Przeskocz do treści

agnieszkakomusinskaAgnieszka Komusińska

Obecne Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Miasta Krakowa nie chroni w sposób wystarczający zieleni na Placu Biskupim.

Być może istnieją już plany, by postawić tam budynek i garaże.

plac biskupiTaka inwestycja z pewnością nie przyniesie naszemu miastu korzyści. Na placu jest mnóstwo zieleni, której po prostu szkoda wycinać (fot. wikimapia.org). Jest tam już zresztą parking.

Koordynatorem akcji protestacyjnej jest p. Anna Środoń (tel. 501-068-056).

Zapraszamy do wsparcia mieszkańców.

andrzejkalinowskiAndrzej Kalinowski

W dniach od 6 do 11 sierpnia miała miejsce XXXIII Piesza Pielgrzymka Krakowska na Jasną Górę. Jak co roku tak i teraz uczestnicy pielgrzymki zebrali się na Wzgórzu Wawelskim by po odprawieniu Mszy Świętej udać się w sześciodniowy marsz do Częstochowy.

23pielgrzymka1Około 8,5 tys. pielgrzymów wyruszyło w tym roku z Krakowa. Dodając do tego, iż w tym samym czasie z innych miejsc naszej archidiecezji wyruszają inne lokalne grupy pielgrzymkowe (Oświęcim, Sucha Beskidzka, Chrzanów, Bochnia) to razem ponad 10 tys. pielgrzymów wyrusza w tym samym czasie na pielgrzymi szlak. Zastanawiam się co jest w tym fenomenie pielgrzymki, że mimo tylu niedogodności i wyrzeczeń wielu spośród nas wybiera pielgrzymkę jako udaną formę spędzenia wakacji, urlopu, wolnego czasu czy chęci przeżycia przygody i sprawdzenia siebie a może są to dobre rekolekcje w drodze?

23pielgrzymka2Byłem w dniu przybycia pątników do Częstochowy, widziałem inne grupy z całej Polski. Akurat w południe przybyli pielgrzymi z Podlasia (Białystok, Suwałki , Ełk, Augustów, Pisz, Giżycko). Od godziny 15 wchodzi nasza pielgrzymka. Prowadzi ją Główny Przewodnik JE ks. kardynał Stanisław Dziwisz. Po naszych grupach wchodzą pielgrzymi z Pomorza, Warmii i Mazur (Elbląg, Malbork, Hel, Kwidzyn, Iława). Krótko przed 19 zakończył się przemarsz pielgrzymich grup które w tym dniu miały swoje przybycie. Wielkimi brawami witamy (my krakowianie) liczne grupy z północy. Uświadamiamy sobie dopiero teraz z jak daleka Oni przybyli. Przecież my to mamy spacerek (co to jest sześć dni – sam chodziłem na pielgrzymki więc mogę tak napisać), tamci mają po 16, 19 dni! Ich wysiłek to jest dopiero wyczyn. Chylimy czoła przed pielgrzymami z Pomorza i Podlasia.

Po Mszy Świętej, która kończy oficjalnie pielgrzymkę wracamy do swoich domów może trochę niewyspani, zmęczeni, ale jakże szczęśliwi, że mogliśmy tu być razem i że na drugi rok pójdziemy znowu razem na Jasną Górę.

Zapraszamy do obejrzenia całego fotoreportażu:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/15Sierpnia201302

miroslawborutaMirosław Boruta

Kolejne sierpniowe spotkanie w Krakowskim Klubie Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki (14 sierpnia) przebiegło „pod dyktando” bieżących wydarzeń.

Dopiero co przeżywaliśmy wymarsz Pierwszej Kadrowej, a tu już „jubileuszowa” – bo 40-sta – Miesięcznica Smoleńska a po jej zakończeniu przejście Drogą Królewską do Rynku Głównego na pikietę przeciwko „rządom” (bo trudno nie napisać tego wyrazu w cudzysłowie) Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. We wtorek rano natomiast uroczystości w urodziny Patrona naszego Klubu, profesora Janusza Kurtyki (Msza Święta i spotkanie przy grobie) oraz złożenie wiązanki kwiatów od Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej na pomniku Krakowskich Orląt (za dwa dni bowiem – 15 sierpnia – święto wielkiego zwycięstwa Polaków nad Rosjanami).

O tych wszystkich wydarzeniach przeczytają Państwo (i obejrzą filmy oraz zdjęcia) na stronach Krakowa Niezależnego.

SW Klubie dominowały natomiast opowieści z dopiero co zakończonego Marszu Szlakiem Pierwszej Kompanii Kadrowej a wzięli w nim udział przecież i nasi Klubowicze: pp. Teresa Biernacka, Bogumił Gostkowski i Kazimierz Krzywda (na fotografii obok).

Omawialiśmy także przygotowania do wizyty w Krakowie (a właściwie dwóch wizyt) Telewizji Republika.

Bardzo się z tych odwiedzin cieszymy, przygotowania idą pełną parą, egzemplarze naszej gazety (Gazeta Polska Codziennie) w pogotowiu (na fotografii poniżej).

SOby z korzyścią nie tylko dla naszego środowiska i samej Telewizji Republika, ale także dla Krakowian i Gości Naszego Miasta. Warto w tym miejscu przypomnieć słowa redaktora Tomasza Sakiewicza dla portalu niezalezna.pl: "Sukces Telewizji Republika spowoduje, że w Polsce rozpocznie się prawdziwa debata. To z kolei oznacza, że cały system polityczny III RP rozpadnie się bo był oparty na kłamstwie. Jeżeli pęknie choć w jednym miejscu to poprzez ten wyłom przejdzie szeroka rzeka".

Ostatnim punktem spotkania były przygotowania do wyjazdu 14 września do Warszawy, szczegóły znajdą Państwo tutaj:
https://www.krakowniezalezny.pl/11-14-wrzesnia-warszawa-najwieksza-od-1989-roku-manifestacja

stefanbudziaszekStefan Budziaszek

Arogancja sprzedajnych i skorumpowanych sędziów i prokuratorów - to motto jednego z wystąpień przewodniczącego Związku Konfederatów Polski Niepodległej 1979-1989, p. Krzysztofa Bzdyla 10 sierpnia 2013 roku na Rynku Głównym w Krakowie. Film ten dopełnia relację zamieszczoną pod linkiem:
https://www.krakowniezalezny.pl/jak-platforma-obywatelska-niszczy-i-likwiduje-polske


http://www.youtube.com/watch?v=bwd2DEvIka0

miroslawborutaMirosław Boruta

13 sierpnia 1960 roku urodził się w Krakowie Janusz Kurtyka, polski historyk, dr hab. nauk historycznych, od 2005 do 2010 roku  prezes Instytutu Pamięci Narodowej. Zginął tragicznie 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku, na kilka miesięcy przed swoimi 50-tymi urodzinami. Jego imię nosi Krakowski Klub Gazety Polskiej.

SZ tej racji - a także reprezentując w tym dniu Rodzinę Zmarłego - Klubowicze uczestniczyli we Mszy Świętej w kościele OO. Karmelitów przy ul. Rakowickiej 18 (fot. Mirosław Boruta), a potem wspólnie modlili się i składali kwiaty na grobie śp. Janusza Kurtyki w Alei Zasłużonych Cmentarza Rakowickiego. Wraz z nami byli tam także Krakowianie i Goście Naszego Miasta, pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej z wicedyrektorem Oddziału Krakowskiego, p. Janem Basterem, Klubowicze z Nowohuckiego Klubu Gazety Polskiej z przewodniczącym, p. Tomaszem Orłowskim oraz Związek Konfederatów Polski Niepodległej 1979-1989.

Przewodniczący Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki odczytał także okolicznościowe słowa p. dr Zuzanny Kurtyki, ich treść poniżej:

20130813jk2Szanowni Państwo,
z całego serca dziękuję za Państwa obecność i pamięć o moim mężu. Tym bardziej dziękuję, że nie mogę być dzisiaj razem z Wami (fot. p. Zbigniew Galicki).
Chciałabym bardzo byście, tak jak ja, byli przekonani, że Janusz Kurtyka, choć tak skromny, był wyjątkowym człowiekiem.
Był tytanem pracy, Mimo, ze od jego śmierci minęło już trzy lata ciągle odzywają się nowi ludzie, ciągle pojawiają się nowe publikacje i kończą projekty, które rozpoczął.
Dopiero co doświadczyłam tego na Ukrainie, a parę dni temu dostałam też dowody wdzięczności i upamiętnienia z Rumunii.
Zginął w najbardziej twórczym wieku dla człowieka i żal bardzo tego co mógłby jeszcze dokonać a nie zdążył.
I tak bardzo go brakuje....
Dziękuję za pamięć i modlitwę.
I za Wasze wsparcie.
Zuzanna Kurtyka

20130813pkoPo zakończeniu tej uroczystości Krakowscy Klubowicze i członkowie Związku Konfederatów uczcili młodych bohaterów polskich walk o niepodległość Ojczyzny z lat 1914-1920 na pobliskim Cmentarzu Wojskowym przy Pomniku Krakowskich Orląt. Tam również złożyliśmy wiązankę kwiatów i pomodlili się za dusze Bohaterów (fot. p. Zbigniew Galicki). Na zakończenie nie zabrało również i pieśni legionowej.

Warto przypomnieć (za: Wikipedią), że Pomnik Orląt Krakowskich, odsłonięty w 1926 roku dedykowany był młodzieży szkół średnich Kuratorium Okręgu Krakowskiego. Na tablicach znajdujących się na pomniku wymieniono uczniów kilkudziesięciu gimnazjów i seminariów nauczycielskich w Krakowie, w Białej, Chrzanowie, Gorlicach, Częstochowie, Jaśle, Miechowie, Kielcach, Myślenicach, Nowym Targu, Olkuszu, Ostrowcu, Radomiu, Sosnowcu, Solcu, Starym Sączu, Sandomierzu, Tarnowie i Wieliczce, Zawierciu.

Zapraszamy do obejrzenia albumu "okolicznościowych" zdjęć autorstwa p. Alicji Rostockiej:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/14Sierpnia2013

miroslawborutaMirosław Boruta

12 sierpnia członkowie i sympatycy Małopolskiego Towarzystwa Genealogicznego mieli okazję uczestniczyć w warsztatach, lekcjach archiwalnych przybliżających przydatność zasobu Archiwum Narodowego w Krakowie (Oddział I - Kraków, Zamek Wawel) dla poszukiwań genealogicznych. Zbiory pokazywał nam p. mgr Wiesław Filipczyk, kierownik Oddziału.
 
archiwumnarodoweJuż niebawem - 2 września - Archiwum Narodowe w Krakowie obchodzić będzie 135 rocznicę rozpoczęcia działalności, wówczas w 1878 roku, jako Krajowe Archiwum Aktów Grodzkich i Ziemskich w Krakowie. W zbiorach placówki znajdują się akta staropolskie grodzkie i ziemskie, archiwa rodów i rodzin oraz kolekcje i zbiory (np. Teki Antoniego Schneidera).

Zapraszamy do obejrzenia galerii zdjęć ze szkolenia na którą składają się fotografie autorstwa pp. Mirosława Boruty (fot. 1- 32) i Janusza Bzowskiego (fot. 33-173):
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/12Sierpnia2013

A na stronach Krakowa Niezależnego znajdą Państwo informacje o comiesięcznych spotkaniach MTG.

miroslawborutaMirosław Boruta

Nie wolno Polce, nie wolno Polakowi głosować na polityków Platformy Obywatelskiej.

20130810zpo1Czy Polacy mogą sobie pozwolić dalej na pozostawanie biernymi wobec spraw publicznych? Jak przekonać siebie i innych do aktywności? Jak otworzyć oczy zagubionym i oszukanym przez kłamstwa propagandy polskojęzycznych, bo przecież nie polskich mediów? Jak przygotować się do zmian i jak je przeprowadzić? Przede wszystkim wygrać wybory!
Ale jak, jakim sposobem docierać do potencjalnych wyborców? Może właśnie tak (fot. powyżej Zbigniew Galicki)...

20130810zpo210 sierpnia wieczorem Związek Konfederatów Polski Niepodległej 1979-1989, przy współudziale Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki, zaprosił Krakowian i Gości Naszego Miasta na manifestację w obronie niszczonego i stopniowo likwidowanego - przez rząd Donalda Tuska i parlamentarzystów Platformy Obywatelskiej oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego - Państwa Polskiego.

