Przeskocz do treści

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

W minionym roku wzrost PKB wyniósł zaledwie 2 procent. Sektor, który zanotował największy spadek to budownictwo. Budownictwo charakteryzuje coraz większy kryzys. Nienaturalnie wysokie ceny mieszkań sprawiają, że coraz więcej ludzi nie stać na kupno swoich czterech kątów. Do tego dochodzą umowy śmieciowe i prawie zerowe szanse na otrzymanie kredytu. Coraz niższe zarobki w stosunku do rosnących cen. Widmo podwyższenia opłat za wywóz śmieci, to tylko niektóre problemy wpływające na fatalną sytuację polskiej gospodarki. Prezes Prawa i Sprawiedliwości – Jaroslaw Kaczyński przekonuje: „Rząd jest od tego, żeby kryzys potrafić przewidzieć i potrafić mu przeciwdziałać. Niestety mamy zamiast przeciwdziałania jakąś zakrawającą na groteskę propagandę sukcesu, a nie tego nam trzeba a przeciwdziałania. Przeciwdziałanie jest łatwe. My mamy receptę na kryzys”.

miroslawborutaMirosław Boruta

29 stycznia 2013 roku w gościnnych progach kościoła i klasztoru OO. Kapucynów w Krakowie odbyło się uroczyste spotkanie opłatkowe małopolskich struktur Prawa i Sprawiedliwości. Spotkanie poprzedziła koncelebrowana Msza Święta w kościele pod wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, a po jej zakończeniu wszyscy zebrani zostali zaproszeni do sali gimnastycznej Wyższego Seminarium Duchownego Ojców Kapucynów, aby się pomodlić, podzielić opłatkiem, złożyć sobie życzenia, wysłuchać okolicznościowych przemówień pełnych wiary w moc Nowonarodzonego Boga oraz słów otuchy i nadziei na najbliższe, pracowite miesiące. Zebranych powitał także i towarzyszył im wspaniałym śpiewem młody chór „Vox Populi”, pod dyrekcją maestro Rafała Marchewczyka.

Poniżej linka do zdjęć z tego wydarzenia nadesłanych przez p. Andrzeja Kalinowskiego, dziękujemy:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/29Stycznia2013

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Rozrzucone na blisko kilometr szczątki rządowego Tu 154 M, wiszące na drzewach fragmenty maszyny, przewody trakcyjne nieuszkodzone to tylko niektóre informacje znajdujące się w rosyjskim dokumencie ujawnionym przez miesięcznik „Nowe Państwo”.

nowepanstwo83Dokument jest zatytułowany „Protokół Oględzin Miejsca Zdarzenia”. Informacje tam zawarte są takie same jak zeznania świadków, nie pojawia się informacja o „pancernej brzozie”.

Cały dokument oraz mapa miejsca w którym doszło do tragedii znajduje się w najnowszym numerze „Nowego Państwa”.

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Tego samego dnia oglądałem dwa serwisy informacyjne TVP.  Jeden to „Wiadomości”, drugi „Dziennik Telewizyjny” emitowany dokładnie w tym samym dniu tylko że w 1989 roku. Trafił mi się materiał archiwalny.

Gorzej wypadł… współczesny serwis informacyjny. Za katastrofę w środkach przeznaczonych na drogę dostało się … opozycji, po drodze parę mocniejszych klepnięć Unii, że to ona odpowiedzialna za śmieci i takie tam. Jakiś tekst o „przeciwnikach politycznych” rządu i tak dalej. Stare hasła.

dtvlzeW „Dzienniku Telewizyjnym” sprzed dwudziestu kilka lat pełna obrona władzy, ale … bez ataków na „Solidarność”. „Wiadomości” przechodzą same siebie. Niby tyle lat po 1989 roku, a ja mam jakieś dziwne wrażenie, że jest gorzej (fot. karta.org.pl).

michalciechowskiMichał Ciechowski

Informacja prasowa

Prawo i Sprawiedliwość apeluje do radnych PO o głosowanie przeciwko likwidacji szkół w Krakowie

Radni Prawa i Sprawiedliwości będą głosować przeciwko likwidacji szkół w Krakowie. Apelują do radnych PO o to samo. Działania władz miasta jeśli chodzi o edukację budzą ich głęboki niepokój. Skutki cięć w edukacji mogą być dla miasta w długoterminowej perspektywie niekorzystne zarówno ekonomicznie jak i społecznie. Prawo i Sprawiedliwość chce rozwoju edukacji w Krakowie. „To wizytówka naszego miasta. Mamy plan działań” – mówiła podczas konferencji radna Prawa i Sprawiedliwości Barbara Nowak.

W Krakowie od dłuższego już czasu trwa spór o szkoły. Jutro przed nami ważne głosowania. Radni Miasta Krakowa podejmą decyzje czy 14 szkół, o które toczy się obecnie spór zostaną zlikwidowane. Prezydent Majchrowski i współrządząca PO chcą je likwidować. Działania te tłumaczą koniecznością oszczędzania, gdyż miasto jest poważnie zadłużone. Przeciw takim praktykom protestują liczni krakowianie.

Rok 2012 był tylko pierwszym odcinkiem procesu likwidowania krakowskiej gminnej sieci szkół samorządowych. 28 grudnia 2012 r. ogłoszono kolejną listę szkół do likwidacji. Na czarnym wykazie znalazło się 14 szkół. I to właśnie o być albo nie być tych placówek toczy się obecnie walka. Władze miasta szacują, że do końca 2014 r. oszczędności związane z kosztami osobowymi oraz kosztami utrzymania budynków wyniosą 5,7 mln zł. W wyniku zmian liczba etatów zmniejszy się o ok. 90 (ok. 46 etatów pedagogicznych, ok. 44 etaty pracowników administracji i obsługi). To jednak nie koniec. Prezydent Majchrowski wraz z PO ma w planach dalsze likwidowanie szkół. Kilka sygnałów już mamy. W dokumentach przekazanych przez Wydz. Edukacji członkom Okrągłego Stołu Edukacyjnego można przeczytać o zaplanowanej likwidacji, przekazaniu, łączeniu, zmianie siedziby ok. 40 szkół, zamknięcie stołówek w dalszych 52 szkołach.  Proces degradacji szkolnictwa samorządowego w zamierzeniu dzisiejszych władz Krakowa ma zatem  trwać.

20130129kpbzRadni Prawa i Sprawiedliwości domagają się od radnych PO i od prezydenta Majchrowskiego wycofania się z niefortunnych decyzji i głosowania przeciw likwidacji szkół w Krakowie. Sprzeciwiają się dożynaniu krakowskiej edukacji, co może skutkować zdemolowaniem sieci szkół samorządowych, uczynieniem z przedszkoli samorządowych miejsc nieprzyjaznych najmłodszym krakowianom, pozbyciem się budynków szkolnych, często zmodernizowanych czy wręcz zabytkowych o dużej wartości rynkowej. Dlatego, podczas jutrzejszej sesji, będą głosować przeciw likwidacji szkół. Jednak aby uratować krakowskie szkoły głosy radnych Prawa i Sprawiedliwości nie wystarczą. Potrzeba także głosów radnych z PO. Od tego jak zagłosują radni PO zależy los uczniów i ich rodziców oraz nauczycieli szkół przeznaczonych przez władze Krakowa do likwidacji.

Jest wiele miejsc gdzie można  oszukać oszczędności. Nie kosztem naszych dzieci i kosztem przyszłości miasta. Edukacja dotąd była jego wizytówką i przewagą konkurencyjna nad innymi miastami w Polsce i Europie”. – mówi radna Barbara Nowak „Edukacja, jest jedną z ostatnich dziedzin, na których należy oszczędzać. Odbieranie pieniędzy na edukację, zamykanie szkół, likwidowanie stołówek, likwidowanie miejsc pracy dla nauczycieli to działania szkodliwe, bardzo krótkowzroczne, za które w niedalekiej przyszłości wszyscy zapłacimy. A co do zapowiedzianych oszczędności warto także pamiętać kto narobił długów i komu każe się teraz za to płacić” – przypomniał obecny na konferencji poseł Andrzej Duda. Na zakończenia radna Barbara Nowak przedstawiła propozycje Prawa i Sprawiedliwości – „Dekalog” dla poprawy Edukacji w Krakowie (Od Redakcji: zamieszczamy je w artykule poniżej).

Relację filmową z konferencji prasowej przygotował p. Stefan Budziaszek:


http://www.youtube.com/watch?v=Z74HknGQmN4

Po pierwsze: Zmniejszenie liczebności klas: w szkołach podstawowych do 22 uczniów, w gimnazjach do 24 uczniów, a w szkołach ponad gimnazjalnych do 26 uczniów.

Po drugie: Organizacja pracy szkół na jedną zmianę.

Po trzecie: Przywrócenie finansowania stołówek szkolnych z budżetu miasta Krakowa.

Po czwarte: Przywrócenie finansowania zajęć pozalekcyjnych.

Po piąte: Przywrócenie dofinansowania wyjazdów śródrocznych dla uczniów wszystkich typów szkół.

Po szóste: Opracowanie planów remontowych budynków szkolnych, w przyszłości przyniosą one oszczędności w ich użytkowaniu.

Po siódme: Wynegocjowanie nowych opłat za pobór mocy dla poszczególnych placówek.

