Przeskocz do treści

Marek Morawski

Ostatnio usłyszałem wypowiedź starszej pani, której córka wyjechała do Austrii. Tam mieszka, pracuje, płaci podatki dla dobra Austrii, ma swoją rodzinę. Pani ta ubolewa bardzo nad tą sytuacją, ale córka nie chce wracać do Polski, nienawidzi Polski.

Padły takie mocne słowa. Nigdy się z czymś takim nie zetknąłem. Nigdy nie słyszałem od ludzi o pokolenie czy dwa starszych takich sformułowań. Nie słyszałem takich słów od tych, co wyemigrowali w XX wieku, a nawet XIX wieku. Ludzie emigrowali z powodów ekonomicznych, z powodów prześladowań politycznych. Zawsze z wielkim żalem i smutkiem, że opuszczają ojczyznę. Przeżywali tragedię opuszczenia swojego kraju. Decyzja zawsze była bardzo trudna. Teraz młodzi ludzie uciekają z tego kraju, z Polski nie tylko z nadzieją na lepsze życie, ale i z radością, że w końcu wyjadą z tego potworne źle zorganizowanego państwa, z państwa, które nie dba o wszystkich obywateli w takim  samym stopniu, są lepsi i gorsi, jest sekowanie ludzi, które tworzy prawo trudne do życia, prawo, które w swym majestacie zachowuje się jak Janosik: odbiera wielu ludziom, by dać innym. Prawo, które nie jest zgodne z principiami zawartymi w konstytucji, nie jest zgodne z normalną przyzwoitością. Państwo jest niewygodne, trudne, stronnicze, dzielące społeczeństwo na lepszych i gorszych. To nie przypadek, że wyjechało ponad 2 miliony młodych ludzi pełnych sił, przedsiębiorczych, posiadających przecież jakieś walory, które można sprzedać w postaci pracy za granicą. DWA MILIONY OBYWATELI, którzy powiedzieli temu państwu NIE. Oznacza to, że do budżetu państwa nie wpływa kilka miliardów złotych w postaci podatku miesięcznie. Czy nie zatkałyby one dziury w budżecie?

Kto zostaje w kraju? Mniej zaradni, mniej wykształceni i już nie tak młodzi. Zostają ustosunkowani. Państwo nic nie zrobiło nie tylko dla tych, co wyjechali, ale i dla tych, co zostają. Decydenci wciąż wszystko robią, ale dla siebie samych, dla warstwy uprzywilejowanych. Reszta niech się sama martwi o siebie. Nie będzie lekarstw, nie będzie dostępna opieka medyczna, to ci najbardziej potrzebujący wymrą. Mniejsze będą wydatki, mniej emerytów, więcej usług pogrzebowych. Tak to się w praktyce przekłada.

Czy można uczyć nienawiści do własnego kraju? Tak, można i mam wrażenie od pewnego czasu, że to się czyni na wielką skalę. Sposobów jest wiele. Jednym z nich jest takie zorganizowanie państwa, by ludzie młodzi sami uciekali, mając dość nie tylko niemożliwości znalezienia pracy, ale i warunków życia, niesprawiedliwego traktowania obywateli, zakłamywania rzeczywistości, stronniczości sądów i prokuratury, trywializowania poważnych problemów prawie 40 milionowego narodu, a wyolbrzymianie spraw niewielkich do wielkiej rangi. Wszystko zostaje przedstawiane w niewłaściwych proporcjach.

Owszem wiele dokonano, ale zadajmy sobie pytanie, kto tego dokonał? Miasta i wioski są uporządkowane, mury odnowione, ogródki przystrzyżone, buduje się jakieś zakłady pracy. To widać. Tylko, że tego dokonali sami mieszkańcy tego kraju. Mogli kupić choćby kosiarki i przystrzyc trawę dookoła domu. Są farby. Można wymalować domostwo. Tyle, że na tych kosiarkach, farbach i innych materiałach zarabiają firmy zagraniczne. Mamy sklepy wielkopowierzchniowe. Na nich znowu zarabiają współcześni kolonialiści, czyli kapitał i państwa zagraniczne. To nie jest pikuś. To jest ponad STO MILIARDÓW wywożonego kapitału w postaci zysku opodatkowanego i nieopodatkowanego. Czy wyrażamy zgodę na okradanie nas przez kapitał zagraniczny za przyzwoleniem władz?

Polski drobny handel właściwie całkowicie padł. Nie miał szans, bowiem państwo stworzyło obcemu kapitałowi warunki lepsze niż kapitałowi krajowemu, własnemu. W efekcie w Polsce jest coraz mniej polskiej majętności.

Jest jeszcze inny sposób zmieniania stosunku do własnego kraju. Szerzenie polityki antypatriotycznej, co się czyni na wielką skalę, wypaczanie historii dawnej i współczesnej, eliminowanie własnej historii i propagowanie historii obcej, zawieranie umów niekorzystnych dla własnego kraju i mnóstwo innych sposobów.

Jesteśmy chyba jedynym państwem na świecie, które prowadzi politykę antypatriotyczną, którego establishment otwarcie wyśmiewa się z polskości, w którym jest tolerancja na hańbienie własnej flagi, wyśmiewanie się otwarcie z ludzi wierzących, ignorowanie większości, propagowanie zachowań niszczących rodzinę przy propagandzie niby obrony rodziny itd.

Moją zatem odpowiedź na postawione pytanie jest niestety TAK. Tego nigdy w ponad tysiącletniej historii Polski nie było. Nawet  w czasach Targowicy. Tego nie ma w jakimkolwiek kraju na świecie.

Marek Morawski

Mieszkam w chyba najdziwniejszym kraju świata. Niegdyś sam Jean-Paul Sartre pisał, że Polska (Ludowa) jest krajem paradoksów. Było to jednak w czasach demoludów, pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat temu. Teraz, jak wielu podaje, ponoć się zmieniło. Pozostało jednak stwierdzenie Sartre’a, że prozę warto pisać jedynie w kraju wolnym, w demokracji. Nie można się z tym nie zgodzić. Piszę zatem o problemie, który mnie od dawna nurtuje: Czy należy uczyć miłości Ojczyzny? Dla mnie Ojczyzny pisanej zawsze z dużej litery. W chwili zadania powyższego pytania myśli zaczynają się kłębić. Sartre pisał o Polsce jako o dziwnym kraju, kontrowersyjnym, pełnym sprzeczności. Tym razem nie stawiam kwestii jak sam egzystencjalista Sartre, że przeciętnie w Polsce zarabia się 2000zł, a wydaje 3000zł. Jest kwestia zasad, pryncypiów, istnienia Polski i Polaków, a nie pełnego żołądka. Dlatego piszę o Polsce, jako o najdziwniejszym kraju świata. Nie znam, nie czytałem o żadnym kraju, obojętnie jakiego ustroju, w którym patriotyzm nie byłby ważny dla władz państwowych, dla rządzących, dla elit danego kraju, dla obywateli tego kraju, dla establishmentu. Obywatele mogą chcieć obalenia monarchy, dyktatora, samowładcy czy partii rządzącej, ale nie słyszałem o wyparciu się swego kraju, chyba że chodziło o uzyskanie samodzielności jak w kraju Basków, Tybecie, Katalonii.

Wszystkie kraje dbają o stworzenie i utrzymanie pewnych specyficznych rytuałów podczas podniosłych uroczystości, specjalnych momentów w życiu swego kraju. Szacunek dla nich, dla hymnu, barw narodowych, flag, symboli jest bezwzględnie wymagany pod rygorem sankcji karnych. Tak się dzieje w starych demokracjach jak w USA, w monarchii angielskiej, ale kraju demokratycznym, nowych krajach afrykańskich czy państwach azjatyckich. Wszędzie pieczołowicie przestrzega się wszelkich narodowych rytuałów, podkreśla swoją historię, wstawia na piedestały swoich bohaterów narodowych. I jest to świętość. Tak jest w Meksyku, tak traktują swój kraj Tybetańczycy, którym odbiera się ich kraj, chce pozbawić tożsamości polityką, inżynierią demograficzną. W wielu krajach to nie jest temat w ogóle do dyskusji. Patriotyzm jest oczywistością, jest koniecznością, inaczej traci się swój kraj, traci wolność, staje się niewolnikiem niby we własnym kraju.

Jacy synowie mogą chcieć odwrócić się od swej Ojczyzny, od swojej historii, swej tożsamości? Komu oni naprawdę służą? Jak to się wówczas nazywa? JAK TO SIĘ WÓWCZAS NAZYWA?

Nauka patriotyzmu jest koniecznością, a nie możnością!!! To jest principium każdego sprawującego władzę, za wyjątkiem tych, co pełnią ją jako namiestnicy w obcym imieniu.

Jakże pięknie uczucie to wyrażają słowa hymnu napisanego (opublikowanego) w 1774 roku przez Ignacego Krasickiego:

„Święta miłości kochanej Ojczyzny,
Czują cię tylko umysły poczciwe*…”

* wówczas określenie „poczciwy” znaczyło zacny w przeciwieństwie do obłudny, zdradziecki, fałszywy.

Marek Morawski

Wystąpienie Prezydenta Stanów Zjednoczonych, pana Baracka Obamy o „polskich obozach zagłady” zbulwersowało polską opinię publiczną. Wydaje się, że nie był to lapsus, jakiś złośliwy chochlik, lecz oficjalne wystąpienie, starannie przygotowane przez sztab doradców, ekspertów. Pan Adam Daniel Rotfeld, były Minister Spraw Zagranicznych nie zareagował, choćby dyskretnie, godząc się tym samym na fałszowanie faktów historycznych, i to na oczach całego Świata. Nie wiem czy w sposób zamierzony, czy z innych powodów. Z przykrością trzeba stwierdzić, że jako fachowiec, nie znalazł się godnie w tym miejscu i czasie. Stworzono obraz, jakoby to Polacy odpowiadali za niemieckie nazistowskie obozy śmierci, a tylko wyjątkowo, tak jak Jan Karski sprzeciwiali się postawie ogółu. Jakże plugawe myślenie, jakobłudne działanie. I to w USA.

A co dzieje się u nas, w kraju? Czy czasem nie zatraciliśmy wrażliwości, wyczucia i wręcz instynktu samozachowawczego? Czy nie ulegamy haniebnej manipulacji dziennikarzy, mass mediów i różnych polityków, którzy dawno wyparli się przynależności do naszego narodu, dla których ważniejsze jest służenie „na dwóch łapkach” obcemu panu. Nie utożsamiają się z tym krajem, z Polska. To widać bez okularów.

Zdumiewające, że ten proces narasta w ciągu ostatnich 20 lat niby niepodległej Polski. Za okupacji sowieckiej, w czasach PRL nie było mowy o rozdzieleniu nazizmu od Niemiec, obozów koncentracyjnych od ich niemieckich wykonawców.

Dlaczego nikt nie pilnuje w Polsce używania właściwego nazewnictwa, choćby w ofertach biur turystycznych. Dlaczego są reklamowane wycieczki do obozów zagłady, posługując się polskim nazewnictwem miejscowości i obozów? Dlaczego nie oferuje się wycieczek do obozów zgodnie z ich nazwami i miejscami historycznymi: na przykład do niemieckiego obozu zagłady Konzentratlager Auschwitz-Birkenau? Tak samo w prasie, w książkach, audycjach. To nie jest przewrażliwienie. To jest kwestia prawdy historycznej i naszego Polaków honoru. Nie byliśmy najeźdźcami, nie wywołaliśmy wojny w imię lebensraum niemieckiej rasy nadludzi. Może warto znać historię czasów najnowszych w stopniu wystarczającym, a nie na poziomie niczego niepojmujących robotów do pracy po kres życia, bez możliwości choćby kilkuletniego odpoczynku przed śmiercią.

Jeśli nie będziemy szanować siebie, to nikt nas nie będzie szanował ani w Europie, ani na świecie.

Pora, by administracja miast i miasteczek, prezydenci czy burmistrzowie dopilnowali właściwego nazewnictwa we wszystkich miejscach, gdzie ono może się pojawić wypaczając historię. To Niemcy hitlerowskie wywołały II wojnę światową, zajęły tereny wielu krajów, eksterminowali ludność, likwidowali w obozach koncentracyjnych żydów, Cyganów, Polaków i wszelkich przeciwników. Likwidowali elitę Polski, zaczynając od Sonderaktion Krakau już w listopadzie 1939 roku. To obywatele narodu niemieckiego, jakoby wysoce cywilizowanego, mordowali ludzi wykształconych, przedstawicieli elit intelektualnych Polski, aby uniemożliwić odrodzenie się silnej, niezależnej politycznie Polski. Bez elit społeczeństwa nie istnieją, nie rozwijają się. Następuje marazm i regres. Bez swej historii narody tracą tożsamość. Warto o tym pamiętać w każdym momencie swego życia, obojętnie gdzie się przebywa. Wypaczanie historii, przeinaczanie faktów historycznych jest działalnością wrogą swojemu krajowi, swojemu narodowi. Pamiętajmy o tym, my Polacy, niech pamiętają o tym Ci, co czują się Polakami.

PS. Nic się nie zmieniło od czasu II wojny światowej. Na defiladę zwycięzców Polska nie była zaproszona z tych samych względów poprawności politycznej. To są fakty, a nie mity.

Marek Morawski

Od dawna wszystko chce się odbrązawiać, odzierać z odświętnych szat, negliżować wraz z własną osoba do dna, do spodu i do absurdu. Potem w zależności od zamówienia politycznego mówi się, że jest to komedia albo tragedia. I dobrze, bo bez instrukcji nie wiadomo by było, czy się śmiać czy płakać. Do tego rozeznania trzeba mieć specjalny system wartości: RELATYWNY. System wartości to etyka, po prostu moralność. Powiem jeszcze inaczej – zwykła przyzwoitość. Potrzeba przyzwoitości najzwyklejszej, aby wiedzieć jak się zachować w odpowiedniej sytuacji, aby wiedzieć, że o zmarłych źle się nie mówi, że można się rozebrać do naga, ale niekoniecznie we wszystkich sytuacjach, że obsceniczność może się podobać, ale nie wszystkim. Ktoś powie: To wszystko się robiło, ale po cichu. Tak, nawet w windzie smród, ale nie znaczy to, że jest to przyzwoite. Teraz według politycznej poprawności ten smród można, a nawet należy robić głośno. Właśnie tak to wygląda z wszystkim, jak z tą windą.

