Przeskocz do treści

Radio Maryja

Z szacunku do naszych przodków, którzy oddawali krew za to, żeby Polska była państwem suwerennym, podmiotowym i niepodległym, nie możemy zgodzić się na to, aby takimi metodami rozmywać polskie państwo, w którym Polacy nie będą mieli zaraz siły do samostanowienia. Albo chcemy być kolonią, albo dumnym państwem. Namawiam do tego, żebyśmy nie mieli żadnych kompleksów – powiedział europoseł Patryk Jaki w audycji „Aktualności dnia” na antenie Radia Maryja.

Europoseł Patryk Jaki odniósł się do federalizacji Unii Europejskiej.

– Jesteśmy w tej chwili na etapie, który nie jest dobrze zdefiniowany w percepcji społecznej. On bardzo przyśpiesza. To etap, w którym metodą faktów dokonanych tworzona jest struktura przyszłego państwa europejskiego, Stanów Zjednoczonych Europy. Krokiem milowym w owej koncepcji jest rozporządzenie, które łączy wydatkowanie pieniędzy z kryteriami ideologicznymi. To jest zmiana ustrojowa, która idzie dużo dalej niż ta zawarta w traktacie z Lizbony, który był krytykowany za odbieranie kompetencji państw członkowskich, tworzenie przedstawicieli UE, którzy odpowiadają reprezentacji państwa np. specjalnego ministra do spraw zagranicznych Unii Europejskiej czy przewodniczącego Rady Europejskiej, który ma reprezentować państwo europejskie na zewnątrz – wskazał gość „Aktualności dnia”.

Niebezpieczeństwem dla Polski jest powiązanie budżetu unijnego z tzw. praworządnością.

– Rozporządzenie łączące budżet z praworządnością jest dokumentem, który pozwala zablokować wypłatę środków, które należą się Polsce, jeżeli zostanie źle oceniona polityka kulturalna państwa, tożsamościowa czy polityka w zakresie prawa rodzinnego, wymiaru sprawiedliwości, czyli wszystkich elementów, które są przypisane do wyłącznej kompetencji państwa członkowskiego. Nic do tego europejskim instytucjom. W prawie wtórnym zmieniono metodą faktów dokonanych zasady traktatowe. Zauważyli to nawet prawnicy Unii Europejskiej. W tej chwili będzie tak, że Polacy będą mogli wybrać sobie rząd, natomiast urzędnicy europejscy będą mogli uznać, że mają inny punkt widzenia i zaczną wymuszać na Polsce różne rzeczy poprzez blokowanie środków – mówił polityk.

Europoseł Solidarnej Polski podkreślił, że Polacy powinni pozbyć się wszelkich kompleksów na tle innych narodowości.

– Z szacunku do naszych przodków, którzy oddawali krew za to, żeby Polska była państwem suwerennym, podmiotowym i niepodległym, nie możemy zgodzić się na to, aby rozmywać polskie państwo, w którym Polacy nie będą mieli zaraz siły do samostanowienia. Albo chcemy być kolonią, albo dumnym państwem. Namawiam do tego, żebyśmy nie mieli żadnych kompleksów. Jak Polska była silna, to potrafiła zmieniać świat i wyznaczać trendy. Dzisiaj wiele osób zadowala się rolą kserokopiarki tego, co wymyślą unijni urzędnicy. Mamy swoje zasady, których powinniśmy bronić – podsumował Patryk Jaki.

Całą audycję „Aktualności dnia” z udziałem Patryka Jakiego można odsłuchać tutaj: https://www.radiomaryja.pl/multimedia/w-jakim-kierunku-zmierza-unia-europejska

Tekst i zdjęcie za: https://www.radiomaryja.pl/informacje/tylko-u-nas-p-jaki-o-postepujacej-federalizacji-ue-albo-chcemy-byc-kolonia-albo-dumnym-panstwem

Biuro Komunikacji i Promocji
Ministerstwo Sprawiedliwości

Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało przepisy, które skutecznie realizują konstytucyjne prawo do wolności słowa i służą ochronie przed fałszywymi informacjami w internecie. - Użytkownik mediów społecznościowych musi mieć poczucie, że jego prawa są chronione. Nie może być też cenzury wypowiedzi. Wolność słowa i wolność debaty to istota demokracji – podkreślił Minister Sprawiedliwości Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro na dzisiejszej (17 grudnia br.) konferencji prasowej poświęconej nowym rozwiązaniom.

Media społecznościowe powinny być przestrzenią wolności słowa. Jednak coraz więcej osób dostrzega niepożądaną ingerencję w zamieszczane tam treści, często usuwane, choć nie naruszają polskiego prawa. - Nierzadko ofiarami ideologicznych zapędów cenzorskich padają przedstawiciele funkcjonujących w Polsce rozmaitych środowisk, których treści są usuwane bądź też blokowane w internecie – zaznaczył minister Zbigniew Ziobro.

W serwisach internetowych pojawia się też coraz więcej fake newsów, a gdy ktoś chce się przed nimi bronić, nie może dochodzić swoich praw. Stąd konieczność wprowadzenia adekwatnych do zmienionej rzeczywistości procedur. Minister Sprawiedliwości podkreślił konieczność wyważenia w nowych przepisach zarówno swobody debaty publicznej, jak i ochrony dóbr osobistych i praw osób w tej debacie uczestniczących.

- Nadszedł czas, żeby Polska miała regulacje chroniące wolności słowa w internecie, chroniące przed nadużyciami wielkich korporacji internetowych. A z drugiej strony takie, które pozwolą, z pełną kontrolą sądową, zwalczać naruszenia prawa występujące w sieciach społecznościowych – powiedział Sekretarz Stanu Sebastian Kaleta, który nadzoruje w resorcie prace nad ustawą o wolności wyrażania swoich poglądów i rozpowszechniania informacji w internecie.

Wiceminister przedstawił najważniejsze założenia projektu. Zgodnie z propozycją, serwisy społecznościowe nie będą mogły według własnego uznania usuwać wpisów ani blokować kont użytkowników, jeśli treści na nich zamieszczone nie naruszają polskiego prawa. W razie usunięcia treści lub zablokowania konta jego użytkownik będzie miał prawo złożenia skargi do serwisu.

Projekt przewiduje też złożenie do serwisu społecznościowego skargi na publikacje zawierające treści niezgodne z polskim prawem – z żądaniem ich zablokowania.

W obu przypadkach serwis w ciągu 48 godzin będzie musiał rozpatrzyć skargę. Jeśli wyda decyzję odmowną, będzie można zwrócić się do sądu, a ten rozpozna taką skargę w ciągu siedmiu dni. Postępowanie będzie miało całkowicie elektroniczny charakter, a prowadzone będzie przez wyspecjalizowany Sąd Ochrony Wolności Słowa, utworzony w jednym z sądów okręgowych.

Projekt zakłada również wprowadzenie nowego instrumentu - tzw. pozwu ślepego. Ktoś, kogo dobra osobiste zostaną naruszone w internecie przez nieznaną mu osobę, będzie mógł złożyć pozew o ochronę tych dóbr bez wskazania danych pozwanego. Do skutecznego wniesienia do sądu pozwu wystarczy wskazanie adresu URL, pod którym zostały opublikowane obraźliwe treści, daty i godziny publikacji oraz nazwy profilu lub loginu użytkownika. Proponując taki pozew, projekt uwzględnia postulaty zgłaszane m.in. przez Rzecznika Praw Obywatelskich.

Wiceminister Sebastian Kaleta przedstawił też dla porównania przepisy stosowane w innych państwach - głównie w Niemczech i Francji. Tamtejsze rozwiązania kładą nacisk na szybkie usuwanie treści, które uznane zostaną za naruszające prawo danego kraju, a nie na ochronę wolności wypowiedzi. Zatem regulacje te mają charakter przede wszystkim represyjny. Np. w Niemczech portalowi społecznościowemu, który łamie prawo, grozi bardzo wysoka kara finansowa – nawet 50 milionów euro. Ponadto o tym, czy zamieszczone treści łamią prawo, decyduje ostatecznie minister sprawiedliwości.

Także rozwiązania przedstawione w ostatnich dniach przez Komisję Europejską w Digital Service Act skupiają się na usuwaniu niedozwolonych treści. Dlatego Polska chce przyjąć własne przepisy, skutecznie broniące konstytucyjnego prawa do wolności wypowiedzi, by w razie sporu z portalem społecznościowym i jego użytkownikiem to sądy decydowały o ewentualnym złamaniu prawa.

Tekst i zdjęcia za: https://www.gov.pl/web/sprawiedliwosc/przelomowa-ustawa-o-ochronie-wolnosci-slowa-w-internecie

Jak wynika z sondażu Indicatora przeprowadzonego na zlecenie „Rz”, gdyby wybory parlamentarne odbyły się w najbliższą niedzielę, a Zjednoczona Prawica poszła do nich oddzielnie, to do Sejmu dostałyby się ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry. W parlamencie zabrakłoby miejsca dla Porozumienia Jarosława Gowina.

Chęć zagłosowania na Prawo i Sprawiedliwość wyraziło 25,7 proc. ankietowanych, na drugim miejscu znalazła się Koalicja Obywatelska z wynikiem 20,3 proc. Na ostatnim miejscu podium uplasowała się Polska 2050 Szymona Hołowni (13,2 proc.).

Na następnych miejscach znalazły się kolejno: Lewica (8,6 proc.), Konfederacja (6,5 proc.), Solidarna Polska (5,4 proc.), PSL (5,4 proc.).

Tekst za: https://wpolityce.pl/polityka/533030-partia-ziobry-z-szansa-na-samodzielne-wejscie-do-sejmu

Zbigniew Ziobro jest znakomitym ministrem sprawiedliwości – ocenił minister Michał Wójcik.

Szef klubu PiS Ryszard Terlecki był wczoraj gościem radiowej Trójki. Odnosząc się w audycji do prowadzonej przez Zjednoczoną Prawicę reformy systemu sprawiedliwości, stwierdził że idzie ona "jak po grudzie". – Nie poprzestaniemy na tym, co się już udało albo nie udało – zapowiedział.

Do słów wicemarszałka Sejmu odniósł się w programie "Tłit" Wirtualnej Polski jeden z najważniejszych polityków partii kierowanej przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę.

– Wiadomo, że jest pewien stan zastany, sędziów nie da się odwołać od tak, to jest niemożliwe, bo konstytucja uniemożliwia to. I potem mamy w systemie osoby, które kuriozalne czasem podejmują orzeczenia – tłumaczył minister Michał Wójcik.

Jak podkreślił, "najgorszym problemem jest opozycja, która nie rozumie, że dobrze funkcjonujący wymiar sprawiedliwości, to dobrze funkcjonujące państwo".

Michał Wójcik skierował też słowa uznania pod adresem swojego szefa. Ocenił bowiem, że Zbigniew Ziobro, "jest znakomitym ministrem sprawiedliwości, najlepszym od czasów śp. Lecha Kaczyńskiego".

Tekst za: https://dorzeczy.pl/kraj/167017/ziobro-najlepszym-ministrem-sprawiedliwosci-od-czasow-lecha-kaczynskiego.html

„To jest po prostu kolejna fatalna wiadomość dla Polski, ale z drugiej strony – konsekwentnie realizowana polityka tworzenia państwa europejskiego, w którym Polacy mają zarezerwowaną rolę obywateli drugiej kategorii” - mówi portalowi wPolityce.pl eurodeputowany Patryk Jaki, odnosząc się do zapowiedzi komisarz Very Jourovej uruchomienia mechanizmu praworządności wobec Polski i Węgier jeszcze przed wydaniem w jego sprawie wyroku przez TSUE.

Jeżeli ta zapowiedź zostanie spełniona, to będzie niestety przykre potwierdzenie wszystkich naszych diagnoz, które stawialiśmy, mówiąc o tym, jakie konsekwencje może mieć zgoda na to rozporządzenie pomimo deklaracji niebędących prawem w konkluzjach — mówi Patryk Jaki, komentując deklarację Very Jourovej, iż chce „zbadać” Węgry i Polskę za pomocą mechanizmu praworządności już na początku przyszłego roku czyli zanim wyrok w sprawie jego zgodności z traktatami wyda TSUE.

Mam nadzieję, że ta deklaracja nie będzie realizowana, bo gdyby była, to by oznaczało też to, że liderzy polityczni Europy nie mają żadnego problemu w tym, żeby kilka tygodni po zadeklarowaniu czegoś publicznie złamać te obietnice — zauważa.

„Nie sądziłem, że tak szybko im pójdzie złamanie obietnicy”

Nigdy nie miałem złudzeń co do tego, że będą to robić w stosunku do rozporządzenia i twardego prawa, ale nie sądziłem, że tak szybko im pójdzie złamanie obietnicy związanej z tym, żeby przystąpić do działania przed wyrokiem TSUE. Liczyłem na to, że przynajmniej poczekają do tego wyroku TSUE — dodaje eurodeputowany.

To jest po prostu kolejna fatalna wiadomość dla Polski, ale z drugiej strony – konsekwentnie realizowana polityka tworzenia państwa europejskiego, w którym Polacy mają zarezerwowaną rolę obywateli drugiej kategorii — konstatuje.

„Dobrze by było, żeby pani komisarz Jourova też czasem poczytała wyroki TSUE”

Odnosząc się do zapowiedzi komisarz Jourovej, że „w przypadku Polski od 2015 roku jednym z tematów jest reforma wymiaru sprawiedliwości.(…) Jeśli Polska nie rozwiąże naszych obaw co do organu dyscyplinarnego, nie zawaham się skierować sprawy do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości na początku przyszłego roku”, Patryk Jaki zauważa: „Wyrok TSUE dotyczący tej słynnej polskiej sprawy sprzed wielu miesięcy w części jednej z sentencji mówi, że organizacja sądownictwa należy do kwestii państwa członkowskiego. Dobrze by było, żeby pani komisarz Jourova też czasem poczytała wyroki TSUE i czasem poczytała traktaty i żeby zobaczyła, że mówiąc o praworządności sama tę praworządność łamie”.

Tekst i zdjęcie za: https://wpolityce.pl/polityka/532776-jaki-komentuje-zapowiedz-jourovej-sama-lamie-praworzadnosc

Mirosław Boruta Krakowski

Jest taka opowieść o płatnikach netto UE z której można (choć to nie przymus) wyciągnąć wniosek, że Niemcy, Francuzi czy Holendrzy to hojni darczyńcy pomagający krajom ujarzmionym po II wojnie światowej przez Rosję.

Ale - my - tutaj - musimy twardo bronić naszych ekonomicznych interesów. Bo być wykorzystywanym ordynarnie (przez Moskwę) a być wykorzystywanym subtelnie (przez Berlin) nie zmienia fundamentów... Otrzymywane fudusze są mniejsze od funduszy wyprowadzanych. Tak dalej być nie może. Poniższa grafika (za lata 2010-2015/2016) wyjaśnia to bezlitośnie:

Za: https://twitter.com/JSaryuszWolski/status/1313546274780700676/photo/1

Mirosław Boruta Krakowski

Ta pierwsza arcyważna decyzja jaką jest przejęcie "Polska Press" - do czego nawiązuje poniższe ogłoszenie (fot. www.wirtualnemedia.pl) - to ważny ruch antykolonizacyjny 😉

Szkoda, że p. Danel Obajtek / Orlen nie przejmie także dziennika o nazwie "Rzeczpospolita".

