Przeskocz do treści

miroslawborutaMirosław Boruta

Po raz kolejny lektura najnowszego numeru „Rzeczy Wspólnych” napawa optymizmem. Oczywiście optymizm ten nie odnosi się do sytuacji w Polsce, ale do poziomu i klarowności diagnoz autorów… Wynika z tych diagnoz jedno: czas zmian już blisko, coraz bliżej.

Przeczytajmy np. takie zdania, napisane przez Bartłomieja Radziejewskiego: „Jeśli ktoś chciałby dziś zlikwidować demokrację liberalną, powinien zatem przekształcić ją w fasadę. Zamienić rządy prawa w zbiór pustych formalności, umożliwiający arbitralne wprowadzenie dowolnych regulacji. Sprawić, aby wybór polityczny stał się pozorem, poprzez rozpięcie między wielobarwnymi reprezentantami tej samej agendy, kłócącymi się – dla kanalizacji publicznych emocji – jak najgłośniej o sprawy jak najbłahsze. Zasadę równości wobec prawa obwarować tak wieloma dodatkowymi warunkami, aby skorzystanie z niej przez niższe warstwy uczynić niemożliwym. Szkoły i uniwersytety przekształcić w fabryki konformistów, bez instrumentów poznawczych pozwalających rozumieć korzyści z realnej wolności. Rozbić wspólnotę i wspólnoty na bezładny zbiór zatomizowanych – formalnie indywidualistycznych, faktycznie zuniformizowanych – jednostek. Wreszcie, podkopać materialne podstawy wolności politycznej, uzależniając dotychczas niezależnych przedstawicieli klasy średniej od jakichś możnych patronów – np. od sektora publicznego, banków, korporacji”.

rzeczywspolne12Czy trzeba czegoś więcej niż ten fragment wstępu, aby zachęcić do lektury? Jeśli trzeba, to proszę bardzo: Michał Kuź dowodzi, że  „w „państwie wolności” okryć tajemnicą lub ograniczyć prawem autorskim można już dzisiaj niemal wszystko, a media przekonują (wmawiają) zawzięcie, że młodzi ludzie, którym brakuje już kapitału i czasu na założenie nuklearnych rodzin podobnych do tych, w których sami się wychowali, wcale się nie spauperyzowali, są bowiem teraz dumnymi i niezależnymi „singlami” w „wielkim mieście”, że nie ma już wolnego rynku”, a (i tutaj odnajdujemy kolejny powód do optymizmu) „współcześni chrześcijanie ze względu na wychowanie premiujące osobistą dyscyplinę moralną i zwiększone wymagania otoczenia są więc coraz lepiej wykształceni i w pewnym sensie wręcz wpływowi”.

Piotr Gociek dostrzega to, co i dla mnie wydaje się najbardziej ważne – brak polskiej elity, wykształconej, dbającej o Polskę. Znakomicie pisze też, że „Polska jest państwem uznaniowym – by działać legalnie nie można odwołać się do litery prawa, ale do jego rozmaitych, sprzecznych interpretacji. Zwykle interpretowanych na korzyść państwa i niekorzyść obywatela. Panem sytuacji jest ten kto prawo interpretuje”. Trzecim mocnym punktem artykułu jest Bóg. Bez Niego „róbta co chceta” przeradza się w karykaturę wolności i niezależności. „Pod płaszczykiem wolności sprzedaje się nam po prostu pogardę dla innych. Jeśli to ja jestem najważniejszy to inni są mniej ważni. Skoro są mniej ważni mniej przejmuję się ich losem. Skoro mniej się nimi przejmuję, to łatwiej patrzę na ich krzywdę – bo co mnie to w sumie obchodzi, co się z nimi stanie. Jesteśmy w ten sposób manipulowani wizjami nieograniczonej wolności, która tak naprawdę jest w tej interpretacji tylko niszczącym tkankę społeczną egoizmem”.

Rafała Matyi odkrywanie pozorów wybierania kogokolwiek i czegokolwiek oraz stopniowego uchylania wartości fundamentalnych dla demokracji (Jakie są jej warunki? O czym ma rozstrzygać?) także świetnie się czyta. Szczególnie w momentach analizy partyjniactwa: „Władza, która lekceważy sprawy państwowe, pełni raczej funkcję pozoru, kamuflującego istotny stan rzeczy, i jako taka nie jest warta zainteresowania obywateli. Rebelia przeciwko niej może mieć raczej oparcie w demokracji bezpośredniej niż porządnie już skorumpowanej - przedstawicielskiej”.