Mamy kabarety, z których nie bardzo jak się śmiać. Oglądając przychodzą myśli, czy ci grający kpią z siebie czy z widza. Wypowiada się myśli, które nie chciałoby się słyszeć z ust znanych ludzi. I zadaję sobie pytanie, czy doszliśmy jako społeczeństwo już do tego stadium sklerozy, może zidiocenia czy tak zostaliśmy w jakoby wolnym kraju zindoktrynowani. Zatraca się poczucie dobrego smaku, krytycyzmu i samokrytycyzmu, wszystko rzuca na szale, by uzyskać jeszcze jeden grosz, bynajmniej nie wdowi. Mało tego, autorzy, aktorzy jeszcze wypowiadają się, że oni całkiem nie rozumieją tego. Kiedy byli młodsi, to rozumieli. Może jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to rozum odbiera. A co z niewierzącymi? Im też może odebrać, bo Bóg nie jest tylko wierzących.

Pora, by sztuka powróciła na sceny, pojawiły dowcipy z których można się śmiać, bez posądzenia, że jest się półgłówkiem, by striptiz pozostał tam, gdzie jego miejsce (te dziewczyny i panowie są przynajmniej ładni i zgrabni, a na scenach teatralnych nie tak bardzo), a kiepski dowcip nie powinien się w ogóle pojawiać, bo to żenada. Natomiast dajmy ludziom, którzy odeszli spoczywać w pokoju, a rodzinom pozostać w ich smutku. Taka stara, niemodna przyzwoitość. W przeciwnym razie mówiło się bynajmniej nie gentelman.

Oby nie trzeba było przytaczać Wyspiańskiego pewnie też niemodny, ale jaki aktualny.

Marek Morawski

4 czerwca 2012 r.

Problem jest znany od lat i jak należało przypuszczać uregulowany prawnie tak, by cwaniacy, oszuści wykonawcy, pośrednicy, urzędnicy i bez wątpienia partie i ich działacze „wygrywali” niezasłużone pieniądze. Temat wałkowany przez całe lata. Ustawa o zamówieniach publicznych ileś razy nowelizowana tak, by niczego nie znowelizować, by zawsze po poprawie przepisów jeszcze więcej dziur pozostało do transferu pieniądza z kasy publicznej – czyli naszej, obywateli – do kieszeni prywatnej przeróżnych malwersantów, lobbystów, kanciarzy.

Szczególne żniwo zbierane jest wtedy, gdy jest nasilenie wielkich inwestycji. To jest ogromny przepływ gigantycznych pieniędzy. Pieniędzy, które mogłyby rozwiązać kwestie niedoborów finansowych w lecznictwie, może w szkolnictwie, może gdzieś indziej. To nie są miliony. To są miliardy. Takie kwoty wymagają szczególnej kontroli. Cóż z tego, jeżeli do tego kurnika wpuszcza się jako stróży same lisy i do tego jeszcze chytre.

Nie ma przejrzystego systemu. Jest system, ale tak uchwalony przecież przez reprezentantów narodu, posłów i senatorów, by krętactwa właśnie systemowo były możliwe. To widać na każdym kroku, choć wmawia się ludziom, którzy tę mafię utrzymują, że tak ma być. Przecież nie trzeba żadnych szkół kończyć, do żadnej partii należeć, by to widzieć tego gołym okiem. Nikt nie jest tak naiwny, by uwierzyć w takie brednie.

Na każdym zamówieniu publicznym ktoś chce „zarobić” na lewo. Z reguły decydent, który często jeszcze potem się dzieli z innymi jemu podobnymi kanaliami.

To już nie są przypadki, to nie jest zwykła choroba, to jest epidemia.

Nikt tym się nie zajmuje, bo jutro, pojutrze może coś wpadnie i temu kryształowemu urzędnikowi. Cóż się dziwić, jeżeli za1 kmautostrady ustala się 200mln złotych. Ile z tej kwoty idzie na dziwne „opłaty”? Jest z czego, bardzo jest z czego. Ile wynosi nominalna rentowność takiej inwestycji?5 kilometrówto miliard. Najtrudniejsze drogi nie kosztują tyle. To nie jest tajemnica. Można to sprawdzić. Nie ma uzasadnienia, aby tak drogo budować chyba, że teza o tych dziwnych opłatach jest prawdziwa.

Niestety nie jest to tylko problem wyceny, ustawionego przetargu itd. To jest jeszcze kwestia zapłaty za wykonane dzieło. Coś, co nie powinno zaistnieć w żadnym przypadku. O ile bowiem ustawień przetargów dokonują osoby prywatne pod płaszczykiem wprawdzie jakiejś instytucji czy firmy publicznej, to strzyżenie podwykonawców jest wykonywane przez państwo programowo. Oznacza to, że zawierane są umowy, za które z góry instytucja państwowa nie chce i przewiduje, że nie zapłaci w terminie. Chodzi o kredytowanie inwestycji przez wykonawców prywatnych. To już nie tylko hańba, sprawa według mnie kwalifikująca się do ścigania, ale ukazująca państwo jako największego oszusta instytucjonalnego. Jest to jednoznaczny sygnał do robienia przekrętów, bo państwo też należy do tej mafii.

Co z tego? Nic, kompletnie nic. Nikt nie chce w ciągu tygodnia poprawić prawa, bo to nie jest wygodne, bo eliminuje możliwości kantów i okradania nas, obywateli. Dlaczego w ciągu tygodnia? Po prostu od lat wiadomo, co trzeba poprawić i jakie zmiany trzeba wprowadzić. Nie ma jednak woli politycznej, bo nie można by okradać. To proste, jak to się mówi, jak konstrukcja cepa.

Czy nie najwyższa pora, aby to zmienić? Może należy wyłonić nowych przedstawicieli nie wchodzących w dotychczasowe układy. Niech w końcu złotouste nieroby zaczną pracować. Nie tam ich miejsce, bo nie spełniają swej roli. Nie pilnują naszego interesu, tylko swego i niestety też innych, którym służą. Nie jest to w każdym razie polska racja stanu. W żadnym przypadku.

Marek Morawski

Nie potrafiłem się powstrzymać od napisania moralitetu. Po prostu mnie cholera wzięła, kiedy na śniadanie piłem kakao znanej firmy na świecie, a które smakowało gorzej niż niegdysiejsze kakao tzw. owsiane.

Oznacza to dla mnie, że nikt już nie przestrzega żadnych standardów, bo i po co. Nikt nikogo nie rozliczy, uczciwość kupiecka to anachronizm, a kontrole jeżeli nawet są to śmiech na sali i kpina. Istnieją one chyba tylko po to, by nie można było powiedzieć, że ich nie ma. Zresztą jak pamiętam, to organizacje kontrolne służyły zawsze do sprawiania pozorów kontroli, a za to umożliwiały spore i wielkie, całkiem realne dochody. Że nielegalne?

Czarę przepełniła sól biała konsumpcyjna, ważona, w woreczku foliowym. Po otwarciu nie była ani sypka, ani zbrylona w twardy kawałek. Była jakby spojona jakimś żelem, wręcz plastyczna zamiast sypkiej postaci. Oczywiście to coś powodowało, że sól nie twardniała, ale zatrzymywała spora ilość wilgoci. Cóż się dziwić, że nie można od pewnego czasu właściwie osolić potraw. Znowu powstaje pytanie ile jest soli w soli?

W ten sposób można analizować każdy produkt po kolei. Dżem z trzech truskawek na słoik. Gorzej jeżeli jest z jednej wiśni na słoik. I tak dalej i tak dalej.

Ale to nie tylko dotyczy artykułów spożywczych. Dotyczy wszystkiego, także usług. Idąc dalej dotyczy także takiego towaru jak praca. Specjalny. Ale płace jak były nieekwiwalentne tak są.

Gorzej, że te złodziejskie praktyki przeniosły się na relacje państwo obywatel. Jak wiele lat społeczeństwo ma być oszukiwane przez nieudolnych zarządców, którzy jeszcze opowiadają bzdury, że to w ich interesie, obywateli podwyższa się ceny. Państwo, które powinno pilnować transakcji hurtowych, importowych, aby uzyskać na przykład najtańsze ceny leków, podwyższa te ceny w sposób niewyobrażalny. Nigdzie na świecie ruch cen bez krachu nie osiąga stopy kilku tysięcy procent. Są to zazwyczaj przesunięcia jedno kilku punktowe. Tutaj staje się to normą.

Jeszcze o płacach. Na ogół w wielu krajach pilnuje się rozpiętości płac. Nie mogą one przekroczyć pewnej krotności pomiędzy płacą najwyższą i najniższą. Inaczej płace pełnią funkcję nie wynagrodzeń za pracę tylko transferowania pieniędzy publicznych do kieszeni prywatnej powodując kolosalne kominy nieuzasadnione zresztą. Do tego jeszcze rozliczne nagrody i premie wypłacane niezależnie od osiągnięcia dobrych czy wręcz tragicznych wyników swej działalności. W normalnych krajach, wszystko jedno gdzie, ludzie tacy pociągnięci by byli do odpowiedzialności za sabotaż wobec państwa, a w Polsce otrzymują jeszcze krociowe nagrody.

Rzecznik na dobrą sprawę drogownictwa w szerokim zakresie (GDDiA) oświadcza, że pękanie poprzeczne nawierzchni autostrady jest normalką, a ja myślałem, że złą konstrukcją drogi, ktoś inny powie, że zawalenie się domu jest przewidywane i tak być musi, a jeszcze ktoś inny, że ruina kraju jest z góry zaplanowana, więc nic się nie może udać, a dwór powinien istnieć, bo daje zatrudnienie zaufanym.

Dla mnie to tylko jest nieprzestrzeganie jednego, jakże starego zalecenia: NIE KRADNIJ.

I słuchać hadko, kiedy wychodzi taki mądrala i szerzy nową moralność bez moralności nijakiej, to jak sól bez soli, cukier bez cukru, małżeństwo bez małżeństwa itd. Ta sama półka.

Marek Morawski

Coś niesłychanego. Tak jakbyśmy żyli w całkowicie innych krajach. Jedni nadal w PRL, drudzy jako kontestatorzy, opozycja w kraju komuny.

Trudne to do zrozumienia, ale może nie należy nic rozumieć i to wystarczy. Ktoś wszystko za bezmózgowców ustali i po co myśleć.

Nie chciałbym w jakiejkolwiek bramie wspominać imienia żadnego ludobójcy. Wszystko jedno czy miałoby to być zgodne z wzorem bramy przed podpisaniem porozumień gdańskich czy 2 tygodnie wcześniej. Nie, po prostu nie. Nie wolno niczego rozmywać, rozwadniać, a to ktoś stara się robić. To jest oswajanie z inną wizją, inną ideologią, inną symboliką. To jest istotą tego niby sporu. Tutaj nie powinno być jakiejkolwiek dyskusji. Wystarczy, że wtedy uzyskano cel, a wówczas nie było Lenina na bramie. I o to właśnie chodziło.

Wiem, że można dzisiaj wszystkich ustawić przed szklanym ekranem, aby wygłaszali różni ludzie, nie chcę powiedzieć, bzdury. Przykro patrzeć, kiedy to robią ludzie, którzy byli kiedyś symbolami: Wujec, Celiński. Niestety symbol „brama stoczni gdańskiej” i ci ludzie symbole – obrońcy nazwy   „im. Lenina” tak samo tracą w tym momencie swoją cenę. To aż trudno sobie wyobrazić. Czy wszystko w tym kraju musi zpsieć? Panowie, komu służycie? Czy zdołaliście się przemalować, nie chce mi się wierzyć.

Nie pomogły klarowne, logiczne wywody prof. Terleckiego. Przecież nazywajmy rzeczy po imieniu. One tak się mają, to wszyscy wiemy. Nie można tworzyć jakiś wygibasów umysłowych, aby tylko udowodnić czyjąś rację, aby tylko umieścić imię tego oprawcy jakże wielu narodów na bramie stoczni. Wstyd.

I co tu jest grane???

Marek Morawski

Wczoraj wszystkie publikatory grzmiały, że jeżeli Grecji nie pomoże Unia i nie przyjmie ona programu naprawczego, to będzie zmuszona wrócić do drachmy, a wówczas wolne kapitały majątkowe Rosji i Chin wykupią Grecję. Tak to kraj Fidiasza, Sofoklesa i innych klasyków stanie się prowincją współczesnych mocarstw.

Jeżeli mówi się o wykupieniu, to pewnie jeszcze będzie co wykupić. Swoja drogą, że podczas tego kryzysu nie słyszałem ani razu, by ktoś został pociągnięty w jakimkolwiek sensie do odpowiedzialności. Powstała klasa nietykalnych. Nie jest to literatura dla dzieci czy młodzieży. Tak jest i to nie tylko w Grecji.

W Polsce jest inna sytuacja. Ogromną większość majątku narodowego – większość przemysłu albo sprzedano, albo rozdano właściwie za bezcen, albo zniszczono mówiąc, że jest przestarzały. Były jednak miejsca pracy, była produkcja. Teraz nasi sojusznicy unijni przywożą wszelki towar do Polski, dyktują ceny, bo najczęściej są monopolistami, co było do przewidzenia, jeżeli sprzedano całe gałęzie i branże przemysłu właściwie na pniu, a zyski wywożą legalnie i nielegalnie, bo nasze prawo jest ułomne i na to pozwala przez całe lata.

Myślę, że gdyby nasz kraj znalazł się w, nie daj Boże, takiej sytuacji jak Grecja, to nawet nie byłoby specjalnie co sprzedać. Zostały jeziora, lasy, trochę kopalin, bo tych też właściwie nie ma. Rząd unika podania informacji jak wygląda dokładnie ta sprawa. Co mamy, a co jest tylko wirtualnym zasobem, bo albo komuś obiecanym, albo za marne pieniądze udostępnionym.

Nie ma majątku, który każdy kraj tworzy, który tworzą jego obywatele. W Polsce nastąpiła deindustrializacja. Niech ktoś powie dlaczego, w jakim celu, dla czyjego dobra?

Postawmy te niewygodne pytania. Czy to była cena wejścia do Unii?

Co w kryzysowej sytuacji wykupiliby Chińczycy czy Rosjanie w Polsce? Chciałbym wiedzieć.