Wykupienie "Rzeczpospolitej" to byłaby wisienka na torcie. Nareszcie polskie, prawdziwe, rządowe słowo. Zupełnie inna jakość... Coś jak "Tygodnik Solidarność" od marca do grudnia 1981 roku.

Kiedy ostatnie tygodnie debatę publiczną w Polsce zdominowała jałowa dyskusja o rzekomych „rozgrywkach wewnątrz koalicji” unijni liderzy domykają swój plan zmieniający na wiele lat instytucjonalny układ sił w Europie.

Nie potrafię wyjść z podziwu, jak wiele osób z jednego z najważniejszych ustrojowych sporów w historii Unii Europejskiej uczyniło sobie „polityczną walkę wewnątrz obozu”. Choć każdy, kto zna polską historię, wie, że bardzo często bywało tak, że polskie elity przegapiły moment i budziły się dopiero wtedy, gdy było już za późno. Jak pisze B. Wildstein tak było w 1772 r. i zryw z 1791 r. był już tylko piękną, ale niestety przykrą konsekwencją niezrozumienia procesu, który rozpoczął się wcześniej. Polska wchodziła już w rolę biernego obserwatora realizacji polityk sąsiednich mocarstw.

Państwo europejskie?

Wielu pewnie zastanawia się, czy nie ma w tych słowach i porównaniach przesady. Wobec tego musimy się zastanowić, co według klasycznych definicji jest składową częścią budującą państwo? Terytorium i monopol na stosowanie siły dziś uzupełnione o system obrony, kulturę, zdolność tworzenia prawa czy reprezentację instytucjonalną.

I teraz spójrzmy na Unię Europejską. Od 2004 r., kiedy Polska wchodziła w jej struktury i wszyscy się zarzekali, że chodzi tylko o „swobodny przepływ usług, towarów, ludzi”, a nasze państwo miało nie tylko siłę głosu prawie taką jak Niemcy (29–27), ale jeszcze posiadało prawo weta wszędzie tam, gdzie ingerencja szłaby za daleko. Wtedy też liderzy SLD przysięgali, że nigdy nie będzie chodziło o kulturę, edukację czy inną ingerencję w wyłączne sprawy zastrzeżone dla suwerennego państwa.

Jednak kiedy Polska i inne kraje dołączyły do UE, wszystko zaczęło się zmieniać. Niemcy z przyzwoleniem Francji rozpoczęły obliczony na dekady plan tworzenia „państwa europejskiego”.

W 2005 r. tzw. Konstytucja dla Europy już zabierała nie tylko wiele uprawnień państwom członkowskim; zabierała, gdzie to możliwe, prawo weta, zmieniała system głosowania, ale tworzyła też nowe urzędy i instytucje, które miały „reprezentować państwo europejskie”, jak np. minister ds. zagranicznych UE czy samodzielny szef Rady Europejskiej (nie według kadencji prezydencji). Miało to na celu oswajanie opinii publicznej z faktem, że „państwo europejskie” na arenie międzynarodowej występuje samodzielnie. Do tego jako zasadę wprowadzono wyższość prawa UE nad prawem krajowym. Nagle jednak ten pomysł przepadł w referendum we Francji i Holandii, gdzie ludzie uznali, że państwa narodowe mają dla nich większe znaczenie niż UE, i celowo nie dopuszczono do referendum w Wielkiej Brytanii, bo wyniki były jeszcze bardziej „niepewne”. Pomysły oficjalnie zarzucono, „bo ludzie nie dojrzeli”. Jednak plan realizowano. Przygotowano Traktat Lizboński, z którego co prawda wyrzucono najbardziej kontrowersyjny zapis o „wyższości prawa UE nad krajowym”, jednak wprowadzono prawie wszystkie najważniejsze elementy z odrzuconej przez ludzi „Konstytucji dla Europy”. Zabrano prawo weta, zmieniono system głosowania na korzystny dla największych, wprowadzono instytucje reprezentujące UE na zewnątrz, jak szef Rady Europejskiej, natomiast ministra spraw zagranicznych UE wprowadzono pod mylącą nazwą „wysokiego przedstawiciela UE ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa”, który… jest reprezentantem Unii w zakresie polityki zagranicznej. A sprawę „wyższości prawa UE nad prawem krajowym” i tak załatwiono faktami dokonanymi poprzez orzecznictwo TSUE (doktryna pozatraktatowa kształtowana na sprawie Costa vs. E.N.E.L.). Co ciekawe, przeciwko tak dalekiej ingerencji UE w prawa krajowe zbuntowali się… niemieccy sędziowie trybunału w Karlsruhe, którzy w wyroku z 5 maja 2020 r. (w sprawie EBC) przypomnieli TSUE, że wchodzi w nieswoje kompetencje.

Ten fakt nie zmienia jednak planu tworzenia „państwa europejskiego”, który jest konsekwentnie realizowany. Zmarły niedawno były prezydent Francji Valéry Giscard d’Estaing chwalił determinację kanclerz Merkel za konsekwencję w realizacji „postulatów odrzuconych” w referendach w 2005 r.

Mają już system głosowania, organy reprezentujące UE na zewnątrz, system tworzenia wspólnego prawa i instytucjonalizowania właściwej hierarchii prawa.

Co jeszcze zostało? Kultura, edukacja, podatki, polityka obronna i narzędzie do stosowania „siły”, gdyby jakieś państwo znów „fikało”.

Kultura spod znaku „cancel culture” jest wszechobecną i wszechpanujacą w UE. W skrócie polega ona na tym, że jak nie zgadzasz się z obecną „modą”, to zostajesz wyśmiany, zwyzywany i wykluczony z debaty. Ten sposób działania stał się tak popularny, że został tematem najgłośniejszego listu otwartego na świecie ostatnich lat, który opublikował „Harper’s Magazine”. Pod listem podpisało się 150 intelektualistów z różnych stron ideowych: od Glorii Steinem przez Margaret Atwood, Noama Chomsky’ego, szachowego mistrza świata Garry’ego Kasparowa, politologa i filozofa politycznego Francisa Fukuyamę, po autora przemówień prezydenta George’a W. Busha – Davida Fruma, Salmana Rushdiego i… J. K. Rowling. Wszyscy sprzeciwiają się działaniom środowisk walczących o polityczną poprawność i podkreślają:

„(…) wolna wymiana informacji i idei, krwiobieg liberalnego społeczeństwa, każdego dnia jest coraz bardziej ograniczana. (…) Dochodzą do tego wezwania do zaprowadzenia większej równości oraz otwartości w naszym społeczeństwie – nie tylko w szkolnictwie wyższym, dziennikarstwie, filantropii i w sztuce. Efektem tego niezbędnego rozrachunku jest jednak nowy katalog postaw moralnych i politycznych recept, które osłabiają ramy naszego dialogu społecznego, a także osłabiają tolerowanie różnic na rzecz ideologicznego konformizmu. O ile wspieramy te pierwsze zmiany, to wyrażamy nasz sprzeciw wobec tych drugich.” – czytamy w liście.

„Spodziewaliśmy się tego ze strony radykalnej prawicy, ale cenzura rozlewa się również po naszej stronie: nietolerowanie innych opinii, moda na zapędzanie przeciwników w kozi róg, ostracyzm, a także tendencja do tego, by ze ślepą moralną wyższością rozwiązywać skomplikowane problemy. Doceniamy wartość żywej, momentami nawet ostrej walki z mową nienawiści i dezinformacją, ale obecnie zbyt często słychać wezwania do szybkiego i zdecydowanego ukarania tych, którzy w opinii pewnych osób przekraczają dopuszczalne granice debaty.” – konstatują autorzy apelu.

Czyli już nie tylko znana nam dobrze europejska „religia” LGBT i gender czy absurdalna antropologia nieograniczona, ale także poprawność polityczna wykluczająca tradycyjne poglądy z debaty publicznej, jak również atakująca lewicowe poglądy, które „nie są zbyt lewicowe”, albo które w ogóle śmią „ważyć racje”. Jedyne, co chcą im powiedzieć zwolennicy „cancel culture”, to… WYPIERD…

Nie miejmy żadnych złudzeń; walec kulturowy, który rozjechał już większość państw Zachodu, zbliża się do ostatniego przedmurza chrześcijańskich i tradycyjnych wartości, tj. Polski i Węgier. Jak pisze francuski pisarz i eseista Eric Zemmour:

„UE chce zmusić Węgrów i Polaków do poddania się wielokulturowej, feministycznej i pro-LGBT koncepcji krajów zachodnich. Chce się narzucić im imigrację, aborcję, propagandę LGBT”.

Do tego dochodzi proces całkowicie niezauważalny w polskiej debacie publicznej, tj. tworzenie zrębów europejskiej armii. Liderzy UE po cichu wykorzystali wyjście Wielkiej Brytanii z UE, która zawsze wszystko w tym zakresie blokowała i szybko przystąpili do działania. Stworzyli MPCC, czyli „struktury dowodzenia”, ustanawiając Komórkę Planowania i Prowadzenia Operacji Wojskowych w ramach Sztabu Wojskowego UE. Od lat była to kwestia sporna. Teraz oznacza ona uznanie UE jako – drugiego po NATO – autonomicznego aktora w obszarze obronności w Europie. MPCC co prawda ma dowodzić wyłącznie wojskowymi misjami szkoleniowymi, jednak nie wiadomo, jak to będzie wyglądało w przyszłości… Do tego ustanowiono EDF – czyli Europejski Fundusz Obronny. Jednocześnie zaczęły działać CARD i PESCO. Pierwszy to skoordynowany roczny przegląd w zakresie obronności. Państwa członkowskie mają przedstawiać dane dotyczące swoich wydatków na obronność, planów modernizacji technicznej i zaangażowania w projekty badawcze. Tym samym w UE wprowadzony zostanie podobny mechanizm do natowskiego procesu planowania obronnego NDPP. PESCO to z kolei mechanizm umożliwiający państwom członkowskim wyższe kryteria zdolności wojskowej oraz zaciąganie w tej dziedzinie większych zobowiązań na pogłębioną współpracę w zakresie wspólnej polityki obronnej. PESCO wraz z CARD i EDF to nowa jakość w myśleniu o polityce bezpieczeństwa i obronności w UE, która wpisuje się w plan przedstawiony wyżej.

Hamiltonowski moment Europy?

Aleksander Hamilton był sekretarzem skarbu w gabinecie prezydenta Washingtona. W skrócie jego plan reform i uwspólnotowienia długu poszczególnych stanów Ameryki Północnej jest oceniany jako moment kluczowy w procesie federalizacji USA, ponieważ w ten sposób położył fundament pod silny centralny rząd federalny w Stanach Zjednoczonych.

Wiele osób wskazuje na podobieństwa tego historycznego procesu do najnowszego pomysłu liderów UE „uwspólnotowienia długu” wszystkich państw i wspólnych podatków UE. Jest oczywiście wiele różnic, chociażby wynikających z różnych okresów historycznych i uwarunkowań, jednak idea została zatwierdzona przez liderów UE i w nowym roku będzie głosowana w polskim Sejmie.

Zresztą w coraz bardziej zsekularyzowanej i zlaicyzowanej Polsce często słyszę, że po co nam „ślub kościelny”, skoro mamy wspólny kredyt hipoteczny, który nas mocniej niż cokolwiek innego wiąże do końca życia. A więc…

Skoro w projekcie tworzenia „państwa europejskiego” mamy już mniej lub bardziej zaawansowane procesy inkluzji wspólnego długu, podatków, kultury, edukacji, prawa, systemu obrony, systemu reprezentacji, to pozostaje nam tylko monopol na użycie siły. I tak dochodzimy do rozporządzenia łączącego pieniądze z tzw. praworządnością. Rozporządzenie łączące budżet z oceną ideologiczną wejdzie w życie ani o przecinek niezmienione. Obwarowane zostało konkluzjami Rady oraz wytycznymi (które mają powstać). Problem polega tylko na tym, że ani wytyczne, ani konkluzje Rady nie są w ogóle prawem. A rozporządzenie jest. Taka jest też jedyna wykładnia TSUE (Polska przekonała się już o tym w wyroku z 21.06.2018 r., C5/16, EU:C:2018:483). Każdy, kto choć trochę się na tym zna, wie, że właśnie dlatego tak zaskakująco szybko osiągnięto porozumienie. Polska dostała niewiele znaczące deklaracje (że traktaty łaskawie obowiązują), a w zamian zgodziła się na zmianę ustrojową UE łamiącą traktat.

Słyszę, że konkluzje Rady „wyznaczają granice działalności Komisji”. Tak? To gdzie podziały się konkluzje z lipca, według których miało nie być „bezpośredniego połączenia z praworządnością”, oraz „walidacja przez Radę Europejską”? Nigdzie. Zaraz po konkluzjach Rada, PE i Komisja „poprawiły” rozporządzenie tak, aby na pewno nie było „walidacji” i aby było bezpośrednie łączenie budżetu z praworządnością. To tyle, jeśli chodzi o konkluzje, które „wyznaczają granice działalności Komisji”.

Jedyny konkret to uzgodnienie, że rozporządzenie nie będzie stosowane do czasu orzeczenia w tej sprawie TSUE, jeśli jakieś państwo je zaskarży. Polska musi z tego prawa skorzystać. Nie mam specjalnych nadziei związanych z tą instytucją, ale trzeba użyć wszystkich możliwości, aby to rozporządzenie zablokować.

Z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że Niemcy osiągnęły to, co chciały. Niestety wykorzystały straszny błąd polskiej delegacji z lipcowego szczytu, kiedy zgodziła się na zmianę sposobu „głosowania praworządności” z jednomyślności na kwalifikowaną większość. Przed tą zgodą rozporządzenie znane od 2018 r. było zamrożone ze względu na opinie prawników UE, którzy wskazywali, że jest niezgodne z traktatami. Po zgodzie Polski w lipcu, coś, co było mrożone od 2018 r., zostało skończone w kilka tygodni.

Czy była alternatywa?

Oczywiście, że była. Najważniejszy argument używany dziś przez zwolenników tego rozwiązania jest taki, że jeśli teraz się nie zgodzimy, to za kilka miesięcy rozporządzenie i tak już bez tych zapewnień z konkluzji zostałoby uchwalone. Problem polega na tym, że argument jest nieprawdziwy. Podstawą tęgo rozporządzenia jest art. 322 TFUE, co sprawa, że jest rozporządzeniem „okołobudżetowym”, w związku z tym nie można go ani wycofać, ani uchwalić później niż w trakcie zatwierdzania budżetu, wobec czego upada cała ta narracja. Polska, gdyby wytrzymała dłużej, byłaby w stanie zablokować rozporządzenie. Nie straciłaby też żadnych pieniędzy, bo bez zgody Polski nie ma MFF. W związku z tym narastałaby presja państw w dużo trudniejszej sytuacji niż my na „zostawanie” rozporządzenia, które poza Niemcami i tzw. „Frugal Group” - grupą skąpców z Holandią na czele nie jest sprawa ważną.