To tylko trzy pierwsze szkice… z najnowszych „Rzeczy Wspólnych”, a dalej są jeszcze geopolityczne rozważania z Chinami w roli głównej, brytyjska teoria „stania z boku”, artykuł pokazujący meandry myśli  Alasdaira MacIntyre’a oraz szkic profesor Ewy Thompson o „denacjonalizacji” katów na przykładzie Katynia… I jeszcze więcej 😉

Serdecznie polecam to pismo nam wszystkim – przecież to „Rzeczy Wspólne”.

miroslawborutaMirosław Boruta

Tegoroczny, pierwszy numer „Rzeczy Wspólnych. Pisma republikańskiego” coraz bardziej zbliża nas do prawdy o „Trzeciej RP”, państwie, którego założycielską zbrodnią jednoczącą w strachu (dla PRL-u – Katyń) był okrągły stół (a jak świadczy film „Nocna zmiana” niewiele się w tej materii zmieniło). Rządy dawnej, komunistycznej nomenklatury wyposażonej w wiedzę o donosicielach i rządy niektórych z donosicieli (o ilu jeszcze nie wiemy skoro lustracja jest ciągle krępowana), dokooptowanie kilku naiwnych o „nienagannych życiorysach” spowodowały, jak pisze Rafał Ziemkiewicz w tekście „Folwark Trzeciej Rzeczypospolitej”:

„Powstaje szczególne sprzężenie w rozszabrowywaniu państwa – masy zamiast wymagać od elit, by przestały kraść, wymagają raczej, by nie przeszkadzały kraść „ludziom”. Popularność hasła walki z korupcją kończy się tam, gdzie walka ta odebrana jest jako zagrożenie nie dla oligarchów, ale dla codziennego wyłudzania świadczeń czy osiągania nielegalnych dochodów przez szarych obywateli, czego w Polsce boleśnie doświadczyło nierozumiejące powyższych uwarunkowań PiS.
W efekcie stan państwa odziedziczonego po kolonizatorach ulega zamiast poprawie pogorszeniu. Szczególnie w tych dziedzinach, które wymagają strategicznego, długofalowego planowania. Rozpada się infrastruktura, wartościowe części majątku narodowego wyprzedawane są obcym koncernom, nieodpowiedzialnie powiększane jest zadłużenie i trwonione są szanse przyszłego rozwoju. Kapitały lokowane są w inwestycjach często bezsensownych, ale takich, na których łatwiej je „przekręcić”. Fantastycznie rośnie natomiast konsumpcja, przynajmniej do momentu wyczerpania rezerw i możliwości zadłużenia, bo warunkiem utrzymania się u władzy i czerpania z niej profitów jest stałe przekupywanie wyborców”.

rzeczywspolne11Numer pisma, zatytułowany „Rządy złodziei – kleptokracja polska” otwiera omówienie popularnej na zachodzie wizji państwa jako „drapieżnego” (predator state), jak eksponuje to Bartłomiej Radziejewski: „depolityzacja i anarchizacja państwa, atomizacja i dezorientacja społeczeństwa, oraz zogniskowanie debaty na kwestiach nieistotnych – to główni przyjaciele kleptokracji”.

Dodajmy, że kleptokracja to rządy złodziei. W przypadku państwa Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego oznacza li tylko, że władcy z PO i PSL oraz ich poplecznicy wykorzystują swoją władzę do nakładania obciążeń finansowych na obywateli w celu pomnażania swoich osobistych fortun. Warto zwrócić także uwagę na teksty odwołujące się do dzieła profesora Witolda Kieżuna „Patologia transformacji” czy jego teorii o postkolonialnym charakterze „Trzeciej RP” i pasożytniczych elitach, dbających o swoje dobro.

W numerze nie brak tekstów o patologii w dziedzinie prawa, niezwykle interesująca jest rozmowa z Bogdanem Święczkowskim o armii polskiej czy artykuł Adama Radzimskiego o planowaniu przestrzennym. Na zakończenie perełka czyli analiza fundamentalnego – „oświeceniowego” – błędu teorii władzy procesualnej Jadwigi Staniszkis, której najnowszą książkę w kontekście szerszych rozważań autorki (dla wielu autorytetu z dziedziny antropologii władzy) punktuje mocno Adam Maśnica.

miroslawborutaMirosław Boruta

Najnowszy numer „Rzeczy Wspólnych. Pisma republikańskiego” – jak i każdy poprzedni – można i warto przeczytać od deski do deski, ale wybór najciekawszych tekstów, „tekstów polecanych” też nie  jest trudny. Zdecydowanie warto znaleźć czas na lekturę artykułów Przemysława Wiplera, Zbigniewa Stawrowskiego i Ewy Thompson. O przyszłości, przeszłości i sposobach wyjścia z obecnego, p(e)olskiego dołka. P(e)Olska to nie Polska, to jasne – a jak to zmienić? Może uda mi się zachęcić Państwa do lektury z pomocą wybranych fragmentów?