(Od Redakcji): poniższy tekst odnosi się do artykułu „Jak Islandia rozwiązała problem swych „długów”" opublikowanego na  blogu Dziennik gajowego Maruchy
http://marucha.wordpress.com/2011/08/01/jak-islandia-rozwiazala-problem-swych-dlugow
I jeszcze włoski oryginał:
http://creativiculturali.ning.com/profiles/blog/show?id=3565617%3ABlogPost%3A86298&xgs=1&xg_source=facebook

Marek Morawski 

Islandczycy – naród na krańcu świata – pokazali Unii Europejskiej czerwoną kartkę. Pokazali taką czerwoną kartkę również swojemu rządowi, który doprowadził ich kraj do upadku. Tylko 3,5mld EURO. Islandczycy nie zechcieli spłacać tego zadłużenia przez 15 lat, którego nie byli sami winni. To rząd – władza – musiała podać się do dymisji, a Islandczycy wybrali całkowicie nowych ludzi, a nie zawodowych polityków, żyjących jak królewicze na koszt biedniejącego społeczeństwa. POGNALI ICH!!!

A u nas,  w Polsce?

Nasz kraj, państwo zadłużone jest na prawie bilion złotych (niemal 100 razy więcej niż Islandia), i zadłużenie nadal rośnie w niezwykłym tempie.

Coraz więcej ludzi to widzi, ale nie ma o tym informacji w mediach, bo w Polsce jest totalitaryzm.

Tak jest. Nie ma się co obruszać. Wystarczy wyeliminować pluralizm informacji, co się właśnie dokonało i na czarne można mówić białe. Usłużnych nie brakuje, bo każdy się boi. Dlaczego się boi? Bo jest demokracja? Właśnie dlatego, że jej nie ma. Jakież to proste.

Wszystkich można pozyskać, nawet takich ludzi jak Wujec i będą mówili androny.

Czy w takim razie mamy szanse na przerwanie tego chocholego tańca na drodze do bankructwa? Nie, nie widzę szans. To jest tylko kwestia czasu. Jak runie, to się nie pozbieramy. Tak działają prawa ekonomiczne, to nie jest polityka i  propaganda na użytek nieświadomego tłumu, jak to się wydaje niektórym.

Kiedy będzie bum, to czerwoną kartkę można będzie wsadzić sobie. A uciekający z tonącego okrętu zadbają o siebie.

Marek Morawski

Zaczął się piękny wiosenny okres. Sporo ludzi chce gdzieś pojechać na tereny rekreacyjne miejskie lub podmiejskie, czy do parków.
Warto zadać kilka pytań ludziom odpowiedzialnym i zarazem nieodpowiedzialnym za te tereny.
1. Komu potrzebne są ławki?
a) ludziom starszym, słabym, matkom z dziećmi, zmęczonym
2. Jakie ławki?
b) z oparciami. Chodzi o odpoczynek przecież.
3. Jakiej wysokości?
c) nieco wyższe (8-10cm) niż krzesła, aby ludzie słabsi mogli łatwo podnieść się z ławek. Pod nogi można też czasem położyć płytę dla tych niższych.
4. Gdzie powinny stać te ławki?
d) Trochę w miejscach zacienionych, trochę w słonecznych.
To tylko tyle tajemnic stawiania ławek.

Kwestia 2
Czy przy terenach rekreacyjnych powinny być parkingi?
Jak najbardziej. Choćby przy Parku Lotników Polskich. Aleję Jana Pawła II
ogrodzono rurami, przy wejściu do parku jest niewiele miejsc parkingowych do tego jeszcze
poprzeplatanych drogą rowerową. Park wielki, daleko od N. Huty i daleko od Krakowa.
Ludzie przyjeżdżać chcą z dziećmi z rowerami,  deskorolkami itd. itd. Gdzież oni mają się zatrzymać – zaparkować kilka godzin?
Drugi przykład: Wzgórze Św. Bronisławy – początek trasy widokowej.  Nie ma problemu, tylko trzeba inaczej ustawić znaki i będzie więcej miejsc. To nie muszą być parkingi marmurowe, zgoda?
Przy okazji: To była trasa widokowa, czasem nawet było widać Tatry. Kapitalne. Wzgórze obrosło chaszczami na polach niegdyś ornych i piękną trasę chaszcze wzięły.
Kiedyś myślałem, że może to być wręcz unikatowa trasa jak w wielu miastach nawet sąsiednich krajów, ale nie. Zbyt trudne. Jeszcze nie ma takiego kierunku kształcenia po reformie szkolnictwa. Co za zaniedbanie!

Marek Morawski

Płachetek materiału, większy lub mniejszy, jakże wielkie ma znaczenie w życiu właściwie wszystkich społeczności na całym świecie. Nawet w tych krajach, które samo istnieją od niewielu lat. Flaga państwowa mówimy. Nie do końca jest to zgodne z prawdą. Często jest nawet nadużywane. Nasza flaga, polska – biało-czerwona jest przede wszystkim flagą narodu zwanego narodem polskim. Dla tego narodu była zawsze symbolem niepodległości. Jest to specyfika, bowiem nawet w niby suwerennej Polsce za czasów PRL nie można było wywiesić polskiej flagi ot tak, po prostu. Był to przejaw polskości zbyt ostentacyjnie okazywany. Nie lzja. Co innego flaga czerwona. Tak było jeszcze do niedawna.

Dzisiaj różni ludzie wypowiadają się na temat flagi. Przywoływany jest Minister Sikorski, który zabiega ponoć, aby polska flaga była wywieszana za granicą przed  hotelami, w których mieszkają Polacy. Podoba mi się to. Będzie tak, jak w przypadku innych nacji. Mam jednak pewien niedosyt. Flaga, ta biało–czerwona była zawsze symbolem niepodległości naszego państwa. Tak była postrzegana nie tylko przez Polaków, ale i okupantów wszelakich. Na widok biało–czerwonej dostawali wprost paroksyzmów wściekłości. I mordowali naszych rodaków.

Flagi broniono na polach bitewnych i na naszych domach. Była symbolem sukcesów bitewnych. Dzisiaj jest na przeróżnych forach międzynarodowych. Na widok biało–czerwonej łza się w oku kręciła. Nasza flaga Polaków zawsze była symbolem niepodległości i mam nadzieję, że tak nadal pozostanie zarówno dla tych, co stoją już na krańcu swej drogi, jak i tych, co są dopiero na początku swojej. Jest to jednak ta sama droga – polska.

Niestety słyszę pewien fałsz. Jak ma się symbol niepodległości Polski, narodu i państwa podkreślam, do deklaracji (w Berlinie nomen-omen) Ministra Spraw Zagranicznych Polski, że nam, Polsce nie jest potrzebna suwerenność. To znaczy, że pozostawia się polskie symbole, ale brak suwerenności oznacza, że innemu się panu służy. Przynajmniej ja to tak rozumiem i tak jest chyba rozumiane w każdym rzeczywiście niepodległym kraju. Jak to się nazywa?

Bez suwerenności, to czego symbolem ma być biało–czerwona? Tunezji? Czy ktoś mi to wyjaśni w sposób niebałamutny? Proszę bardzo.

A biało–czerwona niech zawsze nam powiewa nad ziemiami polskimi.

Niech powiewa i Tunezyjczykom, bo to też ich kolory. Nie słyszałem jednak, by Minister Spraw Zagranicznych Tunezji deklarował zrzeczenie się niepodległości ich państwa.

Marek Morawski

Jedność. Jakże to ważne. Dla wszystkich. Przyjaciół i wrogów. Ci pierwsi starają się jednoczyć, a Ci drudzy rozbijać. Proste: Divide et impera. Bywa jednak, że tych pretendentów na imperatorów jest stanowczo za dużo, a natura aż tak wielu nie wyposaża w umysł Napoleona czy duszę Nelsona, lub naszego wielkiego Paderewskiego. Powstaje wężowisko różnych kolorytów, a każdy wąż chce wyleźć na wierzch. Wszelkie chwyty dozwolone. Każda podłość, każde kłamstwo. Catch as catch can. Łap za co możesz i  łap co tylko możesz zawładnąć. Strasznie ten polski kupon sukna, który nie powinien był zostać rozdarty, się zmniejszył.

Z drugiej strony są zwykli obywatele, którzy marzyli od dziesiątków lat o zwykłej sprawiedliwości, o skromnych, ale godnych zarobkach, o wolności słowa i wolności osobistej, o uczciwych przetargach, o tanim państwie, o życzliwych, mądrych i sprawnych urzędnikach, o wybitnych charakterem przywódcach i wielu innych cechach porządnego społeczeństwa i państwa. Nie dzieje się tak. Jedni to widzą, a inni nie chcą widzieć. Ewidentne kłamstwa i manipulacje członków instytucji, która powinna składać się z najlepszych reprezentantów polskiego społeczeństwa, najbardziej godnych, bo z honorem, z najwyższych autorytetów nieuwikłanych w jakiekolwiek partyjne układy czy kliki nie są takimi. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie jest nie tylko instytucją demokratyczną, ale nie stoi na straży demokracji. Nie ma się co cieszyć, że tak jest, bo przeciw komuś. Nie będzie zasad to nie będzie niczego. To jest tylko kwestia czasu. Posiadacze dostępu do telewizji będą krzyczeć o wojnie wkładając te słowa w usta, które tego nie wypowiedziały. Znany i uznany reżyser ukuł termin wojna polsko-polska i go spopularyzował obarczając winą swych adwersarzy. Tak się nie robi. Nie namawia w jakikolwiek sposób Polaków do wojny. Co innego jest nazywanie faktów, działań, które się dokonały po imieniu. Ale się dokonały! Można natomiast krytykować, nazywać po imieniu szczególnie jeżeli jeszcze doda się, że jest to tylko hipoteza. Jeśli ktoś się nie zgadza powinien obalić taką hipotezę, ale nie stwierdzając werbalnie i nahalnie, ze tak nie jest. Mają być dowody, logika. Jeśli się kogoś wrzuci pod auto, to nie można mówić, że wpadł pod auto albo, że to auto wpadło pod niego.

Ludzie, zwykli ludzie widzą jak ogromnej manipulacji są poddawani. Nie mają dostępu do prawdy. Nikt nie chce być nabierany na plewy i karmiony nieprawdą bez względu na poziom wykształcenia lub dochodów. Owszem, godzą się na to beneficjenci tej manipulacji. To się dzieje od bardzo wielu lat. Rozpoczęło za komuny, a pogłębiło do niebotycznych rozmiarów współcześnie. Nikt nawet nie ma odwagi zapytać o wyjaśnienia dla spraw oczywistych. Zrobiło się ciasno, bardzo ciasno i duszno. Ludzie wyszli na ulicę wykrzyczeć swój protest. Chcemy wolności słowa. Chcemy telewizji TRWAM na równorzędnych zasadach jak inne stacje. Musi być przeciwwaga.

Nas wierzących jest ogromna większość, nawet jeżeli cześć nie jest praktykująca. Miłość homoseksualna nie jest normą, jest pewnym odchyleniem, niech będzie, ale nie nazywajcie tego normą i nie propagujcie jej w publicznej telewizji, pozwólcie obejrzeć mszę świętą w telewizji, a nie wysyłajcie tych chorych do piachu nie lecząc, nie wspomagając, utrudniając dostęp do leczenia, recept i lekarstw. Są różne dewiacje, które chce się upowszechnić nazywając je normą, ale prawda jest inna. Ktoś ma w tym interes różnorodny, nie tylko materialny, ale i polityczny czy bądź jaki. Można udawać, że jest inaczej, ale nie jest. Jeżeli nie będzie różnorodności mediów, to nie będzie wolności słowa. Nie będzie demokracji tylko dyktatura. Jeden totalitaryzm przeżyliśmy. Nie jest potrzebny drugi ani klasie niewolniczej najemników, ani klasie uprzywilejowanej, bo taka jest. To zawsze się kiedyś kończy odbieraniem biznesu, domu, a nawet kobiet. Zagarnięcie trwa krócej niż zapracowanie, prawda?

Był marsz wolności w Warszawie. Doskonale zorganizowany. Msza. Mądrą homilia biskupa drohiczyńskiego Antoniego Dydycza, później pełne emocji przemówienia. Nie było w nich nieprawdy. Każdą tezę można by udowodnić. Tylko nie ma zachowanych w tym kraju, i w prawie tego kraju pryncypiów demokratycznych. Napisanie, że jest demokracja jeszcze jej nie tworzy. Proszę sięgnąć do moich felietonów na temat demokracji z 22 maca i dalszych. Demokracja sama się nie robi. Ją trzeba stworzyć i twardo pilnować. Nie ma również niezawisłej prokuratury, nie ma niezawisłych sądów. Nazwanie czy określenie czegoś, ze jest niezawisłe, jeszcze tego nie czyni. Jak to mówią? Proste jak konstrukcja cepa.

Marsz przebiegł w należnej powadze i spokoju. Były okrzyki, a jakże, ale tak się dzieje na demonstracjach. Nikt by nie przyszedł, i nie krzyczał, gdyby udzielono koncesji telewizji TRWAM zgodnie z uchwalonymi zasadami. PRZEKŁAMANO JEDNAK.

Jest nas wielu. Będzie jeszcze więcej. Takie są reguły. Pewnie będzie brutalizacja organów represyjnych, tajemnicze opuszczenia tego świata. Tak się dzieje w systemach totalitarnych. Tak się dzieje tam, gdzie nie ma wolności.

My chcemy wolności, chcemy prawdy, chcemy kontroli społecznej.

Zbyt trudne?

Marek Morawski

Przemyślenie wszystkich wystąpień, wysłuchanie komentarzy z reguły z jednej tylko dopuszczalnej strony ukazało wagę tej demonstracji. Można bagatelizować, można manipulować kamerą, fałszować relacje, zmniejszać rangę, można nawet przemilczeć, ale wszystkiego się nie da ukryć. Bo takie są fakty! Fakty. Trochę jednak ludzi zna Warszawę i nie wmówi nikomu, że Aleje  Ujazdowskie to jakaś dróżka na byle jakim osiedlu. Jest to szeroka arteria, z bardzo szerokimi chodnikami i długa. To nie kilka tysięcy, nawet kilkadziesiąt tysięcy może ją zapełnić, ale sporo więcej. Przecież pierwsi byli już pod Belwederem, a ostatni nie wyszli jeszcze z Placu Trzech Krzyży. To się da obliczyć całkiem dokładnie, wystarczająco , aby pokazać skalę deinformacji odbiegających od rzeczywistości, bowiem nie chodzi przecież o aptekę.

Przemówienia. Twarde, ale nie zawierały nieprawdy. Można się wybrzydzać, zgoda. Może się nie podobać. Takie jest prawo słuchacza. Niektóre kwestie dyskusyjne. To też nic nadzwyczajnego. Jeśli wszyscy będziemy myśleć tak samo, to należy już szyć dla wszystkich takie same mundurki. Nawet w Chinach od tego odeszli, postawili na gospodarkę, a dzisiaj są bankierem świata. Jakież to proste, tylko nie należy przeszkadzać. Ciekawostka. W Chinach jest ponad milion milionerów, fajne?

