Przeskocz do treści

Wacław Kujbida

Część druga wykładu i spotkania redaktora Tomasza Sakiewicza z Polakami w Ottawie, zorganizowanego przez Klub Gazety Polskiej w Ottawie 7 września 2014 roku.

W trakcie spotkania nastąpiło również uroczyste wręczenie p. Tomaszowi Sakiewiczowi Dyplomu Klonowego Liścia Telewizji Niezależna Polonia z Ottawy, nowoustanowionej, dorocznej nagrody, której został pierwszym laureatem. Jak napisali twórcy i prowadzący TV Niezależna Polonia: "Klonowy Liść TV Niezależna Polonia 2014 dla redaktora Tomasza Sakiewicza za krzewienie polskości, niestrudzoną walkę z zakłamaniem i antypolonizmem, za niezłomne podtrzymywanie polskich narodowych i historycznych wartości":

 • http://www.tvniezaleznapolonia.org/red-t-sakiewicz-w-ottawie-czesc-druga

waclawkujbidafotoWacław Kujbida

Część pierwsza wykładu i spotkania redaktora Tomasza Sakiewicza z Polakami w Ottawie, zorganizowanego przez Klub Gazety Polskiej w Ottawie 7 września 2014 roku.

Zachęcamy gorąco do uważnego oglądnięcia, do końca, obu części spotkania naczelnego Gazety Polskiej z ottawskimi Polakami. To niezwykle ważne spotkanie i dyskusja. Wykład poprzedzający dyskusję i pytania, to po prostu w skrócie najnowsza książka p. Tomasza Sakiewicza "Testament Rzeczypospolitej". A przecież książka z tytułem, który okazuje się jakże oczywisty po przeczytaniu jej pierwszych rozdziałów, nie traktuje wcale albo tylko o Rzeczypospolitej. Po wysłuchaniu wykładu p. Tomasza Sakiewicza, zaskoczenie jest jeszcze większe. Redaktor Tomasz Sakiewicz przeniósł nas jakieś 800 lat wstecz aż do czasów współczesnych.

Zamiast spodziewanej dyskusji, pogawędki o współczesnej sytuacji politycznej w kraju czy Europie, znajdujemy się nagle w samym środku strumienia niezwykle trafnej, historycznej analizy przyczyn tego, co się dzieje obecnie na Ukrainie. Przyczyn ale i nieuchronnych następstw. Trafność tego wykładu poraża niekiedy oczywistością przytaczanych faktów i analiz. Nieodparcie przychodzi myśl: że też tego wcześniej nie potrafiliśmy połączyć w jedną całość?

 
• http://www.tvniezaleznapolonia.org/red-t-sakiewicz-w-ottawie-czesc-pierwsza-2

(Od Redakcji): W 2012 roku minęło 50 lat odkąd kościół Świętej Marii Magdaleny we Lwowie został odebrany wiernym... Dziękujemy p. Marii Pyż-Pakosz, redaktor serwisów: Polmedia (http://polmedia.pl) i Radio Lwów (http://radiolwow.org) za udostępnienie poniższego materiału, rozmowy z 22 sierpnia 2014 roku:
• https://www.youtube.com/watch?v=XOrlcVwN5Jc

miroslawborutaMirosław Boruta

Pierwsze podczas wakacji - 2 lipca - środowe spotkanie Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki w nowym miejscu - „Za horyzontem, bar podróżników..." (ul. Domki 19) obfitowało w Gości. Byli nimi pp. Jacek Smagowicz z Krajowej Komisji NSZZ "Solidarność", p. Jan Tysson ze Lwowa oraz koleżanki i koledzy ze Związku Konfederatów Polskich Niepodległej 1979-1989.

20140702kk1P. Jacek Smagowicz przedstawił efekty Walnego Zjazdu Delegatów Regionu Małopolskiego, który odbył się 27 i 28 czerwca w Wieliczce. Zebrani nie tylko wybrali władze na lata 2014-2018, ale i omówili program związku, zajmując przy tym stanowiska w wielu istotnych dla Polski sprawach, m.in. w sprawie bieżącej sytuacji w Kraju, dekomunizacji przestrzeni publicznej, mediów czy ochrony podstawowych wartości Narodu. Ponadto delegaci zobowiązali Komisję Krajową do rozmów z Prawem i Sprawiedliwością w kwestii realizacji postulatów związkowych po - miejmy nadzieję - wygranych wyborach samorządowych i parlamentarnych.

20140702kk2P. Jan Tysson, działający w Towarzystwie Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej pokazał nam dziesięcioletnie dzieło społecznej akcji renowacji nagrobków na Cmentarzu Łyczakowskim, jednej z czterech najważniejszych nekropolii Polski (prócz krakowskiego Cmentarza Rakowickiego, warszawskiego Cmentarza Powązkowskiego i wileńskiego Cmentarza na Rossie). Opowiedział nam  także o bieżącej sytuacji Ukrainy i Polaków tam mieszkających.

20140702kk3Ostatnim punktem dyskusji merytorycznej były - jak niemal co dzień - polskie kłopoty z wymiarem sprawiedliwości, jawną i ukrytą inwigilacją obywateli nie sprzyjających obecnej ekipie "polityków" Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego czy sędziami, których sposoby pojmowania rzeczywistości ukształtowane zostały przez media dalekie od podstawowych polskich wartości kulturowych. Dalszy ciąg burzliwych obrad zapowiedziano w przyszłym tygodniu 😉

Zapraszam Państwa jeszcze do obejrzenia kompletu zdjęć ze spotkania:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/2Lipca2014

Andrzej W. Waligóra

Szanowni Państwo, Czytelnicy Krakowa Niezależnego!

Z wielkim żalem przekazuję Wam smutną wiadomość - odeszła od nas nagle - 4 czerwca 2014 roku - wspaniała patriotka, genialna skrzypaczka i poetka - Joanna Mądroszkiewicz. Niewiele osób mogło dostrzec, że zmagała się Ona od wielu lat z chorobą, a Smoleński Zamach - jak sama mówiła - ją po prostu dobijał. Walczyła do ostatnich dni - na zawsze pozostanie w naszej pamięci ostatni jej koncert w Wiedniu w Katedrze Św. Szczepana w 4-tą rocznicę Tragedii Smoleńskiej, w tym roku.

Pamięta zeszłoroczne koncerty pani profesor Joanny Mądroszkiewicz "Solidarność" Pomorza, pamięta Redakcja w Toruniu napisane i recytowane przez Nią wiersze o "Zielonej wyspie" i o ukochanej Polsce - kraju jeszcze nadal walczącym o wolność.

Studenci Wiedeńskiego Uniwersytetu Muzycznego, Kluby Gazety Polskiej w świecie, a w szczególności w Klub w Wiedniu z którym była związana od dnia wystawy poświęconej Tragedii Smoleńskiej w lutym 2011 roku, składają najszczersze wyrazy współczucia, żalu oraz kondolencje rodzinie, a szczególnie dzieciom, wspaniale wychowanym w duchu patriotycznym - Klarze i Janowi.

zbigniewgalicki1Zbigniew Galicki

17 maja 1814 roku została podpisana konstytucja eidsvollska – ustawa zasadnicza Królestwa Norwegii, uchwalona przez Zgromadzenie Konstytucyjne w miejscowości Eidsvoll. Po zawarciu unii personalnej ze Szwecją (1814-1905), została uznana przez króla Karola XIII i obowiązuje do dzisiaj.

oslo2013Norwedzy i nie tylko, bardzo uroczyście obchodzą to święto, wychodząc na ulice w swych regionalnych strojach. W ubiegłym roku miałem okazję być w Oslo i z prawdziwą satysfakcją obserwowałem jaką sensację wzbudzał nasz strój krakowski. Wielu dopytywało skąd jest ten strój. Niektórzy próbowali nawet zgadnąć - wymieniając wszystkie kraje... bałkańskie. Byli bardzo zaskoczeni dowiadując się, że z Polski, z Krakowa, w którym - jak przyznawali - wielu z nich było. Taką mamy promocję naszego miasta, pomimo istnienia biura o tej nazwie. A przebywający w Oslo Polacy czuli się podniesieni na duchu, pozdrawiając naszych głośno i z radością.

miroslawborutastefanbudziaszekMirosław Boruta, Stefan Budziaszek

2 maja to Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej i Dzień Polonii i Polaków za Granicą. Dr Andrzej Duda, kandydat Prawa i Sprawiedliwości na posła do Parlamentu Europejskiego - w licznym towarzystwie krakowskiej młodzieży - wziął czynny udział w propagowaniu polskich barw narodowych i odpowiadał na pytania niezależnych mediów. Zapraszamy do obejrzenia relacji filmowej 😉
https://www.youtube.com/watch?v=DZbGsaQjRQs

annakeszyckaZ Dariuszem Dudą, krakowskim koordynatorem zbiórki „ Rodacy Bohaterom” organizowanej przez Stowarzyszenie Odra-Niemen,  rozmawia Anna Kęszycka:

Anna Kęszycka: Od kiedy kibice Wisły są zaangażowani w zbiórki darów dla Rodaków na Wschodzie?

Dariusz Duda: Pierwsza akcja zbierania darów dla Kombatantów na Kresach przez kibiców Wisły odbyła się na Wielkanoc 2012 roku. Udało się wówczas zebrać 120 kompletnych paczek dla Kresowych Żołnierzy. Od tego czasu Wiślacy dołączają się do każdej edycji.

Anna Kęszycka: Jak układa się współpraca ze Stowarzyszeniem Odra-Niemen i czy będziecie ją Państwo rozszerzać?

Dariusz Duda: Środowiska kibicowskie w Polsce od samego początku mocno zainteresowały się zbiórkami organizowanymi przez Odrę-Niemen. Nie inaczej było w kręgu kibiców Wisły, będących jednymi z koordynatorów zbiórki w Małopolsce. Pomoc materialna dla rodaków na Kresach to tylko jedna z kilku obszarów, którymi zajmuje się Stowarzyszenie Odra-Niemen. Kolejnymi są kombatanci II wojny światowej, a także Żołnierze Wyklęci. Rodowód Wisły, jako klubu założonego w celu podtrzymywania i krzewienia polskości jeszcze pod zaborami, wychowującego przed wojną takich patriotów jak Henryk Reyman, Adam Obrubański czy Edward Madejski, zobowiązuje do działania na podobnych płaszczyznach. Wiślaccy Patrioci od dłuższego czasu angażują się w upamiętnianie Żołnierzy Wyklętych i propagowanie naszej historii. W lipcu wspólnie z Odrą-Niemen będziemy gościć grupę 35 polskich dzieci z pod Wilna, a także z Białorusi. Organizujemy ich 7-dniowy pobyt w Małopolsce. W tym momencie poszukujemy sponsorów mogących pomóc w każdej formie. Chcemy  tego typu inicjatywy kontynuować w przyszłości. Przykłady współpracy płyną także od naszych przyjaciół ze Śląska Wrocław i Lechii.

Anna Kęszycka: Proszę powiedzieć jak wygląda wyjazd z darami na Kresy. Do kogo przede wszystkim trafia pomoc?

Dariusz Duda: Początkowo akcja miała charakter pomocy dla Kombatantów na Kresach, których wbrew pozorom zostało bardzo wielu za Bugiem. Z uwagi na upływający czas tych osób z miesiąca na miesiąc ubywa. Akcja została przez to rozszerzona na pomoc dla najbardziej potrzebujących rodaków na Kresach. Oprócz tego zgodnie z założeniami akcji dary przeznaczane są także dla Kombatantów w kraju. Jeśli chodzi o wyjazdy za granice pomoc dociera przede wszystkim na Litwę, Białoruś, Ukrainę ale także do Mołdawii i dalej na wschód. Przygotowanie wyjazdu z paczkami zaczyna się praktycznie od momentu przyjmowania artykułów. Najpierw należy je spakować według ustalonego klucza. Następnie w różny sposób dary przewożone są na Kresy. Obecnie z racji zdecydowanego rozrostu akcji paczki, w miarę możliwości, magazynowane są w Białymstoku czy na Rzeszowszczyźnie. W ostatnim etapie, przeważnie busami małe grupy wolontariuszy dostarczają dary wyznaczonym wcześniej osobom dzięki m.in. współdziałaniu z lokalnymi polskimi organizacjami. Cały transport odbywa się dzięki wsparciu i zaangażowaniu wielu wolontariuszy i ich środków transportu. Bardzo często, z racji wieku weteranów AK, oprócz doniesienia paczki trzeba przygotować drzewo na opał czy w inny sposób pomóc bohaterom. Bardzo ważny jest też sam fakt obcowania z rodakami. Trzeba w tym miejscu dodać, że często zapomnianymi rodakami. Świadomość o istnieniu Polaków na Kresach jest w kraju bardzo mała. Akcja przywraca ich niejako do pamięci a są to często całe miasteczka i wsie, szczególnie na północno-wschodnich terenach II RP.

Anna Kęszycka: Czy na Wielkanoc zbiórki przebiegają trudniej? Zdaje się, że szczyt naszej hojności przypada zazwyczaj na Boże Narodzenie?

Dariusz Duda: Zdecydowanie tak. Wynika to przede wszystkim z charakteru jednych i drugich świąt. Tradycja obdarowywania prezentami dużo mocniej związana jest z Bożym Narodzeniem. Przekłada się to na zbiórkę. Do tego dochodzi mniejszy odstęp czasowy miedzy akcją wielkanocną od bożonarodzeniową. Utrudnieniem dla zbierających jest także aura. Temperatury w okolicy Świat Wielkiej Nocy często są wiosenne co nie sprzyja magazynowaniu niektórych artykułów.

Anna Kęszycka: Czy w związku z sytuacją na Ukrainie akcja będzie przebiegała inaczej w tym roku?

Dariusz Duda: Niestety zaogniona sytuacja uniemożliwia przeprowadzenie normalnego wyjazdu na Ukrainę. Większych trudności można spodziewać się także na granicy polsko-białoruskiej. W związku z tym na tą edycję skupiamy się na zbieraniu datków pieniężnych. Stowarzyszenie Odra-Niemen prowadzi specjalne konto, na które można wpłacać datki. Dodatkowo organizowane będą kwesty z kulminacją w Niedzielę Palmową. W Krakowie podczas Marszu Katyńskiego około godziny 16. Paczki można natomiast składać w Akademii Ignatianum na ulicy Kopernika 26.

(Od Redakcji): podajemy nazwę, adres i nr konta Stowarzyszenia Odra-Niemen:
50-007 Wrocław, ul. Kołłątaja 24, lok. 11
27 1440 1387 0000 0000 1132 7222

krakowniezaleznymkInformacja własna

P. Stanisław Kopciewski z Białegostoku założył stronę wydarzenia na FB, zatytułowaną "Polacy z Krymu chcą wrócić do Polski". Podjął także szereg innych działań i - jak zwykle, podczas rządów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego - zobaczył urzędniczą beznadzieję ideologów państwa-niepaństwa, pozbawionego myśli narodowej...

stanislawkopciewski2Jak podaje Autor strony (na fotografii ze strony FB): "Zapraszamy – przyłączcie się do tej akcji – wspólnie zrobimy więcej! Polacy z Krymu chcą wrócić do Polski, a mieszka tam co najmniej 849 Polaków! W zaistniałej sytuacji na Krymie mieszkający tam Polacy są zmuszeni do przyjęcia obywatelstwa innego państwa albo do porzucenia swoich mieszkań, pracy i szukania miejsca w... Ojczyźnie swoich przodków. Trzeba im pomóc w każdy możliwy sposób! Piszmy apele do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie rzecznik@msz.gov.pl dzwońmy +48 22 523 90 00, piszmy petycje i wysyłajmy na adres do korespondencji wyłącznie: Al. J. Ch. Szucha 23, 00-580 Warszawa. Już 8 marca ewakuowano konsulat RP w Sewastopolu na Krymie. Opiekę konsularną przejął konsulat w Odessie. Problem w tym, że bez dokumentów wyjazdowych, z - obecnie już rosyjskiego - Krymu nie można stamtąd legalnie wyjechać. Nawet do Odessy, bo to - zgodnie z rosyjskim prawem - inne państwo".

jozefamyszkowskaI jeszcze jeden wpis ze strony (31 marca): "Dosłownie przed chwilą rozmawiałem telefonicznie z prezes Stowarzyszenia Polaków na Krymie panią Józefą Myszkowską (fot. opk.at.ua). Potwierdziła, iż są rodziny polskie zainteresowane repatriacją do Ojczyzny. Jest między innymi małżeństwo fotografików z dwojgiem dzieci, które leży Jej bardzo na duszy – bardzo chce mu pomóc. Pani Józefa mieszka sama, ale mimo iż była wielokrotnie zapraszana zostaje na Krymie z uwagi na możliwość niesienia pomocy innym w potrzebie. Pięknie mówi po polsku. WAŻNE dla nas jest to, że telefon +38 099 060 50 31 do pani Józefy Myszkowskiej działa. Mówiła mi, że adres mailowy jozefa.myszkowska@gmail.com działa również..."

(Od Redakcji): zapraszamy Państwa do zajrzenia na stronę, gdzie można odnależć, m.in. petycję do MSZ: https://www.facebook.com/events/275640235938770

a także do lektury resume dotychczasowych przedsięwzięć Autora - rodzaju dramatycznego apelu: Co robić jeżeli rządzący ideolodzy obywatelizmu dokonują ordynarnego rozkładu Państwa Polskiego???

PIERWSZY wniosek – MSZ w Warszawie nic nam nie pomoże – wystarczy jak nie będzie przeszkadzał.
DRUGI wniosek – jedyne wyjście to postępować zgodnie z prawem dotyczącym REPATRIACJI. Tutaj niezbędne informacje możemy znaleźć na stronie MUW w Krakowie https://www.malopolska.uw.gov.pl/default.aspx?page=inf_dla_repatriantow
TRZECI wniosek – pomóc nam a co istotne dla Polonii na Krymie mogą tylko gminy, starostwa i pracodawcy.
CZWARTY wniosek – musimy założyć nowe STOWARZYSZENIE i zająć się tematem albo znaleźć już działające RZETELNE STOWARZYSZENIE z doświadczeniem w REPATRIACJI rodzin do Polski. Może ktoś z Was prowadzi takie Stowarzyszenie albo jest w stanie wskazać takie? Zakładanie nowego po prostu potrwa, a co najważniejsze (przynajmniej dla mnie – nie mam takiego doświadczenia!) szkoda czasu – nasi Rodacy są w pilnej potrzebie! Proszę o uczciwe wypowiedzi kto i jak widzi dalsze działania?
PIĄTY wniosek – wykorzystać stronę internetową http://www.gminy.pl Tam są wszelkie niezbędne dane.
SZÓSTY wniosek – w Polsce, według stanu na 1 stycznia 2014 r., istnieje 2479 gmin – 1566 gmin wiejskich, 608 gmin miejsko-wiejskich oraz 305 gmin miejskich (w tym 66 gmin będących jednocześnie miastami na prawach powiatu). Jest Związek Gmin Wiejskich RP http://www.zgwrp.pl/lista-gmin-czlonkowskich który na dzień 31.03.2014 zrzesza 542 gmin. To trzeba wykorzystać łącznie z bazą danych  http://www.gminy.pl
SIÓDMY wniosek – trzeba znaleźć sponsorów. Podpowiedziano mi, że są fundacje poszczególnych Banków w Polsce, a na który można liczyć po prostu okaże się.
ÓSMY wniosek – musi pojawić się stowarzyszenie (nowe albo już działające => nie ma innej opcji!) i ludzie chętni do SPOŁECZNEJ pracy. Inaczej po prostu wszystko padnie 🙁
DZIEWIĄTY wniosek – jak już będzie stowarzyszenie, to szybki podział ról i do jeszcze szybszego działania. Niezwłocznie Zarząd Stowarzyszenia XYZ musi ustalić z Polonią na Krymie szczegóły postępowania => dokładnie czego oni oczekują i rozpocząć poszukiwanie rozwiązania.
DZIESIĄTY wniosek – to przedsięwzięcie się uda jak się znajdą chętni LUDZIE DOBREJ WOLI i zaczną rzetelnie pracować i współpracować w grupie – w stowarzyszeniu.

Jan Bujak

I. Bukowina – czym bywała, a czym jest obecnie

Swojsko brzmiące słowo Bukowina współcześnie najczęściej bywa kojarzone z Bukowiną Tatrzańską, z którą ma zaledwie tyle wspólnego, że w jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z pochodzeniem od wyrazu buk, który z kolei dał początek słowu bukowina, pierwotnie a także dzisiaj używanego dla nazwania jakiejś połaci ziemi pokrytej lasami bukowymi. Stąd w najdawniejszych czasach rozmaici kronikarze posługując się nazwą Bukowina nie mieli na myśli dokładnie tego samego obszaru co inni.

bukowinaherbDopiero z czasem i znacznie później mianem Bukowiny zaczęto posługiwać się do nazwania obszaru leżącego na południowozachodnich kresach Rzeczypospolitej Polski za Czeremoszem, a pomiędzy Karpatami Wschodnimi (od zachodu) i środkowym Dniestrem (od wschodu). Wszelako i wówczas Bukowina nadal nie miała wytyczonych granic, a posługujący się jej nazwą nie zawsze mieli na myśli dokładnie to samo. W tym znaczeniu posługiwano się wyrazem Bukowina do czasu zajęcia jej przez Austrię po pierwszym rozbiorze Polski w 1774 roku (il. Herb Bukowiny, za Wikipedią).