Po ósme: Dbanie o zasoby bazy edukacyjnej, nie sprzedawanie pustych budynków, a jedynie ich wynajmowanie za kwoty, które przynoszą co najmniej zwrot kosztów utrzymania.

Po dziewiąte: Stałe monitorowanie funkcjonowania sieci szkół samorządowych.

Po dziesiąte: Przeprowadzenie audytów budynków szkolnych, który dostarczy wiedzy o stanie technicznym i wyposażeniu dydaktycznym.

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

W poniedziałek, przed głównym wejściem do Karpackiego Oddziału Straży Granicznej w Nowym Sączu, odbyła się demonstracja przeciwko likwidacji Oddziału. Decyzją Ministerstwa Spraw Wewnętrznych jednostka ta ma być zlikwidowana. W jej miejsce powstanie Śląsko-Małopolski Oddział Straży Granicznej z siedzibą w Raciborzu. Problem polega na tym, że Racibórz znajduje się w woj. śląskim a nie przy małopolskiej granicy Polski.

sgoddzialkarpackiSenator Prawa i Sprawiedliwości Stanisław Kogut w liście do Bronisława Komorowskiego pisze: „Uprzejmie proszę zlecić postępowanie wyjaśniające w tej sprawie, gdyż czynione przez lata inwestycje w bezpieczeństwo Rzeczypospolitej Polskiej oraz wypracowany doskonały model zabezpieczania granic naszego kraju – mogą zostać zaprzepaszczone, a skutkiem tak niekorzystnych decyzji w tym obszarze będą jedynie zwiększone koszty z budżetu państwa przeznaczone na nową reorganizację Straży Granicznej oraz zabezpieczenie prywatnych interesów silnej politycznej grupy lobbingowej” (fot. miastons.pl).

Likwidacja Oddziału związana jest z redukcją zatrudnienia oraz osłabieniem granicy wewnętrznej Unii Europejskiej.

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Emisja „Anatomii upadku” w TV PULS wskazuje na pęknięcie w świecie mediów głównego nurtu. PULS, ze swoimi dwoma kanałami znalazł się na multipleksie i już dociera do wielu odbiorców korzystających z przekazu cyfrowego.

anatomiaupadkuFilm dotyczy niewyjaśnionej do dzisiaj śmierci części polskiej elity z Prezydentem Lechem Kaczyńskim. Temat zamieciony pod dywan przez media „publiczne” i „komercyjne”. Prawie każda próba ukazania dowodów podważających  wersję MAK i Komisji Millera jest wyśmiewana, chociaż z coraz mniejszą siłą.

Trudno mówić o zmianie w mediach, ale jakaś rysa na pewno się pojawia.
Trudno wierzyć, że film wyemituje TVP, ale w tej firmie wszystko jest możliwe.
Trudno mówić o powrocie do medialnej normalności, ale Polska to kraj, w którym wszystko może się wydarzyć.

Anna Maria Kowalska

Nie wiadomo, czym kierowali się barbarzyńcy, którzy, jak donosi Polska Agencja Prasowa, kolejny raz dewastując grób Tadeusza Kantora na krakowskim Cmentarzu Rakowickim ukradli zeń ławeczkę, krzyż i książkę. Jak czytamy w notatce, sytuacja ta miała miejsce prawdopodobnie w ubiegły piątek. Policja została o fakcie powiadomiona.

To już nie pierwszy taki przypadek na Rakowicach – a bodaj czwarty, jeśli idzie o grób Kantora. Z grobu bliskiej mi Osoby także jakiś czas temu ukradziono krzyż – wtopiony w attykę. Przetrwał około 80 lat, nikomu nie przychodziło na myśl, by podnieść nań rękę, ale łowcy krzyży także temu dziełu sztuki dali radę. Zapewnie później je przetapiając i spieniężając.

Dawniej cmentarze były powszechnie szanowane jako miejsca święte. Dziś, w epoce degradacji świętości wyrosła grupa  hien,  traktująca miejskie cmentarze jako dogodne miejsca kradzieży, rozbojów i łatwego łupu. To także element kryzysu etyczno–moralnego i ekonomicznego. I kolejny „odprysk” ideologii  „postępu”.

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Bidzina Iwaniszwili, premier Gruzji, obiecywał przed wyborami parlamentarnymi, które odbyły się 1 października, że jeśli zwycięży utrzyma prozachodni kurs  kraju.

Ten biznesmen, który posiada znaczny majątek w Rosji rozlicza się z ekipą obecnego prezydenta Micheila Saakaszwilego. Już w styczniu (niespełna 4 miesiące po wyborach) na mocy amnestii zostało zwolnionych 190 więźniów skazanych między innymi za szpiegostwo na rzecz Rosji, zdradę stanu, bunty wojskowe. Prowadzone są działania – oficjalnie oddolne – mające na celu obalenie prezydenta. Zbierane są podpisy wyrażające chęć wcześniejszego ustąpienia ze stanowiska Saakaszwilego. Ekipa rządowa stara się także wymienić ambasadorów „dziewięciu ważnych krajów”.

Apel matki i siostry porwanej Polsce Raminy Alisułtanowej, córki Achmeda

Jeszcze przed przyjazdem do Polski Ramina Alisułtanowa (ur. 18. 01.1995) została porwana w Czeczenii 7 lipca 2011 r. przez pracowników FSB. Dwa dni po porwaniu córka nic nie pamiętała i była pewna, że uprowadzenie nastąpiło 9 lipca. Cały ten czas znajdowała się we wsi Ekażewo w Inguszetii, u Timura Ekażewa – komendanta Inguskiego OMON-u. Dzięki nagłośnieniu sprawy przez rodzinę oraz obrońców praw człowieka, służby specjalne zmuszone były do wydania Raminy matce w dniu 9 września 2011 r. Pracownik rosyjskich służb specjalnych, który przywiózł Raminę do domu, zażądał kategorycznie, by nikt z rodziny nie opowiadał o porwaniu oraz o miejscu, gdzie ją trzymano. Dodał także, że powinniśmy się cieszyć, iż wróciła do domu żywa, a jeśli zaczniemy cokolwiek mówić na ten temat, będą problemy. Jakie – nie wspomniał.  W okresie porwania pracownicy okupacyjnych struktur bezpieczeństwa, do których zwracaliśmy się o podjęcie interwencji, mówili nam nieraz – śmiejąc się przy tym – „wasza Ramina znajduje się już w Taszkencie” (Uzbekistan). Dlatego też, kiedy porwano ją po raz drugi, a jednym z porywaczy okazał się Uzbek, ten „zbieg okoliczności” dał nam dużo do myślenia.

9 listopada 2012  roku  o godzinie 8.00 w Warszawie napadnięto nas i pobito, a córkę Raminę siłą uprowadzono w nieznanym kierunku. Doszła do nas informacja, że Ramzan Kadyrow obiecał nagrodę w wysokości 250 tysięcy Euro dla tego, kto przewiezie Raminę na terytorium Ukrainy. Podobne plotki były przekazywane wśród czeczeńskich uchodźców w Polsce. Dlatego też oświadczamy z pełną odpowiedzialnością, iż porwanie to przeprowadzono nie w celach matrymonialnych, jak to próbowali uzasadniać Polscy policjanci, a w celu zlikwidowania ważnego świadka, który mógłby powiedzieć o tym, jak rosyjskie służby specjalne przygotowują akty terrorystyczne przypisując je potem „radykalnym islamistom” – używając do tego celu porwane młode kobiety i dziewczyny (tzw. Szahidki – samobójczynie z materiałem wybuchowym). Oświadczamy, iż to porwanie było zorganizowane przez rosyjskie służby specjalne.

Jesteśmy zdziwione całkowitą bezczynnością polskiej policji, ponieważ znane są nazwiska ludzi, którzy porwali Raminę,  wiadomo jaki samochód brał udział porwaniu – podano numer rejestracyjny, jest także znany właściciel samochodu, który brał udział w tej akcji.

Telefon głównego sprawcy porwania – „Dimy Muradowa” – działał po porwaniu jeszcze cały tydzień, ale policja się tym nie zainteresowała. Działania Polskiej policji w tej sprawie są bardzo dziwne, odnosi się wrażenie, iż przykrywana jest praca rosyjskich służb specjalnych w Polsce. Czujemy się pokrzywdzone, zaszczute. Policjanci śmiejąc się, mówią – młodzi się zakochali i uciekli – przy tym powołują się na bliżej nieokreślone „tradycje” (porwanie panny młodej, by wymóc na rodzinie ślub). Według norm Islamu zgodę na ślub może dać tylko bliski krewny, a gdy panna nie ma rodziny – wtedy imam meczetu w rejonie zamieszkania bierze ją w opiekę i doprowadza do zawarcia związku małżeńskiego. Według tradycji czeczeńskiej – jeśli panna zostaje porwana, już na drugi dzień do jej rodziny przybywają pośrednicy w celu zawarcia ugody. Pośrednicy mówią krewnym, kto ją ukradł, w jakim celu, a następnie proszą o przebaczenie i pozwolenie na małżeństwo. Innych tradycji u nas nie ma. Możliwe, że w Polsce istnieją jeszcze inne „tradycje”, jednak dla nas są one nieznane. Przyjechałyśmy do Polski jako do demokratycznego państwa, licząc na zapewnienie nam bezpieczeństwa oraz azylu politycznego. Zamiast tego doczekałyśmy się sytuacji, gdy w biały dzień, w centrum Warszawy porwano naszą córkę, przy okazji zostaliśmy przez sprawców dotkliwie pobici, a policja zamiast złapać i ukarać sprawców kidnaperstwa i pobicia (którzy są znani organom ścigania) – znęca się nad nami, zarzucając nam jakieś dzikie tradycje i niepisane prawa.

