Przeskocz do treści

Marek Morawski

To też zapomniana wartość. Kiedyś wystarczyło powiedzieć: „To przyzwoity człowiek” i w tym powiedzeniu było wszystko. Była przede wszystkim zwykłość, bo rzeczą zwykła była przyzwoitość. Draństwo to było coś nadzwyczajnego. Nieuczciwość rzadko się zdarzała. Domy mogły stać i stały – pamiętam to doskonale – otworem i nikt nie okradał. Tak było na Podhalu, tak było pod Krakowem i w wielu miejscach Polski. Nawet w Krakowie wiele ludzi nie zamykało drzwi. Nie było placów zabaw. Dzieciaki bawiły się na ulicy, na podwórkach. Jeśli zachciało się jeść, albo też siusiu to biegły do domu jak najszybciej, bo koledzy, koleżanki czekają. Walizka mogła stać na dworcu tydzień, zapomniana przez jakiegoś roztargnionego podróżnego. Kiedy wrócił na dworzec, to ona stała tam, gdzie walizkę zostawił. Nikt jej nie przestawiał, bo jeśli ten człowiek przypomniałby sobie, to przecież właśnie to miejsce gdzie ostatnio był z walizką. Jakie proste, jakie logiczne i jakie uczciwe.

Jeśli ktoś zobowiązał się do wykonania czegokolwiek w określonym terminie, za określona cenę to nie musiał zawierać specjalnych umów. Było po prostu wykonane. Tak funkcjonowało życie w rodzinach, pomiędzy znajomymi, w sąsiedztwie. Ludzie nie tylko szanowali innych, ale przede wszystkim siebie. Niedochowanie słowa powodowało uznanie takiego człowieka za szmaciarza. Dzisiaj co rusz ktoś zabiera głos nawet na forum parlamentu i mówi nieprawdę, zapowiada gruszki na wierzbie bez zmrużenia oka, a fakty medialne uznaje za prawdę, za rzeczywistość. Wszystko jest prokurowane na zamówienie. Również dobrobyt, zielona wyspa, tylko nie mówi, że to na Hawajach.

Śluby i przysięgi to nie były słowa rzucane na wiatr. One obligowały do określonych zachowań i tego przestrzegano. W przeciwnym razie człowieka uważano za krzywoprzysięzcę.

Takie i inne zmiany dokonały się za mojego życia. Na gorsze.

O ile zmiany w technice uważam za dobre, o tyle zmiany w naszych postawach, obyczajowości nie. To za ich przyczyną ze słownika zaczęło znikać słowo „przyzwoitość”. Nikt nie chce powalczyć o przyzwoitość, aby się nie doczekać epitetu „wiocha” albo podobnego.  Kiedyś zatęsknimy do normalnej normalności. Wielu wszystkich pokoleń będzie wzdychać, by czasy tej pogardliwie określanej „wiochy” wróciły, a to nie będzie proste, może nawet nie będzie możliwe.

Dla mnie dziś wiochą jest właśnie nieprzestrzeganie tych zasad, tych norm, które odróżniały nas od innych stworzeń, od prostactwa, od zwykłego „stempla”. Niesłusznie dostaje się przez ten epitet mieszkańcom wsi, a szczególnie chłopom. Oni mieli honor i byli przyzwoici i to oni zostawiali otwarte domy ufając jeden drugiemu i to funkcjonowało. Dopiero kiedy pojawiła się hołota wyprodukowana przez NKWD, a potem własne służby specjalne, siły „demokratycznie” realizujące zamordyzm wszelkie wartości zaczęły ginąć. „Kultura”, którą przywieźli czerwonoarmiejcy wszystko zaczęła niszczyć i tak na nieszczęście dzieje się do dnia dzisiejszego.  Nie dba się o zasady, o najważniejsze wartości. Nie pielęgnuje się tego, co wymaga niezwykłej dbałości.

Kiedy upadały zasady, to kończyła się przyzwoitość. Pojęcie to było wieloznaczeniowe. Nawet słowo „uczciwość” miało węższe znaczenie. Przyzwoity, to nie tylko uczciwy, ale i godnie się zachowujący właściwie we wszystkich sytuacjach. To nie mógł być człowiek upijający się, niestosownie ubrany, zalegający ze zwrotem czegokolwiek, zbyt swobodnie zachowujący się w miejscach publicznych i nie tylko, przechodzący obojętnie koło człowieka potrzebującego pomocy i chyba można jeszcze wiele wymieniać atrybutów.

Faktem jest, że było to zwięzłe określenie i wystarczające do nakreślenia sylwetki człowieka. W tym pojęciu kryła się i godność i również honor. Człowiek honorowy nie mógł być nieprzyzwoity.

Dzisiaj odarto wiele słów z ich pierwotnej treści, wiele zepchnięto w kąt. Były mało wygodne lub wręcz niewygodne ludziom bez honoru, nieuczciwym.

Czasy się zmieniają, słownictwo też. Tyle, że nie każda zmiana jest korzystna. Oznacza to transformację tę najistotniejszą, bo dotyczących zachowań etycznych ludzi. Nie sądzę, aby to było wygodne dla kogokolwiek. Nawet dla złodziei i oszustów. Chyba wystarczy chwila zastanowienia, aby wyciągnąć konkluzję zgodną z moją. Nieuczciwość wśród złodziei można było przepłacić gardłem. To niesłychane, ale dzisiaj trzeba się posługiwać takimi przykładami. Inne są niezrozumiałe.

Mimo wszystko powróćmy jak najrychlej do wartości przyzwoitych ludzi. Będzie się nam lepiej żyło. Czy to nie wspaniałe żyć wśród ludzi, którzy uczciwość pojmują tak samo jak my, których zwykłe słowo, wypowiedziana kwestia ma wagę, jakiekolwiek deklaracje mają wartość niczym przysięga, a rzecz pozostawiona, zgubiona nie znika wraz z pierwszym przechodniem.

Jakież to proste, a jak wygodne na co dzień, w życiu publicznym, prywatnym, w polityce, właściwie zawsze. Tylko że te zasady trzeba przestrzegać i wymagać od innych, szczególnie od polityków.

miroslawborutastefanbudziaszekMirosław Boruta, Stefan Budziaszek

10 grudnia o godz. 16:30 w Archikatedrze Wawelskiej została odprawiona Msza Święta w intencji śp. Pary Prezydenckiej – Marii i Lecha Kaczyńskich oraz Wszystkich Ofiar Tragedii Smoleńskiej. przewodniczył jej  ksiądz prałat Zdzisław Sochacki, proboszcz Archikatedry Wawelskiej a koncelebrowali ks. Jan Marek Kaczmarek CM oraz ks. dr hab. Henryk Majkrzak SCJ.

SWieńce i wiązanki kwiatów na sarkofagu  śp. Pary Prezydenckiej i pod Krzyżem złożyli m.in. Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego w Krakowie, Krakowski Klub Gazety Polskiej (na zdjęciu obok wiązanki od Prezydenta Gruzji, Micheila Saakaszwiliego) oraz Zarządu Regionu Małopolskiego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” (fot. Mirosław Boruta).

Obaj współkoncelebransi zeszli później z nami pod Krzyż Narodowej Pamięci (Krzyż Katyński). Tam uczestniczyliśmy w modlitwie, krótkim omówienia spraw bieżących przygotowanym przez organizatora, przewodniczącego Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej, dr. Mirosława Borutę oraz ósmym z wykładów „O Polsce przy Krzyżu”. Naszym wykładowcą był prezes Klubów Gazety Polskiej, p. Ryszard Kapuściński. Wśród obecnych byli się także pp. Zuzanna Kurtyka i Stanisław Markowski. Warto wspomnieć także o głosie wsparcia dla zebranych, głosie p. Marty Adamczyk z… Neapolu. Relacja filmowa p. Stefana Budziaszka jest tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=W80Lfowiwqg

Od Redakcji: poniżej publikujemy także Apel Klubów „Gazety Polskiej”:

Ponad dwa i pół roku  temu harcerze w asyście tysięcy  ludzi umieścili przed pałacem prezydenckim Krzyż  Pamięci. Krzyż ten najpierw przy zachęcie władzy i reżimowych mediów był atakowany i profanowany, a następnie został  internowany tak jak 13 grudnia internowano działaczy Solidarności. Wybuchła w tym miejscu nienawiść do symboli chrześcijańskich dochodzi dziś do apogeum. Tak jak działo się to po stanie wojennym  za namową najwyższych czynników zrywane są krzyże w szkołach i na uczelniach.

Niszczy się symbole religijne na cmentarzach i w przydrożnych kapliczkach. Doszło nawet do próby zbezczeszczenia Jasnogórskiego Obrazu. Tej fali nie  da się zatrzymać póki symbol naszej wiary nie wróci na Krakowskie Przedmieście. Miliony modlitw, łez i wielka nadzieja jaka otoczyła ten Krzyż sprawiają, że jest dzisiaj dla nas ważnym centrum duchowym. Z Krzyża Pamięci zerwano wszelkie oznaczania mogące przypomnieć skąd on się wziął. Nie da się jednak ich  wyrwać z naszych serc.

Nasza prośba o jego powrót kieruje się najpierw do Boga, który może sprawić by zmiękczył twarde serca i oświecił zaciemnione umysły. Zwracamy się też  do ludzi Kościoła i wszystkich władz, by przemyśleli swoje decyzje w tej sprawie. Łatwiej jest bronić jednego Krzyża niż pozwolić by zło atakowało kolejne miejsca kultu.

Tragedii Smoleńskiej zapomnieć się nie da. Mówi się o niej coraz głośniej i w Polsce i za granicą. Krzyż zwraca uwagę jedynie na wymiar duchowy tej tragedii.  Jeżeli ktoś chce pojednania szybciej znajdzie go pod Krzyżem niż przez cenzurę i zacieranie pamięci. Bez Krzyża nienawiść będzie zbierała coraz większe żniwo.

Spotykamy się 13 grudnia o godz. 18 na pl. Trzech Krzyży w Warszawie, gdzie rozpocznie się II Marsz Wolności, Solidarności i Niepodległości. Organizatorami są kluby „Gazety Polskiej” oraz Prawo i Sprawiedliwość. Prosimy wziąć flagi i banery klubowe.

Marek Morawski

Pojęcia te co innego oznaczają, ale są ze sobą ściśle powiązane.

Jedno drugie wspomaga, wręcz rodzi. Ludzie dumni muszą mieć podstawę ku temu, bowiem w przeciwnym razie powiedzą o takim człowieku nie dumny, lecz zarozumiały, wywyższa się lub jest pyszałkowaty.

Ludzie dumni zazwyczaj mają ogromne poczucie honoru (Pyszałkowaci natomiast nie). Takich ludzi byle słabość nie powali. Tacy ludzie są twardymi przeciwnikami. Mieliśmy takich ludzi setki, tysiące, a pewnie były to setki tysięcy. Toż to wszyscy ci, o których mówiono Kolumbowie Rocznik 20. To był Alek,  Zośka, to byli ci młodzi harcerze z batalionu Parasol, to był również niezwykły młody człowiek Karol Wojtyła, nie kto inny tylko młody poeta Kamil Baczyński, to byli ci, co walczyli z mojej rodziny młodzi ludzie wówczas dziewczęta i chłopcy, może lepiej powiedzieć młode kobiety i mężczyźni. To były te tysiące, miliony przerwanych młodych istnień ludzkich. Nieprawda, że na próżno, wy nowi ideolodzy występujący przeciw Polsce. My żywi, my, ci którzy przeżyli i my, którzy ich wspominamy, dajemy ich za przykład. Całe pokolenia były z nich dumne. Szkoda, że tak mało pozostało przy życiu tych Kolumbów umownie nazywanych rocznikiem 20. Zostało ich tak niewielu, bo ginęli w walce z najeźdźcami niemieckim i sowieckim, bo ginęli w kaźniach okupantów, bo ginęli od rąk tych, co podszyli się pod naszą nację – Polaków. Czasem byli to kaci, co urodzili się na polskiej ziemi, ale nie czuli się Polakami. Ci cenni, wspaniali ludzie, wspaniali Polacy byli niszczeni na Syberii, w Kazachstanie, gdzieś w Workucie i wielu miejscach zsyłki, ginęli walcząc o Polskę. Ginęli w kaźniach UB, a potem SB. Trudno przyznać, że tak było. Dla nich to nie było coś niezrozumiałego, jak dla „przywódcy” Polaków. Jeśli ktoś nie rozumie Polski i Polaków i jeszcze otwarcie to przyznaje, to dlaczego chce Polakami rządzić?

