialne szczucie na górników okazało się jednak tym razem zaskakująco mało skuteczne. Większość Polaków była zdecydowanie przeciwna likwidacji polskich kopalń, wierząc, że kiedyś inny już rząd postawi ten strategicznie ważny sektor na nogi. Bojąc się rozlania fali protestów na cały kraj, władza zdecydowała się więc podpisać porozumienie z górnikami (il. niezalezna.pl).

Oczywiście nie można wykluczyć, że to porozumienie jest warte tyle samo co "porozumienie" Tuska ze stoczniowcami, kiedy kilka lat temu przed wyborami do europarlamentu obiecał im inwestora katarskiego, który miał uratować stocznie. Dopiero po wyborach okazało się jaka jest różnica między katarskim inwestorem Tuska, a potworem z Loch Ness... Różnica jest taka, że potwora z Loch Ness podobno ktoś kiedyś widział... Stocznie zostały więc po wyborach zlikwidowane, a stoczniowcy stracili prace. Władza PO-PSL tłumaczyła nam wtedy, że oni owszem bardzo by chcieli pomóc stoczniowcom, ale "wicie rozumicie" Unia Europejska im nie pozwala. Niemcy w tym samym czasie ratowali swoje stocznie i jakoś z UE nie wystąpili, niemieccy stoczniowcy zachowali pracę, a na dodatek, dzięki kolesiom z Platformy Obywatelskiej – Polskiego Stronnictwa Ludowego niemieckie stocznie pozbyły się tańszej konkurencji z Polski. Czy ktoś taki jak Donald Tusk nie zasługiwał na dobrze płatną fuchę w Brukseli...? Jeśli likwidacja kopalń nie jest w interesie państwa polskiego to komu może na tym zależeć? Z likwidacji polskich kopalń z pewnością ucieszy się KGB-ista Putin. Rosyjski węgiel już dzisiaj bez żadnych przeszkód zalewa Polskę. Z likwidacji polskich kopalń pewnie ucieszy się również niemiecki inwestor, który właśnie buduje kopalnię w miejscowości Orzesze na Śląsku, a który dzięki temu będzie miał mniejszą konkurencję na rynku. Tak tak, ten inwestor buduje kopalnię na tym samym Śląsku, na którym jak twierdzą służebni "dziennikarze" nie da się zarabiać na wydobyciu węgla. Warto zadać sobie pytanie czy jeśli dojdzie do zlikwidowania polskich kopalń, konkurencyjnych wobec niemieckich i rosyjskich, to czy kolesie z Platformy Obywatelskiej – Polskiego Stronnictwa Ludowego nie zasłużą na kolejną dobrze płatną fuchę w Brukseli...?

Czy w takiej sytuacji my zwykli ludzie możemy coś zrobić, żeby powstrzymać skrajnie szkodliwe rządy koalicji Platformy Obywatelskiej – Polskiego Stronnictwa Ludowego? Nie tylko możemy, ale wręcz musimy coś zrobić. Przede wszystkim nie wolno nam dać się podzielić i skłócić przez służebne telewizje, sprzedajnych "dziennikarzy" i skompromitowane "autorytety", które będą próbowały szczuć przeciwko sobie kolejne grupy Polaków. Tylko kiedy wszystkie grupy społeczne zjednoczą się w celu obalenia szkodliwej koalicji Platformy Obywatelskiej – Polskiego Stronnictwa Ludowego mamy szansę na sukces. Trzeba pamiętać, że koalicja Platformy Obywatelskiej – Polskiego Stronnictwa Ludowego jest jak gangrena i jeśli nie zostanie skutecznie powstrzymana to może w końcu doprowadzić do zniszczenia całego organizmu naszego państwa. Dzisiaj najważniejszą restrukturyzacją przed która stoi Polska jest restrukturyzacja, rozumiana jako natychmiastowe "wygaszenie", szkodliwej koalicji nieudaczników z Platformy Obywatelskiej – Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Marek Kolasiński

marszwolnosciadJak widać na zdjęciu pozytywnej energii nie brakowało żadnemu z uczestników sobotniego marszu w Warszawie. Widok morza biało-czerwonych flag i 100 tysięcy ludzi zjednoczonych ideą naprawy naszego państwa i walką z patologiami był niezwykle budujący. Przy tej okazji ciężko nie zdobyć się na refleksję, że ludzie obecnej władzy to jednak intelektualne zera. Przez wiele dni prorządowe szczekaczki grzmiały przecież, że w sobotę zostanie "podpalona Polska", a władza PO-PSL zamiast strażaków wysłała na marsz policję (fot. twitter.com/AndrzejDuda).