Żądamy jak najszybszego odnalezienia i oddania naszej córki i siostry – w innym wypadku  będziemy zmuszone do propagowania poglądu, iż polskie służby specjalne chronią porywaczy. Inaczej nie da się tego wytłumaczyć, znając możliwości  techniczne i operacyjne władz policji i służb specjalnych RP.

Niniejsze oświadczenie przekazujemy do niezależnych środków masowego przekazu.

Warszawa, 18 stycznia 2013 r.
Szemi Alisułtanowa, Amina Alisułtanowa

Paweł Budrewicz

Pomijając, że wysokie, warto byłoby odpowiedzieć także na pytanie, jakiego rodzaju są to podatki. Bowiem wbrew mniej lub bardziej rozbudowanym nazwom mamy w Polsce tylko kilka rodzajów podatków, a biorąc pod uwagę, że chyba nazwa żadnego nie ma najmniejszego związku z rzeczywistym przedmiotem opodatkowania, warto wiedzieć, jakiego rodzaju aktywności stanowią źródło utrzymania rządu.

jakiepodatkiTa wiedza może być bardzo przydatna podczas oglądania TV. Jako że w ciągu ostatnich 20 lata niemal wszystkie rządy w Polsce były i są zwolennikami podnoszenia podatków (czyli zabierania pieniędzy obywatelom) w celu wydawania ich na administrację urzędniczą (czyli na wzrost bezrobocia) oraz na „instrumenty stymulowania gospodarki” (czyli wzrost cen), praktyczna różnica sprowadza się do tego, komu i ile chcą zabrać.

Przede wszystkim opodatkowana jest konsumpcja. Wysokość tego podatku (stawka podstawowa 23%) budzi naturalny sprzeciw, lecz jeśli wziąć pod uwagę, że praca opodatkowana jest co najmniej 63-procentowym podatkiem, nie sposób nie zauważyć, że rząd zachował się wyjątkowo wstrzemięźliwie w odniesieniu do konsumpcji. Niestety, marna to pociecha, bo niższy podatek nałożono na efekt bogactwa niż na jego źródło. To tak jakby zabrać komuś pieniądze na leczenie gangreny w nodze, żeby potem dać mu zniżkę na zakup protezy.

Kilka słów o rodzajach wydatków. Na szczęście są tylko dwa – inwestycje i konsumpcja. Podział jest dychotomiczny, czyli zupełny (oba rodzaje wydatków stanowią wszystkie wydatki) i rozdzielny (każdy wydatek jest albo inwestycją, albo konsumpcją, nigdy jednym i drugim), więc wystarczy zdefiniować jeden rodzaj wydatku, żeby wiedzieć wszystko na temat obu.

Inwestycja to taki zakup, który po uruchomieniu go pracą (czyli inwestycją w czystej postaci) ma przynieść podwójny przychód: raz – zwrócić zainwestowany kapitał, dwa – wynagrodzić wykonaną pracę. Oczywiście, z inwestycją wiąże się też ryzyko, czyli funkcja prawdopodobieństwa, że określona inwestycja w określonym czasie nie tylko nie pozwoli na wynagrodzenie pracy, ale nawet nie zwróci kapitału. A mówiąc po ludzku – na naszej pracy zarobi ktoś inny. Cóż, wszystko zostanie w rodzinie, tyle że w cudzej 😉

Nie istnieje inwestycja bez pracy, choć może istnieć praca bez inwestycji kapitałowej – np. siada facet na ulicy i śpiewa, a ludzie mu za to płacą (gdyby miał gitarę, można by mówić o wsparciu kapitałowym). Jednak we współczesnym świecie większość osób pracuje na stanowisku, w które zainwestował ktoś inny (pracodawca), kto nie pracuje sam, lecz właśnie kupuje pracę innej osoby (pracownika). Oczywiście, pracodawca też pracuje, ale nad tym, żeby znaleźć klienta na efekty pracy pracownika, tak żeby odzyskać zainwestowane pieniądze i zarobić na utrzymanie. To z tego względu bajania związkowców, lewactwa i pozostałej ekopacyfistycznej zgrai, że to pracownik utrzymuje pracodawcę, są tylko… bajaniami. Spróbujcie kiedyś wyprodukować np. telewizor samą pracą, tj. bez zakupu urządzeń i elementów – jak wam się uda, proszę o pilny kontakt.

Konsumpcja zatem jest wydatkiem „nie-inwestycją”, a więc wydatkiem, do którego nie potrzeba dodawać żadnej pracy i który nie ma na celu czegokolwiek odtwarzać czy zwracać. Konsumpcja nie wiąże się z żadnym ryzykiem, bo nie ma na celu zysku. Tym bardziej konsumpcja zachowuje zawsze maksymalną 100-procentową płynność, bo w całości realizuje się w chwili zakupu. Konsumpcja jest wyłącznie efektem pracy – cudzej, bo jej efekty kupujemy, oraz własnej, bo jej efektami płacimy. Ale nigdy nie jest przyczyną pracy, bo transakcja konsumpcyjna kończy wszystkie procesy rynkowe, jakie doprowadziły do powstania jej przedmiotu. Konsumpcja nie generuje pracy, tak jak zjedzony posiłek nie tworzy kolejnego. A co powstaje po posiłku, wie każde dziecko.

Podsumowując – konsumpcją jest np. zakup jedzenia dla cioci, mieszkania na własny użytek, złotej ozdoby do założenia w Sylwestra itp. Dla odmiany inwestycja to np. zakup jedzenia do prowadzonej przez siebie restauracji, mieszkania na wynajem, złotej ozdoby w celu odprzedaży itp. Prawda, że proste? Jak widać, o rodzaju wydatku decyduje cel, a nie przedmiot.

Łatwo zauważyć, że opodatkowanie konsumpcji nie ma żadnych skutków dla nikogo poza nabywcą i sprzedawcą – bo albo cena będzie za wysoka, albo odpowiednia. W przypadku zaś opodatkowania inwestycji rezygnacja z wydatku ma podwójny skutek – nie tylko nie dojdzie do nabycia przedmiotu inwestycji, ale nie zostanie wykonana praca, bo nie będzie na czym pracować. Mówiąc obrazowo, nie każdą piosenkę można zaśpiewać bez gitary.

W Polsce inwestycje kapitałowe nie są opodatkowane, podobnie jak nie są opodatkowane nieruchomości (śmieszny podateczek rolny czy od nieruchomości dotyczy wyłącznie areału – to jakby oceniać inteligencję po ciężarze mózgu). Opodatkowana natomiast jest czysta inwestycja, czyli praca. Jak to wygląda w praktyce? Przećwiczmy to na umowie o pracę – na tzw. minimum krajowe 1500zł oraz na średnią krajową – 3690zł.

Z umowy na 1500zł pracownik otrzyma „na rękę” 1111,86zł. To jest podstawa opodatkowania. Dlaczego? Bo po pierwsze po prostu tyle dostaje pracownik na życie, więc to jest czysta cena jego pracy, a po drugie – dla pracodawcy jest o tyle obojętne, ile wynoszą podatki, a ile cena netto, bo nie ma wpływu na wysokość opodatkowania. Dla pracodawcy istnieje tylko koszt zakupu, zawsze ten sam bez względu na to, ile zabiera rząd. Najprościej można sprawdzić ten mechanizm na podatku konsumpcyjnym. W cenie produktu za 100zł z podstawową stawką cena wynosi 81,30zł, zaś podatek 18,70zł. A przecież stawka procentowa podatku to 23%, a nie 18,70%! Owe 23% liczy się od ceny netto, a 23% od 81,30zł to właśnie 18,70zł.

Wracając do umowy – do 1111,86zł trzeba doliczyć: (1) 205,65zł podatku na państwowe emerytury (dla zmyłki zwanego składką ZUS), (2) 116,49zł podatku na państwowe usługi medyczne (zmyłkowo zwanego składką NFZ), (3) marne 66zł zaliczki na podatek od pracy (oficjalnie zwanego podatkiem dochodowym – stawka 5,93% od czystego dochodu, normalnie podatkowy raj na ziemi!), (4) drugą część podatku na emerytury państwowe – 272,85zł (znowu ZUS) oraz (5) 38,25zł podatku na to, że inni są bez pracy (ten podatek ma wdzięczne i długie nazwy z jakimiś funduszami w tytule).

Dlaczego te wszystkie daniny nazywam podatkami? Bo z punktu widzenia teorii prawa podatkowego mają wszystkie cechy podatków – są przymusowe, bezzwrotne, płatne na rzecz państwa i niepowiązane z konkretnym świadczeniem wzajemnym. Jak kto nie wierzy, niech umówi w przychodzi NFZ wizytę do endokrynologa. Życzę powodzenia. I zdrowia – ono przyda się szczególnie.