Niestety polskie elity zostały niemal w całości wycięte spośród żywych. Tylko, że strasznie ich żal. Dziś też. Mogliśmy być w ciemno z nich dumnymi. Dzisiaj nie jest możliwe uznanie współczesnego establishmentu za elitę. Zbyt wiele skaz. Za dużo fałszu, oszustw, za mało dobrej jakości. Dziś w miesiącu pamięci o tych, co odeszli rodzi się refleksja, jak bardzo nasz Naród został przetrzebiony, pozbawiony niemal samych brylantów, tych najcenniejszych jakich wydała polska ziemia, jakich wydały polskie pokolenia. To nie przypadek, że stawialiśmy czoło dwom zdradzieckim nacjom od wieków: Niemcom i Rosjanom. To byli Kolumbowie naszego Narodu. Nie mogło być inaczej. Wówczas takich Polaków było bardzo wielu ze wszystkich środowisk. To aż oczy się śmiały, że Naród tworzą tak wspaniali ludzie. To były pokolenia wzrosłe w wolnym kraju, kraju wartości uznawanych przez wszystkie nacje, żydów, chrześcijan, muzułmanów, inne wyznania. Ktoś oczywiście zaraz wrzuci piasek w piasty. Tak. Byli i tacy sami jak ty, człowieku sypiący zniszczenie w dobry mechanizm. Ogromna większość szanowała normy etyczne, zasady moralne, wszelkie ślubowania, przysięgi i była im wierna. Gdyby nie II Rzeczypospolita to nie byłoby Powstania Warszawskiego. O swój kraj, o Polskę, o stolicę przecież walczyli ludzie zrodzeni w wolnej Ojczyźnie. Im nie trzeba było tłumaczyć, co to jest patriotyzm, Ojczyzna, wolność. Nie było wahania w tych młodych ludziach począwszy od kilkunastoletnich młodych ludzi. Oni, jeszcze dzieci, wiedzieli co to wierność, wiedzieli, że bez walki nikt nam nie da Polski tylko zabierze ją. Prawda, jakie to oczywiste było dla ludzi zrodzonych w wolnym kraju!!!

To była kwestia nie tylko wspaniałych charakterów, ale i umysłów. Eksterminowani byli Polacy milionami, ale również milionami byli niszczeni nasi sąsiedzi, Polacy-Żydzi. Śmiało powiedzmy, że Holocaust pozbawił nasz kraj, Polskę, potężnego kapitału przedsiębiorczości, intelektu, rąk do pracy, a także finansów. Pozbawił również pewnej kultury, która była w bukiecie różnych kultur naszego kraju. Ich kultura była częścią kultury polskiej, którą na szczęście nie w całości zniszczono. Tego pozbawiły Polskę obce ideologie: niemiecki nazizm i faszyzm oraz sowiecki socjalizm czy komunizm, jakby nie zwał. Do tego dopisało się również lewactwo, a dzisiaj różne dziwne ideologie, które pragną wymusić powszechne uznanie przez większość społeczeństwa normalnie myślącą, normalnie czującą, uznającą normalne normy, przyzwoite postępowanie za podstawową normę kultury, a seks istotny to taki, którego podstawowym celem jest posiadanie potomstwa, nie negując jego roli jako umilający życie dwojga ludzi. Nowe ideologie forsują wszystko, co tylko może niszczyć polskość, chrześcijaństwo, szczególnie katolicyzm, wszelkie aberacje seksualne stara się wdrożyć jako normę współżycia, przyzwoitość to coś niewygodnego itd., itp. Takie normy nie budzą uznania. Można je tolerować, aczkolwiek nie wiadomo dlaczego, chyba tylko w imię tolerancji, bo nie w imię ich rzeczywistych wartości.

Takie ideologie zawsze doprowadzały do erozji społeczeństw. Wyrywały najsłabsze jednostki, zmieniały i kształtowały przeciw własnym społeczeństwom. Wszystko jedno, czy byli oni tajnymi współpracownikami, zaprzańcami, odmieńcami seksualnymi, lewakami. Wszyscy oni zawsze chcieli zawładnąć przestrzenią, którą zajmował trzon społeczeństwa. Tylko, że bez presji, bez siły, bez przymusu fizycznego, finansowego trudno zająć więcej niż kilka procent społeczeństwa. Wiedzą o tym ci, co chcą zniszczyć nasze społeczeństwo, zniszczyć patriotyzm, zniszczyć naszą wiarę, zniszczyć nasz sposób myślenia, według pewnie około 95 procent uznany za normalny. Oczywiście różni mędrkowie zaczną krzyczeć, co to znaczy normalny. Dla mnie jest to ten sposób, co był akceptowany przez setki lat, przez wiele pokoleń. Powiem może inaczej. To są ci, co nie będą wchodzić w czyjeś buty i anektować je, to są ci, co nie zawłaszczają cudze imponderabilia, co nie chcą się brudzić przy kochaniu. Kto chce, to sobie może robić to, co jest dozwolone prawem i tyle. Mogę to tolerować, ale nie muszę się na to zgadzać, a coraz większą presję odczuwa się wszelkich nurtów kiepsko akceptowych społecznie. Normalne społeczeństwo to takie, dla których prawo nie jest woluntarystyczne, gdzie sędzia nie jest chłopcem czy dziewczynką na posyłki posła, urzędnika państwowego, choćby to był nawet premier czy prezydent. Jeżeli jest to możliwe wskutek jakichkolwiek zależności, to znaczy, że jest ustanowione złe prawo.

Jeśli tak się dzieje, to znaczy że sędzia nie ma charakteru mówiąc pospolicie, a bardziej górnolotnie nie ma honoru. Tak to zazębiają się te kwestie, które od jakiegoś czasu poruszam.

Pragnę państwa, w którym najwyżsi urzędnicy państwowi nie tylko mają dumę i honor, gdzie można być dumnym ze swego państwa, gdzie ludziom rząd państwa nie wmawia, że własny kraj, Ojczyzna nie jest ważna, że historia nie jest ważna. To jest wprost negatywnie kuriozalne. Tego nie spotyka się nigdzie na świecie, chyba, że szykuje się zamach na państwo, którym się kieruje. Innej opcji nie ma. Świadczą o tym przykłady ponad 200 państw na całym globie. Prawda, że jest to zastanawiające.

Nie ma kraju na świecie, gdzie ekipa rządząca głosi, że historia kraju rządzonego nie ma znaczenia, nie jest ważna, że patriotyzm nie jest ważny. Tak czynią tylko okupanci.

Czy ktoś się nad tym zastanawia? Tak nie ma nawet w Malezji, w Papui Nassau Nowej Gwinei, Nigerii, Chile, w żadnym kraju. W Turcji jeżeli gdzieś zagrają hymn, to ludzie stają na baczność jak struny. Tego nikt nie pilnuje. To się wie. To jest szok, że Turcy są tak dumni ze swego kraju. Dbają o obronność. Mają armię najsilniejszą w Europie. Taksówki są udekorowane chorągiewkami narodowymi i nie jest to wiocha. Szkoda, że z tej tak negatywnie cytowanej wiochy aż tylu pochodzi. I myśli jak wykształciuchy. A Turcy mają ogromny przemysł, gospodarka jest sprawna, a ojciec narodu Ataturk jest wszędzie wynoszony na piedestał. Nie zapomina się o nim, a gdyby ktoś chciał coś przeciw niemu powiedzieć, to nie chciałbym być w jego skórze, wszystko jedno, czy byłbym jakimś urzędnikiem państwowym, czy generałem. W Polsce takim człowiekiem, który tyle samo zrobił dla swego kraju był Józef Piłsudski. Niezwykle podobni ludzie i tak samo wiele zrobili dla swego kraju, dla swego narodu.

Nie będę przypominał, jak traktowano go, jego pamięć. Niech mi ktoś pokaże kogoś, kto mu dorównuje. Pan Tusk, który zmierza w sposób ewidentny do uzależnienia Polski od sąsiadów?

Nie mamy być z kogo dumnymi. Nie mamy być z czego dumni. To jest trudne, bo mamy ambicje.

Wiemy, że i dzisiaj moglibyśmy być dumni. Moglibyśmy mieć osiągnięcia, choćby takie, jak przed wojną. Tylko gdzie? Nauka leży, edukację się niszczy, przemysłu nie ma. Przed wojną mogliśmy skonstruować i wyprodukować najnowszy bombowiec na świecie, a dziś odlewa się świeczki na Wszystkich Świętych, albo sprowadza z Chin.

Polacy, to nam przecież zafundowano.

To uwłacza przynajmniej mojemu honorowi. Nie zgadzam się na to!

A Państwo?

Bez honoru i bez dumy przestaniemy być Narodem. Będziemy niewolnikami albo u obcych, albo u tych, co rozkradli Polskę.

PRZEBACZ  NAM  KRÓLOWO  POLSKI – MATKO BOŻA CZĘSTOCHOWSKA! APEL

matkaboskaczestochowskaW związku ze zbezczeszczeniem Cudownego Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej (fot. Fragment obrazu w koronie, Wikipedia) w dniu 9  września 2012 roku apelujemy do naszych przyjaciół o modlitwę ekspiacyjną, idąc za apelem arcybiskupa częstochowskiego Wacława Depo.

W dniu 13 grudnia (czwartek) Fundacja „Chawira” udaje się z pielgrzymką do Częstochowy w celu złożenia ofiary modlitwy przebłagalnej za wszystkie zniewagi przeciw Bogu, Jego Matce  i Kościołowi Świętemu. Apelujemy o dołączenia do nas. Wyjazd  pociągiem z Dworca Głównego o godz. 9.24. Przyjazd do Częstochowy o godz. 11.31. Powrót o godz. 16.44 PKP Częstochowa Osobowa. Przyjazd do Krakowa Głównego 19.19. Informacje: tel. 660 958 876.

Monika Chomątowska

Według informacji, które można znaleźć w mediach*, Sejmik województwa małopolskiego ma zająć się na grudniowej sesji sprawą ewentualnego dofinansowania zabiegów in vitro dla 220 par małżeńskich z Małopolski. Koszt takiego dofinansowania wyniósłby 440 tysięcy złotych (po 2 tysiące złotych na parę). Autorem projektu jest radny PO Grzegorz Lipiec.

Najbliższa sesja sejmiku, a więc na której rozważana będzie sprawa in vitro, odbędzie się 17 grudnia. Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka wraz z pracownikami naukowymi krakowskich uczelni wystosowało apel do władz samorządowych Małopolski o zaniechanie pomysłu dofinansowania sztucznego zapłodnienia z powodu jego nieetyczności. Głównym argumentem przemawiającym za odrzuceniem projektu powinien być fakt, że w skutek jej stosowania dochodzi do śmierci kilku poczętych istnień ludzkich w zamian za możliwość urodzenia jednego dziecka. Naukowcy wzywają samorządowców do przeznaczenia środków finansowych na dofinansowanie leczenia naprotechnologicznego dla bezpłodnych par.
 
Każdy, kto popiera apel, ma możliwość podpisania się pod jego elektroniczną wersją na stronie: http://www.pro-life.pl/?a=pages&id=240 . Im będzie nas więcej na tej liście, tym lepiej. Obecnie pod apelem złożyło podpis 385 naukowców i ponad 1100 osób niebędących pracownikami wyższych uczelni.

Gorąco prosimy o podpisywanie się pod apelem i propagowanie go wśród bliskich i znajomych!

* http://ekai.pl/wydarzenia/x60926/malopolski-samorzad-chce-finansowac-in-vitro

Marek Morawski

Jakie dziwne pytanie. Zadaję to pytanie dlatego, że gdy będziemy wiedzieli jak powstaje naród i państwo to znajdziemy odpowiedź na pytanie: Jak zniszczyć naród?

Teoretycznie odpowiedź na takie pytanie powinni znać historycy, socjologowie czy politolodzy z racji wykształcenia i może jeszcze kilka profesji. Także ci, co nie lekceważą tego, co dzieje się w naszym kraju, w państwie, dla których nie jest ważny tylko interes partyjny, prywata, ale przede wszystkim Polska i Polacy, a nie inne nacje, nowe międzynarodówki, ci, którzy doprowadzają Europę do bankructwa, miliony do nędzy a nielicznych do nieumiarkowanego bogactwa i to programowo.

