Przeskocz do treści

Tomasz Poller

Ilustracje w tekście za Wikipedią.

ministrzyca1Nie ma chyba wątpliwości, że mamy do czynienia z systemową katastrofą systemu oświaty, do której przyczyniły się w głównej mierze całe lata beztroskich patologicznych działań podejmowanych odgórnie przez ministerstwo edukacji w ramach kolejnych tzw. reform (pracując w szkole, miałem zresztą okazję ową radosną ministerialną twórczość obserwować na żywo). Przed paroma dniami w Rzeczpospolitej ukazał się gniot pod bałamutnym tytułem Na ratunek matematyce, którego głównym wątkiem są rewelacje obecnej minister edukacji, pani Kluzik-Rostkowskiej, kolejnej specjalistki od wszystkiego czyli od niczego. Powiedzmy wprost, jest to jedna z tych kompletnie przypadkowych osób, które absolutnie nigdy, przenigdy nie powinny pełnić żadnych poważniejszych funkcji publicznych, a które przez swoją szkodliwą działalność systematycznie przyczyniają się do niszczenia polskiego państwa. Pani Kluzik-Rostkowska, prezentując swoje mądrości, szuka i znajduje na poczekaniu, winnych słabych wyników maturalnych z matematyki. Oczywiście, w radosnej twórczości ministerstwa edukacji pani ministra żadnych przyczyn obecnej sytuacji nie dostrzega.

No cóż, nasza ministerka wnioskuje, że skoro z matematyką nie radzą sobie uczniowie szkół średnich, a uczniowie ci przychodzą z gimnazjów, to...
Nie, nie, bynajmniej... To byłoby za proste. Jakoś tak niefajnie pani Kluzik-Rostkowskiej byłoby zwalać cokolwiek na gimnazja. Przecież reformę z gimnazjami firmował niejaki premier Buzek należący dziś do tej samej PO, z której pochodzi premier Tusk, będący dziś szefem pani Kluzik-Rostkowskiej. Pani ministrzyca szuka winnych wśród... nauczycieli podstawówek. W tej sprawie przemawia zresztą jednym głosem z tajemniczymi ekspertami (ciekawe na czyje zlecenie ekspertyzującymi), na których powołuje się w tym samym artykule Rzeczpospolita. Owi eksperci, także szukający przyczyn słabych wyników matur, także dziwnie lekko przechodzą do porządku dziennego nad problemem patologicznych instytucji zwanych gimnazjami. Czytamy w Rzeczpospolitej: Zdaniem ekspertów to konsekwencja nie tylko pracy liceów czy techników, ale i niskiej jakości nauczania tego przedmiotu na niższych szczeblach edukacji. Z rachunkami nie radzą sobie gimnazjaliści, którzy z problemami wychodzą już ze szkoły podstawowej.
Wielce sugerująca frazeologia (jakość nauczania na szczeblach edukacji, praca liceów czy techników) nie pozostawia wątpliwości, kto tu jest winien. Oczywiście... znów winni są nauczyciele.

ministrzyca2Kluzik-Rostkowska idzie jeszcze dalej, jeszcze śmielej i winę za oblane matury zwala na... nauczycieli nauczania wczesnoszkolnego. Posłuchajmy zatem mądrości pani ministerki (które bezkrytycznie wklepują do głów czytelników dziennikarze, nie tylko resztą Rzeczpospolitej, przedrukowują to też inne przekaziory), bo mądrości te są doprawdy oryginalne, zwłaszcza, gdy chodzi o wskaanie konkretnych przyczyn porażek tegorocznych maturzystów: Minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska przyznaje w rozmowie z „Rz": problem zaczyna się już na etapie nauczania wczesnoszkolnego, czyli w klasach I–III. Jej zdaniem dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że nauczyciele na tym szczeblu edukacji nie muszą mieć kierunkowego wykształcenia matematycznego.
Nie wiem, jakąż to wyższą wiedzę matematyczną ci nauczyciele pociech obecnie 6-9 letnich muszą posiadać zdaniem pani ministry. No bo zastanówcie się Państwo: Każdy z nas taką edukację początkową przechodził. Ilu z Waszych nauczycieli w klasach I-III, a więc tych nauczycieli od nauczania początkowego, posiadało kierunkowe wykształcenie matematyczne? Za komuny zdarzali się w podstawówkach, szczególnie na tym etapie edukacji, nauczyciele w ogóle bez wykształcenia wyższego (sam na takich w szkole trafiłem) i nikomu nie przychodziło do głowy aby z tego powodu obarczać ich odpowiedzialnością za wyniki matur. Teraz przecież również, w ramach jak się to dziś nazywa nauczania zintegrowanego, jedna osoba zajmuje się edukacją dzieci w tym wieku. Poza tym: Cóż to za problem (dla ministerstwa szkolnictwa wyższego tym razem, w tym samym rządzie przecież), aby w ramach podstawy programowej na kierunku pedagogika wczesnoszkolna wprowadzić tyle a tyle edukacji matematycznej lub po prostu dydaktyki matematyki?
Ciekawe, jaką gwarancję dobrego przekazu elementarnej wiedzy najmłodszym da ukończenie przez przyszłego nauczyciela studiów matematycznych? A może w ogóle, kierując się logiką pani Kluzik-Rostkowskiej, w ramach działań na rzecz polepszenia wyników maturalnych, każdy nauczyciel klas wczesnoszkolnych powinien zdobywać wykształcenie kierunkowe z zakresu każdej dziedziny, z której wiedzę przekazuje 6-9-letnim maluchom, a więc studiując równolegle matematykę, polonistykę, biologię, geografię itd..?

Posłuchajmy dalej: – Prowadzimy właśnie badania kompetencji tych nauczycieli w zakresie matematyki. W sierpniu przedstawimy szczegółowe rekomendacje – zapewnia Kluzik-Rostkowska.
Ministerialni eksperci badają, za jakiś czas szczegółowe rekomendacje przedstawią. Hoho, jak mądrze to brzmi i jak pani ministrzyca się o edukację narodu troszczy... A przedmiotem badań są nauczyciele, którzy, kształceni tak a nie inaczej, na podstawie rządowych podstaw programowych, w celu zdobycia określonych kompetencji, nabyli... określone kompetencje. Badanie polega na... badaniu kompetencji. Tak od matur doszliśmy do badania kompetencji nauczycieli nauczania początkowego. Ale przecież możnaby również zbadać kompetencje pań przedszkolanek... które, parafrazując cytowaną przez Rzeczpospolitą opinie ekspercką, „mogą przyczynić się do powstania blokad poznawczych i emocjonalnych uczniów o niskich umiejętnościach matematycznych lub tych z grupy uzdolnionych". Pani Kluzik-Rostkowska w ramach radosnej twórczości na stanowisku szefa ministerstwa robi dokładnie to, czego można spodziewać się po tego rodzaju osobach. Czemu konkretnie mają służyć badania?
Od września 2015 r. MEN wspólnie z resortem nauki rozpocznie program „Szkoła ćwiczeń". W każdym województwie zostaną wyłowione te szkoły, które odnoszą sukcesy w nauczaniu konkretnych przedmiotów. – To w nich będą odbywać staże i uczyć się praktyki zawodu przyszli nauczyciele. Szkoły otrzymają na ten cel dodatkowe pieniądze, są na to środki w ramach budżetu unijnego 2014–2020 – zapewnia minister.

