Przeskocz do treści

marsbycurosityMarsjański łazik "Curiosity Rover" wysłany przez NASA dał nam możliwość zapoznania się z fragmentem panoramy Czerwonej Planety. Widok z wnętrza krateru Gale łączy w sobie osiem zdjęć zrobionych aparatem masztowym z teleobiektywem. Sceneria została zbalansowana na biało, więc kolory materiałów skalnych przypominają ich wygląd w warunkach dziennego oświetlenia na Ziemi. Zdjęcia składowe wykonane zostały 25 października 2017 roku, a na Ziemię dotarły pod koniec stycznia 2018 roku. Warto dodać, że średnica krateru Gale to 154 km, a horyzont fotografii znajduje się w odległości około 40 km od położenia łazika (za: https://mars.nasa.gov).

terminyferii2018Na podstawie § 3 ust. 1 pkt 2 rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej i Sportu z dnia 18 kwietnia 2002 r. w sprawie organizacji roku szkolnego (Dz. U. Nr 46, poz. 432, z późn. zm.), Minister Edukacji Narodowej ogłosił terminy rozpoczęcia i zakończenia ferii zimowych w poszczególnych województwach w roku szkolnym 2017/2018 (fot. news.edubaza.pl).

15-28 stycznia 2018 roku / dolnośląskie, mazowieckie, opolskie, zachodniopomorskie
22 stycznia – 4 lutego 2018 roku / podlaskie, warmińsko-mazurskie
29 stycznia – 11 lutego 2018 roku / lubelskie, łódzkie, podkarpackie, pomorskie, śląskie
12-25 lutego 2018 roku / kujawsko-pomorskie, lubuskie, małopolskie, świętokrzyskie, wielkopolskie

miroslawborutaks1Mirosław Boruta

Zapraszam Państwa do obejrzenia prezentacji dr. hab. Tadeusza Sozańskiego, którą 25 X 2017 roku poznali klubowicze i sympatycy Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki.

tadeuszsozanskiDr hab. Tadeusz Sozański (na zdjęciu obok), jest socjologiem pracującym w Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie i członkiem Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, sympatykiem Klubu od 2010 roku, szczególnie, gdy przewodniczył mu inny socjolog – dr Mirosław Boruta 😉 Prezentacja omawia najnowsze sondaże CBOS na temat preferencji partyjnych i zawiera informacje, które mogą zainteresować wszystkich (niezależnie od własnych preferencji politycznych): http://www.cyf-kr.edu.pl/~ussozans/ts_klub_gp_251017.pdf

edwardkuligaEdward Kuliga

Komunikaty z badań CBOS z października i listopada 2017 roku dają niezwykle wysokie poparcie dla PiS jako partii rządzącej w granicach 45 %. Zważywszy na 2 letni już okres rządzenia i bezpardonowe ataki totalnej opozycji wspieranej z zagranicy, zjawisko to należy uznać za ewenement polityczny i socjologiczny, wskazujący na istotne zmiany w świadomości społecznej i reorientację postaw politycznych. Zmiany te są z jednej strony skutkiem realnej, prospołecznej polityki państwa, a z drugiej mają charakter żywiołowy, jako rezultat dynamiki życia społecznego. Stosunkowo duży stopień poparcia społecznego wskazuje na zgodność polityki Rządu z oczekiwaniami i potrzebami społecznymi.

Każda zmiana postaw społecznych bierze swój początek w sferze ducha gdzie walka o wybór dobra lub zła trwa nieustannie. Spośród wielu czynników sprawczych nie wolno pominąć przemian duchowych związanych z wielką modlitwą i wydarzeniami patriotycznymi w ostatnich latach, jak: 1050 lecie Chrztu Polski, wydobycie z dołów śmierci i uroczyste pogrzeby żołnierzy niezłomnych, Wielka pokuta 15 października 2016 roku na Jasnej Górze, Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa za Króla i Pana 19 listopada 2016 r., akt poświęcenia Polski Niepokalanemu sercu Maryi oraz krucjata różańcowa za Ojczyznę, 100-lecie objawień w Fatimie, Różaniec do granic, miesięcznice smoleńskie i wiele innych. Wszystko to ożywiło znacznie świat wartości i stworzyło nowy klimat polityczny.

Skończył się 25 letni etap gospodarczy i polityczny dominacji polityki neoliberalnej w Polsce wskutek załamania się jej paradygmatu, oderwanego od prawdy i realnych potrzeb społecznych oraz zużycia moralnego jej protagonistów i przekroczenia przez nich progu akceptacji społecznej. Dotychczasowe próby PO obalenia Rządu PiS poprzez rewoltę i dyskredytację w oczach świata i własnych obywateli wywołały skutki odwrotne do zamierzonych: wytworzyły dysonans poznawczy wśród części dotychczasowych zwolenników PO i reakcje obronne u ludzi dotąd niezaangażowanych politycznie. Zamiast planowanej izolacji i rozbicia, nastąpiła konsolidacja społeczna wokół działań Rządu.

Wysokie poparcie dla PiS to dobra ocena Rządu Beaty Szydło lecz należy je odczytywać raczej jako duże i silne oczekiwanie społeczne na szybkie i radykalne zmiany i likwidację pozostałości postkomunizmu, a zwłaszcza ulokowanych wysoko i nisko układów mafijnych. To także wyraz nadziei na niepodległe, sprawne i sprawiedliwe Państwo Polskie. Dowodem na te oczekiwania jest utrzymujący się w dłuższym czasie i wzrastający trend poparcia dla formacji rządzącej w miarę jak broni podmiotowości państwa i prowadzi zdecydowane działania prospołeczne i naprawcze oraz towarzyszący mu wysoki (około 70%) stopień deklaracji udziału w wyborach we wszystkich kategoriach społecznych.

Rozkład preferencji wyborczych wśród zwolenników PiS i PO według kategorii społeczno-zawodowych (robotnicy, kadra kierownicza, emeryci, itd.) nie odbiega istotnie od struktury ogółu głosujących. Wyjątkiem jest tu przewaga kadr kierowniczych oraz uczniów i studentów po stronie PO, a rolników po stronie PiS. Czynnikami najsilniej różnicującymi oba elektoraty jest uczestnictwo w praktykach religijnych, czyli stosunek do religii katolickiej(duże uczestnictwo po stronie głosujących na PiS), i deklarowane poglądy polityczne. Platforma sytuuje się po stronie centrum i lewicy, PiS zdecydowanie po stronie prawicy. Przy czym podział lewica – prawica, odnosi się tu do kwestii obyczajowych i światopoglądowych, a nie do poglądów na kwestie ekonomiczne. Widać z tego wyraźnie ,że występujące w Polsce podziały polityczne nie mają uwarunkowań wynikających z przynależności do klas społecznych i nie są zdeterminowane stosunkiem do własności ani pozycją społeczną głosujących, choć po stronie PO jest więcej osób o wyższej pozycji społecznej. Osoby z wyższym wyksztalceniem i zamieszkujące w dużych miastach częściej preferują PO, zaś mieszkańcy wsi i mniejszych miejscowości oraz mniej wykształceni – PiS. Wyższe wykształcenie nie tyle oznacza tu kierunek preferencji politycznych, co wskazuje na większą podatność zwolenników PO na ideologię lewicową i postmodernistyczną panującą na wyższych uczelniach. Podobnie miejsce zamieszkania, mniejsze miasto i wieś, samo z sobie nie determinuje postaw politycznych lecz wskazuje na inny styl życia i mniejszy zasięg odziaływania mediów liberalnych, które są głównymi narzędziami indoktrynacji ideologicznej.

Najważniejszymi czynnikami różnicującymi politycznie Polaków jest stosunek do uznawanego systemu wartości, a zwłaszcza do religii katolickiej i prawa Bożego oraz bieżące interesy społeczne i ekonomiczne.

Zakres przedmiotowy badań i tradycyjny podział głosujących na kategorie społeczno-zawodowe nie pozwala wnioskować o przyczynach i kierunkach przepływu elektoratów pomiędzy głównymi partiami. Stosunkowo wysoki stopień deklaracji udziału w wyborach wynoszący 70% w porównaniu do realnego uczestnictwa nie przekraczającego 60%, pozwala sądzić o aktywizacji politycznej osób dotąd nie czynnych politycznie. Różnice polityczne w odniesieniu do podziału na kategorie społeczno-zawodowe ulegają obecnie zatarciu. Aby wyjaśnić źródła i kierunki przepływu elektoratów i czy istniejące notowania partii politycznych są zjawiskiem względnie trwałym, trzeba zastosować dodatkowy podział uwzględniający cechy osobowościowe i motywacje polityczne głosujących. Ze względu na przekonania i motywacje można wyróżnić stosunkowo stabilny elektorat ideowy zmotywowany określonym systemem wartości. Ten jest świadomy swoich celów i interesów i jest gotowy stawać w obronie dobra wspólnego. Mowa tu o elektoracie patriotycznym nie ulegającym łatwo manipulacji i działającym z wyższych pobudek. Po przeciwnej stronie patriotów znajdują się liberałowie, kosmopolici i lewicowcy ale już o motywacji bardziej indywidualistycznej. Druga kategoria to szeroko rozumiany elektorat socjalny, oczekujący dobrobytu, bezpieczeństwa i przysłowiowego świętego spokoju. Należałoby go ocenić jako chwiejny i podatny na manipulacje i na „kiełbasę wyborczą”. Jest to najliczniejsza grupa wyborców poddana ustawicznej „obróbce” socjotechnicznej i „przeciąganiu liny”. Kolejna grupa to głosujący według mody lansowanej przez media i celebrytów. Chcą być nowocześni i postępowi i nie odstawać od wylansowanych stereotypów. I ostatnia grupa to różnego rodzaju interesariusze bardziej lub mniej uzależnieni od danego układu władzy lub chcący pozyskać jej względy. Jest to stosunkowo liczna grupa pracobiorców i różnych interesantów, działaczy, urzędników i biznesmenów, powiązanych z rządzącym establishmentem. Ludzie interesu dominujący w tej grupie, wykluczając układy mafijne, są nastawieni pragmatycznie i szybko zmieniają opcje polityczne w zależności od potrzeb i interesów. W praktyce podziały te zachodzą na siebie, podobnie jak motywacje ludzkie, lecz zachowują cechy dominujące. Postawy polityczne są zawsze prawdziwą lub zmanipulowaną reakcją wyborców na postrzeganie polityków i spraw państwa.

Biorąc po uwagę wyniki badań i obserwację uczestniczącą można stwierdzić, że w przypadku PiS mamy do czynienia z przyrostem, choć nierównomiernym, we wszystkich wymienionych wyżej grupach elektoratów oraz z częściową aktywizacją wyborców dotychczas nieczynnych. Jedno nie ulega wątpliwości: mit neoliberalny III RP pękną i utracił zdolność przyciągania tłumów. Jego kanon polityczny oparty na utopii raju dla wybranych i antytezie polskości, uległ załamaniu. Po 70 latach wasalizmu politycznego dojrzała świadomość społeczna i zaistniały warunki pozwalające na powrót do polskiego kanonu politycznego, opartego na polskiej racji stanu. Mimo ciągłych ataków totalnej opozycji i zagranicy poparcie społeczne dla tej polityki nie maleje.

Zachowania wyborcze nie ugruntowane strukturalnie w systemie wychowawczym i aksjologicznym oraz w rodzinach i organizacjach społecznych i nie oparte na uświadomionych postawach patriotycznych, są jak wiatr i nie mogą stanowić trwałego oparcia politycznego. Z drugiej strony nic nie zastąpi dobrego przykładu i wierności polityków i przedstawicieli władzy. Dopiero odbudowa ładu moralnego i polityki rozumianej jako roztropna troska o dobro wspólne może zapewnić pokój społeczny i warunki stabilnego rozwoju Polski.

krakowniezaleznymkInformacja własna

Warto przypomnieć prawdziwe znaczenie zdania "naziści maszerują w Warszawie". Było to 5 października 1939 roku w Alejach Ujazdowskich a nazistami byli, są i będą w historii świata tylko i wyłącznie Niemcy (fot. za: wiadomosci.dziennik.pl):

nazisciwwarszawie

Mirosław Boruta

W wielu dziedzinach życia społecznego Polska i Polacy odnajdują się na coraz wyższych miejscach i zajmują coraz wyższe pozycje. Niestety, w dziedzinie szkolnictwa wyższego wciąż "drepczemy w miejscu", co pokazała najnowsza lista szanghajska (Academic Ranking of World Universities 2017).

Wśród wyższych uczelni świata w prestiżowej pierwszej 500 najlepszych z nich - znalazły się tylko dwie: Uniwersytet Warszawski na miejscach 301-400 i Uniwersytet Jagielloński na miejscach 401-500. Wśród kolejnych trzystu są jeszcze Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie (601-700) oraz poznański Uniwersytet Adama Mickiewicza, Śląski Uniwersytet Medyczny w Katowicach i Uniwersytet Wrocławski (701-800).

harvarduniversityPierwsza dziesiątka uczelni świata to osiem uniwersytetów amerykańskich - 1. Harvard University (fot. Massachusetts Hall - najstarszy budynek na kampusie Harvarda, wzniesiony w 1720 roku - za: Wikipedią), 2. Stanford University, 4. Massachusetts Institute of Technology, 5. University of California (Berkeley), 6. Princeton University, 8. Columbia University, 9. California Institute of Technology i 10. University of Chicago oraz dwa brytyjskie - 3. University of Cambridge i 7. University of Oxford.