Jeśli ktoś liczył z kalkulatorem, to powinno mu wyjść nie 1500zł, ale 1811,10zł. Zgadza się – to nie błąd! To jest rzeczywisty koszt, który ponosi pracodawca. Jak łatwo policzyć, podatki o różnych nazwach wynoszą 699,24zł. Licząc od podstawy opodatkowania, te 699,24zł w stosunku do 1111,86zł daje 62,88%. Tyle wynosi w Polsce najniższy podatek od pracy. Dla średniej krajowej (formalnie 3690zł na umowie – kwota równie fikcyjna jak owe 1500zł) wartości wynoszą odpowiednio: cena netto pracy 2637,53zł, koszt zakupu pracy (cena płacona przez pracodawcę) to 4455,31zł, zaś haracz dla rządu (tzw. podatek) to 1817,78zł, czyli 68,91%.

W efekcie, robiąc zakupy, które służą wyłącznie zaspokajaniu potrzeb, płacimy 23 grosze od każdej złotówki, jaką otrzymuje sprzedawca netto. Dokonując zaś inwestycji w tzw. kapitał ludzki, czyli tworząc miejsca pracy w celu bogacenia się, płacimy co najmniej 63 grosze od każdej złotówki zarobionej netto przez pracownika. Biorąc pod uwagę, że inwestycja wiąże się ponadto z ryzykiem, należy stwierdzić, że rząd wykonuje bardzo dużo wysiłku w zniechęcanie do zatrudnienia. Wynik 12,90% bezrobocia należy w tym kontekście uznać za umiarkowany sukces rządu. Ale nic to – już z racji samej podwyżki rządowej ceny pracy w 2013r. (minimalne krajowe wzrośnie z 1500zł na 1600zł, czyli realnie z 1811,10zł na 1931,84zł) można spodziewać się wzrostu bezrobocia o co najmniej punkt procentowy na 14%.

Poza podatkiem od konsumpcji i od pracy mamy jeszcze podatek od prowadzenia większego biznesu (oficjalnie zwany CITem), czyli podatek od pracy o wyższym stopniu dokapitalizowania stanowiska, oraz podatek typu lotto metodą chybił-trafił, potocznie zwany akcyzą. Po prostu ustawodawca uznał, że niektóre wyroby – energia w postaci prądu, wódki i papierosów, oraz samochody, czyli źródło podatku drogowego potocznie zwanego mandatem karnym za przekroczenie prędkości, są zbyt tanie, a przez to zbyt łatwo dostępne. Dlatego podlegają dodatkowemu opodatkowaniu akcyzą. Ot, tak po prostu, żeby nam się od nadmiaru dobrobytu w d… nie poprzewracało.

Oprócz zasygnalizowanego już podatku-symbolu od szybkiej jazdy pozostałe podatki nie mają w Polsce większego znaczenia. Jak widać, główny nacisk opodatkowania jest kładziony na źródło bogactwa (praca), powód spotkań towarzyskich (wódka), zasilanie do konsoli i do sr…fona (prąd) oraz na truciznę (papierosy). Gdyby nie praca, można by powiedzieć, że rząd opodatkowuje to, co bliskie jego sercu. A tak pozostaje smutna prawda, że rządowi po prostu zależy na tym, żebyśmy nie mieli pracy i byli biedni.

Autor jest radcą prawnym, ekspertem Związku Przedsiębiorców i Pracodawców ds. rynku pracy i ekspertem Centrum im. Adama Smitha.

Od Redakcji: tekst publikujemy za zgodą Fundacji Pafere:
http://www.pafere.org/artykuly,n1646,jakie_podatki_placimy_w_polsce.html

agnieszkakomusinskaAgnieszka Komusińska

Koło krakowskiej Młodzieży Wszechpolskiej, a właściwie to dziewczyny z Koła, nie zgadzają się z postawą feministek i w związku z tym postanowiły promować postawę kobiety (w domyśle – Damy) która potrafi zadbać o dom, nie zgadza się z zabijaniem nienarodzonych dzieci i przede wszystkim szanuje własną osobę poprzez nieużywanie wulgaryzmów, stosowny ubiór etc.
Powstał już fan page na facebook’u, który promuje taką postawę. Ma już ponad 600 „lajków”, ale to cały czas mało…

Link do facebook’a poniżej:
http://www.facebook.com/#!/pages/W-Imieniu-Dam/329378960511717?fref=ts

Od Redakcji: Proszę Państwa, naprawdę warto tam zajrzeć i polubić. I jeszcze jedno: Mamy już ponad 600 „lajków” a może… Mamy już ponad 600 „lubczyków”  😉

Anna Maria Kowalska

Dziś już bardzo wiele środowisk – tak związanych z szeroko pojętą humanistyką, jak i z branżą techniczną ma pełną świadomość, że polska reforma szkolnictwa wszystkich szczebli to gigantyczny niewybuch z opóźnionym zapłonem. Pamiętam jednak nie tak znów odległe czasy sprzed kilku lat, gdy zapisów biurokratycznych broniono jak Częstochowy, trudności rozmnażano, a ludziom, którzy najwcześniej podjęli się krytycznej oceny ówczesnej sytuacji rzucano kłody pod nogi. Ciasne, ograniczone, wąskie myślenie zakładało, że tylko wykonanie poleceń poszczególnych ministerstw i pedantyczne trzymanie się procedur przyniesie sukces – tak prestiżowy, jak naukowy i finansowy. Obok tej opcji trwało, i trwa po dziś dzień bezustanne narzekanie w „kuluarach” uczelnianych z podtekstem: „jest bardzo źle, ale co my możemy”? Narzekanie jakże nietrafne – i bezcelowe.

Zaiste, proste drogi do klęski i samozniewolenia. Aż trudno wyobrazić sobie lepsze.

Dziś przekonujemy się do prostej prawdy: to świadome zagrożeń, wynikających z bezkrytycznego przyjęcia reform środowiska naukowe i nauczycielskie powinny nadawać aktualnie ton przemianom edukacyjnym i to od tych środowisk zależy przyszłość Polski. Jeśli nie jest nam obojętny los polskiej oświaty, kultury i edukacji – organizujmy się, twórzmy banki pomysłów w obrębie własnych kierunków i specjalności akademickich. I policzmy się! To ostatnie wydaje się najważniejsze. Nie jest bowiem wykluczone, że jeśli się nie zorganizujemy i nie policzymy,  „rząd dusz” nieodwracalnie przejmie jakieś „Nieokreślone”, albo…. Edek z „Tanga” Mrożka. A tego chyba nikt z nas nie chciałby na pewno doczekać.

krystynapawlowiczWysoka Izbo!* W imieniu klubu Prawo i Sprawiedliwość przedstawiam stanowisko w sprawie pięciu projektów ustaw dotyczących związków partnerskich.

Na wstępie chcę zwrócić uwagę, iż zajmowanie się dzisiaj przez Sejm, w sytuacji kryzysu państwa, projektami ustaw obyczajowych ma na celu odwrócenie uwagi polskiego społeczeństwa od spraw ważnych, od spraw korupcji, nepotyzmu i innych działań szkodliwych dla Polski ze strony władz.

Druga uwaga, do wnioskodawców. Najwyższe zdumienie budzi śmiałość przedstawiania Sejmowi projektów aktów prawnych, które tak rażąco są sprzeczne z polską konstytucją i ustawami, z orzecznictwem sądów i przeważającą doktryną prawa. Projekty podważają w sposób oczywisty przyjęte w konstytucji ogólne zasady ustrojowe dotyczące małżeństwa i rodziny.

Projektodawcy nie zapoznali się najwyraźniej ze stenogramami Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego, by zorientować się w intencjach ustrojodawcy, z wypowiedzi zaś członków komisji jednoznacznie wynika, że sformułowanie art. 18 konstytucji miało uniemożliwić instytucjonalizację związków osób tej samej płci.

Lekceważące podejście do obowiązującej konstytucji i polskiego systemu prawa znalazło odbicie w przedstawionych projektach ustaw, których wspólną cechą jest oparcie się na założeniach podważających wartości, o których mowa w części ogólnej konstytucji. Jest to technika niedopuszczalna, antykonstytucyjna, naruszająca standardy demokratyczne. Może być potraktowana nawet jako forma zamachu konstytucyjnego, demolującego przy tym cały system prawa w Polsce. Autorzy projektów odwołują się do wzorców w niektórych państwach, ale pomijają własną konstytucję, która póki co stanowi obowiązujący prawnie punkt odniesienia przy tworzeniu prawa w Polsce. Trzeba też podkreślić, że sprawy rodziny i obyczajowości są suwerenną kompetencją Polski i żadne obce regulacje, też Unii Europejskiej, nie mają pierwszeństwa przed prawem polskim w tym zakresie.