ministrzyca3A to ci dopiero! Każdy nauczyciel wie, co oznacza konieczność oddawania lekcji praktykantom. Jak zaburza to tok nauczania, jak nieraz dezorganizuje pracę, jak czasem po prostu trzeba powtarzać określony materiał... Owszem, jest to konieczność, ale karać nauczyciela masowymi najazdami praktykantów tylko dlatego, że osiąga dobre wyniki? Strzeżcie się, dobrzy nauczyciele, dobrzy dyrektorzy, strzeżcie się uczniowie z dobrych szkół. I przygotujcie się na atrakcje. Kolejne badania, wielostronicowe ankiety, wizyty kuratoryjnych, samorządowych, a może ministerialnych urzędasów, czy różnych komisji eksperckich. A potem, w ramach kolejnego etapu radosnej twórczości, o przepraszam, reformowania edukacji na wasze szkoły odnoszące sukcesy w nauczaniu konkretnych przedmiotów rozpocznie się cykl najazdów praktykantów i stażystów. Bo, jak wymyśliła sobie pani Kluzik-Rostkowska, studenci i absolwenci, dotychczas odbywający praktyki i staże w różnych szkołach, wszyscy trafią akurat właśnie do Was i to Wasi uczniowie będą dla nich materiałem ćwiczebnym.

Tomasz Poller

Pozwoliłem sobie przesłać do Rzecznika Praw Dziecka list o następującej treści:

Szanowny Pan Marek Michalak
Rzecznik Praw Dziecka

Szanowny Panie,

Pragnę zwrócić Pana uwagę na padające publicznie groźby oraz inne wypowiedzi naruszające godność i podmiotowość Marii Sokołowskiej, uczennicy Liceum Ogólnokształcącego nr. 2 w Gorzowie Wielkopolskim (osoby niepełnoletniej, a więc w świetle prawa będącej dzieckiem) oraz zwrócić się do Pana o podjęcie stosownej interwencji w tejże sprawie, łącznie z wystąpieniem na drogę sądową, zgodnie z Art. 2,3,9 i 10 Ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka z 6 stycznia 2000.

Od kilku dni mamy do czynienia z pojawiającymi się w mediach oraz popularnych sieciach społecznościowych wypowiedziami, noszącymi znamiona szykanowania, nękania Marii Sokołowskiej czy wręcz będącymi groźbami wobec niej. Sytuacja jest tym bardziej kuriozalna, że ich autorami są także przekonane o swoje bezkarności osoby znane (a więc również tworzące standardy zachowań), prominentne, będące niekiedy funkcjonariuszami publicznymi.

Przykładem szczególnie jaskrawym jest wpis na temat uczennicy z Gorzowa dokonany w sieci Twitter przez Elżbietę Igras, radną Platformy Obywatelskiej z Warszawy – Ursynowa o treści: "Osobiście dałabym za to w pysk, aż by się nogami nakryła".

W sieci Facebook znajdujemy z kolei wulgarny wpis reżysera Andrzeja Saramonowicza nazywający Marię Sokołowską „idiotką” którą należy „opie(…) tak, żeby jej szkolne kapcie spadły”.

Istotnych wątpliwości nie tylko natury etycznej, ale także prawnej, nie mogą nie budzić metody „dziennikarstwa” uprawianego przez portal Tomasza Lisa Natemat.pl. Publikacje portalu w swej wymowie wyraźnie dyskredytują Marię Sokołowską, w sposób nieuzasadniony przedstawiając ją jako osobę negatywnie postrzeganą przez środowisko szkolne. Portal przytacza całą serię anonimowych (nie wiadomo czy autentycznych) wypowiedzi piętnujących Marię Sokołowską, mających być jakoby reprezentatywnymi dla opinii ogółu koleżanek i kolegów na jej temat.

Podobne zachowuje się medium o nazwie Wyborcza.pl, cytujące rzekome wypowiedzi internautów na temat Marii Sokołowskiej, w których pojawiają się wobec niej określenia typu „naćpana panienka” (mając na uwadze niską wiarygodność Wyborczej, znanej w przeszłości z wielokrotnego podawania nieprawdy, warto zwrócić uwagę, iż nie wiadomo, czy wypowiedź przypisywana użytkownikowi sieci Facebook nie została na przykład wymyślona przez pracowników tegoż medium).

Mając na uwadze powyższe fakty, wnoszę jak na wstępie.

Z poważaniem, dr Tomasz Poller, Kraków

Tomasz Poller

Niczego nie zmyśliłem. Niczego niczym nie ubarwiam. Podaję czyste fakty:

Otrzymałem dziś (24 kwietnia) przed paroma godzinami pocztą elektroniczną (podobnie jak inni przedstawiciele dwudziestu trzech stowarzyszeń społecznych), korespondencję z Urzędu Miasta Krakowa. Korespondencja zawiera zaproszenie do wzięcia udziału w konferencji w Urzędzie Miasta Krakowa, która ma odbyć się jutro (25 kwietnia). Informacja odsyła do strony zawierającej szczegóły i formularz zgłoszeniowy. Czytamy tam, że termin przyjmowania zgłoszeń udziału w konferencji upłynął... wczoraj (23 kwietnia).

Tytuł konferencji brzmi Komisje Dialogu Obywatelskiego - iluzja partycypacji czy realna współpraca?

Na temat tego, jak wyglądają w Krakowie tzw. samorządność, dialog obywatelski oraz konsultacje społeczne (1), pisałem nie raz. Zastanawiałem się też, który absurd bardziej absurdalny: Olimpijski cyrk (2) pod nazwą "Komitet Konkursowy Kraków 2022"? Uchwały autorstwa platformersko-majchrowskich zarządów dzielnic (3), na mocy których ich członkowie przyznali sami sobie okolicznościowe medale za zasługi? Drożejąca z roku na rok spalarnia śmieci, budowana na terenach zagrożonych zalaniem podczas powodzi? A może Okrągły Stół Mieszkaniowy (4), cykl spotkań organizacji pozarządowych z lokalnymi władzami, na które owe władze po prostu nie przychodziły (5)? Dziś, jak widać, kolejny kwiatek.