Bacznie rozglądałem się czy za szpalerem policjantów nie stoją przypadkiem jakieś sikawki, czy choćby wiadra z wodą, którymi mogliby oni gasić te pożary, ale nic takiego nie zobaczyłem. Obecna władza musiała być jednak nieźle przerażona olbrzymią ilością manifestantów skoro do pacyfikowania nastrojów wystawiono w pierwszym rzędzie młodziutkie, urocze policjantki. Wszystkie z wieczorowym makijażem, jakby prosto z marszu miały iść na bal do Marriotta. Na widok urodziwych policjantek pewnie niejeden z młodych uczestników manifestacji rozważał wzniecenie jakiegoś małego pożaru po to tylko, żeby wejść z nimi w interakcję. Widząc jednak, że bidulki nie mają nawet wiadra z wodą do gaszenia pomysł ten zapewne porzucił.

Pacyfikowanie nastrojów społecznych miało miejsce również po marszu. Już następnego dnia okazało się, że telewizja publiczna jest w stanie zacytować wyniki sondażów inne niż te publikowane przez podległy premierowi CBOS, a w poniedziałek jako dyskutantka pojawiła się nawet w "publicznej" dziennikarka Anita Gargas, która z etykietką "element wrogi władzy ludowej" została kilka lat temu z telewizji usunięta. Dla krętaczy z PO-PSL mam jednak złą wiadomość. Sprawa sfałszowania wyborów samorządowych dla milionów Polaków nie jest zamknięta! Będziemy domagali się nie tylko ponownego przeliczenia głosów, sprawdzenia prawie 20 procent głosów nieważnych w wyborach do sejmików i powtórzenia wyborów, ale i ukarania winnych wyborczych przekrętów. Działacze PO-PSL niech już dziś rozglądają się za wiadrami z wodą. Będą potrzebne, chociaż nie do gaszenia pożarów. Kubły zimnej wody będą potrzebne do wylewania ich na rozpalone chciwością głowy ludzi obecnej władzy. Serdecznie pozdrawiam wszystkich kochających Polskę, a "podpalaczom władzy ludowej" mówię "do zobaczenia na kolejnej demonstracji".

Marek Kolasiński

marsz13grudnia2014

Krętacze z Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego przysięgają, że nie sfałszowali wyborów do sejmików... Jednak żaden z nich nie domaga się ponownego przeliczenie i sprawdzenia kart wyborczych, co przecież byłoby dowodem ich "niewinności". Krętacze z Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego przysięgają, że nie fałszują wyborów... Jednak posłowie Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego tydzień temu głosowali w sejmie przeciwko umieszczeniu w każdym lokalu wyborczym kamery, co przecież byłoby dowodem na ich "niewinność".

Co robią w takiej sytuacji wyborcy Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego? Udają, że nie widzą jak obecna władza traktuje ich jak kompletnych idiotów. Coraz częściej dochodzę jednak do wniosku, że ich nie trzeba traktować jak idiotów. Oni po prostu są idiotami. Jeśli ktoś chce posłuchać jak duet Kopacz-Komorowski wyśpiewuje znany przebój "nic się nie stało, Polacy nic się nie stało" niech 13 grudnia siedzi w domu. Ja 13 grudnia będę w Warszawie na marszu w obronie demokracji.

Marek Kolasiński

prawoisprawiedliwosc3Chciałbym złożyć gratulację wszystkim, którzy przyczynili się do zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości w wyborach do Rady Miasta Krakowa. Jednocześnie chciałbym zachęcić wszystkich wyborców do udziały w II turze wyborów samorządowych w najbliższą niedzielę. Nie należy zniechęcać się przekrętami wyborczymi, które miały miejsce w wyborach do sejmików wojewódzkich, a na które wskazuje rozkład głosów nieważnych, których liczba dochodziła w niektórych okręgach do kilkudziesięciu procent. Przypilnowanie uczciwości wyborów w najbliższą niedzielę powinno być znacznie łatwiejsze, a nieprawidłowości, przynajmniej teoretycznie, powinno być znacznie mniej.

Oczywiście, w demokratycznym państwie prawa właściwe organy ścigania już dzisiaj zajęłyby się "podkręconym" do granic absurdu wynikiem wyborczym jednej z partii rządzących. Warto przy tej okazji rozprawić się z idiotyczna tezą wygłaszaną przez niektóre lekko głupawe samozwańcze "autorytety", zgodnie z którą jeśli zwykli obywatele nie mają dowodów na fałszerstwa wyborcze to muszą zaakceptować nawet najbardziej absurdalne "wyniki" wyborów. W demokratycznym państwie prawa gromadzeniem dowodów przestępstw zajmują się nie zwykli obywatele, ale opłacane z podatków organy ścigania. Do wszczęcia postępowania nie jest bowiem niezbędne dostarczenie przez obywatela dowodów przestępstwa, ale wystarczy jedynie uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa.