Celem projektodawców, czego nie ukrywają w uzasadnieniach projektów, jest uzyskanie równoprawności tzw. związku partnerskiego i jego stron ze statutem prawnym małżeństwa i małżonków w prawie polskim. Projektodawcy proponują zmianę 150 – jeśli chodzi o pana Dunina, ok. 70 – ustaw, w których chcieliby upodobnić instytucję związków partnerskich do małżeństwa we wszystkich niemal jego wymiarach. Miażdżące oceny dyskwalifikujące prawnie omawiane projekty wydały najpoważniejsze i najbardziej kompetentne środowiska prawnicze, m.in. Sąd Najwyższy, Krajowa Rada Prokuratury, Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa, jako niedopuszczalne oceniła je sejmowa Komisja Ustawodawcza. Podstawowe zarzuty dotyczą sprzeczności projektów z art. 18 konstytucji, sprzeczności z realizowanym, chronionym i promowanym w Polsce tradycyjnym modelem małżeństwa i rodziny oraz sprzeczności z polską polityką demograficzną. Rządowa Rada Ludnościowa w marcu ubiegłego roku wśród głównych celów polityki ludnościowej Polski na pierwszym miejscu wymieniła „tworzenie warunków sprzyjających powstawaniu rodzin, przede wszystkim poprzez zawieranie małżeństw i realizację planów prokreacyjnych”. Propozycje legalizacji związków partnerskich przez nadanie im charakteru jakiegoś nowego stanu cywilnego (obok stanu wolnego i małżeńskiego), stanu nieznanego polskiemu ustawodawstwu, oraz przyznanie stronom tych związków lub umów szeregu praw i przywilejów analogicznych do tych, jakie obecnie przewidziane są wyłącznie dla małżonków, są niezgodne z art. 18 konstytucji. Pomysły prawne imitujące małżeństwo, podważające je i marginalizujące są z tym przepisem oczywiście sprzeczne.

Szkoda czasu na szczegółową analizę kolejnych propozycji projektów, gdyż same ich założenia podważają zasady konstytucji i wszelkie reguły prawodawcze. Projekty są przejawem walki z małżeństwem, starają się je małpować i imitować. Projekty obalają normatywny, tradycyjny model małżeństwa jako związek kobiety i mężczyzny i jego trwałość. Tworzą szkodliwy, konkurencyjny wobec małżeństwa i z założenia nietrwały związek o liberalnych warunkach zawierania i rozwiązywania, z przywilejami małżeńskimi, ale bez obowiązków i społecznych funkcji małżeństwa. W perspektywie musiałyby te projekty doprowadzić do zmniejszenia atrakcyjności instytucji małżeństwa właściwej dla naszego kręgu kulturowego i obyczajowości, tak jak to się stało we Francji.

Z art. 18 konstytucji, który bierze pod ochronę i opiekę Rzeczypospolitej „małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzinę, macierzyństwo i rodzicielstwo” – wszędzie w rdzeniu tych zjawisk mamy funkcję prokreacyjną – wynika nie tylko definicja, o której powiedziałam, ale i obowiązek państwa ochrony i promocji małżeństwa oraz, co logiczne i konsekwentne, tym samym zakaz zrównywania z małżeństwem i popierania innych konkurencyjnych relacji i związków mogących umniejszać wartość i funkcje małżeństwa, rodziny, macierzyństwa i rodzicielstwa, takich jak związki osób tej samej płci, ale i konkubinaty. Szukanie podstaw istnienia „związku partnerskiego” w przepisach konstytucji dotyczących godności człowieka i równości jest niedopuszczalnym nadużyciem, gdyż wszystkie przepisy części szczególnej konstytucji należy interpretować nie wbrew, ale w sposób niesprzeczny, umacniający i zgodny z ogólnymi zasadami ustrojowymi wyrażonymi w jej części ogólnej, a taką ogólną zasadą ustrojową jest art. 18 chroniący tradycyjny model małżeństwa, macierzyństwa i odpowiedzialne rodzicielstwo.

Analiza projektów nasuwa myśl, iż powodem dążenia do legalizacji związku partnerskiego jest głównie chęć skorzystania z przywilejów związanych z małżeństwem (podatkowych, spadkowych, majątkowych, mieszkaniowych, administracyjnych itp.), ułatwiających życie. Społeczeństwo nie może jednak fundować „słodkiego życia” nietrwałym, jałowym związkom osób z których nie ma ono żadnego pożytku, tylko ze względu na łączącą je więź seksualną, tym bardziej że są grupy osób bliskich, którym żadnych przywilejów państwo nie przyznaje, a które powinny z przywilejów korzystać – np. rodzeństwo opiekujące się niepełnosprawnym bratem lub siostrą czy innym krewnym albo dzieci, które opiekują się niedołężnymi rodzicami. Warto też przypomnieć jeden z wyroków Sądu Najwyższego z 2007 r., który mówi, iż „zasada przewidziana w art. 18 konstytucji oznacza, że do innych związków niż małżeństwo nie stosuje się skutków prawnych wynikających z zawarcia małżeństwa oraz nie dopuszcza się takiej wykładni i stosowania przepisów, które prowadziłyby do zrównania pod względem prawnym małżeństwa i innych form pożycia. Ze względu na konstytucyjną zasadę ochrony małżeństwa oraz brak podstaw do uznania braku regulacji prawnej związków pozamałżeńskich za lukę w prawie (wymagającą wypełnienia) niedopuszczalne jest stosowanie unormowań z zakresu prawa małżeńskiego”. Osoby tej samej płci lub z innych związków pozamałżeńskich, jak konkubinaty, mogą w świetle obowiązujących przepisów określać relacje między sobą na podstawie obowiązującego prawa cywilnego i zawierać odpowiednie umowy. Nie mogą jednak zmuszać państwa do odwrócenia naturalnego porządku rzeczy i uznanych społecznie priorytetów większości służących jego trwaniu.

Autorzy projektu spłycają problemy małżeństwa i rodziny, banalizują je, podchodząc do nich zimno i komercyjnie. Uzasadnienie jest pełne demagogii i hipokryzji, a sama konstrukcja związku partnerskiego czy umowy związku partnerskiego ma cechy prawnego kiczu i grafomaństwa. Projekty pomijają całkowicie sytuację dzieci z wcześniejszych związków i innych członków rodzin naturalnych, którzy znaleźliby się w zasięgu oddziaływania związku partnerskiego. Projekty dowodzą egoistycznej niewrażliwości na ich krzywdę i utrudniłyby im normalny rozwój rodzinny i społeczny. Projekty posługują się w sposób nieuprawniony i błędny pojęciem „partnera”, już zagospodarowanym, funkcjonującym w polskim prawie – w Kodeksie spółek handlowych oznacza ono uczestnika spółki partnerskiej, tj. formy przewidzianej dla prowadzenia działalności przez osoby wykonujące zawody zaufania publicznego. Projekty zmieniają też naturalny, biologiczny sens zwrotu „wspólne pożycie”, oznaczającego m.in. więź fizyczną, seksualną między kobietą i mężczyzną – tylko między nimi. Zwrot „wspólne pożycie” odnoszony w projektach do układów homo nie ma sensu, gdyż w tych relacjach nie ma żadnego „pożycia”. W tych układach jest co najwyżej tylko jałowe „użycie” drugiego człowieka traktowanego jak przedmiot.

Niezmiennie negatywne jest stanowisko Kościoła katolickiego wobec prawnej instytucjonalizacji związków homoseksualnych. Watykańska Kongregacja Nauki Wiary – niedawno również Ojciec Święty Benedykt XVI – wyraziła stanowisko, iż „ustawodawstwa przychylne związkom homoseksualnym popadają w konflikt z prawym rozumem, gdy udzielają tym związkom gwarancji prawnych przeznaczonych wyłącznie dla instytucji małżeństwa”.

Legalizacja związków homoseksualnych jest sprzeczna z obowiązującym prawem, jej promowanie jest zakazane. Proponowane związki mają cel czysto hedonistyczny, autodestrukcyjny dla człowieka (partnera) i członków jego rodziny. Mają zapewnić, na koszt społeczeństwa i budżetu państwa, ale nie w interesie społecznym, wygodne, łatwe praktykowanie egoistycznych, nieuporządkowanych pragnień.

Zjawisko związków jednopłciowych jest sprzeczne z naturą, projekty są sprzeczne z konstytucją, zmierzają do jej obejścia, są szkodliwe, niesprawiedliwe, naruszają zasadę równości, prawo do intymności, ekshibicjonistycznie pozwalają obnosić w przestrzeni publicznej skłonności seksualne, czym naruszają poczucie estetyki i moralności większości Polaków.

W imieniu klubu Prawo i Sprawiedliwość składam wniosek o odrzucenie wszystkich projektów w całości.

* Tekst bez „komentarzy” posłów Wysokiej Izby, a fot. za stroną krystynapawlowicz.pl
Za: http://orka2.sejm.gov.pl/StenoInter7.nsf/0/DD77A77593CF34CAC1257AFE0004A965/%24File/32_b_ksiazka.pdf

Anna Maria Kowalska

Ostatnio obserwuję w urzędach i firmach wszelkiej maści nasilającą się karuzelę przejmowania ról mentorskich i menadżerskich przez pokolenie ludzi młodych. Nie byłoby w tym nic nagannego, gdyby nie wspólna cecha tych specyficznych „awansów”, ujawniająca się w bardzo krótkim czasie. To kompletny brak doświadczenia zawodowego i znajomości branży.