(1) https://www.krakowniezalezny.pl/demokracja-po-majchrowsku
(2) https://www.krakowniezalezny.pl/olimpijskie-madrosci-platformy-i-48-milionow
(3) https://www.krakowniezalezny.pl/nowohucka-patologia-okiem-bylego-radnego
(4) https://www.krakowniezalezny.pl/dialog-spoleczny-majchrowski-miller-i-platforma-boja-sie-krakowian
(5) https://www.krakowniezalezny.pl/jak-wladze-miasta-krakowa-i-wojewodztwa-malopolskiego-konsultacje-z-mieszkancami-prowadza

Tomasz Poller

Zamieszanie wokół pomysłu igrzysk zimowych 2022 mówi niezwykle wiele na temat stanu samorządności, standardów demokracji lokalnej, czy po prostu sposobu traktowania obywateli/podatników przez władzę ponoć ich reprezentującą i dysponującą społecznymi pieniędzmi. Na problem zwróciłem zresztą uwagę w tekście p.t. "Demokracja po majchrowsku". Oczywiście zdaję sobie sprawę, iż określając krakowską patologię  ogólnym mianem majchrowszczyzny, należy oddać sprawiedliwość także drugiemu członowi panoszącej się w Krakowie koalicji, a więc antyobywatelskiej partii o iście orwellowskiej nazwie "Platforma Obywatelska".

Przyjrzyjmy się bliżej wypowiedziom przedstawicieli wyżej wymienionej siły politycznej. A trzeba przyznać, że w ciągu ostatnich tygodni z ich strony padały mądrości, zaiste, głębokie (skądinąd nieraz bezkrytycznie cytowane przez lokalne media). Zwrócę najpierw uwagę na wypowiedź radnego Tomasza Urynowicza. Radny PO, cytowany przez Dziennik Polski jeszcze 16 stycznia br. wygłosił osobliwą tezę, że  konsultacje w sprawie igrzysk jest sens rozpocząć dopiero 15 marca br. A jak ową tezę uzasadniał?

"Wcześniej nie ma o czym dyskutować - przekonuje Tomasz Urynowicz z PO. Dopiero wtedy gotowy będzie wstępny wniosek o przyznanie Krakowowi organizacji igrzysk w roku 2022. Zostanie on wyłożony w magistracie, pojawi się też w Internecie" (1).

Jak należy rozumieć to, co opowiadał ludziom radny Urynowicz, gdy twierdził, że gotowy będzie jakiś "wstępny wniosek", stanowiący podstawę do dyskusji na temat igrzysk? Zwróćmy uwagę na fakty: 13 marca (a więc dwa dni przed magiczną datą 15 marca) żaden "wstępny wniosek" nie został "przygotowany", ale złożono  wówczas oficjalny wniosek aplikacyjny w siedzibie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w Lozannie.

Otóż mądrość radnego Urynowicza daje się streścić w słowach: Przed faktycznym przystąpieniem do starań o igrzyska nie ma sensu dyskutować o tym, czy o igrzyska w ogóle warto sie starać (interesujące, że Dziennik Polski  ową kuriozalną wypowiedź o "wstępnym wniosku" bezkrytycznie zacytował, ani nie komentując, ani nie drążąc tematu). A więc w praktyce, zgodnie z logiką PO: najpierw wydajemy pieniądze na wniosek i towarzyszacy temu szum, potem wniosek składamy, uruchamiamy kosztowną machinę, wreszcie możemy oddać głos społeczeństwu.

Czy można wymyślić coś bardziej kuriozalnego niż radny Urynowicz?  Otóż, okazuje się, że można! Cytowany wyżej Dziennik Polski 30 stycznia br., a więc jeszcze przed rozpoczęciem zapowiadanej debaty na temat igrzysk, donosił:

"Posłanka Jagna Marczułajtis-Walczak, przewodnicząca Komitetu Konkursowego Kraków 2022, wyklucza jednak możliwość wycofania kandydatury Krakowa" (2).

A więc, jeszcze zanim zaczęły się zapowiedziane przez władze konsultacje na temat igrzysk, półtora miesiąca przed ową magiczna datą ich rozpoczęcia, ta sama władza zapowiada, że ze starań o igrzyska nie zrezygnuje i już!

Jeżeli ktoś myślał, że społeczna debata na ważny temat służy w Krakowie temu, ażeby  wpłynąć w jakikolwiek sposób na decyzję władz, to pani posłanka bardzo prosto z błędu go wyprowadziła. Jak wyglądają w Krakowie (i nie tylko w Krakowie) tzw. konsultacje społeczne, pisałem nie raz. Kto się sprawami miasta interesował, wie, czym były imprezy pod nazwami Okragły Stół Edukacyjny czy Okragły Stół Mieszkaniowy. Jednak podczas tych imprez dbano o jakieś pozory.

O co jednak chodzi politykom PO, kiedy zwykli obywatele nie wiedzą, o co chodzi?

Warto przypomniec, że od niemal pół roku jako podatnicy płacimy za biuro i pensje pracowników Komitetu Kraków 2022, stowarzyszenia powołanego w październiku zeszłego roku przez małopolskie samorządy. Oficjalnie komitet ma wydać w dwa lata 48 mln zł.

Na portalu kraków.naszemiasto.pl można przeczytać m.in.:

"Kto i za co pobiera wynagrodzenie? - Osoby nie pełnią funkcji publicznych, dlatego stowarzyszenie nie jest uprawnione do udostępniania takich informacji - mówi Jagna Marczułajtis-Walczak, posłanka PO i przewodnicząca zarządu Kraków 2022 ".
Dotychczas komitet zainwestował m.in. w spot reklamowy promujący ideę igrzysk w Krakowie. Interesujące, że krótki filmik zrealizowało studio wybrane bez przetargu.  Produkcja spotu oraz emisja w TVN i Polsacie w okresie świąteczno-sylwestrowym kosztowały niespełna 1,5 mln. Co dociekliwsze media zastanawiały się, ile zapłacono za emisję owej reklamy podczas relacji z igrzysk w Soczi.

I jeszcze jeden smaczek z mediów:

"Dokumenty przygotuje firma szwajcarska Event Konwledge Services. Dostanie za to 3,75 mln zł. Jeśli Kraków nie odpadnie z walki, to na konto Szwajcarów przelana zostanie kwota ok. 14,5 mln zł. Po co w takim razie komitet, skoro wniosek aplikacyjny zostanie napisany przez kogoś innego?" (3).

