Przeskocz do treści

„Wiódł ślepy kulawego…”, czyli przewodnik miejski bez matury

Anna Maria Kowalska

Słyszę ostatnio, że skala zwolnień i upadłości we wszelkich branżach nie tylko nie ulega redukcji, ale wręcz się intensyfikuje. Zadawane nieustannie pytanie: „jakie kierunki kształcenia rozwijać w XXI wieku?” pozostaje wciąż otwarte. Wbrew temu, co dotąd głoszono wszem i wobec – tak naprawdę wciąż nie wiadomo, które zawody można określić mianem zawodów przyszłościowych. Zresztą w tej chwili nie ma żadnych realnych prognoz w tym względzie. Ale od czego racjonalizacja? Przecież można otworzyć drzwi zawodów osobom bez dotąd wymaganych kwalifikacji – ba – bez matury! W toku jest sprawa deregulacji zawodów różnorakich (dotknęło to także branży miejskich przewodników turystycznych). Dodaje to tym samym absurd „oszczędnościowych” zwolnień do absurdu rzekomego zmniejszania – tą drogą - bezrobocia. Jeszcze niedawno przewodnik musiał posiadać wykształcenie minimum średnie. Dziś już to se ne vrati. Fakt, po co kogoś edukować i egzaminować, ustalać jakieś komisje wojewódzkie, tracić czas i pieniądze? Lepiej zminimalizować wymagania do niekaralności, a reszta sama się zrobi.

Tylko proszę się potem nie dziwić, że „zderegulowany” przewodnik po Krakowie będzie opowiadał słuchającym z otwartymi z podziwu ustami wycieczkom o najstarszym polskim unickim kościele, zbudowanym przed Chrystusem, a zlokalizowanym przy ulicy św. Marka.