Po aneksji Bukowiny przez Austrię wytyczono jej granice podczas kilkunastoletnich rządów wojskowych, a potem wcielono ją do Galicji jako jeden z jej powiatów o powierzchni ok. 10500 km² a równocześnie najsłabiej zaludnionych. W wyniku tego z uwagi na mieszkających tam katolików trzech obrządków Bukowina włączona została do rzymskokatolickiej oraz ormiańskokatolickiej archidiecezji lwowskiej tudzież grekokatolickiej.

bukowinaflagaW roku 1849 Bukowinę odłączono od Galicji i utworzono z niej odrębny kraj koronny z własnym rządem i własnym sejmem, ale nadal powiązany z galicyjskimi strukturami sądowniczymi i prokuratorskimi. Odtąd Bukowinę urzędowo nazywano Księstwem. Ten stan rzeczy utrzymał się do końca pierwszej wojny światowej, po której traktat wersalski m.in. za sprawą bukowińskich Polaków Bukowinę wraz Besarabią czyli Mołdawią oddał Rumunom, którzy połączywszy wszystkie swoje ziemie w jedną całość nazwali państwo Wielką Rumunią (il. Flaga Bukowiny, za Wikipedią).

Bukowina zatem nadal funkcjonowała w dotychczasowym kształcie w ramach państwa rumuńskiego aż do 1940 r., kiedy to imperialistyczny Związek Radziecki zajął północną Bukowinę, włączając ją do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej jako jej czerniowiecki obwód administracyjny.

Po najeździe niemieckim na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 r. północna Bukowina na krótko powróciła do macierzy, ale już wczesną wiosną 1944 r. ponownie została oderwana przez ten sam Związek Radziecki i ponownie przypisana Ukraińskiej SRR. Po wyodrębnieniu się w 1991 r. suwerennej Ukrainy północna Bukowina znalazła się w granicach tego państwa.

bukowinadzisiajWszystkie przeobrażenia dziejowe w istotny sposób wpłynęły nie tylko na zmiany polityczne i administracyjne Bukowiny, ale także odbijały się na ogólnej cywilizacji, kulturze, gospodarce, życiu społecznym, oświacie – na całym życiu wielonarodowej i wielowyznaniowej społeczności Bukowiny.

Prawdę mówiąc, dzisiaj już nie ma żadnej Bukowiny. Dawna Bukowina z czasów austriackich czy rumuńskich pozostaje tylko w pamięci najstarszego pokolenia oraz jego wspomnieniach najczęściej idealizujących ją jako krainę szczęśliwości, „małą Szwajcarię” i prawzór Unii Europejskiej. Rzeczywistość była i jest całkiem inna – mniej cukierkowa (il. Bukowina dzisiaj, za Wikipedią).

Jan Bujak

II. Polacy od zamierzchłych czasów do trzeciej ćwierci XVIII stulecia

Wobec braku podstawowych badań nad dziejami średniowiecznymi obszaru zwanego Bukowiną niepodobna określić dokładnie, od kiedy Polacy zamieszkiwali Bukowinę. Na podstawie nielicznych wzmianek w piśmiennictwie naukowym można zaledwie pokusić się o domniemanie, że już przed tysiącem lat, kiedy powstało państwo polskie, jakaś część jego ludności z nieznanych bliżej powodów osiedliła się na tym obszarze stanowiącym rzeczywiste kresy Rzeczypospolitej, pomiędzy którą a Mołdawią nigdy wcześniej ani potem nie wytyczono granicy międzypaństwowej. Tę obecność pośrednio zdają się potwierdzać niektóre fakty z czasów panowania Kazimierza Wielkiego, kiedy to na niewielkim wzniesieniu Ciekuń względnie Cieczyn (obecnie Cecyna) w pobliżu Czerniowiec wzniesiono murowaną strażnicę, po której ślady zachowały się dotąd. Także w tamtym czasie w Serecie znajdowały się już klasztory dominikanów i franciszkanów z Polski. Dzięki ich pracy misyjnej doszło do rozpowszechnienia i utwierdzenia się katolicyzmu na Bukowinie, co znalazło wyraz w zabieganiu władcy mołdawskiego u papieża o utworzenie odrębnego biskupstwa, co też zaowocowało powołaniem pierwszego biskupstwa mołdawskiego, zlokalizowanego w Serecie na Bukowinie w roku 1370 (1).

andrzejjastrzebiecMożna mniemać, iż było to biskupstwo nie tylko dla tubylczych Mołdawian, ale także dla stale przebywających w Mołdawii, a więc i na Bukowinie, Polaków, w tym kupców polskich, którzy otrzymali specjalne przywileje do prowadzenia swej działalności na terenie hospodarstwa mołdawskiego. Oprócz kupców Polakami była przynajmniej część duchowieństwa posługująca w nowej diecezji. A na pewno Polakiem był pierwszy biskup serecki Andrzej Jastrzębiec, zwany także Polakiem (il. Andrzej Jastrzębiec, Andrzej z Krakowa, Andrzej Polak, Andrzej Wasiło jako misjonarz na Litwie, za Wikipedią), oraz jego następcy w przeciągu kilku wieków, dopóki to pierwsze biskupstwo istniało.

kaczykakaplicaO obecności Polaków na Bukowinie od najdawniejszych czasów mogą świadczyć także swojsko brzmiące niektóre nazwy geograficzne, w tym miejscowości posiadające rodowód słowiański i zapewne polski, np. Bystrzyca, Bojan (względnie Bojany), Czartoryja, Czerniowce, Dawidy (Dawidyny), Jackany, Jurkowce, Łukawiec, Łużany, Rarańcza, Rokitna, Waszkowce, Wyżnica, oraz nowszej daty Kaczyka (fot. Kaplica w kopalni soli, za Wikipedią), Mikułowa Polana, Nowy Sołoniec, Wyżynka, które pod administracją austriacką, a potem rumuńską i ukraińską otrzymały inną pisownię tudzież inne brzmienie, a czasem imiona zupełnie nic nie mające wspólnego z poprzednią nazwą.

Znamienne jest również, iż światlejsi bukowińscy Polacy z dziada pradziada zakorzenieni na Bukowinie uważali się za tubylców nie mniej wiekowych niż Ormianie, Rumuni czy Rusini, czym wyraźnie różnili się od Niemców, napływających do tego kraju dopiero po 1774 r. na bardzo korzystnych warunkach stworzonych przez władze austriackie dla przyciągnięcia osadników niemieckich, m.in. z Galicji. Ponadto znamienne jest to, iż na Bukowinie podobno od wieków, a na pewno w XIX i XX wieku znajdowało się wielu polskich ziemian, będących właścicielami ponad połowy jej obszaru. Oprócz nich właścicielami ziemi bukowińskiej aż do 1945 roku były dziesiątki tysięcy naszych włościan, większych i mniejszych przedsiębiorców, rzemieślników, urzędników, kupców, wreszcie kilka zgromadzeń zakonnych oraz kilkadziesiąt rzymskokatolickich parafii tudzież instytucji i stowarzyszeń polskich.

czerniowcedompolskiWreszcie należy zauważyć, że kiedy Austriacy zajęli Bukowinę, język polski był tak powszechnie znany jej mieszkańcom, iż znając go można było porozumieć się z jej mieszkańcami przechodząc ją wzdłuż i wszerz, a dowodzi tego m.in. fakt, że dowódca wojsk austriackich zająwszy tę krainę zaraz na początku potrzebował sprowadzić tłumaczy z języka polskiego na niemiecki. Ponadto znane są i takie ciekawostki, że jeszcze na początku XIX wieku turecki urzędnik pismem urzędowym w języku polskim zwracał się do urzędu austriackiego w Czerniowcach (fot. Dom Polski w Czerniowcach, za Wikipedią), gdzie w programach urządzanych balów najwięcej czasu przeznaczano na muzykę polską. A gdyby komuś tego było jeszcze mało, to pamiętając, że na Bukowinie w przybliżeniu było tyle katolików narodowości polskiej co niemieckiej, można sięgnąć do corocznie wydawanych schematyzmów lwowskiej archidiecezji rzymskokatolickiej i ormiańskokatolickiej i wyliczyć, ile Polaków zamieszkiwało w poszczególnych latach XIX i XX wieku przed poddaniem rzymskokatolickiego Kościoła na Bukowinie jurysdykcji biskupa diecezji jasskiej (2).

Wobec braku odpowiednich badań oczywiście dotąd nie jesteśmy w stanie podać, kiedy i ile było na Bukowinie Polaków, a ile innych narodowości. Wszakże ze stanów ilościowych w XIX. XX. wieku można wnosić, iż te proporcje między najstarszymi tubylczymi narodowościami były podobne jak w dwu ostatnich stuleciach.

Otóż dla pełności informacji o mieszkańcach Bukowiny należy dodać, że oprócz Polaków zamieszkiwało ją wiele narodowości: w największej liczbie Mołdawianie względnie Rumunii i Rusini (obecnie zwani Ukraińcami), ale prócz nich Czesi, Ormianie (głównie tzw. Ormianie Polscy), Słowacy, Turcy, Węgrzy (całe wsie o nazwach węgierskich), Żydzi, a nawet Włosi.

(1) Decyzja papieża została zawarta w liście apostolskim Summi dispositione rectoris z 24 lipca 1370 r., w którym biskupom Pragi, Krakowa i Wrocławia zlecono wykonanie wszystkich czynności związanych z przyjęciem Mołdawian do Kościoła rzymskokatolickiego: erygowanie biskupstwa w Serecie, ustalenie jego granic, wyjęcie spod jurysdykcji wschodniego metropolity halickiego, podporządkowanie bezpośrednio stolicy apostolskiej, podniesienie do rangi katedry jednego z miejscowych kościołów, a w przypadku braku takowego, wybudowanie zupełnie nowej świątyni.

(2) Bliższe szczegóły znajdują się w artykule podpisanego pt. Z dziejów Kościoła katolickiego na Bukowinie [w:] Bukowina po stronie dialogu, Sejny 1999, s. 164-175.

usopallogoW komunikatach USOPAŁ przesyłaliśmy różne, bieżące wiadomości, w większości otrzymywane od patriotów polskich, katolików, na temat problemów i procesów politycznych zachodzących na Ukrainie. Przyszedł czas, aby i nasza organizacja ustosunkowała się do bieżących wydarzeń za wschodnią granicą Polski. Nie jest to proste z uwagi na ciągłe ewoluowanie zaognionej politycznie sytuacji oraz sprzeczne informacje napływające do opinii publicznej zależnie od opcji politycznej, jaką reprezentują poszczególne media.

Ja, będąc z Wołynia, mam siłą rzeczy bardziej osobiste i ostrzejsze spojrzenie i na to, co tam się dzieje oraz własne wyobrażenia jak powinno być. Ale może o wielu rzeczach i zadrażnieniach z uwagi na dyplomatyczną powściągliwość nie trzeba by teraz pisać, a tylko ustosunkowywać się powierzchownie i czekać na dalszy rozwój wypadków…?

Jednakże nie ulega kwestii, że sprawa utraconych Kresów to była i jest tragedia narodu polskiego ostatniego stulecia. I dzisiaj, kiedy zaistniało nieporozumienie między potomkami nacjonalistów ukraińskich, którzy mordowali Polaków, a Rosją, która prawie od 200 lat (czy to carat, czy komunizm) sama była naszym gnębicielem, trzeba się do tej nieoczekiwanej sytuacji odnosić rozważnie.

Przede wszystkim należy pamiętać, że to Rosja dawała zawsze powód do tworzenia stanu wojennego między naszymi dwoma słowiańskimi narodami – Polakami i Ukraińcami. Naturalnie dziś byłby już czas, żeby narody słowiańskie, tak jak inne nacje europejskie, doszły do porozumienia. Mamy przykład dwóch historycznych wrogów, takich jak Niemcy i Francja, które obecnie żyją w wielkiej przyjaźni politycznej i ekonomicznej. Mamy nadzieję, że to samo jest możliwe między narodami słowiańskimi jednak wiemy także, że taka zgoda i jedność nie jest na rękę możnym dzisiejszego świata.

Część narodowców ukraińskich, którzy mają główną siedzibę we Lwowie i przełożenie w Kijowie, chciałaby mieć państwo stricte nacjonalistyczne. Jak wiadomo liderką tej opcji jest Pani Julia Tymoszenko, która jest główną przedstawicielką linii nacjonalistycznej ukraińskiej UPA, tj. tej organizacji, która zawsze trzymała z wrogami narodu polskiego i w czasie II wojny światowej współpracowała z hitlerowcami walcząc u boku nazistów. Bardzo złowrogo i tragicznie wpisali się oni w historię naszej Ojczyzny bestialsko mordując Polaków, w niektórych miejscach całe wsie i rodziny z dziećmi, zwłaszcza kobiety w ciąży. Szacuje się, że ofiarami banderowców padło ok. 200 tys. Polaków.

Stało się tragedią dla Polski, że kiedy po ostatniej wojnie ustanawiano granice w sowieckim państwie, cały Wołyń, Polesie i inne regiony Polski były włączone w Ukrainę sowiecką. A w momencie, gdy rozpadało się imperium ZSRR, nie zostały przywrócone granice sprzed II wojny światowej. (Były wyznaczone w znanym porozumieniu i za wspólną zgodą pomiędzy wodzem Polski marszałkiem Piłsudskim i przywódcą nacjonalistów ukraińskich, atamanem Petlurą, którzy ustalili, że Lwów i Wołyń będą należały do Polski.) Nieszczęściem dla Polski był w 1989 r. minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski – stary agent żydokomunistyczny, TW „Kosk” -o czym dobrze wiedziało państwo niemieckie-, które po rozpadzie Związku Radzieckiego zrobiło wszystko, żeby przyjął on w imieniu Polski obecne granice wschodnie, tracąc po raz drugi w XX w. Lwów i Wołyń.

Niemcy, jak wiadomo, od około 100 lat są mocno związane politycznie i ekonomicznie z Ukrainą i chciały w ten sposób pomóc tamtejszym nacjonalistom. Dzisiaj Niemcy, które są główną potęgą ekonomiczną w UE, mają nie tylko wspomniane sympatie, ale i interes, żeby poszerzyć swój rynek eksportowy. Nie dziwi, że chcą odbić Ukrainę od Rosji i o ile nie można całej, to podzielić ją na dwie części. Nie dziwi też to, że rząd Donalda Tuska tak zaangażował się po stronie Berlina. Jedna część podzielonego państwa ukraińskiego to byłaby ta połać kraju, która produkuje zboża i wiele innych produktów rolnych, ze stolicą w Kijowie. Druga – o wiele większa, to ta, gdzie żyją Ukraińcy, którzy od wielu lat czują się związani z Rosją. Większość z nich nie mówi po ukraińsku i czuje się Rosjanami. W tej części przeważa przemysł ciężki, zbrojeniowy, a to wszystko jest połączone z kooperantem rosyjskim.

Jest także zapalna kość niezgody – autonomiczny półwysep Krym. Tam mieszka obecnie prawie pół miliona (12%) Tatarów, którzy wyznają islam, a zasiedlili te tereny przed setkami lat. W czasach bolszewickich Stalin większą część z nich siłą przesiedlił daleko w głąb Rosji. Gdy powstały nowe granice Ukrainy pozwolono im wrócić; oni też mają ambicje utworzenia samodzielnego państwa tatarskiego – co jest, jak się z dzisiejszej perspektywy wydaje dużą fantazją.

My Polacy byliśmy niszczeni, mordowani zarówno przez carską Rosję (zsyłki na Syberię, wyprzedaż za bezcen majątków patriotów polskich Żydom), jak i później, w okresie komunizmu i bolszewizmu, gdy znów powtórzyło się mordowanie setek tysięcy Polaków przez wojska sowieckie, wywózki na Sybir, zagłodzenie Kresów. Z tego okresu czasu znana jest nam wszystkim historia Katynia, którą w czasie II wojny światowej bolszewicy chcieli przypisać Niemcom. Zginęło z rąk sowieckich morderców ponad 20 tys. oficerów i inteligencji m.in. również z Wołynia i Lwowa. I tutaj znów swój udział mieli Żydzi, gdyż prawie wszyscy oficerowie NKWD, którzy strzelali do Polaków w Katyniu, byli Żydami wybranymi przez Stalina.

Moja opinia jest następująca: Polska nie powinna opowiadać się w sposób kategoryczny po żadnej ze stron. To nie jest nasza wojna i tutaj nie chodzi o naszą kresową mniejszość. Jesteśmy dziś gnębieni przez obce narodowości, które dysponują silnym lobby w polskim parlamencie i rządzie, od czego powinniśmy się uwolnić w przyszłych wyborach. Przykładem dla nas winni być Węgrzy, którzy oficjalnie przyjęli taką linię postępowania – neutralność wobec zdarzeń na kijowskim Majdanie i Krymie. Jest kompromitacją, że w imieniu polski wysłano tam ministra spraw zagranicznych Sikorskiego, który jest kameleonem politycznym, i antypolakiem. To wstyd, żeby taki bufon i fircyk reprezentował Warszawę w tak trudnej, skomplikowanej i niezręcznej dla naszej racji stanu sytuacji. Jak się przekonaliśmy, porozumienie zawarte w Kijowie z jego udziałem nie przetrwało nawet jednej doby, co jest rekordem świata, jeżeli chodzi o dyplomatyczną i polityczną głupotę.

Coraz więcej mamy już informacji, że kijowski Majdan prokurowali wysłannicy oraz najemnicy z zewnątrz, także żydowskiego pochodzenia i za pieniądze z międzynarodowej lichwy, stawiając na tryzubowską nacjonalistyczną opcję w przeformowywaniu ustroju państwa. Wykorzystano przy tym niezadowolenie ludności ze sposobu sprawowania władzy – powszechnej korupcji, stagnacji gospodarczej, biedy, braku perspektyw dla młodych. Podsycono pragnienie wolności i przybliżono realnie szanse uwolnienia się spod wasalizmu wobec Kremla. Czy te słuszne marzenia i perspektywy mają szansę się ziścić? Banderowskie zakorzenienie tej rewolucji nie wróży stronie polskiej dobrosąsiedzkiego współistnienia. Nie można jednak całkowicie wykluczyć elementów spontaniczności i prawdziwości buntu Ukraińców. Świadczy o tym choćby chłodne przyjęcie przez zgromadzonych na majdanie i przy akompaniamencie gwizdów, uwolnionej z więzienia Julii Tymoszenko.

Dlatego bacznie obserwujmy sytuację na Ukrainie oraz ostrożnie i z chłodną głową reagujmy na kolejne posunięcia graczy rozgrywających tę geopolityczną partię szachów. Najważniejsze to nie dać sobie założyć na oczy ani niemieckich ani rosyjskich ani żydowskich okularów. Patrzmy po polsku.

Można chyba bez zbytniego rozminięcia się z prawdą powiedzieć, że ta tworząca się na naszych oczach nowa historia Ukrainy to są dziś fałszywe przesłanki mające przy pomocy polityczno-medialnej propagandy ukryć rabunkowe interesy mocarstw i lichwiarskiej międzynarodówki złodziei.

Z poważaniem,
Jan Kobylański, prezes USOPAŁ

P.S. Do wiadomości USOPAŁ, Fundacji J. Kobylańskiego i osób zainteresowanych.

krakowniezaleznymkInformacja własna

Fotografie w tekście p. Miroslaw Boruta.

6 marca 2014 roku przed niemieckim konsulatem w Krakowie, przy ul. Stolarskiej 7, odbyła się pikieta przeciwko germanizacji polskich dzieci przez niemieckie urzędy do spraw młodzieży (Jugendamty). Organizatorem była Liga Obrony Suwerenności a pikietę wsparł Krakowski Klub Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki.

loslogoJak napisali organizatorzy: Historia urzędów ingerujących w sprawy rodzin mieszkających w Niemczech sięga lat 20-tych ubiegłego wieku. Późniejsze kompetencje, ideologię i zasady działania, określone zostały przez NSDAP w 1936 r., czyli w epoce głębokiego hitleryzmu. Mimo aktywnego uczestnictwa w nazistowskim aparacie przemocy, Jugendamty nie zostały rozwiązane po wojnie.

20140306losW 1952 r. zniszczono teczki ok. 200 tysięcy polskich dzieci, uprowadzonych w czasie wojny do Rzeszy w celu germanizacji. Jeśli dodać do tego obowiązujące postanowienia prawne dotyczące opieki nad dziećmi, to należy poddać w wątpliwość czy w Niemczech przestrzega się zasad „demokracji” i „humanizmu”, które rzekomo stanowią fundament Unii Europejskiej. W świetle niemieckiego prawa dziecko powinno porozumiewać się z polskim rodzicem jedynie po niemiecku, a w przypadku złamania tego zakazu mają miejsce dodatkowe restrykcje, takie jak ograniczenie kontaktów rodziców z ich dzieckiem. Rozwody skutkują przyznaniem prawa do opieki nad dziećmi niemieckim rodzicom, a tragedie dotykają również rodzin, gdzie wszyscy członkowie są Polakami. W razie utraty pracy lub konfliktu z prawem dziecko może zostać zwyczajnie odebrane rodzicom. Na perfidię zakrawa również fakt, że w przypadku przekazania dziecka do niemieckiej rodziny zastępczej, polscy rodzice otrzymują pocztą rachunki za ich utrzymanie.

20140306sg1Warto przytoczyć tutaj także fragmenty opracowania prof. dr hab. inż. Piotra Małoszewskiego: Według danych polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych z początku lat 90-tych w Niemczech mieszka około 2 milionów osób wywodzących się z Polski. W tym 1,5 miliona posiada nadal polskie obywatelstwo: 1,2 miliona legitymuje się dwoma paszportami - polskim i niemieckim, a około 300 tysięcy osób posiada tylko polskie obywatelstwo i prawo pobytu w Niemczech. Natomiast według statystyk niemieckich w Polsce mieszka około 180 tysięcy osób posiadających podwójne obywatelstwo - niemieckie i polskie oraz jeden tysiąc obywateli niemieckich.