(1) http://www.dziennikpolski24.pl/artykul/3299202,czas-na-konsultacje-w-sprawie-igrzysk,id,t.html
(2) http://www.dziennikpolski24.pl/artykul/3322939,zimowe-igrzyska-zamiast-referendum-beda-konsultacje,id,t.html
(3) http://krakow.naszemiasto.pl/artykul/krakow-2022-zaczal-juz-wydawac-48-mln-zlotych-na-co,2185434,t,id.html

Tomasz Poller

Niedawno na łamach Krakowskiej Gazety Internetowej Pani Bożena Trzaska-Gmyrek opisała, jak z punktu widzenia zwykłego mieszkańca Nowej Huty wygląda funkcjonowanie Rady Dzielnicy 18.

http://www.krakowskagazetainternetowa.eu/index.php?option=com_content&view=article&id=481:my-i-wy-czyli-zaspakajanie-potrzeb-spoecznoci-lokalnych-w-wydaniu-rady-dzielnicy-xviii&catid=3:interwencje&Itemid=3

Jeśli chodzi o arogancję w wydaniu Przewodniczącego oraz Zarządu Dzielnicy, nic mnie już nie zdziwi, szczególnie, kiedy czytam projekty uchwał, na mocy których zabiera się pieniądze przeznaczone pierwotnie na remont chodników i przeznacza się na budowę fontanny (choć nawet nie wiadomo jak wygląda projekt, boć przecie ma się odbyć fontannowy konkurs, również za pieniądze podatnika, rzucane hojną ręką radnych). Dwa lata temu zrezygnowałem z mandatu radnego w Dzielnicy 18, podejmując decyzję w pełnym przekonaniu, że patologia, uprawiana przez Przewodniczącego Stanisława Moryca i spółkę jest nie do naprawienia, przynajmniej w tej kadencji). Chciałbym na marginesie tekstu Pani Bożeny zwrócić uwagę na kilka faktów oraz parę spraw przypomnieć.

Sprawa jest banalna

Sprawa, o którą batalię toczy Pani Trzaska-Gmyrek jest banalna. Mieszkańcy jednego z nowohuckich bloków chcą po prostu uzyskać poparcie Rady Dzielnicy dla zmiany usytuowania wejścia do klatki schodowej. Obecnie drzwi wychodzą wprost na przejazd pod przewiązką. Z oczywistych względów, szczególnie, gdy w ostatnich latach zwiększyła się liczba samochodów, grozi to wypadkiem. Mieszkańcy chcieliby mieć drzwi od nieco innej strony (architektonicznie nie ma tutaj przeciwwskazań). Dla Rady sprawa nie stanowi żadnego poważnego problemu, gdyż nie wiąże się z żadnymi kosztami oraz zająć może kilka – kilkanaście  minut. Należy przeczytać pismo od mieszkańców, przełożyć cały problem na język trzy-czterozdaniowej uchwały a następnie podnieść ręce podczas głosowania nad ową uchwałą popierającą niewielką przebudowę wyjścia z budynku. Trzeba tylko chcieć! Cóż z tego, skoro grupa trzymająca władzę w dzielnicy uznała, że problemami zwykłych szarych ludzi przejmować się nie musi.

Co obiecywali na początku kadencji?

Mówiąc o patologii uprawianej przez lokalny układ warto przypomnieć w jaki sposób układ ten zdobył władzę w dzielnicy (choć zapewne sami zainteresowani woleliby o tym nie pamiętać). Otóż Przewodniczący Stanisław Moryc oraz inne osoby stanowiące Zarząd Dzielnicy objęły swoje funkcje w wyniku umowy koalicyjnej, opartej na kilku dość czytelnych zasadach. Najważniejsze z owych zasad to: 1) niezależność pod względem polityczno-partyjnym (kandydujący na przewodniczącego Stanisław Moryc stwierdził nawet, że jest absolutnie wolny od jakichkolwiek nacisków ze strony popierającej go PO), 2) troska o całą dzielnicę wyrażająca się w sprawiedliwym podziale środków pomiędzy poszczególne okręgi, 3) swobodna debata na temat istotnych problemów mieszkańców związana w szczególności z wolnością wypowiedzi w dzielnicowych mediach (gazetka, strona internetowa oraz dodatek w prasie lokalnej). Takie warunki sprawiły, że zdecydowałem się poprzeć ową koalicję, szczególnie że zaproponowano mi szefostwo Komisji Informacji i Kontaktów z Mieszkańcami.

Co zostało z  pięknych haseł?

Cóż z tego, jeżeli nowowybranemu Przewodniczącemu oraz kilku innym osobom, gdy tylko poczuli się mocni, udało się dość szybko ustalone zasady złamać.

Obwieszczona szumnie „koalicja niezależnych” z początku kadencji niepostrzeżenie przekształciła się w koalicję którą nazwałbym śmiało „Platforma plus majchrowszczyzna w roli władzy plus naiwni w roli bezkrytycznie głosujących zgodnie z wolą tych pierwszych” (będę oględny i grzeczny, a wiec wolę użyć tu słowa „naiwni” aniżeli np. „koniunkturalni”).

Co stało się z deklarowanym sprawiedliwym podziałem środków i troską o całą dzielnicę? Posłużę się przykładem mnie najbliższym: Spośród najpilniejszych wskazanych przeze mnie inwestycji chodnikowych w reprezentowanym przeze mnie okręgu nie zaczęto zajmować się ani jedną! Przez rok swojej bytności w Radzie nie usłyszałem żadnej konkretnej odpowiedzi na pytania i zarzuty, które wielokrotnie formułowałem wobec Zarządu i Przewodniczącego z powodu niewywiązywania się z wcześniejszych deklaracji.

Czy władza nie potrzebuje kontaktu z mieszkańcami?

Realny kontakt z mieszkańcami, poważna debata i wolne media w dzielnicy? Proszę mnie nawet nie rozśmieszać! Kiedy realizując postanowienia umowy koalicyjnej zacząłem pisać o niedoinwestowaniu dzielnicy, kiedy udostępniłem dzielnicowe media mieszkańcom, kiedy oddałem głos osobom piszącym o problemach osiedli peryferyjnych czy choćby o skandalach związanych z planowaną budową spalarni śmieci, nastąpiła seria „pełnych troski” telefonów i „przyjacielskich sugestii”: „Po co te zdjęcia rozwalonych chodników, przecież my musimy robić sobie dobry PR”, „No nieeee, koleżanka z urzędu mi dzwoniła, że my takich rzeczy puszczać nie możemy”, „Trzeba delikatnie, bądźmy grzeczni, to dostaniemy od miasta pieniądze”. Szczerze mówiąc nawet nie wyobrażałem sobie, jaki popłoch wśród lokalnych układzików może wywołać upublicznione zdjęcie rozwalonego chodnika!

Kierowaną przeze mnie Komisję Informacji i Kontaktów z Mieszkańcami po kilku tygodniach po prostu rozwalono, choć nie uzasadniono tego żadnymi zarzutami. Obecnemu Zarządowi Dzielnicy głos mieszkańców po prostu jest niepotrzebny! Całkowite zaprzeczenie samorządności.