Natomiast w pierwszej dwudziestce poza amerykańskimi 11. Yale University, 12. University of California (Los Angeles), 13. University of Washington, 14. Cornell University, 15. University of California (San Diego), 17. University of Pennsylvania, 18. Johns Hopkins University i 20. Washington University in St. Louis są jeszcze tylko brytyjski - 16. University College London i jedyny poza tymi państwami, szwajcarski - 19. Swiss Federal Institute of Technology Zurich.

Na koniec warto zauważyć, że po wyjściu Wielkiej Brytanii ze Wspólnot Europejskich, uczelnianym liderem tego projektu politycznego zostanie - 30. na liście - duński University of Copenhagen.

Całość listy odnajdą Państwo tutaj: http://www.shanghairanking.com/ARWU2017.html

Mirosław Boruta

Po wyznaczeniu granic w Traktacie Ryskim 1921 roku setki tysięcy Polaków pozostały w republikach sowieckich i państwach bałtyckich. Szczególnie prześladowano ich w białoruskiej i ukraińskiej części ZSRS, podobnie jak w Rosji (Moskwie czy Petersburgu), a ponieważ eksperyment wytworzenia Polaka sowieckiego poniósł fiasko, postanowiono w 1936 roku zesłać ich na Syberię i do Kazachstanu, a potem 130.000 Polaków oskarżono o zdradę, 111.000 mordując natychmiast, tylko za to, że byli Polakami. To pięciokrotnie więcej niż kilka lat potem w Katyniu.

nkwdzabicpolakowW najnowszym czasopiśmie "Biuletynie IPN" (7-8/2017) mowa jest głównie o przerażającej zbrodni rosyjskiej na Polakach. Jak czytamy w Wikipedii "była to operacja dotycząca zbiorowo (w formie oficjalnej) największej liczby członków konkretnej narodowości, w tym wypadku polskiej. Akcja objęła wszystkich Polaków, bez względu na przynależność klasowo-społeczną, decydowała narodowość. Wśród zamordowanych i deportowanych byli: Polacy, mieszkańcy dawnego terytorium Rzeczypospolitej na wschód od granicy państwowej II RP, ustalonej w 1921 traktatem ryskim; wszyscy jeńcy polscy po wojnie polsko-bolszewickiej, znajdujący się jeszcze w ZSRR; wszyscy imigranci z Polski; uchodźcy polityczni z Polski (głównie członkowie KPP); członkowie i założyciele PPS oraz innych partii niekomunistycznych; działacze narodowi mniejszości polskiej w ZSRR (w praktyce każdy Polak); rodziny tych osób. Eksterminacja zdziesiątkowała także polskie duchowieństwo katolickie, które zostało przeznaczone do całkowitej likwidacji. Spośród 470 duchownych, świadczących posługę w sowieckiej Rosji po zakończeniu czystki etnicznej, pozostało zaledwie 10 kapłanów oraz dwa czynne kościoły katolickie – w Moskwie i Leningradzie". Większość aresztowano i stracono przypisując im niepotwierdzoną żadnymi dowodami przynależność do Polskiej Organizacji Wojskowej.

Do numeru dołączono płytę DVD z filmami: Liliany Komorowskiej i Diany Skay'i „Ojcu” i Grzegorza Górnego „Marchlewszczyzna”. Szkoda tylko, że na okładce zamiast zdjęć Ofiar, Ich rodzin lub miejsc pamięci (choćby ze stron 74, 79, 112 lub 120) znalazła się fotografia katów - rosyjskich morderców.

Więcej informacji o biuletynie znajdą Państwo na stronie www.pamiec.pl:
http://pamiec.pl/pa/biblioteka-cyfrowa/biuletyn-ipn/biuletyn-ipn-od-2017/17078,Biuletyn-IPN-nr-7-82017.html

wpolityceloZespół wPolityce.pl / WKT

Profesor Jacek Rońda wygrał proces z Akademią Górniczo-Hutniczą w Krakowie. Sąd uznał, że prof. Rońda wnosząc pozew o ochronę dóbr osobistych przeciwko rektorowi krakowskiej uczelni, miał rację, że zawieszenie go i odsunięcie od zajęć było bezprawne i naruszyło jego dobra osobiste.

Sąd nakazał także przeproszenie prof. Rońdy za działania naruszające jego dobra osobiste i nakazał opublikowanie tych przeprosin w kilku mediach, m.in. w „Gazecie Wyborczej” i „Dzienniku Polskim”.

Za: http://wpolityce.pl/polityka/333339-nasz-news-prof-ronda-wygral-proces-z-agh-zawieszenie-go-i-odsuniecie-od-zajec-bylo-bezprawne

Anna Dąbrowska*

Nauczycielka z Zespołu Szkół Specjalnych nr 39 w Zabrzu wzięła udział w tzw. czarnym proteście. Zaocznie, ale jednak. W czasie, kiedy jej podopieczni konsumowali obiad, pani, wspólnie z 9 koleżankami, podobnie, jak ona ubranymi w czerń, zrobiła sobie na okoliczność protestu stosowane zdjęcie, które trafiło na FB-ka. Sprawy by nie było, gdyby zdjęcia nie zobaczyli w Kuratorium. Zrobiła się mała „aferka” z finałem przed komisją dyscyplinarną przy Wojewodzie.

Komisja pomyślała i zdecydowała o oddaleniu zarzutu sprzeniewierzenia się zawodowi. Zwyciężyło prawo do wolności przekonań i wiara w człowieka została ocalona – jak stwierdziła zwolenniczka prawa do mordowania dzieci nienarodzonych, po ogłoszeniu werdyktu w swojej sprawie.

Lewacy zawiedzeni, bo znów przepadła okazja do wykreowania męczennicy. Ja też jestem zawiedziona, bo niestety zwyciężyła polityczna poprawność.

20170210adksdJaką wrażliwość może mieć kobieta (fot. YouTube), która nie rozumie niestosowności swojego zachowania, możemy się domyślać, ale jaki był powód, że komisja dyscyplinarna wyłączyła myślenie? Może strach przed posłem Budką, który wspierał dzielne zwolenniczki aborcji, nauczycielki szkoły specjalnej z wieloletnim doświadczeniem.

Jeśli wciąż ulegać będziemy presji środowisk lewackich, jeżeli zachowania na granicy schizofrenii ( jak inaczej nazwać poparcie dla mordowania dzieci np. z zespołem Downa, będąc ich nauczycielem) będziemy uznawali za normę, jaką przyszłość wyszykujemy naszym dzieciom?

Najbardziej przeraża ten brak refleksji. Panie nie wiedzą co takiego złego zrobiły? Przecież wykonanie zdjęcia trwało 2 sekundy!

Dla jasności: w wypadku kobiety pracującej z dziećmi, w dodatku niepełnosprawnymi, nie jest ważne, czy pani nauczycielka wzięła udział w czarnym proteście będąc w pracy, czy „po godzinach”. Ważne jest, że w ogóle wzięła w nim udział. Bogu dziękuję, że nie mam dziecka w tej szkole, bo musiałabym szukać innej.

* Autorka jest prezesem Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Za: http://warszawskagazeta.pl/felietony/anna-dabrowski/item/4567-za-a-nawet-przeciw-czyli-o-tym-ze-mozna-byc-za-eugeniczna-aborcja-i-uczyc-niepelnosprawne-dzieci

waclawkujbidaWacław Kujbida*

Z Wacławem Kujbidą o tym, kto mordował Żydów w Jedwabnem i dlaczego prokuratorzy IPN nie chcą ujawnić prawdy rozmawia Błażej Torański.

Błażej Torański: Wie Pan, co o pogromie w Jedwabnem jest napisane w polskiej Wikipedii?

Wacław Kujbida: Wiem. Dokładnie nie przytoczę, ale w skrócie mniej więcej brzmi to tak, że grupa polskich młokosów spędziła ludność żydowską na rynek, a potem do stodoły i podpaliła.

Dokładnie to jest tak: „masowe morderstwo dokonane przez grupę co najmniej 40 Polaków zamieszkujących miasto Jedwabne na kilkuset Żydach zamieszkujących to miasto i jego okolice 10 lipca 1941 z inspiracji niemieckiej, w czasie niemieckiej okupacji Polski. W wyniku zbrodni zginęło co najmniej 340 osób, z czego około 300 zostało żywcem spalonych w stodole”. Co Pan czuje, jak to czyta?

Nie ma słów oburzenia. Ten przekaz jest już tak zmanipulowany za granicą, że przeciętny obywatel Stanów Zjednoczonych czy Kanady zapytany o okupację Polski w czasie II wojny światowej myśli automatycznie, że mordercami w Jedwabnem byli nie Niemcy, tylko Polacy.

Do tego fałszywego obrazu pogromu w Jedwabnem przyłożył rękę Instytut Pamięci Narodowej, powołany w końcu m.in. do tego, aby dementować kłamstwa historyczne. Jak Pan postrzega ten paradoks?

To jest nie tylko paradoks. To skandal. Ale jest to także ustawowa ułomność Instytutu Pamięci Narodowej, który ma dwa piony. W jednym są placówki edukacyjne, badawcze, historyczne. Drugi jest pion prokuratorski, który ma to samo źródło finansowania, ale nie jest zależny organizacyjnie od władz IPN. Prokuratorzy IPN są niezależni i – tak jest w przypadku Jedwabnego – prowadzą własną politykę. W tej mierze postawa prokuratorów od kilkunastu lat jest skandaliczna. Oparli się bowiem w swych śledztwach na fałszywych przesłankach. Kontynuowali wnioski wysnute ze śledztw Urzędu Bezpieczeństwa stalinowskiej Polski. To nie były niezależne śledztwa, bo to samo UB zabijało żołnierzy wyklętych w sfingowanych procesach. W tym czasie śledztwa w sprawie Jedwabnego były fikcją polityczną, maskaradą. Paradoksem historii jest, że IPN odmówił nam wszczęcia śledztwa na podstawie nowych śladów, zeznań naocznych świadków i dowodów, do których dotarliśmy. We wnioskach w lutym i w marcu tego roku domagaliśmy się, aby Niemców uznać za sprawców, a Jana Tomasza Grossa, jako winnego przestępstwa z art. 55 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, w którym jest mowa o zaprzeczaniu zbrodniom niemieckim. IPN odpisał nam, że nasze argumenty nawet nie zasługują na rozważenie. Wyśmiano nas. To bardzo smutne.

Ano właśnie. IPN prowadził śledztwa w latach 2002–2004. Wedle IPN rola Polaków – co najmniej czterdziestu mieszkańców Jedwabnego i okolic – była decydująca w realizacji zbrodniczego planu. Polacy byli wykonawcami zbrodni zainspirowanej przez Niemców. Prokuratorzy IPN przesłuchali 111 żyjących świadków.

Niestety, łatwo udowodnić, że nie byli to naoczni świadkowie. Ci ludzie słyszeli o zbrodni od babć, dziadków, znajomych, a często urodzili się wiele lat po pogromie w Jedwabnem. Jeszcze raz chce jednak podkreślić, że to są rezultaty śledztw pionu prokuratorskiego, a nie całego IPN. W niczym to jednak śledczych nie usprawiedliwia. Nie oparli się bowiem na naocznych świadkach i czerpali wiedzę z zakłamanego, zmanipulowanego śledztwa UB z czasów PRL. Mam na to dowody. Najgorsze, że od roku informujemy IPN o nowych dowodach historycznych, odnalezionych przez nas świadkach, prosimy o ich przesłuchanie, a prokuratorzy IPN na to nie reagują. Nie wiem, jak to nazwać.

Wraz z żoną odnalazł Pan naocznego świadka: Hieronimę Wilczewską. Twierdzi tak (cytuję dosłownie): „To nie byli żadne Polacy. Polacy byli tak samo gonione pod karabinem, jak i ci Żydzi. Jeśli pomagali to pod karabinami, pod strachem z karabinu. Może i był tam jaki ochotnik. Ale większość byłą ludzi zmuszonych, którzy ze strachu szli, pomagali. Pokazywali, gdzie ci Żydzi mieszkają. Niech powiedzą prawdę, że Polacy byli zmuszani pod karabinami. Zamordowali Niemcy”. Byli zmuszani czy nie?

Byli. To się potwierdza. Prokuratorzy IPN albo nie chcą, albo nie mogą dotrzeć do tych świadectw. Do Hieronimy Wilczewskiej, ale i do Stanisława Boczkowskiego dotarliśmy w 2013 roku. Także inne świadectwa naocznych świadków mówią, że Polacy pod groźbą śmierci byli zmuszani do wskazywania miejsc, gdzie mieszkają Żydzi, ich sąsiedzi, do pilnowania ich i zapędzenia do stodoły. Nie jest jednak możliwe, aby czterdziestu Polaków, młokosów z kijami, zapędziło kilkuset Żydów, zgromadziło ich na rynku i tymi samymi kijami wtłoczyło się do stodoły i podpaliło. Nie bądźmy dziećmi.

Przez trzy lata Hieronima Wilczewska i Stanisław Boczkowski nie zostali przesłuchani przez prokuratorów IPN?

Tak, trzy lata temu przeprowadziliśmy wywiady dziennikarskie. Nic tego nie zapowiadało, ale szybko zorientowaliśmy się, że są to fundamentalne odkrycia i świadkowie. Praca nad filmem „Jedwabne–Świadkowie–Świadectwa–Fakty” trwała dwa i pół roku, bo nie mówimy w nim tylko o zbrodni w Jedwabnem, ale także o czternastu tego samego rodzaju zbrodniach! Za każdym razem ludzi pochodzenia żydowskiego palono w drewnianych domach lub stodołach.