Do takiego wniosku skłania też nawet pobieżna ocena sytuacji politycznej. To rozporządzenie ma być (przynajmniej dziś) tylko narzędziem do dyscyplinowania Polski czy Węgier, które nie chcą się roztopić w „państwie europejskim”. Jednak jest przygotowane również pod ewentualną zmianę władzy we Włoszech i Hiszpanii. Gdyby dziś odbyły się wybory w tej części Półwyspu Apenińskiego, z dużą dozą prawdopodobieństwa rząd utworzyłyby prawicowa Lega Salviniegio z Braćmi. Obie partie znienawidzone w PE bardziej niż PiS. Patriotyczne, chrześcijańskie, antyimigranckie, które będą blokowały proces tworzenia „państwa europejskiego”. Sytuacja w Hiszpanii jest bardziej skomplikowana, jednak w siłę rośnie VOX, który jeśli zostałby koalicjantem Partii Ludowej (dziś będącej w EPP), może też zmienić układ władzy. Jednak co najważniejsze, taka zmiana dawałaby możliwość tworzenia Polsce i Węgrom w Radzie UE tzw. mniejszość blokującą praktycznie wszystko (system oparty jest o wielkość państw, dlatego wejście do gry np. Włoch jest tak istotne) – co całkowicie zmieniałoby układ sił. Pomijając to, że Polska mogła po prostu grać na zmianę władzy we Włoszech…

Niestety nic takiego się nie wydarzyło, a w konsekwencji Niemcy będą miały rozporządzenie, które zmienia ustrój UE dużo bardziej, niż zmieniało go przejście z traktatu nicejskiego na lizboński. Według tego prawa Polsce będzie można zawiesić każde pieniądze (nawet wszystkie dotacje) ze względu na „łamanie praworządności” w postaci np. nieprzyjmowania uchodźców, braku możliwości adopcji przez pary homoseksualne i każdej innej wymyślonej „niepraworządności”. Każde kolejne państwo, które wezmą sobie na celownik, będzie teraz nie tylko „grillowane” publicznie, jak Polska i Węgry, a wcześniej np. Grecja, ale również będzie można wymierzyć w nie twarde naboje.

Niemcy będą mogły wpływać na każde wybory w każdym państwie, np. podczas kampanii wyborczych, blokując nielubianym rządom środki, szantażując w obszarach, do których odsyła rozporządzenie, tj. kultura, prawo rodzinne, redystrybucja środków, bezpieczeństwo – czyli ograniczać wszystko to, co składa się na przymioty suwerennego państwa. Dlatego to tak ważna, o znaczeniu historycznym decyzja. Do tego dochodzi zgoda na kontrowersyjną wersję radykalniejszej formy „pakietu klimatycznego” i szybszą niż planowano „neutralność klimatyczną” całkowicie podporządkowaną niemieckiej strategii „Enrgiewende”. Główną ofiarą tej polityki będzie Polska. To jednak temat na osoby wpis.

Są tacy w elitach lewicowo-liberalnych w Polsce, którzy rozumieją proces, który opisałem wyżej i bardzo dobrze wiedzą, że „państwo europejskie” powstaje, np. J. Żakowski pisze dla WP:

„Mateusz Morawiecki odniósł życiowy sukces. Wygrał nie tylko ze Zbigniewem Ziobrą, ale też z samym sobą i z uprzedzeniami swojego środowiska. Konkretnie z własną uniofobią i z dominującą w PiS archaiczną wizją suwerenności. Dzięki temu znalazł się w gronie współtwórców najważniejszego od 13 lat kroku w stronę stworzenia państwa paneuropejskiego”.

Jednak większość osób z lewej strony nie ma odwagi Żakowskiego, aby po imieniu nazwać ten proces, bo wie, że Polacy nie są na to przygotowani. Lepiej więc teraz szafować nieprawdziwą polaryzacją „wy jesteście za, a wy przeciw UE”.

A może państwo europejskie jest dla Polski po prostu lepsze?

Z uczciwości intelektualnej, która każe rozpatrywać wszystkie scenariusze, trzeba sobie zadać to pytanie. Uczciwa odpowiedź musi prowadzić przez analizę dotychczasowych doświadczeń. A te wskazują, że Polacy w takim konstrukcie staną się obywatelami drugiej kategorii. Liderzy UE uznają rywalizację z kreatywnymi i bardziej pracowitymi Polakami tam, gdzie im to się opłaca. Jednak tam, gdzie wygrywają Polacy, np. w branży logistycznej czy transportowej, już wprowadzają prawo, które „wyprostuje tę anomalię”. Niemieccy politycy mogą wybierać sędziów? Mogą! A Polscy? Nie, bo jak to stwierdzili z rozbrajającą szczerością, tam panuje wyższa kultura. Polskich urzędników praktycznie nie ma w europejskich instytucjach w porównaniu z tymi z „lepszych państw”. To po części wina naszych polityków (wszystkich rządów), ale nie tylko. Takie jest po prostu podejście starych graczy. Nie możemy mieć w tym wypadku żadnych złudzeń. Dla nas jest przewidziane miejsce, bo jesteśmy fajnym rynkiem zbytu dla Lidlów i tym podobnych, świetnie zbieramy szparagi i bierzemy prace, których Niemcy nie chcą brać, jednak w takim tworze nie będziemy dla nich równi. Będzie to narzędzie dominacji jednych na drugimi. A ci drudzy, którzy są słabi, stracą prawie wszystkie narzędzia do obrony przed dyktaturą silniejszych, bo będą już narzędzia karania finansowego, a jak widać, wyniki wyborów, czyli głos Polaków, nie mają dla nich żadnego znaczenia.

Do tego trzeba dodać, że rozwiązania unijne nie zawsze są lepsze. Przykładowo zachowanie naszej waluty, a nie ślepo przejmowanie euro, jest jednym z najważniejszych elementów naszej konkurencyjności i źródłem sukcesów gospodarczych ostatnich lat. Tak samo pierwsza fala pandemii pokazała, że państwa narodowe lepiej i szybciej podejmują decyzje niż ospałe i przebiurokratyzowane instytucje unijne.

Polski kod kulturowy

Liderzy unijni zdają sobie jednak sprawę, że z Polską zawszę będą mieć problem, jeśli nie domkną tu rewolucji kulturowej. Dlatego przy okazji zmian instytucjonalnych w UE walka toczy się też o świadomość społeczną procesu, któremu poddane jest nasze państwo. Jeżeli ją przegramy, to stracimy coś, co jest cenniejsze od jakichkolwiek zdobyczy ekonomicznych. Ostatnie wydarzenia na ulicach pokazują, że Polska kolejny raz w historii stała się miejscem wojny cywilizacji. Z jednej strony mamy świat uniwersalnych i ponadczasowych wartości, a z drugiej świat, który nazywam „róbta, co chceta”. Polska poddana jest procesowi wrogiej socjalizacji, który już spowodował „gramscizację Europy”. Zachwyty elit UE nad Antonio Gramscim, który żądał „totalnej laicyzacji życia, zwyczajów i stosunków międzyludzkich” oraz „zsekularyzowania jedności duchowej i społecznej” oraz neomarksistowskimi ideami połączonymi ze zrobieniem głównym „bohaterem Europy” Alterio Spinelliego, który dążył do stworzenia „państwa europejskiego” kosztem państw narodowych, to ogromne zagrożenie inkorporowane po zwycięstwach na zachodzie od Rzeczypospolitej. Jeżeli w Polsce, tak jak w wielu państwach Zachodu, wygra ta neomarksistowska rewolucja, to trwale zniszczone zostaną takie wartości, jak rodzina, patriotyzm czy wspólnota odwołująca się do polskiego kodu kulturowego, a główną wartością społeczną stanie się niczym nieograniczony hedonizm czy indyferentyzm moralny. Wówczas bałbym się o przyszłość naszego państwa. Polska zostałaby bowiem pozbawiona swej najważniejszej broni, czyli kodu kulturowego, który Polacy od wieków przechowywali i dzięki któremu przetrwali jako naród 123 lata zaborów. Ten kod jest absolutnie unikalny w Europie. Był katalizatorem postaw naszego narodu, które zmieniały losy świata. Od Grunwaldu, po Wiedeń, ale również tworząc pierwszą wyjątkową na te czasy unię (lubelską), pierwszą konstytucję w Europie, rozbijając komunizm. Kod, dzięki któremu Polacy przez lata nie dali się zasymilować różnym „kulturkampfom”, a podczas I czy II wojny światowej nie dali się przekonać do takich „cywilizacyjnych wynalazków” jak ideologia marksistowska – jest dziś w sprytny sposób niszczony. Ten nowy, neomarksistowski świat wprowadza się w białych rękawiczkach. Bez użycia czołgów i fizycznego przymusu.

Nasza przewaga konkurencyjna

A moim zdaniem to zachowanie polskiego kodu w walce z rakiem neomarksizmu, który jak wyniszczy całkowicie i wypłucze europejskie wartości i korzenie z innych państw, będzie naszą przewagę konkurencyjną. Będzie czymś, co stanie się jeszcze raz siłą Polski. Po prostu Rzeczypospolita jako kserokopiarka Europy to wizja, z którą się nigdy nie zgodzę. Z jakiego powodu akurat w Polsce nigdy nie przyjęły się w większości społeczeństwa ideologie takie jak nazizm, popierane swojego czasu przez większość Niemców? Ze względu na nasz unikalny kod kulturowy. Bo jeśli np. ktoś wychodzi z kościoła z modlitwy adorującej Maryję, trudno sobie wyobrazić, aby poszedł np. „zabijać Żydów”. Dlatego Polacy moralnie wygrywali z systemami totalitarnymi, bo byli silniejsi w duchu niż inne narody. Nie mamy się co wstydzić Polski. Powinniśmy być z niej dumni. I pokazywać te fakty z podniesioną głową w Europie. Skoro na Zachodzie lewica dawno już tę walkę wygrała, w Polsce może skończyć się podobnie.

Wielu osobom tak się wydaje. I rzeczywiście Polska tę walkę już zaczyna przegrywać, np. wśród osób młodych, w dużych miastach, w wielkich korporacjach, w zdominowanych przez lewicę ośrodkach kultury, w liberalnych mediach czy na zachodnich portalach społecznościowych.

Nie oznacza to jednak, że cała Polska już tę bitwę przegrała. Po 1945 r. marksiści również byli przekonani, że uda im się swoimi antywartościami podbić Europę Środkowo-Wschodnią, a największe problemy napotkali… w Polsce i na Węgrzech. Dziś sytuacja wygląda podobnie: choć wiele miejsc w Europie jest już podbitych, to Polacy i Węgrzy jeszcze się trzymają. Uważam więc, że wcale nie jesteśmy skazani na porażkę.

Za Polską uniwersalnych wartości stoi jednak wiele silnych argumentów. Po pierwsze ten chrześcijański kod kulturowy nadal jest pielęgnowany w wielu miejscach naszego kraju. Ten kod zakłada zarówno wiarę w Boga, jak i poszukiwanie prawdy obiektywnej. Dzięki temu, gdy druga strona zaczyna snuć opowieść o 56 płciach i o tym, że walkę klas zastąpiła walka płci, możemy powiedzieć wprost, że to tylko okropny lewicowy bełkot. Teoria walki płci, którą współczesna lewica próbuje sprzedawać ludziom, jest jeszcze słabsza intelektualnie od dawnej wojny klas. I to należy wykorzystywać, wskazując na absurdy ich pseudosocjologicznego wywodu i kontrastując ich kłamstwa z dowodami naukowymi czy choćby z biologią, która jasno mówi, że nie ma 56 płci.

Jestem przekonany, że gdy młodzi ludzie zdobędą własne doświadczenia i zobaczą, jak ważna w ich życiu jest rodzina, to odrzucą świat ideologii gender, w którym rodzina jest największym wrogiem. Wierzę, że Polacy w końcu zdadzą sobie sprawę, że unijni lewicowi ideolodzy kreślą przed nimi utopijne wizje, a w rzeczywistości ich ideologia prowadzi do anarchii, obalania pomników czy zamieszek na ulicach, które obserwujemy np. w USA czy w miastach zachodniej Europy. I trudno się temu dziwić w świecie, w którym brakuje odwołania do chrześcijańskiej miłości, która jest czymś więcej niż wypełnieniem bieżącego pożądania, i w świecie szalejącego relatywizmu, w którym każdy ma swoją rację. Przed tą dyktaturą relatywizmu ostrzegał już papież Benedykt XVI. Di Mattei pisze o tym procesie:

„Konformizm przeszłości był konformizmem udzielania odpowiedzi, podczas gdy w swoje najnowszej postaci objawia się jako konformizm zakazu”. Zakazu stawiania pytań. Nawet same pytania „od kiedy istnieje ludzkie życie?” „Czy można nie zgadzać się z ideologią gender, skoro zaprzecza ona faktom i biologii” – są poddane ostracyzmowi. Wygrywa konformizm zakazu. Dlatego ludzie w końcu sami zaczną to dostrzegać. I jeśli będziemy konsekwentnie walczyć o świadomość społeczną – to zaczniemy w końcu wygrywać. A za Polską i Węgrami z czasem pójdą inne narody, które już zaczynają się dusić w gorsecie lewicowej „poprawności politycznej”. My, jako rodacy św. Jana Pawła II, mamy szczególnie zobowiązanie, aby o tym mówić i aby dążyć do powrotu do tradycyjnych wartości. Papież Polak pisał bowiem o tym, że „demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”.

Jako naród, który – miejmy nadzieję – zachowa w sobie najwięcej odwołań do prawdy obiektywnej, musimy więc stanąć na czele kontrrewolucji kulturowej w Europie. Chrześcijaństwo jest religią, w której centrum znajduje się wolny człowiek. Z kolei liderzy genderowej rewolucji i ideologii marksistowskiej, choć dużo mówią o wolności, to używają jej jako pałki, odmawiając tej wolności wszystkim tym, którzy myślą inaczej niż oni. Tam, gdzie oni wygrali, polityk głośno mówiący o wartościach chrześcijańskich nie może już obejmować niektórych urzędów. Do kodeksów karnych trafiają zaś zapisy, na mocy których za poglądy zgodne z doktryną Kościoła katolickiego, ale sprzeczne z ideologią LGBT, można już trafić do więzienia.

Silną Polską oczywiście nie jest zainteresowany nikt z dużych europejskich graczy bo oznaczałby ona zmianę układu sił w środkowo-wschodniej Europie. Dziwi mnie jednak, że nie są nią zainteresowani Polacy. Przynajmniej duże grupy, które z wielką egzaltacją wieszają flagę UE przed, lub zamiast polskiej. Ktoś napisze pewnie: „Jaki – eurosceptyk”, bo traktowane jest to jako obelga. Jednak ja odpowiem: to wy jesteście „Polskosceptykami”.

Polska nie jest skazana na rolę podwykonawcy niemieckich zleceń. Dość już tych kompleksów. Polska, kiedy wierzyła w siebie, zmieniła świat. Nikomu do głowy nie przyszło w XVI wieku, że Polska może być gorsza od Niemiec. To Polska dyktowała warunki. Nie czekała na to co może myśleć, robić i kserować od „zachodu”. A dziś nasze elity z maślanymi oczkami patrzą na to, co o nas napisze jakaś lewicowa gazeta na Zachodzie czy na co pozwoli holenderski urzędnik. Zacznijmy wierzyć w siebie. Zacznijmy wierzyć w Polskę.

Za: https://wpolityce.pl/polityka/531681-hamiltonowski-moment-europy-zacznijmy-wierzyc-w-siebie

Wyjście Solidarnej Polski z koalicji oznaczałoby zapewne przyśpieszone wybory; zdaliśmy sobie sprawę, że to dziś oznaczałoby dojście do władzy ludzi, którzy są jeszcze bardziej skłonni na rozmaite ustępstwa wobec establishmentu europejskiego - mówił w niedzielę lider tej formacji Zbigniew Ziobro.