Przemówienie pana Kaczyńskiego. Dobrze osadzone w realiach. Mocne. Nazywające rzeczy po imieniu, czyli tak jak trzeba. I to zakończenie. Zaskakujące wszystkich, ale niezwykle ważne. Tu można było poznać znakomitego lidera. „Wracaj Zbyszku”. Kapitalne posunięcie. Dla obu stron!!!

Przemówienie Pana Ziobro. Bardzo emocjonalne. Nie dziwię się. Głos się łamał, był wzruszony. To nie była słabość. To zostało odebrane bardzo dobrze. Spontaniczność, emocjonalność były atutami. To mówiło: Nie jestem wyrachowanym, zimnym politykiem. Dla mnie najważniejsza jest Polska. Wzruszyłem się – to prawda, ale dalej będziemy iść razem do zwycięstwa, po wolność.

I co? GUZIK. Wszystko zostało niestety zniweczone, rozmyte,  powiem przez pychę, niechęć do jedności. Przez co jeszcze?

Wieczorem i w kolejnych dniach Pan Ziobro wystąpił w telewizjach nieprzychylnych jemu i generalnie prawicy. Stare wygi dziennikarskie. Już od pierwszego pytania było widać, że porąbią go na sieczkę. Nie wchodzi się w takich momentach na ekran, na antenę. To nawet młody polityk powinien wiedzieć, a nie tylko ktoś, kto chciałby pretendować do lidera prawicy. Zniwelowano bonus jedności, który udzielają wyborcy. To jest kilka procent. Strawestowano istotę problemu czyli WOLNOŚĆ do sporu o władzę jednego seniora i jednego juniora. Zmusili do mijania się z prawdą, a raczej do akceptowania podpowiedzianych odpowiedzi. I tak ukazały się krzyczące bojówki PiS, niepozwalające Panu Ziobro na spokojne przemówienie. Tymczasem okrzyki pod Belwederem  były na cześć Ziobro. Sam to słyszałem. Krzyk Zbyszek czy Zbigniew jest różny od Jarosław.

Panie Ziobro. Mowa jest srebrem, a milczenie złotem, szczególnie po bardzo dobrym Pana przemówieniu. Wzruszenie nie jest słabością. W pewnych momentach historii jest brylantem. Warto o tym pamiętać. Autentyczność jest więcej warta niż falsyfikaty.

Szkoda tylko jedności. Szkoda patriotyzmu. Wygrali cyniczni zawodowi gracze na usługach. Ich nie interesują jakieś ideały. Kasiora się liczy.

Nie chcę, ale muszę powiedzieć. Zabrakło Panu stylu, a inaczej mówiąc, to co było spontanicznie i wielkie sprowadził Pan do parteru. Prawda, że przy pomocy lepszych od Pana.

Nie na każde pytanie trzeba odpowiedzieć. Za Rakowskiego ukuto hasło: „Uczyć się choćby od diabła”. Bierz Pan przykład od Premiera. Nie chce poruszać jakiegoś problemu, to znika nawet za granicę. Chce się być wielkim, to nie musi się lecieć na każde wezwanie jakiegokolwiek dziennikarzyny.

Spalił Pan jedność. Teraz niech Pan pomyśli, jak to naprawić, choćby miał Pan zaskoczyć wszystkich, że im dech zaprze. Niech zapiera.

Może źle szacuję, ale to było spalenie łącznie od 6 do nawet 10% głosów. To nie jest w kij dmuchał. Mnie jest żal. I w pewien sposób żal mi jest Pana, bo spalił Pan swój kapitał.

Wyspiański już  podsumowywał takie sytuacje. Trzeba sobie przypomnieć, bo mi jest po prostu wstyd.

Marek Morawski

Felieton nie wyczerpuje bardzo obszernego i ważnego zagadnienia.

Ustawa zasadnicza, najważniejsza. Właściwie powinna wszystko wyczerpywać. Wszelki principia funkcjonowania państwa oraz społeczeństwa i obywateli w tym państwie. W państwach prawa powołanie się na Konstytucje jest nadrzędne. W państwach nie tak przejrzystych istnieją jeszcze przepisy tłumaczące, wyjaśniające znaczenie pojęć własnego języka, norm obowiązujących od setek lat nie po to, by coś rozjaśnić tylko aby zagmatwać, by stworzyć tysiące furtek na każdą okazję. W prawo, w lewo, skazać, uwolnić, swój, i nie nieswój tylko wróg. Tak to działa. Swój i wróg. Nie te kategorie, każda z innej planety.

Mieliśmy wspaniałą Konstytucję 3 Maja z 1791 roku Rzeczpospolitej Obojga Narodów czyli Polski. Druga taka po Stanach Zjednoczonych(1787). Jest się czym pochwalić. Naprawdę. Nowoczesna, umacniająca i państwo i społeczeństwo, eliminująca wady ustrojowe. Nie mogła się podobać mocarstwom ościennym, szczególnie Katarzynie Wielkiej. Doprowadzono do wojny domowej, zawiązania konfederacji targowickiej sprzyjającej carycy. Do tego Fryderyk Wilhelm wszedł w przymierze z Rosją i stronnictwo w obronie Konstytucji zostało pokonane Co ciekawe targowiczanie (ci dla których niepodległość państwa Polski nie była ważna) to byli ludzie liczący się w państwie, mający władzę, pieniądze i wpływy. Nie podobało się im ograniczenie pieniactwa, liberum veto, zrywania obrad sejmu, samowoli. Dla nich nie był ważny interes Polski, narodu, tylko prywata, interes ich stronnictwa. Ich partii. Niech pomyślę. Jakaś analogia mi się nasuwa. Tylko obowiązująca teraz Konstytucja nie jest tak dobra na dzisiejsze czasy, jak Konstytucja 3 Maja na tamte czasy.

Dzisiaj też mamy Konstytucję, ale jest dokumentem ułomnym, umożliwiającym przekształcenie niechronionej Konstytucją czy innymi dokumentami demokracji w ustrój totalny. Też są ludzie jak wówczas chcący choćby mentalnie wywołać nastrój wojny domowej, której nie ma i nie może być, bo wówczas Polska zniknie z mapy Europy. Żaden człowiek, co czuje się Polakiem, co nie służy jakiejkolwiek innej sile, co wie co to jest patriotyzm i wojna nie będzie nawoływał do wojny w jakiejkolwiek postaci. Co innego walka polityczna. WALKA – nie wojna propagandyści od siania nastroju wojny. Nie będę wymieniał po nazwisku. Zapewne nie jest to Pan Macierewicz, którego wystąpień specjalnie wysłuchałem z wszelkich dostępnych źródeł. Stwierdzam zatem moimi własnymi uszami manipulowanie informacją, wkładanie w komentarzach innych fraz w czyjeś usta, niż były wypowiedziane bez jakiejkolwiek żenady. Po tym jednym inni powołują się jak na oryginał i już jest kłamstwo, ale nie doskonałe. Na szczęście są zapisy, nagrania, stenogramy urzędowe tylko wówczas chowa się je za tajemnicą państwową, za ustawą, która została uchwalona nie dla ochrony interesów Polski, tylko aby nie można było łatwo ujawnić przeróżnych matactw. W końcu powiedzmy to twardo. Nie mamy wojska (100tys.) do obrony granic. Siły zbrojne jakie by nie były, są szykowane do walk z własną ludnością, a nie obcą agresją. Przepisy są przygotowane do opanowywania demonstrantów, choćby kibiców, ale nie jako kibiców, tylko tych, co chcą coś powiedzieć od siebie społeczeństwu. Kibiców usunięto ze stadionów za banery stadionowe. To są fakty, bo to sami widzieliśmy w telewizji reżimowej trzech stacji.

Konstytucja. Naszą trzeba tak poprawić, by broniła przede wszystkim demokracji, Polski, obywatela Polski, a nie mataczenia, mętnej wody, rządów autorytarnych. Konstytucja musi oddać władzę pod kontrolę społeczeństwa. Bez stwarzania możliwości manipulowania.

Tak dawno (1791), ale to był powód, dla którego Konstytucja 3 Maja była niebezpieczna dla sobiepanków, dla władców państw ościennych, co chcieli kontrolować Polskę. Konstytucja tworzyła silne państwo, silną władzę ustawodawczą, a nie zbiorowisko ludzi bezwolnych, sterowalnych, bez swego zdania, chciałoby się powiedzieć rozumu. Dzisiaj, przy tzw dyscyplinie partyjnej, w ogromnej ilości wypadków wystarczałoby uzgodnienie stanowisk partii. Po co zatem ten tłum bezwolnych posłów? Coś tu nie gra? Coś ta demokracja już kolejny raz jest ograniczana. Co to zatem za pseudo ustrój?

Czy czasem współczesna Konstytucja nie ma za dużo wad? Ja stawiam takie pytanie i taką tezę? Chciałbym by ktoś mnie przekonał, że nie mam racji, albo potwierdził mą hipotezę.

Rzeczowo, a nie propagandowo.

Marek Morawski

Każdy kraj ma swoje prawo wynikające z tradycji, zwyczajów, kultury.

W ciekawy sposób demonstrują to prawo amerykańscy filmowcy. Wiele ich filmów przedstawia tę tematykę w wielu aspektach. Daje to dość dobry pogląd na różne kwestie, które mogą być w odmienny sposób traktowane w USA i Polsce. Wielokrotnie spotkałem się z kwestią niezwykle poważnego traktowania groźby przez prokuratorów w USA. Powiedzenie „Zabiję cię” lub inna groźba, która u nas sprowadza się do kolokwializmu niewiele znaczącego tam nabiera niezwykle poważnego charakteru i brzemiennego w skutkach. Nie można bez konsekwencji tak sobie wypowiadać groźby pod czymkolwiek adresem. Śledczy wychodzą bowiem z założenia, że wypowiadanie gróźb jest de facto psychicznym przygotowaniem, psychicznym zaakceptowaniem spełnienia tej groźby. Oznacza, że w jakimś momencie groźba może zostać spełniona, groźba czyli zadeklarowany zamysł.

Doszedłem do wniosku, że ma to głęboki sens, że nie jest to tylko gadanina, bo za słowami kryją się emocje. To nie jest żartobliwe wypowiedzenie, ze śmiechem, tylko często z toczona wręcz pianą na ustach. To nie jest rzeczywiście nic.

Owszem w prawie polskim mamy groźbę karalną, ale niewiele z tego wynika, nawet w przypadku, kiedy groźba się ziści choćby w wyniku zbiegu okoliczności. Tej zagadki nikt nie podjął się rozwiązać nawet teoretycznie.

Groźby te wypowiadali znaczący politycy dobrze poinformowani, decydenci, osoby publiczne, a nie jakieś płotki. To nie były groźby rzucane dla żartu. Wszyscy to słyszeliśmy, widzieliśmy. To nie jest nieprawda. Pani Kazimiera Szczuka groziła pani prof. Krystynie Pawłowicz „Policzę się z panią na korytarzu po audycji”, poseł Niesiołowski groził panu Suskiemu, że zginie jak Lepper. – „Zastrzelimy Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszymy i skórę wystawimy na sprzedaż w Europie” – powiedział Janusz Palikot. – Szczególnie dużo takich gróźb padało przed tragedią smoleńską.

Powyższe skojarzenie z prawodawstwem amerykańskim przyszło mi do głowy ponad dwa lata temu, kiedy politycy pewnych ugrupowań rzucali groźby pod kątem innych. Choćby expose premiera w marcu 2010 zawierało pamiętne słowa: ”Nie posłuchacie? Wyginiecie jak dinozaury”. Takich gróźb i podobnych pojawiło się wówczas więcej. Były słowa o niedoleceniu do celu posła Komorowskiego, były też inne dziwnie brzmiące groźby lub o charakterze gróźb: Sikorki: „Lech Kaczyński – były prezydent Polski”, Palikot i nie tylko on wypowiadał się w takim sensie: „My was nie pokonamy, my was zniszczymy”.

Oczywiście odczytywane ex ante brzmią jak pewien folklor polskiej sceny politycznej obozu rządzącego, natomiast ex post to włos się jerzy na głowie i znaki zapytania same się rysują. Groźby uwidaczniają motywy.

Dzisiaj jest smutek. Mamy to, co mamy. Od myślenia jednak nikt nie zwalnia. Skojarzenia się same nasuwają. W kontekście śmierci pół rocznej dziewczynki Madzi, której smutny przypadek media, dziennikarze, a nawet politycy całej Polski rozdrapywali ze dwa miesiące, matkę potraktowano od razu jak groźnego przestępcę, nie wiem, może nie chcę wiedzieć, jak potraktować wydarzenie o niespotykanej randze nie tylko Polsce, ale i w świecie, aby nie wyjść na idiotę pozbawionego rozumu i inteligencji.

Marek Morawski

Jakże często dyskutuje się czy głodnemu należy dać kanapkę czy wędkę, aby złowił sobie rybę. Niegdyś bardzo serio traktowano tę kwestię. Miejsca pracy, bezrobocie to były problemy ideologiczne. P o l i t y c z n e. Nie było miejsc pracy, kraj był rolniczy, brakowało przemysłu. Dokonywano brutalnej akumulacji pierwotnej, by ściągnąć środki na industrializację. Budowano zakłady przemysłowe. Przeważał przemysł ciężki – wielkoprzemysłowa klasa robotnicza – ale rozbudowywano też przetwórstwo. Przybywało miejsc pracy. Staliśmy się krajem przemysłowo-rolniczym. Technologie często były zacofane, technika mało nowoczesna, ale były też przedsiębiorstwa nie tylko na przyzwoitym poziomie, ale i światowym. Te zakłady zagrażały konkurencji, często tej najbliższej, z zagranicy . Wiele z nich unicestwiono ostatnimi laty w przeróżny sposób. Czy kiedyś ktoś to wyjaśni? W   c z y i m   i n t e r e s i e?

Po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 roku doprowadzono kraj do zapaści gospodarczej, a następnie komuniści pozbyli się (1989) odpowiedzialności za gospodarkę oddając władzę i uzyskując cichą zgodę na uwłaszczenie się na majątku państwowym. Równocześnie lansowano obłędną koncepcję o nikłej wartości państwowego majątku produkcyjnego, braku nowoczesności itd. Klimat ten sprzyjał celowi – doprowadzeniu do deprecjacji całych fabryk, przewartościowaniu ich, do bankructw w krótkim czasie wielu przedsiębiorstw. Równocześnie rozdano najlepsze firmy w ręce prywatne w postaci funduszy inwestycyjnych i nie tylko. Dziesiątki doskonałych przedsiębiorstw wydano, by bogaciły się prywatne osoby, a nie udziałowcy, państwo, obywatele. Sprzedaż za ułamek wartości jest prezentem, a nie transakcją handlową. Niech mnie ktoś przekona, że jest inaczej.