Spróbuję w kilku słowach naświetlić odpowiedź, chociaż nie wyczerpuje ona wszystkich aspektów. Państwo, naród powstaje, bo istnieje wspólnota interesów taka jak wspólne gospodarowanie, obrona, kształcenie obywateli, także zabawa, tworzenie więzi osobistych, mariaże itd. Niebagatelną rolę spełnia przywódca, wódz czy nawet przewodnik. Właściwie dotyczy to każdych czasów. Z reguły wybitne jednostki tworzą podstawy wielkości rodów czy narodów. Dla Polan na pewno to byli Mieszko I czy Bolesław Chrobry. A Kazimierz nazwany Wielkim! Nie byli to jacyś tam wodzowie. To byli geniusze. I tworzyli wielkość swych rodów. Z Polonią się liczono. To nie było jakieś tam państewko. Do byle jakiego władcy nikt nie jeździł na spotkania tylko zmuszał go do podległości. Z Mieszkiem I czy Bolesławem Chrobrym liczono się wówczas niepomiernie. Przybywano na zjazdy, zawierano sojusze. A to nie była byle jaka wyprawa. Warto o tym pamiętać.

Naród był dumny z takich przywódców, mądrych, walecznych, dzielnych. Mieszkańcy tych ziem widzieli ich wielkość, ich dokonania. W przeciwnym razie nie byliby oni władcami. Chrobry został koronowany dopiero w 1025 roku. Mowa byłaby krótka. Precz! Dlatego władcy byli wybitnymi jednostkami, wielkimi swym charakterem i umysłem. Żaden public relation, bo taka dęta postać pozbawiona zostałaby tego zepsutego powietrza. PR to jest przekleństwo, to bańka mydlana. Po prostu nic. O nie, przepraszam. Tak po prawdzie to szwindel na ogromną skalę, poza tworzenie nieprawdziwego wizerunku. Po czynach ich poznacie!! Czego się tknie to bubel, Czy to budownictwo, czy zarządzanie, czy wymiar sprawiedliwości, czy uczciwość. To co jest dobre? Tylko PR, tylko tworzenie bańki mydlanej.

Jeśli tak się dzieje, to gdzie jest miejsce na dumę? Z czego możemy być dumni. Najlepsze firmy już dawno, twórca upadku polskiej gospodarki pan Lewandowski puścił na sprzedaż. Od razu najlepsze, najbardziej efektywne, najwyższej czystości brylanty w koronie puścił dla ideologii. Źle były zarządzane? To trzeba było zmienić kolesia na fachowca, bo to jest przyczyną słabości naszych firm. Kolesie w zarządach, kolesie w radach nadzorczych. Bez tych darmozjadów byłoby przynajmniej taniej, jeśli nie lepiej.

Co z tymi zakładami? Może Pan Wicepremier ds. gospodarki zda raport, jak ten gigantyczny proces przehandlowania naszego przemysłu, czytaj miejsc pracy tym samym, zaplecza dla naszej kadry z wyższym wykształceniem, niezależności od sąsiednich gospodarek dążących do dominacji i przechwycenia naszego rynku, naszego popytu jakby nie było 37 milionów ludzi. Chciałbym zobaczyć raport jak wygląda efektywność sprzedaży puszczonych w pacht firm? Czy te firmy nie dałyby wyższych przychodów w podatkach niż w formie sprzedaży majątku produkcyjnego? Jakie to skutki inne spowodowało? Może ktoś w końcu odpowie narodowi, by uwierzyć w sens takich operacji na taką skalę. To nie jest sprzedaż budki z piwem. Należy wiedzieć, czy takie operacje w ogóle się opłaciły.

Zaczęto wyprzedaż od najlepszych firm. To były dochodowe przedsiębiorstwa, często dobrze zarządzane. Brylanty w koronie. Teraz nawet nie słychać o tych firmach. Coś, co mogło stanowić dumę Polaków, gdzie mogli pracować polscy inżynierowie, ekonomiści, poszło w siną dal.

W podobny sposób sprzedano za jakieś śmieszne kwoty inne firmy państwowe. Mówienie, że nie ma chętnych na kupno tych firm, zatem sprzedaje się po cenie jaką rynek dyktuje to zwykła demagogia. Kolejne rządy generowały deficyt. Wszyscy ewentualni kupcy wiedzieli, bo nie są idiotami, że rząd jest na musiku. Skąd pokryć deficyt budżetowy? Ewentualni nabywcy widzieli, że rządy na ogół nie obcinają wydatków, zatem sami generują presję na obniżkę cen sprzedawanych firm. Do tego jeszcze umiejętność negocjacji i z ewentualnej ceny pozostawała połowa, może niższą. Jeszcze do tego trzeba wziąć pod uwagę często współdziałanie rządów państw inwestora, to już prawie będziemy mieli obraz. Trzeba wiedzieć, że gra zawsze się toczy nie o jakąś tam fabrykę, tylko jest to współczesna wojna o wpływy gospodarcze. Nie chodzi tym graczom, jak niektórym, o pozbycie się kłopotu i uzyskanie czasu na haratanie w gałę. Nabywcy wiedzą, że kierownictwa polskich fabryk i ich rady nadzorcze to synekury polityczne, a nie miejsca zatrudnienia tuzów managementu. Tacy faceci mogą gadać, ale nie zarządzać. Wszystko jest lipą. Nawet konkursy na stanowiska. Wiemy o tym od lat. Działalność polityczna uczy tylko jak siebie dobrze ustawić. Taka jest prawda.

W jaki sposób nasz, polski majątek będzie sprzedany po dobrej cenie? O całej sytuacji gospodarczej Polski doskonale wiedzą nabywcy i to ustawia nas na pozycjach niekorzystnych.

Do tego jeszcze trzeba dorzucić brak odpowiedzialności kolejnych ekip rządzących, wręcz brak poczucia przyzwoitości, o honorze nie wspominając. Można zatem przeputać majątek narodowy – to są miliardy złotych – bez mrugnięcia oka. Ludzie bez charakteru, bez przyzwoitości. To, że już miliony ludzi nie dojadają nie bierze ich, kompletnie nie strzyka. Niech umierają. Spełni się przepowiednia Pana Ministra Rostowskiego, że będzie nas za kilkanaście lat mniej o kilkanaście milionów.

Już przyszły rok 2013 pokażę, jak wali się gospodarka. Gazety tego obrazu nie nadrobią. Kiedyś, przy braku papieru toaletowego mogły czemuś służyć. Teraz nawet do tego się nie będą nadawały.

Strzelają kolejne piarowskie bańki mydlane. Coraz więcej ludzi zaczyna otwierać oczy. Coraz więcej młodych ucieka z kraju. Po co mają zostawać. Starzy umrą. Zostaną usłużne, przebiegłe lisy lub inna zwierzyna. Zwierzyna nie ma honoru i nie umie być dumna.

Rozprzedano albo brutalnie unicestwiono polskie przedsiębiorstwa. W ekonomii efekty widać dopiero po upływie czasu. W skali krajowej to opóźnienie efektów jest większe, ale odczuwalny skutek rozlewa się po całym kraju, a nie tylko tam, gdzie zniszczono miejsca pracy. Dopiero wtedy zaczyna boleć zwykłych obywateli. Jest znamienne, że wraz z odczuwalną niedogodnością zaczynają się otwierać oczy. Im bardziej boli, tym szerzej. Ciekawe. Dzisiaj mówi się prawie we wszystkich środowiskach, że nie ma przemysłu. Faktycznie. To samo i ja obserwuję. Teraz idzie rozgrywka o polski rynek zbytu dla gazu, w ogóle energii. Zamiast oddać go polskiemu przedsiębiorstwu, polski rząd chce go oddać Rosjanom. Taki dziwaczny ukłon wasalny. Dlaczego? O czymś takim nie myślał nawet Gierek.

Jak funkcjonuje sprzedany przemysł. Tak, jak cały majątek w obcych rękach. Jeśli przedsiębiorstwa macierzyste mają kłopot ze sprzedażą w swoim kraju, ogranicza się produkcję w filiach zagranicznych krajów neokolonialnych. W gospodarce nie ma zmiłuj się, w rywalizacji między krajami również. Niemiec dla Niemca zawsze będzie mieć priorytet, Niemcy zawsze będą miały priorytet dla Niemców. Niechby tylko ktoś zechciał szydzić z niemieckiego patriotyzmu, to by go pewnie rozszarpano żywcem. Nikt tam nie wysprzeda banków, fabryk, zasobów naturalnych czy uzdrowisk. To byłoby niewyobrażalne. W ilu procentach wyprzedano Polskę? Czy Niemiec by sprzedawał swój kraj – Niemcy? Kto i dlaczego sprzedaje, wyprzedaje Polskę? Deficyt? Bzdura, totalna bzdura. Trzeba zmniejszyć koszty rządzenia, może lepiej powiedzieć trwonienia Polski i zamknąć ten kurek, bo za kilka lat nie będzie lasów, jezior, miasteczek, miast polskich, tylko obce. Tam można będzie zacząć tworzyć enklawy, a to niemieckie, a to muzułmańskie, a to inne. Do woli rugować naszą wiarę, polskość, a za kolejne lata rozszarpać Polskę. To nie jest tolerancja. To jest agresja na społeczeństwo polskie, Polaków i Polskę, na tych, którzy nigdy nie zaakceptowali obcego reżimu, dla których ważniejsza była wolność, a nie wasalizm.

Nie mamy z czego być dumni. Nie mamy już zakładów, które wybudowaliśmy wysiłkiem polskich rąk i umysłów. Obojętne czy nowoczesnych czy nie, bo ich już nie ma.

Ludzie, którzy je tworzyli byli dumni. Z czegoś, czego już nie ma, nie można być dumnym.

Dziś też tworzy się różne budowle, potrzebne budowle. Na nie czekamy. Chcemy mieć sprawny układ komunikacyjny, szybkie, czyste koleje, ładną infrastrukturę.

Buduje się wolno, kiepsko, by nie powiedzieć źle i nieprawdopodobnie drogo. Potem się okazuje, że zamiast Stadionu Narodowego mamy drugą Maltę.

Tak chcielibyśmy móc się czymś pochwalić. Tak chcieliśmy się móc czymś pochwalić. To, co miało być naszą dumą pokazało, że Polacy, nie Tusk, tylko Polacy robią gigantyczne buble. Pan Tusk, człowiek bez honoru, napluł nam w twarz. Nie wywiązał się ze swoich obowiązków. A przecież zamiast gonić w krótkich majteczkach, mógł przypilnować, chociaż tę jedną prestiżową inwestycję. Odebrał nam, Polakom niemal wszelkie powody do dumy. Co to oznacza? Oznacza to niszczenie państwa, Narodu.. Zgadza się to z głoszona ideologią przez tę ekipę. To nie jest gołosłowne, bowiem po czynach ich poznacie!!! I rzeczywiście.

Tylko to jest przerażające. To już nie są opowieści. To zmierza do klęski politycznej i gospodarczej. Do tego przygotowała ta ekipa i jej ideolodzy nasz kraj. Właściwie na to skazała. Ja nie konfabuluję, niestety. To są fakty. Wielkości nie buduje się niszcząc podstawy bytu materialnie i ideologiczne. Czas pokaże to niezwykle boleśnie.

Kto napisze, że państwo przygotowuje się do powtórki niechlubnych wydarzeń? Niszcząc dumę, jej podstawy niszczy się Naród.

miroslawborutaMirosław Boruta

W sobotę 8 grudnia, Stowarzyszenie im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie zorganizowało spotkanie z p. Czesławem Bieleckim – architektem, publicystą i politykiem, działaczem opozycji w PRL, posłem na Sejm Rzeczypospolitej III kadencji. Tematem przewodnim spotkania było - ”Wygrać miasto”.

20121208silk

Fotorelację ze spotkania nadesłał p. Kazimierz Bartel, dziękujemy:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/8Grudnia2012

I jeszcze dodatkowe informacje ze strony www naszego Gościa (http://bielecki.pl):

Działał w opozycji demokratycznej. Jako dwudziestolatek aresztowany po raz pierwszy po wydarzeniach marcowych. Od 1978 r. współpracował z paryską „Kulturą” a od 1980 r. członek NSZZ „Solidarność”. Po wprowadzeniu stanu wojennego ukrywał się. Założył podziemne wydawnictwo CDN, którym z sukcesem kierował. Dwukrotnie aresztowany (maj 1983 r. i kwiecień 1985 r.) – łącznie spędził w więzieniu dwa lata.

W III RP doradca prezydenta Lecha Wałęsy i premiera Jana Olszewskiego. Założyciel Ruchu Stu w 1995 r. Poseł na Sejm RP III kadencji, wybrany z warszawskiej listy Akcji Wyborczej Solidarność. Szef Komisji Spraw Zagranicznych w latach 1997-2001. Bezpartyjny.

