Przeskocz do treści

Przygotujmy się na bardzo brutalną kampanię, w której trzeba będzie odróżnić dobra od zła – mówi europoseł Solidarnej Polski Beata Kempa w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl.

DoRzeczy.pl: Czy wiąże pani duże nadzieje w związku z wygraną Braci Włochów?

Beata Kempa: Bardzo się cieszę, że wygrała demokracja. Włosi oparli się na ostatniej prostej próbie zewnętrznej ingerencji w demokrację we Włoszech, a mówię tu o wypowiedzi Ursuli von der Leyen. Obywatele oparli się swoistemu szantażowi. Bardzo się z tego powodu cieszę, ale również z faktu, że wygrała wiarygodność. Giorgia Meloni od początku była bardzo autentyczna i wiarygodna. Postawiła na mocny fundament prawicowy i chrześcijański, i to wygrało.

Co się zmieni w Europie?

Uważam, że pojawia się nowy trend, który jest odpowiedzią na nieodpowiedzialną politykę liberałów i socjalistów, którzy rządzą w sposób antydemokratyczny. Rządy tej grupy doprowadziły do gigantycznego kryzysu migracyjnego, który szczególnie dotknął Włochy. Podobnie było w Szwecji. Mamy coraz więcej państw, w których do głosu dochodzą konserwatyści, dlatego myślę, że niebawem nastąpi silne wzmocnienie prawicy w Europie.

Czy w pani ocenie przewodnicząca KE odpowie za swoją wypowiedź?

We wtorek odbyło się posiedzenie grupy EKR, gdzie oprócz gratulacji na dla naszych włoskich partnerów, rozmawialiśmy bardzo ostro na temat słów Ursuli von der Leyen. To był bardzo groźny szantaż i trzeba to mówić wprost. Okazało się, że jeśli w Europie będzie się działo coś inaczej, niż chcą tego Niemcy i liberałowie, to takie państwa będą karane. Przypomnijmy sobie, co mówiła wiceprzewodnicząca PE Katarina Barley o zagłodzeniu Polski i Węgier, lub co wygadywał Frans Timmermans i jakie działania podejmował wobec naszego kraju. Brukselskie elity odkryły swoje macki, którymi chcą konstruować nową Europę. Naszą rolą jest to zatrzymać. Nie chcemy federalistycznej Europy pod hegemonią Niemiec, tylko równą dla wszystkich państw członkowskich wspólnotę.

W jaki sposób w przyszłym roku KE może ingerować w polskie wybory?

Bądźmy świadomi jednej rzeczy. Musimy wiedzieć, że będzie niebywale zmasowany atak na polską prawicę. Bezpardonowy. Począwszy od ataku instytucjonalnego jak zabieranie środków europejskich, wprowadzanie kolejnych kamieni milowych, wszczynanie debat, czy wprowadzanie kolejnych artykułów jak 5., czy 7. Wielu antypolskich polityków będzie chciało się na tym wylansować, zwłaszcza podczas debat, które z pewnością odbędą się w Brukseli. Ponownie przejdziemy dyskusje o braku praworządności i demokracji w Polsce, jestem tego pewna. Przygotujmy się na bardzo brutalną kampanię, w której trzeba będzie odróżnić dobra od zła. Naszą rolą będzie obrona polskiej suwerenności.

Tekst i zdjęcie za: https://dorzeczy.pl/opinie/351124/kempa-nastapi-niebywale-zmasowany-atak-na-polska-prawice.html

„Pamiętamy jeszcze czasy komuny, dyktat Moskwy i tego typu nakazy i w naszym kodzie genetycznym, ale okazuje się, w kodzie genetycznym Włochów czy Szwedów również, nie ma czegoś takiego jak nakazy z ostatniego piętra Komisji Europejskiej w Brukseli. Naród włoski dał pani Ursuli von der Leyen prztyczka w nos. I to mocnego” - mówi portalowi wPolityce.pl europosłanka EKR Beata Kempa.

wPolityce.pl: Środowiska konserwatywne w całej Europie są zadowolone z wyniku wyborów we Włoszech, ale przewodnicząca KE zapewne nie. Jak oceniłaby Pani słowa Ursuli von der Leyen wypowiedziane na Uniwersytecie Princeton krótko przed wyborami parlamentarnymi we Włoszech?