O wiele więcej firm fizycznie zlikwidowano lub sprzedano w ręce obcego kapitału, po czym zakończyły swój żywot. W ciągu 20 lat, mówimy o kraju nazywanym suwerenną  Polską, ogromna część przemysłu przestała istnieć. Równocześnie doprowadzono do degradacji szkolnictwo. Takie marne szkolnictwo jak się teraz kreuje nie przyczyni się do unowocześnienia, a na dobrą sprawę odtworzenia przemysłu na nowoczesnym poziomie. Trzeba zaczynać niemal od zera, do czego doprowadziła radosna twórczość układających się stron w Magdalence (1989) w myśl zasady: po nas choćby potop. Jakby działano w podbitym kraju. Czy tak jednak nie było?

Nie trzeba mieć wyższego wykształcenia, a być światłym, ale na to potrzeba etosu światłego domu, na dobrą sprawę wszystko jedno czy mieszczańskiego, ziemiańskiego czy chłopskiego. Dom półgłówka nie wydawał nigdy całej, inteligentnej, mądrej głowy. Tak było niegdyś, tak samo jest teraz. Obniżenie poziomu szkolnictwa jeszcze bardziej zniszczy polską społeczność, zniszczy coś tak unikalnego jak polska inteligencja. Można zadać tylko pytanie: Komu i w jakim celu to ma służyć? Przecież bez celu nie przeprowadza się reform obniżających jakość tego, co jest najcenniejsze w życiu każdego narodu czyli procesu kreowania mądrości młodych pokoleń. Rozdawanie dyplomów bez wartości nie jest inwestycją tylko hochsztaplerstwem prowadzonym przez lata przez określone resorty, przez urzędników. To jest po prostu oszustwo. Najwyższa pora, aby społeczeństwo zapytało biurokratów, co zrobili z polską młodzieżą. Przecież są konkretne nazwiska, konkretne polecenia i przerażające skutki. A przecież wystarczyło tylko nie przeszkadzać zamiast realizować obłędne zasady poprawności politycznej i czyichś zaleceń lub chorych pomysłów. Jakby nie patrzeć, nie ma tu nawet odrobiny polskiej racji stanu. Eksperyment? Tego nie wolno robić nawet prywatnie rodzicom w swoim domu. Rodzice nie mogą działać na szkodę dzieci. Dość prosta zasada. Jeżeli się dzieje inaczej, to powinniśmy wołać gromkim głosem: rodzice, nauczyciele i uczniowie. Jeżeli ktoś się z tym nie zgadza, to jest przeciw młodzieży, przeciw ich przyszłości, przeciw dobrobytowi, przeciw rozwojowi kraju i ludzi. Jak nazywa się działanie na szkodę własnego kraju, jego przyszłości? Jak? SABOTAŻ! Jest też inne określenie i każdy go zna.

Mam nadzieję, że przyjdzie ten moment, kiedy ktoś komuś zada twarde pytania i wyegzekwuje odpowiedź. I odpowiedzialność (sic!). To nie jest nic. To są miliardowe straty, wieloletnie. I wyliczalne. Po prostu ukradziono pieniądze nam wszystkim i każdemu młodemu człowiekowi z osobna. To jest MULTIKRADZIEŻ. Największą wartością USA, jakby ktoś nie wiedział, są ludzie, a nie coś innego jak drogi, budynki, uzbrojenie. To są ludzie czyli obywatele Stanów Zjednoczonych. Tam wiedzą, co to jest wartość i co ją tworzy. Tam liczą takie właśnie śmieszne rzeczy, bo potrafią, choć nasi notable z ich szkolnictwa często się wyśmiewają. Na patyczkach tego się nie policzy. Jak liczyć to też trzeba się kiedyś nauczyć. Protekcja nie wystarczy. Mądra głowa też ma dużo większą wartość niż półgłówek. Warto o tym pamiętać, biurokraci z kiepską głową, choć często i utytułowaną.

Przez lata doprowadzano do niszczenia polskiego kapitału – majątku państwa, który przecież istniał. Zniszczono wędki, być może nie z włókna węglowego, tylko z kija leszczynowego, ale one istniały. Jeśli nie zatruto wód, to rybę można było złapać. Bez wędki czy ościenia nie będzie co jeść.

Do sprzedanych firm przyjeżdża kadra z kraju właściciela. Polskich fabryk, w polskich rękach jest mało. Zostają tylko stanowiska dla pracowników o niskich kwalifikacjach. Jakże to prosty mechanizm do wykoszenia, wyrzucenia naszej młodzieży za granicę. Tam Arabowie czy Turcy z pochodzenia nie chcą pracować tylko żyć z zasiłków na koszt pracujących. Ich coraz bardziej się boją Francuzi, Niemcy i inni. Natomiast Polacy pracują, płacą podatki, tam budują dobrobyt, drogi, koleje, lotniska, szpitale i to za mniejsze pieniądze niż autochtoni. Tam pucują podłogi, myją okna, gary z kiepskim, zdegenerowanym wykształceniem uniwersyteckim. Fajne? Nie! Teoria spiskowa? Nie, skądże. To się właśnie dzieje, tylko trzeba chcieć to dostrzec i zadać sobie pytanie: Dlaczego? Komu to ma sprzyjać? Dla czyjej korzyści się to dzieje? Dla kogo ktoś to robi? Jeśli z głupoty, to skąd wzięto na tak wysokie stanowiska w resortach tylu nierozgarniętych i dlaczego? Czyżby protegowani?

Nie można nie zadać takiego pytania, bo trzeba by zwątpić w własną inteligencję. Nie jest to prawdą? Oczywiście, że tak. Proszę zapytać nauczycieli począwszy od stopnia podstawowego po nauczycieli akademickich, po tytularnych profesorów belwederskich. Od lat skarżą się na programowaną degeneracje szkolnictwa przez nierozważnych reformatorów i tych, co bez zastanowienia zmiany zatwierdzają lub czynią to specjalnie. To nie jest błahostka. To jest troska rzesz nauczycielskich i nie tylko nauczycieli o przyszłość naszego kraju w przeciwieństwie do sabotażu reformatorów.

Zniszczono nam wędki, może kiepskie, ale własne i odbiera się możliwość zrobienia własnej wędki. Teraz będziemy tuczyć innych. Przypadek?

Marek Morawski

Jest jedną z najważniejszych instytucji wpływających na bieżący przekaz informacji lub zmanipulowanych informacji społeczeństwu. Aktualnie nie ma prawnych zabezpieczeń przed przejęciem tej instytucji w całości i podporządkowanie sobie. Wystarczy tylko, by prezydent odrzucił sprawozdanie KRRiT i Rada ulega rozwiązaniu. Kolejną Radę można powołać z ludzi spolegliwych prezydentowi lub dowolnej partii.

W tym momencie kończy się jakakolwiek demokracja lub to, co miało być demokracją. Rozpoczyna się dyktatura kształtowana przez media sterowane przez nowo powołaną Radę. Niezwykle prosty kruczek prawny i cały mechanizm demokratyczny bierze w łeb. Bierze, bo miał brać. Po to tak właśnie zmanipulowano przepisy prawne, po to tak utworzono pozornie demokratyczne prawo. Stworzono ułomne prawo. Zostawiono furtkę do wywalenia demokracji w majestacie prawa. Do sprokurowania antydemokratycznej katastrofy, z wszelkimi pozorami legalności.

Kto ma media, ten ma władzę.

A kto ma władzę, ten stworzy każde prawo, nawet najbardziej bandyckie i utrzyma ustalony przez siebie porządek prawny – w majestacie prawa czyli praworządnie. Przymiotnik „praworządny”  w żadnym wypadku nie jest synonimem „uczciwy”. System prawny wcale nie musi być etyczny. Prawidłowa gradacja stawia etykę na najwyższym poziomie, a system prawny ma bronić norm etycznych, a nie odwrotnie.

Jeżeli ustalenia prawne nie regulują tych kwestii zgodnie z hierarchią wartości, z założeniem utrzymania zasad demokratycznych, to tworzona jest przemilczana fikcja. Na tym polegają pozory demokracji. Dlatego obowiązujący system prawny jest atrapą demokracji.

W systemie demokratycznym taka instytucja jak Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji w żaden sposób nie może być zależna ani od władzy wykonawczej, ani ustawodawczej, choćby to był prezydent. Nawet jeśli nie będzie niczyjej złej woli mogą się zdarzyć okoliczności sprzyjające dokonaniu zamachu stanu. W żadnym przypadku nie wolno pozostawić takiego zbiegu wydarzeń na łasce losu. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji ma zbyt dużą realną władzę, ma ogromny wpływ na media, by można ją było wymienić dosłownie jak za pstryknięciem palcami, czego dokonano właśnie w 2010 roku. W takim wydaniu nie spełnia swojej roli absolutnie. Owszem spełnia funkcję utrzymania władzy przez konkretne ugrupowanie, konkretnych ludzi, przez kształtowanie opinii publicznej zgodnie z zapotrzebowaniem, manipulowania informacją. Na dobrą sprawę miesiącami można podawać fałszywe, nieprawdziwe informacje, utrzymując społeczeństwo w niewiedzy, w złej wiedzy. Można fałszować wybory. W pewnych krajach z pewnością fałszowanie ma miejsce. Bardziej wyrafinowane jest otumanianie oglądaczy telewizji lub czytelników preferowanej gazety przez spreparowane jedynie słuszne informacje. Skutek może być lepszy niż fałszerstwo wyborów.

KRRiT powinna być wybierana całkowicie spośród ludzi bezpartyjnych, a władza ustawodawcza i wykonawcza nie powinna mieć żadnego nań wpływu. Społeczeństwo powinno mieć dostęp do jak najbardziej rzetelnej informacji, a nie zmanipulowanej przez taką lub inną partię. Informacja ma być obiektywna i prawdziwa, a radio i telewizja realizować pożyteczne programy. Mało tego. O ile nadzór nad telewizją publiczną powinien być niezwykle istotny i szeroki, to nad telewizją prywatną również w zakresie szerzenia treści nie tylko niezgodnych z przepisami kodeksu karnego czy wykroczeń, ale kolokwialnie mówiąc z informacją nieprawdziwą, nierzetelną, nieuczciwą. Nie mogą być szerzone informacje z rozgłośni czy studiów prywatnych zmanipulowane, fałszywe, wprowadzające społeczeństwo w błąd. Nie mogą być podawane informacje niezgodne z prawdą. To wydaje się oczywiste, ale tak nie jest. Dotyczy to nie tylko fałszowania informacji o stanie państwa, o przeprowadzanych transakcjach ewidentnie niekorzystnych dla Polski, o chowaniu informacji o nieuczciwości konkretnych notabli, tuszowaniu afer, ale i ogromnej ilości faktów dotyczących ludzi czy zdarzeń stawiających rzeczywistość w całkiem innym świetle. Tworzy się wirtualny obraz, bo to przecież nie jest w żadnym przypadku rzeczywistość, nawet wirtualna. Jest to prokurowana fikcja wyłącznie dla celów politycznych w celu oszukania społeczeństwa. System prawny powinien postawić tamę takiemu mataczeniu. Wyborcy każdej opcji powinni mieć rozeznanie jak wygląda prawda, a nie obudzić się pewnego ranka i dowiedzieć, że kasa jest pusta. A władza udaje Greka. Tak nie powinniśmy się bawić w żadnym przypadku.

Jeżeli choćby tylko to się uda, to będziemy mogli powiedzieć, że znajdujemy się na początku demokracji.

Jak to praktycznie zrobić, jak zmienić przepisy nie jest moim celem. Musi zostać zmieniona zasada. To jest warunkiem zaistnienia demokracji w Polsce. Finanse Rady także nie mogą zależeć od władzy ustawodawczej czy wykonawczej. Również odpowiedzialność Rady nie może być podobnie zależna.

W przeciwnym przypadku fikcja będzie trwać, a taniec chocholi się kręcić.

Według mnie media powinny być pod kontrolą społeczną, poza wpływem partii czy jakichkolwiek lobbystów. Najwyższa pora zlikwidować korupcjogenne kręgi lobbystów. Niech nikogo nie zwiedzie gładko brzmiące słowo lobbing. Ono jest tak łagodnie brzmiące jak ostro brzmi słowo korupcja.

Władza nie należy nigdy do całego społeczeństwa, tylko do zwolenników konkretnego ugrupowania. Media natomiast muszą należeć do społeczeństwa. Nie mogą być zależne od jakiejś grupy. Społeczeństwo musi mieć rozeznanie, aby wybrać nie najbardziej zakłamanych, a najlepszych. Media w jednym ręku i to tych, co trzymają władzę nie będą nigdy za grosz obiektywne. Dlatego zasady wyboru KRRiT, sposób jej funkcjonowania musi być określony tak, by nie można było dokonać zamachu na media, a tym samym na władzę. Nie może oznaczać to braku krytyki, unikania krytyki władzy. Po to są media. Brak krytyki władzy już oznacza zależność mediów od władzy i powinno obligować KRRiT do przeanalizowania sytuacji i wyjaśnienia tworzącej się anomalii. Zresztą należy odróżnić krytykę instytucji, urzędów, sztuki szeroko rozumianej od zniesławienia, obrażania, czy posługiwania się argumentum ad hominum czego nie wolno czynić. Niestety to w ostatnim czasie jakby często się myli wielu ludziom.

KRRiT powinna stać na straży rzetelności w podawaniu informacji, ujawnianiu nadużyć, piętnowaniu wszelkich nieprawdziwych informacji włącznie do wymuszania, obligowania do umieszczania sprostowań i wyrównania ewentualnych strat. Jest to właściwie najistotniejsza funkcja obok innych, które spełnia. Reguły powinny być tak utworzone, aby nikomu nie opłaciło się manipulowanie, fałszowanie informacji. Jakże trudno ustalić takie przepisy. To przecież jak świecona woda na diabła. Prawda aniołki – politycy?