Manifestacja rozpoczęła się na placu im. Ojca Adama Studzińskiego (u wylotu ul. Grodzkiej pod Wawelem) natychmiast po zakończeniu uroczystości 40-tej Miesięcznicy Smoleńskiej. Ze śpiewem i hasłami przeszliśmy ul. Grodzką wokół Rynku Głównego aż pod krakowski Ratusz (fot.powyżej Zbigniew Galicki).

20130810zpo3Do licznie zebranych przemawiali: Krzysztof Bzdyl, przewodniczący Związku Konfederatów Polski Niepodległej 1979-1989, dr Mirosław Boruta, przewodniczący Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki oraz Jacek Smagowicz z Komisji Krajowej Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Entuzjazm zebranych, wspaniałą parafrazą wiersza Juliana Tuwima " Całujcie mnie wszyscy w d…" wzbudziła aktorka Teatru "Stańczyk", p. Sława Bednarczyk (fot. powyżej p. Anna Loch). Całość wzbogacona została poprzez fragmenty piosenek i antypeolskie hasła.

Jak napisał w zaproszeniu p. Krzysztof Bzdyl: "zlikwidujmy ich poprzez mądre decyzje wyborcze zanim oni zlikwidują Polskę".

Zapraszamy do obejrzenia relacji filmowej autorstwa p. Stefana Budziaszka:
http://www.youtube.com/watch?v=Ml0Voo5sUnM

miroslawborutaMirosław Boruta

Fot. w tekście p. Zbigniew Galicki 

10 sierpnia o godz. 17:00 przy Sarkofagu Pary Prezydenckiej odmówiona została modlitwa w intencji Ofiar Tragedii Smoleńskiej, którą prowadził o.  Józef Kachel OMF.

20130810ms1Na sarkofagu złożono także wiązanki kwiatów od: Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie, Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki oraz Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” Regionu Małopolska.

O 17:30 w Archikatedrze Wawelskiej odprawiona została Msza Święta w intencji śp. Pary Prezydenckiej – Lecha i Marii Kaczyńskich oraz Wszystkich Ofiar Tragedii Smoleńskiej. Piękną homilię o Polsce jako wartości wygłosił proboszcz parafii, ks. prałat Zdzisław Sochacki.  Mszę Świętą zamówił Krakowski Klub Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki.

20130810ms2Po niej odbyło się przejście wieluset osób - Krakowian i Gości Naszego Miasta pod Krzyż Narodowej Pamięci – Krzyż Katyński, złożenie wiązanek kwiatów, zapalenie 96 białych i czerwonych zniczy oraz modlitwa i rozważania poświęcone pamięci Ofiar i Polsce. Te ostatnie wygłosił wiceprzewodniczący Klubu, p. Marek Michno. Do listy patriotycznych organizacji, które wzięły udział w uroczystościach dopisać należy także Krakowski Klub Gazety Polskiej w Nowej Hucie oraz Związek Konfederatów Polski Niepodległej 1979-1989.

I jeszcze linka do filmu autorstwa p. Stefana Budziaszka:
http://www.youtube.com/watch?v=UUvtywF1Hk8

Publikujemy także treść Apelu, który został odczytany w środowiskach Klubów Gazety Polskiej we wszystkich miejscach obchodów 40-tej Miesięcznicy Smoleńskiej. W Krakowie uczynił to prezes Klubów, p. Ryszard Kapuściński:

20130810ms3Czterdzieści miesięcy temu Polacy przeżyli jeden z największych koszmarów w swojej historii. Zginęło przywództwo państwa i wojska . Tymczasem rząd robił wszystko co mógł by przypodobać się podejrzanym o dokonanie zbrodni Rosjanom. Dzisiaj widać jak bardzo nasz prezydent i towarzyszące mu osoby zostały zdradzone a ich pamięć sponiewierana. Osobistą odpowiedzialność za to ponosi premier Donald Tusk. Przez sześć lat utrzymał się u władzy dzięki oszukiwaniu wyborców.

Polacy już nie chcą być oszukiwani. Największe organizacje związkowe z Solidarnością na czele i społeczne,  z klubami Gazety Polskiej umówiły się, że we wrześniu dojdzie do masowych protestów przeciwko skompromitowanym rządom. My zaczniemy nasz protest  już od Mszy Św. W Katedrze Warszawskiej   i w wielu kościołach w Polsce oraz  marszy pamięci. Od 11 września wspieramy działania związkowców. 14 września gromadzimy się w Warszawie na ogólnopolskim marszu. Domagamy się ustąpienia tego rządu.

Nie zgadzamy się na urzędowo zadeklarowane kłamstwa, na niszczenie polskiej gospodarki, osłabianie armii i zanik podstawowych funkcji państwa. Teraz nadchodzi czas rozliczenia tych, którzy wybijali się na kariery kosztem Polski. Niech odejdą w złej sławie.

Kluby Gazety Polskiej

miroslawborutaMirosław Boruta

Rok 2013 Rokiem Witolda Lutosławskiego

Wakacyjny Kraków potrafi zauroczyć, a już pomysłami muzycznymi szczególnie. A z pewnością był takim urokliwym wieczór poświęcony Witoldowi Lutosławskiemu i jego kompozycjom (tak zwanym "mniej poważnym") tworzonym pod pseudonimem "Derwid".

piosenkiderwidaTo właśnie na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych powstały takie niezapomniane przeboje jak: Cyrk jedzie (1957) – wykonawca Sława Przybylska; Czarownica (1957) – wykonawca Regina Bielska; Daleka podróż (1957) – wykonawca Sława Przybylska; Milczące serca (1957) – wykonawca Jerzy Michotek; Jak zdobywać serduszka (1958) – wykonawca Jerzy Michotek; Warszawski dorożkarz (1958) – wykonawca Olgierd Buczek (fot. za: 4evermusic.pl); Nie oczekuję dziś nikogo (1959) – wykonawca Rena Rolska; Tabu (1959) – wykonawca Halina Kunicka; Plamy na słońcu (1961) – wykonawca Ludmiła Jakubczak; Tylko to słowo (1961) – wykonawca Tadeusz Woźniakowski czy W naszym pustym pokoju hula wiatr (1961) – wykonawca Wiesława Drojecka (za: studiomts.pl).

letnifestwiallutoslawskiTym większa zasługa organizatorów koncertu „Lutosławki–Retuned”, który odbył się 8 sierpnia 2013 roku w Starej Zajezdni przy  ul. Świętego Wawrzyńca 12 w Krakowie (aż chce się napisać "w cieniu majestatycznej Bazyliki Bożego Ciała"), pp. Aranki i Aleksandra Małkiewiczów z Cracovia Andante (www.cracoviaandante.com.pl), że w ten wieczór wprowadzili nas także - to oczywiście Ich a nie moje słowa:

"W klasyczno-jazzową interpretacją dzieł, przygotowaną specjalnie na Rok Lutosławskiego, obchodzony w setną rocznicę urodzin Kompozytora. Na program koncertu złożyły się „Preludia taneczne”, w oryginale napisane przez Lutosławskiego na klarnet z fortepianem, które tutaj, dzięki interpretacji muzyków, reprezentujących na co dzień odmienne środowiska twórcze (muzyka klasyczna, jazz, gospel) zyskują nowe, niepowtarzalne brzmienie i oryginalną interpretację nieklasyczną. Warto przy tym zauważyć, iż w linii klarnetu zostaje w całości tekst oryginalnie napisany przez Lutosławskiego, jednakże w wykonaniu Trio wzbogacony jest licznymi improwizacjami jazzowymi".

SW czwartkowym koncercie – w obu jego częściach – zagrali: Gość Specjalny – Roby Lakatos  (urodzony w 1965 roku na Węgrzech w rodzinie znakomitych muzyków, potomków legendarnego wirtuoza Janosa Bihariego – "Króla Cygańskich Skrzypków") – skrzypce; Michał Heller – perkusja; Szymon Klima – klarnet; Adam Kowalewski – kontrabas oraz Piotr Wyleżoł – fortepian.

(Od Redakcji): Dziękujemy Organizatorom nie tylko za koncert i niezapomniane chwile, ale także i za możliwość objęcia tej imprezy patronatem medialnym "Krakowa Niezależnego" 😉 

I jeszcze linka do kilkunastu "komórkowych" zdjęć:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/8Sierpnia2013

miroslawborutaMirosław Boruta

7 sierpnia 2013 roku to w Krakowie sam środek upalnego lata. W KKK - Klubie Kulturalnym „Kabaret” przy ulicy Krakowskiej 5, gdzie spotyka się w każdą środę o 17:00 Krakowski Klub Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki, jest także gorąco.

SA powodem tego jest dyskusja o mediach. O wolności mediów w Polsce, ich roli, zasięgu, o mocnych i słabszych stronach telewizji: „Republika” i „Trwam”.

Jest to ważne szczególnie teraz. Niebawem przyjeżdża z wizytą do Krakowa ekipa Telewizji „Republika” i to przyjeżdża dwukrotnie (16 i 17 sierpnia oraz 24 i 25 sierpnia).

Piszemy o tym także na stronach Krakowa Niezależnego:
https://www.krakowniezalezny.pl/16-17-sierpnia-pitek-sobota-w-60-dni-dookola-polski-z-telewizja-republika
https://www.krakowniezalezny.pl/24-25-sierpnia-sobota-niedziela-w-60-dni-dookola-polski-z-telewizja-republika

STe kameralne – jak to w wakacje 😉 spotkania mają swoją dynamikę. Bo to przecież nie tylko cotygodniowe ogłoszenia, klubowe plany i zamierzenia, ale i sprawy bieżące (choćby najnowsze programy telewizyjne, numery czasopism czy książki) podlegają ocenie klubowego gremium.

A choć reprezentujemy różne zawody i różnorodność życiorysów, nadal i wciąż chodzi nam o Polskę, a to kwestia najważniejsza. Zapraszamy do Klubu!

Anna Maria Kowalska

Namnożyło się nam ostatnio, oj, namnożyło Specjalistów od Wszystkiego i (wy)Znawców Sztuk Wszelakich, którzy zabierają głos w każdej sprawie, niezależnie od tego, czy się znają na rzeczy, czy też nie. Nadając opinii status dogmatu, a tym samym kreując siebie na autorytet – nieustannie starają się pognębić swych oponentów. Co zresztą czynią, rozdając ciosy per fas et nefas. A potem już tylko marzenia o wawrzynie na skroniach. I oczekiwanie na nagrody, finansowe i prestiżowe. A na deser, gdy trzeba – buzia w ciup, a rączki w małdrzyk. Uciśniona niewinność, skrzywdzona przez kogoś, kto tylko powiedział parę słów prawdy...

Hochsztaplerzy z reguły chadzają stadami. Kiedy się ujawniają? Weźmy pierwszy z brzegu, hipotetyczny przykład: oto wiekowy już naukowiec o nieposzlakowanej opinii i sporej renomie (coraz mniej takich!), poproszony o zabranie głosu w dyskusji publicznej, przedstawia ocenę sytuacji w zgodzie z prawdą, posiadaną wiedzą i prawym sumieniem. W normalnych warunkach opinia ta zostałaby potraktowana jak autorytatywny sąd, którego kwestionowanie wzbudziłoby odruch stukania się palcem w czoło – gdyż jedynie na taką reakcję ów gest zasługuje. Zazwyczaj jednak prawda, do której odwołuje się specjalista, kłóci się z narracją, proponowaną przez wpływowe grupy nacisku. Jest dla tych grup maksymalnie niewygodna, nie do utrzymania w medialnej – zwłaszcza zaś realnej – rzeczywistości. I wtedy się zaczyna. W jednym momencie ze specjalisty robi się wroga numer jeden, a do akcji wkracza stado hochsztaplerów do wynajęcia.