Metoda zbrodni była ta sama, bo komandem śmierci dowodził ten sam esesman, porucznik Hermann Schaper. Mordowali Żydów kolejno w: Wiźnie, Wąsoszu, Radziłowie, Jedwabnem, Łomży, Tykocinie, Rutkach, Piątnicy, Zambrowie...

Nie tylko ludność pochodzenia żydowskiego, ale i wielu Polaków zlikwidowano w ten sposób po 22 czerwca, po wejściu Niemców na tereny Polski okupowanej przez Sowietów, włączonych do zachodniej Białorusi. Do końca sierpnia komando Schapera szło od wioski do wioski i robiło to, co w Jedwabnem: rozstrzeliwało, ale najczęściej paliło w stodołach. Jedwabne – w którym sprawstwo zbrodni IPN przypisał Polakom – ma być od tego wyjątkiem? Absurd. Ten sposób mordowania był powszechny w Einsatzkommando. Tłumaczymy to dokładnie w naszym filmie. Nawarstwienie manipulacji historycznej jest głębsze, gdyż mówi się o okrutnych zbrodniach na zachodniej Białorusi i Ukrainie, przemilczając, że to były tereny Polski, zajęte przez Sowietów po 17 września 1939 roku.

Jak Pan tłumaczy, że prokuratorzy, dysponujący aparatem śledczym, nie potrafili dotrzeć do naocznych świadków, co udało się Panu?

Przypuszczam, że nie chcieli dotrzeć do wszystkich, dostępnych im materiałów. Powiem więcej: w tej chwili w zasięgu prokuratorów IPN są dokumenty dowodzące, że nie Polacy są autorami tej zbrodni.

Harold Zissman z Jedwabnego, na którego Pan się powołuje, napisał w pamiętniku o esesmanach: „Zagonili wszystkich Żydów do stodoły i podpalili. Ktokolwiek chciał stamtąd uciekać został skoszony seriami z pistoletów maszynowych”. Przecież Polacy nie mieli broni, tylko kije. Zissman jest niezwykle wiarygodnym świadkiem, bo nieprzychylnym Polakom. Wrócił do Jedwabnego z Armią Radziecką, z NKWD, a potem zwiał do Stanów Zjednoczonych. Na Niemców, jako sprawców tej zbrodni wskazuje także autor innego pamiętnika: Michael Maik.

Niczym w mantrze powrócę do śledztwa prokuratorów IPN–u. W 2001 roku przerwano w Jedwabnem ekshumację. Wydobyto wtedy szczątki ubrań, butów, rzeczy osobistych, które pokazujemy na filmie, ale także inne dowody rzeczowe, na przykład fragmenty pomnika Lenina.

Stanisław Boczkowski mówi, że Niemcy nie tylko bili Żydów z Jedwabnego, kazali im na rynku śpiewać, skakać i tańczyć, a także krzyczeć „Przez nas wojna” i rozebrać pomnik Lenina. Z rozbitego monumentu każdy miał dźwigać fragment do stodoły.

Te fragmenty przechowywane są w wejcherowskim magazynie gdańskiego Muzeum II wojny światowej. Proszę napisać tłustym drukiem, że prokuratorzy IPN z Białegostoku odmówili nam upublicznienia w filmie protokołów przekazania dowodów rzeczowych. Inaczej mówiąc: nie mogliśmy powiedzieć w filmie o tym, co wykopano, w jakich ilościach.

Jak Pan tłumaczy ten zakaz?

Prokuratorzy Komisji Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu białostockiego IPN mają prawo do niezależnych decyzji. Są one skandaliczne.

Przeciętny Polak nie odróżnia pionów w IPN. Wszystko idzie na konto tej instytucji. A wygląda na to, jakby pion prokuratorski był państwem w państwie. Byłoby to możliwe w Kanadzie, gdzie mieszka Pan od 26 lat?

Widzę tu analogię do Trybunału Konstytucyjnego, który w założeniu ma być gwarantem demokracji, a w praktyce zabezpiecza interesy tylko pewnej grupy ludzi. W Polsce jest to pozostałość nieszczęsnego układu komunistycznego. W Kanadzie nie byłoby to możliwe. Każda instytucja państwowa czy dotowana z funduszy społecznych, gdyby działała przeciwko interesom tego państwa i narodu, przestałaby istnieć w ciągu 48 godzin. Kanadyjczycy bardzo interesują się naszym filmem. Działamy w mediach polskojęzycznych. Na kanadyjskiej stacji kablowej prowadzimy z żoną magazyn informacyjny. Ludzie bardzo interesują się tym tematem i mam nadzieję, że znajdziemy pieniądze na zrealizowanie anglojęzycznej wersji filmu.

Ciągle montujecie swój film, uzupełniacie o kolejne fragmenty. Kiedy uzyska ostateczny kształt?

Jesteśmy umęczeni próbami dotarcia do prawdy, choćby do wspomnianych dokumentów IPN–u. To nie są czasy stalinowskie ani stan wojenny, tylko Polska Anno Domini 2016. Nie do wiary.

Na szczęście nowy prezes IPN, dr Jarosław Szarek nie ma wątpliwości: „Wykonawcami tej zbrodni byli Niemcy, którzy wykorzystali w tej machinie własnego terroru pod przymusem grupkę Polaków”.

Jak najbardziej zgadzam się z tą opinią. Obawiam się jednak – obym był złym prorokiem, może się mylę, ale taka mam wiedzę – że prezes dr Jarosław Szarek nie jest zwierzchnikiem pionu prokuratorskiego w IPN. Ten pion może robić, co chce.

Jaka jest szansa dotarcia filmu do szerokiej widowni?

Nachalnie próbuję dobijać się do szefów Telewizji Polskiej. Kto jak kto, ale właśnie ta telewizja opłacana z kieszeni polskiego podatnika powinna ten film pokazać. Usiłujemy też znaleźć dystrybutora wersji DVD. Ten dokument powinien być pokazywany w polskich szkołach. Młodzi ludzie nie wiedzą, jak wyglądała okupacja, nie znają niuansów i dzięki temu mogą być manipulowani. Robimy, co możemy, aby ten film przebił się w Polsce.

* Wacław Kujbida, rocznik 1953, architekt po Politechnice Krakowskiej. Reżyser, publicysta, dziennikarz, badacz najnowszej historii Polski, realizator i autor radiowy, filmowy i telewizyjny, członek SDP. W 1979, po trzech latach współpracy z Radiem Kraków, odmówił wstąpienia do PZPR i nie dostał etatu. Wyemigrował do Kanady, gdzie mieszka od 26 lat. Wraz z żoną Elżbietą (biologiem po Uniwersytecie Jagiellońskim) prowadzą internetową telewizję „TV Niezależna Polonia”. W ottawskiej telewizji kablowej mają swój comiesięczny, polskojęzyczny program. Przez ostatnie dwa i pół roku realizowali film dokumentalny „Jedwabne–Świadkowie–Świadectwa–Fakty”. Obraz był pokazywany m.in. na ostatnim Festiwalu Niezłomni, Niezależni Wyklęci w Gdyni oraz na Festiwalu Filmu Niezależnego OKNO.

(Od Redakcji): Tekst publikujemy za zgodą Autora i stroną: http://www.sdp.pl/wywiady/13382,to-nie-jest-stalinowska-polska-dlaczego-wiec-nadal-nie-znamy-prawdy-,1476777429

Jan Nowak

Passau (Pasawa) – miasto trzech rzek na pograniczu Austrii i Niemiec, przez miejscowych określane mianem bawarskiej Wenecji (jako pierwszy tak Passau miał nazwać, okupujący ją Napoleon I Bonaparte). Na górujących nad miastem przeciwległych wzgórzach, od północy wznosi się zamek Veste Oberhaus, zaś na wzgórzu południowym klasztor i sanktuarium Mariahilf, gdzie obecnie posługę duchową sprawują częstochowscy Paulini. W zamku będącym do początku XIX wieku rezydencją biskupów, przez pewien czas podległą Austrii, biskupem był Piast, książę Władysław, syn Henryka Pobożnego (por. A. Nowak, Dzieje Polski 1202-1340, t. 2, Kraków 2015, s. 152). Z najwyższej z wież zamkowych można obserwować Ortsspitze – miejsce, w którym łączy się Dunaj, Inn i Ilz – każda z rzek na inny kolor zabarwia już szerzej rozlewający się Dunaj. Poniżej przy starym zabytkowym Ratuszu w Glasmuseum można znaleźć poloniki – kryształowe puchary króla Stanisława Leszczyńskiego, pięknie ozdobione w herby rodowe władcy i Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.

W Passau znajdujemy nie tylko te skromne poloniki. W tej 55-tysięcznej miejscowości mieści się siedziba koncernu medialnego Verlagsgruppe Passau, która oprócz gazety codziennej Passaer Neuer Presse (założonej przez dra Hansa Kapfingera po II wojnie światowej, na podstawie licencji uzyskanej od Amerykanów), intensywnie działająca na rynku prasowym w Czechach i w Polsce, będąc właścicielem prasy regionalnej i tzw. kolorowej. Verlagsgrupe Passau obok Bauer-Verlag i Ringer Axel Springer, skupia w swoim rękach według różnych szacunków od 80% do 92% tytułów polskiej prasy. Jak do tego doszło?

Pierwsze wydanie Passaer Neuer Presse (PNP) ukazało się 5 lutego 1946 w nakładzie ok. 105 tys. egzemplarzy. Hans Kapfinger – represjonowany po dojściu Adolfa Hitlera do władzy – był idealnym kandydatem, który za pośrednictwem swojego dziennika mógł wesprzeć i promować amerykańską denazyfikację. Ideał słuszny, ale przeprowadzony przez filozofujących ideologów ze Szkoły Frankfurckiej (Frankfurter Schule) wprowadził w - i tak już nadwątlony idealizmem i narodowym socjalizmem - duchowy krwiobieg niemieckiej kultury: neomarksizm i nową lewicę. W ten sposób media z Passau - stały się ich tubą propagandową, wysuwając się na czele innych lewicujących niemieckich tytułów prasowych. W 1985 roku, w którym zmarł Kapfinger, PNP było już liderem na niemieckim rynku, posiadającym nowoczesne drukarnie, otrzymujące zamówienia na druk nie tylko z Niemiec, ale również Austrii.

Trzy lata później (w 1988) nowy szef PNP Franz Xaver Hirtreiter opracował strategię ekspansji gazety na Wschód (Europę Środkowowschodnią), co umożliwiły przemiany polityczno-społeczne w tej części Europy. Na początku PNP przejęła znaczną część prasy czeskiej, zakładając wydawnictwo Vltava Labe Presse (z czeskiego rynku koncern zaczął się wycofywać w 2015 roku). W 1991 PNP weszła na rynek austriacki, przejmując diecezjalne wydawnictwo w Linzu oraz udziały w Oberösterreichische Rundschau. Niepowodzeniem zakończyły się próby przejęcia rynku włoskiego (1998-2001) i słowackiego (od 1999-2009), gdzie na tym ostatnim oferowano zarówno prasę w języku słowackim, jak i węgierskim. Najbardziej interesujące – z naszego punktu widzenia - jest chyba przejęcie polskich mediów i, niestety, na tym gruncie bawarski wydawca może poszczycić się znaczącym sukcesem.

W 1994 roku PNP wykupiło od francuskiego koncernu Hersant-Gruppe, wycofującego się z polskiego rynku prasowego kilka regionalnych tytułów. Następnie, korzystając również z zaprzyjaźnionych, szwajcarskich i niemieckich koncernów prasowych, wydawca z Passau wykupił zdecydowaną większość prasy regionalnej, głównie na terenach należących do 1945 r. do III Rzeszy Niemieckiej. Czy można mówić tu o przypadku, kiedy grupy rewizjonistów niemieckich i tzw. „wypędzonych”, coraz częściej i głośniej mówią o powrocie tych ziem do Niemiec? Oczywiście, bawarski koncern przejął również tytułu na „rdzennie” polskich terenach, np. w Krakowie, Lublinie, Warszawie. W 2000 roku został powołany holding Verlagsgruppe Passau (VGP), którym od 2004 zarządzał dr Axel Diekmann, a następnie jego córka – Simone Tucci-Diekmann (od 2009). Rodzina Dieckmann skoncentrowała się na umocnieniu swoich wpływów głównie w Polsce, która stała się perłą bawarskiego koncernu– niczym kolonialne Indie w koronie Brytyjskiej.

verlagsgruppepassaumapaNa korytarzu przy hali, w której odbywają się cykliczne spotkania z gośćmi koncernu i jego czytelnikami, również w ramach Menschen in Europa, w głównej siedzibie Verlagsgruppe Passau w Pasawie przy ul. Medien Strasse 5, została zamieszczona mapa z mediami należącymi do tej firmy (zob. fotografia obok).