Spór w Zjednoczonej Prawicy

Zbigniew Ziobro w rozmowie z Programem Pierwszym Polskiego Radia podkreślał, że spór ws. rozporządzenia o systemie warunkowości to nie o kwestie praworządności, tylko o przyszłość Europy i kraju, o to, „czy będzie w ogóle Polska tak naprawdę, czy Polska będzie sprowadzona do jakiegoś landu, województwa, regionu w państwie europejskim, w którym decydujące głosy nie będą należały wówczas do Polaków, (…) główne decyzję będą podejmowane ponad ich głowami”. Przekonywał, że jego formacja nie zgadza się na „śmierć państw narodowych”. Chcemy, by państwa narodowe dalej funkcjonowały, bo one są wpisane w istotę historii, tradycje kontynentu. My uważamy, że wspólnota europejska jest wartością i UE w tym sensie jest dobra, jeśli jest wspólnotą równych szans, które ze sobą współpracują, współdziałają, ale zachowują swą odrębność — tłumaczył.

Pan premier Mateusz Morawiecki przekonał pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, że wynegocjowane przez niego konkluzje do decyzji, które zapadły w związku z budżetem, do tego rozporządzenia, które zostało przyjęte, są wystarczającą gwarancją ochrony naszych interesów. My tak nie uważamy — oświadczył Zbigniew Ziobro. Jak uzasadniał, „rozporządzenie to jest twarde prawo, a konkluzje to tylko zapisy polityczne”.

Mówiąc o rozporządzeniu dotyczącym mechanizmu warunkowości, Zbigniew Ziobro podkreślił, że Polska nie powinna się nigdy na nie zgodzić. Ono prowadzi do tego, że pod pretekstem walki z praworządnością Komisja Europejska (…) staje się nadzorcą polskiego prezydenta, polskiego Sejmu, Senatu, samorządu, a więc różnych organów i może na nie nakładać kary za działania, które mogą jej się nie podobać, np. za to, że organa władzy nie chcą wprowadzić w Polsce małżeństw homoseksualnych i adopcji dzieci — powiedział.

„Czas pokaże, kto miał rację”

Pytany, jak określiłby swe relacje z premierem i czy nazwałby je „szorstką przyjaźnią”, lider SP odpowiedział, że choć relacje osobiste w polityce mają znaczenie, to raczej drugorzędne, a nawet trzeciorzędne. Według niego, „w profesjonalnej polityce ważne są wspólne cele i zgodność zadań”. Wskazywał, że koalicja ze swej natury jest zmuszona zawierać kompromisy, bo składa się z trzech partii. Ale rzeczywiście, tu doszło do poważnych różnic, takich, o których powiedziałem przed chwilą „fundamentalne”. (…) Czas pokaże, kto miał rację. Ja chciałbym mylić się, chciałbym powiedzieć, że w tej sprawie miał rację pan premier Morawiecki, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi, ostatnie wypowiedzi też pani szefowej KE sprzed kilku dni pokazują, że niestety będzie inaczej — ocenił.

Mówił też o różnicy w ZP w sprawie decyzji premiera z ostatniego szczytu unijnego. Podkreślał, że „zgodził się on” podnieść wymogi klimatyczne związane z ograniczeniem emisji CO2 do 2030 r. do poziomu 55 proc. Powiedział, że to w ocenie SP spowoduje „nieuchronnie” drastyczny wzrost cen prądu w Polsce i ograniczenie konkurencyjności polskiego przemysłu, a w dalszej perspektywie - wzrost cen i kosztu życia w Polsce.

Zbigniew Ziobro był pytany także o spotkanie z premierem, premierem Węgier Viktorem Orbanem oraz prezesem PiS. Odpowiedział, że wyszli z niego z „rozbieżnościami w ocenie sytuacji”. Mówił, że on sam przyszedł, gdy stanowisko było już uzgodnione; podkreślał, że Orban w rozmowie z nim przyznawał, że uzgodnione rozwiązania „niosą pewne ryzyko”. Jak zaznaczył, nie chce zdradzać więcej szczegółów rozmowy, bo miała ona charakter poufny. Według niego „ogromna władza, jaką wskutek rozporządzenia zyskuje KE, może być użyta po to, by wymuszać na Polsce na przykład „małżeństwa homoseksualne, adopcję (przez nie) dzieci i że będzie wymuszana edukacja seksualna od najmłodszych lat w szkołach”.

Pytany, czy w SP „istnieje konflikt pomiędzy młodymi, radykalnymi działaczami, a ich starszymi kolegami”, Zbigniew Ziobro przekonywał, że jest ona partią demokratyczną. Tu chodzi o Polskę, a nie o partię, nie o SP czy PiS, bo to są narzędzia, które służą nam Polakom do tego, by realizować to, co jest w naszym przekonaniu najlepsze dla Polski — mówił.

„Na to nie możemy się zgodzić, dlatego jesteśmy w koalicji”

Pytany o problem wiarygodności w SP w sytuacji, gdy np. polityk SP Janusz Kowalski jednego dnia składa daleko idące deklaracje o opuszczaniu Zjednoczonej Prawicy, a drugiego mówi o niej jako o jednej drużynie, Zbigniew Ziobro powiedział, że Kowalski „jest lojalny wobec decyzji koleżanek i kolegów”. Podkreślał, że Kowalski używał argumentu, że dla tak fundamentalnej sprawy jak zapewnienie suwerenności Polski w UE warto przegrać wybory i zablokować proces, który zmierza w fatalnym kierunku i może być nieodwracalny.

Pamiętajmy, że to jest polityka Berlina, to Niemcy, nie można im odmówić sprawności - znamy historię, tysiąc lat historii, i w różnych formach ta próba dominacji się wyrażała przez polityków, przedstawicieli państwa niemieckiego, nie tylko w stosunku do Polski. Dzisiaj to Angela Merkel zdecydowała się forsować rozwiązania, że jeśli doszłoby do powstania takiego tworu jak Państwo europejskie, to nie będzie dawało ono równych szans wszystkim obywatelom UE — podkreślał.

Mówił, że „wobec takiej wagi sporu warto przegrać wybory, a nawet się nie dostać do parlamentu, bo są sprawy ważniejsze niż wybór na jedną kadencję”. Podkreślił, że mimo to w SP zadano sobie pytanie, co będzie, jeśli zdecydują się opuścić ZP. Powiedział, że ich zdaniem oznaczałoby to przyśpieszone wybory. Zdaliśmy sobie sprawę, że w imię odpowiedzialności i patrzenia w przyszłość, taka decyzja dziś oznaczałoby dojście do władzy ludzi, którzy są jeszcze bardziej skłonni na rozmaite ustępstwa wobec establishmentu europejskiego i dryfowanie do państwa jakim jest UE i likwidacji państw narodowych. I my na to nie możemy się zgodzić, dlatego jesteśmy w koalicji — podkreślał

W imię wyższych racji jesteśmy w stanie współpracować — deklarował, mówiąc, że politycy SP widzą też wiele dobrych efektów współpracy, m.in. programy społeczne i „zablokowanie ideologicznych eksperymentów na polskich dzieciach, które miały być seksualizowane w myśl zaleceń WHO i edukowane w kierunku wartości, które są sprzeczne z wolą rodziców”. Zbigniew Ziobro porównał też sytuację w ZP do małżeństwa, w którym „bywają czasami kryzysy, nawet poważne, ale można je uratować z korzyścią dla całej rodziny”. Podkreślił, że w wymiarze ludzkim utrzymują ze swoimi partnerami w koalicji „poprawne i dobre relacje”. Można się różnić pięknie, nawet w zasadniczy, fundamentalny sposób — zaznaczył. Przekonywał, że to wskutek działań polityków SP premier zmienił zdanie tak, że użył kwestii możliwego weta w negocjacjach.

Tekst za: https://wpolityce.pl/polityka/531702-ziobro-tlumaczy-decyzje-wyjscie-z-koalicji-oznaczaloby

Radio Maryja

Uważam, że rozporządzenie było absolutnie nieprzygotowane do tego, aby je przyjmować, zarówno w lipcu, jak i teraz. Jeżeli nas oszukano, jeżeli tak rzeczywiście było, to należało jasno się postawić i żądać takiego kompromisu, żeby do budżetu wszedł zapis o Funduszu Odbudowy, ale odrzucić wariant dotyczący rozporządzenia o warunkowości, dlatego że wszelkie inne zapisy (o tym mówią wyroki TSUE) mówią wyraźnie, że konkluzje i tego typu zapisy to nie jest przepis obowiązującego prawa – powiedziała europoseł Beata Kempa w piątkowych (11 grudnia 2020 roku - dop. Red.) „Aktualnościach dnia” na antenie Radia Maryja.

Zakończyły się negocjacje w sprawie budżetu Unii Europejskiej. Beata Kempa zaznaczyła, że zbyt długo funkcjonuje w polityce, żeby nie widzieć konsekwencji przyjęcia obecnego kompromisu przez Polskę.

– To jest bardzo głęboka ingerencja w sferę suwerenności Polski. W ten sposób – w mojej ocenie – może być zakwestionowana każda decyzja i Sejmu, i Senatu, prezydenta, bo skoro odważyli się dyskutować z decyzją Trybunału Konstytucyjnego, który podlega tylko Konstytucji RP (jest wyjęta spod jurysdykcji unijnej),dotyczącą domeny, która jest wyjęta spod jurysdykcji traktu, czyli nie powinna być przedmiotem obrad, a była! Dopuszcza się tego typu rzeczy. Widzimy bardzo niebezpieczny trend UE – stwierdziła polityk.

Solidarna Polska jest osamotniona w ocenie ustawy budżetowej i negocjacji.

– Mamy inne zdanie. Różnimy się w tej kwestii. Natomiast są sygnały, które płyną od niemieckich polityków takich jak np. Weber, który z nas drwi. Wiem, czym to będzie skutkowało w dyskusji w Unii Europejskiej i w Parlamencie Europejskim i wiem, że oni ze słabymi się nie liczą. Nie zarzucam słabości komukolwiek. Po prostu mamy inne zdanie. Wczytaliśmy się w dokument i w naszej ocenie, i biorąc pod uwagę naszą kompromisową postawę, widzimy duże zagrożenie w tym dokumencie. Oby nie! Jednak może już na przyszłym posiedzeniu PE będziemy znowu bezpardonowo zaatakowani o praworządność. Każda reforma, która będzie np. miała na celu zmianę wymiaru sprawiedliwości, będzie oprotestowana przez naszą opozycję – wyjaśniła poseł do Parlamentu Europejskiego.

Środki budżetowe będą odbierane z byle powodu – zauważyła Beata Kempa.

– Uważam, że to rozporządzenie było absolutnie nieprzygotowane do tego, aby je przyjmować, zarówno w lipcu, jak i teraz. Jeżeli nas oszukano, jeżeli tak rzeczywiście było, to należało jasno się postawić i żądać takiego kompromisu, żeby do budżetu wszedł zapis o Funduszu Odbudowy, ale odrzucić wariant dotyczący rozporządzenia o warunkowości, dlatego że wszelkie inne zapisy (o tym mówią wyroki TSUE) mówią wyraźnie, że konkluzje i tego typu zapisy to nie jest przepis obowiązującego prawa – podkreśliła gość „Aktualności dnia”.

Europoseł zapowiedziała, że Solidarna Polska spotka się w najbliższym czasie, aby omówić zapisy podpisane przez polski rząd ws. budżetu UE, ale koalicja nie jest zagrożona.

– Mam wielki szacunek dla członków naszego ugrupowania, dla posłów i konkluzja, która wyjdzie z tego spotkania będzie jednoznaczna, bo dla nas interes polski i naszej suwerenności, niepodległości jest najważniejszy […].Widzę co się dzieje na Zachodzie Europy i dobrze wiem, że „walec” idzie i są bardzo mocne czynniki w Polsce, które teraz „podpuszczają” w UE przeciwko Polsce i chcą przejąć stery. Jest potrzebna dyskusja na ten temat, żeby pokazać zagrożenia. Koalicja składa się z różnych ugrupowań. Każdy ma prawo do postrzegania swojej racji, natomiast my chcemy i zwracamy uwagę na potężne zagrożenia, które idą ze strony mechanizmu warunkowości – zaznaczyła polityk.

Beata Kempa odniosła się również do zarzutów, które krążą w przestrzeni publicznej na temat tego, że Zjednoczona Prawica dąży do polexitu.

– Można, a nawet trzeba funkcjonować w ramach Wspólnoty, która nie będzie ze sobą walczyć […] Natomiast odrobina szacunku, o którym mówi art. 4 Traktatu o UE – mamy prawo się tego domagać i nie można tworzyć dokumentów, które powodują, że jest dyktat jednych państw nad drugimi, że niektóre sytuacje są mocno „ocenne”, nawet pod kątem i podłożem politycznym, światopoglądowym, dlatego że traktat jest zupełnie inny. Jeżeli nie będziemy się trzymać fundamentów, to stworzymy dom, który runie – podkreśliła.

Gość „Aktualności dnia” stwierdziła, że Polska jest dla niej najważniejsza.

– Chcę normalnej Polski. Nie chcę, żeby ktoś w moim kraju dyktował mi, co mam robić. Chcę, żeby w moim kraju była demokracja, która wybiera demokratycznie Parlament i rząd, który na podstawie demokratycznego mandatu rządzi. Z drugiej strony, nie chcę, żeby ktoś rządowi mówił, co ma robić, jak ma robić i przede wszystkim, jakie wartości wdrażać czy uskuteczniać – podsumowała europoseł.

Tekst i zdjęcie za: https://www.radiomaryja.pl/informacje/tylko-u-nas-b-kempa-o-przyjeciu-budzetu-ue-nalezalo-jasno-sie-postawic-i-zadac-takiego-kompromisu-zeby-do-budzetu-wszedl-zapis-o-funduszu-odbudowy-ale-odrzucic-rozporzadzenie-o-warunkowosci (tamże znajdą Państwo linkę do zapisu audio całej rozmowy).

Instytut Ordo Iuris od początku istnienia zwraca uwagę na zagrożenia wynikające z genderowej Konwencji stambulskiej. Dziś mamy realną szansę na odrzucenie tego dokumentu.

Po ogłoszeniu przez nas powołania Komitetu Obywatelskiej Inicjatywy Ustawodawczej „Tak dla rodziny, nie dla gender” temat znalazł się w centrum debaty publicznej. Kilka tygodni później rozpoczęła się zbiórka podpisów pod naszym projektem ustawy o wypowiedzeniu konwencji. Obywatelska inicjatywa ustawodawcza to ogromny wysiłek organizacyjny, szczególnie w obecnych nadzwyczajnych warunkach. Więcej informacji odnajdą Państwo tutaj: https://takdlarodziny.ordoiuris.pl

Radio Maryja

Wielki Polak św. Jan Paweł II apelował, abyśmy byli wierni Polsce i wartościom, na których została zbudowana. (…) Możemy mieć tę siłę i to przekonanie, że obronimy to, co piękne tylko dlatego, że są i byli ludzie, którzy przez lata tworzyli tak piękne dzieła, jak Radio Maryja – powiedział podczas 29. rocznicy powstania Radia Maryja minister sprawiedliwości, Prokurator Generalny, Zbigniew Ziobro.

