Przeskocz do treści

Ustawa refundacyjna

Marek Morawski

Cokolwiek chciałbym dobrego napisać, to nie mogę. Nie ma ani jednego pozytywu. Spróbuję wypunktować te aspekty, które widoczne są mnie, pacjentowi jak wielu w tym kraju, bez przywilejów, nie korzystającemu ze specjalnych oddziałów dla uprzywilejowanych, na dodatek dotkniętemu niezwykle rzadką chorobą, nieuleczalną. Ciężką i trudną. Dlatego ustalenia prawne w moim przypadku mają istotną wagę. Nie mogę powiedzieć, że to „pikuś”. Każdy aspekt ma znaczenie.

Ustawa Refundacyjna jest niezgodna z Konstytucją Art. 32 pkt 1. Stawia chorych w nierównej sytuacji. Nie może być tak, że jedni chorzy mają ten sam lek refundowany, a inni nie mają tylko dlatego, że w jednym przypadku choroba nazywa się „alfa”, a w drugim „beta”. Lek jest dokładnie taki sam. Jego działanie chociaż w różnych chorobach jest takie samo. Przykład: Cyklosporyna lek o działaniu immunosupresyjnym stosowany w wielu chorobach. Nie może być dowolnie zastąpiony innym, bo może taka zmiana skutkować zejściem śmiertelnym.

Z powyższego wynika i nie tylko, że przepisy tej Ustawy tworzyli biurokraci, a nie lekarze. Człowiek chory to nie jest martwy przedmiot, przynajmniej jeszcze nie, a tak potraktowano pacjentów. Dobrane lekarstwa nie można z dnia na dzień zmienić, ale to wiedzą lekarze, a nie urzędnicy. Dobór lekarstw w moim przypadku trwał 3 lata.

Ustawa Refundacyjna dotyczy trzech obszarów:

a) medycznego:

Lista leków odbiera możliwość refundacji wielu ludziom. To jest kwestia życia. STUKROTNE podniesienie opłaty, a bywa i więcej, za lek to nie jest bagatelka. Rodzina pomoże! Szanowny Nierządzie. Tak nawet nie wolno pomyśleć. Można podnieść opłatę ryczałtową do 5 zł, 6 zł. To można wytrzymać. Przy dochodach, emeryturach 800 zł, opłata 600 zł za lek wymuszona na osobie ubezpieczonej w trakcie choroby przez pozbawienie refundacji jest niemoralna. Nie umiem tego inaczej określić. Zresztą nawet przy średnich dochodach to narusza budżet domowy. To jest miarą jak jesteśmy upodleni, jak bardzo nieekwiwalentne są nasze wynagrodzenia i dochody przy permanentnym podnoszeniu cen, podatków i innych opłat. Mydli się nam oczy, że kredyty w frankach szwajcarskich rosną z winy Szwajcarów, gdy tymczasem ciągle obniża się wartość złotówki w Polsce. Tego nie czynią Szwajcarzy.

b) socjalnego:

Wyszczególnia leki, które ze względów socjalnych winny być dofinansowane z budżetu państwa. Zresztą refundacja nie jest żadną łaską, bowiem kolosalna większość ludzi jest ubezpieczona nie dobrowolnymi ubezpieczeniami tylko przymusowymi. Opłacanie ubezpieczenia jest równoznaczne z zawarciem umowy cywilno-prawnej, acz przymusowej.

Rolą państwa jest, jak rozwiązać opiekę medyczną dla bezrobotnych i nieubezpieczonych. Z tego powodu nie mogą doznawać uszczerbku ubezpieczeni, którzy nie powinni być z jakiegokolwiek powodu dyskryminowani. Jest ubezpieczony, nie mówiąc, że chory przewlekle, to powinien być objęty świadczeniami jak każdy inny chory. Tego wymaga Konstytucja. Można dyskutować nad chorymi z własnej winy (alkoholizm, samookaleczenie, uszczerbek na zdrowiu w wyniku udziału w rozboju i wiele innych.)

c) organizacyjnego:

Ustawa określa jakieś bzdurne wymagania, pozamerytoryczne w kwestii wystawiania recept. Narusza to nie tylko godność lekarzy, podważa ich uprawnienia wynikające z otrzymania dyplomu ukończenia studiów, ale i zdrowy rozsądek oraz zasady ekonomii działania. Nakłada na miliony pacjentów obowiązek wielokrotnych peregrynacji od lekarza do lekarza jedynie w celu otrzymania recept, które do tej pory mógł wystawić każdy lekarz.