Latający Cyrk Monty Pythona w Dzielnicy 18

Dziś na stronę internetową dzielnicy albo do dzielnicowej gazetki zaglądać nie warto. Realnej, poważnej, wolnej dyskusji o problemach mieszkańców raczej próżno tam szukać. Przeczytamy za to, jak to Zarząd Dzielnicy cieszy się z własnych pomysłów, którymi chce uszczęśliwiać mieszkańców (ostatnio po kompromitacji z fontanną osoby z Zarządu zaczęły przebąkiwać że fontanna ma w ich zamierzeniu… zachwycać niepełnosprawnych). Czasem pojawi się „news” o wręczeniu przez dzieci laurki Prezydentowi Majchrowskiemu, albo złote myśli któregoś z członków Zarządu. I tym podobne brednie i bzdety. Propaganda uprawiana według najbardziej prymitywnych peerelowskich wzorów! Co ciekawe, władze miasta nie tylko nie dały więcej „grzecznym” lizusom, ale nawet nieco zabrały.

Dla mnie przysłowiową kroplą, która przelała czarę był fakt przyznania sobie przez członków Zarządu (tak, tak, przyznania samym sobie przez samych siebie!!!) medali za zasługi dla… rozwoju samorządności. Gdy uchwała Zarządu w tej sprawie zyskała poparcie większości Rady, po prostu uznałem, że patologia uprawiana przez tę grupkę osób jest już w tej kadencji nie do naprawienia. Dlatego też zrezygnowałem z mandatu radnego.

Czy w przyszłych wyborach, da się, jak chce Pani Trzaska-Gmyrek, „wyrzucić” tą całą arogancką klikę? Zo-ba-czy-my. Tak czy inaczej jestem przekonany, że osoby z obecnego Zarządu Dzielnicy – Stanisław Moryc, Józef Szuba, Krystyna Jastrzębska, Wiesława Zboroch, Mariusz Woda – nie powinny absolutnie nigdy pełnić żadnych funkcji publicznych. Podobnie jak grupka osób nie mających wiele do powiedzenia, za to bezkrytycznie podnoszących ręce w górę podczas głosowania za najbardziej niedorzecznymi pomysłami powyższej piątki.

Tomasz Poller

Z góry uprzedzam, że to nie żart, ani też nie fragment scenariusza któregoś z filmów Barei. Otóż Zarząd Dzielnicy XVIII Kraków - Nowa Huta skierował na najbliższą nadzwyczajną sesję Rady Dzielnicy 10 października projekt uchwały, w którym czytamy:

§1
Zmniejsza się środki przeznaczone na zadania:

1. Wniosek nr 1
Wykonanie koncepcji, projektów, budowa i remonty parkingów oraz remonty chodników wg wskazań Dzielnicy o kwotę – 18.000 zł (na zadaniu pozostaje kwota 7.000 zł)
a powyższe środki przeznacza się na nowe zadanie:

1. Wniosek nr 50
Fontanna na Placu Centralnym
kwota – 18.000 zł

§ 2
Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia.

To jeszcze nie koniec. Jest jeszcze ciekawiej! Jeżeli ktoś zastanawia się, cóż to za tryskające arcydzieło ma ozdobić Nową Hutę, musi się rozczarować. W uzasadnieniu projektu uchwały czytamy m.in.: Projekt fontanny zostanie wyłoniony w konkursie, na który Rada Dzielnicy XVIII przeznaczyła środki.

Nowa Huta jest największą i najludniejszą dzielnicą Krakowa, słynącą z niedoinwestowania i zaniedbania. W niektórych miejscach mieszkańcy, dochodzący do swych bloków przez błoto, czekają na budowę chodników od kilkunastu lat. Jak widać, Zarząd Dzielnicy XVIII Kraków - Nowa Huta (zdominowany przez osoby związane częściowo z Platformą Obywatelską, częściowo zaś z grupą określaną popularnie mianem majchrowszczyzny) nie traci dobrego humoru. Dzielnica XVIII zasłynęła już przed dwoma laty innym projektem uchwały, na podstawie którego osoby zasiadające w Zarządzie postanowiły przyznać same sobie medale za zasługi.

Tomasz Poller

16 września br miała odbyć się kolejna z cyklu debat zaplanowanych w ramach konsultacji społecznych zwanych krakowskim Okragłym Stołem Mieszkaniowym. Podczas debaty przedstawiciele strony społecznej zamierzali zapytać m.in. o prace Rady Miasta związane z wnioskami i postulatami wypracowanymi podczas wcześniejszych obrad i przekazanymi Radzie. Niestety Przewodniczący Rady Miasta Krakowa Bogusław Kośmider (Platforma Obywatelska), będący zresztą głównym reprezentantem władz miasta w zaplanowanych konsultacjach, nie przyszedł na spotkanie (po raz kolejny zresztą) ani też nie przysłał swojego przedstawiciela, uniemożliwiając tym samym przeprowadzenie debaty zgodnie z planem.

Ta sama debata Okragłego Stołu Mieszkaniowego miała dotyczyć ponadto programów rządowych związanych z mieszkalnictwem, dlatego też przedstawiciele organizacji społecznych przygotowali się do rozmów na ten temat z Wojewodą Małopolskim Jerzym Millerem, który również (ewentualnie reprezentowany przez swego przedstawiciela), ma być uczestnikiem obrad Okrągłego Stołu. Tymczasem, także ze strony Urzędu Wojewódzkiego, na debatę nie przybył nikt.

Zasadniczy temat debaty zaplanowanej na 16 września br., a więc problematyka Towarzystw Budownictwa Społecznego oraz byłych mieszkań zakładowych, z uwagi na nieobecność kompetentnych przedstawicieli władz również nie mógł zostać zrealizowany. Zamiast zaplanowanej debaty z władzami kilku przedstawicieli strony społecznej poruszało w swych wystąpieniach różnorakie problemy mieszkaniowe, rozmawiając także z kilkoma obecnymi przedstawicielami Urzędu Miasta.

Przypomnijmy, że celem konsultacji zaplanowanych uchwałą Rady Miasta z 6 lipca 2011 r., jest rozwiązywanie problemów mieszkaniowych a w szczególności zasięgnięcie opinii na temat głosowanych przez Radę Miasta uchwał dotyczących polityki mieszkaniowej. Niestety, z uwagi na permanentną nieobecność głównych reprezentantów władz rzeczywisty dialog w ramach zaplanowanych konsultacji okazał się niemożliwy. Uczestnicy Okrągłego Stołu reprezentujący organizacje społeczne podejrzewają także, iż wbrew przyjętemu programowi konsultacji, Rada Miasta w ogóle nie zajęła się przekazanymi jej wnioskami.