Czy w "teoretycznym" państwie, jak nazwał Polskę minister z rządu Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, znajdą się prokuratorzy na tyle odważni, żeby sprawdzić, w których komisjach wyborczych doszło do sfałszowania wyniku wyborów i kto za to odpowiada? Niestety skandal wyborczy, którego jesteśmy świadkami to tylko jeden z wielu przejawów rozkładu naszego państwa mającego miejsce w trakcie rządów kolesi z Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Jeśli chcemy żyć w uczciwym i demokratycznym państwie prawa to powinniśmy wszyscy iść na wybory w najbliższą niedzielę i głosować przeciwko kandydatom popieranym przez skompromitowanych kolesi z Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie powinno być dowodem na to, że z krętaczami, którzy dorwali się do władzy można wygrać! My, mieszkańcy Krakowa, możemy być dzisiaj dumni z tego, że udowodniliśmy, że z nami Krakusami żadne "zielone ludziki" nie wygrają!

Marek Kolasiński

W trakcie rządów PO i PSL dramatycznie spadł wzrost gospodarczy. "Zaprzyjaźnione" telewizje obwieściły, że to "sukces". W trakcie rządów PO i PSL wzrosło bezrobocie. Telewizje obwieściły, że to "sukces". W trakcie rządów PO i PSL budowano autostrady drożej niż w Niemczech i oddawano je z ogromnymi poślizgami. Telewizje obwieściły, że to "sukces". W trakcie rządów PO i PSL premier Kopacz zgodziła się na katastrofalne dla polskiej gospodarki zaostrzenie warunków pakietu klimatycznego. Telewizje obwieściły, że to "sukces". Oczywiście takie nagromadzenie "sukcesów" wielu osobom może namieszać w głowie. Warto więc zastanowić się, czy niektórych zachowań ludzi związanych z PO i PSL nie można opisać za pomocą terminów odnoszących się do pewnych zaburzeń psychicznych.

Koprolalia, czyli niekontrolowane wypowiadanie wulgaryzmów.
Bartłomiej, minister w rządzie PO-PSL. Pan Bartłomiej raczył powiedzieć o inwestycjach prowadzonych przez rząd PO-PSL, że to "ch..., d... i kamieni kupa".

Megalomania, zwana potocznie manią wielkości.
Janusz, prezes PSL i wicepremier w rządzie PO-PSL. Jakiś czas temu NASA przechwyciła w przestrzeni kosmicznej logiczny ciąg impulsów. Po ich zdekodowaniu naukowcom NASA udało się odczytać pierwszą wiadomość wysłaną do nas przez cywilizację pozaziemską. Jej treść sprowadzała się jednak tylko do trzech słów: "Pozdrowienia dla Piechocińskiego". Chyba tylko tak można racjonalnie wytłumaczyć wypowiedź Janusza z PSL o tym, że "dzisiaj pół Europy pyta kim jest ten Piechociński". Słowa te raczył on wypowiedzieć na niedawnej konwencji zielonych ludzików, ale nie tych z Marsa tylko tych z PSL, chociaż gdyby dobrze poszukać to pewnie i paru kosmitów udałoby się na tej konwencji znaleźć.

popslNarcyzm, czyli samouwielbienie.
Marek, poseł PSL, minister rolnictwa w rządzie PO-PSL. Trzeba wspiąć się na sam szczyt samouwielbienia, żeby swoich potencjalnych wyborców, czyli rolników, nazwać publicznie frajerami i stwierdzić, że się ich nie szanuje.

Psychoza, czyli zaburzenie postrzegania rzeczywistości.
Radosław, poseł PO, minister w rządzie PO-PSL. Poseł Radosław, prawdopodobnie w wyniku halucynacji, zobaczył Putina zachęcającego Tuska do najechania Ukrainy. Radosław z PO, oprócz urojeń i nasilonych omamów, może również cierpieć na zaburzenia pamięci, ponieważ dopiero po wielu godzinach przypominania przypomniał on sobie, że ma słabą pamięć (fot. z sieci).

Urojenia prześladowcze, zwane potocznie manią prześladowczą.
Stefan, poseł PO i wybitny mówca. Działalność posła Stefana jest najlepszym dowodem jak niesprawiedliwy i krzywdzący jest stereotyp, zgodnie z którym mężczyznom wszystko ma kojarzyć się z seksem. Stefanowi z PO wszystko nie kojarzy się wcale z seksem, ale ze spiskiem PiS-u i Jarosławem Kaczyńskim. Obawiam się, że jeśli "zaprzyjaźnione" telewizje nie przestaną dopieszczać swoich pupilków wielbiąc bez opamiętania ich urojone sukcesy, to już niedługo działacze z PO i PSL zamiast ośmiorniczek w drogiej restauracji będą spożywali zupę szczawiową w domu bez klamek.

