Przeskocz do treści

Czy Mirosław B. łamie prawo?

maciejmiezianMaciej Miezian

Motto:
Uczyć się, uczyć, jeszcze raz uczyć
W. Lenin

W III RP, tak jak w PRL, człowiek codziennie uczy się czegoś nowego. Na przykład ostatnio media doniosły o ataku na red. Miecugowa, któremu młody rozemocjonowany człowiek dwukrotnie próbował zrobić coś, co w moich czasach nazywało się „muką” albo „helikopterem”, ale bodajże ani razu nie trafił. Ze zdumieniem więc przecierałem oczy, gdy dowiedziałem się, o co chcą go oskarżyć.

Pierwszy z paragrafów mówi o zakłócaniu imprezy masowej. Ale – jak  zauważyli komentatorzy – skoro impreza odbywa się pod hasłem „Róbta, co chceta”, to młody człowiek poszedł tylko za wskazaniami organizatorów. Ponadto kierował się słowami twórcy festiwalu, Jerzego Owsiaka, który przy innej okazji powiedział: „Jestem pacyfistą, ale mogę teraz z "baśki" przyłożyć. Niech tylko Wałęsa wskaże, komu”. Zatem to, co przydarzyło się red. Miecugowowi w pełni mieści się w formule „Przystanku Woodstock”, którego hasłami były przecież: miłość, tolerancja i wspomniany przed chwilą pacyfizm.

Prawo jednak jest prawem i sprawcę skazać trzeba, choć z tym w naszym kraju różnie bywa. Miejmy jednak nadzieję, że – w przeciwieństwie do wystąpienia Janusza Palikota zakłócającego wiec Jarosława Kaczyńskiego w Lublinie, pląsów Człowieka-Motyla wokół procesji Bożego Ciała w Łodzi czy podarcia Biblii przez Nergala – sąd tym razem stanie na wysokości zadania i nie będzie zasłaniał się „małą szkodliwością czynu”. Możemy liczyć, że woodstockowy napastnik skończy zakuty w dyby w lochach pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów lub w gmachu przy ul. Wiertniczej, gdzie do końca życia będzie oglądał tylko TVN24 i wszystkie powtórki programów red. Miecugowa.
  
O wiele ciekawszy, także dla mnie jako autora piszącego na portalu „Kraków Niezależny”, jest drugi zarzut, który chce się postawić młodemu człowiekowi. Ten zwolennik Janusza Korwina Mikkego (bo tym razem nie jest to ani „moher”, ani PiSior, choć, oczywiście, Jarosław Kaczyński odpowiada za „stworzenie atmosfery”), będzie karany za… zmuszenie red. Miecugowa do napisania artykułu! Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale doniesienia prasowe mówią jasno o zarzucie „używania przemocy w celu zmuszenia dziennikarza do opublikowania lub zaniechania opublikowania materiału prasowego”. Faktycznie – redaktorowi Miecugowowi będzie wypadało coś o całym zajściu napisać, a może nie bardzo mu się chce albo nie ma czasu? Przecież są wakacje, gonią terminy, a ty, człowieku, teraz pisz, udzielaj wywiadów, tweetuj, zamieszczaj na fejsiku...! A może redaktor miał inne plany na te letnie dni? Kara słusznie się draniowi należy.

Od razu też zacząłem się zastanawiać nad swoją sytuacją, bo człowiek codziennie się czegoś uczy. Czy jeśli na ulicy podchodzi do mnie Mirosław Boruta i mówi: „Napisz coś o tym do Krakowa Niezależnego”, to mam do czynienia z przypadkiem „używania przemocy w celu zmuszenia dziennikarza do opublikowania materiału prasowego” (bo nie wypada mi odmówić), czy też jest to przyjacielskie ponaglenie (bo chyba nie jawne „wymuszenie rozbójnicze” ?). Niby Boruta nie bije, ale – te jego oczy! Zdają się w nich płonąć łuny nad komitetami, błąkać bandy Łupaszki i Warszyca, kryć się na barykadach warszawscy powstańcy... Presja jest nie do zniesienia. 

Ale – dość. Nie dam się więcej szantażować. „Są jeszcze sądy w Warszawie” – jak pisał na tweeterze Radek Sikorski. A i paragraf – jak mawiał ktoś inny – znajdzie się na człowieka. Od dziś piszę swoje artykuły (lub nie piszę – bo prawo daje mi i takie możliwości) do „Krakowa Niezależnego” tylko wtedy, gdy mam na to ochotę. Jak na przykład tym razem.