Obecnie VGP składa się z PNP-Gruppe i Polska Presse-Gruppe. Na PNP Gruppe składa się Passaer Neuer Presse GmbH, w skład której wchodzą: Neue Presse Zitungsvettriebs-GmbH, Donau-Isar-Bayerwald-Presse-GmbH, Donau-Wald-Presse-GmbH, Oberbayern-Presse-GmbH, Rottaler-Presse-GmbH, Alle Tage Verlags-GmbH, Neue Presse Unternehmensservice GmbH, Oberland-Presse-GmbH, Neue Presse Post GmbH, Neue Presse Multimedia GmbH, Passauer Neuer Media GmbH, Passauer Neue Presse Druck GmbH, Chiemgau Werbung und Vertrieb GmbH, Chiemgau Post GmbH, BGL-Medien GmbH. Koncern ma również udział spółce Funkhaus Passau GmbH, będącej właścicielem stacji radiowych: Unser Radio i Radio Galaxy oraz Unser Radio Deggendorf Programmanbieter Verwaltung – GmbH & Co. KG.

Jak widać, koncern z Passau stanowi potężne imperium medialne w południowej Bawarii, dysponujące nie tylko prasą i drukarniami, ale również pocztą i radiem. Ponadto wydaje on dwa bezpłatne dzienniki w sobotę i niedzielę dostarczane do skrzynek pocztowych odbiorców: Passaer Neuer Presse Kurier i Am Sonntag.

Polska Presse z siedzibą w Warszawie (jej szefową jest Dorota Staniek) wydaje dzienniki, prasę regionalną, motoryzacyjną, tzw. kolorową oraz portale internetowe. Są to następujące tytuły swoim zasięgiem obejmujące niemal całą Polskę: Dziennik Polski, Dziennik Bałtycki, Gazeta Wrocławska, Gazeta Krakowska, Dziennik Zachodni, Co gdzie, Głos Wielkopolski, Ale gratka.pl. Darmowe ogłoszenia drobne, Dom gratka.pl; Express ilustrowany; Motto gratka.pl, Polska The Time, Tele magazyn, Praca gratka.pl, Dziennik Łódzki, Motofakty.pl. Wszystko o samochodzie, Moto salon, Nasza historia, Ekstraklasa.net, Natablicy.pl, Nasze miasto, Autogiełda Wielkopolska, Wiadomości 24. Pl, Gratka.pl, E-budownictwo.pl, Polski Kurier, Langloo.com, Express ilustrowany. TV pilot, Kurier Lubelski Moto Express, Moto Jarmark, Jarmark oraz media regionalne: Nasze Miasto (w wydaniach dla Warszawy, Katowic, Trójmiasta, Wrocławia, Krakowa, Poznania, Łodzi, Bielsko-Białej i Leszna), Teraz Białystok (w mutacji dla: Gorzowa, Kielc, Koszalina, Opola, Radomia, Rzeszowa, Słupska, Torunia oraz Moje Miasto (wydawane w: Lublinie, Szczecinie, Zielonej Górze), Dziennik Wschodni, Echo Dnia, Gazeta Codzienna Nowiny, Gazeta Lubuska, Gazeta Pomorska, Gazeta Współczesna, Kurier Poranny, Nowa Trybuna Opolska, Tygodnik Ostrołęcki oraz Głos – Dziennik Pomorza w trzech lokalnych wydaniach: koszalińskim, pomorskim i szczecińskim.

VGP osiąga ponad 4,9 miliona jednorazowego nakładu, ma ponad 9 milionów czytelników. Koncern co roku odnotowuje wzrost swojego dochodu: w 2012 zarobił 251,3 milionów Euro, rok później: 262,1 mln Euro, zaś w 2014: 293,7 mln Euro. Ile z tych sum – przecież w znacznej części osiągniętych ze sprzedaży prasy polskim czytelnikom – pozostaje w kraju? Zasila np. polskie szkoły lub domy dziecka?

W rozmowie z pewnym Niemcem, dumnym z potęgi koncernu (ma do tego prawo), zapytałem, czy to, że media w Polsce należą do niemieckiego właściciela, nie przekłada się to na ich obiektywizm, na kształtowanie obustronnych relacji i wzajemnego sąsiedzkiego postrzegania? Otrzymałem odpowiedź, że nie! Należące do PNP media w Polsce mają miejscowe redakcje, które w doborze materiałów i polityki wydawniczej są niezależne od niemieckiej matki – przekonywał mnie mój rozmówca! Czy faktycznie tak jest? Czy w takich redakcjach opublikowano by tekst, który poddawałby krytyce (pomijam kwestię, czy byłby zasadny, czy nie) np. politykę emigracyjną kanclerz Merkel? Wówczas mój rozmówca, uznał, że musi być zachowana kontrola (faktycznie PNP jest orędownikiem migracyjnej polityki kanclerz Merkel). Z czym mamy więc do czynienia? Czy tylko z relatywizmem poznawczym i moralnym promowanym przez nową lewicę? A może walką o „rząd dusz” i drenaż ekonomiczny nadwiślańskiej kolonii? Nasuwa się więcej, bynajmniej nie retorycznych pytań:

Czy media te nie kształtują podstaw społecznych w Polsce? Czy faktycznie nie są tubą propagandową dla ich niemieckich właścicieli? Czy mogą pozwolić sobie na niezależność oraz na bezstronne i obiektywne przekazywanie prawdy, np. w sprawie obecnej polityki emigracyjnej w RFN, jej następstw i konsekwencji, również w niemieckim społeczeństwie? Podobno kapitał nie zna granic i narodowości. Czy jednak w przypadku konfliktu interesów (nawet nie tych militarnych), można zagwarantować bezstronność i obiektywizm polskojęzycznym mediom? Czy jest on możliwy w dobie stanowczej polityki rozgrywających w UE, czyli głównie Niemiec? A nawet agresywnej polityki historycznej naszych nie tylko Zachodnich sąsiadów? Czy przejęcie i zarządzanie mediami w Polsce oprócz ekonomicznego wymiaru, nie jest przede wszystkim „piątą kolumną” niemieckiego propagandowego zabezpieczenia? Pozwala to na kreowanie pedagogiki wstydu i antypolskich mitów (np. o rzekomych „polskich” nazistach (Nazi) lub rzekomych „polskich” obozach koncentracyjnych, rzekomym „polskim „antysemityzmie), przy równoczesnym wybielaniu faktycznych sprawców ludobójstwa, czyli Niemców. Oczywiście, media mogą zabezpieczać nie tylko politykę historyczną, ale również interesy ekonomiczne, lobbując na rzecz niemieckich koncernów i firm.

Niemcy chętnie powtarzający znane stereotypy o Polakach, ich gospodarce, często mają jednak świadomość, że Polacy są pracownikami dobrze wykwalifikowanymi, zdyscyplinowanymi i pracowitymi. Wykorzystując stosunkowo wysokie bezrobocie w Polsce, mają możliwość pozyskania tańszego pracownika niż za Odrą. Geograficzne położenie Polski pozwala na szybki i dogodny transport produkowanych podzespołów, które następnie w większości z powrotem trafiają do Polski jako produkt finalny. Czy jesteśmy niemiecką kolonią? Rezerwuarem taniej siły roboczej i rynkiem zbytu, często towarów, które na Zachodzie nie znajdują już nabywców, lub musiałyby zostać znacznie przecenione, nawet poniżej kosztów produkcji? Czy omawiane media nie stają na straży tego status quo? Czy zatem nie jest konieczna ich repolonizacja? Czy powinna one zupełnie zniknąć z polskiego rynku? Wybór należy do Czytelników, ale również do decydentów, których obowiązkiem jest troska o to, co stanowi wyznacznik życia społecznego, kulturowego i ekonomicznego. Bez własnych i powszechnych mediów nie będziemy mogli podjąć obiektywnej i twórczej debaty o tym, co jest najważniejsze oraz podjąć ważnych zmian i reform.

Józef Goebbels – doktor filozofii – jako jeden z pierwszych, obok Lenina, dostrzegł moc propagandy i negatywnego oddziaływania mediów. Dysponując tylko prasą i radiem oraz dopiero co rozwijającym się kinem, potrafił przekonać wielu swoich rodaków do aktywnego poparcia Hitlera. Mawiał, że kłamstwo, powtórzone wielokrotnie, staje się prawdą. Można rozgrywać ludzi i nastawiać ich przeciwko sobie. Taki proces nie jest tylko historią z pierwszej połowy XX wieku.

Dzieje się on również na naszych oczach, gdy wmawia się Polakom, że rządy PIS-u są dla nich zagrożeniem, a przeprowadzane przez rząd reformy, nie prowadzą do sanacji spauperyzowanego kraju. Niemieckie media i ich polskojęzyczne odpowiedniki w kraju nie mogą sobie podarować, że Polska wyrywa się z programu ucywilizowania Europy według programu nowej lewicy (ostatnio proces ten zarysował Bronisław Wildstein w swoim artykule Cywilizowanie polskich Irokezów, „wSieci” 25 kwietnia – 1 maja 2016, s. 60-62). W tym to „cywilizowanym” świecie tradycja, patriotyzm i wiara katolicka, stanowią anachronizmy, które należy jak najszybciej odrzucić. W ten sposób Polska staje się ponownie przedmurzem walki o łacińską (a nie – europejską) cywilizację. Cywilizacja łacińska – doprecyzujmy – wyrosła z greckiej filozofii, rzymskiego prawa i chrześcijańskiej religii (zasadniczo rzymsko-katolickiej) i stanowi jej twórczą kontynuację.

Podczas niemieckiej okupacji prasę wydawaną przez Niemców i kolaborantów określano mianem: „gadzinowej”, używając jej głównie do pakowania śledzi. Dziś, jeżeli Polacy przestaliby ją kupować, Niemcy, ponosząc straty, szybko wycofaliby się polskiego rynku. Nie dajmy się rozgrywać przez „obcych”, działających zgodnie ze starą rzymską regułą: „dziel i rządź”. Pamiętajmy, że ten, kto ustala znaczenie słów, ich interpretację, ten naprawdę rządzi! Koncern VGP został wyparty ze Słowacji i Włoch, ograniczono jego wpływy również w Czechach. Czas na repolonizację mediów w Polsce.

W imię polskiego patriotyzmu czas rozpocząć skuteczny, masowy, powszechny bojkot niemieckich mediów dla Polaków!

szymonhuptys1Szymon Huptyś*

W 1999 r., za rządów Jerzego Buzka i koalicji AWS-UW przeprowadzono reformę oświaty. System 8 + 4/5 zastąpiono systemem 6 + 3 + 3/4. Innymi słowy – wprowadzono gimnazja. Ich dni są jednak policzone. Prawo i Sprawiedliwość szło do wyborów z hasłem likwidacji gimnazjów. Polacy zagłosowali za tym programem. Teraz partia rządząca przystępuje do realizacji postulatów. Skąd zatem zamieszanie?

Idea, która stała za wprowadzeniem gimnazjów brzmiała pięknie. Dzieci z podstawówek w małych miejscowościach miały dzięki nim zwiększyć swoje szanse na kontynuację nauki w elitarnym liceum. Psychologowie jednak przestrzegali: wyodrębnianie gimnazjów jest wyodrębnieniem młodych osób w „najtrudniejszym” momencie okresu dojrzewania.

Po pierwsze – wychowanie

Jestem przedstawicielem czwartego rocznika absolwentów gimnazjów. Na własnej skórze przeżyłem więc wyrwanie ze środowiska rówieśniczego po VI klasie podstawówki – wtedy, gdy zaczęły się zawiązywać pierwsze poważne przyjaźnie! Poza tym, niejeden młody człowiek po „wrzuceniu” w nowe towarzystwo, próbuje nowym znajomym zaimponować, przez co przychodzą mu do głowy niekiedy głupie i niebezpieczne pomysły. Nie jest przypadkiem, że przestępczość w gimnazjach jest tak wysoka – zwłaszcza ta odnosząca się do przemocy i narkotyków.

Po drugie – nauka

Wprowadzenie gimnazjum pociągnęło za sobą skrócenie liceum ogólnokształcącego. Najpierw starano się „zmieścić” program z czteroletniego ogólniaka w trzy lata, ale potem stwierdzono, że to i tak niewykonalne, więc należy w ogóle zrezygnować z dotychczasowej formuły liceum. W obecnym systemie ostatnim ogólnokształcącym etapem nauki jest właśnie gimnazjum, które trwa... 4 lata – ostatni rok cyklu programowego gimnazjów realizuje się w 1. klasie szkoły ponadgimnazjalnej, co wprowadza nieopisany chaos. Potem brakuje już czasu na spokojne pogłębianie wiedzy i liceum staje się kursem przygotowującym do matury. Matury, której poziom radykalnie przez ostatnie lata się obniżył. Reforma oświaty połączona z postawieniem większych wymagań przed dorastającym człowiekiem jest koniecznością.

Histeryczne reakcje

Związek Nauczycielstwa Polskiego w 1999 r. protestował przeciwko wprowadzaniu gimnazjów. W 2016 r. protestuje przeciwko ich likwidacji. Na takiej działalności związkowców, na których czele stoi sympatyzujący z KOD-em p. Sławomir Broniarz, najbardziej cierpi wizerunek nauczycieli. Tych nauczycieli, którzy nie chcą wdawać się w partyjno-polityczne przepychanki, tylko którzy chcą rzetelnie i sumiennie uczyć i wychowywać młodych Polaków.

Totalna opozycja zwietrzyła swoją szansę. Próbuje się podpiąć pod te protesty i coś dla siebie ugrać. Wątpliwe jednak, by było to możliwe, gdyż większość rodziców popiera powrót do systemu 8 + 4/5.

Posłanka PO Kinga Gajewska ostatnio bardzo intensywnie komentuje (m. in. na Twitterze) kwestię wygaszania gimnazjów. W jednym kuriozalnym wpisie stwierdziła, że należy zachować gimnazja, bo te „istniały już w starożytności”. W innym – popełniła błąd ortograficzny. Czy trzeba coś dodawać?