Zaczyna się „dyskusja” na portalach. Łącza rozgrzane do czerwoności. Najpierw wyskakują trolle. Jest ich teoretycznie paru, praktycznie zaś może to być jedna i ta sama osoba, podpisująca się rozmaitymi pseudonimami – i zmieniająca płeć co pół minuty. Gdy już do woli poobrażają i zniesławią naukowca, lub, znając prawdę i występując przeciw niej sprytnie odsądzą go od czci i wiary – przychodzi czas na przygważdżającą wypowiedź użytecznego „kolegi po fachu”, który zna się na rzeczy tyle, co kura na pieprzu. Owszem, ma dyplom podobnego typu uczelni – ale interesuje się czymś zupełnie odmiennym, a zagadnień, o których mowa – nie badał nigdy! Oczywiście, z osobliwie wstrętną erudycją odwraca kota ogonem, robiąc z autentycznego specjalisty „oszołoma”. Trolle dziękują „jak najserdeczniej” za „właściwe” naświetlenie sprawy. I tyle! Grupy wpływowe się cieszą, przeciwnik został zneutralizowany. Skutecznie się z nim rozprawiono. Dziesięć razy się zastanowi, zanim znów zdecyduje się na jakąkolwiek wypowiedź w mediach.

Zresztą – więcej propozycji nie będzie. Propozycja była tylko po to, by go wykończyć. Jego miejsce zajmie użyteczny hochsztapler. Taki, co to i zaśpiewa, i zatańczy, i wykłady z PR-u poprowadzi, gdy trzeba – a gdy nie trzeba – wystąpi jako rzecznik „naukowego światopoglądu”. A im bardziej będzie bredził – z tym większą atencją pochylą się nad jego tzw. „naukowością” tzw. „dziennikarze”.

krakowniezaleznymkInformacja własna

Bez mała 400 osób uczestniczy w 48-ym a 33-im po II wojnie światowej Marszu Szlakiem I Kompanii Kadrowej Józefa Piłsudskiego.

20130806mpkMarsz z Krakowa do Kielc dotarł wczoraj (we wtorek, 6 sierpnia) do Michałowic.

Tam odbyły się uroczystości upamiętniające obalenie słupów granicznych dzielących Ziemie Polskie pomiędzy austriackiego i rosyjskiego zaborcę - a później do Słomnik.

Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji p. Alicji Rostockiej:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/6Sierpnia2013

miroslawborutastefanbudziaszekMirosław Boruta, Stefan Budziaszek

XLVIII (33. po wojnie) Marsz Szlakiem I Kompanii Kadrowej

Pierwsza Kadrowa – najlepsi Polacy i żołnierze Jozefa Piłsudskiego, zalążek Legionów Polskich i Wojska Polskiego, przed bez mała wiekiem wyruszyli po polską wolność. Już w okresie niepodległej, II Rzeczypospolitej Polskiej odbywały się marsze upamiętniające to wydarzenie.

Powrócono do tej tradycji w roku wolności – roku 1981. Warto także zaznaczyć jak ważną wymowę patriotyczną, miało organizowanie Marszu w latach osiemdziesiątych (pomimo represji ze strony "władz").

W przeddzień wymarszu – 5 sierpnia 2013 roku odbyły się w Krakowie uroczystości z których fotorelację, autorstwa pp. Alicji Rostockiej (fot. 1-7, 11-38), Mirosława Boruty (fot. 8-10, 41), Jana Lorka (fot. 39-40) i Marcina Pałysa (fot. 42-45) z radością zamieszczamy:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/5Sierpnia2013

Warto dodać, że delegacje miasta a także wielu środowisk patriotycznych (w tym Prawa i Sprawiedliwości oraz Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki) złożyły wieńce i wiązanki kwiatów na grobach śp. Marszałka Józefa Piłsudskiego i śp. Pary Prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich.

prezydentowakaczorowskaWe Mszy Świętej (oraz następujących po niej uroczystościach) wzięli także udział m.in.: wdowa po śp. Prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie, p. Ryszardzie Kaczorowskim – p. Karolina Kaczorowska (fot. p. Alicja Rostocka); wdowa po prezesie Instytutu Pamięci Narodowej,  prof. Januszu Kurtyce, p. dr Zuzanna Kurtyka; wdowa po Prezesie Narodowego Banku Polskiego, p. Dorota Skrzypek; bratanek pułkownika Leopolda Lisa-Kuli, p. dr Krzysztof Kula a także wicemarszałek Senatu, p. Stanisław Karczewski (Prawo i Sprawiedliwość).

Po zakończenie marszu, na krakowskim Małym Rynku, przy znakomitej pogodzie i frekwencji odbyła się 48-ma "Lekcja śpiewania" pieśni patriotycznych, z udziałem artystów krakowskiego kabaretu Loch Camelot.

Zapraszamy serdecznie do obejrzenia dwuczęściowej relacji filmowej (a w tym  wywiadów):
http://www.youtube.com/watch?v=qAtW5zeO-Oc

http://www.youtube.com/watch?v=afwPbjPGIdA

bartoszstawiarski2Bartosz Stawiarski

Jako przedsmak nadchodzącego kulturalnego wydarzenia "Letni Festiwal Muzyki i Tańca" polecam do wypromowania bratnią pieśń sławiącą przyjaźń polsko-węgierską w wydaniu zespołu Hungarica - no, może nieco inną w klimacie muzycznym 😉

Tytuł płyty "Test es ver" oznacza "Ciało i krew". Stąd ciekawostka słowotwórcza: "testver" pisane razem oznacza "brat rodzony" lub "bliski przyjaciel":
http://www.youtube.com/watch?v=zMO4Vja-HfY

maciejmiezianMaciej Miezian

Motto:
Uczyć się, uczyć, jeszcze raz uczyć
W. Lenin

W III RP, tak jak w PRL, człowiek codziennie uczy się czegoś nowego. Na przykład ostatnio media doniosły o ataku na red. Miecugowa, któremu młody rozemocjonowany człowiek dwukrotnie próbował zrobić coś, co w moich czasach nazywało się „muką” albo „helikopterem”, ale bodajże ani razu nie trafił. Ze zdumieniem więc przecierałem oczy, gdy dowiedziałem się, o co chcą go oskarżyć.

Pierwszy z paragrafów mówi o zakłócaniu imprezy masowej. Ale – jak  zauważyli komentatorzy – skoro impreza odbywa się pod hasłem „Róbta, co chceta”, to młody człowiek poszedł tylko za wskazaniami organizatorów. Ponadto kierował się słowami twórcy festiwalu, Jerzego Owsiaka, który przy innej okazji powiedział: „Jestem pacyfistą, ale mogę teraz z "baśki" przyłożyć. Niech tylko Wałęsa wskaże, komu”. Zatem to, co przydarzyło się red. Miecugowowi w pełni mieści się w formule „Przystanku Woodstock”, którego hasłami były przecież: miłość, tolerancja i wspomniany przed chwilą pacyfizm.

Prawo jednak jest prawem i sprawcę skazać trzeba, choć z tym w naszym kraju różnie bywa. Miejmy jednak nadzieję, że – w przeciwieństwie do wystąpienia Janusza Palikota zakłócającego wiec Jarosława Kaczyńskiego w Lublinie, pląsów Człowieka-Motyla wokół procesji Bożego Ciała w Łodzi czy podarcia Biblii przez Nergala – sąd tym razem stanie na wysokości zadania i nie będzie zasłaniał się „małą szkodliwością czynu”. Możemy liczyć, że woodstockowy napastnik skończy zakuty w dyby w lochach pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów lub w gmachu przy ul. Wiertniczej, gdzie do końca życia będzie oglądał tylko TVN24 i wszystkie powtórki programów red. Miecugowa.
  
O wiele ciekawszy, także dla mnie jako autora piszącego na portalu „Kraków Niezależny”, jest drugi zarzut, który chce się postawić młodemu człowiekowi. Ten zwolennik Janusza Korwina Mikkego (bo tym razem nie jest to ani „moher”, ani PiSior, choć, oczywiście, Jarosław Kaczyński odpowiada za „stworzenie atmosfery”), będzie karany za… zmuszenie red. Miecugowa do napisania artykułu! Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale doniesienia prasowe mówią jasno o zarzucie „używania przemocy w celu zmuszenia dziennikarza do opublikowania lub zaniechania opublikowania materiału prasowego”. Faktycznie – redaktorowi Miecugowowi będzie wypadało coś o całym zajściu napisać, a może nie bardzo mu się chce albo nie ma czasu? Przecież są wakacje, gonią terminy, a ty, człowieku, teraz pisz, udzielaj wywiadów, tweetuj, zamieszczaj na fejsiku...! A może redaktor miał inne plany na te letnie dni? Kara słusznie się draniowi należy.

Od razu też zacząłem się zastanawiać nad swoją sytuacją, bo człowiek codziennie się czegoś uczy. Czy jeśli na ulicy podchodzi do mnie Mirosław Boruta i mówi: „Napisz coś o tym do Krakowa Niezależnego”, to mam do czynienia z przypadkiem „używania przemocy w celu zmuszenia dziennikarza do opublikowania materiału prasowego” (bo nie wypada mi odmówić), czy też jest to przyjacielskie ponaglenie (bo chyba nie jawne „wymuszenie rozbójnicze” ?). Niby Boruta nie bije, ale – te jego oczy! Zdają się w nich płonąć łuny nad komitetami, błąkać bandy Łupaszki i Warszyca, kryć się na barykadach warszawscy powstańcy... Presja jest nie do zniesienia. 

Ale – dość. Nie dam się więcej szantażować. „Są jeszcze sądy w Warszawie” – jak pisał na tweeterze Radek Sikorski. A i paragraf – jak mawiał ktoś inny – znajdzie się na człowieka. Od dziś piszę swoje artykuły (lub nie piszę – bo prawo daje mi i takie możliwości) do „Krakowa Niezależnego” tylko wtedy, gdy mam na to ochotę. Jak na przykład tym razem.

miroslawborutaMirosław Boruta

Wczorajsza promocja najnowszego albumu Wydawnictwa „Biały Kruk” – „Kardynał polskich serc” była niezwykle udana. To nic, że upał, to nic, że to środek wakacji. Miłość do kardynała Stanisława Nagy'ego i wartości, które wyznawał i upowszechniał okazała się dużo silniejsza. Pełne łagiewnickie audytorium dobitnie o tym świadczyło.

kardynalpolskichserc1Za stołem na scenie zasiedli: m.in. bp Jan Zając, kustosz Sanktuarium Bożego Miłosierdzia; p. Jolanta Sosnowska, autorka tekstu albumu  i p. Adam Bujak, autor części zdjęć; posłowie Prawa i Sprawiedliwości: Antoni Macierewicz i Krzysztof Szczerski, prof. Janusz Kawecki, przewodniczący Zespołu Wspierania Radia Maryja oraz rodzina i współpracownicy Księdza Kardynała.

I choć spotkanie trwało długo, bo blisko trzy godziny nikt tych modlitewnych, artystycznych i wspomnieniowych chwil nie żałował. Wprost przeciwnie, gdy zabrakło Kardynała, tak często biorącego udział w promocjach wydawnictw „Białego Kruka” wszyscy mówcy postawili sobie poprzeczkę bardzo wysoko i wszyscy dobrze, a nawet doskonale (jak minister Antoni Macierewicz) wypełnili swoje zadanie. Dla Ciebie Drogi Księże Kardynale, który – tak jak na okładkowym zdjęciu – słuchasz tego co mówimy i nie pozwalasz by „zginęła, kiedy my żyjemy”.

STrzeba tutaj dodać, że podczas promocji książek wydawnictwa na ekranie za sceną wyświetlane są niektóre strony książek.

Niesamowite wrażenie robią momenty, gdy słowa mówców zgrywają się z zawartością zdjęć, a tak było gdy wspominano śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego a naszym oczom ukazywało się zdjęcie dekoracji Księdza Kardynała przez Prezydenta Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Obaj przecież tak bardzo wzajemnie się szanowali.

Informacje o albumie oraz relację z jego promocji znajdą Państwo na stronach wydawnictwa:
http://www.bialykruk.pl/article.php?aid=698&dd=1
http://www.bialykruk.pl/article.php?aid=699&dd=1
a linkę do kilkunastu „komórkowych” zdjęć z uroczystości tutaj:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/2Sierpnia2013

Przemysław Radzyński

„Niektórzy sugerują, że powinienem ich podać do sądu, jak ma to w zwyczaju ich guru, znany nadredaktor. Ja jednak nie preferuję takich metod, wolę po chrześcijańsku im przebaczyć i modlić sie za nich. Na medialną pięść kłamstwa odpowiadać chlebem prawdy” - mówi w rozmowie z KAI ks. dr hab. Dariusz Oko.

