Przeskocz do treści

Marek Kolasiński

mariasokolowskaPrzed wyborami do europarlamentu Tusk udał się na jedną ze swoich licznych propagandowych ustawek do Gorzowa Wielkopolskiego. Spotkała go tam jednak przykra niespodzianka, kiedy 17-letnia licealistka Marysia zapytało go dlaczego udaje patriotę, skoro jest zdrajcą. Speszony Tusk bąknął coś tylko o dziwnym poczuciu humoru i uciekł. Słońce Peru jest jednak osobą na tyle żałosną i małostkową, że po wyborach postanowił się na niepokornej Marysi odegrać. Tusk ze swoją świtą przyjechał więc ponownie do Gorzowa na spotkanie z uczniami i nauczycielami z liceum Marysi. Tym razem wszystko miało przebiegać bez przykrych niespodzianek. Pytania były wcześniej przygotowywane wspólnie z nauczycielami, a na spotkanie z Tuskiem nie wolno było wnosić telefonów komórkowych lub innych urządzeń rejestrujących dźwięk lub obraz. Niepokorna Marysia (fot. wpolityce.pl) siedziała pokornie w pierszym rzędzie i słuchała wywodów Tuska. Donald jednak nie wytrzymał i żeby zaprezentować swój propagandowy triumf nad 17-latką postanowił wręczyć jej na zakończenie kwiaty. Marysia kwiatów jednak nie przyjęła, a zgromadzonym dziennikarzom wytłumaczyła, że nie mogła przyjąć kwiatów od zdrajcy. Widząc jak niepokorna Marysia po raz kolejny masakruje propagandową ustawkę Donalda, do akcji wkroczyły pracownice kancelarii Tuska i przerwały rozmowę licealistki z dziennikarzami. 17-latka z Gorzowa tłumaczyła nazwanie Tuska zdrajcą jego udziałem w obaleniu rządu premiera Olszewskiego.

W 1992 roku rząd Olszewskiego pracował nad przepisami lustracyjnym, które miały doprowadzić do upublicznienia nazwisk donosicieli współpracujących z UB i SB. Rosyjskie służby specjalne, takie jak KGB, ściśle współpracowały z tymi PRL-owskimi i dlatego w Moskwie wiedziano nie tylko kto jest w Polsce komunistycznym donosicielem, ale też znano zakres jego współpracy z SB. Rosyjskie służby specjalne, które przejęły archiwa KGB, mogły więc szantażować byłych tajnych współpracowników SB tym, że upublicznią kompromitujące fakty z ich przeszłości i w ten sposób pozyskiwać ich do współpracy. Przygotowywana przez rząd Olszewskiego lustracja miała więc zapobiec niebezpieczeństwu szantażowania komunistycznych donosicieli przez służby obcych państw. Niestety ówczesny sejm, nie czekając na zakończenie prac nad lustracją przez rząd premiera Olszewskiego, nakazał mu pilne przesłanie listy osób figurujących w archiwach MSW jako współpracownicy SB do sejmu. Kiedy lista ta znalazła się w sejmie, ten sam sejm natychmiast odwołał rząd Olszewskiego.

policzmyDo historii przeszła scena uwieczniona na filmie "Nocna Zmiana" z narady u prezydenta Wałęsy z 4 na 5 czerwca 1992 roku. Obecny na niej Donald Tusk wypowiedział wtedy słynne słowa – „panowie, policzmy głosy” (fot. kwejk.pl) – kiedy zastanawiano się, czy uda się zebrać w sejmie niezbędną do odwołania rządu liczbę głosów. O odwołanie rządu Olszewskiego wnioskował ówczesny prezydent Wałęsa, który sam znalazł się na przysłanej liście jako tajny współpracownik SB o pseudonimie Bolek. W trakcie swojej prezydentury Lech Wałęsa zażyczył sobie dostarczenia mu teczki TW Bolka. Po zapoznaniu sie z nią odesłał ją do archiwum z adnotacją, że może ona być otwierana jedynie na wniosek prezydenta RP. Kiedy, ku swojemu zaskoczeniu, Wałęsa nie został wybrany na drugą kadencję, nowy prezydent, prawie magister Kwaśniewski, również zażyczył sobie, żeby doręczono mu teczkę anonimowego robotnika ze stoczni o pseudonimie Bolek. Po jej otwarciu okazało się, że jest ona zdekompletowana. Sprawą zajęły się organa ścigania, ale po jakimś czasie została ona umorzona. Wałęsa konsekwentnie twierdzi, że to nie on był donosicielem o pseudonimie Bolek. Jeśli więc Bolkiem był jakiś inny pracownik stoczni to wydaje się, że jego teczka powinna być dowodem niewinności Wałęsy. Po zapoznaniu się z aktami TW Bolka, Wałęsa jednak zamiast domagać się upublicznienia dowodu swojej niewinności teczkę odesłał do archiwum.