20140306sg2W Polsce w całości ze środków publicznych finansowane są szkoły z nauczaniem języka niemieckiego jako języka ojczystego. Ta forma nauki obejmuje 31 tysięcy dzieci i prowadzona jest w 324 placówkach. Nauczaniem zajmuje się odpłatnie ponad 500 nauczycieli, a tygodniowy wymiar godzin nauczania języka niemieckiego jako ojczystego wynosi średnio 4 godziny. Ponadto należy wspomnieć, że w polskich szkołach około 2 milionów dzieci i młodzieży uczy się języka niemieckiego jako dobrowolnie wybranego języka obcego. Sytuacja w Niemczech przedstawia się zupełnie inaczej. Języka polskiego jako języka ojczystego uczy się w sumie około 6.300 dzieci, w tym blisko 2.300 uczniów w systemie niemieckich szkół publicznych oraz około 4 tysiące w szkołach działających w organizacjach polonijnych. Natomiast języka polskiego jako języka obcego uczy się w szkołach publicznych około 2.500 dzieci.

20140306sg3Porównując przytoczone dane liczbowe łatwo zauważyć olbrzymią dysproporcję w ilości dzieci korzystających z nauczania języka ojczystego w obu krajach. Biorąc pod uwagę liczebność polskiej grupy etnicznej w Niemczech i mniejszości niemieckiej w Polsce, względny stosunek ilości dzieci uczących się języka ojczystego ma się jak 1:50 na niekorzyść polskiej grupy etnicznej w Niemczech.

Należy mieć tylko nadzieję, że nasze MSZ nie podejmie się efektywnego działania dopiero w chwili, gdy już nie będzie dzieci chętnych do nauki przedmiotów ojczystych. Szacując bowiem bardzo optymistycznie, można łatwo zauważyć, że dziś w Niemczech uczy się języka polskiego w sumie mniej niż 2,5% dzieci z tzw. polskiej grupy etnicznej.

Za: http://wspolnotapolska.org.pl/polonia_w_opracowaniach/15.html

Za wszelki komentarz do haniebnej polityki niemieckiej wystarczy informacja, że do chwili obecnej Polacy nie odzyskali oficjalnego statusu mniejszości narodowej w Niemczech, który został im odebrany przez władze III Rzeszy Niemieckiej.

Zapraszamy Państwa do obejrzenia fotoreportażu z manifestacji. Autorem zdjęć jest p. Kazimierz Bartel:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/6Marca2014

agnieszkapiwar1Agnieszka Piwar*

Fotografie w tekście p. Władysław Czapski.

Na ten moment czekali 72 lata. W końcu upragniona chwila mogła się ziścić. 27 lutego AD 2014 odsłonięto Tablicę Wdzięczności Narodowi Irańskiemu za Pomoc Uchodźcom armii gen. Andersa. Umieszczono ją na skwerze przy Ogrodzie Krasińskich w Warszawie, w pobliżu pomnika upamiętniającego Bohaterów Bitwy o Monte Cassino. Uroczystość zgromadziła ocalonych Polaków, kombatantów, duchowieństwo z biskupem polowym WP Józefem Guzdkiem na czele, a także przedstawicieli polskich władz. Stronę irańską reprezentował personel misji dyplomatycznej, któremu przewodził Ambasador Iranu w Polsce Samad Ali Lakizadeh, przybyły wraz ze swoją rodziną. Na tą wyjątkową okazję prosto z Iranu przyjechał także burmistrz miasta Bandar-e Anzali, dawniej Pahlevi.

tablicadp1W 1942 r. Iran przyjął ponad 120 tysięcy Polaków ewakuowanych z Syberii na mocy porozumienia Sikorski-Majski. Byli to żołnierze oraz kobiety i dzieci, głównie sieroty i półsieroty. Polscy wychodźcy zostali rozlokowani w kilku irańskich miastach, głównie w Teheranie i Isfahanie, gdzie spotkali się z serdecznym i niezwykle gościnnym przyjęciem miejscowych władz i ludności. Wojskowi w niedługim czasie dołączyli do sił walczących w Europie, natomiast pozostałe osoby prawie do końca wojny przebywały w Iranie a następnie rozproszyły się po świecie. Do Polski powrócili nieliczni i to właśnie oni dopilnowali, by po kilkudziesięciu latach wyrazić Iranowi należytą wdzięczność.

tablicadp2Historia, która na zawsze połączyła losy Polaków i Irańczyków, przez lata była przemilczana w kraju nad Wisłą. O przywrócenie pamięci postarali się sami Ocaleni. I tak, z inicjatywy Władysława Czapskiego zawiązał się Komitet Organizacyjny Środowiska Ocalonych przez Naród Irański. W jego skład weszli także: Zofia Daniszewska, Maria Dutkiewicz, Maria Gordziejko, Andrzej Chendyński i Felicja Ławniczek-Szpak. Głównym celem wspólnego działania od początku stało się „upamiętnienie historii w postaci tablicy, która umieszczona w miejscu publicznym w Warszawie pozostanie trwałym świadectwem”.

Dzięki niezwykłej determinacji Przewodniczącego Komitetu cel ten został osiągnięty. Władysław Czapski w rozmowie z Katolickim Stowarzyszeniem Dziennikarzy przyznał, że doprowadzenie sprawy do szczęśliwego finału nie było proste, głównie ze względu na urzędnicze procedury. „Prawie 15 miesięcy biurokracji i 90 minut pracy fizycznej przy instalacji; ale czekało to 72 lata” – podsumował. Pytany o powód podjęcia trudu, by taką tablicę postawić, przyznał, że pomysł zrodził się podczas jego wizyt w Iranie w latach 2002 i 2012. To właśnie tam zobaczył jaką troską i opieką społeczeństwo Iranu otacza polskie groby (Od Redakcji: w "perskiej ziemi" spoczywa 3000 Polaków). W jednym z nim, w Teheranie spoczywa matka Pana Władysława. – Sama koncepcja powstała w samolocie, w drodze powrotnej z Iranu w 2012 roku. Wraz z grupą innych ocalonych zastanawialiśmy się jak można by było w miejscu publicznym wyrazić wdzięczność Narodowi Iranu za to, że przyjął na swoje terytorium 121 tys. Polaków, w tym 20 tysięcy dzieci. Tak zrodził się Komitet – wyjaśnił Czapski.

tablicadp3Rozmówca KSD dodał, że za czasów poprzedniej rzeczywistości nie wolno było o tej historii mówić. „Dziś też są pokrętne, rozmaite opinie. Ja nie mieszam się do polityki. Nie gloryfikuję jakiś innych wartości, poza moralno-etycznymi, że należy się mu [narodowi irańskiemu – przyp. red.] obowiązkowa wdzięczność, w miejscu publicznym, żeby każdy mógł odczytać, tak w języku polskim, jak i w języku perskim naszą wdzięczność za okazaną nam gościnę w 1942 roku” – podkreślił Czapski. Dodał, że otrzymał z różnych stron świata liczne telefony i wiadomości od Polaków, z którymi dzielił los na irańskiej ziemi. Gratulacje i słowa poparcia przyszły m.in. z Nowej Zelandii, Kanady, Ameryki, Australii, Anglii czy Francji. – Prosili oni o włączenie ich do intencji wyrażenia upamiętnia wdzięczności za pomoc jaką otrzymali od Iranu – wyjaśnił Władysław Czapski.

SAMSUNGPrzewodniczący Komitetu Organizacyjnego Środowiska Ocalonych przez Naród Irański przypomniał, że rok 2014 jest rokiem obchodów pięćset czterdziestej rocznicy nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy Iranem a Polską. „Ten Naród z Polskim Narodem ma setki lat stosunków dyplomatycznych. Nigdy względem siebie te państwa nie podniosły broni przeciwko sobie. Zawsze liczyli na współdziałanie. I chciałbym, żeby droga ta była upamiętniona” – wyjaśnił Ocalony. Podczas uroczystości w Warszawie powiedział: „Tą TABLICĄ chcieliśmy wyrazić naszą wdzięczność NARODOWI IRANU za ocalenie nas przed represjami i zagładą. Czekaliśmy długo – 72 lata, ale spełniło się wreszcie nasze marzenie, dziś oddajemy HOŁD NARODOWI IRANU i za udzieloną nam pomoc w 1942 – 1945.”

Tablicę pobłogosławili duchowni wyznań katolickiego, ewangelicko-augsburskiego i prawosławnego, wraz z nimi modlił się także przedstawiciel muzułmanów. Uwiecznione na tablicy słowa wdzięczności w języku polskim i perskim oddają następującą treść:

W HOŁDZIE NARODOWI IRAŃSKIEMU
NA KTÓREGO GOŚCINNEJ ZIEMI
ZNALAZŁO RATUNEK 121000 POLAKÓW
W TYM PRAWIE 20000 DZIECI

W 1942 ROKU IRAN PRZYJĄŁ
I OCALIŁ POLSKICH TUŁACZY
DEPORTOWANYCH W LATACH
1939-1941 PRZEZ NKWD Z KRESÓW
WSCHODNICH II RZECZYPOSPOLITEJ
W GŁĄB ZWIĄZKU SOWIECKIEGO

IRAŃSKA POMOC UCHRONIŁA POLAKÓW
PRZED REPRESJAMI ORAZ ŚMIERCIĄ
Z GŁODU I CHORÓB

WDZIĘCZNI URATOWANI
I ICH POTOMKOWIE
2013 ROK

Każdy z ocalałych ma odrębną historię; każda z nich niesie za sobą wielki dramat. Przymusowe wygnanie z rodzinnego domu na Kresach, zsyłka w nieludzkich warunkach, sowieckie łagry. Wielu nie przeżyło tej „podróży w nieznane”. W końcu, tysiące z nich, głodnych, chorych, wycieńczonych rozpoczęło kolejną tułaczkę. „Iran był dla nas rajem na ziemi” – tak po latach wspomina swoje dzieciństwo Władysław Czapski. Jednak jego historia i wspomnienia, podobnie jak tysięcy pozostałych Ocalonych, były zakazane w latach PRL. Zbyt mocno uwierały rządzącym. Historie Sybiraków przypominają bowiem o tym, jak okrutny los zgotowali naszym Rodakom komuniści, których pogrobowcy do dziś pełnią w Polsce kluczowe role.

tablicadp5Dzięki staraniom Komitetu Organizacyjnego Środowiska Ocalonych przez Naród Irański, sami Rodacy uczynili to, na co nie było stać przez kilkadziesiąt lat polskich władz. Nie mniej jednak, Władysław Czapski i jego znajomi swoim wyczynem doprowadzili do tego, że uroczystość odsłonięcia tablicy osiągnęła rangę niemal państwowej. Odbyło się to we współpracy z Urzędem do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz MSZ. I tak, Ministerstwo Obrony Narodowej wystawiło wartę honorową przy odsłonięciu tablicy; obecni byli m.in. przedstawiciele Kancelarii Prezydenta, Senatu; złożono wieńce m.in. w imieniu władz Warszawy oraz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. I wreszcie, JE Ambasador Iranu w Polsce przybył wraz ze swoją rodziną i z całym personelem placówki, co podkreśliło niezwykły wydźwięk dyplomatyczny, jakże wymowny w roku obchodów upamiętniających nawiązanie stosunków pomiędzy naszymi państwami.

* Autorka należy do Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Jan Bujak

III. Polacy pod rządami austriackimi w latach 1774-1918

Po zajęciu Bukowiny przez Austrię w 1774 r. bukowińscy Polacy czuli się podobnie jak ich rodacy w zaborze austriackim, gdzie znajdowali się ich liczni krewni. A ponieważ byli stosunkowo nieliczni i bardzo rozproszeni po obszarze całej krainy w stworzonych przez Austrię warunkach, przez niemal sto lat nie byli w stanie się zorganizować w jakiekolwiek organizacje narodowe nawet w Czerniowcach, gdzie znajdowało się największe skupisko Polaków, i dodać trzeba Polaków z najwyższymi kwalifikacjami w różnych zawodach. Wielu spośród nich z uwagi na wyższe wykształcenie pełniło wysokie urzędy w administracji państwowej i samorządowej, natomiast bardzo liczni zwłaszcza w Czerniowcach rzemieślnicy i kolejarze należeli do kategorii niezrównanych mistrzów w swoich zawodach. Jednakże mimo wysokiej pozycji społecznej wobec braku własnych narodowych organizacji a przy tym przesadnie lojalni obywatele państwa austriackiego nie byli w stanie uzyskać niczego dla współrodaków, ale nawet zachować tej pozycji społecznej i politycznej, jaką zdobyli na Bukowinie za rządów państwa mołdawskiego. Z wzrostem wpływów niemieckich, a potem także rumuńskich i rusińskich, stopniowo eliminowana była polszczyzna ze szkół, a w ślad za tym znikała polszczyzna z życia towarzyskiego i publicznego, a jej miejsce zajmował przede wszystkim język niemiecki, a z czasem języki rumuński i rusiński. Ten okres bardzo niekorzystny dla bukowińskich Polaków trwał ponad sto lat, aż do schyłku XIX wieku, mimo że przyrost naturalny Polaków na Bukowinie należał do najwyższych w tym kraju. W tym czasie okresowe spisy ludności przeprowadzane regularnie co dziesięć lat, wskutek najrozmaitszych zabiegów i najpospolitszych szachrajstw, tego mnożenia się Polaków dziwnym trafem jakoś nie wykazywały.

pleszaTymczasem podczas rządów austriackich na Bukowinie zwielokrotniła się liczba Polaków w Czerniowcach do kilkunastu tysięcy oraz w wielu innych miejscowościach, miasteczkach i wsiach, przy czym niektóre z tych ostatnich powstały jako zupełnie nowe i całkowicie lub w zdecydowanej większości zasiedlone przez Polaków. Do takich wsi zamieszkałych wyłącznie przez Polaków należała Plesza (fot. Polski kościół i cmentarzyk w Pleszy, za Wikipedią), a do zajętych w większości lub znacznej części przez Polaków takie miejscowości jak Baniłów n/Czeremoszem, Baniłów n/Seretem, Bojan, Dunawiec, Kaczyka, Laurenka, Łużany, Mikułowa Polana, Nowa Żadowa, Nowy Sołoniec, Panka, Ruda, Stara Huta oraz inne.

O mnogości Polaków na Bukowinie i w poszczególnych miejscowościach bezwzględnych danych nie dowiemy się zapewne nigdy, ale pewne wyobrażenie o ich skali można sobie wyrobić studiując stosowne artykuły w wydawanej polskiej prasie w Czerniowcach na Bukowinie oraz inne publikacje, np. Archidiecezji Lwowskiej Obrządku Łacińskiego, Emila Biedrzyckiego, Grzegorza Cicimirskiego, Ottona Mieczysława Żukowskiego, Mariusa Petraru i podpisanego J.B. (3)

suczawadompolskiPrzede wszystkim nie wiadomo, ilu tubylczych Polaków zastano na Bukowinie, gdy wojska austriackie wkroczyły na nią jesienią 1774 r. Można przyjąć, iż najwięcej ich znajdowało się w najstarszych miastach i wsiach bukowińskich jak Seret czy Suczawa  (fot. Dom Polski w Suczawie, za Wikipedią) tudzież siedzibach najstarszych parafii i kapelanii. Wiadomo bowiem, iż w latach 1774-1796 r. parafie znajdowały się względnie rekonstruowały przed włączeniem do arcybiskupstwa lwowskiego. Ze schematyzmów archidiecezji lwowskiej wynika, iż dwie najstarsze parafie (kapelanie) erygowano powtórnie w Sadogórze i Serecie w 1777 r., a jedenaście innych odtworzono względnie założono jako nowe w Waszkowcach (1784), Długopolu (Kympulungu 1785), Gurahumorze (1785), Hadikfalvie (1785), Istensegits (1785), Kaczyce (1885), Louisenthal (Fundul Moldovei 1785); Bojanie (1786), Czerniowcach (1786), Suczawie (1786).

Istnienie tych parafii przed koncem XVIII w. pośrednio dowodzi, że w większości z nich musieli znajdować się Polacy w znaczniejszej liczbie, albowiem katolikami na Bukowinie byli wyłącznie Polacy, Niemcy i Węgrzy, z tym że ci ostatni mieszkali w kilku wsiach o nazwach węgierskich, jak Hadikfalva. Z owymi miejscowościami niewątpliwie łączyły się wielkie majątki ziemskie szlachciców polskich od wieków tu mieszkających z nadania władców polskich lub mołdawskich.

kaczykakopalniaJednym z bardziej znamiennych przypadków są dzieje jednej ze stosunkowo młodych osad powstałych pod rządami austriackimi. Jest nią Kaczyka (fot. Kopalnia soli w Kaczyce, za Wikipedią), która jako osada wyrosła głównie siłami Polaków, którzy sprowadzeni zostali m.in. z Bochni i Wieliczki do pracy przy drążeniu jedynej na Bukowinie kopalni soli i byli głównymi budowniczymi zarówno kopalni i osady, a potem aż potąd najcenniejszymi pracownikami wszystkich szczebli, od personelu zarządzającego i inżynierskiego po pracujących przy wydobyciu soli górników i najrozmaitszych specjalności pracowników fizycznych. Oni to wydrążyli w kopalni kaplicę św. Barbary, następnie przy kopalni wznieśli niewielką kaplicę z cudownym obrazem Matki Bożej Kaczyckiej, którą na początku XX. wieku pełniący w Kaczyce obowiązki duszpasterskie misjonarze krakowskiego Zgromadzenia św. Wincentego a Paulo zastąpili wspaniałą świątynią w stylu neogotyckim według projektu polskiego architekta lwowskiego Teodora Mariana Talowskiego.

Dzieje kopalni soli i miejscowości Kaczyka świadczą o znanej prawidłowości, że gdziekolwiek pojawili się Polacy, tam zaczynali od stawiania krzyża, kapliczki, wreszcie Kościoła. I to powtarzało się wszędzie tam na Bukowinie, dokąd kiedykolwiek przybyli Polacy. Tak w XIV. wieku było w Serecie i Suczawie, tak zapewne było w Czerniowcach, których istnienie poświadczają dokumenty z 1408. r., i w wielu innych miejscowościach średniowiecznej Bukowiny. Tutaj należy przynajmniej napomknąć, że m.in. przez Bukowinę nadciągały hordy tatarskie i tureckie, w związku z czym królowie polscy na Bukowinie stawiali strażnice lub budowali osady obronne względnie zamki, czego dowodem jest istniejąca w Suczawie do tej pory ulica pod nazwą Zamka, prowadząca do wzgórza, na którym najprawdopodobniej przed kilku wiekami stał polski zamek, a dotąd zachowały się wały obronne usypane przez wojska Jana III. Sobieskiego. Bukowina zresztą była terenem częstych operacji militarnych Rzeczypospolitej, które nie zawsze kończyły niepowodzeniem jak wyprawa króla Jana I. Olbrachta w 1497 r.

czerniowceratuszKolejnym najbardziej wiekowym miastem bukowińskim są Czerniowce (fot. Ratusz w Czerniowcach, za Wikipedią), które z niewielkiej wsi w 1774 r. pod rządami austriackimi najpierw podniesiono do rangi miasta powiatowego Galicji, a po przekształceniu Bukowiny w odrębny kraj w 1849 r. przemianowano na stolicę Księstwa Bukowińskiego. Nie wiadomo od kiedy mieszkańcami Czerniowiec byli Polacy. Może pojawili się tutaj w czasach Kazimierza Wielkiego, a może później. Jednakże fakt erygowania na nowo rzymskokatolickiej parafii w 1786 r. dowodzi, że już wtenczas Polacy musieli tam być, bo w innym razie dla kogoż by powołano placówkę duszpasterską. Dla samych Niemców służących w wojsku austriackim?