Tomasz Poller

Dnia 16 stycznia 2012 złożyłem rezygnację z mandatu radnego Dzielnicy XVIII Kraków – Nowa Huta. Istotną przyczyną tej decyzji stała się faktyczna niemożliwość realnego działania na rzecz dobra mieszkańców oraz moralna niezgoda na pewne zjawiska mające miejsce w życiu samorządu oraz rady dzielnicy.

1. Moja rezygnacja wiąże się w dużej mierze z niedotrzymaniem przez Przewodniczącego Dzielnicy XVIII oraz osoby z Zarządu Dzielnicy postanowień umowy koalicyjnej zawartej na początku kadencji oraz z ignorowaniem zobowiązań podjętych wobec Rady. W szczególności dotyczyły one: a) przejrzystości w zakresie polityki inwestycyjnej oraz sprawiedliwego podziału środków pomiędzy poszczególne okręgi, b) pełnej otwartości i rzetelności debaty na temat istotnych problemów Dzielnicy, c) niezależnego, nieupartyjnionego oblicza Rady. Niestety, zasady powyższe były od dłuższego czasu łamane, a ich egzekwowanie stało się praktycznie niemożliwe.

2. Podstawową przyczyną, dla której zdecydowałem się kandydować do Rady Dzielnicy, były kwestie infrastruktury chodnikowej i oświetleniowej, w niektórych miejscach dzielnicy zaniedbanej od dawna. Na terenie mojego okręgu wyborczego w rejonie ul. Padniewskiego i Tomickiego mieszkańcy czekają od lat na normalne dojście do swoich bloków. O ile latem 2011 Przewodniczący Dzielnicy odpowiadając na moje pismo w tej sprawie wyjaśnił, powołując się na obowiązujące procedury, iż inwestycje chodnikowe na tym terenie nie mogą zostać zrealizowane w 2011 roku, przyjąłem to ze zrozumieniem. Jednak także w projektach dotyczących roku 2012 zgłoszone przeze mnie potrzeby inwestycyjne nie znalazły odzwierciedlenia. Pomimo moich apeli nie zawnioskowano również o umieszczenie tychże potrzeb w budżecie miasta Krakowa. Wbrew deklaracjom osób z Zarządu Dzielnicy, w praktyce mamy więc do czynienia z pomijaniem inwestycji, które przez radnych wskazywane były na początku kadencji jako najbardziej pilne. Zarząd Dzielnicy nie przedstawia też radnym żadnych przekonujących argumentów przyjętego przez siebie podziału środków finansowych.

3. Nierozwiązywanie od lat pilnych a zarazem niewielkich potrzeb infrastrukturalnych jest przede wszystkim świadectwem niepoważnego traktowania mieszkańców przez władze Miasta Krakowa. Pomimo podejmowanych przeze mnie i inne osoby interwencji oraz ujawniania mających miejsce nieprawidłowości (jak choćby mój tekst pt. „Kto blokuje nowohuckie inwestycje”; Głos-Tygodnik Nowohucki 27.10.2011) istniejące problemy spotykają się z całkowitą obojętnością władz.

Przykładem niewyjaśnionych kontrowersji są nieprawidłowości w zakresie planów lokalizacji spalarni śmieci na terenie, który latem 2010 r. został zalany wskutek powodzi (choć urzędnicy miejscy jeszcze kilka miesięcy wcześniej zapewniali, iż takie zagrożenie nie może tam wystąpić). W ostatnim czasie zostały ujawnione fakty, w których świetle pojawiają się istotne wątpliwości co do ważności „umowy społecznej” w sprawie spalarni oraz tzw. „programu rekompensat”. Sytuacja, gdy Nowa Huta pozostaje na tle miasta obszarem rażąco niedoinwestowanym, a równocześnie władze miasta deklarują gotowość przekazania funduszy na remonty ulic i chodników w zamian na przyzwolenie mieszkańców na lokalizację kontrowersyjnego zakładu spalania śmieci, jest sytuacją co najmniej dziwną.

4. Na początku kadencji Rady, zgodnie z ustaleniami oraz zasadami przedstawionymi Radzie, podjąłem się redagowania mediów dzielnicowych (strona internetowa, biuletyn, kolumna na łamach Głosu –TN). Realizując statutowe cele pracy radnego, związane z reprezentowaniem spraw mieszkańców i działaniem na rzecz samorządności społeczności lokalnej, tworzyłem podstawy dla zapewnienia rzetelnej debaty na temat najpoważniejszych problemów Nowej Huty. Kierowane przeze mnie media dzielnicowe w otwarty sposób podejmowały podstawowe problemy dzielnicy, takie, jak skandaliczna kwestia niedoinwestowania terenów nowohuckich pod względem infrastruktury, trudna sytuacja osiedli peryferyjnych, problemy mieszkaniowe, sprawy ochrony przyrody, czy też spór na temat lokalizacji spalarni śmieci.

Należy podkreślić, iż szereg problemów Nowej Huty w opinii mieszkańców oraz ich stowarzyszeń to zagadnienia zaniedbywane i ignorowane przez miejskich urzędników. Zarazem można powiedzieć, że tereny Nowej Huty są wręcz dyskryminowane w polityce finansowej miasta: w pięciu nowohuckich dzielnicach mieszka jedna trzecia Krakowian, tymczasem trafia tutaj jedynie około jednej dziesiątej miejskich środków. Było dla mnie oczywiste, że o tego rodzaju sprawach należy mówić głośno, podobnie jak o innych patologiach, jak bałagan organizacyjny i prawny związany z funkcjonowaniem dzielnic. Jest jasne, iż jedynie wskazanie konkretnych anomalii może stać się początkiem ich naprawy.

Niestety, już po kilku tygodniach rozpoczeły się naciski oraz zakulisowe działania zmierzające do cenzurowania i wyciszania debaty na temat kluczowych problemów Nowej Huty. Z biegiem czasu odnosiłem coraz bardziej niepokojące wrażenie, iż spora grupa osób spośród radnych zdaje się zapominać o funkcji reprezentowania interesów mieszkańców, za to w sposób nader widoczny podporządkowuje swoje działania lokalnym układom partyjno-urzędniczo-towarzyskim, związanym czy to z rządzącą w Radzie Miasta Platformą Obywatelską, czy to z administracją Prezydenta Miasta. Jest to w moim odczuciu zaprzeczenie idei samorządności. Wkrótce osoby kierujące Radą Dzielnicy przy poparciu lub milczącej aprobacie części radnych zlikwidowały kierowaną przeze mnie Komisję Informacji, co stanowiło istotny przejaw złamania wcześniejszych ustaleń (raport z działania Komisji Informacji znajduje się na stronie internetowej Dzielnicy XVIII w protokole z sesji majowej 2011).