Wykładowca Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie komentuje publikacje „Polityki” i „Gazety Wyborczej”, w których zarzuca się mu „homoobsesję”.

KAI: Jak odbiera Ksiądz wczorajsze publikacje na swój temat – artykuł Krzysztofa Burnetki „Co się stało księdzu Oko” („Polityka” nr 31/2013) i komentarz Katarzyny Wiśniewskiej w portalu „Gazety Wyborczej”, w których zarzuca się Księdzu „homoobsesję”?

Ks. dr hab. Dariusz Oko: Jako szczególne potwierdzenie i wyróżnienie, w myśl maila, który właśnie otrzymałem od znajomego, znakomitego profesora Uniwersytetu Warszawskiego: „Gratuluję też oplucia w Polityce, to spora nobilitacja dla porządnego człowieka w ogóle, a dla kapłana w szczególności. Na pewno nie jest to przyjemne, ale świadczy o tym, że dużo Księdzu zawdzięczamy. Niech Bóg umacnia, św. Ignacy wyprasza łaski i Matka Najświętsza czuwa nad Księdzem”. Tak reagują także inni przyjaciele. Jeżeli media i publicyści, którzy na co dzień zawodowo zajmują się walką z Kościołem i papieżem, którzy codziennie atakują ich nauczanie, dla których idolem jest ks. Lemański, natomiast obiektem nienawiści Episkopat, a zwłaszcza tacy arcybiskupi, jak Hoser czy Michalik, teraz zbiorowo atakują mnie, można tylko się cieszyć, bo zaiste znalazłem się w znakomitym towarzystwie. Jeżeli z taką zajadłością lżą mnie najwięksi wrogowie Kościoła, to widocznie bardzo dobrze mu służę, to widocznie jestem poważną zawadą w ich planach.

KAI: Jakie zarzuty uważa Ksiądz za nieprawdziwe i najbardziej krzywdzące?

- Chyba manipulacje niezawodnej pani Wiśniewskiej, jej już trwałe stoczenie się do poziomu prymitywnego tabloidu, jej wulgarny język i insynuacje, które szpecą zwłaszcza kobietę, np. określenie „gejożerca”. Mowa nienawiści w czystej postaci. Telewizja TVN przeprowadziła przedwczoraj ze mną wywiad, w którym zrobiłem mikro-wykład o papiestwie, przez kilka minut powiedziałem chyba około stu zdań, z jakich stacja ta wybrała tylko kilka „najlżejszych”, najłatwiejszych dla widzów, ale wyrwanych z całego kontekstu. I to one stają się podstawą do frontalnego ataku na mnie. Tymczasem również przedwczoraj byłem gościem programu „Tak czy nie” pani Agnieszki Gozdyry w Polsat News, w którym wypowiadałem się także na ten temat wywiadu papieża Franciszka przez około kwadrans, zrobiłem jakby mini-wykład na temat znaczenia jego nauczania. Postawiłem tezy, które stoją w oczywistej sprzeczności z tekstem pani Wiśniewskiej. Moją interpretację potwierdziły komentarze Radia Watykańskiego i KAI. Jednak o tej audycji i o tych komentarzach redaktorka Gazety Wyborczej nie wspomina już ani słowem. Czy może być bardziej wyraźny przykład dziennikarskiej nieuczciwości, dążenia do „dołożenia” znienawidzonemu księdzu za wszelką cenę, wszelkimi, najbardziej nawet niegodziwymi metodami?

KAI: A artykuł w „Polityce”? Autor na początku tekstu podaje różne przedstawiane często przez Księdza dane - jak np. to, że znaczna część pedofilów to homoseksualiści. Ksiądz znany jest z tego, że zawsze podaje źródła swoich danych, więc trudno zarzucić Mu naukową nierzetelność.

- Oczywiście, jak zawsze, opieram się na solidnych badaniach naukowych, które cytuję i wszystkim chętnie udostępniam. Ale zwłaszcza tutaj ukazuje się ideologiczna twarz naszych przeciwników. Oboje są zagorzałymi wyznawcami ideologii gender, a dla ideologów wiadomo - im bardziej fakty przeczą ich teorii, to tym gorzej dla faktów. Wyśmiewanie i insynuacje są łatwiejsze, niż rzetelne studiowanie, zagłębienie się w problem, ale takie zachowanie świadczy też o intelektualnej mizerii autorów. Przypomina to styl komunistycznych „cyngli” dziennikarskich, którzy dostali zlecenie na kogoś, więc je wykonują. Charakterystyczne jest też główne kryterium wartości teologicznej redaktora Burnetki. Dobry jestem dopóty, dopóki współpracuję z Tygodnikiem Powszechnym, wcielonym złem staję się w momencie, gdy zaczynam rozumieć, czym jest to pismo, krytykuję je i dystansuję się od niego. No ale właśnie dlatego, że przez kilkanaście lat współpracowałem z Redakcją Tygodnika, trudno było mi nie zauważyć, że opinia wielce zaprzyjaźnionego redaktora Adama Michnika, czyli ideologii lewackich, staje się dla niej nieraz ważniejsza, niż zdanie papieża, zwłaszcza w kwestii etyki małżeńskiej czy homo- i genderideologii. To dlatego Tygodnik coraz bardziej zaczyna sie staczać w rejony „kościoła Michnika”, czyli Kościoła umierającego po samo-zainfekowaniu się wirusami ideologii lewackich. To dlatego wielu dawnych czytelników mówi, że uczciwiej byłoby teraz zmienić nazwę „Tygodnik Powszechny” na „Dodatek religijny Gazety Wyborczej”, jego Redakcję przenieść na ulicę Czerską i umieścić obok Redakcji innych dodatków tej gazety - jak na przykład kobiecego genderyzmu, ogrodniczego czy motoryzacyjnego. To przecież także dla ich własnego dobra, przecież tam czuliby się o wiele lepiej, niż w budynku kościelnym.

KAI: Co jest przyczyną tych publikacji właśnie teraz?

- Wyraźnie zacząłem ich uwierać, staję się widocznie jakąś poważną przeszkodą w ofensywie totalitarnej ideologii gender. Jak informują mnie tysiące sympatyków, moje publikacje cieszą się coraz szerszym uznaniem. W ostatnich latach wystąpiłem w programach telewizyjnych, które łącznie miały około 55 milionów widzów. W medialnych pojedynkach nieraz udaje mi się skutecznie stawiać czoło największym wrogom Kościoła, co widać choćby po ich skonfundowanych i wściekłych minach. Nie jest tak łatwo mnie zniszczyć, bo dyskutuję z wielkim spokojem i szacunkiem dla przeciwników na argumenty, a nie na wyzwiska. Popierają mnie i gratulują mi czołowi politycy zarówno partii rządzących, jak i opozycyjnych, podobnie czołowi dziennikarze. Prawie codziennie otrzymuję zaproszenia do nowych wystąpień, wywiadów, wykładów i artykułów - także zagranicą. Kolejni biskupi dziękują mi za moje zmagania i widzą w nich najlepszą inspirację. Tego lewacy i „kościół Michnika” nie mogli już zdzierżyć, taki koncentryczny atak musiał nastąpić.

KAI: Ale kwestionowana jest także naukowość Księdza.

- Za mój esej na temat encykliki „Fides et Ratio” otrzymałem specjalne podziękowanie i błogosławieństwo od bł. Jana Pawła II, zapewne największego filozofa, jaki kiedykolwiek zasiadał na Tronie Piotrowym. Za mój artykuł „Z papieżem przeciw homoherezji” otrzymałem specjalne podziękowanie i błogosławieństwo od Ojca Świętego Benedykta XVI, zapewne największego teologa, jaki kiedykolwiek zasiadał na Tronie Piotrowym. Moim promotorem i opiekunem naukowym od czasów seminarium był i jest ksiądz kardynał prof. Marian Jaworski, jeden z najbliższych przyjaciół bł. Jana Pawła II. Popierał mnie on i popiera we wszystkich moich poczynaniach. Podobnie odnosił się do mnie świętej pamięci ksiądz kardynał prof. Stanisław Nagy SCJ, także jeden z najbliższych przyjaciół bł. Jana Pawła II. Recenzja mojego drugiego doktoratu, z teologii, autorstwa ks. profesora Józefa Tischnera, jest jednym z najpiękniejszych tekstów, jakie napisano o moim tekście. Niedawno na Radzie Wydziału Filozoficznego UPJP2 w Krakowie, w tajnym głosowaniu nad powierzeniem mi kierownictwa Katedry Filozofii Poznania, na 15 głosujących profesorów 15 głosowało na „tak”. A jest to Wydział między innymi ks. Tischnera, ks. abp. Życińskiego, o. Kłoczowskiego, prof. Tarnowskiego i ks. Hellera. No, ale lewacy uważają, że oni zawsze wszystko wiedzą najlepiej - także, co jest naukowe i co jest dobre dla Kościoła. Lepiej, niż profesorowie, lepiej, niż kardynałowie-profesorowie i lepiej, niż papieże-profesorowie. I to mówią ludzie, którzy zwykle są pozbawieni jakiegokolwiek wykształcenia czy to teologicznego, czy to filozoficznego (nie mówiąc już o jakichś osiągnięciach w tych dziedzinach). To jest też wewnętrzna, niejako „konieczna” logika ich ateizmu i lewactwa, chyba jednak jakaś niesamowita pycha i zaślepienie. A wiadomo, „pycha z nieba spycha”.

KAI: Czy podjął/podejmie Ksiądz jakieś działania wobec autorów i mediów publikujących teksty na jego temat?

- Niektórzy sugerują, że powinienem ich podać do sądu, jak ma to w zwyczaju ich guru, znany nadredaktor. Ja jednak nie preferuję takich metod, wolę po chrześcijańsku im przebaczyć i modlić się za nich. Na medialną pięść kłamstwa odpowiadać chlebem prawdy. Zresztą myślę, że składając donosy na mnie, w istocie donieśli na samych siebie, sami siebie już dostatecznie poniżyli i ukarali. Pokazali jakąś smutną, biedną, chorą część swojej duszy. Kiedyś tych tekstów będą bardzo się wstydzić. Pierwszą ofiarą ideologii jest zazwyczaj jej wyznawca, pierwszą ofiarą kłamstwa jest sam kłamca. W dodatku żądając, żeby „hierarchowie przywołali mnie do porządku”, dowiedli, jak bardzo są wyobcowani z Kościoła. Przecież to właśnie ci hierarchowie, kolejni biskupi-ordynariusze, serdecznie zapraszają mnie z wykładami do swoich diecezji. Jaki jest stan umysłu dziennikarzy, których chlebem powszednim są ataki biskupów, a potem jeszcze usiłują im dyktować, kogo oni z kolei mają atakować? Za kogo oni się mają?

KAI: A dlaczego w ogóle zajął się Ksiądz tematyką homo- i gender-ideologii?

- Wszystko zaczęło się w Duszpasterstwie Akademickim, które prowadziłem przez 16 lat. Kiedy ten temat został w nim podjęty, zobaczyłem, że homo-propaganda działa także na wierzących studentów. Zacząłem więc tłumaczyć, przekonywać i tak powstał artykuł Dziesięć argumentów przeciw opublikowany w 2005 roku w Gazecie Wyborczej. Wtedy rozpętała się niesamowita nagonka na mnie, której jakimś echem są i dzisiejsze paszkwile. Tak poznałem też ogrom niegodziwości naszych przeciwników, a tym samym konieczność przeciwstawianiu się złu aż tak wielkiemu. Teraz, kiedy gender-ofensywa rozwija się także w Polsce, kiedy na siłę chce się wprowadzić genderową seksdeprawację do każdej szkoły i do każdego przedszkola, moja postawa okazuje się jakby prorocka. Bardzo przydatne stają się moje doświadczenia i wiedza z Zachodu, moja wierność Kościołowi, moja jasność sądu i zdecydowanie.

KAI: Czy wycofa się Ksiądz z działalności komentatorsko-publicystycznej albo ją jakoś zmieni?