A zaczyna się to wszystko bardzo niewinnie. Kolega poleca koledze „obiecującego pracownika”, „syna pana X”. Mimo rozpisanego konkursu, w którym biorą udział osoby ze sporym doświadczeniem branżowym – konkurs wygrywa wskazany przez kolegę młodzieniec. Ta właśnie, odchuchana i wypieszczona młodzież, zatrudniona „z polecenia”, zamiast skromnie przyuczać się do wykonywania określonego zawodu, wydaje się być od razu stworzona do wyższych celów.  W krótkim czasie trafia na wysokie stołki, z których wędrować już można jedynie wyżej i wyżej, na niebotyczne szczyty kariery. Nic to, że jeden z drugim nie ma zielonego pojęcia o specyfice profesji, którą się aktualnie zajmuje. „Odfajkowane” szkolenia, przychylność prezesa i znajomości gwarantują finansową płynność, utrzymanie się na stołku – i korzystanie z przywilejów i rozkoszy „władzy”. A karuzela dalej się obraca. Nawet wtedy, gdy suma popełnionych błędów jest tak duża, że się ich już w żadnym razie nie da ukryć, po cichu przenosi się delikwenta na inne, równie dobrze płatne miejsce. Bo przecie z czegoś, biedaczek, żyć musi. A najlepiej, jeśli znajomości na to pozwolą, umieścić go na lukratywnych listach doradców i doradców doradcy, świadczących usługi w zakresie „jak się kotu buty szyje i niegrzeczne dzieci bije”. I jest cudnie. Cicho, bezpiecznie i ciepło, bez względu na porę roku i nastroje na rynku pracy.

Wciąż słyszę, że mamy do czynienia z „rewolucją młodych”. Coraz więcej młodych kieruje instytucjami! Coraz więcej młodych doradza! Nie mam nic przeciwko ludziom młodym na stanowiskach. Powinni oni jednak odznaczać się profesjonalizmem i rzeczowością. A jeśli z czymś sobie nie radzą, a to całkowicie wytłumaczalne – dobrze byłoby posłuchać starszych, bardziej doświadczonych. Tych, do których można mieć pełne zaufanie, nie tylko w branży – ale i w życiu.

To jedna z patologii, z którą od jakiegoś czasu przychodzi nam się zmagać. Dopóki, podobnie jak w PRL – u ,w Polsce będzie trwała karuzela stołków, bronionych za każdą cenę, dopóki kwestie „młodzieńczych” awansów będą postawione na głowie, dopóty, tak naprawdę – nie będzie państwa jak się patrzy. A już go i tak coraz mniej. Obyśmy nie obudzili się zbyt późno.

miroslawborutaMirosław Boruta

Tegoroczny, pierwszy numer „Rzeczy Wspólnych. Pisma republikańskiego” coraz bardziej zbliża nas do prawdy o „Trzeciej RP”, państwie, którego założycielską zbrodnią jednoczącą w strachu (dla PRL-u – Katyń) był okrągły stół (a jak świadczy film „Nocna zmiana” niewiele się w tej materii zmieniło). Rządy dawnej, komunistycznej nomenklatury wyposażonej w wiedzę o donosicielach i rządy niektórych z donosicieli (o ilu jeszcze nie wiemy skoro lustracja jest ciągle krępowana), dokooptowanie kilku naiwnych o „nienagannych życiorysach” spowodowały, jak pisze Rafał Ziemkiewicz w tekście „Folwark Trzeciej Rzeczypospolitej”:

„Powstaje szczególne sprzężenie w rozszabrowywaniu państwa – masy zamiast wymagać od elit, by przestały kraść, wymagają raczej, by nie przeszkadzały kraść „ludziom”. Popularność hasła walki z korupcją kończy się tam, gdzie walka ta odebrana jest jako zagrożenie nie dla oligarchów, ale dla codziennego wyłudzania świadczeń czy osiągania nielegalnych dochodów przez szarych obywateli, czego w Polsce boleśnie doświadczyło nierozumiejące powyższych uwarunkowań PiS.
W efekcie stan państwa odziedziczonego po kolonizatorach ulega zamiast poprawie pogorszeniu. Szczególnie w tych dziedzinach, które wymagają strategicznego, długofalowego planowania. Rozpada się infrastruktura, wartościowe części majątku narodowego wyprzedawane są obcym koncernom, nieodpowiedzialnie powiększane jest zadłużenie i trwonione są szanse przyszłego rozwoju. Kapitały lokowane są w inwestycjach często bezsensownych, ale takich, na których łatwiej je „przekręcić”. Fantastycznie rośnie natomiast konsumpcja, przynajmniej do momentu wyczerpania rezerw i możliwości zadłużenia, bo warunkiem utrzymania się u władzy i czerpania z niej profitów jest stałe przekupywanie wyborców”.

rzeczywspolne11Numer pisma, zatytułowany „Rządy złodziei – kleptokracja polska” otwiera omówienie popularnej na zachodzie wizji państwa jako „drapieżnego” (predator state), jak eksponuje to Bartłomiej Radziejewski: „depolityzacja i anarchizacja państwa, atomizacja i dezorientacja społeczeństwa, oraz zogniskowanie debaty na kwestiach nieistotnych – to główni przyjaciele kleptokracji”.

Dodajmy, że kleptokracja to rządy złodziei. W przypadku państwa Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego oznacza li tylko, że władcy z PO i PSL oraz ich poplecznicy wykorzystują swoją władzę do nakładania obciążeń finansowych na obywateli w celu pomnażania swoich osobistych fortun. Warto zwrócić także uwagę na teksty odwołujące się do dzieła profesora Witolda Kieżuna „Patologia transformacji” czy jego teorii o postkolonialnym charakterze „Trzeciej RP” i pasożytniczych elitach, dbających o swoje dobro.

W numerze nie brak tekstów o patologii w dziedzinie prawa, niezwykle interesująca jest rozmowa z Bogdanem Święczkowskim o armii polskiej czy artykuł Adama Radzimskiego o planowaniu przestrzennym. Na zakończenie perełka czyli analiza fundamentalnego – „oświeceniowego” – błędu teorii władzy procesualnej Jadwigi Staniszkis, której najnowszą książkę w kontekście szerszych rozważań autorki (dla wielu autorytetu z dziedziny antropologii władzy) punktuje mocno Adam Maśnica.

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Poruszanie się po krakowskich chodnikach stanowi nie lada wyczyn. Wiele miejsc jest nieodśnieżonych, zalegający śnieg utrudnia poruszanie się, szczególnie osobom starszym i mającym problemy z chodzeniem. Podobna sytuacja dotyczy przystanków. Wyjątkiem jest chodnik biegnący pod Wawelem, ale i on w całości nie jest odśnieżony. Most Dębnicki również nie jest oczyszczony ze śniegu.

zimowychodnikNiedokładne odśnieżanie z jednej strony zwęża chodnik, z drugiej powoduje że można się wywrócić. Władze miasta nie dokładają starań, aby odśnieżyć te miejsca, za które są odpowiedzialne i na których stan mają wpływ. Przykładem są przystanki autobusowe i tramwajowe. Zapewne w tej kwestii nastąpi „przekładanie” odpowiedzialności. Urzędnicy swoje, a stratni są mieszkańcy (fot. radio90.pl).

miroslawborutaMirosław Boruta

We środę, 23 stycznia Krakowski Klub Gazety Polskiej w Nowej Hucie oraz Krakowski Klub Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki (szczególne podziękowania należą się p. Marii Machl, wiceprzewodniczącej Klubu) zorganizowały uroczyste obchody 150-tej Rocznicy Powstania Styczniowego.

150latobchody1Rozpoczęliśmy je Mszą Świętą w kościele pod wezwaniem Świętego Józefa na osiedlu Kalinowym, odprawioną przez proboszcza parafii, ks. Adama Podbierę, który zarówno w intencjach i wezwaniach modlitewnych (a także podczas Nowenny do Matki Bożej Nieustającej Pomocy), jak i w homilii wiele miejsca poświęcił Bohaterom 1863 roku.

Następnie w auli kościoła, wypełnionej po brzegi, mieliśmy okazję wysłuchać „Słowa o Powstaniu Styczniowym”, wygłoszonego przez dr. Mirosława Borutę, przewodniczącego Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki oraz obejrzeć piękny i wzruszający spektakl teatralny „Polskie Wigilie”, pełen odniesień do Powstania Styczniowego, bohaterstwa i tragedii jego uczestników, a także – o czym zawsze trzeba pamiętać – morza cierpień i krzywd zadanych Polakom przez Rosjan.

150latobchody2Spektakl wspaniale wyreżyserowała p. Sława Bednarczyk, a poza nią wystąpili także pp. Zofia Karwat, Aldona Klein, Alicja Kondraciuk, Edward Jankowski, Dawid Malec i Stanisław Zając. Oprawę muzyczną przygotował p. Stanisław Zamojski. Całość uroczystości w auli prowadził p. Tomasz Orłowski, przewodniczący Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej w Nowej Hucie. Warto dodać, że wśród uczestników wieczoru byli potomkowie Powstańców Styczniowych, pp. Rafał Krajewski i Stefan Taczanowski. Wszystkim wymienionym a także niewymienionym organizatorom serdecznie dziękujemy za wspaniałe chwile patriotycznych wzruszeń.
Chwała Bohaterom 1863 roku!

