Jeżeli mam niekiedy ochotę przenieść się z kibicowską życzliwością i emocjami na mecze siatkówki, to taki wieczór jak wczorajszy jeszcze mi na to nie pozwala 😉
Oglądałem równocześnie oba mecze i czekałem, czekałem, czekałem, z wiarą... Po zakończeniu meczu w Krakowie zostały już tylko marzenia i refleksja, „dobrze, że chociaż ostatni mecz, na pożegnanie, wygrany”...
No, ale kilka sekund przed końcem londyńskiego meczu (może sześć?) wydarzył się ten cud. Drużyna grająca o „nic” – duńskie Odense, grające o „pietruszkę” zagrało do końca, zaatakowało, zremisowało, dało nam, krakowianom, awans.
Takiego podejścia do sportu trzeba się nam będzie może i na nowo nauczyć. Widok roześmianych, szczęśliwych piłkarzy i kibiców w Krakowie był jedyny w swoim rodzaju, warto przeżywać takie chwile.
Brawo Odense, jesteście wielcy. Dzięki Wam znów „Wisła - Pany”.