- Na pewno się nie wycofam, bo to byłoby jakby ucieczka Dawida przed Goliatem. Ale oczywiście, jak prawie każdy człowiek, na pewno popełniam jakieś błędy i grzechy. Na każdy temat wiem tylko małą cząstkę, która prawie na pewno jest częściowo błędna, dlatego nieustannie staram się rozwijać, korygować i nawracać. Pomaga mi w tym grono ekspertów, przyjaciół, ale także przeciwnicy. Przecież największy wróg może być dobrym nauczycielem, bo kierowany największą nienawiścią stara się z wielką pasją odkryć i wykorzystać wszystkie nasze słabe punkty. Krytyki uświadomiły mi między innymi, że w moich pierwszych tekstach może za mało był widoczny wielki szacunek, jaki żywię dla każdego człowieka, w tym oczywiście także do osób o skłonnościach homoseksualnych i dla wyznawców lewackich ideologii. A tyle się o nich i od nich nauczyłem przez te 8 lat! Zobaczyłem, jak nieraz strasznie cierpią w konsekwencji swoich błędnych wyborów. Udało mi się chyba poprawić mój język, co widać między innymi w tym, że do moich sympatyków należy teraz także szereg osób nawet o mocnych skłonnościach homoseksualnych, w tym profesorowie uniwersytetów. To są zasadniczo inni ludzie, niż agresywne, polityczne homo-lobby. Wspierają moje działania i teksty właśnie z głębi swojego trudnego, całożyciowego doświadczenia. To mnie szczególnie cieszy, że akurat tacy ludzie uznają, iż te zmagania prowadzę także dla nich i o nich. Przecież do istoty mojego kapłańskiego powołania należy pokorna pomoc siostrom i braciom w tym, co najważniejsze, w budowaniu i pogłębianiu wiecznej wspólnoty z Bogiem i ludźmi. Przede wszystkim służba zbawieniu innych, niezależnie od tego, ile to kosztuje, jaką cenę musi się za to zapłacić.

Ks. dr hab. Dariusz Oko jest kapłanem archidiecezji krakowskiej. Święcenia przyjął w 1985 r. W 1991 r. obronił pracę doktorską z filozofii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Od 1992 r. jest pracownikiem naukowym Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie (dziś Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II). W 1996 r. obronił na PAT pracę doktorską z teologii, a w 2011 r. habilitację z filozofii na UPJP II.

(Od Redakcji): wywiad ten - niejako zwieńczenie dotychczasowych wysiłków księdza dr. hab. Dariusza Oko - publikujemy za zgodą Autora oraz Katolickiej Agencji Informacyjnej, dziękujemy. Inne materiały związane z tym tematem znajdą Państwo na naszych stronach pod tagiem:
https://www.krakowniezalezny.pl/tag/ks-dariusz-oko

SŚwiatowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Małopolska, Muzeum Niepodległości w Warszawie, Muzeum Armii Krajowej oraz Prezydent Miasta Krakowa zaprosiły Krakowian i Gości Naszego Miasta na uroczystości upamiętniające 69-tą rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego i Akcji "Burza".

1 sierpnia o godzinie 17:00 - godzinie „W” rozległ się sygnał syren alarmowych, a następnie w Bazylice Mariackiej odprawiona została koncelebrowana Msza Święta (fot. Mirosław Boruta) w intencji Ojczyzny i żołnierzy poległych za Jej wolność. Przewodził jej i okolicznościową - pełną patriotycznych akcentów homilię - wygłosił ksiądz prałat Jan Pasierbek.

20130801pwPo niej  (fot. Józef Więcek) nastąpił przemarsz na plac Jana Matejki i uroczystości przy Grobie Nieznanego Żołnierza obok Pomnika Grunwaldzkiego z udziałem Wojska Polskiego.

W uroczystościach wzięły udział m.in. delegacje Kombatantów, Prawa i Sprawiedliwości, Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki, Ligi Obrony Suwerenności i Związku Konfederatów Polski Niepodległej 1979-1989.

Po zakończeniu uroczystości spora część uczestników, specjalnym autobusem, pojechała do Muzeum Armii Krajowej na otwarcie wystawy pt. „Kobiety w Powstaniu Warszawskim" oraz spotkanie dydaktyczno-artystyczne pt. „Powstanie 1944. Bitwa o Polskę".

Relację filmową z uroczystości przygotował p. Stefan Budziaszek:
http://www.youtube.com/watch?v=BGcp4NG7TD8

A fotoreportaż, autorstwa p. Józefa Bobeli, obejrzą Państwo tutaj:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/1Sierpnia2013

maciejmiezianMaciej Miezian

Z reguły mieszkaniec Krakowa nie ma czego zazdrościć warszawiakowi, ale przychodzi taki dzień, jak 1 sierpnia i trzeba serca, myśli i czyny poświęcić ukochanej stolicy.

Zatem zgodnie z zaleceniami już rano wywiesiłem narodową flagę, włączyłem TV Republika i ogólnie oddawałem się czynnościom, które postępowi publicyści nazywają „budzeniem demona polskiego nacjonalizmu”. Na koniec bies podkusił mnie jeszcze, by na Salonie24 umieścić radę dla pewnego ogólnie szanowanego profesora i członka Rady Nadzorczej „LOT”, że skoro „motłoch” przeszkadza mu w obchodzeniu rocznicy na Powązkach, to zawsze może to zrobić nad grobem Dirlewagnera, brygadfurera Kamińskiego czy Bacha Zalewskiego. W końcu to też uczestnicy powstania, tyle że - jakby to ujął Adam Michnik – będący „po drugiej stronie historycznego sporu”. Na koniec kliknąłem „zapisz” i zadowolony poszedłem na mszę do Kościoła Mariackiego, pewien, że mi tę notkę  skasują. A ona znalazła się na pierwszym miejscu i rozpętała burzę, o której jeszcze nic nie wiedziałem.

Wyszedłem z domu trochę za późno i wycie syren o godzinie „W” zastało mnie przy kościele św. Krzyża. Stanąłem tak jak inni (poza jakimś „młodym-wykształconym” – typową ofiarą obcinania lekcji historii – który szedł i tak zawzięcie rozmawiał przez komórkę, że nie zauważył, co się wokół dzieje).

Na mszę do Mariackiego dotarłem tuż po 17.00, zanim się jeszcze zaczęła. Nabożeństwo było bardzo podniosłe, ludzi wiele, a kazanie – przepyszne. Jeden z młodych rekonstruktorów stojących przy ołtarzu zemdlał. Było bardzo gorąco i duszno, a on był jeszcze ubrany w „panterkę” i hełm. Kolega wyprowadził go do zakrystii, a ja pomyślałem o tych wszystkich ludziach w jego wieku, którzy w te sierpniowe dni musieli biegać po ulicy w „panterkach” i hełmach, i to dźwigając na ramieniu ciężkie żelastwo.

Już potem, w Muzeum Armii Krajowej, rozmawiałem z jednym z AK-owców, który powiedział, że przez całą wojnę strasznie bał się karabinu maszynowego. I to nie tego, że będą do niego  strzelać, bo tego akurat bał się najmniej, tylko że każą mu ten karabin nosić, taki to był ciężar.
   
godzinaw1Po mszy w Bazylice Mariackiej przeszliśmy ul. Floriańską na plac Matejki, pod grób Nieznanego Żołnierza, gdzie Jerzy Bukowski sprawnie poprowadził całą uroczystość. Były przemówienia, wieńce i dużo znajomych, tak z Prawa i Sprawiedliwości, jak i z Platformy Obywatelskiej, więc można było zamienić jakieś słowo.
 
Następnie wszyscy razem pojechaliśmy podstawionymi autobusami do Muzeum Armii Krajowej na otwarcie wystawy poświęconej kobietom w powstaniu. W ogromnym, nakrytym szklanym dachem hallu zgromadziła się z setka ludzi, a może i więcej. Była tam też zrobiona barykada z owym rkm-em, przy którym kazano pozować AK-owcowi wspomnianemu przeze mnie wyżej. zrekonstruowano też stanowisko sanitariuszki, z zakrwawionymi bandażami i szarpiami.

Przy okazji przypomniała mi się zabawa, której oddawaliśmy się na przerwach w liceum. Otóż w czasie wojny trzeba było często operować „na żywca”, czyli bez środków znieczulających. Stosowano wtedy specjalny chwyt pod przeponę, po którym na krótki czas traciło się przytomność. Nie pamiętam dziś dokładnie, jak to się robiło, ale kolega stawał z tyłu, chwytał pod przeponę, kazał wypuścić powietrze i ściskał z całej siły. Spytałem o ten sposób sanitariuszki, ale nic o nim nie wiedziała.

godzinaw2Potem była scena pokazująca, jak zwodniczą sprawą jest współczesna technologia i jak bezradni są ludzie, gdy odłączy im się jakiś kabelek. Naraz zamilkły mikrofony, co wprawiło organizatorów w konsternację. Wokół była setka rozmawiających głośno osób,  najczęściej skrytych za planszami, więc nawet niezdających sobie sprawy, że ktoś usiłuje przemawiać. Trzeba było przenieść uroczystość do sali na górze, tylko nie było jak powiadomić o tym zebranych. Zaoferowałem się z pomocą. Złożyłem ręce w „trąbkę” i  donośnym basem zaprosiłem wszystkich na górę.

Sam też tam poszedłem i słuchałem wykładów. Najpierw przemawiał przewodniczący Związku Żołnierzy Armii Krajowej, potem nowy dyrektor muzeum (chciałbym napisać „wyłoniony w konkursie”, ale akurat konkurs wygrał jego zastępca), po nim zaś dr Maciej Korkuć. Niestety, wtedy musiałem już wyjść i nie wiem, co się działo dalej.

A linka do fotoreportażu, na który składa się 47 zdjęć (fot. 19, 20 i 21 - Mirosław Boruta), jest tutaj:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/1Sierpnia2013mm

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Jednostki frontowe, artyleria lotnictwo. Około dwudziestu tysięcy dobrze uzbrojonych niemieckich żołnierzy. Przeciwko nim 30 tysięcy żołnierzy Armii Krajowej z czego zaledwie co 10 posiadał broń. Ale Polacy mieli coś czego nie mieli okupanci. Sens walki o najwyższe wartości wolność i godność. O 17.00 1. sierpnia wybiła godzina W. „Warszawo walcz!”.

pomnikpowstaniaRozkaz o wyznaczeniu tej właśnie godziny został wydany tego samego dnia o godz. 7.00, a padł z ust Komendanta Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej, płk. dypl. Antoniego Chruściela „Montera”. Tak naprawdę jednak walki rozpoczęły się już około 14.00 na Żoliborzu. W Śródmieściu Północ i na Woli około 16.00. Warszawa powstaje. Hotel Victoria na ul. Jasnej zdobyty przez Powstańców staje się siedzibą Sztabu Okręgu Głównego AK (fot. Wikipedia: Pomnik Powstania Warszawskiego na placu Krasińskich w Warszawie). Tego dnia polscy żołnierze zdobywają: magazyny żywności i mundurów przy Stawkach, koszary w budynku szkoły św. Kingi przy ul. Okopowej, Wojskowy Instytut Geograficzny w Al. Jerozolimskich, gmach Miejskich Zakładów Komunikacyjnych na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej, najwyższy budynek w mieście – Prudential przy Placu Napoleona oraz budynek Dyrekcji Kolei u zbiegu Targowej i Wileńskiej na Pradze. Dużą przestrzeń Powstańcy zdobywają na Starym Mieście. Warszawiacy przyłączają się do walk, budują barykady, kopią rowy.

Dowódca niemieckiego garnizonu Warszawy, gen. por. lotn. Reiner Stahel, stwierdza, iż straty w ludziach 1 sierpnia wynoszą 2 tys. żołnierzy po stronie polskiej i 500 żołnierzy po stronie niemieckiej. Można przyjąć, iż każdego dnia w Powstaniu zginęło mniej więcej tyle osób, ile w czasie zamachu na Światowe Centrum Handlu w Stanach Zjednoczonych (za: http://www.1944.pl).

 

miroslawborutaMirosław Boruta

Środowe spotkania Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki mają niezwykły charakter. Jest dokładnie środek wakacji a tutaj odbywa się dyskusja o Polsce, o wartościach, o polityce w szczególności. Ogłaszane są komunikaty o uroczystościach i spotkaniach, krytykowane są jedne środowiska (szczególnie te o „rozbijackim” charakterze), a jednocześnie wspierane jest Prawo i Sprawiedliwość.