Beata Kempa: Przewodnicząca Komisji Europejskiej moim zdaniem ostro zamanifestowała taką siłę Unii Europejskiej idącą w kierunku bardzo mocnej realizacji wizji federalnej Europy. Ona nie przyjmuje do wiadomości, że Unia Europejska składa się z państw narodowych, a każde z nich ma swoją tradycję, kulturę, odrębność, a przede wszystkim w tych państwach szanowana jest demokracja. Oznacza to, że obywatele wybierają władze, a nie instytucje unijne czy jakiekolwiek inne instytucje.

To, co zrobiła Ursula von der Leyen, to była ewidentna ingerencja w wybór demokratyczny we Włoszech. Każdy szanujący się polityk, wiedząc, że w kraju, w którym odbywają się wybory, w którym trwa kampania wyborcza, waży swoje słowa, a w swoich działaniach kieruje się przede wszystkim tym, aby nie naruszyć demokratycznego procesu wyborów.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej poszła „po bandzie”. Będąc w USA wypowiedziała się w sposób jednoznaczny, użyła groźby w kierunku Włoch. Tymi słowami tak naprawdę potwierdziła, już werbalnie, że to wszystko, co dzieje się wobec Polski i Węgier, to jest po prostu szantaż. Potwierdziła to, o czym mówiono niejednokrotnie, a co próbowano w sposób zawoalowany przekazywać międzynarodowej opinii publicznej, pod płaszczykiem „praworządności” czy różnych innych procesów. Tymczasem chodzi tylko o to, że w krajach członkowskich rządzą ludzie, którzy nie pasują do ich układanki.

Ale zarówno Ursula von der Leyen, jak i cała Komisja Europejska, w której są również Frans Timmermans i Vera Jourova, z uporem maniaka wcielają w życie wizję federalistycznej Europy i z każdym, kto im w tym przeszkodzi, będzie próbował przeszkodzić lub będzie po prostu potencjalną przeszkodą, będą walczyć z całą brutalnością. Wstrzymywanie, blokada środków z Krajowego Planu Odbudowy to nie tylko szantaż emocjonalny. To metody dyktatorskie, totalitarne, niedopuszczalne dla demokratycznych krajów. Jak można mówić o wartościach europejskich i pouczać Włochów, jak mają głosować?

Polska opowiadała się za tym, aby przewodniczącą Komisji Europejskiej została Ursula von der Leyen, mimo iż o to stanowisko ubiegał się wspomniany już przez panią Frans Timmermans. I do tej pory przedstawiana jest przez media czy komentatorów jako bardziej ugodowa, łagodniejsza, skora do porozumienia z krajami członkowskimi. Czy mogliśmy spodziewać się, że von der Leyen zachowa się jak Timmermans?

Przypominam sobie bardzo podobną wypowiedź Fransa Timmermansa. Podczas jednej z konferencji podsumowujących jego działalność jako komisarza ds. praworządności, wypowiedział się mniej więcej w taki sam sposób w stosunku do naszego narodu: że Polacy dopiero nauczą się, jak mają głosować. Co to znaczy? Pamiętamy jeszcze czasy komuny, dyktat Moskwy i tego typu nakazy i w naszym kodzie genetycznym, ale okazuje się, ze także w kodzie genetycznym Włochów czy Szwedów nie ma czegoś takiego jak nakazy z ostatniego piętra Komisji Europejskiej w Brukseli. Naród włoski dał pani Ursuli von der Leyen prztyczka w nos. I to mocnego.

Tym bardziej, że o ile na co dzień unijne instytucje czy kraje „starej Unii” demonstrują tego rodzaju postawę wobec takich państw jak Polska czy Węgry, a więc krajów nowej Unii, biedniejszych słabszych i wciąż odbudowujących się po latach komunistycznego zniewolenia, to tym razem szefowa KE dość ryzykownie „zaczepiła” Włochy, czyli jednego z największych graczy wspólnoty.

Tak, to trzecia gospodarka po wyjściu Wielkiej Brytanii. I skoro już mówimy o brexicie, to widać, ze ta poważna lekcja niczego nie nauczyła Brukseli. Grożenie w tej chwili trzeciej gospodarce w UE jest działalnością samobójczą, autoagresywną.