5. Faktem, który wywołał mój stanowczy sprzeciw stała się inicjatywa pięciu osób z Zarządu, które postanowiły same sobie (!) przyznać medale, wybite z okazji XX-lecia obecnego podziału dzielnic Krakowa i przeznaczone dla osób „zasłużonych dla rozwoju samorządności lokalnej”.

Uważałem (choć w obliczu realnych problemów dzielnic świętowanie XX-lecia ich powołania wydaje się kontrowersyjne), że oddane do dyspozycji Rady medale były doskonałą szansą dla wyróżnienia mniej znanych mieszkańców Nowej Huty, będących autorami różnych oddolnych inicjatyw społecznych, a tym samym rozwijających autentyczną samorządność. Niestety Zarząd Dzielnicy i grupa go wspierająca pozostali głusi na te argumenty.

***
Uważam, iż jedyną racją pełnienia funkcji w Radzie Dzielnicy powinna być służba społeczności lokalnej. Jeżeli w istniejących okolicznościach realizacja moich inicjatyw w tym zakresie a tym samym spełnienie moich deklaracji wyborczych okazały się niemożliwe, wówczas najbardziej uczciwym rozwiązaniem wobec wyborców jest rezygnacja z mandatu, co niniejszym czynię.

Tomasz Poller

Okazuje się, że zbudowanie brakujących kilkunastu czy kilkudziesięciu metrów chodnika w Nowej Hucie stanowi dla urzędników nie lada problem. Codziennie setki mieszkańców bloków w rejonie ulic Tomickiego i Padniewskiego przedzierają się tam i z powrotem przez zaniedbany i niedoświetlony teren parkowy, w deszczowe dni zamieniający się w bagno. Sytuacja trwa od lat, co pokazuje, jak władze miasta traktują mieszkańców oraz ich przedstawicieli – radnych dzielnic. To, co wyczytać można w urzędowych pismach, układa się w tak kuriozalną całość, że nie wymyśliliby jej nawet najwięksi satyrycy opisujący absurdy życia w PRL.

Na początku bieżącej kadencji radni Dzielnicy 18 zgłaszali potrzeby w zakresie inwestycji drogowo-chodnikowych do wykonania w poszczególnych okręgach. Zgłosiłem także ja. Najpilniejsze z nich dotyczyły m.in. zachodniej części terenu parkowego pomiędzy NCK, ul. Tomickiego oraz Al. Jana Pawla II, który, dziś już nieco na wyrost, nazywany jest Parkiem Kultury.

Teren zaniedbany od lat

Obszar ten stanowi właściwie pogranicze dwóch okręgów oraz pogranicze dwóch obszarów objętych planami zagospodarowania przestrzennego. Koniecznością jest przede wszystkim zrealizowanie wreszcie normalnego dojścia do bloków przy ul. Tomickiego i Padniewskiego. Nie jestem zresztą wcale pierwszym, który interweniuje w tej sprawie, w której grupy mieszkańców występują do władz miasta od lat.

Obecnie, chcąc np. dojść najprostszą drogą od przystanku autobusowego „Os. Kolorowe” (przystanek w stronę centrum NH) do bloków przy Tomickiego i Padniewskiego wchodzimy zaraz przy przystanku na asfaltową alejkę prowadząca w ich kierunku, by po chwili stwierdzić, że dojście nagle się urywa. Dawna alejka, będąca kiedyś częścią dziecinnego miasteczka rowerowego, zakręca w lewo, za to do polożonych kilkadziesiąt metrów dalej bloków musimy przedzierać się błotnistymi ścieżkami. Brakuje tutaj również oświetlenia.

Tak więc, obok innych inwestycji, zgłosiłem w lutym br. konieczność wykonania dwóch odcinków asfaltowych alejek a także potrzebę wykonania chodnika (lub alejki) w jeszcze jednym uczęszczanym przedepcie nieopodal. Na miejscu byli przedstawiciele Komisji Infrastruktury oraz Komisji Planowania, którzy sporządzili dokumentację fotograficzną.

Wiosną, przed głosowaniem uchwal dotyczących infrastruktury dowiedziałem się od Zarządu Dzielnicy, że zgłoszonych inwestycji zrealizować się nie da, o czym poinformować miał w stosownym piśmie Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu.

Akurat w naszej okolicy mieszkańcy od lat słyszeli bardzo wiele o szumnych planach inwestycyjnych. Miały podobno powstać tutaj i tor dla biegaczy, i korty tenisowe, nie mówiąc o tym, że przebąkiwano nawet o kolejce linowej ponad Łąkami Nowohuckimi! Nowa Huta, jak żadna z części Krakowa ma zresztą szczęście do inwestycyjnej propagandy (nie miejsce tutaj by opowiadać o przysłowiowych losach trasy S7, na którą „już przeznaczone i pewne” pieniądze gdzieś znikły akurat dzień po wyborach samorządowych).

ZIKiT: Тrzeba opracować koncepcję

Wraz ze stowarzyszeniem „Nasz Blok” wystąpiłem do Przewodniczącego Dzielnicy o wyjaśnienie przyczyn, które uniemożliwiają realizację w tym roku zgłoszonych przeze mnie zadań. W otrzymanych pismach przeczytać można m.in.:

„Wszystkie wymienione zadania zostały przesłane do analizy techniczno-finansowej do jednostki realizującej – Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu. W otrzymanej przez dzielnice odpowiedzi (…) zadania zostały określone jako niemożliwe do realizacji z uwagi na konieczność wcześniejszego opracowania dla nich dokumentacji technicznej (koncepcji i projektu).”

Przyjrzyjmy się bliżej treści pisma ZIKiT-u przesłanego w kwietniu do Rady Dzielnicy, w którym można natknąć się na ogólnikowe informacje, m.in. takie oto:

„- ul. bp. Tomickiego i Al. Jana Pawła II – opracowanie dokumentacji technicznej na chodniki i alejki – ok. 50000 zl. Uwaga! Dzielnica winna zabezpieczyć środki finansowe również na realizację wg. projektu.
- ul. bp. Tomickiego i Padniewskiego – budowa chodnika w przedepcie. Realizacja niemożliwa. Zachodzi konieczność opracowania dokumentacji projektowej, która swoim zakresem obejmie cały teren.”

Dziwne! Okazuje się, że budowa jednego z ciągów pieszych określona jest jako niemożliwa (а zarazem uzależniona od opracowania jakiejś większej koncepcji całości terenu), a równocześnie wobec części inwestycji (dwa pozostałe ciągi piesze?) pojawia się wstępna kalkulacja cenowa dokumentacji. A przecież chodzi o ten sam teren!