Marek Kolasiński

Wszystko jasne! Polacy nic się nie stało! Politycy Platformy Obywatelskiej już uspokoili swoich wyborców zaniepokojonych rewelacjami, które ostatnio wygadywał Radosław Sikorski. Usłyszeliśmy więc tradycyjnie, że coś tam mu się trochę poplątało, coś mu się zapomniało, coś przywidziało, ale i tak nic strasznego się nie stało, bo winna jest tylko słaba pamięć Sikorskiego. Zgodnie stwierdzili oni, że relacjonowanej przez Sikorskiego rozmowy Tuska z Putinem nigdy nie było i sprawa jest zamknięta. Trudno zrozumieć tak wyrafinowaną konstrukcję logiczną zaprezentowaną przez działaczy Platformy Obywatelskiej. Wynika z niej, że Sikorski zapomniał o czymś co się nigdy nie wydarzyło...

radoslawsikorski1Pan Radosław również postanowił wesprzeć narrację polityków Platformy Obywatelskiej i po kilkugodzinnej szarpaninie z dziennikarzami przypomniał sobie, że ma słabą pamięć i wycofał się ze swoich sensacyjnych opowieści. Swoją drogą na kuli ziemskiej istnieje chyba tylko jedna partia polityczna, której politycy z jednej strony mogą sugerować, że ktoś może cierpieć na zaawansowaną sklerozę połączona z występowaniem halucynacji wzrokowych i omamów słuchowych, a z drugiej właśnie tę osobę będą uważać za idealną do sprawowania funkcji marszałka sejmu. Jeśli jednak tłumaczenia polityków Platformy Obywatelskiej o kłopotach z pamięcią Sikorskiego (fot. z sieci) i o tym, że Sikorski usłyszał i zobaczył coś co się nigdy nie wydarzyło potraktujemy poważnie, to panu Radosławowi bardziej niż opieka straży marszałkowskiej przyda się całodobowa opieka lekarska.

Pan Sikorski mógłby przecież zrobić sobie krzywdę i zapomnieć, że nie wolno wkładać palców do kontaktu, albo zapomnieć jak się nazywa i gdzie mieszka. Oczyma wyobraźni widzę pana Radosława, jak zmarznięty i głodny błąka się po nocach ulicami Warszawa, a zapytany przez patrol policji o tożsamość odpowiada: "Jam jest prezydent RP, sekretarz generalny NATO, ONZ i minister spraw zagranicznych UE w jednym!". Niestety obawiam się, że w takiej sytuacji policja nie odwiozłaby Sikorskiego, tak jak skarbnika Platformy Obywatelskiej Łukasza Pawełka, do izby wytrzeźwień, ale wprost do psychiatryka. Gdyby więc ktokolwiek zobaczył kiedykolwiek pana Sikorskiego błąkającego się po nocy ulicami Warszawy, to uprzejmie proszę, żeby pana Radosława nakarmić, umyć i odesłać do sejmu z zawieszoną na szyi tabliczką, na której należy umieścić napis: "Radosław Sikorski - marszałek".

Marek Kolasiński

mareksawickiMinister Sawicki (fot. picjoke.pl) z Polskiego Stronnictwa Ludowego raczył ostatnio nazwać polskich rolników frajerami. Polscy rolnicy zasługują na najwyższy szacunek, ponieważ, podobnie jak większość Polaków, swoją ciężką pracą muszą nadrabiać nieudolność ludzi, którzy dorwali się do władzy, czyli takich jak Sawicki. Wszystkim osobom obdarzonym krótka pamięcią przypomnę tylko parę "dokonań" hybrydy Platforma Obywatelska - Polskie Stronnictwo Ludowe:

a) podwyższenie wieku emerytalnego do 67 lat, b) podwyższenie podatków, c) zwiększenie zadłużenia, d). zwiększenie bezrobocia.

Jeśli minister Sawicki miał tak ogromną potrzebę sobie ulżyć, że musiał koniecznie kogoś obrazić, to frajerami powinien raczej nazwać tych, którzy wciąż popierają nieudolną koalicję Platforma Obywatelska - Polskie Stronnictwo Ludowe. W kontekście wszystkich siedmioletnich "dokonań" hybrydy Platforma Obywatelska - Polskie Stronnictwo Ludowe, jej zaślepionych fanatyzmem zwolenników mógłby minister Sawicki z Polskiego Stronnictwa Ludowego nazwać nawet frajerami ze skłonnościami masochistycznymi.