Marek Morawski

Całe życie wiedziałem, że nic się samo nie zrobi, szczególnie coś, co ma służyć nam wszystkim, obywatelom i mieszkańcom tego kraju. Nikt nigdy niczego nie daje za darmo. Demokracja to jest coś, czego się trzeba dorobić przez długie lata, w przeciwnym razie wychodzi z tego pokraka, maszkara niemająca nic wspólnego z prawidłowym oryginałem. Mało tego. Niewielu jest takich, którzy to rzadkie cudo oglądali na własne oczy, a nie nędzną imitację, podróbkę niewiele przypominająca szlachetny oryginał. Osobliwym jest to, że fałszerzy jest okrutnie dużo.

Nie można ukryć, że jest to główny powód tworzenia przeróżnych zabezpieczeń przed zakusami zamachu na demokrację i, jak to się niegdyś ładnie określało, wypaczeniami. Oczywiście takich zabezpieczeń jest sporo i mogą być rzeczywiste lub jedynie stwarzające ich pozory. W tym tkwi rzeczy sedno. W przeciwnym razie nie byłoby sensu o tym pisać.

Podstawową sprawą jest umieszczenie wszystkich atrybutów i warunków w przepisach prawnych czyli w Konstytucji, prawie wyborczym i innych przepisach okołokonstytucyjnych.

Drugą jest sprecyzowanie jakie instytucje i w jakim zakresie będą pilnowały przestrzegania demokracji. Zazwyczaj jest to maksymalnie do około 10 instytucji, powoływanych czy wyłanianych w określonym trybie i w określony sposób. Od tego właśnie zależy, czy demokracja jest demokracją, a władza demokratyczną czy tylko z wielkim zadęciem udającą ją.

Na straży ustroju demokratycznego na ogół stoją takie gremia czy instytucje jak poniżej wymienione, choć nazwy mogą być nieco odmienne:

a) Trybunał Konstytucyjny

b) Trybunał Stanu,

c) Sędziowie Sądu Najwyższego, a po prawdzie wszyscy sędziowie,

d) Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji,

e) Rada Polityki Pieniężnej,

f) Różni rzecznicy (Np. praw obywatelskich, praw dziecka, pacjenta etc.)

Instytucje te mają na celu pilnowanie porządku konstytucyjnego, uczciwości i przyzwoitości, jakości finansów, poprawności pracy urzędów, sprawiedliwości. W gruncie rzeczy chodzi o praworządność i przyzwoitość, przede wszystkim moralność. Etyka powinna być wartością nadrzędną, najwyższą, Jej winno być podporządkowane prawo. Jeżeli tę hierarchię się odwraca, to rozpoczyna się zalegalizowane bezprawie. Nie jest to praworządność, aczkolwiek sprawia wrażenie legalności. Jest to totalitaryzm, despotyzm.

Wymienione instytucje mogą swoje funkcje spełniać jedynie wtedy, gdy będą one niezależne od władzy wykonawczej i ustawodawczej, od środków finansowych, którymi dysponują na swoją działalność, od partii politycznych i wszelkich uzależnień służbowych, politycznych, osobistych. Oznacza to, że wybory tych osób lub gremiów muszą być jak najmniej zależne od partii politycznych, a na dobrą sprawę niezależne. Być może nie będzie to idealny wybór, ale może dość dobrze zbliżony do ideału. Kandydaci nie mogą być desygnowani przez partie i sami muszą być bezpartyjni. Wszelkie tryby awaryjne w celu uzupełnienia ich składu powinny być z góry przewidziane (lista rezerwowa) by dokonać tego łatwo, szybko i najtaniej. Czuwanie nad demokracją nie ma być tworzeniem kolejnej biurokracji.

Zasadą musi być uniezależnienie wszelkich instytucji, gremiów kontrolujących, sprawujących nadzór, potwierdzających zgodność decyzji z systemem prawnym i ostatecznie z Konstytucją. Nie można, nie wolno być sędzią we własnej sprawie. W przeciwnym razie grozi to sprokurowaniem systemu, których historia zna wiele od zarania dziejów. Nigdy się to nie kończyło dobrze, bo nie może. Władza jest twardym narkotykiem i trzeba zawsze o tym pamiętać.

Kilka słów.

Trybunał Stanu ma orzekać w sprawie winy lub jej braku sprawujących władzę. Skład Trybunału powinien być jak najmniej zależny od sprawujących władzę. Jak w przeciwnym razie może wyglądać rozpatrywanie jakiejś sprawy widzieliśmy na podstawie Komisji Sejmowej. Nic dodać, nic ująć. To nie o to chodzi.

Trybunał Konstytucyjny właściwie zajmuje się jakością prawa. W normalnych warunkach, tam gdzie etyka jest wysoko postawiona, wystarczą tylko dobrzy fachowcy. Jeśli natomiast są spolegliwi władzy wykonawczej, czyli etyka się nie liczy i jakość prawa też, to sposób wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego powinien ograniczać wpływ władzy ustawodawczej i wykonawczej na ten wybór.

Sędziowie. W ogromnej mierze kształtują szacunek do państwa lub jego brak. Zakłada się, że władza sądownicza powinna być niezawisła od władzy wykonawczej i ustawodawczej. Obawiam się, że są zadomowione niezbyt szlachetne praktyki sięgające czasów PRL. Jeżeli byłby nawet jakikolwiek cień podejrzenia ferowania wyroków zgodnie z zamówieniem politycznym to znaczy, że regulacja prawna jest nieprawidłowa i wymaga szybkiej zmiany. Nie może być żadnej zależności.

Rzecznicy też powinni być jak najmniej zależni od władzy. Przecież oni mają bronić obywateli właśnie przed władzą. Nie może tu być żadnych kontrowersji.

Specyficzną instytucją jest Rada Polityki Pieniężnej. Jak najbardziej powinna być niezależna od zawiadujących gospodarką narodowa. Ktoś wydaje pieniądze, ale ktoś musi mu patrzyć na ręce, aby nie przehulał całej schedy. Pilnowanie jakości pieniądza jest niezmiernie ważne, abyśmy nie obudzili się z ręką w znanym naczyniu tak jak Grecy. Żadnej taryfy ulgowej, żadnego pobłażania. Fachowość, ale i właściwa elastyczność i pilnowanie złotówki, inaczej będzie tak samo jak i z zepsutym Euro przez władze UE i jej bankierów.

Wszystkie powyższe instytucje odgrywają wielką rolę w państwie, w jego strukturach. Niewątpliwie największe znaczenie praktyczne i doraźne ma Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, o której napiszę w kolejnym felietonie.

Jeszcze raz powtarzam. Demokracja może wydarzyć się dopiero wtedy, kiedy instytucje te będą niezależne od władzy wykonawczej i ustawodawczej, pieniędzy przydzielanych na prowadzenie działalności, rozliczania z działalności. To jest tylko tyle i aż tyle. W przeciwnym razie to jest farsa, błazenada, a właściwie nazywając oszustwo. Serwuje się coś innego, a mówi że jest coś innego. Sromotnik nie zastąpi borowika, nieprawdaż?

Marek Morawski

Szanowni Państwo, Rodacy!

Rozglądnijcie się wokół siebie właśnie dzisiaj na aktualnym spotkaniu. Ile masz lat? A Twój sąsiad przy stoliku? Teraz sięgnij wzrokiem dalej? Czy to był kataklizm? Dlaczego tak wielu brakuje roczników młodych? Starych rozumiem. Już powymierali lub zostali wymordowani w wojnę, po wojnie (330 tysięcy), w kolejnych zrywach, dzięki którym jeszcze jesteśmy. Gdzie są wasze dorosłe dzieci? Gdzie te trochę starsze i dojrzewające? Nie ma ich. Dlaczego wy tutaj jesteście? Czy nie dlatego, że nie przekazaliście czegoś swoim dzieciom, może wnukom? Warto nad tym podyskutować. Warto się zastanowić jak to naprawić.

Apelujemy do Was. Ustalcie jakiś dzień dla młodych i przyprowadźcie swoich bliskich, młodych i kochanych. Przygotujcie atrakcyjny program, spotkanie, dyskusję. Pokażcie dlaczego się spotykacie i dlaczego oni też powinni z Wami być, tworzyć jedność. To nie my, wiekowi mamy się spotykać na pogaduszki. My nie musimy się przekonywać. Zbyt dużo już widzieliśmy. Teraz widzimy jeszcze więcej, zatem chcemy się spotkać i zaprotestować. Swoją wiedzą, swoim doświadczeniem mamy pokazać młodym, dlaczego istotne są wartości, które wpisują się w hasło „HONOR”, w hasło „OJCZYZNA”, w hasło „BÓG”. W każde z osobna i we wszystkie razem „BÓG-HONOR-OJCZYZNA”. Tego nie można bardziej lapidarnie ująć. To jest kwintesencja.

Za miesiąc znowu ich przyprowadźmy i poprośmy, aby przyprowadzili swoich przyjaciół. Przyszłość mają tworzyć młodzi, o przyszłość muszą walczyć młodzi, a my im musimy pomagać, my musimy zapewnić ciągłość pokoleniową, umysłową, duchową, a nie tylko reprodukcję niczym na fermie hodowlanej. To już zostało zresztą zrobione.

Nie będzie to łatwe, zatem nie może być takie spotkanie puszczone na żywioł. To my musimy zapewnić atrakcyjność, wszystko doskonale przygotować, nawet przeprowadzić próbę generalną. Ważkie akcje wygrywano dzięki doskonałemu zaplanowaniu. Ma być ciekawie, a nie nudno.

Nie możemy pozostawić młodych tylko dla telewizji. Przegrają wówczas swoje życie i swoich dzieci. Role już zostały rozdane, ale nie musimy się na to zgadzać. Oni też nie muszą.

Jest nas coraz więcej. Nie dajmy się ogłupiać i nie pozwólmy ogłupiać naszych potomków. Jak to zrobić należy właśnie do Was.

Zacznijmy działać i wygrywać!

Marek Morawski

Demokracja jest rządami ludu, a konkretnie społeczeństwa, za pośrednictwem wybranych przez siebie przedstawicieli. Stwierdzenie to jest prawdziwe w ogólnym zarysie, ale wysoce niewystarczające. Nie wystarczy również zapis w Konstytucji, że w Polsce jest ustrój demokratyczny. Jest to zbyt mało. Nawet jeśli uwzględni się przepisy wyborcze, to nie oznacza, że to będzie ustrój demokratyczny.

Demokracja, aczkolwiek tego się nie podnosi, zakłada uczciwość szeroko rozumianą. Nie może być inaczej, bowiem początki współczesnej demokracji wpisują się w czas, kiedy nikt nie tylko nie negował honoru, ale honor był immanentną cechą działacza politycznego, przynajmniej większości ugrupowań politycznych. Były to czasy, kiedy szlachectwo zobowiązywało, chłop (a nie najemnik) musiał być honorny, a rzemieślnik wygrywał wyścig z konkurencją jakością, starannością, dbałością o klienta. Wszelka nieuczciwość była ujawniana i taki człowiek przegrywał konkurencję. Każdą. Dzisiaj są inne czasy. Liczy się oszukanie, stworzenie wirtualnego obrazu będącego imitacją rzeczywistości, narysowanie własnej sylwetki najlepszej do akceptacji przez wyborców. Dobrobyt może być fikcją, byle ludzie w to uwierzyli. I wierzą. Nie wiem jak to się dzieje, bo jeżeli w portfelu mam jeden tysiąc złotych, to bez względu kto by nie mówił inaczej, nie będą to dwa tysiące. Podobnych obrazków można przytoczyć wiele. Tanieją lekarstwa przez podwyżkę, Zarabiamy więcej, otrzymując mniej, Inflacji ponoć prawie nie ma, podczas gdy podatki, paliwo, energia, opłaty rosną i to sporo. Takich abrakadabra nie brakuje. Równocześnie aferzyści popełniają czyny aferalne o znikomej szkodliwości społecznej i właściwie słusznie, bowiem tylko dzięki temu budzą czujność. Oszustwo przy sprzedaży soli to pomysłowy wynalazek, zatem sprawę umorzono. A niezapłacone podatki, to za nich zapłacą wygnani do pracy staruszkowie lub staruszki. Popracują i umrą i o to chodzi, a nie żeby jeszcze pobierali jakieś emerytury. Emeryturę ma brać człowiek 45 letni zasłużony dla reżimu. Ma sobie jeszcze pożyć i mieć za co dostatnio żyć. Spracowany zaś nie powinien się plątać po przychodniach, tylko zająć kolejkę po najmodniejszą jesionkę. Może być i z dębu, a tańsza będzie z płyty wiórowej. Wraz z konduktem i tak to będzie stanowiło sporą sumę, więc przedłużony wiek pracy przyda się na odkładanie na pogrzeb. Prawda jak to się wszystko zgrabnie układa.

Są różne ustroje. Wszystkie dziwnym trafem mają skłonność do przekształcania się w systemy totalne, autorytarne. Każda władza, nawet ta, która nieustannie szermuje słowem demokracja, demokratyczny chciałaby więcej luzu dla siebie, mniej kontroli. Z reguły demokracja jest potrzebna tylko do przejęcia władzy. Ograniczenia natomiast też są potrzebne, ale dla przeciwników politycznych. Niesymetryczność? O to właśnie chodzi.

Punktem wyjścia, szczególnie w dzisiejszym świecie określanym jako nowoczesny, jest utworzenie podstaw prawnych jakoby demokratycznych. Na to się wszyscy przeciwnicy polityczni godzą. Wszyscy wyrażają zgodę na to, by były to ustalenia ułomne, stwarzające mnóstwo pozorów demokracji i umożliwiające w dogodnym momencie bez jakichkolwiek zmian przejście do rządów de facto autorytarnych, do jednowładztwa, do władzy totalnej. O tym się nie mówi. Nikt tego nie porusza. Jest milcząca zgoda wszystkich stron. Władza. To jest dopiero opium dla zażywających jej. Wiara określana pogardliwie przez ateuszy jako opium dla ludu to zaledwie używka. Władza jest herą do kwadratu.

Oczywiście to zrozumiałe. Pretendenci do władzy w gruncie rzeczy chcą zawsze zrobić w konia wyborców, a nie kolesi, nawet z innej partii. Głoszone idee są tylko farbką. Świadczy o tym to, jak łatwo zmieniane są poglądy polityków, posłów. Zresztą często nie prezentują oni żadnych poglądów. Poglądy zaś są tym, co w danej chwili może przynieść korzyści sobie lub partii. Mało jest takich, którym przyświeca idea dobra wspólnego, polska racja stanu, nie mówiąc o dobru społeczeństwa czy bardziej patetycznie narodu. Im więcej szumu, tym lepiej. Wartości pogrzebano wraz z „Solidarnością”, może jeszcze dawniej. Działacze, jakże często znane wszystkim nazwiska, pokazali prawdziwe oblicza. Tym razem chodziło o skok na władzę i de facto kasę. Każdy, kto mógł w tym pomóc był dobry. Wierność idei, lojalność wobec walczących o zmiany to były wartości z innej epoki.