Prokurator Generalny, Zbigniew Ziobro uczestniczył w uroczystościach 29. rocznicy powstania Radia Maryja w Toruniu. Minister sprawiedliwości dziękował Radiu Maryja oraz wszystkim zaangażowanym w dzieła przy nim powstałe.

– Gorąco dziękuję Ojcu Dyrektorowi i wszystkim, którzy tworząc Rodzinę Radia Maryja, korzystają z łaski, wsparcia Pana Boga, który okazując miłosierdzie dla Polski, dla nas wszystkich znajduje ludzi z gorącym sercem, z gorącym sercem służącym Panu Bogu, Kościołowi i Polsce. Właśnie tę rolę przez 29 lat jakże pięknie w służbie po pierwsze Panu Bogu, ale po drugie też w służbie Polsce odgrywa Radio Maryja – powiedział Prokurator Generalny.

Polityk nawiązał do Wielkiego Polaka, św. Jana Pawła II.

– Wielki Polak św. Jan Paweł II apelował, abyśmy byli wierni Polsce i wartościom, na których została zbudowana. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy te piękne wartości, które legły na przestrzeni 1000 lat u podstaw korzeni naszej kultury, naszej tradycji, naszej tożsamości, polskiej duszy są atakowane. Są tacy, którzy chcieliby nam je odebrać, ale my na to nie pozwolimy. Możemy mieć tę siłę i to przekonanie, że obronimy to, co piękne tylko dlatego, że są i byli ludzie, którzy przez lata tworzyli tak piękne dzieła, jak Radio Maryja – podkreślił minister sprawiedliwości.

– Jeszcze raz chciałbym głęboko się ukłonić wszystkim zaangażowanym w to piękne przedsięwzięcie, w to wielkie dzieło służby Panu Bogu i służby Polsce – dodał Zbigniew Ziobro.

Mszę świętą z okazji 29. rocznicy powstania Radia Maryja koncelebrowało w Toruniu kilkunastu biskupów. Obecni byli m.in. ks. abp Andrzej Dzięga, ks. abp Sławoj Leszek Głódź, ks. bp Wiesław Mering, a także ks. bp Wiesław Śmigiel.

Tekst i zdjęcie za: https://www.radiomaryja.pl/informacje/min-z-ziobro-z-okazji-29-rocznicy-powstania-radia-maryja-mozemy-miec-przekonanie-ze-obronimy-to-co-piekne-tylko-dlatego-ze-sa-i-byli-ludzie-ktorzy-przez-lata-tworzyli-tak-piekne-dziela-jak-ra (tamże relacja filmowa).

UE chce nam zafundować małżeństwa jednopłciowe, adopcje dzieci przez te małżeństwa, wyrugować z przestrzeni publicznej religię. Ceną mają być pieniądze. Polska nie jest na sprzedaż - powiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą” minister - członek Rady Ministrów Michał Wójcik.

W wywiadzie opublikowanym w poniedziałkowej „Rzeczpospolitej” minister Michał Wójcik pytany czy powinniśmy zacząć rozmawiać o polexicie stwierdził, że Unia Europejska już dawno odeszła od wartości, na których była zbudowana.

Przez lata można było się śmiać z regulacji krzywizny banana, czy innych absurdów. Teraz sprawa jest o wiele poważniejsza. Ktoś chce stworzyć państwo federacyjne i doprowadzić do możliwości wpływu na nasz porządek prawny. Chcą nam zafundować małżeństwa jednopłciowe, adopcje dzieci przez te małżeństwa, wyrugować z przestrzeni publicznej religię. Ceną mają być pieniądze. Mówię to wprost, Polska nie jest na sprzedaż. Członkostwo w Unii Europejskiej jest wartością, ale nie ma zgody na łamanie traktatów unijnych i polskiej konstytucji. Solidarna Polska Zbigniewa Ziobro broni twardo polskiej suwerenności, którą się nie handluje i nie kugluje — powiedział Michał Wójcik.

„Dość kuriozalna sytuacja”

Minister zaznaczył w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, że jeśli mamy się trzymać praworządności, to trzeba odnieść się do obecnie obowiązującego porządku prawnego wspólnoty, bo według niego „mamy dosyć kuriozalną sytuację”. Z jednej strony mechanizm nawiązujący w treści do praworządności, który nie jest oparty na porządku prawnym. To największa słabość tego pomysłu. Sądzę, że warto przytoczyć opinię prawną Służb Europejskich, która wprost potwierdza, że propozycja rozporządzenia jest niepraworządna i narusza art. 7 traktatu unijnego. Niestety, część polityków zachodniej części Unii Europejskiej uznała, że przepchnie kolanem niepraworządny dokument. Prym wiodą Holendrzy. Na ich tle nawet Niemcy zachowują się dosyć powściągliwie — pokreślił Michał Wójcik.

Przytoczył też, w jego opinii „kuriozalną” wypowiedź jednej z posłanek, która mówiła, że weto przysługuje takim krajom jak Holandia, bo są płatnikiem netto do budżetu unijnego. Polsce ma nie przysługiwać, bo podobno my tylko bierzemy z Unii. Nic bardziej błędnego. Holandia obok Niemiec, to najwięksi beneficjenci jednolitego rynku unijnego. Według danych zaprezentowanych przez Komisję Europejską w 2019 r., Holendrzy na jednolitym rynku zarabiają 84 miliardy euro rocznie, a Polska 44 miliardy euro. Przecież korzyści finansowe nie wynikają tylko ze środków unijnych, ale z całego szeregu innych elementów— stwierdził minister.

Kto jest „miękiszonem”?

Zapytany z kolei czy premier Mateusz Morawiecki jest „miękiszonem” i czy to do niego Zbigniew Ziobro kierował swoją wypowiedź o potrzebie zawetowania unijnego budżetu odparł, że minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro już wyjaśniał tą sprawę. Rozumiem, że część mediów chciałaby poróżnić obóz Zjednoczonej Prawicy, ale to się nie uda. Te słowa nie odnosiły się do Mateusza Morawieckiego, lecz pokazywały sposób prowadzenia negocjacji w Brukseli. Zbigniew Ziobro był w Parlamencie Europejskim kilka lat. Doskonale wie, że na posiedzenia Rady Europejskiej, czy w Parlamencie Europejskim nie przyjeżdżają potulne owieczki, tylko twardzi gracze, walczący o interesy poszczególnych narodów. Nikt tam nie ma taryfy ulgowej. „Miękiszonami” są ci politycy opozycji, którzy czołobitnie wolą odpuścić — powiedział Michał Wójcik.

Dopytany natomiast o termin wydania przez TK orzeczenia w sprawie przepisów antyaborcyjnych przypomniał, że 20 lat temu ten sam Trybunał też zajmował się sprawą aborcji i sytuacja była podobna.Pamiętajmy, kiedy powstała Konstytucja. Dziś środowiska lewicowe nie mogą mieć pretensji o to, jak określono problematykę ochrony życia człowieka. To ich poprzednicy decydowali o takim zapisie artykułu 38 (konstytucji - Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia). Jeśli jesteśmy legalistami, musimy szanować orzeczenia. Co do terminu, to przyznaję, że był niefortunny, ale na to politycy nie mają żadnego wpływu — powiedział Michał Wójcik.

Tekst i zdjęcie za: https://wpolityce.pl/polityka/528699-wojcik-ue-chce-nam-zafundowac-malzenstwa-jednoplciowe

Radio Maryja

Elity europejskie od dawna przyjmują absurdalną definicję o tak zwanych prawach reprodukcyjnych, czyli postrzegają aborcję jako prawo człowieka. Jest to sprzeczne nie tylko z jakąkolwiek logiką, ale również z aktami prawnymi, na podstawie których funkcjonuje Unia Europejska i bardzo często się do nich odwołuje – powiedział Patryk Jaki, europoseł, w audycji „Aktualności dnia” na antenie Radia Maryja.

Patryk Jaki odniósł się do promowania tzw. praw reprodukcyjnych przez elity europejskie.

– Elity europejskie od dawna przyjmują absurdalną definicję o tak zwanych prawach reprodukcyjnych, czyli postrzegają aborcję jako prawo człowieka. Jest to sprzeczne nie tylko z jakąkolwiek logiką, ale również z aktami prawnymi, na podstawie których funkcjonuje Unia Europejska i bardzo często się do nich odwołuje. Wystarczy przywołać Powszechną Deklarację Praw Człowieka, której artykuł 3 mówi o tym, że każdy człowiek ma prawo do życia, wolności, bezpieczeństwa swojej osoby – wskazał gość Radia Maryja.

Europoseł odwołał się do poglądów niektórych eurodeputowanych, którzy uważają, że tzw. aborcja powinna być dozwolona do 9 miesiąca ciąży.

– Wielką tragedią jest to, że niewiele brakowało, aby przegłosowano rezolucję o aborcji na życzenie. Mamy posłów w Parlamencie Europejskim, którzy uważają, że prawem człowieka jest możliwość aborcji do 9 miesiąca ciąży, czyli również wtedy, kiedy dziecko ma zdolność do przeżycia poza organizmem matki. Żyjemy w czasach, w których cywilizacja życia mierzy się z cywilizacją śmierci, przed którą przestrzegał święty Jan Paweł II – powiedział Patryk Jaki.

Gość „Aktualności dnia” zwrócił uwagę na zapominanie w dzisiejszej Unii Europejskiej o jej chrześcijańskich fundamentach.

– Pokazujemy, jaka jest prawda i przypominamy, na czym była budowana Unia Europejska. Zwracamy uwagę, czym jest prawdziwa demokracja, chrześcijaństwo i prawdziwa miłość do drugiego człowieka. Jeżeli będziemy o tym zapominali, to dziwacznymi odniesieniami antropologicznymi dotyczącymi człowieka, celu życia, rozpadną się więzi społeczne. Widzimy to w wielu państwach zachodnich. Teraz ten eksperyment próbuje się wprowadzić w Polsce – mówił polityk.

Tekst i zdjęcie za: https://www.radiomaryja.pl/informacje/tylko-u-nas-p-jaki-elity-europejskie-od-dawna-przyjmuja-absurdalna-definicje-o-tak-zwanych-prawach-reprodukcyjnych-czyli-postrzegaja-aborcje-jako-prawo-czlowieka (tamże zapis całej audycji europosła Solidarnej Polski Patryka Jakiego).

„To są negocjacje. W negocjacjach nie można być, za przeproszeniem, miękiszonem, trzeba być twardym. Trzeba potrafić dbać o interesy Polski, własnego kraju” - mówił o wecie do unijnego budżetu minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Zbigniew Ziobro: Polacy popierają weto

Minister sprawiedliwości podczas konferencji prasowej odniósł się do dwóch ostatnich sondaży, w których Polacy wyrazili poparcie dla weta ws. unijnego budżetu, gdyby miał zostać on powiązany z tzw. mechanizmem praworządności. Polacy w swojej większości są dużo bardziej roztropni i odważni niż lewicowo-liberalne elity, które suflują Polakom, że użycie weta jest czymś złym i obrona Polski przed mechanizmem niepraworządnym, pod pretekstem praworządności, jest czymś złym — mówił Zbigniew Ziobro.

Zbigniew Ziobro przypomniał, że weto jest narzędziem stosowanym przez różne państwa. Wielokrotnie różne państwa stosowały weto lub groziły jego użyciem. Niedawno groził użyciem weta premier Holandii, w czasie lipcowego szczytu, kiedy i ja namawiałem pana premiera Morawieckiego, żeby zdecydował się na zastosowanie tego instrumentu. I nikt nie zarzucał panu premierowi Holandii, by tego nie robił, bo to oznacza rozpad UE albo utratę poważania dla Holandii w gronie państw europejskich. Wręcz przeciwnie - Holandia była bardziej zauważana i szanowany bardziej jej głos, bo premier tego kraju nie bał się formułować się jasnych i kategorycznych oczekiwań, grożąc zastosowaniem narzędzia, które przysługuje Holandii i każdemu innemu państwu, w tym Polsce — stwierdził minister Zbigniew Ziobro.

Minister sprawiedliwości: Nie można być miękiszonem

Zbigniew Ziobro zaznaczył, że weto jest elementem negocjacji, w których trzeba bronić polskich interesów. To są negocjacje. W negocjacjach nie można być, za przeproszeniem, miękiszonem, trzeba być twardym. Trzeba potrafić dbać o interesy Polski, własnego kraju — zaznaczył. Polacy również tak to postrzegają i oceniają zgodnie z praktyką funkcjonowania Unii Europejskiej — dodał. Polska nie jest gorsza od innych i nie musimy się prosić o zgodę na użycie weta np. Berlina, jeśli nasze interesy są zagrożone — podkreślał Zbigniew Ziobro.

Jak wskazał obecnie „stoimy w perspektywie kolejnej fazy negocjacji unijnych i z tego punktu widzenia warto być konsekwentnym i warto robić to, co robili przywódcy Francji, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii, oraz wielu innych państw, kiedy uznawali, że propozycje przedstawiane przez Komisję Europejską uderzają w ich interesy”.

„Zakończcie państwo sączenie tej propagandy”

Minister sprawiedliwości wskazał, że badania opinii publicznej pokazują poparcie Polaków dla postawy rządu. Ogromna większość Polaków popiera to, co Solidarna Polska, Prawo i Sprawiedliwość dzisiaj zapowiada, czego oczekujemy, mianowicie by inne państwa nie ingerowały w sprawy wewnętrzne Polski. To nie są sprawy Berlina, Brukseli, Paryża czy innych stolic europejskich, tylko sprawy, które powinny być załatwiane tu w Warszawie, u nas w kraju, przez Polaków — zaznaczył.

Jednocześnie zaapelował do części mediów, aby nie przestawiały sprawy weta tendencyjnie. Zakończcie państwo sączenie tej propagandy, to zakłamywanie i próbę okłamania Polaków. Polacy wiedzą, jak jest, o czym świadczą te badania. Nie dadzą sobie wmówić, że czarne jest białe — mówił.

Zbigniew Ziobro: Bronimy Unii Europejskiej

Zbigniew Ziobro odrzucił również sugestie o rzekomych atakach na Unię Europejską ze strony rządzących. Wbrew narracji niektórych mediów i ośrodków politycznych Solidarna Polska, ja jako minister sprawiedliwości i cały rząd Zjednoczonej Prawicy, nie atakujemy UE. My bronimy UE w jej aktualnym, traktatowym kształcie — mówił. Jeżeli ktoś dziś dopuszcza się zamachu na UE, atakuje podstawy UE, to prezydencja niemiecka, która proponuje rozwiązanie, które jest w sposób oczywisty sprzeczna z traktatami — podkreślał.

Propozycja Ursuli von der Leyen

Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen powiedziała w środę w Parlamencie Europejskim, że państwa, które mają wątpliwości ws. mechanizmu praworządności, mogą zgłosić zastrzeżenia do Trybunału Sprawiedliwości UE. To jest miejsce, w którym normalnie dochodzi do wyjaśnienia kwestii prawnych — zaznaczyła.

Zbigniew Ziobro pytany na konferencji prasowej, czy jest możliwość, by taka droga została wykorzystana, odparł, że „dziwi się pani przewodniczącej, że nie zna traktatów regulujących działanie Komisji Europejskiej”. Te traktaty (…) w sposób jednoznaczny przesądzają, że TSUE nie jest kompetentny do tego, żeby oceniać mechanizmy praworządności. W związku z tym to jest zastanawiające, skąd ta demagogiczna propozycja pani von der Leyen. Zdaje się, że to jest dowód na to, że działa w złej wierze — ocenił. Jego zdaniem, szefowa KE „chce forsować rozwiązania, o których wie, że są bezprawiem”. Jak mówił, prowadziłoby to do tego, że proponowane już „bezprawie” byłoby badane „kolejnym bezprawiem, które miałoby służyć jego uwiarygodnieniu”.