I to wspieranie najpełniej jak można, poprzez wstępowanie do partii. Prawda, że termin ten nie brzmi, choć od „transformacji” minęło 24 lata? Oto, jak bardzo lewactwo, spod znaku PZPR zniszczyło etos partii jako organizacji politycznej powołanej do kreowania dobra wspólnego.

fideszPowoli jednak wychodzimy i z tego. Pokazujemy np. przykład węgierski, partii Victora Orbana - Fideszu, która głosi program zjednoczenia dla przyszłości - odbudowy zarówno węgierskiej dumy narodowej, jak i węgierskiego państwa.

Warto dodać, że dla węgierskiego premiera wielką wartość dodaną w działalności politycznej stanowi wsparcie Polaków (nie mylić z rządem Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego). Podczas wiosennego pobytu w Polsce wspomniał o tym dobitnie: "Jestem bardzo wdzięczny Polakom, którzy wspierali nas w ramach solidarności środkowoeuropejskiej w trudnych momentach, kiedy Węgry były opuszczone. Takich państw było bardzo niewiele. Polska do nich należała, miała odwagę nas wspierać. Pomogliście Węgrom i naszej politycznej rodzinie przetrwać ten polityczny nacisk, pod którym się znaleźliśmy, zatem bardzo serdecznie za to dziękuję" (za: instytutwolnosci.pl). 

Przypomnijmy, że w wyborach parlamentarnych z kwietnia 2010 roku Fidesz wygrał, zdobywając 58,8% mandatów. Tyle i nam – Prawu i Sprawiedliwości – trzeba 😉

SA tymczasem przyjaźń polsko-węgierską rozwijamy na szczeblu społecznym, promując wizyty kulturalne węgierskich artystów i zespołów. I z takim przesłaniem byli u nas we środę specjalni goście: pp. Aranka i Aleksander Małkiewiczowie.

Program festiwalu znajdą Państwo na stronach Krakowa Niezależnego.

Fotoreportaż ze środowego spotkania, autorstwa p. Tomasza Kowalczyka, można natomist obejrzeć tutaj:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/31Lipca2013

ksdariuszokoKs. Dariusz Oko

Wojna przeciw rodzinie

Z księdzem profesorem Dariuszem Oko, wykładowcą Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, rozmawiają Sławomir Skiba i Piotr Doerre.

Jak Ksiądz definiuje pojęcie homoherezji?

– Homoherezja to uporczywe odrzucanie przez członków Kościoła jego nauki na temat homoseksualizmu. Homoherezja zwykle objawia się w dwóch postaciach. Pierwsza z nich to postawa odrzucenia całego nauczania Kościoła na ten temat, nieprzyjmowanie do wiadomości, że homoseksualizm to coś negatywnego, że to – jak mówi Katechizm – poważne nieuporządkowanie. W istocie postawa taka polega na przyjęciu ideologii współczesnego homolobby, czyli genderideologii. Katolik porzuca wówczas wiarę katolicką na rzecz tejże ideologii.

Druga postać problemu dotyczy homoseksualizmu wśród duchowieństwa. Kościół wyraźnie mówi, że ludzi o skłonnościach homoseksualnych nie wolno wyświęcać, ba, nawet przyjmować do seminarium! Nie jest to bowiem dla nich droga dobra, przeciwnie: jest to dla nich droga bardzo niebezpieczna, pełna pokus, którym łatwo mogą ulec. Bo to podobna sytuacja, jakby zgodzić się na klasztory koedukacyjne, jakby normalny mężczyzna miał całe życie spędzić w klasztorze żeńskim. Kto w takiej sytuacji na pewno wytrwałby bez grzechu? Wielu jednak odrzuca to nauczanie.

W Kościele mamy jednak do czynienia nie tylko z homoherezją, ale także z pedofilią wśród duchowieństwa?

– Owszem, zdarzają się w naszym gronie pedofile, a raczej przede wszystkim homopedofile. Nie trzeba wyjaśniać, że pedofilia jest jedną z największych zbrodni, gdyż łamie duchowy kręgosłup dziecka. Po molestowaniu lub zgwałceniu przez pedofila można na całe życie zostać duchowym kaleką. Jest to tym straszniejsze, gdy takiej zbrodni dokonuje ktoś, kogo zadaniem jest opiekować się dziećmi – czyli ksiądz, nauczyciel albo rodzic. Wtedy jest to zbrodnia do kwadratu. W przypadku księży zaś – wręcz do sześcianu! Ich zadaniem jest przecież głosić i czynić rzeczy najbardziej święte.

Dzisiaj uznaje się, że w sprawie księży-pedofilów w Kościele za bardzo starano się chronić instytucję, a za mało same dzieci. A to człowiek jest drogą Kościoła. Trzeba więc chronić dziecko, a nie wizerunek Kościoła. Poza tym, jeśli nie będziemy bronić dziecka, to i tak wizerunek Kościoła na dłuższą metę zostanie zrujnowany. W końcu to zrozumiano i dziś nikt nie robi w sprawie oczyszczenia się z grzechu pedofilii tyle, co Kościół.

To niewiedza, że także wśród duchownych może występować pedofilia (która jest trudniej uleczalna niż homoseksualizm), powodowała  brak dostatecznej ochrony dzieci. Ludziom, i to  akurat nieraz najbardziej wierzącym, nie mieściło się w głowie, że czegoś takiego mógłby dopuszczać się ksiądz. Więc jeśli coś takiego się działo, karano skarżące się, szukające pomocy dzieci! Uważano, że kłamią. A to była dla nich kolejna trauma, prawdziwy horror. Teraz, dzięki nagłośnieniu takich przypadków, sygnały ze strony dzieci traktujemy już bardzo poważnie. Przykro jest dowiedzieć się, że ktoś z nas ma gruźlicę lub jest Judaszem, ale lepiej to wiedzieć, by gruźlicą się nie zarazić, a Judasza zneutralizować.

A jak wielki jest to problem pośród duchowieństwa?

– Trzeba przede wszystkim podkreślać, że w Kościele w dziewięćdziesięciu procentach mamy do czynienia z aktami pedofilii homoseksualnej – homopedofilii, w tym zwłaszcza efebofilii, czyli molestowania i gwałcenia nie dzieci w ogóle, tylko dorastających chłopców. Tego właśnie dopuszczają się księża-homoseksualiści.

Trzeba też pamiętać, że według badań prowadzonych w różnych krajach, na każdy tysiąc pedofilów osadzonych już w więzieniach, około czterystu to są homoseksualiści, a tylko jeden (albo jeszcze mniej) ksiądz, też zwykle homoseksualista. Taka jest skala zjawiska. Skoro więc media tak wiele mówią o księżach-pedofilach, to czterysta razy więcej wypadałoby mówić o tym zjawisku w środowiskach gejowskich. Jeżeli o pedofilię oskarża się Kościół, to czterysta razy bardziej należałoby oskarżać środowiska gejowskie. Oczywiście, pod warunkiem, że mediom rzeczywiście zależałoby na dobru dzieci, a nie na niszczeniu Kościoła. Tymczasem z marginalnych przypadków tego, co złe w Kościele, media robią dziś pałkę do bicia Kościoła, czyniąc wielką krzywdę ogółowi księży, przedstawiając ich jak jakąś szkodliwą i groźną dla społeczeństwa grupę. Bardzo podobnie naziści mówili o Żydach. Stąd tylko krok do wezwania do eksterminacji takiej grupy.

Najbardziej wiarygodne badania wskazują, że homoseksualistów w społeczeństwie jest mniej niż dwa procent. A średnio w skali badań światowych czterdzieści procent wszystkich zbrodni pedofilskich oraz sześćdziesiąt procent przypadków zachorowania na AIDS przypada właśnie na nich, co oznacza olbrzymią nadreprezentację. Prawdopodobieństwo, że homoseksualista dopuści się pedofilii lub zachoruje na AIDS (oraz inne choroby weneryczne) jest więc kilkadziesiąt razy większe niż u normalnych mężczyzn. Trzeba lepszego dowodu, że to zaburzenie, patologia? A patologia wymaga nie propagowania, tylko leczenia.

W roku 2002 odkryto w Warszawie szajkę pedofilów, którzy wykorzystywali dzieci uciekające z domów i sierocińców. Dzieci spały na dworcu kolejowym, który stał się dla pedofilów – jak sami mówią – zagłębiem świeżego mięska. Byli to często ludzie wysoko postawieni w wielu sferach. Zapowiadano wielki skandal – między innymi czynił to reżyser Sylwester Latkowski, który nakręcił na ten temat film. No i co? Sprawę zamieciono pod dywan – tak, jak uczyniono z podobnymi aferami w Belgii i na Litwie. Dziennikarzom, którzy tak aktywnie atakują Kościół, proponuję zająć się tą sprawą i zbadać, dlaczego z tak wielkiej chmury nie było żadnego deszczu. Niech zbadają, ilu pedofilów jest wśród polityków, wśród artystów, nauczycieli oraz w ich własnym środowisku dziennikarskim. Niech o tym piszą i dają tytuły na pierwszą stronę – jeżeli chcą zachować elementarne zasady uczciwości. Inaczej ciągle będziemy mieli do czynienia ze strasznym zakłamaniem, któremu należy się zdecydowanie przeciwstawiać.

W Kościele zawsze byli ludzie grzeszni, ale dlaczego grzech tak się nasilił w drugiej połowie XX wieku?

– Kościół i świat to naczynia połączone. Nie żyjemy w różnych kosmosach. Kościół jest częścią świata i częścią kultury. Staramy się oddziaływać na świat, ale i świat wpływa na nas – zarówno dobrze, jak i źle. Ruchy i zjawiska wpływowe w świecie oddziałują również na Kościół. W czasach powszechnego, wielkiego dobrobytu ludziom często przewraca się w głowach (jak wcześniej przewracało się tylko nielicznym bogatym elitom). Zatracają się w tym, co cielesne. Przyciągają ich wtedy prymitywne ideologie.

Genderideologia i homoideologia to w gruncie rzeczy ideologie seksmaniaków – ludzi sprowadzających życie do seksualności, czyniących z seksu bożka. To zresztą typowe dla ateistów – odsunięcie Boga sprzyja wysunięciu na pierwszy plan fizjologii. Jeżeli to, co duchowe, pozostaje w nas niedorozwinięte, łatwo zostajemy zdominowani przez to, co cielesne – jak często dzieje się to u dzieci i osób upośledzonych umysłowo.

Wielu ludzi żyje dziś zgodnie z tą ideologią, która, niestety, oddziałuje również niekiedy na słabszych duchowo i intelektualnie katolików, w tym księży. Nie jest to zjawisko nowe, mieliśmy już wszak próby łączenia marksizmu z chrześcijaństwem, mieliśmy księży patriotów, duchownych współpracujących z totalitarnymi systemami, którzy do dziś pobierają wysokie emerytury z racji pracy dla UB. Jeśli więc byli katolicy, a nawet duchowni, którzy utrzymywali, że można pogodzić chrześcijaństwo ze współpracą zarówno z Hitlerem, jak i ze Stalinem czy Bierutem, to nie dziwmy się, że dziś żyją tacy, którzy twierdzą, że chrześcijaństwo da się pogodzić z ideologią gender.

Wynika to nie tylko z niewiedzy czy głupoty. Często także ze złej woli. Bo kiedy zgrzeszę, mam przed sobą dwie drogi. Pierwsza polega na uznaniu, że to ja uczyniłem zło, a przykazanie jest dobre, i na konsekwentnym staraniu się o nawrócenie. Druga polega na uznaniu, że to ja uczyniłem dobrze, a przykazanie jest złe, i na konsekwentnym trwaniu w tej racjonalizacji, w pogłębianiu grzechu. Jeżeli bowiem nie żyjemy, jak wierzymy, będziemy wierzyć tak, jak żyjemy.