I jeszcze linki do zdjęć autorstwa pp. Moniki Oleksy i Tomasza Orłowskiego:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/23Stycznia2013

stefanbudziaszekStefan Budziaszek

21 stycznia 2013 roku, w Księgarni Gazety Polskiej w Krakowie przy ul. Jagiellońskiej 11, odbyło się spotkanie z redaktorem Arturem Dmochowskim, autorem książki „Kulisy kryzysu”:
http://www.youtube.com/watch?v=_KjeqTo9VAQ

pawelkuklaPaweł Kukla

22 stycznia o godzinie 18:00,  wspólnie ze Stowarzyszeniem Solidarni 2010 z Krakowa zorganizowaliśmy w Krakowie Obchody 150 rocznicy Powstania Styczniowego, które odbyły się na Cmentarzu Rakowickim przed Mogiłą Powstańców Styczniowych. W naszym przedsięwzięciu oficjalnie wzięło udział także Stowarzyszenie Małopolscy Patrioci. Mimo późnej pory oraz mroźnego wieczoru na obchodach pojawiło się około 50 osób. Uroczystości poprowadził pełnomocnik Ligi Obrony Suwerenności, Paweł Kukla.

20130122losObchody rozpoczęły się od odśpiewania pieśni Konfederatów Barskich i wspólnej modlitwy. W dalszej kolejności głos zabrali: p. Krzysztof Róż (Liga Obrony Suwerenności), p. Michał Kuc (Solidarni 2010), p. Paweł Kukla (Liga Obrony Suwerenności) oraz aktorka, p. Sława Bednarczyk. Na zakończenie obchodów złożyliśmy kwiaty i zapaliliśmy znicze. Wszystkim przybyłym gorąco dziękujemy.

I jeszcze fotoreportaż, zdjęcia nadesłał autor:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/22Stycznia2013

Elżbieta Uczkiewicz-Bachmińska

„Tyle w tym człeku złego co dobrego mieszka” – można by powiedzieć o Owsiaku, cytując słowa Wołodyjowskiego o Kmicicu. Bo z jednej strony – zadeklarowany katolik, a z drugiej – przepędził Przystanek Jezus z Przystanku Woodstock. Zupełnie jak negatyw Jezusa wypędzającego przekupniów ze świątyni. Z jednej strony – rób ta co chce ta, ale z drugiej człowiek budzący u całej rzeszy nastolatków jak najlepsze odruchy. Do wielkiej rzadkości należą przecież sytuacje żeby nastoletni wolontariusze, w myśl wolnościowego hasła swego guru zawłaszczyli sobie puszkę z datkami i przeznaczyli je na piwo i dragi. Więc może jednak: kochajta i róbta co chce ta?

O wkładzie Owsiaka w poziom naszej służby zdrowia nie ma co nawet mówić, wiadomo, że jest ogromny. Człowiek potrafi w ciągu jednego dnia zastąpić cale rzesze urzędników Ministerstwa Zdrowia, pokazać im palcem gdzie i jakie są potrzeby i jeszcze te potrzeby, dzięki naszej ofiarności załatać. W tym roku taką dziurą w naszej służbie zdrowia, zauważoną przez JO jest urągająca wszystkiemu opieka nad osobami starszymi. Co tu dużo mówić: ludzie w naszym kraju często umierają w bólu, samotności i poniżeniu, zepchnięci do piekieł tzw. ZOL-i czyli, o ironio!, Zakładów Opiekuńczo-Leczniczych. A osób po 80- tce często nie przyjmuje się do szpitali bo… szkoda na to pieniędzy z wiecznie niedofinansowanego NFZ, trzeba zaoszczędzić dla młodszych, tych którzy rokują jeszcze nadzieje.

Owsiak to wszystko zauważył, być może dlatego, że jako sześćdziesięciolatek, mimo czerwonych spodni i pomarańczowo podkoszulka, wszedł jednak w smugę cienia. Zauważył i od razu opowiedział się za „pomocą staruszkom w cierpieniu”, czyli za eutanazją. Potem się z tego gorączkowo wycofał, twierdząc, że to były tylko prywatne rozważania, a tak w ogóle to on wcale nie jest za. Może i prywatne ale słowa poszły w świat za pośrednictwem Internetu. Owsiak, może chcący, a może i bezwiednie, wypuścił na nasze polskie podwórko próbny balonik. Albo, używając obrazowego porównania – oderwał ze skały mały kamyczek, rozpoczynając tej skały erozję.

Pamiętam z początkiem bodaj lat dziewięćdziesiątych zapoczątkowała się na Zachodzie dyskusja na temat dopuszczalności eutanazji. Najpierw nieśmiało i z zażenowaniem wobec tego co wyniosło się kiedyś ze szkółek niedzielnych i lekcji religii. Potem coraz odważniej. Protestujących czy też tylko – wątpiących zapewniano, że pomoc w „godnym” zejściu z tego świata ma być dopuszczalna tylko w beznadziejnych, stwierdzonych przez kilu lekarzy przypadkach. I tylko na wyraźne, kilkukrotnie powtórzone życzenie chorego. I tylko w obecności prawnika…

Co z tych zastrzeżeń zostało w drugiej dekadzie XXI wieku? Nic. Ludzie starsi w Beneluxie boją się iść do szpitala czy domu starości, z obawy, że ktoś tam zechce skrócić ich cierpienia. W Holandii na porządku dziennym jest sytuacja, że lekarze podają truciznę osobie obłożnie chorej kiedy zaczyna im brakować lóżek na oddziale. Rodzice dzieci z zespołem Downa spotykają się ze współczującymi pytaniami: czemu nie skorzystaliście z dobrodziejstwa eutanazji? Pielęgniarka, która w hospicjum zabiła kilkanaścioro staruszków została uniewinniona przez sąd bo… przekonała wymiar sprawiedliwości, że działała ze współczucia.

Złamanie tabu, zlekceważenie przykazania „nie zabijaj” zaowocowało również w aborcji. Ileż to razy, na jak wysokich, naukowych szczeblach przekonywano nas, że kilkutygodniowy zarodek to przecież nie człowiek jeszcze, zaledwie zlepek komórek! Nie trzeba było czekać długo jak wiele państw w swoim ustawodawstwie dopuściło tzw. późną aborcję. I dziś nierzadko w tym samym szpitalu, w sąsiednich salach jedna grupa lekarzy biedzi się nad uratowaniem sześciomiesięcznego płodu, a druga – nad  wydarciem podobnego płodu z brzucha matki i zabiciem. (Nawiasem: trudno się nie zadumać jak boyowska walka z piekłem kobiet przerodzila się w piekło dzieci...)

Nikt już nie może powiedzieć, że taki wcześniak nie jest człowiekiem. Więc… więc powstała teoria, że bycie człowiekiem wcale nie daje bezwzględnego prawa do życia. Wszystko w imię wolności i prawa do samostanowienia innych ludzi! Tych którzy mieli więcej szczęścia, matki, które nie znały, a może nie chciały zastosować się do najważniejszego przykazania: róbta co chce ta. To oczywiście różnie brzmi w różnych językach ale owocuje zawsze tym samym: erozją naszego systemu wartości. Chaosem, który wkrada się zawsze tam gdzie wchodzimy w nie swoje buty, w nie swoje kompetencje.

Równo tydzień temu zakończyła się trzynasta emisja WOŚP. Kolejnego rekordu w zbiórce chyba nie pobito, polska niezgoda na eutanazję na pewno wiele tu zdziałała. Próbny balonik przyniół wynik negatywny. Po raz kolejny okazało sie, że jesteśmy jeszcze za mało dojrzałym społeczeństwem aby wejść do "wielkiej, europejskiej rodziny" i że trzeba będzie nad nami jeszcze popracować.

ksdariuszokoKs. Dariusz Oko

Nie istnieje demokracja bez opozycji, a opozycja nie istnieje bez wolnych mediów.

Usiłowanie przejęcia całkowitej, absolutnej władzy nad mediami jest w istocie usiłowaniem przejęcia całkowitej, absolutnej władzy nad naszym rozumem, nad naszą duszą, nad całym człowiekiem i całym społeczeństwem.

Myślę, że po ostatnich wydarzeniach w mediach naszej ojczyzny najwyższy czas podjąć temat: Chrześcijanin a media. Sprawa stała się szczególnie bolesna i aktualna po niedawnej nagonce i czystce medialnej, po przejęciu przez ośrodki pro-rządowe jednych z ostatnich dużych mediów opozycyjnych: Rzeczpospolitej oraz Uważam Rze (co wywołało protesty między innymi związku dziennikarzy polskich i zagranicy). Jest też już oczywiste, że Telewizja Trwam w tych warunkach nigdy nie otrzyma miejsca na platformie cyfrowej – i to pomimo protestów milionów ludzi oraz pomimo faktu, że miejsce takie otrzymały małe, nieznane i zadłużone stacje, które do swojego głównego przekazu zaliczają między innymi wróżbiarstwo i pornografię. Jak widać, nasi decydenci ponad chrześcijaństwo wolą wróżbiarstwo i pornografię, to jest ich „lepsza” propozycja dla Polaków.

To wszystko dzieje się w sytuacji, gdy wszystkie wielkie telewizje prywatne i telewizja „publiczna” prowadzą nieustatnną kanonadę wymierzoną w opozycję, gdy już dawno usunięto z nich prawie wszystkich dziennikarzy, na których padł choćby cień podejrzenia, że sympatyzują z opozycją albo odchodzą od głównej linii wyznaczonej przez Gazetę Wyborczą - tego wielkiego dyrygenta polskich mediów, a zarazem pisma tak fundamentalnie zaangażowanego w propagowanie współczesnych ideologii ateistyczno-lewackich i dlatego też tak fundamentalnie anty-chrześcijańskiego. Dlatego też nasza telewizja państwowa jest nie tyle publiczna, co pro-rządowa. Jak w epoce późnego Gierka zajmuje się głównie rządową „propagandą sukcesu”.