peo34aPodobną logikę zaprezentowali Rosjanie w sprawie tego, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku (fot. z sieci). Twierdzą oni, że są absolutnie niewinni, jednak dowody swojej niewinności, takie jak wrak samolotu i czarne skrzynki, zamiast pokazać całemu światu przetrzymują od ponad 4 lat w Rosji. Jeden z dowodów niewinności Rosjan, czarna skrzynka k3-63, do dzisiaj nie został odnaleziony. Dowody rzeczowe, takie jak wrak, były przez Rosjan cięte i rdzewiały pod gołym niebem przez wiele miesięcy, a z miejsca tragedii wycięto drzewa i przykryto je zwałami ziemi. Jeśli Rosjanie są niewinni to dlaczego ukrywają lub niszczą dowody swojej "niewinności"?

antonimacierewiczWiele osób uważa, że nienawiść jaką darzy Antoniego Macierewicza postkomunistyczna sitwa wynika z tego, że ośmieszył on państwo KGB-isty Putina wykazując absurdalność rosyjskiej wersji wydarzeń w Smoleńsku, czyli idiotycznej hipotezy o brzozie, która strąciła samolot i generale Błasiku, który za pomocą nadprzyrodzonych zdolności telepatycznych naciskał na pilotów. Nienawiść ta ma jednak początek znacznie wcześniej i wynika z tego, że to właśnie Antoni Macierewicz  (fot. Tomasz Adamowicz / Gazeta Polska) był ministrem odpowiedzialnym w rządzie premiera Olszewskiego za przeprowadzenie lustracji. O ile jednak premiera Olszewskiego udało się skutecznie zmarginalizować, o tyle minister Macierewicz wciąż jest ważną osobą w polskiej polityce. Dlatego zastosowano w jego przypadku starą rosyjską sztuczkę propagandową, polegającą na tym, że osoba niewygodna dla Moskwy jest bardzo brutalnie ośmieszana. W jej efekcie odbiorca automatycznie zaczyna odrzucać wszystko, co taka osoba mówi, z góry zakładając, że jest to niewiarygodne lub wręcz śmieszne. Owinięte siecią postkomunistycznych powiązań „polskie” media identyczną sztuczkę zastosowały w przypadku prezydenta Lecha Kaczyńskiego. O tym jak niebezpieczna dla prominentnych osób w Polsce jest wiedza, którą pozyskał minister Macierewicz przeglądając akta w 1992 roku świadczą słowa przełożonego komunistycznych donosicieli z SB, Kiszczaka, który kilka lat temu w jednym z wywiadów prasowych sugerował, że jak zacznie mówić to wielu osobom naszym kraju spadną z głów korony. Niestety, nigdy pewnie nie dowiemy się ilu tajnych współpracowników SB zostało przewerbowanych przez rosyjskie służby specjalne. Jedno możemy jednak z pewnością stwierdzić – na kłamstwie nie da się zbudować nowoczesnego i demokratycznego państwa.

leszeksmagowiczLeszek Smagowicz

Zdjęcia w tekście: Autor i wpolityce.pl

Nie biorę już udziału w akcji której nie ma,
Radio milczy i nikt nie widział w telewizji
Nie pisze Michnik toż to pewnie wielka ściema,
Bo bez Owsiaka akcję robić to brak wizji.

Skoro nie biorę to z pisania będą nici
Szkoda gdyż miałem już początek oraz środek
I nie napiszę, że KBW to kosmici,
Profesor Bauman był porwany przez ich spodek.

leszeksmagowicz2Nigdy więc nie mógł łapać band lub strzelać w lesie,
Z awansem na majora nic wspólnego nie miał
I nic warchołom grzebać w jego życiorysie
Czy Krzyż Walecznych od Bieruta mu polśniewał…

Filozof Bauman był od razu profesorem
Nie ma tematu o przeszłości komunisty
Każdy kto wobec takiej prawdy agresorem
Ochrzczony mianem w TVN-ie jest faszysty.