W listopadzie 2010 r. wystartował w wyborach na Prezydenta m. st. Warszawy, jako kandydat niezależny popierany przez Prawo i Sprawiedliwość. Głosowało na niego 149.200 warszawiaków, co stanowiło 23,16 proc. wszystkich oddanych głosów.

Autor książek na temat urbanistyki, architektury, polityki i organizacji: Mały konspirator (1983), Program i organizacja (1983), Wolność w obozie (1984), Pomysły polityczne (1984), Z więzienia (1986), Mały jawniak (1988), Mały demokrata (1990), Z celi do celi. Listy do żony (1990), Silne państwo – minimum (1991), Gra w miasto (1996), Prawa Polska (1996), Plan akcji (1997), Głowa (2003), Więcej niż architektura.Pochwała eklektyzmu (2005), Wizja Polski (2007), Scenarzysta (2009), Wolność – zrób to sam (2010), Polityka miejska. Infrastruktura. Własność. Przestrzeń Publiczna (2011) i Godzina Pytań czyli szansa dialog społeczny (2011).

Kazimierz Babiak

W sobotę 8 grudnia uczestniczyłem w spotkaniu z Czesławem Bieleckim – działaczem opozycyjnym, wybitnym architektem i urbanistą, publicystą, politykiem, posłem na Sejmu III kadencji.

Pamiętam go z okresu pierwszej Solidarności i okresu stanu wojennego. Pamiętam z prasy podziemnej opis ujęcia Bieleckiego przez SB-ków, gdy w worku na głowie, okładany przez nich pięściami krzyczał jestem Czesław Bielecki. Tak, ten człowiek zawsze wiedział co ma robić, zawsze czynił co należy, zawsze był odważny i rozważny, bardzo wyrazisty, kiedy trzeba pełen powagi i dużej kultury, a przy tym człowiek olbrzymiego poczucia humoru. Pamiętam jego felietony w prasie podziemnej. Znałem jego pseudonim – „Maciej Poleski” – od mego warszawskiego przyjaciela.
 
Jest nadal człowiekiem ogromnej wiedzy i energii, żyjącym problemami Polski, to wrażliwy polski patriota. Na wczorajszym spotkaniu odpowiadał na dziesiątki pytań na różne tematy: architektury i urbanistyki Warszawy i jej prezydent, pani Hanny Gronkiewicz-Waltz, filmu “Pokłosie”, który jednoznacznie potępił, sam będąc pochodzenia żydowskiego – a także innych, bieżących problemów Polski – w krótkich zdaniach określił wyjątkowo celnie obecne położenie naszego kraju jako osuwisko, na które obecna władza dwóch dziwnych historyków spycha nasz kraj.

Spotkanie odbyło się w sali wypełnionej po brzegi.

Telewizja Niezależna Polonia w rozmowie ze Stanisławem Markowskim, niezwykłej rozmowie z niezwykłą postacią dzisiejszego Krakowa. Fotografik, kompozytor, muzyk, dokumentalista i bard śpiewający swoje poezje. Ale nie tylko. Autor oryginalnego hymnu „Solidarności”, był przez lata komunizmu a później stanu wojennego dokumentalistą, który utrwalał na kliszy ślady opresyjnego, nieludzkiego systemu, prześladowania patriotyzmu i tępienia przejawów wolności. Niejednokrotnie uciekał z aparatem pod pachą przez krakowskie podwórka, goniony przez śledzących go ubeków.

Ale to nie jest rozmowa o przeszłości. Stanisław Markowski mówi przede wszystkim o Polsce. O Wolności. O Bogu. Próbuje zdefiniować czym jest polskość. Dlaczego dzisiejsze czasy naznaczone są tak wysoką ceną za jej utrzymanie? Mówi też o wolnych mediach, jak ważna jest ich obecność i istnienie.

http://www.youtube.com/watch?v=Iv7z6GDe7Yo

Marek Morawski

Takie pytania, takie kwestie nie stawia się dzisiaj, bo są niewygodne. Wnioski mogą zbyt daleko sięgać, mogą ludziom otwierać oczy, jeśli nie dziś, to może w jakiejś perspektywie czasu. Ludzie nie zadają sobie takich pytań, bo jak napisałem często nawet nie pamiętają, co to jest duma, nie znają uczucia dumy.

Dumy całkowicie nie można wyeliminować. Kiedy nie ma dumy z wyników sportowych, dokonań narodowych, to pozostaje duma z dokonań rodzinnych syna, córki, jakiegoś krewnego, kogokolwiek. I jest nam z tym dobrze. Tylko, że jest to najbliższe podwórko, a człowiek jest stworzeniem stadnym. Chcemy zatem, by nasza miejscowość była zadbana, by nasze szkoły były dobre, by nasze uniwersytety wpisywały się w najlepsze miejsca rankingowe, a nie były poza konkurencją in minus. Wtedy odbiera się nam powody do dumy. Kolejne powody traci się w wyniku bylejakości projektu i wykonania obiektów, które logicznie myśląc powinny powodować chlubę. A tak się nie dzieje. Ujawnia się wszelka nieuczciwość. Mamy poczucie wstydu, braku odpowiedzialności, braku honoru ludzi doprowadzających do takich efektów. Staje się smutno.

Do tego sprawując władzę można doprowadzić świadomie. Można to zrobić w imię niepolskiej racji stanu, lecz obcych sił, którym się służy.

Dzisiaj nie dokonuje się podbojów militarnych, tylko poprzez socjotechnikę, media imperia zdobywają dla siebie zdrajców czy zaprzańców. Wszystko jedno komu one służą. Niewykluczone, że pewne służby realizują równocześnie taką samą technikę, czasem popartą nawet morderstwami.

Odbierając powody do dumy sprzyja się zapaści społeczeństwa, rozplenianiu się nihilizmu, degrengolady. Wrogowie Polski wszelkimi sposobami starają się kreować pseudoetykę. Brak norm etycznych prowadzi do bylejakości postaw, charakterów, do słabości charakterów. To nie chodzi o tolerancję seksualną, tylko do rozsadzenia granic etycznych, do rozsadzenia etosu rodziny, do tworzenia pseudorodzin. To nie chodzi o tolerancję. Nikt nikomu nie siedzi pod pierzyną i może robić co chce. To chodzi o rugowanie rodzin, obniżanie dzietności, o kruszenie trwałości rodzin i wprowadzanie substytutów. W ten sposób niszczy się społeczeństwo, a mówiąc patetycznie polski naród.

Ktoś zaprzeczy? Proszę jednak obserwować, co się dzieje. Dlaczego z taką zaciętością, wręcz wściekłością nie walczy się o normalność, tylko o wszelkie dewiacje. Przebrzmiały? Skądże. Walczy się nie o zasady większości, o normy, walczy o margines wszelaki, obyczajowy, moralny. Przyzwoitość postaw jest wyśmiewana, cwaniactwo, nieuczciwość forowana. Jak daleko jakakolwiek społeczność z taka etyka może zajść? Nawet kodeksy knajackie, złodziejskie musiały być przestrzegane, bez odstępstw, bo inaczej takie grupy by nie przetrwały. Proste.

Nie jest prawdą, że nie powinniśmy być czujni w dobie, gdy podstawowe wartości tak staniały, gdy tak wielu się zeszmaciło, że nawet tego się nie dostrzega.

Dzisiaj wszystko wymaga odbudowy. Może się uda.

Marek Morawski

Chyba z marszu można odpowiedzieć TAK. To czujemy intuicyjnie. Mało tego. Wiemy, że to jest fajne. Dodaje nam poweru, daje radość, zadowolenie. Pamiętamy „małyszomanię”. Fajne to było. Leci. Zdobywa. Wszyscy, niemal wszyscy skakali z Adamem. To był nasz Adam, nie pan Adam, tylko nasz Adaś. Chcemy mieć powody do dumy.

Najlepiej to samemu odnieść sukces. Coś wygrać, choćby w jakąś loterię, napisać coś mądrego, co będzie uznawane za coś ważnego w nauce, publicystyce, sztuce. Wynaleźć coś. Wszystko jedno co.

W każdej dziedzinie jest miejsce na sukces. To może być budowla wyróżniająca się, może jakaś maszyna, pojazd. Pole do popisu jest wielkie. Dokonań nie tak dużo.

Czekamy na ten moment i podziwiamy to, co zostało dokonane. Rośniemy wówczas, a wraz z nami rodzina, krewni, przyjaciele, znajomi. Im większe osiągnięcie, tym więcej ludzi wie o tym. Oczywiście jedne osiągnięcia są bardziej medialne, inne mniej.

Media nierówno rozdzielają swój czas, kierując się według swojej merkantylnej kalkulacji. Ta kalkulacja nie jest zgodna z naszą, powtarzam z nasza, polską racją stanu. Ktoś krzyknie: „A co to mnie obchodzi?”. Tak krzyknie i ujawni tym swoją ignorancję. Nie wiemy jak istotne jest rozreklamowanie jakiejkolwiek sprawy, jak to zmienia dalszy bieg losów tego, co było rozpropagowane. Są dokonania, które mogą przynieś pożytki na wielką skalę i takie, które przyniosą komuś pieniądze, ale dla innych wydatki. Nie jest to zatem bez znaczenia.

Nie to jest jednak moim celem, aczkolwiek media mają ogromny wpływ na wypromowanie czegokolwiek.

My jako ludzie, każdy z nas jako człowiek, potrzebujemy mieć powody do satysfakcji – bardziej pompatycznie mówiąc – do dumy. Potrzebujemy tego jak kania dżdżu. Potrzebujemy satysfakcji dla zdrowia psychicznego. Wreszcie potrzebujemy tego, by czuć się wolnymi. Człowiek wolny, przez fakt wolności już jest usatysfakcjonowany. Tak bywa, że ludzie wolni, czujący się wolnymi tworzą wielkie dzieła. Tylko, że ludzie wolni żyją w krajach wolnych, gdzie władza nie jest zawłaszczana, prywatyzowana, wykradana obywatelom. W jakikolwiek sposób. To się czuje lepiej niż niewygodny but. Inaczej powstają takie wielkie dzieła, jak STADION NARODOWY CZY INNE BUDOWLE, które powinny być cudeńkami wręcz, a są bublami.

To nie rodzi dumy żadnego z nas. Nie rodzi dumy narodowej, która pozwala nam czuć się kimś. Pozwala czuć się wielkim narodem. Tego nie pozwala się nam w imię jakiejś ideologii. Według mnie nie jest to przypadek.

Każdy z nas potrzebuje powodów do dumy. Pytanie brzmi: Dlaczego rozwala się podstawy do dumy obywateli? Dlaczego walą się podstawy do dumy obywateli, powody do dumy narodowej?

miroslawborutaMirosław Boruta

Książka profesora Piotra Franaszka „Jagiellończyk. Działania Służby Bezpieczeństwa wobec Uniwersytetu Jagiellońskiego w latach osiemdziesiątych XX w.” została wydana kilka tygodni temu, a już przyczyniła się wybitnie do rozszerzenia obszaru wolności nauki. Wolności dochodzenia do prawdy o tajnych wywiadowcach, ubekach – podporach PRL-u i ich tajnych współpracownikach i kontaktach – o naukowych, intelektualnych i moralnych oszustach.

jagiellonczyk1To moje słowa, bo sam autor zarzeka się, że „nie podejmował się oceny postaw moralnych osób uwikłanych we współpracę z tajną policją (…) W miarę możliwości starano się zaprezentować to, co osoby te mają dzisiaj do powiedzenia na ten temat. Udało się to w kilkudziesięciu wypadkach. Najczęściej prezentowane tłumaczenia są niezwykle naiwne, wręcz żenujące, zwłaszcza w konfrontacji w materiałami archiwalnymi”.