Przemysław Wipler w tekście „O budowaniu republiki uwag kilka – Janowi Rokicie do sztambucha” stara się zanalizować mechanizm władzy: monopol na powszechnie odbierane podatnikowi pieniądze a jednostkowo przyznawane przywileje, zwłaszcza zwolnienia od wypełniania powszechnych (z założenia) obowiązków. Kto rządzi Polską? Ci, którzy czerpią z tego korzyść: aparat biurokratyczny, jedyny interpretator legislacyjnej biegunki, eksperci-lobbyści, samorządy zawodowe, komisje egzaminacyjno-dopuszczające – beneficjenci monopolu na wydawanie pieniędzy obywateli (jak wyraziste stały się teraz problemy wyższych uczelni – autonomia to czy prywatne folwarki? – M. B.). I jeszcze jeden wątek artykułu, nie ma co stawiać znaku równości pomiędzy rządami Prawa i Sprawiedliwości a rządami Platformy Obywatelskiej (oczywiście w bardziej lub mniej trudnych koalicjach). I tu cytat o rządzie Prawa i Sprawiedliwości: „Praktyka dwóch lat trudnych, koalicyjnych rządów pokazała, że nawet w niesprzyjających okolicznościach zrobić można bardzo wiele: obniżyć podatki, zadbać przynajmniej w minimalny sposób o interes rodzin, zlikwidować najbardziej patologiczną instytucję współuczestniczącą we wszystkich opisanych wymiarach pasożytnictwa (WSI), i stworzyć nowe instytucje stojące na straży porządku życia publicznego”. Jak pisze na zakończenie autor: „Musimy się nastawić na wytrwałą, obliczoną na lata pracę u podstaw. Tylko świadomy naród polityczny podoła bowiem zadaniu budowy prawdziwej republiki”.

rzeczywspolne9Zbigniew Stawrowski powraca do pojęcia homo sovieticus („Homo Sowieticus – dezaktywacja”) i podaje typologię grup społecznych i postaw tamtych (??? – M. B.) czasów. Opisuje postawę żebraczo-złodziejską, klientów komunistycznego straganu oraz tych, którzy w tym kramie byli sprzedawcami. Odwołuje się zarówno do pojęcia osobowości autorytarnej jak i do trutni, uniwersalnej kategorii ludzi uwzględnionej już w „Państwie” Platona. Nawiązuje przy tym do wypowiedzi swojego mistrza, ks. Józefa Tischnera, którego myśli brzmią dzisiaj aż nadto współcześnie, choćby taka: „Homo sovieticus jest skłonny zaakceptować każdego proroka, który obieca mu (…) pewną nieodpowiedzialność i pewien stopień konsumpcji”. Homo sovieticushomo platformicus chciałoby się bez wahania dopowiedzieć. W artykule warto odnotować i kolejną paralelę, pomiędzy funkcjonariuszami systemu komunistycznego i funkcjonariuszami systemu lewacko-europejskiego (są sobie tak bliskie!): „decyzja, która oznaczała faktyczne porzucenie własnego kraju na rzecz zupełnie innej „ojczyzny”, pociąga bowiem za sobą oczywiste konsekwencje dotyczące przynależności do samej wspólnoty oraz wynikającej z tego obywatelskich uprawnień”.

I na zakończenie perełka Ewy Thompson „Wielka polska powieść”, szczęśliwie ten artykuł publikowany jest również na internetowej stronie pisma, wystarczy więc, że zachęcę Państwa cytatem:  „15 maja 2008 r., strona tytułowa pewnej polskiej gazety: „PO chce wykurzyć PiS”. Wyrażenie, sugerujące prymitywizm polskiej polityki, pogardę autorów dla tejże oraz nieproszoną poufałość wobec czytelnika. Prostacki, niedbały język.
Witold Gombrowicz nazwałby taki styl upupieniem. Gazeta mówi do czytelnika w ten sposób: „Jesteś chamem i prostakiem, i twoi politycy są tacy sami. Właśnie dla takich robimy tę gazetkę. Nie dla ciebie wyrafinowany sposób wyrażania się »New York Timesa«. Jesteś człowiekiem, który nie ma większych marzeń niż ucieczka na wyspy jakieś tam, ot takim typowym Polaczkiem łaknącym wysokich obcasów, który durniem pozostanie na zawsze i którego my tu staramy się trochę w chomąto politycznej poprawności wprowadzić”. Czyż nie tak rozumuje hegemon zastępczy w stosunku do już skolonizowanych?
W wywiadzie udzielonym Annie Poppek i Andrzejowi Gelbergowi i opublikowanym w „Tygodniku Solidarność“ 11 listopada 1994 r. Zbigniew Herbert mówił o zapaści semantycznej języka polskiego. Pisali o tym później Ryszard Legutko i Maciej Urbanowski („Dziennik-Europa”, 17 maja 2008 r.). Kolonialni władcy cenią i pielęgnują ludzką niedojrzałość. Chodzi o to, by skolonizowanych nie dopuścić do dojrzałości, aby zawsze musieli uczyć się u Lepszych.”