* Autor to krakowski językoznawca, doktorant UJ, należy do Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie.

ewakurekEwa Kurek*

Od wielu już lat mówię i piszę o zgubnych dla społeczeństwa polskiego skutkach pedagogiki wstydu, która poprzez wzbudzanie poczucia w nas winy za wyimaginowane przestępstwa jest najprostszym i najpewniejszym sposobem do zastraszenia społeczeństwa i wprowadzenia go w stan, od lat nazywany przeze mnie mało elegancko skundleniem. Pedagogikę wstydu stosują wobec Polaków media i władze od roku 1989, co w przyszłości powinno stać się przedmiotem badań historyków. Bo komunistom z czasów PRL-u można zarzucić wszystkie możliwe zbrodnie z wyjątkiem tej, że nigdy nie wpadli na pomysł zawstydzania Polaków i wzbudzania w nas poczucia winy za niepopełnione zbrodnie.

Stosowana wobec Polaków w wolnej Polsce pedagogika wstydu ma różne odcienie. Od wmawiania nam, że Polska to brzydka panna na wydaniu, która nie powinna kaprysić i przyjmować wszystko to, co zaoferują jej zachodni konkurenci, po zawstydzanie Polaków wyimaginowanymi czynami przodków. Według kanonu historycznej pedagogiki wstydu po roku 1989, Polacy mieli się wstydzić za Powstanie Warszawskie, bo powstańcy mordowali głównie Żydów; za Żołnierzy Wyklętych, bo byli zwykłymi bandytami; ale powinni się wstydzić przede wszystkim wyssanego z mlekiem matki antysemityzmu, na który jednym z najważniejszych od 15 lat „dowodem” jest zamordowanie w stodole w Jedwabnem 1600 Żydów.

Główną cechą skundlonych ludzi i społeczeństw jest wszechogarniający strach. Zakompleksieni, przestraszeni Polacy mieli zapomnieć o swojej historii, religii, kulturze i tradycjach. Mieli wtopić się w europejską bezwolną masę, rządzoną przez lewackie europejskie łże-elity. Zbieranie podpisów pod projektem, którego celem jest zmuszenie państwa polskiego do przeprowadzenia rzetelnych badań historycznych z ekshumacją w Jedwabnem włącznie, odsłoniło stan skundlenia społeczeństwa polskiego. Ku mojej osobistej wielkiej radości okazuje się, że stosowana od roku 1989 wobec Polaków pedagogika wstydu przez te wszystkie lata miała bardzo ograniczony zasięg. Na wstydliwych i zastraszonych obywateli z nielicznymi wyjątkami dały się wychować jedynie kręgi dziennikarskie, polityczne, urzędnicze i uniwersyteckie, które boją się dziś podjęcia decyzji o ekshumacji w jedwabińskiej stodole. Pozostała większość zwykłych obywateli serwowaną im przez te wszystkie lata pedagogikę wstydu na szczęście puszczała mimo uszu, czego najlepszym dowodem są napływające codziennie z całej Polski, od Szczecina po Przemyśl i od Opola po Białystok podpisane arkusze z żądaniem od władz Polski przeprowadzenia w Jedwabnem ekshumacji, która rozpocznie rzetelne badania historyczne i zdemaskuje jedwabińskie kłamstwo. My, Polacy, jesteśmy twardym narodem. Znamy swą wartość. Skundlenie, czyli wszechogarniający strach, nie jest na szczęście naszą cechą narodową. Strachy na Lachy, jak powiada przysłowie, więc pedagogice wstydu pokazujemy wilcze kły. Niech już tak zostanie na wieki.

Klasycznym przedstawicielem środowisk, które poddały się pedagogice wstydu, jest przestraszony dziennikarz Tadeusz Płużański, który w sprawie ekshumacji w Jedwabnem powiedział: Nie wyobrażam sobie, aby państwo polskie chciało wejść w otwarty konflikt ze środowiskami żydowskimi (…) Musimy dobrze zastanowić się, czy chcemy sprawę kontynuować, narażając się jednocześnie na atak (…) Czy warto dawać środowiskom żydowski do ręki tak potężny oręż.

jcwmwoPo pierwsze, pan redaktor Płużański musi odpowiedzieć sobie na pytanie, kogo ma na myśli, mówiąc o otwartym konflikcie ze środowiskami żydowskimi i czyjego ataku boi się, skoro religijni Żydzi z Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Warszawie oraz rabini z Gdańska, Bostonu i Poczdamu, znawcy żydowskiego prawa i żydowskiej religii twierdzą, że ekshumacja w Jedwabnem jest konieczna. Żydowski ateista z masońskiego Żydowskiego Stowarzyszenia B’nai B’rith w Polsce, prof. Jan Woleński też nie zamierza atakować. Nie jest wprawdzie zachwycony pomysłem, ale oświadcza: Nie mam nic przeciwko ekshumacji, skoro wrażliwcy koniecznie tego potrzebują dla pełnego wyjaśnienia wydarzeń w Jedwabnem i w okolicznych miejscowościach (fot: YouTube).

Inni natomiast Żydzi wespół z Polakami w wielkiej zgodzie, współpracy i bez rozgłosu po prostu ekshumacje żydowskich szczątków w Polsce przeprowadzają. Dla przykładu, jesienią 2015 r. w Ostrowcu Świętokrzyskim firma Labrys Urszuli Jedynak przeprowadziła ekshumację szczątków cadyka Jehudy Lejby Halstuka, bowiem mieszkający w Londynie wnuk cadyka postanowił pochować szczątki zmarłego w 1928 r. dziadka w Izraeluii. Jedynymi środowiskami na niby „żydowskimi”, z którymi na pewno wejdzie w konflikt państwo polskie w wypadku decyzji o ekshumacji w Jedwabnem, jest są środowiskoa skupione wokół Jerzego Urbana, „Gazety Wyborczej”, Tomasza Grossa, TVN oraz prawdopodobnie Muzeum Żydów Polskich. Tyle tylko, panie redaktorze, że to nie są Żydzi! Być może przodkowie niektórych spośród tych osób byli Żydami, ale sto lat temu zostali przez swoje żydowskie rodziny wyklęci za komunizm i w chwili obecnej to już nie są żadni Żydzi, lecz bolszewicy naszego rodzimego polskiego chowu. Środowiska te przed laty doskonale oceniła polska Żydówka, zmarła zacna i mądra Judyta Kestenberg. Pochodziła z żydowskiej rodziny ze Stanisławowa, została profesorem na uniwersytecie w Nowym Jorku i na temat Urbana i jemu podobnych powiedziała: „Ten Urban jest jednak głupi. Ale ten wasz Urban też jest mądry. Skoro dla Polaków wydaje gazetę, skoro Polacy ją czytają, to znaczy, że zarabia na Polakach niemałe pieniądze. Tak czy siak, mądrego czy głupiego, weźcie sobie Polacy tego Urbana. Skoro go tak wychowaliście, skoro czytacie jego gazetę, weźcie go sobie. Po pierwsze, my, Żydzi, dość mamy mądrości i głupoty w swoim narodzie, a po drugie, cóż ten Urban może mieć z nami, Żydami, wspólnego? On nie jest żydowski, my nie czytamy jego gazet!”

Warto też pamiętać, że wspomniane wyżej niby „żydowskie” lewackie środowiska w Polsce dawno osiągnęły już szczyt absurdu, bowiem od antysemitów wymyślają dziś Żydom, którzy mówią i piszą prawdę o stosunkach polsko-żydowskich. Tak więc, panie redaktorze Tadeuszu Płużański, w wypadku podjęcia decyzji o ekshumacji w Jedwabnem państwo polskie nie wejdzie w otwarty konflikt ze środowiskami żydowskimi, lecz z naszymi rodzimymi polskimi lewakami, dla których jedwabińskie kłamstwa są ważnym elementem stosowanej wobec Polaków pedagogiki wstydu. A ze środowiskiem lewackim państwo polskie wcale nie musi wchodzić w konflikt. Ten konflikt trwa nieustannie już od dziesięcioleci.

Po drugie, redaktor Tadeusz Płużański, zastanawiając się, czy warto „dawać środowiskom żydowskim do ręki tak potężny oręż” w postaci ekshumacji w Jedwabnem, myli przyczyny ze skutkami. Prawda bowiem jest taka, że to właśnie wstrzymanie w 2001 rokur. ekshumacji i badań historycznych uwiarygodniło kłamstwa Tomasza Grossa na temat Jedwabnego, a tym samym dało rodzimym lewakom i niektórym środowiskom żydowskim oraz Niemcom oręż do walki z Polską i Polakami. Dla wspomnianych wcześniej rodzimych polskich lewaków Jedwabne było i jest doskonałym narzędziem serwowania Polakom pedagogiki wstydu; dla nieprzychylnych Polsce środowisk żydowskich Jedwabne było i jest doskonałym narzędziem przedstawiania na świecie Polski jako kraju największych na świecie antysemitów; dla Niemców zaś było i jest Jedwabne narzędziem, które kreuje Polaków na wspólników współodpowiedzialnych dokonanego przez Niemców ludobójstwa zagłady Żydów. Ekshumacja szczątków Żydów zamordowanych w Jedwabnem i przeprowadzenie rzetelnych badań historycznych nad wydarzeniami z lipca 1941 raz na zawsze wytrąci lewakom, Niemcom i nieuczciwym Żydom oręż do walki z Polską i Polakami.

Po trzecie i najważniejsze, panie redaktorze Tadeuszu Płużański, sam przestraszony, straszy pan Polaków i roztacza przed rodakami straszną wizję skutków rozpoczęcia ekshumacji w Jedwabnem, mówiąc, że w razie ekshumacji, do miasteczka zjadą dziesiątki rabinów, dziennikarze z całego świata z dziennikarzami z „New York Timesa” włącznie. Więcej odwagi, panie redaktorze. Na przestrzeni ponad tysiąca lat swego istnienia Polska i miasteczko Jedwabne wyszło obronną ręką z większych i bardziej niebezpiecznych najazdów niż ewentualny najazd rabinów i dziennikarzy. A tak naprawdę, proszę mi wierzyć, panie redaktorze Tadeuszu Płużański., Żżadnych najazdów na Jedwabne w czasie ekshumacji nie będzie. Polscy lewacy z Adamem Michnikiem na czele oraz Tomasz Gross i lansujący po świecie jedwabińskie kłamstwo żydowscy dziennikarze z dziennikarzami „New Yorks Times’a” włącznie nie są głupi. Z lękiem śledzą dziś naszą dyskusję i proces zbierania podpisów pod żądaniem ekshumacji, bowiem oni jedni najlepiej wiedzą, że zbudowana na kłamstwie jedwabińska piramida sypie się, a sukces projektu ekshumacji oznacza dla nich wielką światową kompromitację. Zrobią więc wszystko, aby wyniki ekshumacji w Jedwabnem i objawiona dzięki ekshumacji prawda historyczna nie przekroczyłay granic Polski. Wyniki ekshumacji będziemy musieli upowszechniać w świecie sami i sami będziemy musieli zadbać o to, aby Tomasza Grossa spotkał taki sam los, jaki przed laty spotkał kłamcę Beniamina Wiłkomirskiego; jego którego konfabulacje o żydowskich przeżyciach z czasów wojny w Polsce zdemaskował młody szwajcarski historyk. Beniamin Wiłkomirski z powodu kompromitacji od wielu lat nie opuszcza swego mieszkania w Zurychu. Jestem pewna, że dzięki ekshumacji w Jedwabnem, ze światowej dyskusji o dziejach stosunków polsko-żydowskich raz na zawsze zniknie polskie lewactwo i amerykańscy Żydzi z Tomaszem Grossem na czele. Pytanie tylko, czy skompromitowanego profesora zechce zatrzymać w swoim gronie amerykański uniwersytet w Princeton. Ale tę sprawę muszą już załatwić sami Amerykanie. Tak więc, panie redaktorze Tadeuszu Płużański, strach ma wielkie oczy. Bać powinni się dziś kłamcy, ale nie my.

* Autorka jest doktorem nauk humanistycznych w zakresie historii. Tekst ukazał się na łamach tygodnika "Warszawska Gazeta". Publikujemy go za zgodą p. dr Ewy Kurek, dziękujemy.

adamzyzmanAdam Zyzman

Odbywające się w różnych miastach Polski protesty lewicowego Związku Nauczycielstwa Polskiego przeciwko reformie systemu oświaty w naszym kraju są kolejną próbą wyciagnięcia na ulice mniejszych lub większych grup ludzi w proteście przeciwko rządowi. Bez względu na zasadność podnoszonych argumentów, w imię których organizowane są protesty. I znów, jak w przypadku aborcji, organizatorzy uciekają się do oszustwa wmawiając nauczycielom i rodzicom, że reforma polegająca na likwidacji gimnazjów spowoduje utratę miejsc pracy przez tysiące nauczycieli.

Oszustwo to powtarzane jest także przez media sprzyjające protestującym i nie trafiają do nikogo argumenty, że ilość uczniów i oddziałów klasowych w całym systemie oświaty nie ulega zmianie, a więc nie zmienia się ilość nauczycieli potrzebnych do nauczania tej samej ilości uczniów. Co najwyżej będą musieli zmienić miejsce zatrudnienia – część przejść do szkół podstawowych, a część do liceów. Jedynymi, którzy coś tracą na tej reformie to dyrektorzy gimnazjów, którzy nadal pozostają jednak nauczycielami.