Są jednak inne fakty jednoznacznie świadczące o obecności Polaków jako mieszkańców Czerniowiec. Otóż w chwili zajmowania Czerniowiec przez gen. Spleny’ego pojawili się Polacy Tomasz Wójcikiewicz i Brodowski. Emil Biedrzycki podaje, że pierwszy z nich początkowo służył jako tłumacz, a w roku 1786 pełnił urząd kontrolera rady miasta Czerniowce, natomiast 10 lat później (1796) figurował jako ławnik sądu gminnego. Natomiast Brodowski początkowo był protokolantem polskim. Nieco później (1797) niejaki Halaktowicz pełnił funkcję syndyka miejskiego. Że Polacy w niemałej liczbie już w owym czasie znajdowali się w Czerniowcach i coś znaczyli, świadczą dwa fakty: zarządzenie cyrkułu czerniowieckiego z 3 lutego 1803 r. pt. Ballordnung für die königlische Kreisstadt Czernowitz (Porządek balowy dla królewskiego miasta okręgowego Czerniowiec) dla ośmiogodzinnej zabawy na tańce polskie przeznaczał aż 5 godzin, podczas gdy na wszystkie inne zaledwie 3 godziny; naczelnikiem gminy Czerniowce już w 1814 r. był Bełdowicz. Ponadto o dawnej zasiedziałości Polaków w Czerniowcach świadczy to, iż zdecydowana ich większość zamieszkiwała centrum i najstarszą część miasta. W następnych latach wraz z przyrostem liczby Polaków, co ukazuje załączona tabela, rosła ich pozycja w życiu kulturalnym, społecznym, politycznym miasta i kraju. Oprócz wzmiankowanych we władzach gminy czerniowieckiej później zapisało się wielu innych Polaków, dzięki którym Czerniowce jako miasto stołeczne otrzymały postać budzącą do dzisiaj zachwyt.

antonikochanowskiWśród tych rodaków pierwszeństwo dzierży Antoni Kochanowski (fot. Wikipedia), który aż 42 lata służył miastu jako radny miejski, a przez 27 lat (1866-1874,1887-1905) pełniąc funkcję burmistrza względnie prezydenta gruntownie odmienił oblicze miasta, w uznaniu za co otrzymał tytuł honorowego obywatela miasta (1898), a siedem lat później – honorowego burmistrza (1905). Oprócz niego w charakterze naczelników gminy czerniowieckiej pracowali także Józef Ortyński (1854-1859), Józef Lepszy (1859-1861), a w roli pierwszego burmistrza (prezydenta miasta w latach 1864-1866) Jakub Petrowicz (4). W roli wiceburmistrza Czerniowiec zapisał się dr Bazyli Duzinkiewicz, a w charakterze dyrektora departamentu rachunkowego Magistratu – Kazimierz z Miszczowy Węglowski, na stanowisku szefa departamentu budowlanego inż. Alojzy Friedel. Ten ostatni wraz z doktorem Grzegorzem Szymonowiczem piastowali urzędy w tymczasowym zarządzie miasta (Comisiunea Interimara) po pierwszej wojnie światowej. Ponadto w czerniowieckim Magistracie jako wybitni miejscy radni zasłużyli się m.in. dr Julian Tropeteur (1855-1909), wielki patriota, absolwent prawa Uniwersytetu Czerniowieckiego, radca Sądu Krajowego Wyższego, adwokat, założyciel i członek honorowy Towarzystwa Akademików Polskich „Ognisko”, członek wielu czerniowieckich towarzystw polskich. Drugim niezwykle zasłużonym radnym czerniowieckim był dr Stanisław Kwiatkowski, wieloletni przewodniczący koła radnych polskich, wybitny chirurg i ordynator szpitala czerniowieckiego, poseł na Sejm bukowiński, wieloletni prezes Towarzystwa Bratniej Pomocy i Czytelni Polskiej oraz Towarzystwa Szkoły Ludowej, właściciel dwu majątków ziemskich. Do grona czerniowieckich radnych miejskich należeli także kupiec Karol Borysławski; radca dworu dr Bazyli Duzinkiewicz; Emanuel Dworski – jeden z założycieli Towarzystwa Bratniej Pomocy i Czytelni Polskiej i dożywotnio czynnych jego członków; wybitny pedagog i dyrektor szkół czerniowieckich Jan Kamiński; Jan Kasprzycki de Castenedolo - wieloletni członek czerniowieckiej Rady Miejskiej i Wydziału Miejskiego zajmujący się opieką nad ubogimi; Wincenty Korytyński – architekt i twórca okazałych czerniowieckich budowli; Tadeusz Kossowski; notariusz Adam Rupprech; Wilhelm Sedelmeyer; wybitny prawnik dr Karol Selzer; ziemianin i polityk dr Kajetan Stefanowicz, Amelia Węglowska.

czerniowceuniwersytet1Oprócz urzędników państwowych i gminych wysokiego szczebla ważną rolę w zorganizowaniu się i działaniu bukowińskiego Koła Polskiego oraz innych instytucji polskich i stowarzyszeń odegrał profesor dr Alfred Halban, który przez kilkanaście lat wykładał prawo na Uniwersytecie Czerniowieckim (fot. Wikipedia), ale oprócz tego był bardzo czynnym członkiem polskich organizacji na Bukowinie. On to był głównym motorem połączenia sił posiadaczy większych posiadłości ziemskich, inteligencji i rzemieślników czerniowieckich oraz rozsianych po całej krainie włościan i drobnomieszczaństwa. On także jako poseł Sejmu bukowińskiego oraz inspektor nauki języka polskiego położył podwaliny intensywniejszej i skuteczniejszej pracy narodowej.

Chociaż w Czerniowcach stale mieszkała w przybliżeniu 1/3 bukowińskich Polaków i to na dodatek z najwyższym wykształceniem i statusem społeczno-politycznym, przez niemal sto lat nie była w stanie utworzyć własnych organizacji i zadbać o własne interesy narodowe. Panujące w tym kraju stosunki polityczne i społeczne najwyraźniej nie sprzyjały stowarzyszaniu się dla zabezpieczania własnych interesów, a być może brakowało ludzi i silnych bodźców do podjęcia pracy narodowej. Czerniowiecka społeczność polska przez dziesiątki lat pozostawała w swoistej izolacji od rozproszonych po Bukowinie rodaków i nie otrzymywała wsparcia od Galicjan, którzy od 1849 r. pozostawili ich własnemu losowi. Pewne ożywienie przez krótki czas pojawiło się w czasie powstania 1863-1864 r., kiedy w Czerniowcach zaistniała polska scena teatralna i bardzo krótko wydawano pierwsze polskie czasopismo pt. Bratek (5).

czerniowceuniwersytet2Kolejne ożywienie w polskim środowisku czerniowieckim i na Bukowinie nastąpiło po upadku powstania, kiedy zaczęli napływać byli uczestnicy powstania styczniowego jako uchodźcy. Zaszła pilna potrzeba udzielenia im wszelkiej możliwej pomocy. Wówczas w 1869 roku doszło do zawiązania Towarzystwa Bratniej Pomocy, które rozwinęło działalność społeczną i kulturalną na niespotykaną przed tym skalę. W miarę ugruntowywania się jego pozycji pod jego macierzyńskimi skrzydłami rodziły się kolejne stowarzyszenia i instytucje polskie najpierw w Czerniowcach, a potem na całej Bukowinie. W roku 1876 zawiązało się Towarzystwo Akademików Polskich „Ognisko” (fot. Uniwersytet w Czerniowcach, za Wikipedią), w setną rocznicę uchwalenia Konstytucji 3. Maja w roku 1891 polityczne bukowińskie Koło Polskie; w roku 1892 Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” i Koło Pań Towarzystwa Szkoły Ludowej, w roku 1897 Stowarzyszenie Rękodzielników Polskich „Gwiazda” i szereg innych.

janbujakgazetapolskaZ chwilą pojawienia się Koła Polskiego organizacja ta, zrzeszająca także członków wcześniej istniejących stowarzyszeń, stopniowo zaczęła koordynować działalność wszelkich organizacji i instytucji polskich na Bukowinie, przy czym posłowie sejmowi i radni gminni przygotowywali grunt do dalszych przedsięwzięć dla osiągnięcia zakładanych celów narodowych. Wielką pomocą w tych działaniach były wydawane w Czerniowcach polskie czasopisma redagowane w duchu narodowym i katolickim. Przed 1918 rokiem najważniejszym z nich była Gazeta Polska (fot. dziennikpolski24.pl), która w latach 1883-1914 niezmiennie rozpowszechniała wśród rodaków te idee, którymi kierowały się i które głosiły wszystkie oraganizacje polskie na Bukowinie. Takiej roli nie odegrały krócej wydawane czasopisma o innym charakterze, np. ukazujący się w Czerniowcach wzmiankowany Bratek (1864), Ogniwo (1869), satyryczno-humorystyczna Osa (1880-1881), dwutygodnik literacki Przedświt (1882-1883), Przegląd Czerniowiecki (1883) czy satyryczna Osa (1888), bo pojawiły się w innych okolicznościach, ale niewątpliwie świadczyły o budzeniu się Polaków czerniowieckich do działania i w jakimś stopniu przygotowały grunt pod kolejne i trwalsze wydawnictwo prasowe, którym szczęśliwie okazała się Gazeta Polska Klemensa Kołakowskiego, jej właściciela, wydawcy i redaktora naczelnego, a od początku 1907 r. będąca organem bukowińskiego Koła Polskiego pod każdym względem.

Tutaj godzi się zauważyć, że jakkolwiek polityczne Koło Polskie oraz inne nasze organizacje i prasa zdecydowanie dążyły do odzyskania należnych praw i obrony polskich interesów narodowych, to jednak zawsze kierowały się demokratycznymi zasadami sprawiedliwości, na równi szanując prawa własne oraz innych narodowości. Nigdy nie kierowały się szowinizmem narodowym czy religijnym, chociaż częstokroć i bardzo długo napotykali na nieuzasadnioną wrogość przeszkadzającą w działaniu dla dobra wspólnego. Stosując konsekwentnie katolicką naukę społeczną w polityce na ogół nie spotykali się z wzajemnością nawet od tych, w obronie których stawali. Że jednak niekiedy trafiali się wśród innych narodowości ludzie doceniający ponoszone ofiary i przysługi Polaków, świadczy choćby ten fakt, że huculski poeta Józef Jerzy Fedkowicz na znak szacunku i wdzięczności dla wydawcy i redaktora Gazety Polskiej Klemensa Kołakowskiego za popieranie spraw rusińskich publicznie ucałował rękę Polaka.

Mówiąc o życiu polskim na Bukowinie niepodobna nie wspomnieć o ogromnym znaczeniu Kościoła rzymskokatolickiego i ormiańskokatolickiego, od którego za pośrednictwem wspaniałych kapłanów i osób konsekrowanych wychodziło wiele impulsów pobudzających do działań zachowawczych i konstruktywnych w duchu narodowym i katolickim. To, czego ze względów obiektywnych nie mogli robić świeccy, bardzo często czynili polscy księża, zakonnice i zakonnicy. To m.in. dzięki czerniowieckiemu proboszczowi dr. Ignacemu Kornickiemu (1814-1888) w Czerniowcach zawiązało się Towarzystwo Bratniej Pomocy i Czytelni Polskiej, w wyniku innych zabiegów posadowiono w Czerniowcach trzy zgromadzenia zakonne, Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi (1886), Zgromadzenie Sióstr Felicjanek (1887) i Zgromadzenie Księży Jezuitów. Każde z tych zgromadzeń uczyniło tak wiele dla Kościoła oraz rozwoju życia duchowego i narodowego Polaków bukowińskich, że niepodobna w krótkich słowach tego wyrazić. Ponieważ ograniczone rozmiary niniejszego rozdziału nie pozwalają na rozwinięcie tematu, poprzestajemy na stwierdzeniu, że felicjanki prowadząc sierociniec, a marianki Zakłady Naukowo-Wychowawcze (przedszkole, szkołę ludową, gimnazjum, seminarium nauczycielskie – wszystkie z prawami publicznymi – oraz przeróżne kursy i internat dla dziewcząt), oddały ogromne usługi społeczności polskiej i bukowińskiej, wychowując i kształcąc najwartościowszych obywateli.

czerniowcekosciolNatomiast jezuici nabywszy od arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego obszerną nieruchomość w krótkim czasie wybudowali własną siedzibę z kaplicą oraz obszerny kościół w stylu staro-gotyckim (fot. serceisusa.org), umożliwiający wielotysięcznej rzeszy miejscowych katolików uczestnictwo w nabożeństwach i rekolekcjach urządzanych dla różnych stanów. Ponadto czerniowieccy jezuici walnie przyczynili się do powstania i sprawnego funkcjonowania Sodalicji Mariańskiej Pań, Dziewcząt i Panów Polskich, urządzania dostępnych dla wszystkich systematycznych nabożeństw organizacyjnych, odczytów i wymiany myśli, własnej biblioteki, pielgrzymek odpustowych, m.in. do Kaczyki, Częstochowy (np. 30 IV-2 V 1910), udziału w Kongresach Mariańskich (Przemyśl, 26-28 VIII 1911). Szczególną aktywnością odznaczała się Kongregacja Panien przy szkole sióstr marianek pod kierunkiem superiora Juliana Smodlibowskiego, która w sali strzelnicy miejskiej w niedzielę 25 czerwca 1911 r. urządziła wieczorek z występami własnego chóru oraz przedstawieniem sztuki Bernadeta.

Oprócz proboszczów czerniowieckich najpiękniejsze karty dziejów bukowińskiej stolicy zapisali wspierający ich wikariusze i katecheci nauczający religii w miejscowych szkołach ludowych oraz średnich księża: Antoni Czyżewski (katecheta gimnazjalny w latach 1822-1855); Feliks Lewandowski (cooperator w latach 1909-1913); Władysław Lewandowski (katecheta w latach 1870-1913); Józef Łuczko (najpierw cooperator a potem katecheta w latach 1913-1921), Aleksander Opolski (cooperator i katecheta w latach 1891-1916, 1921); Leopold Schweiger (cooperator i katecheta w latach 1886-1922); Zygmunt Szymonowicz (katecheta w latach 1905-1914); Feliks Żelewski (katecheta w latach 1909-1913); Jan Żukiewicz (cooperator i katecheta w latach 1834-1846) i wielu innych.

domskibniewskichPodobną rolę względem bukowińskich Polaków spełnili polscy kapłani, którzy częstokroć po krótkiej pracy przygotowawczej w Czerniowcach najczęściej resztę niekiedy długiego duszpasterskiego życia spędzili w pomniejszych parafiach prowincji bukowińskiej. Do takich należeli księża proboszczowie stróżenieccy Andrzej Ptaszyński, Józef Krzyżanowski (przed pierwszą wojną światową i dziesięć lat po niej) i Ignacy Kukla (bezpośrednio po ks. J. Krzyżanowskim aż do ewakuacji do Polski na przełomie lat 1945/1946); ks. Józef Janiszewski związany z Seretem i Głęboką (fot. Dom Skibniewskich w 1925 r., za Wikipedią), ks. Jan Mościcki przez wiele lat związany z parafią w Starej Hucie (przed pierwszą wojną światową i w okresie międzywojennym) czy ks. Marceli Zawadowski w Waszkowcach nad Czeremoszem, który za swoją wielkiego poświęcenia długoletnią pracę duszpasterską i patriotyczną narodową po 1940 roku pokutował w więzieniach rumuńskich, gdzie zmarł w strasznych męczarniach z powodu nie leczonej choroby. To tylko kilka przykładów z całego ciągu bohaterskich kapłanów, którzy nie oszczędzając siebie mimo skrajnie trudnych warunków bytowych i posługiwania duszpasterskiego wiernie wypełniali swoje posłannictwo.

Dzięki ich działalności duszpasterskiej i narodowej przy poparciu arcybiskupów lwowskich w okresie panowania austriackiego na Bukowinie w latach 1774-1918 mimo ubóstwa odrestaurowano, przebudowano, poszerzono względnie wzniesiono wiele kaplic, mniejszych i większych kościołów, zwiększyła się liczba parafii i dekanatów. Tak jak wszędzie na świecie, gdziekolwiek pojawiali się Polacy, tak też i na Bukowinie pojawiały się znaki ich obecności: krzyże, przyzagrodowe kapliczki, niewymyślne architektonicznie świątynie, plebanie, cmentarze parafialne, a na nich grobowce i nagrobki. Niektóre z nich były wspólnym dziełem polskich i niemieckich katolików, inne wyłącznym wytworem pobożnych Polaków. Wszystkich łącznie piszący doliczył się stu kilkudziesięciu. Dodać należy, iż niektóre z nich (np. w Łużanach) zostały spalone lub zburzone podczas działań wojennych w latach 1914-1918 (6). Inne np. w Bojanie stały się powodem zesłania ks. proboszcza Jakuba Cwynarskiego na Syberię za sprzeciwienie się wykorzystaniu wieży kościelnej na stanowisko karabinu maszynowego przez Rosjan. Tutaj zwraca się uwagę tylko na jeden znamienny krzyż dla dziejów bukowińskich Polaków. Jak wspomniano, wielu bukowińczyków żywo zareagowało na wybuch powstania styczniowego, sympatyzowało z nim, niekiedy wspierając go materialnie i potajemnie wspomagając organizację powstańczą. Być może wielu Bukowińczyków miało w szeregach powstańczych najbliższych krewnych.

strozenieckosciolJeden z takich Bukowińczyków postanowił uczcić bohaterskich bojowników o niepodległość krzyżem pamiątkowym z godnym napisem. Stróżenieckie władze lokalne i bukowińskie wdały się w rzecz i ostatecznie w Stróżeńcu obok kościoła parafialnego św. Anny  (fot. rkc.kh.ua) stanął krzyż pamiątkowy z ocenzurowanym napisem Rok 1863. Krzyż ten mimo złowrogich niemieckich zakusów dzięki patriotycznej postawie miejscowych proboszczów przetrwał do drugiej wojny światowej. Co stało się z nim później, nie wiadomo.

Oprócz Czerniowiec tylko jedna bukowińska parafia miała szczęście do posiadania na swoim terenie zgromadzenia zakonnego. Tą uprzywilejowaną parafią była niewielka wioszczyna Kaczyka z przyległościami. Choć Kaczyka była jedną z młodszych osad, to jednak od samego jej zalążka mieszkali w niej Polacy i to oni jako biali górnicy sprowadzeni głównie z Bochni i Wieliczki byli głównymi twórcami jedynej na Bukowinie kopalni soli i rosnącej z upływem czasu miejscowości.

kaczykabazylika1Z chwilą zaś powierzenia tej parafii zarządowi krakowskiego Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego a’Paulo w listopadzie 1902 r. ta osada górnicza w krótkim czasie zmieniła się zarazem w najważniejsze sanktuarium maryjne (fot. cacica.eu), w którym największe uroczystości odpustowe odbywały się w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (15 sierpnia) oraz święto Matki Bożej Różańcowej na początku października. Krakowscy misjonarze dzięki prowadzonym na całej Bukowinie misjom i rekolekcjom oraz wzniesieniu w krótkim czasie wielkiej świątyni w stylu gotyckim według projektu profesora politechniki Lwowskiej Teodora Mariana Talowskiego (1857-1910) naprzeciw szybu kopalnianego wywołali wielki ruch pielgrzymkowy do Matki Boskiej zwanej Kaczycką nie tylko w najokazalsze wzmiankowane uroczystości. W dziejach tej oraz innych okolicznych parafii z dominującą ludnością polską zapisało się wielu wspaniałych misjonarzy, z pomiędzy których przed 1918 rokiem szczególnie zasłużyli się superiorzy ks. Kasper Słomiński i ks. Wojciech Grabowski.

kaczykabazylika2 Pierwszy z nich rozpoczął budowę nowego kościoła w Kaczyce (fot. cacica.eu) i doprowadził do jego konsekracji przez arcybiskupa lwowskiego dr. Józefa Bilczewskiego w niedzielę 16 października 1904 r., a drugi dokończył dzieła wyposażając jego wnętrze. Dzięki takim ofiarnikom duchownym i świeckim, jak wzmiankowani powyżej, mimo wybitnie nie sprzyjających okoliczności Polacy wszystkich stanów zachowali nieskalaną wiarę katolicką i silne poczucie narodowe, popychające do ogromnych wyrzeczeń, ofiar materialnych, długiej i wytrwałej pracy na wielu frontach. To oni spowodowali, że wreszcie po stu kilkudziesięciu latach Polacy powoli zaczynali odzyskiwać należne im prawa polityczne, w stosunkowo krótkim czasie powołali do życia Towarzystwo Zaliczkowe i Oszczędności w Czerniowcach (1899, zwane też Bankiem Polskim) oraz Polską Kasę Rękodzielniczą (1911), założyli w Czerniowcach trzy bursy polskie – katolicką imienia Issakowicza (1896), dla uczniów szkół średnich im. Adama Mickiewicza (1904) i dla młodzieży rękodzielniczej im. Jana Kilińskiego (1908) – oni sprawili, że z wielkimi oporami zaczęli odzyskiwać naukę języka polskiego w szkołach publicznych, w Czerniowcach otworzyli prywatne Gimnazjum Polskie z prawami publicznymi (1911), a całą Bukowinę pokryli siecią kilkudziesięciu Czytelni Polskich TSL oraz polskich kas raiffeisenowskich, wszelakich kursów i półkolonii. Ponadto wybudowali trzy okazałe Domy Polskie w Czerniowcach (1905), Suczawie (1907) i Waszkowcach nad Czeremoszem (1910), a szereg innych i mniejszych po miastach i wsiach. Z tych ostatnich zachowały się tylko niektóre, przy czym od kilkudziesięciu lat wykorzystywane są dla innych celów i nie służą Polakom.

Do większych dokonań należało nabycie gruntu, budowa boiska sokolego w Czerniowcach i ogólnobukowińka narodowa uroczystość poświęcenia tegoż oraz zorganizowanie pierwszej i jedynej Polskiej Organizacji Powiatowej pwiatu stróżenieckiego (1911) dzięki niezwykle ofiarnej pracy Tytusa Czerkawskiego, który ponadto zorganizował w tym powiecie szereg kół dziewcząt względnie kobiet polskich, mających na celu wychowanie patriotyczne wielkiej rzeszy prawych obywatelek przyszłego państwa polskiego.