Nie ma tematu więc innego niż rozprawa
Gdzie oskarżają tych co śmią innego twierdzić
W sali panuje w czas wyroku wielka wrzawa
Gdy sędzia zamyka podsądnych miesiąc w twierdzy.

mariasokolowskaNie śmieszno w mediach tym, co byli za wykładem
Nie tryumfują wokół potomkowie towarzyszy
Sąd niezawisły niezawodnie wraz z układem
Niczym nas nie zaskoczył, teraz niech usłyszy:

Nie zamilczycie wszystkich niewygodnych faktów
Nie założycie nam na usta swoich kłódek
Będziemy burzyć mur czerwonej katarakty
Będziemy w kłamstwa wasze walić bez ogródek.

Akcja trwa, bo pęka w narodzie, czas się zmienia,
Internet jeszcze wolny jest od sądów w sieci
Rosną Marysie już polskiego pokolenia,
I tak nas przecież wszystkich nie zamkniecie!

Tomasz Poller

Pozwoliłem sobie przesłać do Rzecznika Praw Dziecka list o następującej treści:

Szanowny Pan Marek Michalak
Rzecznik Praw Dziecka

Szanowny Panie,

Pragnę zwrócić Pana uwagę na padające publicznie groźby oraz inne wypowiedzi naruszające godność i podmiotowość Marii Sokołowskiej, uczennicy Liceum Ogólnokształcącego nr. 2 w Gorzowie Wielkopolskim (osoby niepełnoletniej, a więc w świetle prawa będącej dzieckiem) oraz zwrócić się do Pana o podjęcie stosownej interwencji w tejże sprawie, łącznie z wystąpieniem na drogę sądową, zgodnie z Art. 2,3,9 i 10 Ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka z 6 stycznia 2000.

Od kilku dni mamy do czynienia z pojawiającymi się w mediach oraz popularnych sieciach społecznościowych wypowiedziami, noszącymi znamiona szykanowania, nękania Marii Sokołowskiej czy wręcz będącymi groźbami wobec niej. Sytuacja jest tym bardziej kuriozalna, że ich autorami są także przekonane o swoje bezkarności osoby znane (a więc również tworzące standardy zachowań), prominentne, będące niekiedy funkcjonariuszami publicznymi.

Przykładem szczególnie jaskrawym jest wpis na temat uczennicy z Gorzowa dokonany w sieci Twitter przez Elżbietę Igras, radną Platformy Obywatelskiej z Warszawy – Ursynowa o treści: "Osobiście dałabym za to w pysk, aż by się nogami nakryła".

W sieci Facebook znajdujemy z kolei wulgarny wpis reżysera Andrzeja Saramonowicza nazywający Marię Sokołowską „idiotką” którą należy „opie(…) tak, żeby jej szkolne kapcie spadły”.

Istotnych wątpliwości nie tylko natury etycznej, ale także prawnej, nie mogą nie budzić metody „dziennikarstwa” uprawianego przez portal Tomasza Lisa Natemat.pl. Publikacje portalu w swej wymowie wyraźnie dyskredytują Marię Sokołowską, w sposób nieuzasadniony przedstawiając ją jako osobę negatywnie postrzeganą przez środowisko szkolne. Portal przytacza całą serię anonimowych (nie wiadomo czy autentycznych) wypowiedzi piętnujących Marię Sokołowską, mających być jakoby reprezentatywnymi dla opinii ogółu koleżanek i kolegów na jej temat.

Podobne zachowuje się medium o nazwie Wyborcza.pl, cytujące rzekome wypowiedzi internautów na temat Marii Sokołowskiej, w których pojawiają się wobec niej określenia typu „naćpana panienka” (mając na uwadze niską wiarygodność Wyborczej, znanej w przeszłości z wielokrotnego podawania nieprawdy, warto zwrócić uwagę, iż nie wiadomo, czy wypowiedź przypisywana użytkownikowi sieci Facebook nie została na przykład wymyślona przez pracowników tegoż medium).

Mając na uwadze powyższe fakty, wnoszę jak na wstępie.

Z poważaniem, dr Tomasz Poller, Kraków