Co jednak sprawia, że ZNP decyduje się na organizację protestów w obronie dyrektorskich stołków? Chyba tylko niechęć do jakichkolwiek zmian inicjowanych przez prawicę! Tak się bowiem składa, że znalazłem ostatnio w swoim komputerze teksty pisane przed 17 laty dla „Tygodnika AWS”, który to tygodnik opisywał protesty tegoż samego ZNP, pod przywództwem tegoż samego Sławomira Broniarza, przeciwko reformie ministra Handkego i wprowadzeniu w Polsce… gimnazjów! Wygląda więc na to, że tradycyjnie, bo lewicowo „postępowa organizacja nauczycielska” jest tak naprawdę konserwatywna i chronicznie boi się jakichkolwiek zmian w sferze systemu oświaty, upatrując w tym zagrożenia dla swych interesów bez względu na to, czy są to interesy młodych nauczycieli, czy też dyrektorów szkół, jak w tym wypadku. Z resztą wydaje się, że młodzi nauczyciele nie są w ogóle w sferze zainteresowania „postępowego” związku, gdyż nie było słychać o protestach organizowanych przez ZNP w obronie nauczycieli powszechnie zatrudnianych w prywatnych i prywatyzowanych szkołach z pominięciem Karty Nauczyciela. Dopóki proceder niszczenia szkół w gminach wiejskich preferowany był przez władzę PO-PSL i władze samorządowe, Związek Nauczycielstwa Polskiego nie dostrzegał zagrożenia dla nauczycieli, a najważniejszym problemem organów Związku było… noszenie przez młodzież w szkole ubiorów z patriotycznymi napisami.

A więc w sytuacji, gdy coraz trudniej trzymać się tradycyjnych podziałów na prawicę i lewicę, można powiedzieć, że zachwianiu ulegają też przypisywane tym ugrupowaniom cechy i polska lewica tak boi się jakichkolwiek zmian, że zasługują na miano konserwatystów, podczas, gdy zwolennikami zmian odpowiadających na wyzwania nowych czasów są w naszym kraju środowiska prawicowe, które nie tylko zdecydowane są zmiany wprowadzać, ale także nie mają oporów, by uczciwie przed społeczeństwem przyznać się, że jedno czy drugie działanie było błędem, jak w tym wypadku gimnazja, i trzeba się z nich jak najszybciej dla dobra kraju i jego mieszkańców wycofać.

A co w takich wypadkach robi lewica? A, no to, co znamy z minionych lat, czyli ogłasza, że to właśnie te błędy są „postępem”, a każdy kto je głośno krytykuje jest „wrogiem ludu, czy ustroju”, a najlepiej „faszystą”, w najłagodniejszej zaś formie… „konserwatystą”!

krakowniezaleznymkInformacja własna

3 października 2016 roku w gościnnych progach krakowskiego „Sokoła” mieliśmy okazję przeżywać ważne wydarzenie. Państwo Elżbieta i Wacław Kujbidowie z Ottawy - rodowici krakowianie, postanowili zmierzyć się z największym, najbardziej podłym oskarżeniem ostatniego 27-lecia, jakie skierowano pod adresem narodu polskiego.

davMiejmy nadzieję, bo zawsze warto ją mieć, że Ich film „Jedwabne. Świadkowie, świadectwa, fakty”, w swojej najnowszej wersji (dotąd w Polsce nie pokazywanej) przyczyni się do zakończenia "ery upowszechniania kłamstw", które w milionowych nakładach szkalują Polaków, od medialnych głupot poczynając, poprzez głupotę urzędniczą, a na głupotach wypisywanym w Internecie kończąc. Warto dodać tutaj optymistyczną wiadomość, że TV Niezależna Polonia pp. Elżbiety i Wacława Kujbidów oglądana jest w 93 państwach świata!

davKrakowian i Gości naszego Miasta, wraz z gospodarzami miejsca i Autorami filmu, zaprosiło na projekcję Stowarzyszenie im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie. Spotkanie poprowadził p. dr Mirosław Boruta, prezes Stowarzyszenia, który - na zakończenie - wraz z pp. wiceprezes, Marią Krakowską i sekretarz, Natalią Karpierz wręczyli Wspaniałym Polakom, żyjącym za granicą, w Kanadzie, symboliczne podziękowanie - wiązanki polskich kwiatów.

Zapraszamy Państwa do obejrzenia dwóch fotoreportaży, autorami zdjęć są pp. Elżbieta Serafin i Mirosław Boruta:

https://goo.gl/photos/3cDM1jGBghB5nU6n8

https://goo.gl/photos/Hz5jfNJzcf5jP7Lh7

a filmową relację ze spotkania przygotował p. Marek Czapla (Program 7 – Internetowa telewizja):
https://www.youtube.com/watch?v=ln9VrIIHjF8.

andrzejkalinowskiAndrzej Kalinowski

Przesyłam Państwu zdjęcia z 1 października 2016 roku - dnia inauguracji kolejnego, 653. roku akademickiego na Uniwersytecie Jagiellońskim i serdecznie pozdrawiam: https://goo.gl/photos/HkzdFF6xurBDfJFw9

20161001ak1Vivat Academia, vivant professores!
Vivat Academia, vivant professores!
Vivat membrum quodlibet, vivant membra quælibet,
semper sint in flore, semper sint in flore!

Niechaj żyje Akademia, niech żyją profesorowie,
Niechaj żyje Akademia, niech żyją profesorowie,
niechaj żyje każdy z nas, niechaj żyją wszyscy,
niechaj kwitną zawsze, niechaj kwitną zawsze!

adamzyzmanAdam Zyzman

Jak wynika z doniesień mediów, 1300 nauczycieli, w tym wielu z Krakowa, podpisało się pod otwartym listem protestacyjnym „przeciwko manipulowaniu najnowszą historią Polski”. Z listu wynika, że są „głęboko poruszeni i zaniepokojeni” wypowiedziami m.in. szefowej MEN i prezesa IPN, a sprawa dotyczy wypowiedzi Anny Zalewskiej, Minister Edukacji Narodowej, która w publicznym wystąpieniu unikała klarownej odpowiedzi na pytania dotyczące sprawstwa zbrodni na polskich Żydach w Jedwabnem i Kielcach, „podważając tym samym – jak czytamy w liście – ustalenia historyków i prokuratorów”.

„Nasze zdumienie budzą także słowa doktora Jarosława Szarka, obecnego prezesa Instytutu Pamięci Narodowej (ośrodka pragnącego odgrywać ważną rolę w edukacji historycznej), który obarczył odpowiedzialnością za mord jedwabieński wyłącznie Niemców”. - można także przeczytać w liście.

Moje zdumienie natomiast budzi fakt, że są nauczyciele, którzy w wolnej Polsce chcą kontynuować pedagogikę wstydu wobec naszych najmłodszych pokoleń, przekonując ich, że sprawcami wszystkiego co najgorsze są wyłącznie Polacy, nawet, gdy przyjęte wersje budzą wiele wątpliwości. Zaskakujące jest dla mnie to, że ludzie, którzy uczą innych nie mają żadnych wątpliwości i potrafią protestować przeciwko tym, którzy takie wątpliwości wysuwają, próbując tym samym zamknąć im usta!

Takich wyznawców przestrzegania „linii partii” w nauczaniu pamiętam ze swoich szkolnych czasów, ale sądziłem, że wraz z upływem lat ludzie ci odeszli już z nauczycielskiego zawodu. Tymczasem, jak podają media, wśród sygnatariuszy listu są także ludzie młodzi. Teoretycznie powinienem wezwać MEN i kuratoria, by jak najszybciej odsunęli tych ludzi od wykonywania zawodu nauczycielskiego i wpływu na kształtowanie młodego pokolenia, ale zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie im właśnie o takie działanie chodzi. Chcą wykazać, że w Polsce rządzonej przez PiS prześladuje się ludzi za… poglądy na wydarzenia historyczne. Dlatego apeluję do tych „odważnych”, by opublikowali nie tylko swe nazwiska, ale także wykaz szkół w których są zatrudnieni. Niech Polacy wiedzą do jakich szkół nie posyłać swych dzieci, by nie przesiąkały antypolskim wychowaniem. Ja w każdym razie postanowiłem, że przed pójściem moich wnuków do szkoły dokładnie sprawdzę, czy w danej szkole nie pracuje ktoś, kto nie tylko będzie ich wychowywał tak, by nie byli dumni z tego, że są Polakami, ale także będzie zabijał w nich ciekawość świata i rozstrzygania wątpliwości, dbając tylko o przyswojenie obowiązujących w pewnych środowiskach „prawd objawionych”.

norbertpolakNorbet Polak

Jakiś czas temu usłyszałem, iż ponoć nasza, jakże stabilna, Unia Europejska, która woli w swym zwyczaju płynąć pod czerwoną banderą (ach, jakiż to lat nam nie przypomina?), chce zakazać Chrztu dzieci nowonarodzonych. Komunikat okazał się fałszywy. Takie orzeczenie w życie nie weszło, ani nie pojawiło się w postaci orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości.

Jednak czy jest to przypadek? Nawet pomimo tego, że rzekomy dziennikarz brytyjskiego dziennika „The Times”, niejaki McFarell, podpisał się pod pochlebnymi słowami wobec powyższego, również rzekomego, orzeczenia? Niejaki, bowiem okazało się, iż w redakcji brytyjskiego dziennika nie znajduje się osoba o takim nazwisku.

Dlaczego, pomimo powyższego faktu, mam wątpliwości? Pomimo tego, że ów tekst, krążący po Internecie, okazał się kiepskim żartem?

Unia Jewropejska, jakby powiedział Żyrinowski, jest znana z mocno lewicowych tendencji. Nie tylko z socjalistycznego zbiurokratyzowania życia gospodarczego na terenie włączonych do niej państw, ale i z powodu forsowania różnorakich postulatów grup lobbingowych w kwestiach ideologicznych, jak na przykład, chwała Bogu pokonany, raport Estreli, mający za cel wprowadzenie „aborcji” (zabijania dzieci poczętych) na życzenie i seksualizację najmłodszych. Przypomniało mi się, chyba nadal obowiązujące, uchwalenie przepisu, iż ślimak jest od teraz... rybą. Oczywiście, to wiązało się z konkretnymi grupami interesów - francuskimi. Ryby były dotowane przez fundusze unijne, a ślimaki już nie. Na dodatek, rodzice muszą tłumaczyć swym pociechom:

- Synku, córeczko, widzicie? Marchewka to owoc. Zapamiętajcie, marchewka to nie warzywo z rodziny selerowatych, ale owoc...

Wiemy, że Unia Europejska jest opanowana przez interesy, zwłaszcza niemieckie. Dowodem tego jest zapisana, chociażby na często tu pokazywanym portalu wpolityce.pl, propozycja Lecha Wałęsy, że Polska i Niemcy powinny być jednym krajem.

Jednak zastanówmy się, czy takie potencjalne orzeczenie miałoby prawo bytu, byłoby prawem sprawiedliwym?

W kontekście ziemskim - tak. Chrzest narusza wolność sumienia i wyboru, gwałci wolną wolę jednostki, gdyż ów człowiek nie jest uświadomiony w tym wieku o skutkach podjętej przez jego rodziców decyzji. Wiąże się to oczywiście i z wolnością religijną, a także swoistym rodzajem stygmatyzacji społecznej, przymuszonej przynależności do określonej wspólnoty, jaką jest Kościół Katolicki i budujące go pomniejsze jednostki organizacji terytorialnej tegoż Kościoła.

Wydawałoby się, iż jest to wystarczająca argumentacja na rzecz uzasadnienia potencjalnego unijnego wyroku czy też wyroku planowanego przez New World Order (Nowego Porządku Świata - o wspólnym rządzie światowym). Ale czy człowiek składa się jedynie z ciała? Czyż nie jest on jednością duszy i ciała, z prymatem (większą ważnością) tego pierwszego?