Nie jest przypadkiem, że wielu ludzi nie może się, powiem kolokwialnie, pokapować kto jest kto. W tej sytuacji wszelcy usłużni wiszący na garnuszku władzy kreują rzeczywistość wirtualną. Manipulatorzy, propagandyści, spece od mataczenia, opluwania, obrzucania błotem, ideolodzy na zawołanie, różni gorliwcy etc.

Nie jest to demokracja. Jest to oszukańczy system, na który wyrazili niegdyś zgodę wszyscy, co uchwalali Konstytucję i wszelkie przepisy okołokonstytucyjne. Jest to tak samo oszukańcze jak Konstytucja z 1952 roku przywieziona z Moskwy. Pozornie wszystko było zapisane, wszelkie wolności, prawa wyborcze, równości praw, tylko że  to nie funkcjonowało. Nie funkcjonowało tak samo jak teraz. Były to pozory demokracji, niemal doskonała atrapa demokracji. Wtedy nazywano to demokracją ludową, teraz zorientowano się, że demos to lud, zatem władza ludowa ludu brzmiałoby głupio. Pozostawiono określenie demokracja już bez przymiotnika. Tyle, że jeżeli zebrę nazwie się koniem, to choćby ją przemalować, to koniem nie będzie, tym bardziej, jeśli to samica.

Dlaczego nie ma demokracji, dlaczego jest ułomna, to wykażę w dalszych tekstach.

Marek Morawski

Chciałbym dożyć czasów, kiedy będę mógł pójść do klubu jakiejś partii tylko dlatego, że dyskutowany będzie problem istotny dla mojego kraju, Polski, ważny dla jego mieszkańców i nikt mnie nie wyzwie od pisiora, platformersa czy jakkolwiek inaczej. Obecni zechcą mnie wysłuchać, będą polemizowali lub się ze mną zgodzą, a po spotkaniu prowadzący wszystkim podziękuje za głos w dyskusji. Wnioski zostaną zapisane, by po wielu takich spotkaniach dokonać kompilacji i przedstawić propozycje rozwiązań na najwyższym forum. Aby nikt nikogo nie opluł, nie wyzwał, nikomu nie naurągał. Aby powstała jakaś wersja rozwiązania pewnego problemu. Z innego klubu, innej partii pojawi się inna wersja. Będę wiedział, że społeczeństwo zostało zapytane o opinię, a nie posłane do przedszkola.

Przez to, że mój sąsiad ma odmienne spojrzenie na jakąś kwestię to nie staje się moim wrogiem. To byłby absurd. Ja go lubię i nie chce się z nim kłócić, ale nie chcę też zmieniać swoich poglądów. Po prostu on inaczej myśli o wystawianiu recept niż ja, ale razem pójdziemy na spacer, na kawę czy piwo, nasze dzieci będą wspólnie się bawić w jego lub naszym mieszkaniu. Nie stajemy się wrogami, bo nie jesteśmy. Nie może nas poróżnić długość recepty, bowiem i on i ja chcemy tego samego czyli dobrej ochrony zdrowia i to jest wspólnym celem. Podobnie traktować należy każde zagadnienie. Proste?

Tylko w dyskusji można znaleźć dobre rozwiązania. Cóż z tego, że wnosi dany temat ta czy inna partia. Pytanie ma brzmieć czy jest to dobre rozwiązanie, czy może być lepsze, czy służy społeczeństwu, czy jest dobre dla Polski? Złe pytania? Przecież pora skończyć pokazywać gest Kozakiewicza tylko dlatego, że propozycja pochodzi od chłopców w krótkich, czerwonych majteczkach, a nie od chłopców, też w krótkich majteczkach, ale zielonych. Można by znaleźć jeszcze chłopców w majteczkach innego koloru. Obserwując aktualny sposób prowadzenia dyskusji można odnieść wrażenie, że chłopcy już dawno wyrośli z tych kolorowych gaci, ale zachowania nie zmienili. Niektórym brzuchy porosły jak bębny, innym już prawie wypadły zęby od wykłócania się, a nadal zachowują się jak chłopcy. Po takich dyskusjach tylko zajadłość pozostaje i zaniedbane kwestie do rozwiązania, do naprawienia, do uratowania, do uproszczenia, potanienia.

Powtarzam pytanie: Dlaczego nie potrafimy dyskutować jak dojrzali ludzie, a nie jak młokosy lub stetryczali starcy, uparte osły lub przesiąknięci nienawiścią funkcjonariusze partyjni lub bezpieki?

Dwie odpowiedzi znam. Dla nich nie jest istotna polska racja stanu. Ważne są inne cele.

Drugą odpowiedzią jest, że nie umiemy. Nikt nas tego nigdy nie nauczył w całym okresie kształcenia. Nie nauczył również w okresie działalności społecznej, politycznej czy jakiejkolwiek innej. Przez dziesiątki lat była jedna racja, jedna „prawda”, jedna gazeta, jedna telewizja, jedna partia, jedna tajna bezpieka.

Nie czuliśmy się upodmiotowieni jako społeczeństwo. Nadal się nie czujemy. To nie chodzi o władzę. Nie chodzi o poczucie sprawowania władzy. To nie jest upodmiotowienie. To jest patologia. Z jednej strony poczucie przewagi nad innymi, z drugiej odczucie zagrożenia. To jest poczucie siły i strachu. Upodmiotowienie to poczucie wolności, możliwości wypowiadania się, nieograniczonego wyboru, przynależności do społeczności, kraju, narodu. To brak odczuwania zagrożenia. Nie boję się!!!

Przez lata wisiało nad nami zagrożenie, niepewność. Dominowała propaganda i propagandyści. Karmiono ludzi czymś nierealnym. Nie dyskutowano z ludźmi tylko narzucano rozwiązania. Tak ma być, a wy się i tak nie znacie. Wasza wola się nie liczyła i nie liczy. Tu jest przepis, procedura, ustawa. Wykonać! Tak było za czasów niemieckiego okupanta, potem NKWD, UB czy SB. Teraz też nie widać dyskusji tylko dyktat. Tak ma być, bo tak ma być.

Dyskusji nie ma. Koalicjanci dyskutują bez dyskusji. Zresztą nie wiadomo o czym. Przedmiot hipotetycznej dyskusji ich personalnie nie dotyczy, bo układającym się stronom nie będzie na przykład groziło 850zł emerytury. Przykładów można mnożyć.

Nie umiemy jako społeczeństwo dyskutować. Jak zazwyczaj bywa do celu można dojść różnymi drogami. Są drogi dłuższe i krótsze, wygodne i trudne, bezpieczne lub nie. Należy wybrać drogę najbardziej optymalną. Tymczasem proponowanie rozwiązania nawet niewiele odbiegającego od strony przeciwnej jest uważane jako obraza majestatu. Skąd ten majestat się bierze, jeżeli najczęściej nie ma żadnych podstaw, by nawet mieć jakiekolwiek doń pretensje?

Brak rzeczowości, brak dyskusji umieszcza nas gorzej niż w epoce kamienia łupanego. Brak wiedzy, rozeznania, brak dojrzałych koncepcji rozwiązania trudnych problemów. Pojawia się za to jakże często wykształciuch z zdegenerowaną wiedzą, z zaliczonymi etapami kształcenia z woli niekompetentnych biurokratów. Pamiętacie może ten kawał, który nie był kawałem. Telefonuje do rektora I sekretarz PZPR i pyta: Towarzyszu rektorze, a na którym to jestem już roku?

W takich warunkach nie dyskutuje się nigdzie na świecie. Nigdzie na święcie nie dyskutuje się tam, gdzie nie ma wolności lub jest bardzo ograniczona wolność słowa. Nie ma dyskusji tam, gdzie jedyna racja jest racją propagandy – zmanipulowana informacja. Lata całe taka koncepcja dominowała. W jaki sposób ludzie, nawet ci pozytywnie aktywni, nauczą się właściwych wzorców? Nie ma takiej możliwości.

A może jest zupełnie inaczej. A może jest to celowy brak przejrzystości polityki, co nam nasuwa uzasadnione podejrzenie, że tu chodzi o zupełnie coś innego niż jest prezentowane w publicznej dyskusji. Może jest to dyskusja na pozorowany temat, temat atrapę, parawan przeznaczona dla mnie tak, aby spowodować we mnie wytworzenie określonej reakcji? Bo przecież dyskusja na pozorny temat musi być dyskusją pozorowaną, a więc kompletnie niewiarygodną. A może przyczyną mojej nieufności jest stale odczuwany brak upodmiotowienia mojej osoby.

Pora rozpocząć kreować nowe, pożyteczne społecznie wzorce. Pora nauczyć się dyskutować, wymieniać myśli, tworzyć wspólne rozwiązania dla dobra nas wszystkich. Różnica poglądów nie może być powodem wrogości. Nie może dominować argument siły, a siła argumentu. Jakże to wydaje się łatwe i uczciwe!

Marek Morawski

To nie jest żart. Nie jest też retoryczne pytanie. Nie jest kreowaniem teorii spiskowej z prostej przyczyny. To są fakty. Rzeczywistość! Dotyczy wszystkich szczebli nauczania. Degradacja się już dokonała i nadal się pogłębia według zaleceń centralnie ustalanych. Pytanie zatem nie jest bezzasadne.

Określenie jest drastyczne. Nie ma innej możliwości. Jeżeli ktoś ma choć trochę oleju w głowie, to nie może tej porażającej sytuacji inaczej opisać tylko jako wynik niebywałej głupoty reformatorów albo nieprawdopodobnego sabotażu przeciw Polsce, przeciw młodym, przeciw przyszłym pokoleniom. Ktoś to akceptuje, zatwierdza, ustala. Nie będę snuł tego wątku. Każdy sam może dookreślić sobie taką sytuację.

Marna edukacja. Strzał w młode pokolenia, w ich aspiracje, ich przyszłość. Kiedy pomyślę jeszcze o lecznictwie, ustawie refundacyjnej, do tego proponowanym wieku emerytalnym 67 lat. nie mogę nie pomyśleć o pokoleniach starszych. Może to jest przypadkowa zbieżność. Do tego oświadczenie Min. Rostkowskiego, że nas, Polaków będzie o naście milionów mniej, a pojawią się muzułmanie niepolscy (po co – by rozsadzić kraj?) to wnioski proszę sobie wysnuć samemu. Przypadek?

Proszę zważyć, że ta programowana zapaść szkolnictwa następuje wcale nie po jakimś wzlocie edukacyjnym, lecz po od dawna obniżającym się poziomie. Już 25 lat temu często absolwenci szkół podstawowych nie potrafili płynnie czytać po polsku. Nie uwierzyłbym, gdybym sam się nie zetknął z taką sytuacją. Wielka szkoła. Ponad tysiąc dzieci. Zgroza.

Teraz ta mizeria edukacyjna przesunęła się na wyższe poziomy. Promocję do następnej klasy można otrzymać za niewiedzę. Istne dziwo, curiosum. Brak wymagań.

Pamiętam ludzi starszych pokoleń, którzy uczyli się jeszcze przed II Wojną. Wręcz fascynowała mnie ich wiedza. Oni znali, pamiętali to, czego się nauczyli w szkole średniej zarówno z przedmiotów ścisłych jak i humanistycznych. Do tego łacina, greka oraz język (czasem dwa) nowożytny, którymi mówią. I przeżyli maturę! Mimo wymagań. Nic im się nie stało. Wręcz odwrotnie. Patrząc na współczesnych maturzystów trudno uwierzyć, że zdali maturę. Przedwojennej by nie zdali.

Szkolnictwo powojenne realizowane było według politycznych zaleceń programowych. Dzisiaj, nie wiedzieć po co, również ustala się sztywne polecenia programowe, a nie pewne minimum minimorum, które musi być spełnione. Nakłada się kaganiec, którego nie lubi ani młodość kształtowana w procesie dydaktyczno-wychowawczym, ani dydaktyka, która powinna mieć horyzonty otwarte tak szeroko jak tylko to możliwe. Nie cierpi tego również nauka ze swej istoty, której zadaniem jest odkrywanie tego, co jeszcze nieodkryte, pogłębianie tego, co można zgłębić, sięganie tam, gdzie wzrok nie sięga.

Problem jest niesłychanie istotny. Być albo nie być naszego kraju, przyszłych pokoleń, miejsca w peletonie ludzkości. To miejsce w tej chwili oddaje się walkowerem. Nie wierzę, że nieświadomie. Trudno uwierzyć w niebotyczną głupotę, bowiem od razu ciśnie się pytanie, jakie to kiepskie umysły kształtują przyszłość młodych ludzi? Dlaczego odbierają im możliwość sięgnięcia po najwyższe trofea? Nie chcę wierzyć, że to głupota. Prędzej cynizm. Po co ludzie pseudowykształceni? Rozwiązywanie testów nie jest wiedzą. Nie da podstaw przyszłym noblistom. Nie da podstaw nawet poślednim fachowcom. Owszem, każda metoda zdobywania wiedzy jest dobra. Nie może to być tylko jedna narzucona droga, która powoduje obniżanie poziomu nauczania. Kpina, śmiech na sali, robienie w konia młodych, okłamywanie ich rodziców. Również zadręczanie nauczycieli, którzy mają świadomość czynienia ogromnej dywersji w społeczeństwie, szczególnie tym, którzy nie dopchają się ani nie zafundują sobie studiów na zagranicznych uczelniach, gdzie rzetelna wiedza jest jedynym kryterium. Nie chodzi o tych kilka procent sportowców czy innych, którym daje się swoisty handicap w szkołach amerykańskich. Chodzi o tę kolosalną większość, która musi w mozole, rezygnując z przyjemności lekkich studiów zdobyć nie inną, ale solidną wiedzę.

Trudno uwierzyć, że maturę można zdać posiadając tylko 30% potencjału wiadomości. Przy egzaminach bez przerwy się manipuluje i cały wysiłek skierowany jest na to, by bez koniecznych wiadomości do dalszej nauki przepchać całe tłumy młodych ludzi. Tylko po co? Po to, by gdzieś w przyszłości ten człowiek rozbił sobie nos jako nieuk, czy aby przyszły pracodawca przyjął niekompetentnego człowieka? Poprawność polityczna – ośla! Ta fikcja nie jest nikomu potrzebna. Chyba tylko niekompetentnym urzędnikom w resortach. Kompletny absurd.