Wdzięczny jestem profesorowi Piotrowi Franaszkowi za taką konkluzję, pokazuje nam ona poziom ubeckich TW i KO – daje nadzieję, że ludzie o mocnym systemie wartości, stanowiący prawdziwą elitę polskiego narodu, nie stanowią (anty)bohaterów „Jagiellończyka” i chwała im za to. 

jagiellonczyk2Tytułowe działania prowadzono 20 lat a ich celem było gromadzenie wszelkich informacji odnoszących się do społeczności uczelni: pracowników i studentów. Ubecy kontrowali wszystkie sfery działania UJ, ważna była każda informacja. Jak pisze autor: „kontroli prowadzonej przez SB podlegał proces dydaktyczny, zakres prowadzonych badań naukowych oraz kontakty międzynarodowe pracowników naukowych… Z polecenia PZPR funkcjonariusze SB kontrolowali międzynarodowe konferencje i sympozja odbywające się w kraju i za granicą” (fot. promocja dzieła na UJ, 23 listopada 2012 roku).

palacspiskiZe szczególnym zainteresowaniem i nie bez emocji przeglądałem te fragmenty książki, które opowiadają o Instytucie Badań Polonijnych UJ, placówce naukowej w której dane mi było pracować od 1 listopada 1984 przez kilkanaście lat. Już wcześniej wiadomo było, że IBP, ze względu na swój specyficzny charakter placówki naukowej zajmującej się cudzoziemcami (Polakami za granicą i Polonią) oraz cudzoziemcami przebywającymi w Krakowie (choćby na Kursach Szkoły Letniej Kultury i Języka Polskiego) miał w swoich szeregach donosicieli, pisali o tym już wcześniej Henryk Głębocki, Daniel Wicenty  i Wiesław Zabłocki [1] (fot. dawna i obecna siedziba Instytutu, za: Wikipedia).    

A teraz kilka imion, nazwisk i faktów: Grzegorz Babiński (tajny współpracownik o pseudonimie „Bob”) od grudnia 1988 roku, zdążył zrelacjonować bezpiece przebieg spotkania ze Zbigniewem Brzezińskim, które odbyło się na UJ w maju 1989 roku; Elżbieta Gałdyn (kontakt operacyjny o pseudonimie „Elżbieta” w latach 1978-1982), później stanowczo odmówiła współpracy z SB-ekami; Andrzej Koronczewski (tajny współpracownik o pseudonimie „Rabczewski” z lat 1984-1989), wykładowca w Zakładzie Językoznawstwa Stosowanego do Nauczania Języka Polskiego; Hieronim Kubiak według wpisów ewidencyjnych został zarejestrowany jako kontakt informacyjny o kryptonimie „Socjolog” już w 1965 roku, przekwalifikowany na kontakt operacyjny w 1974 roku oraz w 1976 roku; Piotr Mizia, lektor pozyskany do współpracy na… miesiąc, od grudnia 1981 do stycznia 1982 roku; Halina Nieć (tajny współpracownik o pseudonimie „Jurek”), jak sama pisze (list stanowi ilustrację w książce): „Popieram aktualny porządek prawny i zobowiązuję się do jego przestrzegania. Zdecydowanie odcinam się od wszelkich sił, które oddziałały, działają lub będą działać  przeciwko władzy ludowej. Przeciwna jestem tworzeniu wszelkich partii i organizacji które naruszają socjalistyczny charakter naszego kraju. W związku z tym zobowiązuję się do udzielania pomocy organom Służby Bezpieczeństwa w interesujących ich sprawach w kontaktach z cudzoziemcami”. Warto tutaj dodać, że kiedy przeczytałem w sieci zdanie (a imię, nieżyjącej już dzisiaj Haliny Nieć nosi jedna z organizacji NGO), zdanie brzmiące „Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć w partnerstwie z  Urzędem ds. Cudzoziemców…” pomyślałem sobie, że tak już chyba być musi…

przegorzalyl1Andrzej Pawłowski (tajny współpracownik „Wojciech”, ujęty w tabeli wynagradzanych za służbę służbie), szpiegował podczas wizyty papieskiej z 1987 roku; Joachim Russek (kontakt operacyjny „RJ”) od maja 1983 roku do 1986 roku (odszedł wówczas ze Szkoły Letniej) dostarczał informacji o kursach, zajęciach i ich uczestnikach – studentach, wynagradzany za pomoc w „operacyjnym zabezpieczeniu Szkoły Letniej Kultury i Języka Polskiego”, był – w swoich działaniach – kontrolowany przez Tajnego Współpracownika o pseudonimie „Ewa”. Kim w Szkole Letniej był(a) „Ewa” jeszcze nie wiemy… I jeszcze Andrzej Spyt (tajny współpracownik SB o pseudonimie „Stefan” od roku 1981), wykładowca w Zakładzie Językoznawstwa Stosowanego do Nauczania Języka Polskiego rozpracowywał pracowników IBP pod kątem możliwości ich „złamania” przez UB (fot. siedziba IBP UJ w Przegorzałach 1, za: Wikipedia).  

przegorzaly2Czy to wszyscy – aż korci by napisać, że mam nadzieję, że już wystarczy. W przegorzalskiej sali obrad, na kilkadziesiąt osób, wszystkich pracowników IBP, co piąty, 20% to donosiciele… Czy mieli wpływ na możliwości otrzymania paszportów, stypendiów, wyjazdów, przebiegu przewodów doktorskich i habilitacyjnych, awansów naukowych czy na stanowiska? Naiwnością jest sądzić, że nie… Cieszy jedno, nadzieja, że 80% jednak nie współpracowało i na tym można budować przyszłość i możliwości odrodzenia Polski i jej prawdziwych elit, oby (fot. siedziba IBP UJ w Przegorzałach 2, za; Wikipedia).

I jeszcze raz oddajmy głos autorowi, profesorowi Piotrowi Franaszkowi: „Opisanie tego okresu jest niezwykle ważne ze względu na wciąż żywą pamięć o tamtych wydarzeniach i związanym z tym oczekiwaniem na wyjawienie jak największej liczby faktów, ale także z tego powodu, że na Uniwersytecie wciąż zatrudnione są osoby, które w latach osiemdziesiątych sprzeniewierzyły się zasadom obowiązującym nie tylko pracowników akademickich, ale wszystkich uczciwych ludzi. Zdaniem autora, społeczność akademicka ma prawo poznać możliwie pełną wiedzę o ówczesnych wydarzeniach i postawach.”

[1] H. Głębocki, Sieć agentury SB na uczelniach wyższych w PRL (na przykładzie Krakowa w latach 80. XX w.) (w:) Arcana. Kultura-Historia-Polityka 2007/74-75, s. 303-324; D. Wicenty, Socjologia w służbie SB? (w:) Aparat represji w Polsce Ludowej 1944-1989, 2007/1, s. 363-431; W. Zabłocki, Co o nas wiedzieli? NSZZ „Solidarność” Uniwersytetu Jagiellońskiego w dokumentach SB, Kraków 2005. Por. także: Naukowcy władzy, władza naukowcom. Studia pod redakcją Piotra Franaszka, Warszawa 2010 oraz Stłamszona nauka? Inwigilacja środowisk akademickich i naukowych przez aparat bezpieczeństwa w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku, pod redakcją Piotra Franaszka, Warszawa 2010.

Marek Morawski

Czy ktoś pamięta, co to jest duma? Czy ktoś pamięta uczucie dumy? To coś wspaniałego Nieczęsto mamy powody do dumy. Nieczęsto również dawano nam powody do dumy. Owszem, komuna starała się z jednej strony zniszczyć w nas, Polakach, poczucie dumy bardzo mocno rozwinięte, a z drugiej budować nowe poczucie dumy z komunizmu, z socjalizmu czy z socjalistycznej Polski. Dlatego każde osiągnięcie jakie by nie było, wychwalano. Był to zwodowany rudowęglowiec – pierwszy dziesięciotysięcznik Sołdek, pierwszy spust stali w Hucie im. Lenina, uruchamiane inne huty, kopalnie, Zakłady Cegielskiego, Fabryka Silników Wysokoprężnych i wiele innych obiektów przemysłowych. I dobrze, że budowano poczucie dumy, bowiem nie można oddzielić dumy twórców tego wszystkiego – Polaków, od zamysłu ideologicznego, by zrobić z nas ideologiczne manekiny socjalistycznych internacjonalistów. To się nie udało, ale ludzie byli dumni z dokonań. Były przestarzałe technologie, jak 50 czy 60 letnia technologia Huty im. Lenina zaimportowana z Uralu, a tak po prawdzie z Pittsburga 1900 roku, w Stanach Zjednoczonych. Tak było z wieloma obiektami tyle, że z czasem powstawało coraz więcej nowoczesnych fabryk. Coraz częściej mieliśmy z czego naprawdę być dumni. Przyszedł czas zdradzieckiej Magdalenki i transformacji. Zostaliśmy my, społeczeństwo, znowu wykiwani. Przez kogo? Przez tych, co tam byli. Przyjdzie kiedyś czas rozliczenia, bo tak zawsze jest. Do tego potrzeba trochę więcej czasu. Był czas, kiedy byliśmy dumni. Z czego? Może lepiej zapytać z kogo. Były różne dokonania. Na pewno dokonania sportowe. Kiedyś Pietrzykowski, Drogosz, Kulej i sporo innych bokserów. Był czas lekkoatletów, drużyny Górskiego, czas Adama Małysza. Czas Kozakiewicza i jego słynny gest jakże na czasie. Jeśli ktoś nie zepsuje, albo nie przestawi wajchy i nie wstrzyma środków finansowych jak to czynią kompletnie nieodpowiedzialni politycy, to może będziemy mieli ekipę skoczków. Od zamysłu do sukcesu jest długa i żmudna droga. Sukces to nie pstryknięcie palcami jakiegoś polityka i usłużnie pieski biegną z różnymi darami przecież wypowiedzianymi w gronie przedsiębiorców. Jadą dary tak samo jak za komuny. To niczym się nie różni. Ten sam mechanizm okradania działa. Wszyscy to widzą, wszyscy wiedzą, ale kto poruszy ten temat wskazując palcami. Przecież nie prokuratura, która jak chce, czyli jeżeli jest taka wola polityczna to działa, a jak nie, to ucieka w ciemny kąt. Ponura rzeczywistość, ponura „sprawiedliwość”.

Byliśmy dumni z czynów niecodziennych jak przesuniecie kościoła na ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie, z przemysłu stoczniowego, który produkował naprawdę nowoczesne statki i to z powodzeniem. Zapaść przemysłu stoczniowego to nie wina stoczniowców, ani zarządu stoczni. Przyczyną były zmiany ustrojowe nie tylko u nas, ale i u odbiorców statków czyli Rosji sowieckiej, która Polskę obarczała winą za swoje błędy i nieudolności. Za karę przestała kupować statki. Odpadł ogromny rynek, niezależnie od efektywności tego handlu dla Polski. O tym wiedzieli politycy tak samo jak każdy Polak. Stocznie potrzebowały czasu, by zdobyć nowe rynki, ale nie dano im szans. Stocznie, ruch solidarnościowy był dumą stoczniowców i wszystkich Polaków. To było wręcz widoczne. O tym politycy dobrze wiedzieli. Trzeba było to rozwalić jednym pociągnięciem pióra, aby pani kanclerz Merkel mogła uratować niemieckie stocznie. Dała dotacje niektórym zagrożonym upadkiem stoczniom np. w Bremie. Żadna UE nie podskoczyła, że niezgodnie z ustaleniami unijnymi. Nie musiała płacić żadnych kar za wspieranie finansowe zagrożonego przemysłu. Nasz rząd wyciął z rynku prawie cały nasz przemysł stoczniowy, nie dał żadnych szans. Podciął gardło przemysłowi, który powoduje zatrudnianie pięciokrotnie więcej ludzi w innych zakładach produkcyjnych począwszy od produkcji silników po mydelniczki i muszle klozetowe. Czyli jeśli pracowało w stoczniach 10 tysięcy ludzi to gdzie indziej w Polsce miało zatrudnienie 50 tysięcy ludzi. Lecz co znaczy 60 tysięcy miejsc pracy dla ludzi, którzy całe życie byli działaczami. Ciach i nie ma. Tak mogą robić tylko ci, co nigdy na serio nie pracowali. Trudno to przyznać, ale cała sfera działaczy to rodzaj pasożytów funkcjonujących w każdym państwie. Ciekawe, że ludzie, którzy odnosili sukcesy, zawsze byli ludźmi, którzy całe życie pracowali. Popatrzmy wstecz. Paderewski, Mościcki, Narutowicz, Kwiatkowski, Grabski. Oni pełnili funkcje państwowe, społeczne i wracali do swoich miejsc pracy. Oni nie byli znikąd. Oni nie byli jakimiś marionetkami, pacynkami. Byli to ludzie znani ze swoich dokonań i to na wielką skalę.  Dopiero później przeszli do pracy dla państwa i społeczeństwa.