Jak za komuny, żaden wyłom w monopolu mediów GW-podobnych nie może być tolerowany, nikt nie ma prawa mówić coś innego, niż oficjalna propaganda. W ten sposób dominujące media sprzeniewierzają się swojemu podstawowemu powołaniu, bo zamiast krytykować i kontrolować rząd (co normalnie należy do ich głównych zadań) zajmują się niszczeniem opozycji, a właściwie szczuciem na nią. Używają przy tym niesłychanie brutalnego języka, pełnego kłamstw i poniżania, prawdziwej „mowy nienawiści” i „retoryki szatana” godnej neobolszewizmu. Bo trzeba rzeczywiście bardzo, bardzo nienawidzić, trzeba bardzo, bardzo oddalić się choćby od minimum intelektualnej i moralnej przyzwoitości, żeby nawet przez dziesiątki lat ciągle mówić i pisać w ten sposób.

To wszystko oznacza też między innymi niesłychaną pogardę dla znacznej części społeczeństwa, traktowanie całych rzesz obywateli jak gorszej kategorii, jak podludzi, którzy nie mają prawa do udziału w publicznej debacie oraz w procesach demokratycznych, bo dzisiaj koniecznym warunkiem takiego udziału jest dostęp do mediów. Tak w naszej ojczyźnie dokonuje się przestępstw na wielką skalę, są deptane podstawowe prawa człowieka, niszczona jest demokracja i umacniana oligarchia. Tak możemy wejść w epokę „jedwabnej dyktatury” i „miękkiego totalitaryzmu”.

Oznacza to również, że coraz większe kręgi społeczeństwa mogą stawać się mentalnymi niewolnikami i papugami prawie całkowicie dominujących głównych mediów oraz stojących za nimi grup interesów i lewacko-ateistycznych ideologów. Nawet bardzo wykształceni ludzie, jednak utrudzeni pracą i wychowaniem dzieci, pochłonięci swoimi problemami, często nie analizują głębiej informacji i źródeł ich pochodzenia, za prawdę dobrodusznie uznają to, co jest najbardziej natarczywie powtarzane przez dominujące media. W ten sposób łatwo stają się ich ogłupionymi ofiarami, którymi można dowolnie sterować w obranym przez właścicieli mediów kierunku.

Tak przecież działo się w ustrojach totalitarnych, tak dzieje się dzisiaj np. w Korei Północnej. Sceny żałoby po niedawnej śmierci ich z kolei „ukochanego przywódcy” (w a w istocie człowieka żyjącego jak typowy, ateistyczny dyktator, arcy-zabójca własnego narodu) w zeszłym roku (np. częściowo tylko wymuszone akty zbiorowej histerii połączone z bicie z rozpaczy czołami o chodniki) dobitnie pokazują, co – także przy pomocy mediów – można zrobić z ludźmi, jak bardzo można ich ogłupić i zniewolić.

Usiłowanie przejęcia całkowitej, absolutnej władzy na mediami jest w istocie usiłowanie przejęcia całkowitej, absolutnej władzy nad naszym rozumem, nad naszą duszą, nad całym człowiekiem, nad całym społeczeństwem. To jest zapewne wprost szatańskie usiłowanie zapanowania nad wszystkim, bo kiedy posiada się ludzkie umysły i serca, posiada się wszystko, co ludzie mają. Tu chodzi nie tylko o politykę i ekonomię, ale także o wiarę i moralność, o wspólnotę z ludźmi i z Bogiem, o samo zbawienie. Nienawiść, kłamstwo i zbrodnia nie są najbardziej godnymi polecenia drogami do nieba! A w takiej sytuacji nawet przekonani chrześcijanie mogą być głęboko zniekształcani, wypaczani i deformowani przez ten potężny „przemysł nieprawdy, nienawiści i pogardy”, sami mogą się zakorzeniać w nieprawdzie, nienawiści i pogardzie – w myśl powiedzenia, że „gdyby Geobels miał telewizję, to Niemcy do dzisiaj nie wiedzieliby, że przegrali wojnę”. Takie media mogą się przyczynić nie tylko do utraty rozumu i przyzwoitości, ale także do utraty wiary i zbawienia. Dlatego dominujące media trzeba nieraz traktować podobnie, jak kiedyś traktowaliśmy polską Trybunę Ludu czy moskiewską Prawdę - jako tubę propagandową grup interesu oraz ich ateistycznych ideologii i nic więcej. Trzeba tym bardziej szukać opinii wiarygodnych uczonych i dziennikarzy, a nie sług oligarchów czy lewackich ideologii.

Jestem o tym głęboko przekonany, piszę to na podstawie całej mojej wiedzy i doświadczenia, na podstawie pracy naukowej i 27 lat pracy duszpasterskiej. Także na podstawie 10 lat spędzonych poza granicami Polski, głównie w najbardziej rozwiniętych krajach świata. U nas w mediach i w polityce dzieją się teraz rzeczy, które byłyby nie do pomyślenia w żadnym normalnym, demokratycznym kraju. Nasza demokracja zamienia się w dyktaturę niesioną przez media. W tej sytuacji opozycję trzeba wspierać, jak za PRL wspierało się KOR i „Solidarność”. Kiedy jest nieustannie niesłychanie atakowana i lżona bez prawie żadnej możliwości odpowiedzi, trzeba ją wspierać, jak kiedyś trzeba było wspierać prześladowanych Izraelitów. Bez opozycji nie istnieje demokracja, ale opozycja nie może istnieć bez wolnych mediów, bo inaczej nie ma możliwości dotarcia do społeczeństwa ze swoim przekazem. Dlatego wolnych mediów trzeba bronić tak, jak demokracji, tak, jak podstawowych praw człowieka.

Trzeba tym bardziej szukać mediów opozycyjnych, które są wypierane i niszczone na wszelkie możliwe sposoby. Nie możemy dać się zmanipulować, ogłupić i wytresować do nienawiści, do anty-chrześcijaństwa, do bycia bezwolnymi narzędziami właścicieli dominujących mediów, nie możemy stać się ofiarami neo-bolszewickiej „retoryki szatana”. Im bardziej ktoś chce nas ogłupić i zmanipulować odcinając nam dostęp do niezależnych, wiarogodnych informacji, tym bardziej jest niebezpieczny, tym gorsze musi mieć zamiary, tym bardziej trzeba mu się przeciwstawiać, tym bardziej trzeba samodzielnie myśleć i szukać.

Szczególnie pomocny wydaje się tutaj np. Gość Niedzielny, ale i Fronda, Niedziela, Polonia Christiana… Zapewne warto też oglądać opozycyjne telewizje internetowe, np. Razem czy Telewizję Niezależną. Ważne jest, by wspierać nowe powstałe tygodniki: W sieci oraz Tygodnik Do Rzeczy, oraz zapowiadaną telewizję Republika, które tworzą dziennikarze będący ofiarami ostatnich tak niesłychanie brutalnych, bezwzględnych pro-rządowych i anty-demokratycznych czystek.

Ponieważ strony telewizji internetowych zawierają przede wszystkim audycje publicystyczne, można ich słuchać jak radia mając włączony komputer i wykonując w tym czasie jakieś proste, nieabsorbujące zbytnio uwagi czynności biurowe czy domowe. Można zacząć np. od audycji z dziennikarzem Cezarym Gmyzem, jednej z głównej ofiar ostatniej nagonki na najbardziej prawych, uczciwych dziennikarzy:

http://vod.gazetapolska.pl/3053-swiety-jerzy-zabija-smoka-nagroda-dla-cezarego-gmyza

http://vod.gazetapolska.pl/3047-manipulacje-w-mediach-gmyz-na-kul

Można też posłuchać opinii uznanego profesora prawa na temat dochodzenia smoleńskiego:

http://vod.gazetapolska.pl/2702-katastrofa-w-swietle-prawa-miedzynarodowego

Możemy sobie tak wzajemnie pomagać, podając linki, wskazując na te audycje i artykuły, które wydają się szczególnie ważne, które wydają się szczególnie ważną korektą tego, co pod dyktando GW głoszą dominujące media.

Tu chodzi także o naszą rozumność i naszą wolność, nasze chrześcijaństwo i naszą wiarę, albo raczej przede wszystkim o nie. W tych zmaganiach z mentalnymi i medialnym neo-bolszewizmem nie jesteśmy bez szans, podobnie, jak nie była bez szans Polska, kiedy w 1920 roku przeciwstawiła się sługom bolszewizmu.

Ponieważ Najwyższy jest Prawdą, to pomimo całej powodzi (nieraz wprost szatańskiego) kłamstwa, prawda ostatecznie musi zwyciężyć. Najpóźniej na Sądzie Ostatecznym – a często już wcześniej.

150latpowstaniastyczniowegoUroczystości upamiętniające 150. rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego odbyły się w niedzielę 20 stycznia 2013 roku w Sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej i św. Rafała Kalinowskiego w Czernej koło Krzeszowic.

Poniżej linka do zdjęć z tego wydarzenia nadesłanych przez p. Andrzeja Kalinowskiego, dziękujemy:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/20Stycznia2013