Istnieje chora część duchownych głęboko zdradzających, zaprzeczających swej misji – można powiedzieć „kościół Judasza”. Nie raz przecież widzimy w mediach księdza w koloratce, mówiącego językiem ideologii promowanej przez te media, nie zaś językiem prawd Kościoła. Kapłan mówiący językiem lewackiej ideologii sieje straszny zamęt w głowach ludzi, niszczy rzecz najcenniejszą – ich wiarę. Słyszą oni bowiem księdza, który o eutanazji czy o aborcji mówi, że to właściwie nic strasznego. Tacy duchowni popychają ludzi do grzechu i apostazji.

Zawsze trzeba pamiętać, że istnieją duchowni, którzy przeszli na stronę przeciwnika. Jeszcze noszą koloratkę, sutannę czy habit, ale w sercu już stali się wrogami Jezusa. Przyjęli nauczanie szatana – z tym trzeba się po prostu liczyć. Judasz stanowił przecież prawie dziesięć procent apostołów.

Niedawno dowiedzieliśmy się, że był pewien zakonnik, który wiarę stracił już w seminarium. UB jednak przekonało go, by z niego nie występował. Człowiek ów całe swe kapłańskie życie przeżył jako ateista, pracował w Watykanie, został tam nawet jednym z dyrektorów, a zarazem całe życie ściśle współpracował z UB, między innymi stale donosił na papieży. Cały czas jako niewierzący wiarygodnie wiódł życie zakonne i sprawował sakramenty. Ten przypadek dobitnie pokazuje, że można być księdzem współpracującym z diabłem, ale na zewnątrz sprawiać wrażenie godnego duchownego. Taki ksiądz z reguły proponuje też wiernym takie życie, jakie sam prowadzi. Takie chrześcijaństwo w wersji „soft”: maksimum korzyści i przyjemnych przeżyć, minimum przykazań i dobrych czynów. To się często sprowadza to zasady: „jesteś tym lepszym chrześcijaninem, im bardziej kierujesz się nauczaniem nie Kościoła, ale antychrześcijańskich mediów, które Kościoła szczerze nienawidzą”.

Jeśli duchowny jest chwalony przez śmiertelnych wrogów Kościoła, bo mówi rzeczy sprzeczne z nauczaniem papieża, to wyraźny znak, że może już należeć do kościoła Judasza. Trzeba o tym wiedzieć, żeby się skutecznie bronić, żeby się wystrzegać jego słów i jego samego.
 
Czy to właśnie tacy ludzie tworzą w Kościele środowisko określane przez wielu mianem lawendowej mafii? Jeśli tak, to na czym ono polega i jaki jest jego zasięg?
 
– Pojęcie lawendowej mafii rzeczywiście powoli staje się znane w Polsce. W USA używane jest już od dziesiątków lat. To określenie lobby homoseksualnego w Kościele, o istnieniu którego niedawno (6 czerwca) mówił sam papież Franciszek.

Księża homoseksualni mają zwyczaj przywiązywać wielką wagę do strojów, możliwie jak najdroższych, do perfum (także lawendowych) i tym podobnych rzeczy, stąd określenie „lawendowa mafia”. Zachowują się trochę jak playboye. Z reguły tworzą mocne związki i wspierają się nawzajem wbrew obiektywnym zasadom – na przykład starają się, by ludzie tego pokroju awansowali w Kościele, mimo iż nie posiadają do tego odpowiednich kompetencji.

W Kościele odpowiedzialne stanowiska powinni zajmować ludzie szczególnie dokładnie wyselekcjonowani, tymczasem nierzadko głównym kryterium staje się przynależność do tego lobby. Takie rzeczy mogą się dziać i dzieją w wielu innych środowiskach. W Polsce mają miejsce choćby w teatrze – wiele razy mówiła o tym Joanna Szczepkowska i potwierdził to Kazimierz Kutz. Według nich teatr polski zdominowany jest przez homolobby. Podstawą i warunkiem zyskania pozycji w teatrze jest przynależność do owej grupy lub przynajmniej wykazanie postawy gayfriendly. Inni nie mają szans. Po swojej krytyce Szczepkowska (znakomita aktorka, prezes Związku Artystów Scen Polskich) usłyszała, że „jest nikim, że jej już nie będzie”. Oto piewcy tolerancji. Jak już mają władzę, rządzą totalitarnie. Oto ich program: od tolerancji do totalitaryzmu. To jest też przyczyna upadku teatru w Polsce – z takim lobby w środku często karłowacieje on do przedstawień w stylu homoporno, z którego widzowie jak najszybciej wychodzą.

Tutaj szczególnie wyraźnie widać, co może stać się ze środowiskiem zdominowanym przez homolobby, w którym ono sprawuje władzę absolutną.
 
Czy samo ujawnienie istnienia owej mafii jest dobrym sposobem na to, by się przed nią bronić?
 
– Niestety, to nie wystarczy. Nie ma niezawodnej metody poradzenia sobie ze złem, które jest w człowieku, a więc i w Kościele. Także papież Franciszek stwierdzając, że w Watykanie jest lobby gejowskie, dodał „zobaczymy, co się da z tym zrobić”. Zatem także dla niego to nie jest prosta sytuacja, nie ma gotowych, niezawodnych recept, musi dopiero lepiej zbadać sytuację. Wszak wybór zła to dzieło naszej wolności. Jeśli ktoś się uprze grzeszyć, nikt mu w tym nie przeszkodzi, nawet Bóg – bo uczynił go wolnym. Jest to trudne zwłaszcza wtedy, gdy postępuje tak kapłan – osoba mająca na co dzień do czynienia ze sprawami najświętszymi. Jeżeli to go nie przekonuje, to co miałoby go jeszcze przekonać? Jeśli ksiądz podepcze to, co najwyższe, co zostało mu powierzone, zaczyna spadać jak kamień, który oderwał się z wieży katedry…

Corruptio optimi pessima…

– Właśnie. Duchowni studiują rzeczy najświętsze i najmądrzejsze, rzeczy duchowe. Codziennie odprawiamy Mszę Świętą – to naprawdę największy skarb na tej ziemi. Dlatego wśród księży jest tak wielu świętych. Jeśli jednak mimo tego ksiądz żyje w permanentnym grzechu ciężkim, co ma mu pomóc?

Mieć pretensje o to, że rozmawiamy o tych sprawach, to podobnie, jakby mieć pretensje do Ewangelistów, że pisali o Judaszu. A przecież Judasz jest wieczny – jego naśladowcy wciąż żyją – to duchowni, którzy wybrali drogę zdrady. Tylko Bóg wie, czy z własnej winny czy nie, tylko On może ich i nas ostatecznie osądzić. My jednak musimy pamiętać, że w Kościele tacy ludzie zawsze byli, są i będą – to warunek skutecznej obrony przed ich zdradą.

Nie ma żadnej metody na wyeliminowanie ze świata wszystkich chorób czy wszystkich przestępców. Nasze działanie polega wyłącznie na ograniczaniu ich oddziaływania. Nigdy nie zabraknie pracy ani dla lekarzy, ani dla policjantów. Ani jedni nigdy nie wyleczą wszystkich chorób, ani drudzy nigdy nie złapią wszystkich przestępców. W Kościele jest podobnie. Teksty, które nazywają problem po imieniu, są właśnie takim ograniczaniem działania homolobby. Homoseksualne lobby w Kościele jest jedną ze struktur grzechu w nim istniejących. Sama wiedza o jego istnieniu już utrudnia jego działanie. Do tej pory, gdy coś wyszło na jaw, szli w zaparte. Znane są przypadki, gdy do końca, wbrew oczywistym faktom, broniono zaciekle człowieka ewidentnie winnego. Po takich tekstach jest to dużo trudniejsze. Między innymi dlatego, gdy ostatnio wyszło na jaw podwójne, homoseksualne życie szkockiego kardynała Keitha O’Briena, papież zareagował natychmiast i nie dopuścił do jego udziału w ostatnim konklawe. Został on też pozbawiony swojego stanowiska i wysłany na pokutę.

Wspominał Ksiądz, że po opublikowaniu artykułu Z papieżem przeciw homoherezji, który został przetłumaczony na wiele języków, nie spotkał się z publiczną, imienną krytyką w kręgach kościelnych. A nie boi się Ksiądz oskarżeń o homofobię? Nie boi się Ksiądz, że prędzej czy później zajmie się nim władza świecka?

– Co więcej, po zapoznaniu się z tym artykułem sam papież Benedykt XVI udzielił mi specjalnego apostolskiego błogosławieństwa na dalszą pracę. A dokładnie w rok po jego ukazaniu się sam papież Franciszek zaczął mówić o lobby gejowskim działającym w Watykanie. To takie potwierdzenia z najwyższego poziomu, zresztą podobnie reagowało wielu kardynałów, arcybiskupów i biskupów.

Natomiast samo pojęcie homofobii jest pojęciem sztucznym stworzonym na użytek homopropagandy. Ma grać taką rolę, jak w języku bolszewików odgrywały pojęcia „reakcjonista”, „kułak” czy „zapluty karzeł reakcji”, a w języku nazistów „parszywy, zawszony Żyd”. To słowa, które mają pomagać w zabijaniu. Ostemplowanie taką nazwą ma sprowadzać człowieka do kategorii podludzi, którzy nie mają prawa brać udziału w życiu społecznym i którym można dowolnie ubliżać. Najpierw ma prowadzić to do śmierci cywilnej, a potem fizycznej. Jest to w istocie pojęcie rasistowskie, bo zakłada istnienie pewnej rasy „homofobów”, która zostaje wyłączona poza nawias rasy ludzkiej i z którą w związku z tym można robić wszystko – najpierw ubliżać, wyrzucać z pracy, odbierać prawa obywatelskie.

W praktycznym użyciu homoideolodzy homofobem nazywają każdego, kto wypowie choćby jedno zdanie krytyczne na ich temat. Przy okazji przypisują sobie cechy boskie, bo wynoszą się ponad wszelką krytykę, a takie wyniesienie przysługuje tylko Bogu. Podobnie narkofobem lub alkofobem można by nazywać każdego, kto krytykuje styl życia narkomana czy alkoholika. To nie żadna kategoria psychologiczna, tylko po prostu pałka do bicia krytyków homoideologii.

Czołowymi „homofobami” okazują się przy tym papieże – bł. Jan Paweł II, Benedykt XVI, Franciszek – bo przecież należą do najbardziej prominentnych krytyków tej ideologii. Podobnie wszyscy wierni biskupi, kapłani, chrześcijanie – i zwłaszcza święci, jak bł. Matka Teresa z Kalkuty. Jesteśmy więc w dobrym towarzystwie.

Trzeba też dodać, że homoideolodzy chcą wprowadzić prawa zabraniające wszelkiej krytyki homoseksualizmu (i takie prawa już w niektórych krajach zaczynają obowiązywać). Według tych praw nawet za jedno zdanie krytyki polegające na przykład na cytowaniu Pisma Świętego lub badań naukowych, można trafić do więzienia. Według nich powinno się uwięzić przede wszystkim papieży i kolejno kardynałów, biskupów i księży – jako czołowych homofobów. Gdyby te prawa wprowadzono wcześniej w Polsce, żadna pielgrzymka Jana Pawła II nie byłaby możliwa, trzeba by go aresztować, gdy tylko stanął na lotnisku. Na szczęście nawet komuniści nie ważyli się na takie szaleństwa, do których bezwzględnie dążą homolobbyści.

Co więcej, przecież zdecydowana większość Polaków ma negatywne zdanie na temat homoideologii, w tym homozwiązków i homoadopcji. Często też o tym mówią. Gdyby więc homolobby uzyskało prawa, o które walczy, trzeba by konsekwentnie uwięzić zdecydowaną większość Polaków. Trzeba by stworzyć państwo policyjne z tysiącami szpicli oraz tysiącami obozów koncentracyjnych dla dziesiątek milionów „homofobów”, prawdziwe homogułagi XXI wieku. I to na polskiej ziemi najbardziej zniszczonej i skrwawionej przez totalitaryzmy XX wieku. Czy naprawdę chcemy oddać całą władzę ludziom, których żądania mają takie logiczne konsekwencje?

Ja przynajmniej nie, dlatego się im sprzeciwiam pamiętając, że gdyby więcej, wystarczająco dużo ludzi sprzeciwiało się nazistom i bolszewikom, nigdy nie doszliby oni do władzy.