Wracając do spraw duchowych i religijnych należy zauważyć, że Bukowina była jedynym krajem monarchii Habsburskiej, w którym wyłącznie dzieci polskie w drugiej połowie XIX w. pozbawiono nauki języka ojczystego wbrew obowiązującemu prawu zagwarantowanego konstytucją i zmuszono do nauki religii w języku niemieckim, podczas gdy wszystkie inne narodowości korzystały z wykładów we własnych językach i z lekcji religii w językach ojczystych, niemieckim, rumuńskim względnie rusińskim oraz węgierskim. O zmianę tego stanu rzeczy Polacy toczyli długą walkę, zanim z wielkimi oporami udało się utworzyć szkoły ludowe z polskim językiem wykładowym najpierw w czerniowieckich szkołach ludowych, a potem zaledwie w niektórych szkołach ludowych miasteczek i wsi z dużą ilością Polaków (7).

mikulowapolanakosciolWspółdziałające z innymi bukowińskimi organizacjami polskimi czerniowieckie Towarzystwo Szkoły Ludowej przed 1915 rokiem założyło kilkadziesiąt Czytelni Polskich TSL na przedmieściach Czerniowiec (Kaliczanka, Klokuczka) i w następujących miejscowościach: Bahrynowce, Baniłów n/Seretem, Baniłów n/Czeremoszem, Bojan, Czudyn, Dawidy (Dawidyny) Zrąb, Dornawatra, Dunawiec, Frasyn, Głęboka, Gurahumora, Jackany (Ickany), Karapczów n/Czeremoszem, Kocmań, Krasna, Laurenka, Łużany, Mikułowa Polana (fot. Kościół, za: poianamicului.ro), Milijów, Nowa Żadowa, Nowosielica, Nowy Sołoniec, Bukowiec (Paltynosa), Panka, Piotrowce, Plesza, Radowce, Ruda, Sadogóra, Seret, Solka, Stara Huta, Stróżeniec, Terebleszty, Waszkowce n/Czeremoszem, Waszkowce n/Seretem, Wyżnica, Zastawna i Żuczka. Przy większości z nich zaistniały Polskie Kasy Raiffeisena, prywatne szkoły TSL, np. w Bułaju, Łużanach, Pance, Rarańczy i Starej Hucie, kursy języka polskiego i historii ojczystej, a latem półkolonie zwane korpusami wakacyjnymi (8).

Większość tych Czytelni i przedsiębiorstw przy nich istniejących świetnie funkcjonowała, nawet gdy zarządzali nimi ludzie ledwie umiejącymi czytać, pisać i rachować. W większości z nich mimo niewielkich zbiorów kwitło czytelnictwo książek i prasy, odbywały się niedzielne i świąteczne spotkania towarzyskie, popularne odczyty i dyskusje oraz wiece na tematy żywotne, spotkania opłatkowe i przedstawienia jasełkowe w okresie Bożego Narodzenia i święcone w czasie Wielkanocy. Ponadto z okazji świąt narodowych i kościelnych urządzano uroczyste obchody złożone z uroczystych nabożeństw, okolicznościowych przemówień i prelekcji, deklamacji wierszy, śpiewu patriotycznych i religijnych pieśni, amatorskich przedstawień teatralnych i kończących je zazwyczaj zabaw tanecznych. W ten sposób obchodzono uroczyście rocznicę ślubów Jana Kazimierza jako święto Królowej Korony Polskiej oraz rocznicę uchwalenia Konstytucji Trzeciego Maja, rocznice naszych powstań narodowowyzwoleńczych, rocznicę śmierci Adama Mickiewicza, jubileusze ks. Piotra Skargi, Zygmunta Krasińskiego, Juliusza Słowackiego, Józefa Ignacego Kraszewskiego oraz jubileusze istniejących na Bukowinie instytucji i organizacji polskich.

Podobnie oddawano cześć rodakom szczególnie cenionym za ich działalność na rzecz bukowińskich środowisk polskich, jak dr Stanisław Kwiatkowski (poseł sejmowy i radny czerniowiecki oraz prezes Towarzystwa Bratniej Pomocy i Czytelni Polskiej tudzież Towarzystwa Szkoły Ludowej).

wyznicamuzeumOprócz tego bardzo uroczyście obchodzono jako ogólnobukowińskie wydarzenia narodowe poświęcenie Domów Polskich w Czerniowcach (3 grudnia 1905), Suczawie, Waszkowcach (3 lipca 1910); poświęcenie boiska sokolego w Czerniowcach (4 lipca 1909), powstanie gniazd Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Czerniowcach (22 stycznia 1892), Kaczyce (19 maja 1907), Wyżnicy (1903) (fot. Wyżnica, Muzeum Krajoznacze, za Wikipedią) i Waszkowcach n/Czeremoszem (3 lipca 1910).

Ta rozległa i coraz owocniejsza działalność polskich instytucji i stowarzyszeń na Bukowinie zamarła po wybuchu pierwszej wojny światowej. Znaczna część działaczy podlegających obowiązkowi służby wojskowej została zmobilizowana, najmłodsi ochotniczo zaciągnęli się do Legionów Polskich. Jeszcze inni jako urzędnicy państwowi zostali ewakuowani do Czech względnie w inne rejony Austrii. Z chwilą zajęcia Bukowiny przez Moskali i podczas działań wojennych zniszczono znaczną część szkół, Czytelni Polskich oraz ich zbiorów. Poszukiwanie zaś polskich działaczy narodowych przez władze moskiewskie spowodowało, że niektórzy z nich jak superior kaczycki ks. Wojciech Grabowski czy dr Stanisław Kwiatkowski musieli się ukrywać. Inni, jak wspomniany proboszcz Bojany ks. Jakub Cwynarski za swoją duszpasterską postawę został skazany na zesłanie, z którego już nie powrócił. Jednym słowem bukowińscy Polacy podczas wojny utracili bardzo wiele wybitnych jednostek, bez których po nastaniu pokoju trudno było przywrócić dawną świetność przedwojenną, zwłaszcza iż pod koniec wojny rzezie ukraińskie we wschodniej Małopolsce, przemarsz wojsk polskich i pobyt licznych uchodźców wymagał dużych nakładów i osobistego zatrudnienia.

Przedstawiwszy bardzo ogólny zarys istotnego fragmentu dziejów bukowińskich Polaków pod rządami austriackimi należy go zamknąć kilkoma istotnymi uogólnieniami. Z punktu widzenia prawa obowiązującego w Austrii położenie Polaków na Bukowinie było podobne jak w Galicji. W rzeczywistości było zupełnie inaczej. W przeciwieństwie do położenia Polaków galicyjskich Polacy na Bukowinie byli mniejszością w stosunku do Rumunów i Rusinów i na dodatek, poza nielicznymi osadami wyłącznie lub prawie wyłącznie zajmowanymi przez Polaków, żyli w znacznym rozproszeniu, co przy ówczesnych środkach komunikacyjnych, skazywało ich na izolację od rodaków innych miejscowości. Bezwzględnie wykorzystywały to ówczesne władze zdominowane przez germanizatorów, rumunizatorów i prorusińskie w zależności od układania się warunków politycznych. Uwidoczniało się to przy okresowych (co 10 lat) spisach powszechnych, które zawsze świadomie i z premedytacją pomniejszały liczbę posługujących się językiem polskim jako ojczystym. Temu celowi służyło m.in. wyodrębnienie górali polskich i nazwanie ich Słowakami oraz przypisywane Polakom obcej mowy towarzyskiej tylko dlatego, że tak wbrew oświadczeniom zainteresowanych decydował komisarz spisowy lub inny urzędnik gminny. Tego typu praktyki sprawiały, że urzędowe spisy ludnościowe wykazywały dużo mniejszą liczbę Polaków. Podobne praktyki panowały w niektórych gminach i szkołach, gdzie częstokroć Polakom przypisywano narodowość niemiecką, rumuńską czy rusińską. Wszystko to sprawiało, że chociaż przybywało Polaków, w statystykach szkolnych i urzędowych Polaków ubywało. Z szkół znikał język polski jako wykładowy, a nawet jako przedmiot nadobowiązkowy.

nowysoloniectablicaUświadomienie sobie poniesionych strat przez światlejszych Polaków sprawiło, że uznano za konieczne zorganizowanie społeczeństwa polskiego dla skutecznego przeciwstawienia się niebezpiecznym tendencjom. W miarę powstawania kolejnych organizacji czerniowieckich, a potem rozszerzania ich na inne ośrodki polskie na Bukowinie pod kierownictwem bukowińskiego politycznego Koła Polskiego wzmocniono poczucie narodowe, dumę narodową i stopniowo zaczęto odzyskiwać utracone pozycje (fot. Tablica w Nowym Sołońcu, za Wikipedią). Zjednoczenie wszystkich stanów w pracy dla jednego celu spowodowało, że w wyniku wysiłku wszystkich stowarzyszeń i instytucji polskich m.in. wychowano nowe pokolenie Bukowińczyków, którzy po wybuchu pierwszej wojny światowej masowo i ochotniczo zgłaszali się do Legionów Polskich, służąc głównie w jednostkach II. Brygady, zwanej Żelazną lub Karpacką z racji niezłomności i skuteczności w działaniach bojowych w Karpatach, na Bukowinie, w Besarabii i na Wołyniu.

(3) Mamy tu na myśli coroczne schematyzmy Archidiecezji Lwowskiej obrządku łacińskiego z XIX. i XX. w.; Emila Biedrzyckiego Historia Polaków na Bukowinie (Kraków 1973) ; Grzegorza Cicimirskiego Polacy na Bukowinie i zadania oświatowe TSL (Kraków 1907); Ottona Mieczysława Żukowskiego Bukowina pod względem topograficznym, statystycznym i historycznym ze szczególnym uwzględnieniem żywiołu polskiego (Czerniowce, Lwów 1914); Mariusa Petraru Polacy na Bukowinie w latach 1775-1918 (Kraków 2004) i szereg publikacji J.Bujaka łącznie z najświeższą pt. Gazeta Polska 1883-1914 (Kraków 1913).

(4) Jakub Petrowicz był potomkiem rodziny szlacheckiej. Urodził się w Bossańczy w powiecie suczawskim 24 lipca 1815, zmarł 1899 r. Nauki początkowe pobierał częścią w domu rodzicielskim w Bossańczy, częścią w suczawskiej szkole ludowej. Do szkoły średniej uczęszczał w Czerniowcach i ukończył ją w 1831 r. Potem z oddawał się gospodarstwu rolnemu i pod okiem ojca oraz brata dr. Krzysztofa stał się wybitnym teoretykiem i praktykiem przede wszystkim w rolnictwie. Ożenił się z Antoniną Mikulową, córką Stefana Mikulego, a siostrą Karola Mikulego, dyrektora lwowskiego Towarzystwa Muzycznego. Po ożenku osiadł we wsi rodzinnej Werenczanka i w krótkim czasie dzięki wzorowemu zarządowi podniósł wydajność gospodarstwa. Będąc właścicielem realności w Czerniowcach w roku 1864 został wybrany radnym miejskim , a następnie pierwszym prezydentem m. Czerniowce. W przeciągu jednej trzyletniej kadencji pod wielu względami odmienił miasto do niepoznania. W poczuciu odpowiedzialności za majątek rodzinny odmówił kandydowania na burmistrza w następnej kadencji. Za pracę burmistrzowską został odznaczony Orderem Żelaznej Korony III. klasy, a Rada Miasta w uznaniu jego zasług umieściła jego portret naturalnej wielkości w sali prezydialnej Magistratu (Wg. Jakub Petrowicz. Pierwszy prezydent miasta Czerniowce (Wspomnienie z okazji 10-ej rocznicy zgonu). Gazeta Polska 1909, nr 97, s. 3).

(5) Szersze omówienie dotyczące polskiego teatru, Bratka oraz następnych czasopism polskich w Czerniowcach czytelnik znajdzie w: Zaczyny dziennikarstwa polskiego na Bukowinie (Kraków 2006).

(6) Zainteresowani sprawą więcej wiadomości znajdą w artykule J. B. Bukowina – rzymskokatolickie obiekty sakralne [w:] Świat relacji polsko-rumuńskich. Suceava 2012, s. 319-336. Oprócz ogólnego zarysu dziejów tegoż budownictwa jest tam wykaz miejscowości i obiektów sakralnych wraz szczegółowymi informacjami o niektórych, jeżeli udało się do nich dotrzeć.

(7) Więcej szczegółowych wiadomości na powyższy temat zainteresowani znajdą w ostatnio wydanej monografii pt. Gazeta Polska 1883-1914, Kraków 2013, gdzie m.in. jest mowa o szkołach ludowych w: Baniłowie n/Czeremoszem, Bojanie, Bułaju, Czerniowcach, Denesówce, Dunawcu i Laurence, Głębokiej, Gogolinie, Gurahumorze, Jackanach, Kocmaniu, Łużanach, Mikułowej Polanie, Nowej Żadowie, Nowosielicy, Pance, Piotrowcach, Pleszy, Radowcach, Rarańczy, Rudzie, Sadogórze, Starej Hucie, Stróżeńcu, Suczawie, Tereblesztach, Toporowcach i Waszkowcach n./Czeremoszem.

(8) Bliższe wiadomości na ich temat w: Gazeta Polska 1883-1914, Kraków 2013.

Lwów – Kijów, 24 lutego 2014 r.

fopnulogoFederacja Organizacji Polskich na Ukrainie wyraża głębokie współczucie wszystkim rodzinom zamordowanych w Kijowie i innych miastach Ukrainy podczas ostatnich tragicznych wydarzeń. Oddajemy hołd ofierze krwi Bohaterów Majdanu i pogrążeni w bólu modlimy się za wieczny spokój ich dusz. Pamięcią i modlitwą ogarniamy również wszystkich rannych a także tych, których los do dziś jeszcze pozostaje nieznany.

Jako obywatele Ukrainy narodowości polskiej wyrażamy nadzieję, że przemiany rozpoczęte pokojowym protestem Euromajdanu i okupione krwią jego heroicznych obrońców zaowocują budową państwa w pełni demokratycznego i szanującego godność oraz wolę swoich obywateli. My, Polacy z Ukrainy, podobnie jak nasi ukraińscy członkowie rodzin, sąsiedzi, przyjaciele i koledzy chcemy żyć w bezpiecznej, demokratycznej Ukrainie, która jest częścią europejskiej rodziny wolnych narodów. Deklarujemy pełne wsparcie dla demokratycznie wyłonionych władz oraz gotowość wzięcia współodpowiedzialności za pomyślny rozwój Ukrainy w jej obecnych granicach.

Historia na zawsze złączyła nasze narody. Polacy i Ukraińcy od wieków mieszkali obok siebie, zakładali rodziny, pomagali w budowie swoich domów, rozwijali miasta i modlili się do tego samego Boga. W naszej wspólnej historii nie brakuje jednak momentów tragicznych, bolących wciąż ran i niezaschniętych łez. Nie chcemy i nie możemy o nich zapominać, bo oznaczałoby to brak szacunku dla naszych ojców i dziadków. Najbardziej jednak bolesne karty naszych wspólnych dziejów nie mogą przysłonić nam odpowiedzialności za los naszych dzieci, wnuków oraz przyszłość Ukrainy i Polski. Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy i nie ma wolnej Ukrainy bez wolnej Polski.

Dziś, w przełomowym momencie historii państwa ukraińskiego oraz jednym z kluczowych momentów w dziejach współczesnej Europy, Federacja Organizacji Polskich na Ukrainie stanowczo oświadcza, że każde słowo i czyn, które będą zmierzać do skonfliktowania naszych narodów są sprzeczne z interesem oraz wolą Ukraińców i Polaków. Podsycanie negatywnych emocji oraz budowanie politycznego kapitału na tragicznych momentach naszej historii nie służy dziś ani państwu ukraińskiemu, którego pełnoprawnymi obywatelami są przedstawiciele polskiej mniejszości narodowej na Ukrainie, ani państwu polskiemu, będącemu dla nas drugą ojczyzną.

Apelujemy do środowisk kresowych w Polsce i wszystkich naszych rodaków o wsparcie dla procesu budowy demokratycznego państwa ukraińskiego. Dziękujemy tym wszystkim Polakom - obywatelom Ukrainy, którzy byli obecni wśród obrońców Majdanu i tym naszym rodakom, którzy od wielu tygodni nieśli im pomoc. Dziękujemy polskim lekarzom, dziennikarzom i politykom oraz wszystkim ludziom dobrej woli za wspaniałe gesty solidarności ze społeczeństwem ukraińskim, którego częścią jesteśmy.

Niech żyje wolna Ukraina i niech żyje wolna Polska!

Z up. Zarządu FOPnU Teresa Dutkiewicz, wiceprezes

Tekst i ilustracja za: http://www.kuriergalicyjski.com/index.php/polacynaukr/polskaaktywn/3084-o-wiadczenie-federacji-organizacji-polskich-na-ukrainie

Jan Bujak

IV. Bukowińscy Polacy w granicach Wielkiej Rumunii (1918-1940)

Jak wspomniano w poprzednim rozdziale znaczna część Polaków walczyła podczas pierwszej wojny światowej w formacjach austriackich i polskich. Część z nich poległa na polu chwały, część walczących w Legionach Polskich lub szeregach austriackich zasiliła stan osobowy wojska polskiego i pozostała w Polsce, inna część po trudach wojennych powróciła do swoich rodzin na Bukowinie podobnie jak ewakuowani do Austrii. Znacznie uszczuplone środowiska polskie na Bukowinie próbowały odrodzić i odtworzyć przedwojenne stowarzyszenia i instytucje polskie. Okazało się jednak, że chociaż bukowińscy Polacy w 1918 r. opowiedzieli się za przyłączeniem Bukowiny do królestwa Rumuńskiego i otrzymali zapewnienie ze strony rumuńskiej, iż zachowają należne im prawa narodowościowe z czasów austriackich, to jednak nie doczekali się dotrzymania obietnic.

wielkarumuniaPo pierwszych kilku latach rządów rumuńskich (il. Mapa Wielkiej Rumunii, 1920-1940, za Wikipedią), które miały zgodnie z traktatem wersalskim na obszarze Bukowiny postępować zgodnie obowiązującym prawem austriackim przez dziesięć lat, usunięto język polski z dotychczasowych szkół polskich. Od nauczycieli polskich podobnie jak urzędników polskich zażądano znajomości języka rumuńskiego. Na kierownicze i dyrektorskie stanowiska wprowadzono Rumunów, skutkiem czego wielu dotychczasowych dyrektorów i urzędników rozmaitych przedsiębiorstw, w tym kolejarzy z wysokimi kwalifikacjami zawodowymi i nauczycieli narodowości polskiej poczuło się niepotrzebnymi i opuściło Bukowinę, by udać się do Polski i pracować dla jej odrodzenia. W ten sposób bukowińscy Polacy po poniesionych stratach wojennych zostali pozbawieni kolejnej grupy najpotrzebniejszej inteligencji do odrodzenia względnie zorganizowania się do życia w nowych i mniej korzystnych warunkach. Według obliczeń Karola Schwanna w roku 1923 w okręgu Konsulatu Generalnego w Czerniowcach na Bukowinie znajdowało się 40000 Polaków, z czego połowa znajdowała się w czterech miejscowościach (Czerniowce – 16250, Stróżeniec – 1500, Nowy Sołoniec – 1300, Waszkowce – 1190), a reszta w dwudziestu czterech miejscowościach (9).

Większość przedwojennych instytucji i stowarzyszeń nie mogła istnieć i działać. Takim stowarzyszeniem okazało się dawniejsze polityczne Koło Polskie, Towarzystwo Szkoły Ludowej, inne musiały zmienić statuty i swój charakter. Zaszła potrzeba tworzenia nowych stowarzyszeń dostosowanych do narzuconych ograniczeń. Nawet bukowińskie parafie i zgromadzenia zakonne nie mogły nadal należeć do zwierzchności znajdujących się Polsce. W połowie lat dwudziestych XX. w. bukowińskie rzymskokatolickie i ormiańskokatolickie parafie oderwano od archidiecezji lwowskich i przyłączono do diecezji w Jassach, a bukowińskie zgromadzenia zakonne stały się zalążkami podprowincji formalnie niezależnych od zgromadzeń macierzystych w Polsce. Polacy pragnący nadal pozostać na Bukowinie musieli przyjąć obywatelstwo rumuńskie. To samo dotyczyło osób konsekrowanych. A mimo to nie mieli prawa pełnić funkcji kierowniczych w przedsiębiorstwach rumuńskich i posiadać drukarni.

Mimo bardzo znacznego uszczuplenia grona najaktywniejszych działaczy, Polacy rozpoczęli intensywną pracę nad zorganizowaniem się od nowa i kontynuowanie działalności sprzed wojny. Nadal najaktywniejsze okazało się środowisko czerniowieckie. Jednym z przejawów tego było polskie czasopiśmiennictwo.

Pierwszym niezależnym organem polskim stał się Głos Ludu, którego pierwszy numer ujrzał światło dzienne przed schyłkiem 1918 r. Tygodnik ten od samego początku był wyrazicielem opinii jednego z nowych ugrupowań, które chciało przewodzić Polakom nie tylko bukowińskim, ale całej Wielkiej Rumuni. Redakcją pisma kierował były redaktor przedwojennej Gazety Polskiej, Henryk Stanisław Zucker (1863-1932).

gazetapolska1890Niebawem obok tego pisma w roku 1921 zaczęła się pojawiać Bukowińska Gazeta Polska, z ktorej artykułów programowych wynikało, iż nawiązując do przedwojennego dorobku polskiego na Bukowinie pragnie kontynuować politykę wcześniejszego Koła Polskiego i programu Gazety Polskiej z lat 1883-1914 (fot. Gazeta Polska, winieta z 1890 roku, za: wolka-turebska.internetdsl.pl). Nie wiadomo, kto ją wydawał i redagował. Być może głównym jej sprawcą był dr Stanisław Kwiatkowski i ktoś z jego najbliższego kręgu, kto deklarował: Gazeta ta będzie służyć tylko myśli narodowej, ale takiej, jak ją odczuwa serce polskie, proste! Serce niewykoślawione pychą, nieprzykute do rydwanu przełożonych, nie przygniatane obawą niełaski ministrów, niezatrute myślą o zasługiwaniu się awansu lub intratnej posady! W Gazecie będą tylko głosy takich serc, w których panuje jedna myśl POLSKA! (10).