Zbigniew Ziobro wyraził też przekonanie, że von der Leyen jako „przedstawicielka narodu niemieckiego” powinna w sposób szczególny „zwracać uwagę na zgodność działania z literą prawą”. Historia nie tak odległa pokazuje, że ci, którzy łamali prawo kiedyś - też działając w ramach mechanizmów demokratycznych - doprowadzili do konsekwencji, które Europa pamięta do dzisiaj bardzo boleśnie — powiedział. Szef MS życzył przy tym szefowej KE „uważnej lektury traktatów europejskich” oraz „szacunku dla tych traktatów”. Ci, którzy chcą dzisiaj forsować rozwiązania, które są sprzeczne z traktatami europejskimi, są tak naprawdę agresorami wobec Unii Europejskiej i dopuszczaj się na nią zamachu — ocenił.

Negocjacje ws. unijnego budżetu

Państwa członkowskie UE nie osiągnęły w ubiegły poniedziałek jednomyślności ws. wieloletniego budżetu UE i decyzji ws. funduszu odbudowy. Polska i Węgry zgłosiły zastrzeżenia w związku z rozporządzeniem dotyczącym powiązania środków unijnych z tzw. praworządnością. Rozporządzenie przyjęto większością kwalifikowaną państw członkowskich. Obecne negocjacje prowadzi prezydencja niemiecka. Kanclerz Angela Merkel po czwartkowym wideoszczycie UE powiedziała, że trzeba kontynuować rozmowy z Węgrami i Polską. Istnieje konsensus w sprawie budżetu UE, ale nie w sprawie mechanizmu praworządności — podkreśliła. Obiecała, że Niemcy, które obecnie sprawują prezydencję w UE, zbadają wszystkie możliwe opcje.

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział wcześniej, że Polska na pewno skorzysta z prawa do sprzeciwu, jeśli nie będzie satysfakcjonującego Warszawę porozumienia w sprawie powiązania kwestii praworządności z budżetem UE. Premier Węgier Viktor Orban skierował list do niemieckiej prezydencji i szefów unijnych instytucji, w którym zagroził zawetowaniem budżetu UE i funduszu odbudowy, jeśli wypłata środków będzie powiązana z kwestią praworządności.

Tekst i zdjęcia za: https://wpolityce.pl/polityka/528047-ziobro-ws-weta-w-negocjacjach-nie-mozna-byc-miekiszonem

„Soros Sorosem – dla mnie on jest zdefiniowany, ale największą tragedią w tej chwili jest to, że w Polsce po stronie opozycyjnej nie ma żadnego dyskursu, na który problem, w którym znalazła się Polska, zasługuje. I to jest największy problem, który ja w tej chwili widzę”- mówi portalowi wPolityce.pl eurodeputowany Patryk Jaki (Solidarna Polska).

wPolityce.pl (Anna Wiejak): George Soros napisał, że „Unia Europejska nie może sobie pozwolić na kompromis w sprawie praworządności, stosowanej przy wypłacie funduszy państwom członkowskim”. To mocny głos nacisku na Berlin i Brukselę. W jakich kategoriach go odczytywać? Na ile ma on moc sprawczą? Czy mamy się czego obawiać?

Patryk Jaki: Wiadomo, że George Soros nigdy nie ukrywał, jaki jest cel prowadzonej przez niego działalności politycznej, to znaczy mówił, że chce stworzyć organizacje, które będą promowały pewną kategorię w mojej ocenie antywartości. Po to wydaje te pieniądze i po to ma na świecie ponad sto różnego rodzaju organizacji, które wpływają na politykę. I to zawsze była doktryna liberalno-lewacka. Jego zaangażowanie może też pokazywać, o co tutaj chodzi. Może pokazywać, że jeżeli tak bardzo mu na tym zależy, a przecież wiemy, że różne definicje praworządności przyjmowane przez instytucje europejskie, które teraz mają nas oceniać, wpisują się dokładnie w to, co mówi Soros i jego organizacje, to można powiedzieć, że to jest jakaś taka ich wspólnota interesów, na której przeciwległym biegunie jest interes polskiego państwa, które walczy o to, żeby zachować prawdziwą wolność. Wolność, która wyraża się w tym, czy wybory w Polsce jeszcze będą miały jakikolwiek sens, bo jeżeli zgodzilibyśmy się na powiązanie funduszy z tzw. praworządnością, a tak naprawdę na powiązanie funduszy z ideologią, to będzie oznaczało, że w przyszłości Polacy mogą wybierać sobie jakąś partię polityczną i jakiś program, a mimo że to zrobią, to i tak urzędnicy unijni zdecydują za nich, bo dzięki temu narzędziu będą mieli takie możliwości. Po prostu głos Polaków będzie miał coraz mniejsze znaczenie, bo to będzie już związanie ustrojowe. To jest walka o prawdziwą wolność Polski. Dlatego myślę widać zdenerwowanie osób, które chciałyby siłą narzucić jakąś agendę liberalno-lewicową, czego – jeszcze raz podkreślę – Soros i jego organizacje nigdy jakoś specjalnie nie ukrywały.

Czy tych słów nie należy również interpretować jako formy nacisku na Polskę, aby poddała się podbojowi kapitału głównie niemieckiego i podbojowi ideologicznemu?

Soros jest oczywiście jednym z głosów. Nie oceniałbym tego w kategoriach takich, że to jest głos najważniejszy. On na pewno nie reprezentuje interesów niemieckich. On, jeżeli widzi interes, który można realizować z aktualną władzą niemiecką, to mu sprzyja. On po prostu zawsze mówił, że tworzy te organizacje, żeby promować pewien typ polityki. Teraz, kiedy widzi, że ten typ polityki, który akurat jemu pasuje, opanował instytucje europejskie i jest szansa, żeby siłą Polakom narzucić rozwiązania, jako człowiek wyjątkowo inteligentny wie i rozumie, że jest to historyczna szansa, która leży w tej chwili na stole, która może się nigdy nie powtórzyć, a Polacy i Węgrzy się stawiają, i robi wszystko, żeby to dopiąć.

Soros Sorosem – on nigdy nie ukrywał swoich intencji – natomiast dla mnie większym problemem jest zachowanie polskiej opozycji, która w sytuacji, gdy Polsce chce się odebrać uprawnienia na lata, postępuje w taki sposób. Przecież w przyszłości to ograniczenie uprawnień będzie dotyczyło wszystkich władz, a władze UE mogą się też przecież zmienić. To jest kwestia polityki. Mamy do czynienia z kwestią polskiej racji stanu, a nie ma żadnej poważnej debaty w Polsce między rządzącymi a opozycją w sytuacji tak dużej zmiany ustrojowej, w jakiej znalazło się nasze państwo. I to jest w tej chwili największa tragedia Polski. Soros Sorosem – dla mnie on jest zdefiniowany, ale największą tragedią w tej chwili jest to, że w Polsce po stronie opozycyjnej nie ma żadnego dyskursu, na który problem, w którym znalazła się Polska, zasługuje. I to jest największy problem, który ja w tej chwili widzę.

Czy nie odnosi Pan wrażenia, że próbuje nam się narzucić jakąś nową rzeczywistość?

To nawet nie jest wrażenie, to jest fakt. Od dawna próbuje nam się narzucić obce wartości. Wiadomo przecież, że cała ta lewicowa agenda UE jest oparta na syntezie neomarksizmu i myślenia Spinelliego w tym sensie, żeby odejść od państw narodowych i stworzyć jeden międzynarodowy organizm, jedną Unię Europejską, gdzie Polska ze swoją ponad 1000-letnią historią będzie miała mniejsze znaczenie, będzie jakimś województwem w UE. To jest jego cel, nigdy tego nie ukrywał i politycy europejscy również do tego dążą. Elity europejskie do tego dążą, otwarcie przyznając rację Spinelliemu. Można znaleźć na to dowody. Na przykład przy rozpoczęciu tej kadencji PE, gdzie w wystąpieniach liderzy polityczni odnosili się pozytywnie do tej idei. Ale to jest kwestia tożsamości państw narodowych i w ogóle projektu państwa europejskiego. Żeby to się mogło stać i żeby mogło powstać jedno państwo europejskie, to trzeba różnymi metodami kulturowo-tożsamościowymi odciągnąć Polaków i inne narody od tradycyjnie rozumianego patriotyzmu. A można to robić różnymi zabiegami kulturowymi, działalnością organizacji trzeciego sektora, które pokazują, że patriotyzm jest śmieszny, staromodny, starodawny, teraz nie musimy wieszać flagi polskiej, modniejsza jest flaga tęczowa. Ale są też i inne zabiegi. Wiadomo, że twierdzą polskości była tradycyjnie rozumiana rodzina, Kościół, macierzyństwo i również w te wartości Unia Europejska czy jej elity uderzają od lat poprzez sprzyjające im media czy sprzyjających im polityków. To jest gra wielopoziomowa, która na samym końcu ma cel taki, żeby utworzyć państwo europejskie, gdzie tej tożsamości narodowej będzie bardzo niewiele.

Musimy pamiętać, co to oznacza dla Polaków, a mianowicie, że staną się obywatelami drugiej kategorii, że gdyby powstało państwo europejskie, wcale nie będą traktowani tak samo jak Niemcy, bo co kryje się za tymi pięknymi hasłami widzieliśmy w przypadku tzw. dyrektywy transportowej. Pokazuje ona, że niby wspólny rynek, wspólne wartości itd., ale jak polskie firmy radzą sobie lepiej, to prawem trzeba te ich szanse unicestwić. To jest pytanie, czy chcemy być obywatelami drugiej kategorii? Czy jesteśmy w stanie w ogóle zrozumieć ten cały proces, który się w Polsce toczy?

Wspomniał Pan o opozycji, że brak jest po jej stronie rzetelnej debaty i konstruktywnego podejścia do tego problemu, o którym rozmawiamy. Na ile jest to pokłosie działalności organizacji finansowanych przez George’a Sorosa? Czy w tej sytuacji nie należałoby po prostu wyprosić wszystkich organizacji przez niego finansowanych z Polski?

Oczywiście instytucje polskiego państwa muszą działać i muszą widzieć sytuację, w której ktoś namawia do puczu, albo łamie polskie prawo, albo namawia do dezintegracji polskiego państwa. Aczkolwiek ja nie chciałbym się skupiać na Sorosu, bo organizacje przez niego finansowane – oprócz działalności, która jest wątpliwa – prowadzą też działalność, która jest na pewno zgodna z polskim prawem. Ich punkt widzenia – lewacki, związany ze środowiskiem hedonizmu kulturowego – jest zgodny z prawem, chociaż uważam, że dla państwa szkodliwy. Moim obowiązkiem jest mówić, jakie zagrożenia są z tym związane.

Ale jak mówię nie chciałbym się skupiać na Sorosu, bo w tej chwili większym problemem jest to, że nie wszyscy liderzy polskiego państwa są w stanie rozpoznać zagrożenie związane z tą wielką zmianą ustrojową, która może nastąpić razem z przyjęciem tego rozporządzenia. To jest największy dramat. Kiedy był wprowadzany traktat lizboński, który przecież nie szedł tak daleko, jak to rozporządzenie, to w Polsce odbywała się duża, poważna debata. Dzisiaj jesteśmy trzynaście lat później i polskie życie publiczne w sensie jakości debaty publicznej w mojej ocenie wygląda dużo gorzej niż wtedy. Dzisiaj po drugiej stronie często zamiast argumentów merytorycznych, związanych z polską suwerennością, mamy takie opowieści: „A proszę panią, a oni są przeciwko Unii Europejskiej”. To jest największy dramat polskiego państwa.

A z czego on tak dogłębnie w Pana ocenie wynika?

Wynika z tego, że polska opozycja ma duży problem z samodzielnym określeniem długofalowych celów swojej polityki i przyjmuje często agendę, która jest im narzucana albo przez media III RP – nie zawsze ta agenda jest agendą, która nie ma swoich źródeł zagranicą – albo poprzez bardzo silne organizacje i tutaj na przykład związane z Sorosem, środowisko „Gazety Wyborczej”, czy te wszystkie organizacje. To one opozycji narzucają agendę, a opozycja to przyjmuje. Nie widzę po stronie opozycji takiej osobowości, która byłaby w stanie samodzielnie zakreślić cele czy idee, którymi by się mogła kierować. To jest po prostu ta agenda, która przychodzi z zewnątrz i oni się w nią wpisują i ją realizują. Brak jest samodzielnej refleksji u któregokolwiek z liderów, że to jest ograniczanie polskiej suwerenności. Paradoksalnie Donald Tusk to widział, do czego nie chce się przyznać. Pokazuje to, że na opozycji to rzeczywiście była osoba, która reprezentowała dużo większą jakość przy wszystkich jego wadach niż obecni liderzy opozycji. To przede wszystkim wynika z tego. O liderach prawicy można wiele mówić, ale oni samodzielnie widzą i potrafią narzucić tematy, potrafią rozpoznać zagrożenia. Czy robią to lepiej czy gorzej jakościowo, ale potrafią to zdefiniować, ważny spór dla państwa. Natomiast za opozycję definiują to czynniki medialno-zewnętrzno-trzeciosektorowe. I to jest uważam największy problem opozycji.

Dziękuję za rozmowę.

Tekst i zdjęcie za: https://wpolityce.pl/polityka/527426-jaki-wiekszym-problemem-niz-soros-jest-polska-opozycja

Radio Maryja

Polska w sprawie praworządności będzie zyskiwać sojuszników, ponieważ forsowane kolanem rozwiązania budzą coraz większy sprzeciw – przekonywał podczas konferencji prasowej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Państwa członkowskie UE nie osiągnęły jednomyślności w sprawie wieloletniego budżetu UE i funduszu odbudowy. Polska zgłosiła weto. Wszystkie państwa powinny być traktowane równo – podkreślił premier Mateusz Morawiecki. – Domagamy się, żeby UE nie była Unią podwójnych standardów, by była Unią równych, a nie Unią równych i równiejszych – mówił premier RP w Sejmie. Na warunki Unii Europejskiej nie zgodziły się także Węgry i Słowenia.

Na naszych oczach establishment Unii Europejskiej – pod przewodnictwem Niemiec – próbował zmienić treść traktatów i dokonać rewolucji – wskazał Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości, Prokurator Generalny. – Dokonać rewolucji zmierzającej w kierunku tworzenia jednego państwa z siedzibą w Brukseli, a może w ostatecznie w Berlinie i w Brukseli. Chciano pozbawić licznych uprawnień władczych państwo polskie i uczynić z polskiej demokracji tak naprawdę demokrację fasadową – akcentował lider Solidarniej Polski. Taka sytuacja odbierałaby Polakom realny wpływ na to, co się dzieje w naszym kraju.

Minister Zbigniew Ziobro podkreślał, że rząd Zjednoczonej Prawicy skupiony jest wokół nie tylko obrony podstawowych interesów Polski i jej suwerenności, ale także wokół obrony UE w takim kształcie, w jakim obowiązuje w przyjętych traktatach. – To my bronimy praworządności UE. Broni jej polski premier, polski minister sprawiedliwości, polski rząd i Zjednoczona Prawica, która dziś odpowiada za kierunek spraw w naszej ojczyźnie – wskazał minister Zbigniew Ziobro.