Czynię to, pomimo że spotykam się z groźbami, że zostanę zamordowany jak ksiądz Popiełuszko. To pokazuje, z kim mamy tu do czynienia. Ludziom, którzy aż tak kłamią i aż tak grożą, tym bardziej trzeba się przeciwstawiać – żeby nie zdobyli władzy totalnej. Zresztą nie należy zbytnio obawiać się męczeństwa i śmierci. Przecież w obronie ziemskiej ojczyzny, w przypadku wojny, giną miliony żołnierzy. Tym bardziej mamy obowiązek walczyć jak żołnierze Chrystusa, gdy chodzi o obronę ojczyzny niebieskiej, gdy walcząc o prawdę, walczymy także o zbawienie wieczne milionów. Zbawienie także naszych śmiertelnych wrogów, nawet najbardziej cynicznych i zakłamanych homoideologów. To także są nasi bracia, tym bardziej zagrożeni, im bardziej żyją w nienawiści i kłamstwie.

Tym bardziej, że przecież chodzi o obronę dzieci i młodzieży.

– Właśnie, przecież w tym roku program edukacji seksualnej stworzony według zasad gender po raz pierwszy usiłowano wprowadzić do polskich szkół. A według jego kanonów koniecznie należy uczyć masturbacji już 3-letnie dzieci, a współżycia seksualnego dzieci 12-letnie. To jest najlepszy program, aby uczynić z dzieci seksnarkomanów, doprowadzić do zdruzgotania ich przyszłości. Trzeba być maniakiem seksualnym, żeby taki program stworzyć i forsować, a takich maniaków w żadnym wypadku nie można dopuszczać do dzieci. To podobnie, jakby prostytutki i alfonsów wpuszczać do szkół, by do woli molestowali dzieci.

To jest też brutalne wdzieranie się do świętego kręgu rodzin, pogwałcenie konstytucyjnych praw rodziców do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami. Jak bardzo muszą gardzić człowiekiem ideolodzy, którzy dopuszczają się takich rzeczy.

Ideologia genderowa prowadzi nie tylko do dewiacji, o których Ksiądz mówi, ale też do zakwestionowania całej dotychczasowej europejskiej kultury. Ostatnio mieliśmy do czynienia z głośnym przypadkiem, gdy naukowiec z PAN ogłosił pracę, w której obwieszczał, że bohaterowie Kamieni na szaniec, a więc książki, na której kształtowały się patriotyczne uczucia Polaków, byli homoseksualistami. I zapowiada się kolejne tego typu prace wynajdujące rzekome związki homoseksualne w dziełach literackich.

– To jest brukanie wielkiego daru Bożego, jakim jest przyjaźń. Ma ona w sobie dużo więcej bezinteresowności niż miłość erotyczna, która jest między innymi miłością posiadania i potrzeby. Przyjaźń jest bardziej duchowa – to złączenie we wspólnym patrzeniu, rozumieniu i działaniu. Tak jak u młodych bohaterów Kamieni na Szaniec.

Ale jest to też, niestety, typowe dla lewackich, ateistycznych homoideologów, to ich typowe zaburzenie. Kiedy odrzucają Boga i przyjaźń z Nim, sami pozbawiają się tego, co w świecie ducha jest najważniejsze i najwyższe. Stają się duchowymi kalekami, które niejako automatycznie nie doceniają sfery ducha, a przeceniają sferę ciała. Stają się coraz bardziej cieleśni, coraz bardziej zniewoleni i oślepieni przez sprawy ciała. A pożądanie seksualne jest jednym z najmocniejszych pożądań cielesnych, dlatego to ono szczególnie zaczyna dominować w ich myśleniu. Wszystko zaczynają widzieć przez pryzmat seksu, także najbardziej zboczonego. Ale to tak, jakby mrówka usiłowała zrozumieć matematykę, liżąc podręcznik do algebry. W ich patrzeniu, jeśli dwóch mężczyzn się przyjaźni, to na pewno są homoseksualistami.

Ludzie o brudnych duszach i rękach wszystko widzą w sposób zabrudzony. Czego się nie dotkną, zostawiają brudny ślad. Wszystko redukują do seksu. Potem w bluźnierczy sposób mówią nie tylko o bohaterach Armii Krajowej, ale także o Dawidzie, Jonatanie, a nawet o Jezusie i Apostołach.

Prawdziwe oblicze genderowców najlepiej ukazują też ich strony gejowskie czy pisane przez nich książki, na przykład Lubiewo bez cenzury Michała Witkowskiego. Sami tam najbardziej szczerze przyznają, że przede wszystkim chodzi im o brutalny seks, że to jest dla nich najważniejsze.

Ale też widać, jak bardzo oni przy tym cierpią. Bo ktoś, kto został powołany do życia duchowego, bliskiego anielskiemu, a żyje w sposób bliski zwierzęcemu, nigdy nie będzie szczęśliwy. Choćby nie wiadomo co robił i ilu miał partnerów seksualnych. Bo żyje głęboko wbrew sobie, wbrew swojej naturze. Człowiek został powołany do życia we wspólnocie miłości z Bogiem i ludźmi. Robiąc z siebie samego seksualną maszynę, redukuje się do ciała i jego pożądań, jakby ucina sobie głowę. Nigdy nie może osiągnąć spełnienia i szczęścia autentycznie ludzkiego.

Dlatego największym zagrożeniem dla homoideologów są oni sami. Walcząc z homoideologią, walczymy też o nich samych. Także kiedy nam grożą, że nas wyrzucą z pracy, wsadzą do więzienia czy nawet zamordują. To są nasi najbardziej zagubieni i cierpiący bracia, trzeba ich kochać i walczyć o ich zbawienie tak, jak uczył nas Jezus, mówiąc o miłości nieprzyjaciół. Już teraz, jako seksnarkomani, strasznie cierpią, a co może ich dopiero czekać w wieczności? Trzeba się starać że wszystkich sił, żeby się nawrócili i zostali zbawieni, ale też żeby ich błędami nie zarażali się inni. Miłować ludzi – ale zawsze w prawdzie. Nie ma autentycznej miłości wbrew prawdzie.

Trzeba też na wszystko patrzeć w ostatecznej perspektywie, perspektywie Boga i wieczności. A z tego punktu widzenia szczególnie dobrze jest widać absurd każdego grzechu i każdej zakłamanej ideologii. W tej perspektywie szczególnie widać, jak każde zwycięstwo kłamstwa i nienawiści jest lokalne i tymczasowe. Tym bardziej trzeba zabiegać o ratunek tak zagubionych i tak cierpiących w tym zagubieniu naszych braci homoideologów.

Dziękujemy za rozmowę.

Ksiądz dr hab. Dariusz Oko – filozof, teolog, publicysta. Wykładowca Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Autor terminu homoherezja.

(Od Redakcji): Jest to całość wywiadu z Księdzem Profesorem, publikowany przez nas za Jego zgodą. Ilustrowany oryginał znajdą Państwo w 33 numerze "Polonii Christiany" (lipiec - sierpień 2013).

Anna Maria Kowalska

Zerknęłam na stronę internetową pewnej cieszącej się szacunkiem uczelni prywatnej, która ostatnio nieco awansowała w hierarchii rankingowej. Patrzę, patrzę – i oczom nie wierzę! Oto władze uczelni zamieszczają na liście wykładowców jednego z wydziałów osoby, z którymi rozstały się już – bagatela – przed dwoma laty! Aż przyjemnie popatrzeć, jak kwitnie kreowanie wizerunku uczelnianego. A jeszcze przyjemniej – uwierzyć, że te osoby rzeczywiście tu wykładają....Dla starającej się na studia braci nie bez znaczenia jest fakt, że dany pracownik figuruje na rzeczonej liście – zwłaszcza, jeśli jest znany w środowisku i cieszy się powszechnym szacunkiem. Jego obecność sugeruje, że dany kierunek można traktować poważnie. Ciągłe przetasowania i roszady wydziałowe nie najlepiej, jak wiadomo, świadczą o kondycji tak samego wydziału, jak i całej instytucji. Podczas gdy brak zmian w obsadzie jest gwarantem stabilności i świadectwem rzeczywistej dbałości o jakość (tak dydaktyki, jak i badań naukowych) – nagłe rozstania z pracownikami (także samodzielnymi!) odstraszają przyszłą brać studencką, starającą się na nowe kierunki – i specjalności. Aby zatem osiągnąć sukces rekrutacyjny, władze uczelni wyspowiadają się ze składu osobowego tuż przed rozpoczęciem nowego roku akademickiego, gdy już złowią na reklamową wędkę nieco naiwnych rybek...

Cóż, oszukani śpiewająco kandydaci Nauk Wszelakich obudzą się zapewne dopiero w październiku, przed powieszonym na pięć przed dwunastą harmonogramem. A co zrobią, kiedy zamiast spodziewanego autorytetu zobaczą przed sobą „kogoś całkiem przeinnego”? Po przeliczeniu kosztów poniesionych opłat – na osłodę zostanie już tylko zaintonowanie unisono: „kap, kap, płyną łzy...”

stefanbudziaszekStefan Budziaszek

26 lipca 2013 roku w Księgarni Gazety Polskiej w Krakowie, redaktor Witold Gadowski odpowiadał na pytanie: W czyim interesie działają obecnie polskie służby specjalne? Spotkanie przebiegało pod hasłem: "Panie ministrze Sienkiewicz - szukamy czerwonych kretów":
http://www.youtube.com/watch?v=Ugxook94n5U

miroslawborutaMirosław Boruta

Spotkanie środowe - 24 lipca toczyło się wokół tematyki mediów. I to nie tylko krytyki (bo na tę większość mediów zasługuje niewątpliwie), ale i podziwu. Szczególnie dla tych mediów, które zachowują i umacniają polskość. Nie jest ich wiele, ale coraz bardziej umacnia wśród nich swoją pozycję Telewizja Republika.

Spotkanie Klubu zdominowały więc przygotowania do wizyty ekipy telewizyjnej w Krakowie i najbliższych okolicach Naszego Miasta a program tych wizyt znajdą Państwo na stronach Krakowa Niezależnego.

STym razem udało się nam, Klubowiczom ustalić listę Gości dla "Republiki" z nadzieją, że telewizja i telewidzowie skorzystają a Goście - pomimo wakacji - dopiszą 😉

A oto nasze propozycje: pp. Sława Bednarczyk, aktorka, "ocalona z Wołynia"; Tadeusz Bieńkowski, kombatant; Czesław Blicharski, kombatant; dr Mirosław Boruta, socjolog, przewodniczący Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki; Adam Bujak, fotografik; Leszek Długosz, poeta, muzyk; Edward Wilhelm Jankowski, kombatant; Ryszard Kapuściński, prezes Klubów Gazety Polskiej; Wojciech Kolarski, przewodniczący Stowarzyszenia. im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego; dr Maciej Korkuć, IPN Kraków; dr Zuzanna Kurtyka; Paweł Kurtyka, przewodniczący Stowarzyszenia Studenci dla Rzeczypospolitej; prof. Ryszard Legutko...

SAdam Macedoński; Stanisław Markowski, fotografik, filmowiec; mgr Marek Michno, historyk, wiceprzewodniczący Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki; prof. dr hab. Andrzej Nowak; ksiądz dr hab. Dariusz Oko; ojciec Jerzy Pająk OMFCap, duszpasterz kombatantów; ksiądz Władysław Palmowski (Morawica - tam warto pojechać); Tadeusz Polkowski (Tadek "Firma" Solo); Jacek Smagowicz, KK NSZZ "Solidarność"; Leszek Sosnowski, prezes Białego Kruka; dr dr Joanna i Jarosław Szarkowie, historycy; prof. Krzysztof Szczerski; Aleksandra Szemioth, Związek Sybiraków; mecenas Małgorzata Wassermann; prof. Andrzej Waśko; Maciej Wojciechowski, Stanica Kresowa; ksiądz Tadeusz Zaleski-Isakowicz (Radwanowice - tam warto pojechać).

telewizjarepublikaPoza Morawicą i Radwanowicami w samym Krakowie warto odwiedzić także Biuro Klubów Gazety Polskiej, Księgarnię Gazety Polskiej, a może także i Kluby: Śródmiejski (im. Janusza Kurtyki) i Nowohucki.

Oczywiście zarówno lista osób jak i miejsc są wciąż uzupełniane.