Żywot Bukowińskiej Gazety Polskiej był krótki, najprawdopodobniej kilkumiesięczny, ale być może nie bezowocny, bo pod koniec 1922 r. Głos Ludu przemianował się na Gazetę Polską, która z czasem nazwana zostala Czerniowiecką Gazetą Polską, która do początku lat trzydziestych reprezentowała poglądy jednej z orientacji bukowińskich Polaków. Z czasem w połowie lat dwudziestych pojawił się Głos Prawdy, wydawany przez jeszcze inne ugrupowanie nazwane Kołem Polskim, a któremu przewodził dr Grzegorz Szymonowicz. Pismo to, początkowo wydawane dwa razy w tygodniu, później jako tygodnik, od samego początku ostro walczyło z Gazetą Polską jako organem ugrupowania uprawiającego zupełnie odmienną politykę. Ciągłe utarczki między obydwoma ugrupowaniami i ich organami nie służyły zjednoczeniu i zorganizowaniu się Polaków bukowińskich, besarabskich i mieszkających w całej Rumunii. W roku 1930 na krótko do istniejących wydawnictw prasowych dołączył Głos Ludu, organ ludzi pracy nie akceptujących ideologii socjalistycznych. W pierwszym powojennym dziesięcioleciu niewielki wpływ na rozgardiasz w środowiskach polskich wywarł fakt istnienia ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Bukareszcie i pierwszych czerniowieckich konsulów RP (11).

ksiadzalukasiewiczDopiero dzięki następnym konsulom i części działaczy bukowińskich jak ks. prałat Andrzej Łukasiewicz (fot. Ksiądz prałat Andrzej Łukasiewicz, za: bohosiewicz.pl) (12), dr Aleksander Skibniewski z Głębokiej, Tytus Czerkawski z Baniłowa n/Seretem oraz innych przywódców organizacji polskich udało się zażegnać wewnętrzne konflikty, powołać do życia Komitet Porozumiewawczy z jego organem prasowym Polak w Rumunii (1931-1933) i za ich pośrednictwem ponownie scalić środowiska polskie, czego ostatecznym przypieczętowaniem w roku 1933 stał się Związek Stowarzyszeń Polskich w Rumunii, Polski Związek Szkolny, Kurier Polski w Rumunii (1933-1939) z jego dodatkami Kurier dla dzieci; Kurier kobiecy; Kurier młodzieżowy; Głos młodzieży polskiej w Rumunii; Kurier rolniczo-ogrodniczy i handlowy i samodzielnym wydawniczo pt. Młodzi (1936) (13).

Wszystkie te czasopisma jako reprezentujące odmienne punkty widzenia nie odegrały takiej roli jak Gazeta Polska w latach 1883-1914. Również najstarsze organizacje jak Polskie Towarzystwo Bratniej Pomocy i Czytelni Polskiej, Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” , Stowarzyszenie Rękodzielników Polskich „Gwiazda”, Towarzystwo Akademików Polskich „Ognisko” czy „Lechia” w nowych okolicznościach nie posiadały warunków do rozwinięcia działalności na taką skalę, jak przed wybuchem wojny. Podobnie Polska Macierz Szkolna, a po niej Polski Związek Szkolny mimo najlepszych chęci nie były w stanie kontynuować działalności na taką skalę, jak istniejące przed nimi Towarzystwo Szkoły Ludowej, które jeszcze w pierwszych latach powojennych doprowadziło do wzniesienia szeregu Domów Polskich na prowincji (14), uruchomić na nowo Czytelnie i Szkoły Polskie. Jednakże po pierwszych kilku latach władze rumuńskie ograniczyły tę działalność do czynności natury prywatnej, co pociągnęło za sobą pozbawienie dzieci polskich ojczystego języka wykładowego, a najczęściej nauki tegoż języka jako przedmiotu. Polska Macierz Szkolna, a potem Polski Związek Szkolny próbowały zrekompensować te straty przez urządzanie prywatnych szkółek i kursów języka polskiego. Jednakże skromne środki finansowe nie wystarczały na objęcie kształceniem wszystkich dzieci i całej młodzieży. Emil Biedrzycki podaje na podstawie sprawozdań PZS z połowy lat trzydziestych XX w., że nauką polszczyzny w prywatnych polskich szkołach powszechnych na całej Bukowinie objętych było zaledwie 900 uczniów, a w szkołach państwowych 1718, gdy z kursów języka polskiego korzystało zaledwie 166 osób. Było to stanowczo za mało w stosunku do potrzeb kilkudziesięciotysięcznej mniejszości polskiej na Bukowinie.

leonardmoczulskiOgraniczone działania towarzystw oświatowych okresu międzywojennego w jakimś stopniu były wspierane przez inne legalnie działające organizacje, m.in. powstałe w tym okresie, jak podporządkowany rumuńskiemu przywództwu Związek Harcerstwa Polskiego, Związek Byłych Ochotników Wojsk Polskich oraz ogólnorumuński Komitet Wychowania Fizycznego. Ten ostatni rozwinął na znaczną skalę ruch sportowy wśród młodzieży polskiej. Doprowadził do powstania całego szeregu klubów sportowych pod nazwami polskimi i rywalizacji między nimi w urządzanych rozgrywkach w wielu dyscyplinach sportowych, lekkoatletycznych i gier zespołowych. Związek Byłych Ochotników Wojsk Polskich poprzez swoich delegatów urządzał spotkania z rodakami, aby przy tej sposobności wygłaszać odczyty i rozdawać wydawnictwa polskie (fot. Generał Leonard Moczulski [Mociulschi], 1889-1979, wierny i zasłużony żołnierz Rumunii, za: dompolskibukareszt.ro).

Wszystkie polskie organizacje i instytucje we współdziałaniu z rzymskokatolickimi i ormiańskokatolickimi kapłanami polskimi nadal urządzały uroczyste obchody świąt kościelnych i narodowych jak poprzednio, ale wzbogaconych o obchody rocznicy odzyskania niepodległości 11 listopada 1918 r, zwycięskiej bitwy warszawskiej 15 sierpnia 1920 r., rocznicy szarży rokitniańskiej (13 czerwca 1915 r.), wymarszu pierwszych drużyn bukowińskich do powstających Legionów Polskich (25 sierpnia 1914 r.), imienin marszałka Józefa Piłsudskiego (19 marca), Święta Morza itd.

To rozwijało się i trwało do napaści niemiecko-radzieckiej na Polskę we wrześniu 1939 r. Po tej dacie wszystko to zamarło wskutek skupienia się na wszechstronnej pomocy dla uchodźców z Polski. Sprawie uchodźców podporządkowane zostały zainteresowania czerniowieckiego Kuriera Polskiego w Rumunii i całej bukowińskiej społeczności polskiej przede wszystkim w tych miejscowościach, przez które przejeżdżały wielotysięczne rzesze żołnierzy i cywilów, potrzebujących żywności, noclegów i moralnego wsparcia. Wraz z tą falą uchodźców na Zachód odpłynęła również pewna ilość bukowińskiej młodzieży polskiej. Najaktywniejsza część bukowińskiego społeczeństwa – w tym duchowni - włączyła się do prac konspiracyjnych na rzecz Rzeczypospolitej. Poza tym życie zwłaszcza środowisk prowincjonalnych znacznie zubożało i sprowadzało się głównie do praktyk religijnych. Przyczyniły się do tego: okazywana nieufność władz rumuńskich i przeprowadzane w domach polskich rewizje. Ten stan rzeczy utrzymywał się do schyłku czerwca 1940 r.

(9) Dunawiec z Laurenką – 930, Bojan – 920, Kaczyka – 900, Suczawa – 890, Głęboka – 800, Mikułowa Polana – 700, Kocmań 560, Żadowa – 450, Radowce – 430, Seret – 430, Panka – 390, Plesza – 375, Bułaje – 360, Łużany – 330, Baniłów n/Czeremoszem – 320, Jackany – 310, Ruda – 310, Gurahumora – 300, Wyżnica – 300, Zastawna – 260.

(10) Co zmusiło lud polski na Bukowinie powołac do życia Niezawisłą Radę Ludu Polskiego? Bukowińska Gazeta Polska 1921, nr 1, s. 2.

(11) Pierwszym konsulem honorowym Rzeczypospolitej był wielce zasłużony dla Bukowiny, Czerniowiec i bukowińskich Polaków dr Stanisław Kwiatkowski (1862-1925), wybitny lekarz, ordynator szpitala czerniowieckiego, radny miasta Czerniowiec, poseł na sejm bukowiński, wieloletni prezes czerniowieckiego Towarzystwa Bratniej Pomocy i Czytelni Polskiej, Czerniowieckiego Koła Towarzystwa Szkoły Ludowej, założyciel pierwszego prywatnego Gimnazjum Polskiego w Czerniowcach – jeden z najwybitniejszych i najofiarniejszych działaczy narodowych. Po nim urząd konsula RP w latach 1920-1928 pełnił Eustachy Lorenowicz. Następnie placówkę objął Mieczysław Grabiński na okres 1930-1933. W latach 1933-1940 urząd Konsula Generalnego RP w Czerniowcach sprawnie i nader owocnie piastował z wielkim pożytkiem dla bukowińskich Polaków Marian Uzdowski.

(12) Ks. prał. Andrzej Łukasiewicz (1879-1951) w tym czasie był proboszczem parafii ormiańskokatolickiej w Czerniowcach i zapisał się w pamięci Ormian Polskich i Polaków bukowińskich jako bardzo czynny i ceniony patriota tudzież społecznik. Jego mądrym zabiegom Polacy i Ormianie Polscy zawdzięczają powołanie Komitetu Porozumiewawczego, który doprowadził do zjednoczenia wszystkich Polaków i ich organizacji w jednym Związku Stowarzyszeń Polskich w Rumunii, zawieszenia kilku zwalczających się periodyków polskich i wydawania w ich miejsce Polaka w Rumunii, organu tegoż Komitetu. Księdzu prałatowi A. Łukasiewiczowi wiele zawdzięczają zasłużone dla kultury polskiej Towarzystwo Bratniej Pomocy i Czytelni Polskiej w Czerniowcach – macierz niemal wszystkich organizacji polskich na Bukowinie i w Rumunii, którym prezesował w okresie międzywojennym. Za jego sprawą pojawił się Kurier Polski w Rumunii. Tygodnik. Organ Związku Stowarzyszeń Polskich, który z upływem czasu i okoliczności politycznych zmienił tytuł i podtytuł, po wybuchu wojny stał się organem wszystkich Polaków nie tylko stale, ale i przejściowo przebywających w Rumuni i na uchodźstwie.

(13) Więcej wiadomości o Kurierze Polskim w Rumunii znajduje się w referacie J. B. pt. Czasopiśmiennictwo Polaków bukowińskich wobec napaści niemiecko-radzieckiej na Polskę we wrześniu 1939 r. [w:] Druga wojna światowa na tle stosunków polsko-rumuńskich. Suceava 2000, s. 90-112.

(14) W okresie międzywojennym istniały i funkcjonowały Domy Polskie m.in. w następujących miejscowościach: Baniłów, Czerniowce, Dawidy Zrąb, Dunawiec, Jackany-Dworzec, Głęboka, Kaczyka, Karapczów, Kocmań, Laurenka, Łukawiec, Mikułowa Polana, Nowa Żadowa, Nowy Sołoniec, Panka, Plesza, Sadogóra, Stróżeniec, Suczawa, Waszkowce, Wyżnica i Zastawna.

miroslawborutaMirosław Boruta

13 lutego 2014 roku w sali konferencyjnej Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, przy ul. Jagiellońskiej 6 została zaprezentowana monografia autorstwa dr. Jana Bujaka, ps. „Bukowińczyk” na temat czerniowieckiej "Gazety Polskiej 1883-1914"

20140213jb0Tak podczas prezentowania monografii, jak i odpowiedzi na pytania, pochodzący z Bukowiny i jeżdżący tam często Autor wykazał maksimum kompetencji i znajomości środowiska bukowińskich Polaków.

Trzeba się niezwykle cieszyć, że Polska posiada takich ekspertów i żałować, że do ich poziomu ani trochę nie dorastają władze "odpowiedzialne" za pomoc dla środowisk polskich za granicą. Część zebranych rozstała się z nadzieją, że ta sytuacja niebawem, po wyborach, ulegnie zmianie na lepsze 😉

janbujakgazetapolskaWarto także docenić wysiłek p. dr. Jana Bujaka i Jego Najbliższych, by dzieło "Gazeta Polska w Czerniowcach 1883-1914" (fot. dziennikpolski24.pl), kopalnia wiedzy o Polakach i ich wysiłkach dla utrzymania polskości ujrzało światło dzienne.

Docenił to z pewnością jeden z uczestników wieczoru, p. Antoni Gazda pisząc, drukując, a wreszcie i recytując okolicznościowy wiersz.

Utwór  "Niech orzeł runie" z 23 stycznia 2014 roku, zadedykowany został pp. Anieli i Janowi Bujakom dla Wszystkich Dzieci Bukowiny:

Dla nas Ojczyzna się zaczyna, tam gdzie kochana Bukowina,
gdzie Orzeł skrzydła swe rozległe wznosi nad serca niepodległe,
i nad ten głos co nuci swojsko serdeczną pieśń:
Kocham Cię Polsko!

20140213jb1Naród, Ojczyzna, Patriotyzm –
każdy potrafi myśleć o tym
a może coś uczynić nawet
z szansą na wrogość i niesławę.

Zbyt często tak to z nami bywa,
że Orzeł w nas się w lot wyrywa,
mając spętane woli skrzydło
myślą przewrotną, złą, obrzydłą.

W "czekoladowym kacu" leży
nim znów – że Honor ma – uwierzy,
nim wielką walkę w sobie stoczy,
nim się w Rycerza przeistoczy.

20140213jb2Bo w końcu spadnie zeń plugawy
kaftan frazesów, słów głupawych –
i moc się w troskę przyoblecze
i runie ogniem cnót i mieczem...

W boju ze zdrajcą i szalbierzem,
nie sięgnie serca lęk, obawa –
czy aby nie przegrana sprawa,
bo Prawda – będzie mu puklerzem.

Dzięki p. Antoniemu Gaździe możemy także zaprosić Państwa do lektury biogramu dr. Jana Bujaka, pióra dr hab. Henryki Kramarz, em. profesor Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie:
http://www.wsp.krakow.pl/konspekt/19/slownik.html.

(Od Redakcji): Warto wiedzieć, że w latach 1866–1874 oraz 1887–1905 burmistrzem Czerniowiec był Antoni Kochanowski, drugi po Jakubie von Pietrowiczu Polak na tym stanowisku. W 1930 roku miasto, należące wówczas do Rumunii, miało 112 427 mieszkańców w tym Polacy (i polscy Ormianie) stanowili 8% (ok. 9.000 osób). W 1925 roku do Rady Miejskiej Czerniowiec wybrany został Grzegorz Szymonowicz, który sześć lat później objął urząd wiceburmistrza.

Dzisiaj polska społeczność Czerniowiec liczy 2. 500 osób, a Dom Polski w Czerniowcach mieści siedzibę główną Obwodowego Towarzystwa Kultury Polskiej im. Adama Mickiewicza, które zrzesza ponad 500 osób.

Jan Bujak

V. Rozdwojenie Bukowiny w wyniku drugiej wojny światowej i jego następstwa dla Bukowińczyków narodowości polskiej

Trzy kwartały po rozdrapaniu Polski przez Niemcy i Związek Sowiecki podobny los spotkał Bukowinę, której północną część zagarnął Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, południową pozostawiając przy Rumunii. Wskutek tego wielu Polaków pełniących funkcje urzędowe w Rumunii oraz ziemianie uszli do Rumunii. Pozostali na miejscu doświadczyli losu charakterystycznego dla obywateli radzieckiego totalitaryzmu. Jednych wywieziono na Syberię (15), innych rozmaitymi środkami naglono do kołchozów, wszystkim utrudniano praktyki religijne, m.in. młodzież szkolną zmuszano do udziału w lekcjach w dni świąteczne, jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Równocześnie tajemnie przygotowywano listy Polaków do kolejnych deportacji. W tym czasie nie działały żadne organizacje polskie, a ich wcześniejszy dorobek w znacznej części został rozproszony lub zniszczony.

W przeciągu kilku miesięcy rozwinęła się niemiecka akcja propagandowa zmierzająca do repatriacji Niemców. Ponieważ część Polaków znajdowała się w mieszanych związkach małżeńskich z Niemcami, u schyłku 1940 r. wraz z Niemcami opuściła Bukowinę. Do Niemiec wyjechali też Polacy obawiający się aresztowania i zsyłki „na białe niedźwiedzie”. Od jesieni 1940 do 1946 katolikami na północnej Bukowinie byli wyłącznie Polacy. Być może ta sprawa inaczej wyglądała na Bukowinie południowej, gdzie może ktoś z Niemców nie uległ nachalnej agitacji i pozostał w Rumunii. Jest pewne, że wskutek akcji wyjazdowej do Niemiec znowu skurczyła się liczba Polaków na Bukowinie.

Po najeździe niemieckim 22 czerwca 1941 r. na ZSRR północna Bukowina ponownie wróciła pod rumuńskie panowanie. Ale to panowanie zdecydowanie różniło się od rządów króla Karola II. Rumunia sprzymierzona z Niemcami zmieniła stosunek do Polaków, a ponieważ toczyła wojnę z Sowietami powoływała do wojska również Polaków będących rumuńskimi obywatelami. Tym spośród nich, którzy władali językiem niemieckim, stwarzano możliwość służby w wojsku niemieckim. Jak na ironię udało się niektórych zbałamucić i ubrać w mundury niemieckie. Ta współpraca niemiecko-rumuńska zaowocowała m.in. aresztowaniem wielu Polaków za patriotyczną działalność w okresie przedwojennym i po niemiecko-radzieckim najeździe na Polskę. Ofiarami tej współpracy padło też kilku polskich księży, m.in. długoletni waszkowiecki proboszcz i działacz narodowy ks. Marceli Zawadowski, czerniowiecki proboszcz parafii ormiańskokatolickiej i działacz polski okresu międzywojennego ks. prałat Andrzej Łukasiewicz. Dla pierwszego z nich pobyt zakończył się śmiercią. Nie wiadomo, ilu Polaków zginęło w więzieniach, a ilu na frontach.

Ostatecznie sojusz rumuńsko-niemiecki zakończył się fatalnie dla Rumunii, północnej Bukowiny i zamieszkujących ją Polaków, którzy wiosną 1944 r. ponownie znaleźli się pod rządami bolszewickimi. Wkrótce potem także na północnej Bukowinie zaczęły się nieliczne banderowskie mordy na Polakach i napady na majątki i obiekty przemysłowe – puszczane z dymem. Noce rozświetlane łunami pożarów przez długi czas wytrącały Polaków ze snu i budziły powszechną trwogę. Tymczasem władze radzieckie zarządziły pobór do wojska, pozostawiając w domach starców, kobiety z nieletnimi dziećmi i młodzieżą. Przez dłuższy czas nie był znany los powołanych do wojska, aż w końcu okazało się, iż oni znaleźli się w wojsku polskim. To z czasem dało podstawę do ubiegania się o wyjazd ich rodzin do Polski.

Poza tym życie biegło zwyczajnym trybem realnego komunizmu. Rodziny pozbawione sprawnych mężczyzn obciążano podatkami i obowiązkowymi dostawami (zboża, mięsa, nabiału i innych płodów rolnych) przekraczającymi rzeczywiste możliwości. Do tego dochodziły: nocne wyłapywanie młodzieży obojga płci do pracy w Dombasie, brak skutecznej ochrony przed banderowcami, ograniczenie swobody poruszania się (na każde oddalenie się z miejsca zamieszkania należało uzyskać jednorazową przepustkę). Okoliczności doprowadziły do tego, że kiedy pojawiła się możliwość wyjazdu do Polski, w pierwszym rzędzie rodziny wojskowe nie bez rozterek (16) zgłosiły się do komisji ewakuacyjnej. Potem uczynili to inni, tak że w przeciągu lat 1945-1946 transportami wyjechało przynajmniej 10573 Polaków, po których na Bukowinie północnej pozostały tylko ich majątki wartości 3332837 rubli, w tym ponad 1666,41 ha ziemi oraz 294088 budynków wartości 3281225 rubli, kościoły, kaplice i cmentarze oraz znacznie mniej liczni rodacy (17), częstokroć w małżeństwach mieszanych. Zdarzały się przypadki, że rodzice z częścią dzieci pozostawali, podczas gdy reszta potomstwa wyjeżdżała do Polski, skazując się na długotrwałe rozstanie bez możliwości kontaktowania się z rodzinami. Polacy pozostali na Bukowinie do 1990 nie liczyli się jako odrębność narodowa. Zarówno po stronie ukraińskiej jak i rumuńskiej polskość i wiarę katolicką zachowywali dzięki nielicznym księżom i prywatnym zabiegom. Dopiero po 1990 r. zaistniała możliwość tworzenia narodowych organizacji i uczenia się języka polskiego.

suczawaNa Bukowinie północnej powstało Towarzystwo Kultury Polskiej im. Adama Mickiewicza, na Bukowinie południowej – Związek Polaków w Rumunii, który nawiązawszy do dawniejszych tradycji rozwinął działalność w skali całej Rumunii, od przeszło dwudziestu lat wydaje czasopismo Polnus, które informuje o życiu bieżącym Bukowińczyków, a od 2009 publikuje miesięcznymi odcinkami Kronikę bukowińskich Polaków. Jak niegdyś Czerniowce, tak obecnie Suczawa (fot. Suczawa, za: Wikipedią) jest głównym ośrodkiem życia polskiego na Bukowinie i w całej Rumunii, czego wyrazem są corocznie urządzane suczawskie Dni Polskie a w ich ramach sympozja naukowe, owocujące tomami drukowanych materiałów.

bukowinalubanZgoła inaczej miała się sprawa Bukowińczyków z południowej części. Tam akcja ewakuacyjna odbywała się na odmiennych warunkach, rozpoczęła się później i trwała dłużej. Ostatecznie Polacy z całej Bukowiny zostali osiedleni na ziemiach odzyskanych, czyli głównie na Dolnym Śląsku, w Lubuskiem i na Pomorzu Zachodnim. Z kresów jagiellońskich zostali przerzuceni na kresy zachodnie Rzeczypospolitej. Dwa transporty, jeden z Żadowy i okolic pod koniec 1945 r. oraz drugi ze Stróżeńca na początku 1946 r. dotarły do Lubania (fot. "Bukowina ocalona od zapomnienia", za: luban.pl). Przybysze z pierwszego osiedlili się głównie w Pisarzowicach, z drugiego – w Uniegoszczy i Lubaniu. Ile ich przybyło transportami, a ile w inny sposób, np. mężczyźni zdemobilizowani z wojska polskiego czy przebywający w Niemczech od 1940 r., tego niepodobna obliczyć bez szczegółowych badań dokumentacji archiwalnej.

polonusKilka wzmianek powyżej wskazuje, że bukowińskie społeczeństwo polskie było zróżnicowane.