Jaki efekt dokonań, przecież też i mego rządu? Niemal skasowano przemysł stoczniowy. I nie jest prawdą, że nie mógł on dalej działać i pewnie upadłyby bez tego wspomożenia niektóre stocznie niemiecki, choćby stocznia w Bremie, która dostała dotację z budżetu państwowego Niemiec. A nasze harat i ich nie ma. Tak samo jak w gałę. Harat i pudło. To było kolejne pudło haratania w gałę. Stocznie Polskie padły, ale nie niemieckie. Dobrze mieć przyjaciół. Cieszy się pani Merkel, ale szkoda że ten darczyńca jest przyjacielem Niemiec, a nie Polski. Jednym pociągnięciem nasz rząd, nasz premier własnymi rękami wyciął polskie stocznie: szczecińską, gdańska i gdyńską.

Chwila historii. Przecież Gdynia była wybudowana przed wojną po to, by wybudować na niewielkim skrawku polskiej ziemi nowe polskie miasto. Na jego bazie wybudowano stocznię. Było solidne zabezpieczenie siły roboczej i pracy dla ludzi i to licząc w tysiącach. To był rozmach, perspektywa, wielka wyobraźnia. To był Kwiatkowski, który dał Polsce to, co najcenniejsze: swoją wizję, wyobraźnię, pomysł, rozmach. Wtedy w Polsce budowano najnowocześniejsze obiekty przemysłowe w Europie. To było coś wielkiego, a nic się nie waliło. Nie było bylejakości, odwalania punktów na tablicy rankingowej – pijarowskiej. Nie było czarowania tylko ostra rzetelna praca i były efekty, że dech zapierało. Huta Stalowa Wola była najnowszą hutą europejską, Zakłady Mechaniczne w Radomiu – to była zbrojeniówka – najwyższa jakość. To samo można powiedzieć o wszystkich polskich fabrykach COPu. To zrobiono. Nie było „udało się”. To nie przypadek czy jakaś loteria. To wykonano solidnie, rzetelnie jak to wówczas robiono. To miało się zrobić i zrobiono w ciągu kilku lat. To nie był przypadek. Mieliśmy wspaniałą kadrę inżynierską. Skonstruowano najnowocześniejszy wówczas bombowiec „ŁOŚ” i wykonano jego prototyp, sprawdzony, latający, skuteczny. Tak było w wielu dziedzinach. Tych najlepszych ludzi niemal wszystkich wykończono w ciągu wojny i po wojnie.

Oni tworzyli prawdziwą wielkość Polski. Budowali ją.

Mija 70 lat i przychodzi ktoś, kto niszczy nie tylko dumę mieszkańców miasta Gdynia, ale i tego kraju, wymierza policzek tej już zresztą zdziesiątkowanej wcześniej załodze historycznej stoczni, w której spisano przed laty porozumienia gdańskie. Fabryk, zakładów produkcyjnych nie wolno dawać w pacht działaczom, nieudacznikom przecież, którzy czego nie dotkną, to niszczą. Nie ma pamięci, nie ma pamiątek. Nie ma historii. Jak to się wszystko układa, prawda? Zresztą po co historia – głosi się hasła.

Buduje się autostrady, które wszędzie na świecie symbolizują nowoczesność, najwyższej jakości. I co? Sypią się pobocza, rozwala konstrukcja drogi, rozwalają nawierzchnie. Nic nie pomoże, jeśli konstrukcja drogi została okradziona. Tego nie widać przy odbiorze. Potem droga, która miała służyć przez lata rozwala się po pół roku. Dla drogowców nie jest to tajemnicą. Wiedzą, że z g… bata się nie ukręci. Sorry, za takie porównanie, ale to oddaje jak najbardziej istotę tego niepowodzenia, wręcz katastrofy budowlanej. Nie tylko to jest katastrofą. Również ceny, po których się buduje. Takich cen nie ma chyba nigdzie na świecie. Tu widać, raczej czuć smrodek szwindlu. To są ogromne pieniądze przelewane ciepłą rączką z budżetu do prywatnych kieszeni. Tu jest punkt newralgiczny każdej takiej transakcji. Zamierzano zbudować tysiące km autostrady, a nie wykonano nawet tysiąca km. Wydano pieniądze do tego na wybrakowany produkt. Kto zatem pilnował interesu państwa? NIKT? 200/mln PLN/km autostrady!!! Buduje się niezwykle długo, okrada się małe polskie firmy budowlane nie wysyłając im należnych pieniędzy i zmuszając te firmy do kredytowania tych dróg. Państwo im nie płaci. NIE państwo? Firma ich zatrudniająca? Jeśli umowy nie obligują pośredników do wypłacania natychmiast po otrzymaniu pieniędzy do wypłaty należnych sum, to trzeba inaczej konstruować umowy i wypłacać bezpośrednio wykonawcom. Znowu się czegoś nie da?

Niczego się nie da. Dobrze pracować, dobrze nadzorować, rzetelnie się rozliczać. Wsadzać do kryminału nierzetelnych wykonawców wszystko jedno czego: budowlańców, księgowych, kasjerów, właścicieli. To wszystko można uregulować umową. Produkt ma być dobry, wykonawcy zadowoleni, nawet i pośrednicy, którzy przechwytują dużo pieniędzy, ale są niepotrzebni do niczego, poza kasowaniem forsy.

Patrząc na to wszystko trudno być dumnym.

Przychodzi jednak EURO. Wszyscy się cieszą, bo nam Polakom potrzebny jest choćby spektakularny sukces. Doprowadza się nastrój prawie do euforii. Hurra!!! Budujemy stadiony. Już na wejściu wiadomo, że za duże. Nasze miasta ich nie zapełnią. GIGANTOMANIA – MEGALOMANIA polityków, jeszcze raz się pojawia. Dobrze, niech będzie – wyrażamy cichą zgodę. Przecież będzie EURO, mamy szansę, Chcemy być mistrzami. My, Polacy. Budujemy więc. Niestety te stadiony są tylko do piłki nożnej. Nie są równocześnie lekkoatletycznymi. Nie są przygotowane do innych zawodów czy imprez masowych innych niż haratania w gałę. Przytomni ludzie myślą i pytają siebie „kto to wszystko później utrzyma”.

Wali się obraz tyle miesięcy tak skwapliwie tworzony przez usłużne panu Tuskowi media i zakłamanych i małych ludzi.

Zobaczyliśmy, że Stadion Narodowy wybudowano w Warszawie za ponad 2 miliardy złotych:

  1. bez nadzoru budowlanego,
  2. zobaczyliśmy brak odpowiedzialności za to cudo,
  3. gołym okiem widać błędy projektowania, wykonywania projektu na hurra, nie uwzględnienie faktycznych potrzeb,
  4. skandaliczne wykonanie,
  5. kradzież? może oszczędność na budowie? Może co innego? Murawa miała mieć 20 może50 cm, a miała10 cm. Ten aspekt powinny zbadać odpowiednie służby kontrolne. Ktoś za to brał pieniądze i miał wykonać solidnie. Staranność w tym wypadku oznacza też skutecznie odprowadzanie wody.
  6. Źle zaprojektowany dach. Dach, który nie można rozłożyć, kiedy zaczyna padać jest bublem, chybionym, błędnym rozwiązaniem. A jeżeli dach może w czasie rozkładania zagrażać życiu lub zdrowiu nie powinien być dopuszczony do wykonania. To kolejna sprawa do wnikliwego rozwiązania. Nie mogą cele polityczne, nawet takie wpływać na decyzje nie tylko kosztowne ale i zagrażające ludziom. Projekt nie powinien być dopuszczony do realizacji. Wtedy nie kosztowałoby to tak drogo. Teraz będą straty. Ciekawe z czyjej kasy zostaną pokryte.

Mecz Polska –Anglia. Drużyny już czekają. Obraz idzie na całą Polskę i zagranicę. Lunęło. I rozległ się śmiech na całą Polskę i Europę. I pojawił się wstyd na twarzach tych z nas, którzy wiedzą, co to godność, którzy widzą, jak duma wali się w pył, a raczej woda niczym krew ją zalewa. Wszyscy zobaczyli niebywałą fuchę za dwa miliardy złotych. Zabrano pieniądze ludziom chorym, potrzebującym ich do dalszego życia. Realizuje się zabawki za wielkie pieniądze i nawet nie przypilnuje ich dobrej realizacji. To po co to wszystko!???

  Nie ma też winnych, bo nigdzie nie ma odpowiedzialnych. Wszystko można schrzanić. Nie egzekwuje się niczego. Pełne przyzwolenie na bylejakość, na brakoróbstwo, na oszustwa. Jeśli ktoś jest z klasy uprzywilejowanej, to traktuje się tak, jakby nic się nie stało, a z klasy niewolniczej, to wysyła się nawet oddziały antyterrorystyczne, a ulegli sędziowie stosują najsurowsze kary.

Ale może wygramy, więc trzeba gdzieś grać. Niech będzie. Wybudowano. Szkoda, nie wygraliśmy. Ale EURO minęło. Smutno. Może ktoś wreszcie zada sobie pytanie: Dlaczego przegraliśmy i odpowie na nie.

Mijają miesiące i kolejne zmagania. Mecz Polska-Anglia. Mogą grać na Stadionie Narodowym – nowej chlubie. Nadchodzi dzień meczu. Leje niesamowicie. Ale co tam!. Przecież jest dach zasuwany. Murawa świetna kilkakrotnie już poprawiana. Telewizja pokazuje tę ulewę. Obraz jest transmitowany ze stadionu. I w jednej chwili wali się chluba trwająca tak krótko, jak w koszmarnej odsłonie ujawnia się obraz jak z bajki Andersena „Król jest nagi”. Czegoś takiego nie widziano nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie.

I co? Nic. Jest klawo. A może koszmarnie.

Dumę szlag trafił.

A honor tych naszych „przedstawicieli”? Chyba też. Zresztą kto mówi o honorze.

elzbietamorawiecElżbieta Morawiec

Z niemałym zdumieniem i rosnącym oburzeniem przeczytałam dostępne szczątkowo (czyżby ktoś się upublicznienia wstydził?) oświadczenie Zarządu Głównego ZASP-u  w składzie: St. Brejdygant, Maria Mielnikow i przewodniczący, Olgierd Łukaszewicz w  obronie filmu i aktorów z „Pokłosia”.

Czytamy tam m.in.: ”Fakt, że nasi sąsiedzi na wschodzie, północy i zachodzie   nie kwapią się do rachunku sumienia, dobrze im się żyje z kościotrupem w szafie, nie jest żadnym argumentem byśmy my zło zamiatali pod dywan. Nasze przyznanie się do win budzi respekt. To jest powód do dumy z ojczyzny. Tak uważają nasi koledzy, Maciej Stuhr i Robert Rogalski ( obaj zagrali w filmie) i my tak uważamy, dumni z ich obywatelskiej postawy”.

heimkehrNie wiem, co tu mają do rzeczy sąsiedzi (chyba słownictwo Grossa zaciążyło nad szacownym ZG ZASP).Co do sąsiadów z zachodu, którzy istotnie mają trupa w szafie, tj. odpowiedzialność za holokaust – to film Pasikowskiego dostarcza im wspaniałych argumentów na rzecz tezy, że to Polacy byli najgorliwszymi wspólnikami Hitlera. Jest to najobrzydliwszy, od czasów Goebbelsowskiej propagandówki „Heimkehr” (fot. Wikipedia) paszkwil na Polaków. Tamto kręcił Niemiec – hitlerowiec, „Pokłosie” – Polak. Tam Polacy zostali przedstawieni jako prymitywni, okrutni, brutalni wobec Niemców (!!) podludzie, tu kamera rodaka pokazała także podludzi, dziką , chłopska podlaską tłuszczę żądną mordu i krwi z niskich pobudek. Mordu i krwi na Żydach. To najbardziej rasistowski film o Polakach, jaki w ogóle w historii nakręcono. Za „Heimkehr”, Igo Sym zapracował na wyrok śmierci z ręki podziemia , Wykonany przez aktora-patriotę. Uczestnicy tego „przedsięwzięcia”, aktorzy polscy po wojnie usłyszeli skazujące wyroki. A nade wszystko skazani zostali na infamię. Tak działał ówczesny ZASP.