W Polsce podjęto starania uczenia niczego nie ucząc. Studenci nie tak rzadko nie potrafią czytać, pisać, mówić. Kiedyś analfabeci też się podpisywali stawiając krzyżyk przy wskazanym przez kogoś nazwisku. Tyle, że się nie uczyli latami. Teraz stawiają krzyżyki na testach. Ważna jest nie wiedza, tylko swoista spekulacja, kalkulacja, która pozwoli zaliczyć test, ale nie posiąść wiedzę, nauczyć myślenia. Odbiera się tym młodym dokonanie rzeczywistego awansu, serwuje jakąś zadymę bez znaczenia i nazywa to wykształceniem. Mało tego. Odbiera się tym ludziom dumę pozbawiając ich rodowodu, tego zaszczytnego, honorowego miejsca w swoim społeczeństwie, w Europie, do której tak często się odwołują hochsztaplerzy przeróżnej maści, jak to się mówiło kilkadziesiąt lat temu. Zresztą maść jest w gruncie rzeczy ta sama, tak samo jak niegdyś zakłamana.

Trudno uwierzyć, że taki bubel wymyślili ludzie z wykształceniem, cenzusem naukowym, tytułami. Już to daje świadectwo temu systemowi pseudowykształcenia. Cóż są ważne najwyższe tytuły, jeżeli ich nominat nie ma szlifu człowieka wykształconego, rozumiejącego, rozróżniającego prawdziwe wartości od bylejakości, pseudowartości. W ten sposób tworzy się wykształciuchów, a nie ludzi z otwartą głową, umiejących samodzielnie myśleć, wnioskować, podejmować decyzje? Przecież nie chodzi o ludzi posiadających papierek, dyplom, tylko mądrość w głowach, a nie sieczkę. Dlaczego tych ludzi męczyć? Po to, by pochwalić się, że tyle to a tyle wydano dyplomów wyższego wykształcenia? Kolejny wyścig i rywalizacja papierkowa w UE jak niegdyś w RWPG. Kolejny absurd logiczny i ekonomiczny. To nie pokaz piękności. Piękne umysły różnią się od pięknej urody. Efekt szkolnictwa to trofea w nauce, na forum międzynarodowym. To postawienie uniwersytetów na takim poziomie, by walczono o ich dyplomy na całym świecie. MIT, Harward, Yale, UC Berkeley, UCLA i sporo innych uniwersytetów nie obniżą poziomu. Nikt tego zresztą nie wymaga, bo byłby szkodliwym idiotą i sam się ośmieszył. Kiepski uniwersytet jest tylko marną przechowalnią leniwych i mniej bystrych. Renomowane szkoły i uniwersytety to zaszczyt i duma. Te trzeba hołubić, a nie niszczyć tego, co dobre.

Nie wolno reformować edukacji i jeszcze mówić o jej polepszaniu przez obniżanie poprzeczki. Szkolnictwo jest delikatną materią. Taki numer jeszcze się nikomu nie udał. Owszem siepacze nigdy nie potrzebowali solidnego wykształcenia, bo i po co, a dzieci notabli były wysyłane do renomowanych szkół zagranicznych.

Załóżmy jednak, że to nie głupota, tylko świadome działanie. Oznacza obniżenie kształcenia do absurdalnie niskiego poziomu. Testy nie nauczą rozwiązywać zadań ani z matematyki, ani z fizyki czy chemii, co jest potrzebne ludziom do funkcjonowania na wyższym poziomie, rzeczywiście wyższego wykształcenia. Wielu maturzystów nie umie dobrze czytać, pisać, rozumieć przeczytany tekst. Mówić też nie potrafią, poza uproszczoną mową meneli, składającą się z kilku znanych słów o różnych przedrostach lub przyrostkach oddzielanych znanym, uniwersalnym radosnym słowem. Zresztą próbki tej mowy słyszymy nie tylko na ulicy, ale bywa przy okazji ujawnienia się afer. Ludzie z takim poziomem rządzą nami. Nikt ich nie eliminuje, bo i po co, jeżeli poziom wykształcenia przyszłych absolwentów dostosowuje się do nich. Nikt im nie podskoczy. Prawda Bodzio?

Nie jest znana oficjalna przesłanka obniżania poziomu wykształcenia. Można się tylko domyślać. Jest kilka tez, ale każda na dobrą sprawę jest przeciw Polsce, szczególnie, że najbardziej drastycznie ruguje się przedmioty takie jak język polski czy historię, wiedzę o świecie współczesnym. To nie jest przypadek. Polska nie jest małą wysepką na Pacyfiku, której mieszkańcy wybrali sobie jako język urzędowy francuski czy angielski. Jest 38 milionowym krajem w newralgicznym miejscu Europy. Takie posunięcia nie są nieznaczącym gestem. Są wielce znaczącym sygnałem dla służb dyplomatycznych i wywiadów wielu krajów. Niech się nikomu nie zdaje, że jest inaczej.

Nie jest uprawnione prymitywne stwierdzenie, że pewne przedmioty nie są potrzebne. Oczywiście, że są, tylko nie można mieć klap na oczach. Zresztą w miejsce tych przedmiotów nie uczy się języka na przykład angielskiego na poziomie native language. Coś się wyrzuca nie dając nic w zamian. Taki absolwent może być tylko przedmiotem cichych kpin za granicą, bo nie będzie ani fachowcem, ani nie będzie miał poczucia dumy z pochodzenia, ze swego dziedzictwa, co jest niezwykle liczące się w świecie. Musi się wiedzieć kim się jest. Nikt bez charakteru, bez wiedzy, bez dumy i godności ze swej przynależności nigdzie nie jest poważany. Będzie tylko jak to określają sami Niemcy czy Anglicy, zakichanym Niemcem, Anglikiem czy kimś tam, kogo udaje.

Obniżanie poziomu wykształcenia może tylko wynikać z głupoty lub celowych działań przeciw Polsce, przeciw Polakom. Jedno i drugie jest tragiczne. Zważmy, że jesteśmy 20 lat po odzyskaniu suwerenności. Należało się spodziewać budowania szkół, programów, by wyżyny wiedzy, trofea naukowe, nie były czymś niedostępnym. Tak jednak nie jest. Nie trzeba lepszego dowodu zaprogramowanej degradacji szkolnictwa. Najwyższa pora radykalnie odwrócić ten hańbiący trend.

Marek Morawski

Jest to fundusz należący do wszystkich ludzi tworzących Naród. Nie jest to państwowy fundusz. Ten fundusz powinien być we władaniu społeczeństwa, ale tak nie jest. On jest w rękach urzędników sowicie wynagradzanych, lepiej niż większość lekarzy w przychodniach czy szpitalach. Do tej hurmy dochodzi jeszcze tłum urzędników Ministerstwa Zdrowia. Obsiedli oni Fundusz Zdrowia niczym dojną krowę. To mleko miało być na leczenie pacjentów, ale zbyt wielu przyssało się do tego cycka. Przepływają więc krociowe pieniądze, nasze, narodowe pieniądze na wytwory urzędniczej fantazji. Co kilka dni lekarzy atakuje nowelizacja ustaleń. Pacjenci czekają w kolejkach, a lekarze muszą czytać absurdalne postanowienia, by po kilku dniach zapoznawać się z ich zmianami. Częsta zmiana przepisów oznacza, że te przepisy są całkowicie zbędne, nikomu nie potrzebne oprócz biurokracji.

Nic dziwnego, że coraz częściej słyszy się – czego nigdy nie było – NIGDY – głosy o zamiarach odejścia z zawodu lekarzy o 20 letnich stażach. Niech mi ktoś wskaże państwo na świecie, które tak jest rządzone.
Narodowy Fundusz Zdrowia czyli nasz, obywateli. Nadzór nad nim powinni mieć obywatele, by opłacić za te pieniądze swoje leczenie, zadbać o swoje zdrowie. Winni to być nie fryzjerzy, nie ludzie bez wykształcenia, ale fachowcy, lekarze, finansiści, ekonomiści. Do tego z doświadczeniem i otwartą głową, by nie wygenerowali jeszcze czegoś gorszego niż jest. Model działania winien być wypróbowany na fragmencie służby zdrowia. Jednym szpitalu czy jednej gminie. Po zweryfikowaniu albo poprawiony, albo wyrzucony. To jest tańsze niż zabawa na 40 milionowej ludności. To jest ekonomia, to jest logika ekonomii. Lecznictwo powinno być zorganizowane bez zbędnych, kosztownych przybudówek. Droga do lekarza powinna być jak najkrótsza. Trzeba ścigać nieuczciwość, ale na Boga nie sprawdzać długości papierka na recepty. To kuriozalne, śmieszne, wręcz błazenada. Jeżeli pojawiają się recepty fałszywe lub nieprawnie wypisane, to ścigać, a nie tłumaczyć małą szkodliwością. Żadne przestępstwo nie jest małą szkodliwością. Jest wielką deprawacją, Przyzwolenie na mała szkodliwość oznacza pojawienie się wielkiej szkodliwości. To tylko kwestia czasu. Wtedy zło zostało już uczynione, a mleko rozlane szeroko.

Marek Morawski

Ta od dawna znana maksyma nic nie straciła na aktualności. Nie przywołuje się jej często, bo to przecież już historia. To, że niezwykle trafna. Przecież to nie ma znaczenia dla politycznie poprawnych. Mówi się to, co ma być powiedziane, a nie to co, jest zgodne z rzeczywistością. Maksyma Hegla, ulubiona przez komunistów nie traci na aktualności. Jeśli rzeczywistość nie zgadza się z teorią, tym gorzej dla rzeczywistości. Zresztą nie ma to znaczenia dla tych, co odrzucają historię, naukę, wychowanie, zasady.

Sądzeni są kibice. Trzydziestu kilku. Młodzi ludzie. Na pewno wychowani, ukształtowani w tym niepodległym dwudziestoleciu. Teraz sądy tej rzeczywistości sądzą ludzi, młodzież tej rzeczywistości. Czegoś tu nie rozumiem. Komentarze dzisiejszych dziennikarzy, reporterów są obwiniające właściwie cała społeczność kibiców. Pokazuje się „ustawki” kilkusetosobowych grup. Wydźwięk jest rozszerzający. Zadaję pytanie: Dlaczego tak się stało? Kto zepsuł proces wychowawczy? Czy nie czasem reformatorzy szkolnictwa, reformatorzy metod wychowawczych i media dające głównie młodym wzorce zachowań? Teraz owoce swoich działań – młodych kibiców – stawia się z triumfem przed sądami. Dumna policja, prokuratorzy złapali sprawców. Pytam się: Dzięki komu oni trafiają przed oblicze sędziów? Kto spowodował degradację młodych? Dlaczego ogromne grupy młodzieży nie mają poszanowania dla wyższych wartości? Nie do końca na szczęście. Są lojalni wobec siebie, wierni prawdzie, nie lubią kłamstwa, zakłamania. Obawiam się, że są tacy, którzy powinni zacząć się bać. Procesy pokazowe nie rozwiążą tego. Pora grać w otwarte karty.

Najwyższa pora zacząć naprawiać to, co zepsuto kolejnymi reformami szkolnictwa wszystkich szczebli. Należy odsunąć biurokratów, urzędników, ludzi ograniczonych od wychowania, nauczania i jak najszybciej naprawić szkolnictwo, procesy wychowawcze. Nie jest dobre to, co modne, ale to co skuteczne, co przynosi plony. Nie odkrywam nic, o czym nie wie niemal każdy nauczyciel od podstawówki po uniwersytety. Najwyższa pora nauczyciele przestać milczeć, zacznijcie wołać. KRZYCZEĆ. Tracimy kolejne pokolenia. Teraz jako efekt swych poczynań reformatorskich zaczyna się młodych wsadzać do kryminału. Chyba nie o to chodziło. Nauczyciele, posłowie wzywam do odwrócenia tego trendu, póki jeszcze nie jest za późno.

TAKIE BĘDĄ RZECZPOSPOLITE JAKIE ICH MŁODZIEŻY CHOWANIE –  Jan Zamojski.

Marek Morawski

Kolejna afera monstrualnych rozmiarów. Amoralnych!!! W Wielkopolsce wykryto dwie bandyckie firmy. Być może, że i w innych rejonach Polski też są takie firmy, których celem jest kasa za cenę życia. Niech nikomu się nie wydaje, że taki zbir nie wie, że żółtka są doskonałą pożywka dla wszelkiego rodzaju bakterii i grzybów. Oznacza to, że produkował taki susz z zbutwiałych jaj z zamiarem zabicia bliżej nieokreślonej liczby ludzi. Susz z żółtek produkuje się po to, by ograniczyć możliwość zainfekowania żywności z świeżych jaj. Nie ma dowodu, że ktoś umarł? Należy złożyć, że tak właśnie mogło się stać. To nie może być darowane, mecenasi zła. Nawet jeśli sumienie macie za nic.

Pora oczyścić tę stajnię Augiasza, którą jest Polska. Stajnię tworzy również jej personel, którym są adwokaci, prokuratorzy, sędziowie, władze polityczne, policja, służby specjalne, które przymykają oko na takie horrendalne przekręty. Przyzwolenie, by coś takiego się działo.

Nie ma niezgody społecznej na korupcję, przekręty, bylejakość, brak procedur. Jest totalne przymykanie oczu na szambo, które się rozlewa szeroko.

Po wielu latach jajeczna afera wydostaje się na światło dzienne. TO SĄ JAJA. TO SĄ WŁAŚNIE JAJA.

Niech ktoś wytłumaczy dlaczego dopiero teraz. Czy nie ma uczciwych ludzi? To była produkcja broni biologicznej!!! PRODUKCJA BIOLOGICZNEJ BRONI MASOWEGO RAŻENIA. Proszę wojskowych, proszę lekarzy, proszę wywiad i kontrwywiad, jeśli jeszcze taki mamy, powiedzieć, że nie mam racji. Nie, to nie chodzi o napisy na opakowaniu. To chodzi o FAKTY! To nie kawał o gościu, który zobaczył na płocie napis „d…”, pogłaskał i wbił sobie drzazgę. Produkowano siedlisko bakterii dla przemysłu spożywczego. Winno być nadzwyczajne zaostrzenie kary. To sabotaż! To zagrożenie życia, nielegalna produkcja i to broni biologicznej, oszustwo podatkowe. organizowanie związku przestępczego, dywersja wobec państwa polskiego.

Prokuratorzy doszukaliby się więcej tytułów. Jeśli zechcą.