W Czerniowcach i pomniejszych miastach znajdowali się ludzie z wyższym i średnim wykształceniem: lekarze, farmaceuci, prawnicy, ekonomiści, inżynierowie, technicy, duchowni, nauczyciele, rzemieślnicy różnych zawodów pełniący ważne funkcje państwowe i samorządowe, w miasteczkach i na wsiach przede wszystkim rolnicy, rzemieślnicy i nieliczne jednostki inteligencji – ogromny potencjał intelektualny, zawodowy i majątkowy (fot. Okładka "Polonusa" z 2013 roku, za: dompolski.ro).

(15) Jako jeden z typowych a tragicznych przypadków przytoczyć można sprawę dwu rodzin Czmilaków ze Stróżeńca. Najpierw trzej kilkunastoletni chłopcy, Wawrzyniec, syn Józefa i Marii, Bronisław i Władysław, synowie Franciszka i Heleny zostali skazani na obozy za próbę ucieczki do Rumunii, a potem rodziców dwu synów wysłano na Syberię względnie do Kazachstanu. Wszelki ślad po trzech młodzieńcach zaginął.

(16) Powodem rozterek było to, że bukowińscy Polacy posiadali własne nieruchomości. W miastach byli właścicielami domów jednorodzinnych, wielorodzinnych kamienic, willi i pałaców; na wsiach – wielkich majątków ziemskich z obszernymi zabudowaniami dworskimi lub różnej wielkości gospodarstw włościańskich. Pozostawienie cennego wielopokoleniowego dorobku bez jakiejkolwiek rekompensaty nie przychodziło łatwo, zwłaszcza iż nikomu nie udzielano gwarancji uwłaszczenia na terenie Polski mającej odzyskać niepodległość. Jednakże w końcu górę brało polskie poczucie narodowe i świadomość, że pod rządami komunistycznymi nie ma żadnych widoków na polepszenie bytu.

(17) Tutaj należy zauważyć, że na 12019 zgłoszonych do wyjazdu z północnej Bukowiny aż 1446 z rozmaitych względów ostatecznie nie ruszyło się z miejsca.

Zakończenie

Krótki zarys kilkuwiekowych dziejów naszych rodaków bukowińskich pokazuje, iż nie tylko zdołali zachować tożsamość narodową, ale i godnie walczyli o odzyskanie niepodległego państwa polskiego. Wytrwałą pracą i przelaną krwią w walkach dali podstawę do wniosku: Odkąd Polska Polską, a Bukowina Bukowiną, obie te krainy z polskości słyną.

Bibliografia załącznikowa

Emil Biedrzycki: Historia Polaków na Bukowinie. Kraków 1973.
Jan Bujak: Bukowina – rzymskokatolickie obiekty sakralne. [w:] Świat relacji polsko-rumuńskich. Suceava 2012, s. 319-336.
Jan Bujak: Bukowińczycy na miarę czasów. Życie i działalność księży polskich na Bukowinie [w:] Polonus. Wydanie specjalne. Suceava 2003, s. 33-50.
Jan Bujak: Bukowińczycy na miarę czasów [w:] Bliżej siebie. Relacje polsko-rumuńskie. Suceava 2003, s. 232-242.
Jan Bujak: Czasopiśmiennictwo Polaków bukowińskich wobec napaści niemiecko-radzieckiej na Polskę we wrześniu 1939 r. [w:] Druga wojna światowa na tle stosunków polsko-rumuńskich. Suceava 2000, s. 90-112.
Jan Bujak: Czytelnia Polska w Nowej Żadowie (1907-1945) [w:] Annales Universitatis Pedagogicae Cracoviensis. Kraków 2009, s. 245-257.
Jan Bujak: „Gazeta Polska” 1883-1914. Kraków 2013.
Jan Bujak: Ksiądz infułat Wojciech Grabowski – superior Księży Misjonarzy, proboszcz w Kaczyce. [w:] Kontakty polsko-rumuńskie na przestrzeni wieków. Suceava 2001, s. 125-131.
Jan Bujak: Migracje Bukowińskich Polaków w latach 1939-1950 [w:] We wspólnocie narodów i kultur. Suceava 2008, s. 15-27.
Jan Bujak: „Nowa Polska” (Bukareszt-Czerniowce 1939-1940). Rocznik Historii Prasy Polskiej. 2005 T. 8, z. 2, s. 71-98.
Jan Bujak: Polacy w 600-leciu Czerniowiec [w:] Relacje polsko-rumuńskie w historii i kulturze. Suceava 2010, s. 365-398.
Jan Bujak: Święta Anna. Kraków 2005
Jan Bujak: Wyboista droga oświaty polskiej na Bukowinie [w:] Polacy z Bukowiny. Żary 2002, s. 131-141.
Jan Bujak: Z dziejów Kościoła katolickiego na Bukowinie. [w:] Bukowina po stronie diałogu. Sejny 1999, s. 164-175.
Jan Bujak: Zaczyny dziennikarstwa polskiego na Bukowinie. Kraków 2006.
Grzegorz Cicimirski: Polacy na Bukowinie i zadania oświatowe TSL. Kraków 1907.
Anna Danilewicz: Z rumuńskiej Bukowiny na Dolny Śląsk. Kraków 2004.
Kazimierz Feleszko: Bukowina moja miłość. T. 1-2. Warszawa 2002.
s. Teresa Frącek RM: Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w latach 1939-1945. Warszawa 1981.
Eugeniusz Kłosek: Świadomość etniczna i kultura społeczności polskiej we wsiach Bukowiny rumuńskiej. Wrocław 2005.
Marius Petraru: Polacy na Bukowinie w latach 1775-1918. Kraków 2004.
Polacy w Rumunii mówią o sobie. Wybór, opracowanie tekstu, przypisy i wstęp Anna Mamulska. Lublin, Leszno 2000.
Otton Mieczysław Żukowski: Bukowina pod względem topograficznym, statystycznym i historycznym ze szczególnym uwzględnieniem żywiołu polskiego. Czerniowce, Lwów 1914.

Notatka biograficzna

Jan Bujak urodził się 16 maja 1935 r. w rodzinie polskiej w Nowej Żadowie na Bukowinie, która w tym czasie należała do Królestwa Wielkiej Rumunii. Tutaj w atmosferze katolickiej i polskiej przeżył pierwszych 10 lat swojego żywota, pokoju i wojny, będąc uczestnikiem życia środowiska polskiego i świadkiem uchodźstwa polskiego w 1939 r, dwukrotnego zajęcia Bukowiny przez Czerwoną Armię (koniec czerwca 1940 i wiosna 1944 r.) oraz bolszewickich represji w latach 1940-1941 i 1944-1945. Pod koniec 1945 r. jako członek licznej rodziny przybył do Lubania i osiadł w Pisarzowicach. Po edukacji podstawowej i średniej (Pisarzowice, Lubań), studiach polonistycznych na Uniwersytecie Wrocławskim w charakterze profesora języka polskiego pracował w szkołach Oleśnicy, Lubania i Krakowa (LO, ZSZ, Technikum Ekonomiczne i Włókienniczo Mechaniczne, 1958-1976), a następnie po uzyskaniu stopnia doktorskiego (1974) jako adiunkt Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie (1976-2000). Oprócz zajęć dydaktycznych z różnych przedmiotów prowadził badania naukowe. Współpracował z redakcjami Polskiego Słownika Biograficznego, Zeszytów Prasoznawczych, uczestniczył w krajowych i międzynarodowych konferencjach naukowych, od 1999 r. aż dotąd wygłasza referaty na sympozjach corocznie organizowanych przez Związek Polaków w Rumunii. Jego aktywność badawcza zaowocowała powstaniem Fundacji Bukowińskiej Bratniej Pomocy, licznymi publikacjami w popularnych (np. Kronika bukowińskich Polaków w suczawskim Polonusie) i specjalistycznych wydawnictwach naukowych oraz kilkoma książkami.

Kraków, 25 listopada 2013 roku

zprplogoSzanowni Państwo,

Od trzech lat toczy się cichy, sejmowy bój o wprowadzenie w życie obywatelskiego projektu „Ustawy o powrocie do Rzeczypospolitej Polskiej osób pochodzenia polskiego deportowanych i zesłanych przez władze Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich”. Już dwukrotnie w Sejmie RP wszystkie partie poparły ten projekt, jednak nadal w ramach podkomisji prace nad ustawą nie wyszły poza przeczytanie kilku pierwszych artykułów. Obecnie ten obywatelski  projekt ma być całkowicie odrzucony. W jego miejsce wejść ma „Ustawa o stwierdzaniu polskiego pochodzenia i repatriacji”. To projekt całkowicie odmienny tematycznie i zakresowo. Niestety odrzuca on wszystkie rozwiązania wspomagania powrotu zesłańców oraz ich potomków z Kazachstanu proponowane przez projekt obywatelski. Ogranicza się tylko do rozwiązań i działań zawartych w dotychczasowej ustawie repatriacyjnej.

Projekt „Ustawy o powrocie do Rzeczypospolitej Polskiej osób pochodzenia polskiego deportowanych i zesłanych przez władze Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich” powstał jako efekt prac Wspólnoty Polskiej, Związku Repatriantów RP oraz środowisk związanych z problematyką, tworzących zespół powołany przez ówcześnie kierującego Wspólnotą Polską Macieja Płażyńskiego. Akcja zbierania podpisów wspierana przez lokalne oddziały Wspólnoty Polskiej, krajowe struktury NSZZ „Solidarność”, osoby prywatne oraz redakcje licznych czasopism i gazet, doprowadziła do zebrania ponad 250 tysięcy podpisów pod projektem, co dało możliwość złożenia ustawy do Sejmu, jako projektu obywatelskiego. Niestety, mimo poparcia wszystkich partii, ten projekt nie wyszedł poza prace w podkomisji.  W  dodatku, decyzją rządu i MSW, ma on być całkowicie odrzucony i zastąpiony „Ustawą o stwierdzaniu polskiego pochodzenia i repatriacji”.

Przypomnijmy, że nasi rodacy zostali przesiedleni na azjatyckie stepy Kazachstanu z najdalszych terenów Kresów Wschodnich (Żytomierszczyzna, Kamieniec Podolski, Berdyczów) w 1936 roku, w ramach oczyszczania granicy Związku Sowieckiego. Było to preludium, do tzw. „operacji polskiej” przeprowadzonej w ZSRS w latach 1937-38 w ramach, której to zamordowano 111 tys. Polaków i osób posiadających związki z polskością, ponad 60 tyś. osób zesłano do łagrów, przy czym równocześnie do łagrów trafiły żony polskich „wrogów narodu”, a tysiące dzieci - ofiar represji wobec Polaków – wysłano do domów dziecka na przymusową rusyfikację.

Obecnie w Kazachstanie żyje wedle różnych szacunków od 36 tysięcy osób deklarujących swą polska narodowość (spis powszechny 2009) do nawet ok. 100 tys. osób posiadających polskie korzenie.

Najwięcej polskich repatriantów w Rosji i Niemczech

W ciągu ostatnich kilkunastu lat tysiące Polaków zostało przyjętych w ramach akcji repatriacyjnej przez Federację Rosyjską oraz w ramach łączenia rodzin przez Republikę Federalną Niemiec (Polacy bardzo często mieszkali we wsiach z zesłanymi tam Niemcami). Należy przy tym pamiętać, że do Polski w ramach programu rządowego „Rodak” zezwala się rocznie na przyjazd zaledwie kilku rodzinom.

Obywatelski projekt ustawy z 2010 r. miał zmienić tę zadziwiająca sytuację, że najwięcej polskich repatriantów trafia do Rosji i Niemiec, a nie do swojej ojczyzny. Na wzór niemieckiego pojęcia zadośćuczynienia, zamierzaliśmy wspomagać powroty osób, które do tej pory nie miały nigdy szansy powrotu z zesłania czy przesiedlenia. Należy tu nadmienić, że konsulaty polskie wydały (głównie w Kazachstanie) tysiące oficjalnych dokumentów, w których Państwo Polskie przyrzekło zesłańcom politycznym i ich potomkom powrót do ojczyzny, potwierdzając ich polską narodowość. Dla zdecydowanej większości obietnice te nigdy nie zostały zrealizowane. Otwarte pozostały tylko drzwi do Rosji i Niemiec.

Ustawa o pochodzeniu

W obecnej chwili w ramach prac podkomisji sejmowej strona rządowa odrzuciła ostatecznie, pomimo dwukrotnej aprobaty przez wszystkie partie na posiedzeniach sejmu, rozwiązania zawarte w obywatelskiej propozycji ustawy o powrocie Polaków z Kazachstanu, wprowadzając na to miejsce całkowicie odmienny tematycznie i zakresowo projekt „Ustawy o stwierdzaniu polskiego pochodzenia i repatriacji” opracowany przez MSWiA. Rządowy projekt stanowić ma realizację 52 artykułu Konstytucji RP, gdzie w podpunkcie 5 przyrzeka się prawo do osiedlenia na stałe w Polsce dla osób pochodzenia polskiego. W swych podstawach propozycja rządowa odwołuje się do rozwiązań zawartych w projekcie „Ustawy o stwierdzaniu pochodzenia polskiego” opracowanych już w 2007 roku. W tamtym okresie zaopiniowanej pozytywnie przez Radę Legislacyjną ustawie o stwierdzaniu pochodzenia nie nadano jednak dalszego biegu legislacyjnego w sejmie.

W ramach projektu strona rządowa odrzuca wszystkie rozwiązania wspomagania powrotów zesłańców oraz ich potomków z Kazachstanu proponowane prze komitet obywatelski, ograniczając się tylko do rozwiązań i działań zawartych w dotychczasowej ustawie repatriacyjnej.

Strona rządowa stanowi, jako główny element własnej ustawy o pochodzeniu, rozwiązania prawne związane z nową definicją pochodzenia polskiego mającą obowiązywać również w innych aktach prawnych np. w Karcie Polaka, co prowadzić ma do wyparcia istniejącego tam obecnie pojęcia przynależności do Narodu Polskiego. Podstawę dla otrzymania dokumentu o pochodzeniu polskim wydawanego przez konsula RP we wszystkich państwach świata, stanowić ma posiadanie w przeszłości obywatelstwa polskiego przez zainteresowanego lub jego wstępnych (niezależnie od ich wcześniejszej narodowości ) do 3-4 pokolenia (np. dwu pradziadków wnioskodawcy lub jeden dziadek), którzy opuścili granice RP. O dokument mówiący o pochodzeniu polskim ubiegać mogą się oczywiście również osoby narodowości polskiej, posiadające przodków narodowości polskiej.

Warto zwrócić uwagę na nowy element polityki przyznawania pochodzenia polskiego, otóż starający się o dokument nie muszą wykazać się znajomością języka polskiego, ani wiedzą o historii i kulturze Polski, czy kultywowaniem polskich zwyczajów, co wymagane było i jest nadal w formie egzaminów od potomków polskich zesłańców żyjących w Kazachstanie czy od starających się o Kartę Polaka na terenie byłego ZSRS. Przyznanie polskiego pochodzenia leżeć ma w wyłącznej dyspozycji konsula. Nie przewiduje się żadnych ciał kontrolnych czy odwoławczych, jakie funkcjonują w podobnych aktach prawnych (np. Rady ds. Uchodźców w ramach „Ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium Rzeczypospolitej”).

Przywileje ustawy o pochodzeniu

Wystawiony przez konsula dokumento pochodzeniu polskim daje pełne prawo przyjazdu do Polski w wybranym przez zainteresowanego momencie, do osiedlenia się na jej terenie oraz otrzymania w ciągu dwu lat obywatelstwa. Należy tu nadmienić, że w Kazachstanie wydano tysiące dokumentów potwierdzających polską narodowość zesłanych oraz gwarantowano powrót do Ojczyzny, jednak od 13 lat Państwo polskie nie wywiązało się z takich obietnic. Dokument o pochodzeniu polskim równocześnie stanowi podstawę do otrzymania szeregu przywilejów. Bezpośrednio po przybyciu na teren RP posiadacz dokumentu ma prawo do nieodpłatnego pobierania nauki w ramach państwowych placówek szkolnictwa wyższego, ma również prawo do bezpłatnej służby zdrowia. Rozpoczynając naukę otrzymywać będzie stypendium socjalne. Osoby, które nie podjęły nauki ani pracy, będą miały prawo do zasiłku dla bezrobotnych. Urzędnicy MSWiA w swoim projekcie przewidują również prawo do pierwszeństwa takich osób w staraniach o dostęp do państwowych i gminnych środków pomocowych w Polsce przeznaczonych na cele wspierania Polaków poza granicami. Szczególnie ciekawym przywilejem dla młodych osób, które otrzymały dokument o polskim pochodzeniu, ale nie opuściły, jest prawo do stypendiów fundowanych przez rząd polski i wypłacanych w kraju zamieszkania, w tym na studia na Zachodzie oraz na innych kontynentach. System stypendialny poza granicami na Zachodzie, darmowe nauczanie na poziomie wyższym w kraju wydawałby się całkowicie zrozumiałym w ramach akcji powrotowej skierowanej do osób młodych, którzy opuścili nasze granice po 2004 r. Równie oczywistym, w obliczu pogarszającej się sytuacji demograficznej, wydawałaby się tego typu  pomoc skierowana dla Polaków ze Wschodu pragnących osiedlić się w Polsce.

Ale tak nie jest. Pomimo tego, że po akcesji do UE opuściło Polskę około 2 mln. młodych obywateli polskich, to nie oni będą jednak beneficjentami tego systemu stypendialnego, ale potomkowie osób, które obywatelstwa RP zrzekły się lub w inny sposób je utraciły.

Podobnie dziwnym jawi się prawo do uzyskania opieki zdrowotnej, czy pierwszeństwo w dostępie do środków pomocowych w osiedleniu się, stosowane nie wobec potomków przymusowo zesłanych do Kazachstanu, przeznaczone dla osób (oraz ich zstępnych), którzy dobrowolnie i świadomie opuścili Polskę, często udając się do - w ich odczuciu - ojczystych krajów. W 4 pokoleniu osoba nie będąca Polakiem i nie posiadająca obywatelstwa oraz narodowości polskiej będzie otrzymywała stypendium z konsulatu na studia w Nowym Jorku, a w wypadku choroby może przyjechać do Polski i otrzyma świadczenia zdrowotne. Praw takich nie będą mieli jednak obywatele polscy żyjący na emigracji w tym samym mieście, ani ich dzieci. Również po powrocie „solidarnościowa” emigracja nie otrzyma świadczeń zdrowotnych, bowiem nie opłacała składek.

Polskie pochodzenie i repatriacja nie dla wszystkich

Co wydaje się być istotne, to fakt, że strona rządowa podzieliła byłych obywateli RP i PRL reglamentując prawo do uzyskania „polskiego pochodzenia” i do osiedlenia się w granicach Polski oraz do wynikających stąd przywilejów. W projekcie pozbawieni są tego prawa byli obywatele RP (i ich zstępni), którzy opuścili granice Polski w ramach tzw. umów repatriacyjnych z ZSRS w okresie od 1944 do 1957, czyli głównie osoby narodowości ukraińskiej, białoruskiej, łemkowskiej, często opuszczające Polskę pod przymusem. Wydaje się również, że wykluczeni są z prawa do pochodzenia również Polacy, którzy w ramach tych umów „opuścili” nowe granice Polski pozostając na Kresach, na swej ojcowiźnie.

Zdaniem strony rządowej opuszczenie Polski w ramach innych akcji repatriacyjnych po 1944, czy wyjazd z Polski w okresie międzywojennym oraz zrzeczenie się czy utrata obywatelstwa polskiego w innych częściach globu nie stanowi podstawy dla odmowy o ubiegania się dokument potwierdzający pochodzenie polskie i prawo do powrotu przez osoby, które opuściły Polskę oraz ich zstępnych.