Nie można przepisów traktatowych obchodzić rozporządzeniem – zwrócił uwagę wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta. W innym przypadku pozwalałoby to UE wpływać na wszystkie sfery, również te zastrzeżone dla państwa członkowskiego. – Oczywiście dzisiaj my bronimy praworządności i suwerenności Polski i innych państw członkowskich UE – mówił Sebastian Kaleta.

Zastosowanie weta przez Polskę nie jest żadnym awanturnictwem – podkreślił europoseł Patryk Jaki. Wielokrotnie było ono stosowane również przez inne państwa. – Czy Polska jest jakimś państwem gorszej kategorii? Skoro premier Holandii może stosować to narzędzie negocjacyjne, a Polska nie może. Dlaczego Polska ma być traktowana w tym zakresie gorzej? – akcentował europoseł Patryk Jaki.

Tekst i zrzuty ekranowe za: https://www.radiomaryja.pl/informacje/min-z-ziobro-forsowanie-kolanem-przez-prezydencje-niemiecka-przy-wsparciu-establishmentu-brukselskiego-rozwiazan-sprzecznych-z-traktatem-budzi-coraz-wiekszy-sprzeciw

Patryk Jaki skomentował najnowszą publikację "Faktu" dot. budżetu Unii Europejskiej.

"To już nie sprzeczka w rodzinie. Wygląda na to, że szykuje się niezła awantura. Polska i Węgry stają okoniem względem pozostałych 25 państw Unii Europejskiej. Węgry oficjalnie zapowiedziały dziś, że w poniedziałek zablokują unijny budżet na lata 2021–2027. Oznacza to, że zablokują jednocześnie gigantyczne wypłaty dla Polski w ramach pokoronawirusowego funduszu odbudowy" – czytamy w artykule "Faktu".

"Cała Unia Europejska, poza Węgrami, głosowała za powiązaniem praworządności z funduszami w trosce o walkę z korupcją i rządy prawa" - alarmuje w "Fakcie" europoseł Radosław Sikorski z PO. Artykuł zilustrowano wszystkimi przywódcami państw Europejskich od których "oderwani" zostali premier Polski Mateusz Morawiecki i Węgier Viktor Orban.

Artykuł skomentował na Facebooku Patryk Jaki: "Niemiecka gazeta Fakt dla Polaków, tłumaczy im dziś co jest w "interesie Polski"" – napisał krótko.

Tekst za: https://dorzeczy.pl/kraj/161633/niemiecka-gazeta-dla-polakow-jaki-reaguje-na-publikacje-faktu.html

Radio Maryja

Sankcje są kierowane do krajów, które realnie reformują system funkcjonowania państwa, które walczą z korupcją i walczą o poprawienie losu obywateli. Węgry i Polskę charakteryzuje odwoływanie się do wartości chrześcijańskich. Nienawiść lewackich elit do chrześcijaństwa sprawia, że z taką agresją reagują na nasze rządy – powiedział w programie „Polski punkt widzenia” w TV Trwam minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Polska oraz Węgry zawetowały budżet unijny. Minister Zbigniew Ziobro wyjaśnił, że „pod pretekstem praworządności przygotowano mechanizm politycznego zniewalania państw, które nie chcą się podporządkować Unii Europejskiej”.

– Praworządność jest tylko pretekstem. Chodzi o mechanizm, który transferuje realną władzę z Warszawy do Brukseli i daje możliwość urzędnikom oraz największym państwom UE wywierania nacisku na Polskę w przyszłości. (…) To jest radykalna redukcja polskiej suwerenności. To też milowy krok w zakresie tworzenia państwa, jakim miałaby być Unia Europejska ze stolicą w Brukseli. Suwerenność nie ma swojej ceny, nie ma pieniędzy, za które moglibyśmy ją sprzedać. W warunkach pokoju również musimy pielęgnować wolność. Stąd weto było konieczne – zaznaczył Prokurator Generalny.

Polityk zaznaczył, że mechanizm powiązania unijnych funduszy z tzw. praworządnością „sprowadza się do tego, że demokracja w Polsce stałaby się fasadowa, czyli byłaby pozorem”.

– Polacy mogliby sobie głosować, a i tak ostateczne decyzje podejmowaliby urzędnicy w Brukseli. Mogliby oni oświadczyć, że polscy politycy nie będą realizować programu wyborczego, którego chcą ich wyborcy, tylko będą realizować to, co Unia im każe, bo jak tego nie zrobią, to Polsce zostaną odebrane pieniądze. (…) Stawka jest bardzo wysoka. Nie idzie tu tylko o wymiar sprawiedliwości, ale o ogromny obszar, na który do tej pory wpływ mieli Polacy. Tego wpływu zostalibyśmy pozbawieni – wskazał szef resortu sprawiedliwości.

Na pytanie o to, dlaczego jedynie dwóch członków Unii Europejskiej jednoznacznie sprzeciwia się temu rozwiązaniu, minister Zbigniew Ziobro odpowiedział, że „często politykami kieruje doraźny interes i krótkowzroczność”.

– Politycy z innych państw nie zakładają, że za kilka lat może zmienić się układ sił politycznych. Może się okazać, że również oni – jak dzisiaj politycy polscy czy węgierscy – mogą stać się przedmiotem sankcji i napaści. W Brukseli dzisiaj rządzą elity lewacko-liberalne, dlatego kraje o lewicowej proweniencji, gdzie dochodzi do nadużyć na dużą skalę, nie są objęci sankcjami. Sankcje są kierowane do tych krajów, które realnie reformują system funkcjonowania państwa, które walczą z korupcją i walczą o poprawienie losu obywateli. Węgry i Polskę charakteryzuje odwoływanie się do wartości chrześcijańskich. Nienawiść lewackich elit do chrześcijaństwa sprawia, że z taką agresją reagują na nasze rządy – podkreślił prokurator generalny.

Tekst i zdjęcie za: https://www.radiomaryja.pl/informacje/tylko-u-nas-min-z-ziobro-nienawisc-lewackich-elit-do-chrzescijanstwa-jest-przyczyna-agresji-na-rzady-polski-i-wegier

Radio Maryja

Jesteśmy w trudnej sytuacji, również budżetowej, ale nie na tyle trudnej, żeby sponiewierać i zapomnieć o naszej suwerenności, o naszych korzeniach, o tym, jakie są nasze fundamenty i przede wszystkim o przyszłości oraz zdrowiu naszych polskich pokoleń – podkreśliła Beata Kempa, poseł do Parlamentu Europejskiego, w poniedziałkowych „Aktualnościach dnia” na antenie Radia Maryja.

Obecne porozumienie Parlamentu Europejskiego i niemieckiej prezydencji zakłada powiązanie wypłaty środków unijnych z arbitralnym mechanizmem oceny praworządności. Eksperci zauważają, że polska dyplomacja zawiodła, ponieważ stanowcze weto w tej sprawie powinno pojawić się już w lipcu. – Kwestia techniki negocjowania jest bardzo ważna, przede wszystkim dokumentów unijnych, a już na pewno dokumentów dotyczących budżetu czy całej konstrukcji budżetu (w tym przypadku budżetu związanego z funduszem tzw. odbudowy przeznaczonym na walkę z covidem). Każdy kolejny krok, jakiekolwiek nawet sugestie czy ustępstwa są bardzo niebezpieczne – stwierdziła Beata Kempa.

Jak zauważyła gość Radia Maryja, obecnie sprawa tzw. praworządności będzie rozstrzygana na szczeblu przywódców państw w ramach Rady Europejskiej. – Musimy bardzo mocno wyposażyć polskiego premiera w stanowisko i argumenty, które muszą wypłynąć z naszego kraju, podobne płyną już z Węgier. Kwestia uzupełnienia – można nawet powiedzieć uzależnienia – tego dokumentu od kwestii mechanizmów tzw. praworządności […] jest absolutnym szantażem, w którym nie kryje się nic poza politycznym dyktatem: na pewno nie merytoryka, na pewno nie definicja, na pewno nie określone kryteria – podkreśliła.

Europoseł jest zdania, że jedynym mechanizmem, jakim posługują się elity europejskie to szantaż. – Jest to szantaż nie tylko emocjonalny, ale on ma na celu spowodowanie, abyśmy ulegli temu szantażowi, abyśmy razem uchwalili budżet, który będzie mógł pozatraktatowo przyznawać kompetencje np. Komisji Europejskiej, czyli urzędnikom, do formułowania oskarżeń czy też oceniania działań podejmowanych suwerennie przez rząd polski, rząd Węgier czy rząd każdego innego kraju. Tego typu niedobry dokument może uderzyć w każdy kraj Unii Europejskiej – dodała.

Beata Kempa zwróciła uwagę, że to jest nie tylko obejście traktatu, na mocy którego powstała Unia Europejska, ale przede wszystkim złamanie tego traktatu. – Możliwości oceny i jednocześnie wysokiej decyzyjności Komisji Europejskiej czy urzędników, które ma skutkować tym, że będą nam w imię ideologicznych „widzi mi się” zabrane jakieś środki, to jest już bardzo poważna ingerencja w naszą suwerenność, ale i w suwerenność podejmowanych decyzji – oceniła.

Polityk podkreśliła, że sytuacja jest bardzo poważna. – Musimy jasno i wyraźnie określić nasze stanowisko w tej sprawie: albo weto i państwo zastanowicie się nad tym, co takiego zrobiliście (bardzo szybko proszę dojść do nowych negocjacji, wyrzucenie modułu tzw. praworządności, czyli możliwości nieograniczonej ingerencji Komisji Europejskiej w sprawy wewnętrzne danego kraju członkowskiego), albo w tej sytuacji będzie problem – oświadczyła.

Poseł do Parlamentu Europejskiego przestrzega przed populistycznym podejściem do tematu przekazywania pieniędzy przez Unię Europejską. – Nie przeceniajmy tych środków. Oczywiście jest to spora kwota, którą przez lata otrzymaliśmy, szczególnie jeśli idzie o naszą infrastrukturę techniczną, ale tak naprawdę potencjał naszego kraju buduje nasz budżet, nasze PKB, które się świetnie rozwijało. To ich bolało, przede wszystkim potencjał w ludziach, w Polakach, w społeczeństwie, w narodzie – dodała.

Rozmówca na antenie Radia Maryja stwierdziła, że szantaż wobec Polski nasilił się podczas prezydencji niemieckiej. – To jest bardzo znaczące w ocenie, dlatego że prezydencja niemiecka, niektórzy przedstawiciele Bundestagu (wiceszefowa Bundestagu), przedstawiciele prasy niemieckiej w sposób niebywale zajadły w tej chwili atakują Polskę, więc trzeba się temu bardzo mocno przeciwstawić. To jest po prostu zwykły dyktat – powiedziała europoseł.

Polityk zauważyła, że Unia Europejska nie szanuje naszej konstytucji. – Niejednokrotnie powoływaliśmy się na kwestię rangi dokumentów i uznania pewnych dokumentów, również na terenie państwa członkowskiego oraz kwestii nadrzędności konstytucji (w tym przypadku polskiej konstytucji). Oni tego nie uznają. Są głusi na tego typu argumenty. Są głusi również na argumenty, że stworzony mechanizm bez jasnych kryteriów i bez definicji jest w zupełnej sprzeczności z wieloma artykułami samego traktatu, na mocy którego powstała Unia. Nic ich nie cofnie przed tym, żeby rozszerzać katalog rozwiązań, chociażby w kwestii tzw. równości – mówiła.

– Oczywiście jesteśmy w trudnej sytuacji, również budżetowej, ale nie na tyle trudnej, żeby sponiewierać i zapomnieć o naszej suwerenności, o naszych korzeniach, o tym, jakie są nasze fundamenty, przede wszystkim o przyszłości i zdrowiu naszych polskich pokoleń – podsumowała polityk.

Tekst i zdjęcie za: https://www.radiomaryja.pl/informacje/tylko-u-nas-b-kempa-o-powiazaniu-funduszy-ue-z-tzw-praworzadnoscia-jestesmy-w-trudnej-sytuacji-ale-nie-na-tyle-trudnej-zeby-pozwolic-na-sponiewieranie-naszej-suwerennosci (tamże znajdą Państwo linkę do zapisu audio całej rozmowy).

Polityk Solidarnej Polski w mocnych słowach odpisał na tweet szefa frakcji chadeków w Parlamencie Europejskim, Manfreda Webera.

Podczas poniedziałkowego spotkania ambasadorów krajów unijnych doszło do zawetowania budżetu UE przez Polskę i Węgry. Wcześniej podjęto decyzję o powiązaniu wypłat środków unijnych z praworządnością.

Decyzja Polski i Węgier spotkała się z ostrą krytyką zachodnich polityków, zwłaszcza niemieckich. Manfred Weber zamieścił na Twitterze wpis, w którym określił zachowanie obu krajów jako "nieodpowiedzialne".

"Praworządność nie dotyczy jednego kraju albo państw Wschodu i Zachodu. Jest neutralny i dotyczy każdego. Jeśli szanujesz praworządność, nie ma się czego obawiać. Odmawianie całej Europie finansowania kryzysowego podczas najgorszego kryzysu od dziesięcioleci jest nieodpowiedzialne" – napisał szef chadeków.

Na wpis niemieckiego polityka ostro zareagował Janusz Kowalski. Wiceminister aktywów państwowych wytknął Niemcom "arogancję i bezczelność" w łamaniu unijnych traktatów.

"Niemiecka arogancja i bezczelność w łamaniu europejskich traktatów zostanie powstrzymana przez polskie VETO! Ani kroku w tył! Bronimy polskiej suwerenności, europejskich rządów prawa i stanowczo mówimy „NIE” niemieckiej hegemonii w UE" – napisał poseł.

Tekst i zdjęcie za: https://dorzeczy.pl/kraj/161446/niemiecka-arogancja-i-bezczelnosc-kowalski-ostro-odpowiada-zachodniemu-politykowi.html

„Nie ma innej możliwości, wobec bezprawia jakie proponują największe państwa wraz z prezydencją niemiecką” - tak minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mówił o ewentualnym polskim wecie do unijnego budżetu.

Na początku listopada między prezydencją niemiecką a Parlamentem Europejskim wypracowane zostało porozumienie w sprawie mechanizmu powiązania dostępu do środków unijnych z praworządnością, które zostało skrytykowane przez rządy Polski i Węgier. W liście skierowanym do szefów instytucji UE dotyczącym budżetu wspólnoty premier Mateusz Morawiecki oświadczył, że Polska podtrzymuje swoje stanowisko i nie może się zgodzić na uznaniowość mechanizmu.