poklosieZASP dzisiejszy staje w obronie ignorancji  i bezwstydu aktorów, grających w „Pokłosiu” (fot. film.wp.pl). Jeśli miarą „obywatelskiej postawy” i podstawą do dumy są dla pp. Brejdyganta, Mielników i Łukaszewicza  wypowiedzi o historii własnego kraju Macieja Stuhra, który w Cedyni zobaczył Polaków wystawiających dzieci na tarczach pod niemiecki ostrzał, gdy w istocie chodziło o późniejsze oblężenie Głogowa i Niemców, wystawiających na machinach oblężniczych polskich zakładników pod ostrzał polskich obrońców – to gratuluję takiego poczucia obywatelskości i dumy. Gratuluję takiego poziomu ignorancji o historii własnego kraju i takiego poczucia bezwstydu. Gdyby pp. Brejdygant, Mielnikow i Łukaszewicz zapoznali się  z miażdżącymi opiniami historyków na temat „Pokłosia”, może zastanowiliby się przez chwilę  nad swoim oświadczeniem. Ten film, luźno nawiązujący do skłamanych książek Grossa i turpistycznego fałszu o polskiej wsi Jerzego Kosińskiego – jest całkowicie wyjęty z historii.  Ale co tam opinie historyków, co tam recenzje fachowe! Pan Andrzej Wajda orzekł, że dzieło jest wybitne i – ho! ho! – odważne, Daniel Olbrychski „przyklepał” – to są ZASP-owskie „ałtorytety”. Wszystkim tym „obywatelom”, dumnym z poniewierania polskości zalecam lektury „cudzoziemskie”: Richarda Lucasa „Zapomniany holokaust”, Timothy Snydera  „Skrwawione pola” – obie o wojennej (i nie tylko) martyrologii Polaków. Lekturę książek Marka Chodakiewicza, skrupulatnie, bez mitologii ujmujących sprawę relacji polsko-żydowskich w czas okupacji. Przypominam rodzinę Ulmów i liczbę polskich drzewek w Yad Vashem.  A jeśli panowie Stuhr, Rogalski, Brejdygant, Łukaszewicz nadal chcą wyznawać niepopełnione winy Polaków – to niech to czynią na rachunek własnej ignorancji w sprawach historii Polski.  Która to ignorancja, bezwstyd i z jidisz rzekłszy – hucpa – przyprawiają o rumieniec wstydu.

stefanbudziaszekStefan Budziaszek

24 listopada 2012 roku – w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha – odbyła się XXI Aukcja Wielkiego Serca. Uczestnicy licytowali m.in. dzieła Bronisława Chromego, Edwarda Dwurnika, Ryszarda Horowitza, Jerzego Nowosielskiego i innych artystów. Sprzedano 250 dzieł sztuki. Cały dochód z aukcji, której organizatorem jest Stowarzyszenie „Wielkie Serce”, przeznaczono na rzecz wychowanków Ośrodka Szkolno-Wychowawczego Nr 1 w Krakowie:
http://www.youtube.com/watch?v=WUXBGybP_sc

Marek Morawski

2 grudnia 2012

Dzień Niepodległości – 11 Listopada

To jest nasz, Polaków dzień. To jest dzień tych, dla których Ojczyzna nie jest tylko słowem ze słownika, dla których historia własnego kraju jest elementem wychowania, elementem nauki patriotyzmu. Byłoby wspaniale, gdyby to był dzień, co łączy. Znaczyłoby to, że oczekiwania wszystkich obywateli Polski, naszej Ojczyzny są takie same lub bardzo podobne.  Nie wiem tylko, gdzie się plasują ci, co mówią, że patriotyzm to wiocha, również i ci, co chcą wykreślić naukę historii z podręczników. To są ci, co kierują w tym państwie edukacją. To są ministrowie i im podlegli urzędnicy oraz nadzorujący ich premier, a także prezydent. Nie potrafię, a może nie chcę tego interpretować.

Pozostawiam to Wam, Drodzy Czytelnicy.

Jest Dzień Niepodległości. Za pośrednictwem telewizji ląduję na Placu Piłsudskiego. Tu odbywa się uroczystość oficjalna i tak powinno być. Tego nikt nie powinien zagarniać dla siebie. To jest pokłon dla poległych, dla zmarłych, dla tych, co oddali siebie, swą wiedzę, umiejętności, talenty, a jakże często i życie dla tej Jedynej, która nie powinna mieć i nie może mieć rywalki. To byli synowie i córki tej ziemi, a także ci, co wybrali nasz kraj, Polskę za swoją Ojczyznę. Oni też nie wahali się złożyć swojego wysiłku, krwi lub życia dla Niej. Wiedzieli, że warto.

Apel poległych, złożenie wieńców na Grobie Nieznanego Żołnierza, uroczysta zmiana wart, przemówienie Pana Prezydenta. Tak powinno być. To ma łączyć. Z tym się zgadzam. Potem były demonstracje. Te już nie muszą łączyć, bo one mają być głosem społeczeństwa, a właściwiej byłoby powiedzieć części, różnych części społeczeństwa. To jest ten moment, te chwile, kiedy obywatele próbują powiedzieć to, czego im się nie udaje zrobić gdzieś indziej i w inny sposób. Nie mogą tego zrobić, bo im się nie pozwala, bo ich głos się cenzuruje, albo nawet całkowicie usuwa. W takich sytuacjach niemal wszędzie ludzie zatkaną demokrację chcą odetkać na ulicach, gdzie ich głos trudno usunąć, dziennikarzy nie wyrzuca z pracy. Niestety i na ulicy często próbuje się rozsadzić, nawet najbardziej pokojową demonstrację. Mało tego. Czasem pozoruje się zajścia, bijatyki i jak to zawsze robiła komuna zrzuca wszystko na chuliganów.

Siedziałem przed telewizorem, bo już sam nie mam siły uczestniczyć w takim wielogodzinnym pięknym świętowaniu. Przeszła jedna demonstracja z Prezydentem na czele i w gruncie rzeczy z pięknym przesłaniem. Ruszyły kolumny wojskowych i innych formacji. To dobrze, bo to jest element kształcenia patriotyzmu we wszystkich krajach Świata. Dziwne by było czynienie czegokolwiek innego. Potem szła kolumna Prezydencka i innych ludzi, którzy chcieli się znaleźć przy boku Pana Prezydenta. Mam wrażenie nawet, że sporo było takich, co chcieli być zapamiętani właśnie wtedy i w tym miejscu. Potem była nie taka wielka grupa, jak to się mówi, zwykłych ludzi. Nie było tutaj specjalnie wiele flag państwowych, jakiś transparentów, a skandowań właściwie w ogóle. Niestety miało się wrażenie, jakby ktoś wszedł w nie swoje buty. Ważna jest jedność i ona powinna być mocno zaakcentowana właśnie na Placu Marszałka Piłsudskiego. Cóż z tego, że śpiewano Pierwszą Brygadę, Hymn Państwowy. Telewizja ujawniła wszystko nie po raz zresztą pierwszy. Może lepiej byłoby śpiewać pieśni z innego śpiewnika. Kamera pokazała, nieodrobione lekcje już od kilkudziesięciu lat, a jeżeli chodzi o Pierwszą Brygadę to ze dwadzieścia lat. Nie wystarczy byle jak ruszać wargami, trzeba, a przynajmniej wypada nauczyć się słów. Może ja się mylę. Może inaczej myślę.

Inaczej to nie ma się szacunku dla tej, której to święto było poświęcone, dla tych, dla których odczytywano ten Apel Poległych.

Ba, co zakrawa na jakiś kawał. Nie ma się szacunku dla pełnionych przez siebie urzędów. Tak, bo to przypadłość wielu osób, którzy – co tam mówić zresztą.

Generalnie nie uważam akurat tej oficjalnej demonstracji za właściwą. To tak, jakby się chciało sobie samemu wydeklamować laurkę.

Potem miał być Marsz Niepodległości. O ile oficjalna demonstracja była wejściem nie w swoje buty, to tej demonstracji chciano jeszcze przed 11. listopada przypisać inne oblicze. Nie było to miło odbierane. Można uważać, że to nic. Dla mnie była to nie tylko, że mało elegancka manipulacja, to była wręcz ordynarna manipulacja. Z jakiś powodów jej rozpoczęcie było opóźniane. .

W końcu około piątej pochód ślamazarnie ruszył i ponownie stanął. Nie wyglądało to dobrze. Pojawiły się zwarte oddziały Policji. Oddziały te zamykały ulicę Marszałkowską przed czołem kolumny około 100 metrów, może nawet więcej. Następnie kolejne oddziały utworzyły prawą i lewą flankę na chodnikach. Cały czas były to formacje w rynsztunku bojowym do walk ulicznych. Kolejne dwie jednostki czekały, aby odciąć, a raczej zamknąć ten worek. Takie sformowanie oddziałów miało niechybnie służyć nie do pilnowania porządku, tylko do wypełnienia konkretnego zadania, prowokowanego, zaczepnego. Mogłem się jednak mylić. Tak mogło być kiedyś, teraz może jest inaczej. Chciałbym się mylić, jak już wielokrotnie w swym życiu chciałem się mylić, a wychodziło inaczej. Te oddziały Policji miały za cel albo zniweczyć demonstrację, albo przypisać jej całkowicie inną twarz w całkowicie innym świetle, nieprawdziwym. To była gra jak przy przesłuchaniu Musi być dobry i ten zły. Tutaj w dniu 11. Listopada też miała być ta dobra manifestacja i ta zła. Do tego jeszcze kilka innych, o których wielokrotnie później by się mówiło: A przecież były inne jak ta przeciw faszyzmowi, gdzie wszystko przebiegało w największym porządku. Tak się kreuje fakty, interpretacje, robi propagandę. Jaka to szkoła?

Czekałem i doczekałem się. Skądś pojawiły się czerwone race dymne. Może też były inne. W tym pasie 100 metrowym pojawili się harcownicy. Skąd ja to znałem? Jeśli z jakiejś umownej strony ktoś rzucał, to powinien rzucać i z drugiej strony. I oczywiście. Jak na rozkaz. Teraz harcowali już jacyś w kominiarkach. Do nich dołączali policjanci. Nie tylko w chełmach, ale i w kominiarkach. Demonstracja stała z nieznanych powodów. Przed czołem kolumny jacyś ludzie w kominiarkach, nie wiedzieć po co, naparzają się, ale ich jest zaledwie garstka. Z kolumny marszowej nie bardzo ktokolwiek się chce dołączyć. Oddziały policji stoją, jakby oczekiwały na wybuch jakiejś groźniejszej akcji i wkroczenie do większej akcji. Niestety wygląda jakby to była prowokacja, tym bardziej, że co jakąś chwile jakaś zamaskowana postać wbiega do samochodów policyjnych. Po amunicję rac?

Do czasu pojawienia się Policji nic się nie działo. Nawet jeśli ktoś rzucił gdzieś racę to się dymiła i tyle, aż zgasła. Również po usunięciu Policji nic się nie działo. Organizatorzy Marszu Niepodległości sami zorganizowali swoją służbę porządkową i widać było, że to wspaniale działa. Nie było widać wichrzycieli – Tak to się niegdyś nazywało? – aby dać siłom policyjnym możliwość wykazania się. Tak to funkcjonuje od dziesiątek lat z niewielkimi odchyleniami w większości krajów. Warianty się zmieniają. Raz siły porządkowe rzeczywiście chcą pilnować porządku, a innym razem chcą wywołać burdy, dla celów politycznych, walki politycznej. Policja z reguły ma większe możliwości.

Takiej różnorodności to ja nie chce i nie oczekuję. Jeśli będziemy tak świętowali Nasze, Polaków Święto, to prowokatorzy czynią to nie w imię polskiej racji stanu. Tym powinien interesować się kontrwywiad. Po mojemu widieniu.

Minęło kilka dni, a wszystkie media donoszą o wykryciu zamachu na wszystkie władze państwowe. Ogromny zamach, tony materiałów wybuchowych. Wybuch mógłby zniszczyć nie tylko gmach Sejmu, ale i podziemną infrastrukturę. Coś jednak nie pasuje. Zbyt dużo tu mediów, za mało profesjonalności. O co w tym wszystkim chodzi? Kto tutaj komu szyje buty? Czy mediom już tak się pomieszało wszystko, że prokurują manipulację za manipulacją, czy rzeczywiście jest jakieś głębsze tło. Nie chcę, by karmić rzeczywistość faktami medialnymi. Nie chcę, by państwo było fałszami rozbrajane. Gdyby obiektywnie biorąc była to farsa, to pal licho, ale tak nie jest. Ukazuje to bowiem kompletną ignorancję służb specjalnych, konsumenta budżetu państwa, a nie obrońcy państwa. Ktoś źle się bawi.

Zastanawiam się jaka rakieta wystrzeli. Zaczyna mi to przypominać nie ukazywanie siły argumentu, tylko argumentów siły. To nie jest dobry kierunek debaty i nie o to chodzi, bo to nie jest debata. Jest to tworzenie faktów medialnych.