Zacząłem się też zastanawiać: cóż za geniusze muszą się głowić nad strategicznymi planami czegoś takiego jak kilkunastometrowe dróżki, którymi ludzie od lat chodzą do domu, a które należy po prostu pokryć płytami chodnikowymi, kostką, czy jakąkolwiek inną nawierzchnią?

Ale dobre i to – pomyślałby ktoś – bo skoro, jak sugeruje pismo, można ruszyć z opracowywaniem dokumentacji przynajmniej części inwestycji, to może mieszkańcy doczekają się normalnego dojścia do bloków w przyszłym roku. Nic bardziej błędnego!

W pismach Przewodniczącego Dzielnicy znаjdujemy bowiem odwolanie się do „procedury zglaszania zadań do realizacji w GMK” oraz wykładni ustawy o finansach publicznych. Mówiąc krótko i nie wchodząc w zawiłości: według oficjalnie uzyskanych informacji, na podstawie wiedzy Przewodniczącego Dzielnicy oraz obowiązujących przepisów nie da się zrealizować rzeczonych inwestycji w bieżącym roku. Co więcej: nie da się również w bieżącym roku zlecić opracowania stosownej koncepcji.

Prezydent Miasta: koncepcję opracowano w 2007

Mieszkańców ul. Padniewskiego wsparł walczący o inwestycje dla Nowej Huty radny miasta Włodzimierz Pietrus, składając na początku czerwca interpelację do Prezydenta Majchrowskiego. Prosząc o wyjaśnienie sprawy zaniedbanego terenu, zapytał przede wszystkim, czy w przypadku braku środków na jego kompleksowe zagospodarowanie, mieszkańcy mogą liczyć przynajmniej na realizację najbardziej niezbędnych odcinków chodników i oświetlenia.

27 czerwca prezydet Majchrowski udzielil odpowiedzi. Stanowi ona kolejny dość interesujący dokument, z którego mieszkańcy dowiedzieli się m.in., że wykonanie oczekiwanych przez nich inwestycji wiąże się z… „koniecznością przebudowy tarczy skrzyżowania ul. Biskupa Tomickiego i al. Jana Pawla II.”

W tym miejscu przypomina się stary skecz „Karolkowa” znanego w czasach PRL kabaretu „Dudek”: Obywatelowi Kocibrzyckiemu, zamieszkałemu w Warszawie przy ulicy Mokotowskiej, przyznaje się mieszkanie na Marszałkowskiej w związku z przebudową ulicy Miodowej. Ale i tak nie może się dowiedzieć o przydziale mieszkania, gdyż poczta nie dochodzi na Mokotowską w związku z remontem mostu Poniatowskiego, przez co nie działają windy na Muranowie.

Takie to uzasadnienia znajdowano w PRL, i , jak widać, taką samą logikę prezentują dziś urzędnicy sporządzający pisma Prezydentowi Miasta: Jak rozumiem, nie da się wykonać nawet kilkunastu metrów chodnika lub alejki koło skupiska bloków przy ulicy Padniewskiego bez przebudowy skrzyżowania Jana Pawła II i Tomickiego.

Ciekawszy jest jednak inny fragment prezydenckiej odpowiedzi dotyczącej wspomnianego terenu:
„W 2007 została opracowana koncepcja przebudowy ul. Tomickiego, która ma na celu uwzględnienie i uporządkowanie ruchu pieszego na przedmiotowych drogach. Kontynuacja realizacji wskazanego zadania nastąpi w przypadku zabezpieczenia odpowiednich środków finansowych w budżecie Miasta Krakowa.”

Trudno o większe kuriozum: Podczas gdy jednostki pomocnicze podlegające wladzom miasta twierdzą, że trzeba wykonać koncepcję inwestycji (podają nawet w piśmie orientacyjne koszta jej opracowania!), równocześnie z oficjalnego pisma Prezydenta Miasta dowiadujemy się, że taka koncepcja jest opracowana. Ba! Powstała już cztery lata temu. Stanislaw Bareja w swoich filmach opisujących absurdy życia w PRL-u nie wpadł by na coś takiego.

Radni dzielnic w roli chłopca do bicia

Nowa Huta jest najbardziej niedoinwestowaną częścią Krakowa, a dysproporcje w tej mierze są porażające. W pięciu dzielnicach nowohuckich mieszka jedna trzecia mieszkańców Krakowa, ale trafia tutaj jedynie około jednej dziesiątej środków. W Krakowie rządzą Platforma Obywatelska posiadająca przewage w Radzie Miasta oraz ludzie z otoczenia prezydenta Majchrowskiego. Tymczasem są osoby, które chcąc odwrócić uwagę od pewnych faktów, zamierzają w roli chłopca do bicia ustawić właśnie… radnych dzielnic. Od parunastu tygodni żyją własnym życiem plotki, głoszące, że to właśnie radni dzielnicy odpowiadają za zły stan infrastruktury. Przeglądając np. internet można zresztą spotkać się z kilkoma wersjami. Jedna głosi że winna wszelkiego zła jest w ogóle Rada, inna obwinia radnych PiS i niezależnych, jeszcze inna wersja sugeruje, że ci źli to „radni PiSu i Tomasz Poller” (przepraszam, że o sobie, ale takie perełki naprawdę znalazłem).

Najbardziej rozbawiają mnie wypowiedzi w stylu: Radni dzielnicy, rozejrzyjcie się dokoła siebie. Na trawniki i chodniki spójrzcie. Popracujcie wreszcie merytorycznie. Pomyślcie wreszcie o chodnikach, zacznijcie szanować mieszkańców… bla bla bla, itd., itp.

Jeżeli coś takiego powtarza ktoś niezorientowany, trudno się dziwić. Ale kiedy słowa tego rodzaju padają np. z ust lokalnego polityka z partii rządzacej, decydującej o polityce finansowej miasta?

Mieszkańcy uprawiają partyzantkę

Tymczasem mieszkańcy, przyzwyczajeni do przedzierania się iście partyzanckimi scieżkami przez chaszcze, sami zaczęli uprawiać partyzantkę. Na jednej ze wspomnianych, pozbawionych nawierzchni ścieżek, znajdowała się wielka dziura, w której można było po prostu złamać nogę. Otóż, w ramach owych działań partyzanckich, jeden z mieszkańców, przeprowadzając udaną akcję, przywiózł gruz i żwir i dziurę zasypał. Nazwiska nie podaję, bo władze miasta, troszczące się o dobro mieszkańców i czuwające nad infrastrukturą, gotowe jeszcze wytoczyć mu proces z powodu „samowoli budowlanej”.

(Od Redakcji): Autor jest radnym Dzielnicy XVIII. Tekst ukazał się także na łamach „Głosu – Tygodnika Nowohuckiego”