Zbigniew Ziobro: „Polska winna użyć weta”

Minister Sprawiedliwości wskazywał, że to historyczny moment, w którym Polska musi uratować swoją suwerenność. Nie są to słowa przesadzone. Nie jest to patos, ani uderzanie z wysokiego C. To jest kwestia, która będzie rozstrzygać o tym, czy Polska będzie suwerennym podmiotem w ramach tej wspólnoty, jaką jest UE, czy też zostanie poddana politycznemu i zinstytucjonalizowanemu zniewoleniu — mówił Zbigniew Ziobro. Bo nie chodzi to o żadną praworządność, która jest tylko pretekstem, pięknym słowem, który ładnie trafia do ucha, ale chodzi tutaj realnie o instytucjonalne, polityczne zniewolenie, radykalne ograniczenie suwerenności — podkreślił. Już w lipcu przekonywałem, aby premier skorzystał z prawa weta — dodał. Według ministra „jest to ten moment, a którym po raz kolejny jest możliwość skutecznego wykorzystania realnej władzy, jaką traktaty UE przypisują poszczególnym państwom, w tym Polsce”. Władzy, która poszczególnym państwom daje gwarancję bezpieczeństwa i obrony swoich najbardziej podstawowych interesów i racji stanu. Po to właśnie ta zasada weta została w pewnych sprawach traktatowych zastrzeżona — mówił Zbigniew Ziobro. Przypomniał również, że to mechanizm stosowany przez inne kraje. Z tego prawa weta różne kraje wielokrotnie korzystały, dbając o swoje interesy, o swoje bezpieczeństwo i korzystając na tym — mówił minister sprawiedliwości. Propozycja prezydencji niemieckiej, wspierana przez przewodniczącą KE jest wymierzona w podstawowe interesy Polski — wskazywał. Polska broni nie tylko swojego interesu, ale również praworządności UE, traktatów i praw wszystkich państw — zaznaczył. Jak przypomniał Zbigniew Ziobro, w poniedziałek zaplanowano spotkanie komitetu stałych przedstawicieli państw UE, a następnie w kolejnych dniach odbywa się Rada UE i „teraz jest ten moment (…) kiedy Polska może zgłosić weto do wieloletnich ram budżetu i innych dokumentów przedstawionych do decyzji”.

List do premiera Morawieckiego

Zbigniew Ziobro poinformował o wysłaniu listu w tej sprawie do premiera Mateusza Morawieckiego. W tej sprawie zająłem stanowisko i wysłałem list, który jest w drodze do premiera Morawieckiego — powiedział minister sprawiedliwości. Cieszę się, że mogę mówić jedynym głosem z liderami Prawa i Sprawiedliwości, z premierem Morawieckim (…), z całą naszą koalicją i obozem Zjednoczonej Prawicy — mówił. Podkreślił, że obóz Zjednoczonej Prawicy mówi „nie” w sprawie powiązania budżetu UE z praworządnością. Mówimy „nie” dla tych rozwiązań i wskazujemy, że Polska winna użyć weta (…) Jestem przekonany, że podobnie jak pan premier Orban (…) pan premier Morawiecki z tych uprawnień skorzysta — stwierdził Zbigniew Ziobro. Podkreślał, że decyzje, o których mowa, dotyczą „spraw zasadniczych” i będą rozstrzygać o tym, co „przez dziesięciolecia będzie odbijać się na jakości życia Polaków”. W naszej ocenie nie ma innej możliwości - wobec bezprawia, jakie proponują największe kraje UE (…) - jak skorzystać z tych środków władczych, które gwarantują nam obronę naszych podstawowych interesów — stwierdził minister sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro przypomniał, że podobne stanowisko wyraził wicepremier i prezes PiS Jarosław Kaczyński.To stanowisko zostało wysłane dzisiaj do pana premiera również jako gest solidarności w stosunku do wypowiedzi pana premiera czy prezesa Kaczyńskiego — zaznaczył. Byłoby nie tylko grzechem, ale czymś więcej, byłoby czymś niewybaczalnym przez historię, gdybyśmy z tego narzędzia nie skorzystali. (…) To jest nasza racja stanu — mówił.

Apel do opozycji

Zbigniew Ziobro apelował również do opozycji. Minister podkreślił, że „wszyscy polscy politycy powinni mówić w tej sprawie jednym głosem: nie zgadzamy się na takie rozstrzygnięcia, nie zgadzamy się na tak radykalne uderzenie w pozycję Polski, nie zgadzamy się na tak radykalne ograniczenie suwerenności Polski i dlatego składamy weto, ponieważ chcemy, aby nasze podstawowe interesy były wysłuchiwane”. Zaznaczył, że to jest „nasza racja stanu” i zaapelował do polityków opozycji, „by wyszli poza swoje doraźne interesy, konflikty i spory polityczne”. Są sprawy, które nas Polaków powinny łączyć ponad politycznymi podziałami, ponad bardzo silnymi nawet emocjami, które tym podziałom towarzyszom, poza złym językiem, który tym podziałom towarzyszy, poza tym wszystkim złym rzeczom, które się wokół tych sporów dzieją, bardzo ostrych w Polsce sporów — mówił Zbigniew Ziobro.

Co w przypadku braku weta?

Zbigniew Ziobro pytany, co by się stało w momencie, gdyby premier nie zawetował unijnego budżetu, Zbigniew Ziobro odparł, że rozumie, że jest to kwestia „teoretycznych rozważań”. Słuchając wypowiedzi pana premiera, czy też wypowiedzi innych polityków PiS na czele z prezesem Jarosławem Kaczyńskim nie mam wątpliwości, że to są oceny zbieżne z tym, co tutaj zaprezentowaliśmy na konferencji — wskazywał minister. Jestem przekonany, że wszyscy myślimy tak samo i weto zostanie tutaj zastosowane. Natomiast jeśli pan mnie pyta o czysto teoretyczną sytuację (…), to w takim wypadku oznaczałoby to całkowitą utratę zaufania do premiera z wszelkimi tego konsekwencjami, które z takich sytuacji wypływają — powiedział. Podkreślił, że były „pewne rozdźwięki”, jeśli chodzi o lipcowy szczyt Rady Europejskiej, natomiast teraz cały obóz mówi „jednym głosem”. Przywołał w tym kontekście wypowiedź prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Na pytanie, czy będzie weto dla budżetu i koronafunduszu, pan prezes Kaczyński odpowiada: „będzie weto”. „Jeśli groźby i szantaże będą utrzymane, to my będziemy twardo bronić żywotnego interesu Polski. Weto. Non possumus. Ci, którzy chcą nam odebrać suwerenność i narzucić swoje widzimisię, są na drodze do upadku” — cytował. Otóż w 100 proc. podpisujemy się pod tym sformułowaniem — podkreślił szef MS.

Patryk Jaki: To bezczelne łamanie praworządności

Dalej Patryk Jaki przypominał, co w unijnym raporcie Komisji Europejskiej na temat Polski uznane zostało za złamanie praworządności. To m.in. procedura wyboru pierwszego prezesa SN, podleganie CBA władzy wykonawczej czy łączenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Europoseł wskazywał, że w wielu krajach UE funkcjonują podobne rozwiązania, ale tylko Polsce za nie miałyby być odebrane środki unijne. Na koniec wskazał „rodzynek” z raportu. Od 2016 r. RPO stoi w obliczu trudnego otoczenia, ponieważ znajduje się pod krytyką rządzącej większości politycznej — cytował Patryk Jaki. Wszystko to, o czym państwu dziś mówię, to jest bezczelne łamanie praworządności i właśnie dlatego się temu sprzeciwiamy — podkreślił.

Sebastian Kaleta: To próba obejścia traktatów

Wiceminister Sebastian Kaleta wskazywał, że nowy mechanizm praworządności ma - wbrew traktatom - zastąpić procedurę z art. 7. W tej procedurze, do ukarania danego państwa konieczna jest jednomyślność. Wobec Polski i Węgier takiej jednomyślności oczywiście nie ma — przypomniał Sebastian Kaleta. Mamy do czynienia z procesem politycznym, który służy obejściu traktatów — zaznaczył. W związku z tym, że prawo jest łamane, nie ma innej możliwości, żeby Polska nie skorzystała ze swojego uprawnienia. (..) Albo rozporządzenie wejdzie w życie, albo niemieccy politycy się opamiętają — dodał.

Michał Wójcik: „Musimy powiedzieć kategoryczne nie”

Z kolei wiceminister Michał Wójcik wskazywał, że kluczową kwestią jest suwerenność Polski. To jest bardzo ważny moment w naszej historii. To, co dzisiaj się będzie działo określi pozycję naszego kraju na kolejne kilkadziesiąt lat. Politycy opozycji muszą zdać sobie sprawę, że to jest historyczny moment — podkreślał. Jest słowo klucz: suwerenność. Ile warta jest suwerenność? Dla nas jest bezcenna. (…) Wprowadzenie mechanizmu, który łączy wypłatę środków z praworządnością to ograniczenie suwerenności — mówił. Musimy powiedzieć kategoryczne nie — wskazał Michał Wójcik.

Co po wecie? Woś: Prowizorium

Wiceminister Michał Woś przypomniał, że w przypadku weta obowiązywać będzie prowizorium budżetowe, które jest korzystne dla Polski. Skutek jest tylko jeden. Obowiązuje tzw. prowizorium — powiedział. To nie jest nic nadzwyczajnego i Polska musi wykorzystać wszystkie dostępne mechanizmy, żeby bronić swojej suwerenności — podkreślił.

Janusz Kowalski: Weto albo śmierć

Wiceminister Janusz Kowalski zaznaczył, że o polskiej suwerenności nie mogą decydować unijni politycy przy zielonym stoliku. Weto albo śmierć to hasło symbol — przypomniał. Weto oznacza utrzymanie Polski jako państwa podmiotowego, które nie zgadza się, aby przy zielonym stoliku ktokolwiek rozmawiał o polskiej suwerenności — mówił. Polska musi postawić weto w ciągu kilkudziesięciu godzin — wskazał.

Tekst i zdjęcie za: https://wpolityce.pl/polityka/526677-ziobro-chce-weta-ws-budzetu-polska-broni-praworzadnosci-ue

"Po pierwsze łamią traktat i praworządność dlatego, że nie mają podstawy traktatowej do rozszerzania swoich kompetencji w tym zakresie, który jest zastrzeżony dla państwa członkowskiego. Jeżeli do tego grożą w związku z tym sankcjami, to jest to drugie złamanie traktatu. Dlatego ludzie, którzy upominają się o praworządność, sami tę praworządność bezczelnie łamią" - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Patryk Jaki, europoseł Solidarnej Polski, odnosząc się do proponowanej przez KE strategii UE na rzecz równości osób LGBTIQ.

wPolityce.pl (Adam Stankiewicz): Komisja Europejska przedstawiła strategię UE na rzecz równości osób LGBTIQ. W dokumencie znalazło się m.in. uznawanie rodzicielstwa par homoseksualnych w sytuacjach transgranicznych. Pana zdaniem taki dokument jest w ogóle do przyjęcia?

Patryk Jaki: Od urzędników unijnych oczekiwalibyśmy przestrzegania praworządności. Przez praworządność należy rozumieć przede wszystkim działanie na podstawie i w granicach prawa. Trzeba sobie zadać pytanie, gdzie są podstawy traktatowe takiej działalności. Kwestie związane z tym, jak definiujemy rodzinę, macierzyństwo, są zarezerwowane w traktatach UE wyłącznie dla państwa członkowskiego. W związku z tym urzędnikom unijnym nic do tego, jak Polska będzie regulowała te kwestie. Urzędnik unijny próbuje to zrobić w tej chwili tylnymi drzwiami, to znaczy np. mimo tego, że Polacy nie zgadzają się, by pary homoseksualne adoptowały dzieci, to jeżeli np. para homoseksualna w Polsce będzie chciała wziąć ślub i adoptować dziecko, to przeniesie się na chwilę do innego państwa, żeby wziąć ślub i adoptować tam dziecko, a potem wróci do Polski – czyli siłą rzeczy w ten sposób obchodzi się i łamie prawo polskie, łamie się ustalenia traktatowe. To jest już absolutna bezczelność. Drugim elementem jest to, że się grozi, iż jeżeli Polska nie będzie tego przestrzegać, to będą jej zabierane pieniądze. To jest też łamanie traktatów. Po pierwsze łamią traktat i praworządność dlatego, że nie mają podstawy traktatowej do rozszerzania swoich kompetencji w tym zakresie, który jest zastrzeżony dla państwa członkowskiego. Jeżeli do tego grożą w związku z tym sankcjami, to jest to drugie złamanie traktatu. Dlatego ludzie, którzy upominają się o praworządność, sami tę praworządność bezczelnie łamią.

We wspomnianej strategii jest zawarte m.in. coś takiego jak „homofobiczna mowa nienawiści”, co miałoby dołączyć do katalogu przestępstw w UE.

W tym zakresie to jest również tylko i wyłącznie kompetencja państwa członkowskiego. To kolejny element złamania traktatów. Po drugie, Polska należy do jednych z najbardziej tolerancyjnych krajów w UE. Jedyne, czego my nie chcemy, to tylko tego, by narzucać nam „wartości”, które nie są przyjmowane przez większość Polaków. Chyba, że przyjmiemy punkt widzenia taki, jaki chcą przyjąć pani Dalli i niektórzy inni unijni urzędnicy, że nie ważne co powiedzą Polacy w wyborach, my i tak wiemy lepiej i zdecydujemy za nich. Na taką UE nikt się nie zgadza.

Powstaje pytanie, czy jest możliwość narzucenia wspomnianej strategii wbrew woli Polski. Czy jest przy przyjmowaniu tej strategii warunek jednomyślności państw?

Niekoniecznie. Jest pytanie, jaka będzie forma tego dokumentu. Mogą próbować zrobić tak, jak z kwestią praworządności, to znaczy kompletnie bez podstawy traktatowej. Jeżeli potrafili tam, to mogą to zrobić i tutaj. Na przykład w formie rozporządzenia, czyli aktu powszechnie obowiązującego. To byłoby kolejne bezczelne łamanie prawa.

Jeżeli ta strategia zostanie przyjęta w sposób, o którym pan przed chwilą powiedział, to co w takiej sytuacji powinna zrobić pana zdaniem Polska?

Polska przede wszystkim musi przemyśleć swoją strategię. Jeżeli to będzie dalej szło w tym kierunku, to uważam, że zbliżamy się blisko granicy non possumus.

Tekst i zdjęcie za: https://wpolityce.pl/polityka/526473-nasz-wywiad-jaki-urzednicy-ue-lamia-praworzadnosc

Jedyną procedurą traktatową dotycząca praworządności jest art. 7 i bardzo dobrze o tym wiecie. Problem polega na tym, że nie potrafiliście znaleźć większości dla realizacji art. 7, dlatego wymyśliliście procedurę pozatraktatową, łamiąc w ten sposób prawo, co potwierdziły nawet wasze własne opinie prawne i opinie Europejskiego Trybunału Obrachunkowego — mówił na forum PE europoseł Solidarnej Polski Patryk Jaki.

Po drugi sfera dotycząca edukacji, kultury, redystrybucji środków, organizacji sądownictwa jest - według traktatu - wyłączną kompetencją państwa członkowskiego i Polaków. Również tę kompetencję próbujecie zawłaszczyć — dodał.

Były wiceminister sprawiedliwości zwrócił uwagę na niekonsekwencję części europejskich polityków. Tak naprawdę mówiąc o praworządności sami tę praworządność łamiecie. A już symboliczne jest to, że dokonujecie napaści między innymi na Polskę. Napaści na Polskę dokonuje prezydencja niemiecka w Święto Niepodległości państwa polskiego. To jest naprawdę ogromny wstyd. Tym bardziej, że o upolitycznieniu sądów mówią Niemcy, którzy mają najbardziej upolityczniony proces wyboru sędziów w całej UE — podkreślał Patryk Jaki.

Tekst i zdjęcie za: https://wpolityce.pl/polityka/526099-jaki-prezydencja-niemiecka-dokonuje-napasci-na-polske (tamże video z wystąpienia europosła Solidarnej Polski Patryka Jakiego).