Ogromna ilość lekarstw związana jest zawsze z jakąś specjalnością. Starsi ludzie nie są jak samochody, które wyjechały co dopiero z fabryki. Dolegliwości jest wiele różnego rodzaju. Serce, prostata, nerki i inne nazbierane w ciągu życia, choćby rak. Większość chorób jest niewyleczalna, długotrwała, wymagająca utrzymania organizmu w ryzach. Potrzebny jest lek na ogół permanentnie. Potrzebna jest recepta. Po co bez przerwy chodzić do specjalisty, jeśli z prostatą ma kłopoty większość mężczyzn w pewnym wieku. Co się złego stanie, jeżeli receptę wypisze „przy okazji” lekarz u którego akurat się jest? W efekcie zmusza się już udręczonych pacjentów do wydeptywania kolejnych, wydłużonych biurokratycznymi przepisami ścieżek. Znowu rejestracja, lekarz rodzinny, rejestracja do specjalisty, wypisanie recepty i za miesiąc znowu podobnie. Kilkanaście  wizyt w ciągu roku. Po co? Ile to kosztuje? Nie wystarczy kilka wizyt? Każdy kolejny specjalista to znów kilkanaście wizyt.

Spartowie rozwiązywali to prościej. Zamiast kosztownych, permanentnych wizyt u lekarzy wskazywali drogę na Skałę Tarpejską. Było uczciwiej, ale wcale nie okrutniej. Dzisiejsze uregulowania są bezduszne, okrutne i niezwykle kosztowne. Wszystko pod pozorem zmniejszania czyli de facto zwiększania kosztów.

Powstała sytuacja jak w ruchu miejskim. Pewne skrzyżowania były kompletnie nieprzejezdne. Ktoś wpadł w końcu przytomnie na pomysł, by wyłączyć światła „deregulacji” ruch. Wyłączono i korki zniknęły z dnia na dzień. Myślę, że pora, aby i w lecznictwie zwyciężyła logika i ekonomia. Wyłączyć światła deregulacji służby niezdrowia. Niech w końcu ujawni się służba zdrowia.

Ustawa wprowadza dezorganizację służby zdrowia. W pogoni za pieniędzmi, „oszustem-pacjentem” przecież ubezpieczonym wprowadza się procedury, aparat kontrolny, zatrudnia wiele urzędników, które będą kosztowały więcej niż wypisanych kilka recept przez lekarza jednej, a nie 5 specjalności. Specjalista w medycynie nie jest hydraulikiem –specjalistą, tylko lekarzem – specjalistą. Został mu wydany dyplom do wykonywania zawodu lekarza. Potem zrobił specjalizację, co nie oznacza, że stracił uprawnienia lekarza. Być może, że urzędnicy posługują się innym językiem. Biurokraci – dezorganizatorzy służby zdrowia pozwólcie chorym realizować najkrótszą drogę leczenia. To nie jest tak, jak to biurokratom się wydaje, że starsze kobiety chodzą z nudów do lekarza. Jeżeli tak się zdarzy, to jest to margines. Zresztą być może gdyby nie poszła do tego lekarza, to wylądowałaby u psychologa czy psychiatry. Czy Pani Minister lub Pan Minister-pediatra słyszał o takiej możliwości?

Problem z lekami refundowanymi powstał dlatego, że za wszelka cenę chce się zrealizować politykę stosowaną w tym kraju od 60 lat nazywaną „Dać, aby nie dać”. Chodzi o to, by okazać dobroć obywatelom – przecież my, dobrzy rządzący, refundujemy – a w rzeczywistości ograniczyć już nabyte uprawnienia i to nie z innego tytułu tylko umowy ubezpieczeniowej, zdrowotnej będącej umową cywilno–prawną. O ile wiem, nie zmienia się warunków umowy jednostronnie „w biegu” w cywilizowanym świecie, tyle że nie wiadomo czy jeszcze należymy do tego świata. Podobnie w trakcie umowy nie podnosi się ceny STUKROTNIE zarówno w biznesie jak i tym bardziej sprawach socjalnych. Przynależność do UE to niekoniecznie świat cywilizowany, jeżeli sygnatariusze nie przestrzegali nawet własnych ustaleń z Maastricht. Wynik: kryzys finansowy.