To, że mają w tej chwili większość w PE, nie znaczy, że będą tę większość utrzymywać. Wszystkie istniejące badania wskazują na to, że ich większość może się zachwiać. Z jednego z badań zrealizowanych przez sondażownię europejską wynika, że Zjednoczona Prawica (czy szerzej EKR, bo tę grupę reprezentujemy w PE), ma w Polsce poparcie na poziomie 41 proc., co pokazuje, że nasza obrona polskich interesów na arenie międzynarodowej jest czymś, co odpowiada Polakom.

Jak oceniłaby Pani sam wynik wyborów? Czego możemy spodziewać się po polityce premier Giorgii Meloni?

Wynik jest rewelacyjny. Panią Giorgię Meloni mieliśmy zresztą okazję poznać podczas posiedzenia grupy EKR w Brukseli. Zrobiła na nas bardzo pozytywne wrażenie jako osoba bardzo konkretna, ale jednocześnie bardzo autentyczna.

Wygrała dzięki swojej wiarygodności. Jej droga polityczna nie była łatwa, ale to, co ona mówiła i jej działania, były jednoznaczne, spójne, ta wiarygodność wygrała. Dlatego warto być w polityce wiarygodnym.

Osobiście gratuluję, bardzo się cieszę i wierzę, że ten rząd będzie prowadził Italię, oczywiście w ramach Unii Europejskiej, w kierunku odnowy wartości Schumana, Adenauera czy De Gasperiego. Bo to były wartości chrześcijańskie, na gruncie których UE stanęła i mam nadzieję, że kolejny kraj po Polsce, Węgrzech, Szwecji dołączy do tego, aby te wartości przypomnieć, odbudować i na ich gruncie współpracować w UE. Nie na gruncie dyktatu, jakby tego chciała niemiecka przewodnicząca KE, tylko na gruncie współpracy i wzajemnego wsparcia w tych trudnych czasach.

Zanim jeszcze Giorgia Meloni rzeczywiście wygrała wybory, a więc zanim zdążyła podjąć jakąkolwiek decyzję - została przez lewicę czy liberałów, także w Polsce, niemal rytualnie okrzyknięta „faszystką” czy „nacjonalistką”.

To jest wściekłość tak zwanych elit. Tak zwanych, bo sami siebie tak określają, choć w istocie żadnymi elitami nie są. Ta agresja wynika z niemocy, ponieważ nie potrafili wygrać wyborów - trochę jak nasza opozycja w 2015 r.. Liderka Braci Włochów wytrzymała krytykę, okazuje się, że wyborcy tej krytyki nie „kupili”, patrzyli bowiem na program polityczny i autentyczność tej formacji i to wygrało.

Czy Georgia Meloni wygra również w obrębie własnej koalicji politycznej? Bo o ile nie ma wątpliwości, że liderka Braci Włochów planuje wspierać Ukrainę i prowadzić twardą politykę wobec Rosji, o tyle można mieć takie wątpliwości co do jej koalicjantów: Matteo Salviniego i Silvio Berlusconiego.

Myślę, ze ostatecznie połączy ich jednak pragmatyzm. Georgia Meloni wie, że wsparcie dla Ukrainy to dobry kierunek, także dlatego, że przedłużająca się rosyjska agresja będzie powodować kolejne perturbacje w Unii i na świecie. Obecnie mamy kryzys energetyczny, stoimy w obliczu kryzysu żywnościowego, który będzie sprzyjał nielegalnej migracji. Bracia Włosi opowiadają się natomiast przeciwko nielegalnej migracji. Giorgia Meloni doskonale zdaje sobie sprawę, że niedostateczne wsparcie dla Ukrainy będzie powodować między innymi zawirowania na rynku żywnościowym i napływ migrantów. Myślę, że w tym zakresie porozumie się z koalicjantami.

Wszystkie koalicje wymagają oczywiście konsensusu, ale myślę, że w kwestii Ukrainy również uda się go osiągnąć. Pomoc Ukrainie i jej zwycięstwo jest w interesie wszystkich Europejczyków - także Włochów.

No i niezależnie od postawy koalicjantów, to jednak Georgia Meloni, jak wszystko wskazuje, będzie mieć w tym rządzie decydujący głos?