Chrzest Święty jest uwolnieniem z grzechu pierworodnego, który ściągnęli na siebie nasi pierwsi rodzice, rodzice ludzkości, jakimi byli święci Adam i Ewa (oczywiście zostają skutki grzechu pierworodnego, z którymi w naszym życiu potrzebujemy walczyć). Jak wiemy, bycie w niewoli grzechu, jest trwaniem nie tylko we własnej głupocie z powodu uwierzenia fałszywym słowom o szczęściu, ale i trwaniem w niewoli tegoż kłamcy, jakim jest starodawny wąż, szatan. Jezus Chrystus, Syn Boży, Boski Zbawiciel przyszedł jednak, by w Imię Jego Ojca, Swoim i Ducha Świętego wyrwać ludzi spod władzy ich największego wroga, ojca kłamstwa. On nam daje nowe życie, życie nie tylko ziemskie, ale i życie w wiecznej szczęśliwości. Natomiast diabeł się zmienia. Aktywnie dzisiaj działającym masonom (kto myśli, że to legenda, niech poczyta chociażby książki doktora Stanisława Krajskiego), jako „Bóg Światłości” i nazywa ich „synami światłości”. Jest to jednak ułuda, droga fałszywa. Lucyper - „depczący światło” (niegdyś wszak zwany Lucyferem, czyli „przynoszącym światło”) stosuje aliści wszelkie sztuczki, by pogrążyć obiekt swej największej nienawiści, jakim są ludzie, w wiecznym nieszczęściu, które sam na siebie sprowadził, wypowiadając wobec Boga słowa: „non serviam!” – „nie będę służył!”. Atoli, jak widać, pogrążona w samodestrukcji Unia Europejska woli wybrać na swego pana księcia ciemności. Dokonuje tego poprzez oparcie swych podstaw, swych fundamentów nie na jedynej wierze dającej prawdziwy ład publiczny i Zbawienie każdego, ale na ateizmie. Ateizm natomiast prowadzi w konsekwencji do satanizmu, o którym to ruchu słyszymy już coraz częściej, a którego przejawem są chociażby okropne „zabawki” Monster High czy występy Nergala drącego publicznie Pismo Święte czy też wprowadzony niegdyś przez koncern Agros Nova napój „Demon”, który po kampanii protestacyjnej został wycofany z produkcji. A czyż w „strasznych, ciemnych” wiekach Europa nie była oparta na Christianitas, czyli wspólnocie wszystkich stanów społecznych, dla których fundamentem było Chrześcijaństwo, a dokładniej Katolicyzm? Czyż nie przetrwała ona ponad 1000 lat? (Dlatego też tej epoki nie winno się zwać „mrocznymi wiekami” w porównaniu z innymi epokami, ale właśnie „epoką Christianitas”). Czyż zatem nie lepiej oddać się - ale dobrowolnie, bo Pan Bóg nigdy do niczego nie przymusza - pod władzę Przenajświętszej Trójcy, samego Źródła wszelkiej prawdziwej miłości?

Skoro Chrzest miałby naruszać według lewicy wolność dziecka, to ktoś ją wszak ogranicza. Ktoś aktu Chrztu dokonuje. Kto? Oczywiście, rodzice! Wedle tego myślenia, to oni odpowiadają za zniszczenie życia i przyszłości młodego człowieka. Jaki więc wniosek? Rodzice, do więzienia! A na ich miejsce przyjdą rodziny zastępcze. Atoli, w trosce o dobre wychowanie tych dzieci i zabezpieczenie ich przed chrześcijańskim radykalizmem i wolnością (sic!) duchową, czyli wieczną, a nie tylko kilkudziesięcioletnią (na Ziemi), należy owe dzieci powierzyć takim rodzinom zastępczym, które wykazują się znacznym wskaźnikiem tolerancji. Czyli? To oczywiste! Zboczonym homoseksualistom... A jeżeli nie, to faszystowskiemu państwu, które doskonale zadba o wychowanie swych podopiecznych, jako przyszłego zaplecza wojennego, jako „królików doświadczalnych i mięsa armatniego”.

Europo, do czego doszłaś, do śmiechu rosyjskiego komunisty po konkursie Eurowizji? Bądź czujna i zacznij wreszcie, po wiekach oświeceniowego zaciemnienia, pić z niezatrutego źródła Wody Żywej.

norbertpolakNorbert Polak

Pamiętam jak kiedyś zostaliśmy po lekcjach z pewnym K., znowuż na stołówce - och, ileż to człowiek nie przeprowadził tam rozmów i nie zjadł smacznie. He, he, mniejsza o to... Poprosiłem go bowiem, żeby mi krótko powiedział, dlaczego on nie wierzy Kościołowi Katolickiemu, bo przygotowuję małą pracę apologetyczną i chciałbym po prostu wszystkie te trudne kwestie omówić, żeby dojść do wzajemnego zrozumienia z innymi ludźmi.

I zaczął mi wymieniać. Nie pamiętam już co dokładnie, w każdym razie w pewnym momencie powiedziałem, mu że ja już od kilku lat jestem w życiu testowany i to niezwykle ciężko, a jednak Pan Bóg się nade mną ulitował i nie dał mi zagasić płomienia wiary w Niego i że dalej wierzę, pomimo trudności. A on na to, że u niego ta próba trwa już o 2 lata dłużej i przestał wierzyć. Przestał wierzyć, bo nie widzi Boga, bo nie widzi sensu. Uważa, iż Bóg zostawił ten świat gdzieś i świat sam się kręci, jak w zegarku, nie mając pomocy od Boga (czyli deista - deizm). Mówił to z bólem, widziałem to po sposobie zmrużenia przez niego oka. Poruszyło mnie to. Rozumiałem jego ból. To straszne. Rozumiałem, gdyż sam przestałbym wierzyć, tak jak on, jednak wytrwałem i Pan Bóg się nade mną ulitował, prosiłem o jego pomoc, przyjąłem ją i wytrwałem w Nim. I to mi się opłaciło.

Ważny temat, ale nie o tym chciałem głównie napisać. Mianowicie zaczęliśmy dyskutować o prawdziwej miłości. On powiedział, że taką znajduje tylko na zjazdach modlitewnych, gdzie ludzie potrafią przytulić i Cię zaakceptować takiego, jakim jesteś. I dostaje również miłość od matki, że ona jest dla każdego człowieka najważniejsza. A ja mu powiedziałem, że owszem jest nadzwyczaj ważna ta relacja, ale Największą Miłością jest Pan Bóg. I zaczęła się dyskusja...

... że nie potrzeba prawdy, że liczy się miłość jedynie, że przecież gdyby matka a Pan Bóg, to to i tamto...

Ciężko było. Nie czułem się usatysfakcjonowany, bowiem wiedziałem, że nie wyjaśniłem mu tego wystarczająco, ale brakowało mi argumentów. Tak Kochani, nie można zadowalać się jedynie świadectwem, ale, gdy tylko się da, trzeba wyjaśnić innym ludziom jak najwięcej, aby jak najwięcej pojęli i prościej było im przyjąć daną prawdę.

I następnego dnia oczywiście przyszła mi do głowy odpowiedź: "No przecież! Powiedział, że nie ma prawdy obiektywnej, a to nie może być prawdą, bowiem..."

Tak, w trakcie dyskusji tę rzecz wrzucił, odnosząc się do tego, co powiedziałem, iż prawdziwa miłość musi opierać się na Prawdzie, bo inaczej wcale nie musi być prawdziwą miłością. I za tydzień udało mi się go złapać i powiedziałem:

- K., popełniłeś błąd logiczny, błąd w rozumowaniu. Stwierdziłeś, iż nie ma prawdy obiektywnej, że każdy ma swoją prawdę i jest ona zawsze subiektywna, gdyż wiąże się z indywidualnym spojrzeniem na sprawę każdego z osobna. Aliści twierdząc, iż nie ma prawdy obiektywnej, za prawdę bezwzględną uważasz fakt, iż prawdy obiektywnej nie ma. Czyli to dla Ciebie jest prawdą obiektywną (iż prawdy obiektywnej nie ma), ergo jest to ze sobą całkowicie sprzeczne, więc jest błędem logicznym.

- Stwierdziłeś także, że nikt z nas, również ja, nie wie, jaka jest prawda, ale skoro stwierdzasz, że nie wiem jaka jest prawda, to to dla Ciebie jest prawdą, iż tej prawdy poznać nie jest człowiek w stanie, a to również sobie przeczy.

On coś się nie zgodził, ale już wiedziałem, że trochę go zatkałem, że musiał wewnętrznie jakoś przyznać mi rację, choćby się na to nie zgadzał, po prostu wiedział, że mam rację. Oczywiście o moją rację nie chodzi, tylko o to, czy prawdą jest to, co powiedziałem. A prawdą to właśnie jest.

Tak tylko myślałem, czy by go nie przytulić... Nie chciałem wszak, by uznał, że jestem rzekomo kolejnym katolikiem, który się wszystkiego czepia, ale miłości, takiej zwykłej, ludzkiej (chociaż wiemy już, że prawdziwa miłość pochodzi o jej Źródła, Boga Miłości) okazać nie potrafi... Szkoda. Mogłem się był przełamać. Nie chciałem go uderzyć tym, że się pomylił. Bowiem co go najbardziej przekona, jak nie najwyższa wartość, jaką jest Miłość?

Tak w ogóle, to nie umiałem mu odpowiedzieć, dlaczego religia buddyjska jest zła. Jeszcze później oczywiście sobie przypomniałem. Albowiem w buddyzmie ludzie chcą się wyzwolić od cierpienia tutaj na Ziemi, a to jest przeciwne chrześcijaństwu, bowiem owszem, dążymy do zaprowadzenia Królestwa Miłości, Królestwa Jezusa Chrystusa na Ziemi, ale wiemy, że bez cierpienia do Nieba się nie dostaniemy, gdyż musimy odpokutować za nasze grzechy, by zrównoważyć doskonałą Bożą Sprawiedliwość. Jednak w nagrodę czeka nas wieczne szczęście, brak trosk i wszelkie dobro, a co najważniejsze, ścisłe przebywanie na wieki z naszym Stwórcą. Decyzja należy do nas - mamy wolną wolę: czy wybieramy wieczne nieszczęście - piekło, czy wybieramy wieczną szczęśliwość - Niebo.

(Od Redakcji): W kwietniu 2015 roku w kilku artykułach, listach i odpowiedziach poruszaliśmy na naszych stronach sprawę motoszybowca "Pegaz":
https://www.krakowniezalezny.pl/tag/motoszybowiec-pegaz
Miło nam poinformować, że na ten temat ukazała się już książka autorstwa p. Rafała Chylińskiego, syna konstruktora "Pegaza". Informacje poniżej:

motoszybowiecpegaz"Historia pierwszego motoszybowca zaprojektowanego i zbudowanego w Polsce po 1945 roku. Powstał on w odpowiedzi na konkurs ogłoszony jesienią 1945 roku przez Departament Lotnictwa Cywilnego Ministerstwa Komunikacji. W konkursie zwyciężył projekt motoszybowca Pegaz, który zgłosił inż. Tadeusz Chyliński. Projekt konstrukcyjny był zakończony w 1947 roku, lecz budowa prototypu się przeciągnęła i pierwszy lot Pegaz wykonał na wiosnę 1949 roku.

W tym czasie przewidywano seryjną produkcję aż 80 egzemplarzy. Niestety, rok 1950 przyniósł wzrost napięcia międzynarodowego w związku z wybuchem wojny w Korei. Nacisk Związku Sowieckiego na rozwój produkcji samolotów bojowych spowodował przekreślenie dotychczasowych planów polskiego przemysłu lotniczego. Zaniechano produkcji rodzimych konstrukcji, nastawiając się na produkcję licencyjną na potrzeby wojska. Tym samym plan produkcji Pegaza został przekreślony. Aby uzasadnić tę decyzję podano, że Pegaz jest zbyt łatwy w pilotażu.

Prototyp Pegaza zachował się w zbiorach Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie".

Za: http://cbwydawnictwo.home.pl/pl/p/Rafal-Chylinski-Motoszybowiec-Pegaz-i-jego-konstruktor-Tadeusz-Chylinski/250

marcinniewaldaMarcin Niewalda

Niedziela. Idziecie z wizytą do starych znajomych. Nowy dom. Dokładnie z chwilą naciśnięcia dzwonka z głębi domu nadciąga gwałtowne ujadanie. Nie dobrze. Drzwi się otwierają. Pierwsi nie witają Was znajomi. Wypada za to na was mały śliczny (wredny) kundel, ujadający wniebogłosy. Znajomi co prawda też tam są. Ona ma piękną sukienkę, on modne okulary.

Wasze ręce jednak nie wyciągają się do nich na przywitanie bo automatycznie chcecie pogłaskać (uspokoić) pieska.

- O jaki ładny piesek! A jak się wabi? No, nie szczekaj już! Pikuś? Pikuś jakiś ty ładny! A jaki głośny, puść mojego buta.

Pan domu chwyta Pikusia, wsadza go do kuchni, zamyka drzwi. Pikuś ujada, skacze do klamki. Można się wreszcie przywitać. Dom ładny, już macie skomentować marmurowy kominek, gdy Pikuś trafia na klamkę i wypada z ujadaniem. Wizyta przebiega w nerwach. Jakikolwiek ruch ręką powoduje nowy atak ujadania Pikusia. Siedzicie sztywno na skraju foteli. Nie zauważacie pięknych obrazów, dyplomów córki gospodarzy z konkursu pianistycznego, bałałajki przywiezionej z podróży. Z grzeczności rozmawiacie o pracy. Kawa niedopita ląduje na obrusie i spodniach. Wizyta kończy się gwałtownie gdy zostaje odgryziony palec. Trzeba jechać do szpitala. Nigdy już nie odwiedzicie tych znajomych.

Inna sytuacja: Młoda dziewczyna wprowadza się do domu na obrzeżach miasta. Ładna okolica - las za którym jest przystanek tramwajowy. Po tygodniu meblowania wybiera się na spacer. Niestety, podczas pierwszego spaceru natrafia w lesie na “zboczeńca”. Nigdy już nie wejdzie do tego lasu. Woli nadkładać pół godziny osiedlem.

mnpikusZboczeniec-Pikuś potrafi skutecznie obrzydzić każde piękno, zniechęcić do każdego działania. Skupia na sobie maksimum uwagi. Wie jak to robić. Szef zboczeńca-Pikusia uczył się u najlepszych manipulatorów. Działa świadomie i planowo. Kolejne hałaśliwe przyciąganie uwagi. Gdy jedna forma przestaje działać, wymyśla kolejną. Naród skupia uwagę, nie widzi ani wspaniałych działań nowego rządu, ani realizowanych obietnic, ani pozytywnych zmian. Widzi hałaśliwe demonstracje, donosy, bezczelne wypowiedzi, podskoki na pikietach, błędy językowe, żenujący brak wiedzy historycznej i kulturowej - jest o czym mówić.