Najwyższa pora skończyć z dezorganizacją służby zdrowia. Przyjąć najprostsze rozwiązania i najskuteczniejsze w lecznictwie. Przestać polować na czarnego luda. Nieuczciwych lekarzy wystawiających lewe recepty skutecznie eliminować, ale nie utrudniać życia ludziom chorym. Tylko z tego względu, że zdarzają się lekarze nieuczciwi, nie można dyskryminować 38 milionów ludzi. Nieuczciwych trzeba złapać, odebrać nawet uprawnienia lekarskie, ale nie mogą to być procedury powszechne i horrendalnie drogie. Nie tędy droga. Trzeba walczyć o moralność, humanitaryzm, ludzkie oblicze, wyższe wartości. ale nie wsadzać całego narodu do jakiegoś łagru tylko dlatego, że znajdzie się jakiś łajdak. TO JEST CHORE!!!

Recepta może być wypisana na kartce wyrwanej z zeszytu szkolnego, musi zawierać tylko potrzebne dane i podpis lekarza. PODPIS. To jest to, co identyfikuje lekarza, a nie pieczątka. Tak właśnie jest w cywilizowanym świecie. Lekarstwo to ratowanie życia, kartka o długości x mm tego nie czyni, tylko pośmiewisko. Lekarstwo ma zaordynować lekarz podpisany po zleceniem jego wydania aptece czyli receptą. To jest istotą. Reszta jest zbędną biurokracją do niczego niepotrzebną. Pora by pozbawić tych zbędnych kosztów budżet państwa.

Trudno wyobrazić sobie, jak ci, co powinni doskonalić organizację lecznictwa, generują krociowe koszty. Sprawa jest prosta, znana od wielu lat. Im więcej urzędników, tym ich więcej musi uzasadnić swoje istnienie na stanowisku. Każdy zatem wymyśla jakąś głupotę. Zatrudnia się kolejnych urzędników, wprowadza procedury, które tylko zabierają lekarzom i pacjentom czas, zatrudnia coraz więcej personelu pomocniczego, piętrzą się stosy papieru nikomu do niczego niepotrzebne. Aby to wykonać zatrudnia się kolejnych urzędników, chorych ubywa, bo nie mają siły pokonać przeszkód, nie chodzą do lekarza, nie stać ich na zakup lekarstw, na które im odebrano prawo do refundacji. Nie wiem, czy nie bardziej poprawny jest termin skradziono uprawnienia do refundacji.

Następuje systemowa, systematyczna EUTANAZJA LUDNOŚCI. Teraz zrozumiałe stają się wypowiedzi wielu polityków, że za 15 lat będzie nas o miliony mniej. Nie mam absolutnie wątpliwości. Między innymi SŁUŻBA NIEZDROWIA tego dokona.

Wcześniej czy później, dla 40 milionów Polaków, czy dla 25 milionów pozostałych przy życiu reforma będzie musiała być przeprowadzona. Problem tkwi w moralnej odnowie środowiska lekarskiego i moralnej odnowie rządzących. W UCZCIWOŚCI SZEROKO POJĘTEJ!!!

Obie strony muszą chcieć rozwiązać ten problem uczciwie. Wyeliminować, a przynajmniej ograniczyć te wszystkie obskurne, obrzydliwe praktyki opisane wyżej. Żadna jednak nie chce. Psim swędem tego nie można zrobić. Trzeba dać godne wynagrodzenia, ale i stawiać wymagania. I wymagać. Zasady muszą być proste i przejrzyste. Równe dla wszystkich, co nie znaczy, że każdy ma mieć tyle samo. Równość wynagrodzeń, to tani egalitaryzm, o który walczą miernoty.

Postawienie twardych zasad i ich wymaganie może sprawić, że mimo wyższych płac, koszty opieki zdrowotnej społeczeństwa wcale nie będą wyższe.