Należy tu nadmienić, że w latach 1918-38 wyjechało z Polski ponad 2 mln obywateli RP różnych narodowości. Natomiast w okresie po 1944 r. oprócz przesiedleń z ZSRS, miały miejsce także inne akcje, które nazwać można repatriacyjnymi. Po powojennych przymusowych, wynikających z umów alianckich przesiedleń ludności niemieckiej w latach 1945-49, strona niemiecka nadal prowadziła akcję repatriacyjną, wspierając w kolejnych dekadach XX w. przyjazdy  etnicznych Niemców - obywateli PRL głównie do RFN oraz w mniejszym stopniu do NRD. W 1975 roku rząd polski i RFN ustalili wspólny protokół wyjazdów. W sumie w latach 1950 do 1986 do RFN przyjechało ok. 1,35 mln repatriantów. Większość przyjechała z Polski (dwie trzecie) oraz z Rumunii. W okresie powojennym szeroką akcję repatriacyjną (osiedleńczą) z terenów PRL przeprowadziło również młode państwo izraelskie. Latem 1946 roku liczbę uratowanych Żydów (głównie repatriantów z terenów ZSRR) mieszkających w Polsce szacowano na ok. 250 tys. W kilku falach repatriacji oraz w ramach nielegalnej emigracji wyjechało w okresie VII 1945 do VI 1946 ponad 47 tys., (głównie nielegalnie), od VII do XII 1946 ok. 70 tys. oraz w latach 1956 – 59 ok. 48 tys. W okresie odwilży październikowej” przybyło do PRL ok. 18 tys. repatriantów żydowskich w ramach drugiej fali powrotów z ZSRS 1957 – 59, którzy otrzymali obywatelstwo polskie, z czego wyjechało prawie 15 tys. Z historycznego obowiązku wspomnieć można również o repatriacji grecko-macedońskiej diaspory. (Polska przyjęła po wojnie domowej ok. 14 tys. Greków i Macedończyków), których większość po przemianach politycznych w Grecji w dwu falach 1964-65 oraz po 1975 opuściła Polskę.

Niełatwo jest, zatem oszacować liczbę osób starających się o dokument potwierdzający ich polskie pochodzenia, trudne jest również ocena potencjalnych kosztów, bowiem do osób posiadających niegdyś obywatelstwo polskie należy również doliczyć etnicznych Polaków np. z Brazylii (od 800 tys. do 3 mln), których przodkowie obywatelstwa polskiego nigdy nie posiadali, podobnie jak Polacy w Kazachstanie. Liczbę osób narodowości polskiej na świecie szacuje się w przedziale od 14 do 21 milionów. Ogromne i jak można przypuszczać trudne do oszacowania koszty realizacji ustawy o pochodzeniu polskim nie zrażają strony rządowej, której przedstawiciele równocześnie twierdzą, że na repatriację z Kazachstanu państwo polskie nie posiada jednak wystarczających środków. Należy tu nadmienić, że każdego roku urzędnicy MSWiA nie są wstanie wykorzystać ok. ¼ przyznanych środków na repatriację.

Prawo do osiedlenia się i otrzymanie w okresie dwu lat po powrocie pełni praw obywatelskich oraz wyborczych, wydaje się, że może rodzić również problemy związane z roszczeniami dotyczącymi zwrotu mienia i ziemi, które to dobra osoby posiadające „pochodzenie polskie” utraciły bądź pozostawiły opuszczające RP w ramach repatriacji do krajów ojczystych.

Co smutne, po tragedii smoleńskiej, w której zginął także prezes Wspólnoty Polskiej Maciej Płażyński, chcąc złożyć w sejmie ustawę i zebrać podpisy, twórcy tej ustawy udzielili zaufania i mianowali pełnomocnikiem Jego syna,  Jakuba Płażyńskiego. Obecnie jednak, bez zgody członków komitetu obywatelskiego, z nieznanych nam powodów,  popiera on odrzucenie projektu ustawy własnego ojca i wspiera nowy rządowy projekt „Ustawy o stwierdzaniu polskiego pochodzenia i repatriacji”. Tylko dzięki takiej postawie możliwe jest włączenie rządowego projektu pod obrady komisji obywatelskiego na miejsce usuniętego obywatelskiego projektu „Ustawy o powrocie”.

Jako członkowie komitetu obywatelskiego i współtwórcy projektu „Ustawy o powrocie” zwracamy się do osób, które złożyły swój podpis w 2010 r., jak również do wszystkich Polaków w kraju i poza granicami, o działania wspierające dalszą walkę o prawo do powrotu dla naszych Rodaków z Kazachstanu.

Aleksandra Ślusarek - Prezes
dr Robert Wyszyński – Członek Zarządu

andrzejkalinowskiAndrzej Kalinowski

Ostatnio miałem okazję przebywać w Izraelu przez okres bez mała dwóch miesięcy. Zobaczyłem bardzo dużo nieznanych mi dotąd miejsc. Poznałem przede wszystkim bliżej tych ludzi zarówno Izraelitów jak i Arabów mieszkających ciągle obok siebie. Piszę tak dlatego, że zarówno jedni jak i drudzy mają zupełnie inne filozoficzne spojrzenie na otaczający nas świat i jego prawdziwe problemy. Oni żyją ciągle w świecie swoich waśni i sporów. Wielka polityka ich omija (przynajmniej tych maluczkich). Ale nie polityka i polemizowanie z wielkimi tego świata jest celem tego artykułu.

pcjerozolima1Wśród wielu zabytków, a jest ich naprawdę mnóstwo z różnych epok i okresów historycznych, mniej lub więcej dla nas w Europie ważnych, wiemy gdzie jest grób Zachariasza, króla Dawida czy Absaloma, ale my - Polacy zawsze szukamy jakichś miejsc lub śladów naszej obecności na danym terenie. Czytając różne przewodniki turystyczne w tym polskie nie mogłem się doszukać miejsca i adresu polskiego cmentarza wojskowego który powstał w Jerozolimie w czasie II wojny światowej. Ponieważ jestem synem Sybiraka (moi dwaj stryjowie jako młodzi ludzie uciekając przed niechybną śmiercią w obozie pracy na Syberii wybrali morderczo trudną - dziś możemy to tak określić, drogę powrotu do Kraju, jako żołnierze wraz z armią gen. Andersa) chciałem odwiedzić to miejsce oddając hołd tym którzy zginęli za Polskę, nie doczekawszy się jej wyzwolenia. Wiemy bowiem jakie były losy armii gen. Andersa. Wiemy że nie była to kanikuła. Z opowiadań tych ludzi - weteranów tamtych dni (do dziś nam, młodszym włosy stają na głowie), wiemy jak wyglądała ich wędrówka do wolnej Polski. Tobruk (Libia), Monte Cassino to miejsca które były po drodze.

pcjerozolima2Wróćmy jednak do sedna. Na próżno szukać tej nazwy cmentarza w przewodniku, znalazłem jednak kilka adresów cmentarzy katolickich i odwiedzałem je po kolei, aż znalazłem! Nieopodal wzgórza Syjońskiego położony jest polski cmentarz wojskowy, niektórzy mówią wojenny. Trochę na uboczu nawet utrzymany w porządku i czystości, jedynie jaszczurki miały tam frajdę biegając po rozgrzanych w listopadowym słońcu kamiennych nagrobkach i wygrzewając się. Ponieważ był to Dzień Zaduszny - 2 listopada - w godzinach popołudniowych zjawiła się tam grupa ludzi mieszkających na miejscu, siostry zakonne, kilku księży i jakaś grupa pielgrzymów, która specjalnie pilnowała tej daty i godziny aby uczestniczyć w uroczystościach na cmentarzu. Jakiś cywil z ambasady polskiej z Tel-Awiwu podszedł i nieśmiało złożył kwiaty. Zrobił to tak dyskretnie że nikt, no prawie nikt, go tam nie zauważył. W tym czasie zebrani odmówili koronkę do Bożego Miłosierdzia, biskup dokonał okadzenia grobów. Jest teraz okres zadumy nad życiem i śmiercią, może warto by było też pomyśleć i o tych co z dala od Kraju poświęcili swoje często młode życie dla Polski. Niedawno było też święto narodowe. Może trochę z opóźnieniem piszę tę refleksję, ale będąc w Jerozolimie już o tym myślałem, teraz dopiero po powrocie dzielę się tymi refleksjami na gorąco. Powyżej dwa a pod linką komplet zdjęć z tej uroczystości, zapraszam do ich obejrzenia:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/26Listopada2013

mariamachl1Maria Machl

30 października z inicjatywy p. Macieja Wojciechowskiego wyruszyła z Krakowa do Lwowa wycieczka, której celem było uczczenie 95 rocznicy walk o Lwów i 55-lecie Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie. Uczestnikami wyprawy byli również klubowicze z Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki.

krakowiecZatrzymaliśmy się tuż za granicą - w dawnej miejscowości letniskowej - w Krakowcu. Wznosi się tu XVIII-wieczny kościół św. Jakuba z unikatową fasadą. Niestety, jego wnętrze znajduje się w całkowitej ruinie. Z kolei na krakowieckim cmentarzu zachowało się wiele śladów polskości - stare krzyże, piękne nagrobki, kapliczka. Przed figurą Matki Boskiej z Dzieciątkiem zniszczonej przez kule niemieckich żołdaków zmówiliśmy krótką modlitwę i udaliśmy się do Brzuchowic pod Lwowem, gdzie mieliśmy noclegi w gościnnym Domu Pielgrzyma przy Wyższym Seminarium Duchownym. Miejsce okazało się niezwykle urokliwe, ustronne, otoczone lasem.

kkgpimjkWieczorem wzięliśmy udział w uroczystej gali z okazji 55-lecia Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie, na którą przybyli najwyżsi przedstawiciele władz Polski na Ukrainie - ambasador i konsul. Świat artystyczny reprezentował  m.in. Andrzej Seweryn. Razem z p. Maciejem Wojciechowskim miałam przyjemność złożyć życzenia, w imieniu Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki polskim aktorom i podziękować Im za krzewienie polskości. Kwiaty złożyliśmy na ręce najstarszego aktora, a zarazem przyjaciela naszego Klubu - p. Jana Tyssona.

lwowzaNastępnego dnia udaliśmy się do kościoła św. Marii Magdaleny, gdzie pod przewodnictwem arcybiskupa metropolity lwowskiego Mieczysława Mokrzyckiego została odprawiona msza św. w intencji absolwentów, uczniów i pedagogów Szkoły im. św. Marii Magdaleny. Szkoła, założona w 1816 roku, za czasów sowieckich została pozbawiona patronki. Nosiła numer 10. Dziś imię patronki zostało przywrócone.

Po mszy św. i akademii szkolnej mieliśmy czas na zwiedzanie Lwowa. Przy pięknej, słonecznej pogodzie poznawanie tak wspaniałego i tak bardzo polskiego miasta było prawdziwą przyjemnością.

lwowjtOd godzin popołudniowych aż do wieczora oprowadzał nas p. Jan Tysson, który z niespożytą siłą i ze swadą dzielił się z nami swoją ogromną wiedzą o Lwowie.  Mogliśmy podziwiać piękno Katedry Łacińskiej, Kościoła Jezuitów, Katedry Ormiańskiej, Cerkwi Przemienienia Pańskiego. Zajrzeliśmy do Cerkwi Wołoskiej i Kościoła św. Andrzeja, zachwycaliśmy się uroczymi kamieniczkami przy Rynku, uliczkami i zaułkami Lwowa. Chłonęliśmy atmosferę tego niezwykłego miasta.

Ostatni dzień naszej wyprawy - 1 listopada - to 95 rocznica heroicznej Obrony Lwowa i dzień Wszystkich Świętych. W tym dniu, pełnym zadumy i refleksji oddaliśmy hołd bohaterom i zapaliliśmy znicze na Cmentarzu Obrońców Lwowa w Brzuchowicach. Pod bardzo zniszczonym i zaniedbanym Pomnikiem Obrońców Lwowa w Rzęsnej Polskiej złożyliśmy kwiaty od Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki w Krakowie.

lwowcjZnicze zapaliliśmy także na Cmentarzu Janowskim, gdzie znajdują się kwatery Obrońców Lwowa, niestety również zaniedbane. W okresie II Rzeczypospolitej władze polskie wybudowały kwatery Strzelców Siczowych, naszych przeciwników. Obecnie kwatery te są wyeksponowane i zadbane. Groby naszych bohaterów zdewastowane i w ruinie...

Z uwagi na bardzo napięty program wyprawy, mogliśmy tylko "przebiec" przez sale Galerii Sztuki, gdzie właśnie odbywała się wystawa malarstwa dwóch znakomitych malarzy lwowskich - Antoniego i Kajetana Stefanowiczów. Ogromny żal, że u nas są tak mało znani, ale podobno ta wystawa ma trafić także do Krakowa...

Cmentarz Łyczakowski zachwycił nas swoim niepowtarzalnym pięknem: usytuowany na licznych pagórkach, zachwycający wspaniałymi nagrobkami przy krętych alejkach - zniewala urokiem. Wśród starych drzew zabytkowej nekropolii można podziwiać kapliczki, obeliski, zabytkowe rzeźby. Na tym, jednym z najstarszych cmentarzy w Europie, założonym w 1786 roku spoczywają wybitni przedstawiciele naszego Narodu: pisarze - Maria Konopnicka, Władysław Bełza, Seweryn Goszczyński, Gabriela Zapolska, matematyk - Stefan Banach, malarz - Artur Grottger i wielu innych wybitnych przedstawicieli rodzin lwowskich.

lwowcoOsobną część Cmentarza Łyczakowskiego stanowi Cmentarz Orląt Lwowskich. Tu w kaplicy stojącej na szczycie wzniesienia odprawił Mszę Świętą arcybiskup metropolita lwowski Mieczysław Mokrzycki. W znajdujących się poniżej kaplicy katakumbach, złożyliśmy kwiaty przy kwaterze najmłodszych bohaterów Obrony Lwowa. Na Cmentarzu Orląt Lwowskich groby są zadbane, na wszystkich płoną znicze, ale widok Pomnika Chwały pozbawionego kolumnady, zniszczonej przez sowieckie czołgi w 1971 r. po prostu zasmuca.

Po wszystkich cmentarzach oprowadzał nas niestrudzony p. Jan Tysson, któremu jesteśmy ogromnie wdzięczni. Ale podziękowania należą się przede wszystkim organizatorowi wyprawy, p. Maciejowi Wojciechowskiemu, autorowi tego bardzo napiętego programu - wróciliśmy do Krakowa bogatsi w wiedzę o Kresach i miłość do Lwowa.

krakowniezaleznymkInformacja własna

23 października 1870 roku założono Muzeum Polskie w Rapperswilu w Szwajcarii. Muzeum mieści się w zamku z końca XIII wieku (wzniesionym na półwyspie nad Jeziorem Zuryskim) i wydzierżawionym na 99 lat (w 1870) przez Władysława Platera.

zamekwrapperswiluPlater wyremontował będący ruiną obiekt (m.in. podwyższył piętro i pokrył całość dachem). Na przełomie XIX i XX wieku miało największą bibliotekę polską na emigracji (liczyła ok. 100 tys. druków), z bogatym zbiorem rękopisów (w tym archiwum Wielkiej Emigracji). W 1921 przeszło w dzierżawę Państwa Polskiego. W 1927 zbiory przejęło Muzeum Narodowe i Biblioteka Narodowa. Zbiory druków i rękopisów uległy zniszczeniu podczas II wojny światowej (zostały spalone przez Niemców). W 1975 muzeum zostało odtworzone (informacja i fotografia: Zamek w Rapperswilu za Wikipedią).

Uchwała XVIII konferencji oddziału Związku Polaków na Litwie rejonu wileńskiego „Polskie dziecko w polskiej szkole”

Ilustracjami tekstu uchwały są fotografie p. Mariana Paluszkiewicza za: http://kurierwilenski.lt/2011/09/02/polskie-szkoly-na-litwie-rozpoczely-strajk

My, uczestnicy XVIII konferencji ZPL rejonu wileńskiego „Polskie dziecko w polskiej szkole“ po omówieniu sytuacji i problemów polskiego szkolnictwa w rejonie

Stwierdzamy, że:

strajkpolskichdzieci11. Była liberalno-konserwatywna koalicja rządząca narzuciła społeczeństwu pseudoreformę, niszczącą cały system oświaty Litwy, w tym też – tradycyjny model oświaty mniejszości narodowych w naszym kraju. Obecna władza po upływie roku swojej kadencji nie uczyniła praktycznie nic w kierunku naprawienia sytuacji. Z tym nie mogą pogodzić się nauczyciele szkół z polskim językiem nauczania, a przede wszystkim uczniowie i ich rodzice (fot. Tysiące osób wyszło przed Pałac Prezydencki, aby bronić polskich szkół).

2. Absolwenci szkół polskich na Litwie dotychczas mieli dobrze opanowany litewski język państwowy, pomyślnie zdawali egzaminy maturalne z wszystkich przedmiotów w języku litewskim, pomyślnie kontynuują naukę na wyższych uczelniach i zdobywają wyższe wykształcenie. Współczynnik wstępowania absolwentów szkół polskich na wyższe uczelnie często jest wyższy od ogólnego współczynnika Republiki Litewskiej. Dążenie do uczynienia języka państwowego drugim językiem ojczystym jest absurdalne, sprzeczne z naturą, wynikami badań naukowych i zdrowym rozsądkiem.

strajkpolskichdzieci23. Popieramy działalność powstałych komitetów uczniów i rodziców, broniących swojego prawa do kształcenia dzieci w języku ojczystym. Popieramy również działania Litewskich Związków Zawodowych Oświaty, popieramy organizowane strajki i oświadczamy, że na wszystkie możliwe prawne sposoby będziemy walczyć o zachowanie dotychczasowego systemu oświaty na Litwie i tradycyjnego modelu edukacji mniejszości narodowych (fot. Dariusz Żybort nigdy nie myślał, że będzie musiał występować na wiecu).

Żądamy:

1. Natychmiastowego odwołania dyskryminujących polskie szkoły zmian w Ustawie o Oświacie w znowelizowanej wersji z 17 marca 2011 r. i przywrócenia poprzednich założeń Ustawy dotyczących szkolnictwa mniejszości narodowych.

2. Zrzeczenia się ujednolicenia egzaminu maturalnego z języka litewskiego (ojczystego) i języka litewskiego (państwowego);

strajkpolskichdzieci33. Przywrócenia egzaminu z języka ojczystego (polskiego) na listę obowiązkowych egzaminów maturalnych z wpisaniem oceny z tego egzaminu do świadectwa maturalnego oraz jej zaliczenia jako dodatkowych punktów przy wstępowaniu na studia wyższe.

4. Zaprzestania stosowania dyskryminującej praktyki priorytetu w zachowaniu szkoły litewskiej kosztem szkoły mniejszości narodowych (fot. Uczniowie szkół polskich wierzą, że władze Litwy usłyszą ich głos);

5. Poczynienia istotnych zmian obecnego systemu finansowania placówek oświatowych (metodyki koszyczka ucznia), gdyż obecny system nie spełnia swojej podstawowej funkcji – poprawy jakości kształcenia poprzez efektywne wykorzystanie środków przeznaczonych na oświatę.

Podczas zmiany niniejszego systemu należy zapewnić:

strajkpolskichdzieci41. usunięcie przesłanek do nieuzasadnionego zwiększania liczby uczniów w klasach

2. nadanie samorządom większej samodzielności w zarządzaniu finansami;

3. zwiększenie „koszyczka ucznia” o 50 proc. w szkołach mniejszości narodowych (fot. „Będziemy strajkować” — mówią polskie dzieci na Litwie);

4. zaprzestanie praktyki okrajania części „koszyczka ucznia” przydzielonej samorządom, by zapewnić w ten sposób równowagę sieci placówek oświatowych oraz gwarancje socjalno-ekonomiczne dla nauczycieli (rozporządzenie ministra nr V-899 z dn. 2012-05-30);

5. skorygowanie systemu wynagrodzeń pracy nauczycieli i innych pracowników pedagogicznych w ten sposób, by jednoznacznie została ustalona norma pedagogiczna wynosząca 18 godzin kontaktowych, co zwiększyłoby bezpieczeństwo socjalne pracowników.

Postanawiamy:

Zwrócić się do Ministerstwa Oświaty i Nauki Litwy z postulatem wprowadzenia do programów szkolnych niezbędnego dla dorastającej młodzieży przedmiotu Przygotowanie do życia w rodzinie.

Wilno, 10 czerwca 2013 r.

Za: http://www.tygodnik.lt/201324

miroslawborutaMirosław Boruta

Środowe spotkanie - 29 maja - Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki miało być w całości poświęcone co dopiero zakończonemu VIII Zjazdowi Klubów. Piszę miało, bo rozpoczęło się od opowieści naszych kanadyjskich przyjaciół z Klubu Gazety Polskiej w Ottawie pp. Elżbiety i Wacława Kujbidów (na fot. poniżej p. Elżbieta Kujbida - Telewizja Niezależna Polonia - przy pracy).

20130529ekAle opowieści o kanadyjskich Polakach i ich sukcesach (spotkania i wystawa smoleńska) i... kłopotach szybko przerodziły się w dyskusję o potrzebie mądrych działań na rzecz przyszłości zarówno Polski, jak i rodaków zamieszkałych za granicą, bo obie te kwestie bardzo mocno się ze sobą wiążą. Oczywiście wspominaliśmy także co dopiero zakończony proces o przewodniczenie „zgromadzeniu, którego nie było”, o krakowskich marszach, sobotnim (Rotmistrza Witolda Pileckiego) i niedzielnym (Dla Życia i Rodziny) ale przede wszystkim była to burzliwa dyskusja o Prawie i Sprawiedliwości a także przyszłorocznych wyborach. Jak dobrze, że mamy tak wiele pomysłów. A do ich realizacji musimy się solidnie przygotować.

No i wreszcie, na zakończenie mówiliśmy także o Zjeździe i o sytuacji mediów w Polce, zarówno tych nowych jak Telewizja Republika, jak i starszych... w tym o prostackiej postawie władz Platformy Obywatelskiej i jej akolitów wobec Telewizji Trwam.

I jeszcze linka do dziesięciu pamiątkowych zdjęć oraz niespodzianka, nadesłany ostatnio film ze spotkania, dziękujemy za niego naszym kanadyjskim Gościom:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/29Maja2013


http://www.tvniezaleznapolonia.org/z-wizyta-w-krakowskim-klubie-gazety-polskiej