Rząd wykonuje gigantyczną pracę, Prezydent inicjuje świetne możliwości eksportu, resorty dokopują się do afer poprzedniej ekipy, ratowane są 6-latki, emeryci, niepełnosprawni, wspierani drobni przedsiębiorcy,  restrukturyzowana jest armia, służby, gałęzie gospodarki, likwidowane są gniazda korupcji. My jednak widzimy zboczeńca-Pikusia jak szczeka i gryzie. Nie wiemy o tych dokonaniach.

Nie widzimy też i innych działań. Kolaboracji szefów “Pikusia” z zagranicznymi korporacjami, gier na giełdzie, wysysania milionów, przepoczwarzania się systemu mafijnej ośmiornicy. Myślimy że Pikuś to banda głupków i tyle. A tymczasem za plecami ujadania postępują procesy przygotowujące grunt do kolejnej “Nocnej zmiany”.

Manipulacja zawsze ma ten sam schemat. Ma dwie warstwy - jedną widoczną i drugą ukrytą. Im bardziej nasza uwaga skupia się na warstwie hałaśliwej tym mniej dostrzegamy tę drugą warstwę i ona może działać skuteczniej. Podświadomość społeczna odciąga uwagę od pozytywnych działań nowego rządu i jednocześnie od korupcyjnych machlojek poprzedniej ekipy.

Jak przeciwdziałać takiej manipulacji? Pikusia najlepiej było by zamknąć w komórce, zboczeńca w więzieniu lub szpitalu. Ale obrońcy zwierząt się obruszą, obrońcy wolności demokracji będą krzyczeć o łamaniu praw człowieka.

Jest jednak inna metoda, wymaga jednak ona od nas dużo samozaparcia. Trzeba zboczeńca-Pikusia przetrzymać, starać się go nie zauważać. Zwiedzać dom, doceniać wszystko co w nim jest pomimo ugryzionej nogi. Trzeba przejść koło zboczeńca i cieszyć się zapachem drzew. Pomagajmy sobie w tym nawzajem. Nie ulegajmy chęci zajmowania się manipulatorami. Rozmawiajmy, udostępniajmy informacje o pozytywnych dokonaniach, o działaniach które są konstruktywne i dobre. Niestety musimy się przyzwyczaić do ujadania, ale możemy żyć normalnie i odtwarzać piękny świat dokoła.

“Psy szczekają, karawana jedzie dalej” (przysłowie afrykańskie).

(Od Redakcji): Zapraszamy także do lektury pozostałych tekstów p. Marcina Niewaldy "Metody Manipulacji - przewodnik, przykłady, spis treści" na:
https://www.facebook.com/note.php?note_id=118240994871542

krakowniezaleznymkInformacja własna

Na pierwszym - w nowym roku - spotkaniu członków i sympatyków Krakowskiego Oddziału Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy gościliśmy księdza profesora doktora habilitowanego Krzysztofa Kościelniaka, dyrektora Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego, autora takich książek jak:

ksdlogo• Złe duchy w Biblii i Koranie: wpływ demonologii biblijnej na koraniczne koncepcje szatana w kontekście oddziaływań religii starożytnych; • XX wieków chrześcijaństwa w kulturze arabskiej; • Dżihad: święta wojna w islamie: związek religii z państwem, islam a demokracja, chrześcijanie w krajach muzułmańskich; • Zło osobowe w Biblii: egzegetyczne, historyczne, religioznawcze i kulturowe aspekty demonologii biblijnej; • Sunna, hadisy i tradycjonaliści: wstęp do tradycji muzułmańskiej; • Państwo wspólnota i religia: wybrane zagadnienia procesów modernizacji na Bliskim Wschodzie.

20160112mbBarwna i ze swadą przedstawiona opowieść o podziałach w świecie islamu, elementach prawa i różnicach wśród wyznawców stała się zaczynem długiej i ożywionej dyskusji, szczególnie ważnej w kontekście napływu do Europy wielosettysięcznej rzeszy uchodźców i imigrantów.

Zapraszamy Państwa do obejrzenia kilku zdjęć, ich autorem jest p. Mirosław Boruta:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/12Stycznia2016mb

adamzyzmanAdam Zyzman

Pod koniec grudnia Centrum Kultury „Dworek Białoporądnicki” ogłosiło konkurs dla młodzieży pod hasłem „Tolerancja na warsztat”. Celem konkursu „jest upowszechnianie wiedzy na temat tolerancji i przeciwdziałanie mowie nienawiści w internecie” – piszą organizatorzy, którzy chcą w ten sposób „promować pozytywne postawy wśród młodzieży”. W ramach konkursu można przedstawić fotografię, film lub pracę plastyczną (można startować w każdej kategorii przedstawiając po jednej pracy). Jednak ze względu na to, że oprócz Dworku Białoprądnickiego organizatorami konkursu są też Fundacja Wspierania Działań Artystycznych „Wolna Sztuka”, Fundacja Babel Images, a całe przedsięwzięcie jest współfinansowane z funduszy EOG w ramach programu „Obywatele dla Demokracji”, mam poważne obawy, że będzie to kolejna impreza popularyzującą wśród młodych Polaków, tzw. pedagogikę wstydu”, czyli zasady „uczcie się Polacy, jak należy postępować, bo jako biali murzyni Europy nie macie o tym pojęcia”.

Dlatego apeluję do patriotycznie nastawionych nauczycieli gimnazjów i szkół średnich o zorganizowanie akcji udziału młodzieży w tym konkursie, tak, by pokazać, że tolerancja dla Polaków nie jest pojęciem nowym i ma swoje historyczne tradycje, że dopiero zniszczenie polskich elit przez zaborców, agresorów i wysługujących się im członków naszego narodu doprowadziły do upowszechnienia wśród Polaków postaw nietolerancyjnych, czy wręcz agresywnych, czego przykładem jest właśnie obecnie Internet. Niestety, wśród tych, którzy ukazują dziś na forum Internetu swą nietolerancyjną i agresywną postawę dominują środowiska, które właśnie ten konkurs finansują i organizują.

Dla mnie pretendentem do nagrody w takim konkursie byłoby zdjęcie z jednej z niedawnych manifestacji, na którym dwójka gdzieś dziesięcioletnich dzieci trzyma plakat ze strzelbą wycelowaną do kaczki. Jeśli kogokolwiek trzeba w dzisiejszej Polsce uczyć tolerancji, to właśnie organizatorów takich manifestacji, którzy wręczają takie plakaty małym dzieciom sugerując w ten sposób, że także najmłodsze pokolenie jest przeciwko temu wszystkiemu, co ta kaczka symbolizuje! Wystarczy, że w ramach przygotowywania pracy plastycznej lub filmu skopiuje się wpisy internautów publikowane przez portal szczególnie wyróżniający się w walce ”o obronę demokracji”.

A może zamiast przekonywać takimi konkursami młodych ludzi, ze Polacy są nietolerancyjni, utrzymywany z pieniędzy publicznych „Dworek Białoprądnicki” zorganizuje konkurs dla młodzieży o tradycjach tolerancji w Polsce? Niech ten konkurs upewnia młodych Polaków w dumie z polskich tradycji tolerancji, które sięgają tak naprawdę późnego średniowiecza (tak wyśmiewanego przez niektóre środowiska, akurat te same, które tolerują na swoich stronach i portalach tak nietolerancyjne i niedemokratyczne wpisy), bo tolerancja w Rzeczpospolitej nie zaczyna się od Konfederacji Warszawskiej, jak się powszechnie podaje,  ale znacznie wcześniej, gdy realizowana była, za panowania kolejnych władców dynastii jagiellońskiej, na zasadzie tradycji. Warto podkreślić, że dopiero perspektywa pojawienia się na tronie polskim zachodnioeuropejczyka, czyli Francuza stworzyło takie zagrożenie dla wolności i tolerancji w Polsce, że szlachta postanowiła swe naturalne dotychczas tradycje tolerancji skodyfikować na piśmie, by Walezjusz nie próbował stosować w Polsce praktyk powszechnych we… Francji!

Warto, by młodzi Polacy nie tylko o tym wiedzieli, ale także, by byli z tego dumni i potrafili przeciwstawiać się różnym specjalistom od pedagogiki wstydu i nauczania demokracji! – Oczywiście takiej „demokracji”, która gwarantuje im realizację w Polsce ich interesów, kosztem samych Polaków, jak dzieje się to w przypadku naszych sąsiadów z zachodu, którzy nie martwili się stanem polskich mediów dotąd dopóki nie informowały one o rozmiarach okradania polskiego państwa przez ich koncerny. A gdy Polacy próbują korzystać z prawa do autentycznie wolnych mediów, podnoszą wrzask o… „łamaniu wolności mediów w Polsce”.

Kierunki zmian w polityce naukowej i szkolnictwie wyższym w Polsce / Deklaracja Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Lublinie

akolublinW ostatnich latach szkolnictwo wyższe i nauka w Polsce padły ofiarą niefortunnych reform, skutkujących zapaścią finansową większości uczelni i naukowców oraz dominacją uznaniowości, klientelizmu i biurokratyzacji. Model koncentracji środków finansowych w kilku wybranych ośrodkach uniwersyteckich doprowadził do degradacji szkół wyższych funkcjonujących w wielu miastach wojewódzkich oraz w mniejszych ośrodkach, a także zagroził misji uniwersytetu w społeczeństwie.

Dla odwrócenia niekorzystnych zjawisk i procesów, konieczne są gruntowne zmiany w polityce wobec nauki i szkolnictwa wyższego. Należy znacznie zwiększyć nakłady finansowe na naukę poprzez stopniowe ich podnoszenie aż do poziomu średniej dla najbardziej rozwiniętych państw Unii Europejskiej (1,2 % PKB). Bez podjęcia niezwłocznie takich systemowych zmian, postulat budowy gospodarki opartej na wiedzy i innowacjach będzie jedynie nierealistycznym hasłem wyborczym. Istotnych zmian wymaga sposób podziału środków dla uczelni oparty na tzw. algorytmie. Obecnie sprowadza się on do zasady, że ilość pieniędzy pozostaje w stosunku proporcjonalnym do liczby studentów. Trzeba w większym stopniu uwzględnić inne parametry, takie jak jakość kadry naukowej, a cały system parametryzacji jednostek naukowych uczynić bardziej przejrzystym.

Sposoby rozdziału środków finansowych muszą uwzględniać typowe metody i techniki badawcze oraz rodzaje i wielkości wydatków ponoszonych przez badaczy z danej dyscypliny naukowej. Nie można dyskryminować badań podstawowych, bowiem to one tworzą wiedzę stanowiącą podstawę badań stosowanych i wdrożeniowych. Kolejnym ważnym elementem jest racjonalizacja polityki grantowej, aby sprzyjała rozwojowi nauki. System grantowy nie może być podstawą finansowania badań, powinien pełnić rolę uzupełniającą dla dotacji na badania statutowe.

Również zasady oceny pracy naukowej powinny być zróżnicowane ze względu na specyfikę poszczególnych dziedzin nauki: adekwatne do ich realiów badawczych, rzetelne i obiektywne. Kultura cytowań w naukach humanistycznych i społecznych jest na przykład inna niż w pozostałych obszarach wiedzy. Niewłaściwe kryteria oceny dorobku prowadzą do tego, że opublikowanie średniej jakości artykułu w czasopiśmie anglojęzycznym jest wyżej premiowane, niż wybitna monografia napisana w języku polskim. Słuszny postulat umiędzynarodowienia badań nie może być realizowany poprzez deprecjację specyficznie polskich tematów badawczych i języka polskiego. Konieczne jest także odrzucenie balastu biurokratycznego, który zamienia naukowców w urzędników.

W procedurach oceny dorobku oraz przydzielania grantów niezbędna jest jawność i transparentność, jako najważniejsze instrumenty wzajemnej kontroli w środowisku naukowym. Konieczne jest zniesienie anonimowości w procedurach grantowych, bowiem tajność recenzji może sprzyjać patologiom, np. kradzieży własności intelektualnej przez recenzentów lub „utrącaniu” konkurentów spoza własnych i zaprzyjaźnionych ośrodków naukowych.

Pani Premier Beata Szydło w swoim exposé zapowiedziała politykę wyrównywania szans i zrównoważonego rozwoju wszystkich regionów w państwie. Lansowanie koncepcji tzw. ośrodków wiodących (flagowych) pozostaje w sprzeczności z nowym kierunkiem polityki naukowej i wobec szkolnictwa wyższego, bowiem doprowadziło do podziału uczelni publicznych na „lepsze” i „gorsze”. Te drugie, pozbawione odpowiednich środków finansowych, a tym samym realnej możliwości prowadzenia badań, zdegradowane zostaną do roli prowincjonalnych wyższych szkół zawodowych. Skutkiem takiej polityki będzie również likwidacja niektórych kierunków studiów w tych szkołach, co zmniejszy szanse edukacyjne większości młodzieży spoza nielicznych ośrodków metropolitalnych, która z powodów finansowych studiuje możliwie najbliżej miejsca zamieszkania. W dalszej perspektywie zapaść finansowa większości uczelni spowoduje degradację edukacyjną i kulturową całych regionów państwa.

W naszym przekonaniu, tylko szybka i konsekwentna realizacja wskazanych zmian w polityce wobec nauki i szkolnictwa wyższego pozwoli na odnowienie społecznej misji uniwersytetu.