Oczywiście, i patrząc na jej determinację i jej możliwości, sądzę, że się porozumieją.

Bardzo dziękuję za rozmowę / Rozm. Joanna Jaszczuk.

Tekst i zdjęcie za: https://wpolityce.pl/polityka/615811-kempa-wlosi-dali-pani-von-der-leyen-prztyczka-w-nos

Mirosław Boruta Krakowski

Na początek warto przypomnieć, że Włochy są mniejszym państwem od Polski. Niewiele, ale zawsze. Z tym, że na 300 tysiącach kilometrów kwadratowych żyje tam 61 milionów obywateli. Jak wiemy ze statystyk, już ponad 4% włoskiego społeczeństwa, czyli dwa miliony sześćset tysięcy stanowią muzułmanie. Najczęściej z Maroka, Albanii i Bangladeszu czy Egiptu.

Oczywiście, że polityka imigracyjna państwa włoskiego stanowi jego domenę, ale warto zawsze zastawiać się nad jej konsekwencjami dla Włoch, Europy i religii - katolicyzmu, współdzielonego przez oba nasze narody, choć w odróżnieniu od nas tak słabo we Włoszech praktykowanego.

Pamiętajmy, że islam jako religia nie jest skłonny poddawać się procesom asymilacyjnym w obu wymiarach czynnym i biernym. Rozróżniam te wymiary w ten oto sposób, że czynny islam to islam wojujący. Oczywiście nie oznacza to zawsze przemocy, oznacza to raczej ciągła i aktywną akcję proislamizacyjną prowadzoną wobec całego włoskiego otoczenia.

Konsekwencją tego będzie wkrótce, w wymiarze dekady z pewnością 10% udział aktywnego islamu przy coraz malejącym udziale biernego, symbolicznego już tylko katolicyzmu. Podbijanie religijne Europy stanie się wkrótce faktem, a konsekwencje tego faktu są łatwe do przewidzenia.

W tym kontekście obecna polityka rządu polskiego jest polityką wyróżniająca się na korzyść w Europie, jest polityką mądra i przewidującą.

To wielka szkoda, że nie rozumieją tego inne państwa i rządzące nimi elity: w Belgii, Francji, Niemczech czy Szwecji, a nawet Wielkiej Brytanii, choć ten ostatni kraj, jako wychodzący ze Wspólnot Europejskich nie będę już wkrótce tak mocno na nasz kontynent oddziaływać.

Radio Maryja

Według najmowych danych we Włoszech tym kraju mieszka już ponad dwa i pół miliona wyznawców islamu. Według raportu instytutu EURISPES „Italia 2018”, we Włoszech mieszka 2,6 mln muzułmanów. W samym Rzymie od 1994 roku powstało 28 meczetów.

– Ilość muzułmanów w społeczeństwie włoskim osiągnie około 10 procent. To jest szybki i bezbolesny podbój Europy – mówi socjolog doktor Mirosław Boruta. Każdego roku przybywa do Włoch 8 tysięcy muzułmanów. Imigranci stanowią największą grupę wyznawców islamu we Włoszech. Jest ich w sumie milion siedemset tysięcy. – Polityka wewnętrzna państwa włoskiego, to jego domena, ale musimy pamiętać o konsekwencjach jakie ta polityka ma dla Włoch, Europy i dla, katolicyzmu, który wraz z Włochami podzielamy. Włosi są oczywiście w tym swoim katolicyzmie niezwykle bierni. Nasz katolicyzm jest katolicyzmem aktywnym. Natomiast islam jest religia wojującą, w tym czynnym i biernym wymiarze. Czynny wymiar islamu, ten który jest zwrócony nie zawsze ku przemocy, ale zawsze ku prowadzeniu akcji proislamizacyjnej będzie w społeczeństwie biernym wydawał szybko dobre dla islamu owoce – wskazuje socjolog.

Najwięcej imigrantów muzułmańskich – aż 364 tysiące z mieszka w Rzymie. 37 proc. z nich przybyło z Bangladeszu a 15 proc. z Egiptu.

Tekst i zrzut ekranowy za: https://www.radiomaryja.pl/informacje/rosnie-liczba-muzulmanow-we-wloszech