Ostatnio dowiedziałem się, bynajmniej nie z mediów, że w roku 2012 związki zawodowe górników prowadziły ostry spór płacowy z Rządem. Oczywiście to tylko jedna z kwestii. Na szczęście zakończony ugodą. O tym się jednak nie mówiło, tylko bez przerwy odstawia komedię polityczną. Mnie nie dziwi, że górnicy nie chcą zniszczenia górnictwa. Wiem również dlaczego ktoś chce zniszczenia górnictwa.

To tylko kilka zaszłości.

Dokąd ktoś chce nas wyprowadzić?

Gdzie jest polska racja stanu?

miroslawborutaMirosław Boruta

„Tajemnica Boga i stworzenia jest nierozerwalnie związana z tajemnicą człowieka. Odrzucając Boga bądź rezygnując z poszukiwania Go, człowiek odrzuca bądź rezygnuje z mocy, jaką daje wiara oraz traci orientację odnośnie do źródła stanowienia o tym, co dobre, a co złe. Wyznając Boga i przyznając Mu właściwe miejsce w życiu, odkrywamy harmonię kosmosu, w którym każda istota ludzka zajmuje specyficzne miejsce i odgrywa wyjątkową rolę, a także odnajdujemy najbardziej trwały fundament, na którym opierają się właściwe wybory moralne”.

bialykrukwiaraTe słowa księdza profesora Waldemara Chrostowskiego, zaczerpnięte z „Wiary”, wspaniałego albumu przygotowanego przez wydawnictwo „Biały Kruk” są fundamentalne dla jego zawartości. Przeglądając zdjęcia Adama Bujaka i podczytując podpisy pod nimi, wchodzimy w świat najwyższych, najpiękniejszych wartości ludzkich (chociażby bezwarunkowej afirmacji życia), zaglądamy także do serca polskości, do sedna polskiej wspólnoty narodowej od 966 roku, od bez mała 1050 lat, posadowionego na Chrzcie Polski. Układ albumu, zaproponowany przez redaktora wydawnictwa Leszka Sosnowskiego, prowadzi nas od Maryji, poprzez błogosławionego Jana Pawła II, rycerzy, lud, sanktuaria (Górę Krzyży, tę nową, inną od najsłynniejszej pod Szawlami), narodową pamięć, Wawel – Skałkę – Kraków po prostu, Pierwszą Komunię Świętą, odpusty, życie zakonne, dożynki, obronę wiary, rocznice (i miesięcznice), samotną modlitwę, polski pejzaż, drogę krzyżową, świadomość śmierci aż do finału, najważniejszego momentu naszej wiary – Zmartwychwstania.

Dobroć, piękno, akty zawierzenia (te królewskie także), akty ufności, radość z obcowania Bogiem w ludzkiej wspólnocie to uczucia jakie towarzyszą lekturze i przeglądaniu fotografii. Tak mocnej dawki Wiary, Nadziei, Miłości i Prawdy dawno już nikt nam w jednym wydawnictwie nie przekazał.

„Wiara w Boga zabezpiecza przed kierowaniem się w życiu egoizmem i pychą, które forsują chełpliwe poleganie na sobie. Otwierając na Boga, otwiera nas także na innych ludzi i sprzyja temu, abyśmy byli wobec nich życzliwi i dobrzy. Wiara religijna ma zatem dwa wymiary: wertykalny, to jest pionowy, dla którego odniesieniem jest Bóg, oraz horyzontalny, to jest poziomy, dla którego odniesieniem są wszyscy ludzie i cały świat”, pisze znów we wprowadzeniu Ksiądz Profesor.

bialykrukwiarambCzyż jest na świecie lepsza, mocniejsza socjologia (fot. bialykruk.pl), ta, którą najpełniej zrozumieli jej najwięksi przedstawiciele? My, Polacy, katolicy, trwając przy Chrystusowym Krzyżu jesteśmy elitą Polski, solą tej ziemi. Bóg, Honor i Ojczyzna to znakomity filtr, a my patrzmy na Polskę, Europę i świat przez jego pryzmat… Jesteśmy także siłą opozycyjną wobec pseudo-elit, jesteśmy reprezentacją wiernych kościoła katolickiego, społeczników, polityków, związkowców, użytkowników i twórców niezależnych mediów i niezależnych działań. Nie musimy się we wszystkim zgadzać, nie zawsze łatwo jest nam osiągnąć wspólnotę w sprawach małych i dużych, ale warto i trzeba przede wszystkim podkreślić to co łączy, to co tak pięknie opisał słowami i podpisami redaktor tomu, to co streścił autor wprowadzenia a fotografiami – wręcz jak ikonami, napisał – ich mistrz.

1050 lat Polski z Bogiem także znalazło się w tekście księdza profesora Waldemara Chrostowskiego, napisał bowiem, że: „Wzgląd na obecność Boga w dziejach tym mocniej potwierdza, że człowiek potrzebuje wieczności. Ziemskiej wędrówce towarzyszy świadomość, że ziemia jest usiana grobami tych, którzy poprzedzili nas w drodze do Boga. Groby przodków zapewniają ciągłość pokoleń, podtrzymując wspomnienia i pamięć”.

Podtrzymując tożsamość, podtrzymując wspólnotę trzydziestu jeden czy już nawet trzydziestu dwóch pokoleń, bo… „Warto być Polakiem, warto by Polska trwała”, Najświętsza Panno, Królowo nasza, błogosław Ojczyźnie naszej…

A fotorelację z uroczystej prezentacji albumu „Wiara”, która odbyła się 15 listopada w Pałacu Biskupów Krakowskich przy ul. Franciszkańskiej 3 w Krakowie, obejrzeć można stronie www „Białego Kruka”:
http://www.bialykruk.pl/article.php?aid=668&dd=1&PHPSESSID=901e5566a4745e4caa7cbb86b7296c6d

pawelkuklaPaweł Kukla

29 listopada to kolejny dzień pamięci jednego z wielu narodowych zrywów. Tegoż dnia 1830 roku wybuchło Powstanie Listopadowe, mające na celu wyzwolenie Polski spod okupacji. Z tej okazji działacze Ligi Obrony Suwerenności, przy współudziale Stowarzyszenia Solidarni 2010 z Krakowa, postanowili wspólnie uczcić tę rocznicę.

Pełnomocnik LOS, p. Paweł Kukla w ten szczególny dzień przypomniał historię tamtych czasów, mówił  o potrzebie pamięci o najważniejszych powstaniach w Naszym Kraju, o niszczeniu polskich tradycji narodowych i polskiej tożsamości.

plobchodyrocznicyPóźniej głos zabrała aktorka, p. Sława Bednarczyk recytując przepiękny wiersz Artura Oppmana pt. „Grochów”. Na zakończenie obchodów zebrani złożyli kwiaty i zapalili znicze przed mogiłą Powstańców Listopadowych na Cmentarzu Rakowickim. Pożegnaliśmy naszych bohaterów ich pieśnią pt. „Warszawianka”.

Po zakończeniu obchodów wszyscy przybyli spotkali się w pobliskiej kawiarence, gdzie przybliżono idee oraz działalność Ligi Obrony Suwerenności, mówiono też o potrzebie szerzenia patriotyzmu w społeczeństwie polskim.

I jeszcze fotorelacja z obchodów rocznicowych:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/29Listopada2012

miroslawborutaMirosław Boruta

Stowarzyszenie im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie (we współpracy z Kinem Odkrywców Historii) zorganizowało w ostatnią środę (28 listopada) w Kinie „Agrafka” przy ul. Krowoderskiej 8 przedpremierowy pokaz najnowszego filmu p. Marii Dłużewskiej – „Testament”. Po projekcji odbyło się spotkanie z Autorką a także niektórymi bohaterami filmu, m.in. pp. Małgorzatą Wassermann i Pawłem Kurtyką. Głos zabrali także, zaproszeni przez prezesa Stowarzyszenia – p. Wojciecha Kolarskiego, przedstawiciele mediów: Maria Kolber-Korpal (Stowarzyszenie Doxotronica), Jan Maciejewski („Pressje”), Paweł Rybicki (bloger Rybitzky) i Krzysztof Wołodźko (bloger Consolamentum, „Nowy Obywatel”).

20121128silk

Film z tego wydarzenia przygotował p. Stefan Budziaszek. Warto dodać, że w samym filmie „Testament” także znajdują się ujęcia autorstwa p. Stefana Budziaszka, cieszymy się z tych krakowskich akcentów i gratulujemy współprodukcji:
http://www.youtube.com/watch?v=W-Wp4MraIiQ

A fotorelację, autorstwa p. Katarzyny Klimek można obejrzeć tutaj:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/28Listopada2012

W tym roku p. Maria Dłużewska była naszym wykładowcą w „Akademii pod Krzyżem” w niezwykle mroźny wieczór, 10 lutego 2012 roku. Film z tej uroczystości – 22. Miesięcznicy Smoleńskiej w Krakowie przygotował również p. Stefan Budziaszek:
http://www.youtube.com/watch?v=iQbAp6hlzDI

Kazimierz Babiak

W środę (28 listopada) uczestniczyliśmy w przedpremierowym pokazie nowego filmu pani Marii Dłużewskiej pt. „Testament”. Niewielka sala kina “Agrafka” w krakowskiej YMCE wypełniona była w pełni, ludzie stali w przejściu i na korytarzu. Bohaterami filmu są dzieci osób, które zginęły w tragicznej katastrofie smoleńskiej, to piękni młodzi ludzi, piękni nie tylko fizycznie, piękni przede wszystkim  duchowo i swą postawą życiową. Ci młodzi ludzie wypełniają spuściznę i tytułowy testament zmarłych ojców, równocześnie walczą o prawdę o Smoleńsku. To Paweł Kurtyka syn śp. prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Janusza Kurtyki, to Diana Merta-Krawczyk, córka śp. ministra kultury Tomasza Merty, to Jakub Płażyński syn śp. marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego, to Sebastian Putra syn śp. marszałka Sejmu Krzysztofa Putry i Małgorzata Wassermann, córka śp. ministra Zbigniewa Wassermanna. Wzruszający film widownia przyjęła oklaskami. Na koniec głos zabrała autorka filmu, a także dwójka bohaterów z Krakowa pp. Małgorzata Wassermann i Paweł Kurtyka. Głos zabrali także zaproszeni recenzenci. W projekcji filmu uczestniczyły wdowy po śp. generale Bronisławie Kwiatkowskim i śp. prezesie Januszu Kurtyce, panie Krystyna Kwiatkowska i Zuzanna Kurtyka.

Tego filmu nie wyświetli telewizja publiczna ani telewizje komercyjne, nie będzie wyświetlany w państwowych Domach Kultury, bo jest nakaz zamilczania niewygodnych dla władzy tematów, bo dyrektor Domu Kultury wyleci z pracy. Film będzie krążył w Internecie, będzie rozpowszechniany na płytkach, będzie wyświetlany w niezależnych instytucjach kulturalnych takich jak właśnie krakowska YMCA, w salkach parafialnych i gdzie się da.

Kilka godzin przed projekcją filmu rozmawiałem z kolegą, inteligentny człowiek wypowiedział zdanie: “Nie ma alternatywy dla tej władzy” i on w to wierzy. A dzisiaj rano młody i inteligentny informatyk mówi mi: “Ja nie zagłosuję na Tuska, ale ja nie mam na nic wpływu”. Mam pytanie do mego kolegi -  czy tu już Białoruś, czy to jeszcze przed nami?  Kiedyś Lenin powiedział, że „Władzy, raz zdobytej, nie oddamy nigdy”, powtórzył to „towarzysz” Gomółka, a teraz własnymi słowami powiedział przyciężki B. Komorowski (powiedział coś podobnego z pamięci, nie z kartki). Od pięciu lat rządzący ćwiczą sprawność okłamywania obywateli, ale coraz trudniej ukryć prawdę. Coraz większa część społeczeństwa, a także lemingi zaczynają dostrzegać prawdziwe kompetencje Donalda Tuska i groteskę w udawaniu wielkiego premiera.

miroslawborutaMirosław Boruta

W ostatni czwartek (22 listopada) zaprezentowano w Sejmie pierwszy numer „Zeszytów Politycznych Prawa i Sprawiedliwości”. Czasopismo ukazało się pod redakcją Włodzimierza Bernackiego.

W słowie wstępnym premier Jarosław Kaczyński podkreślił, że „Polska zbliża się do politycznego przełomu. Po 23 latach od odzyskania niepodległości musimy stwierdzić, że budowa Rzeczypospolitej wolnej, sprawiedliwej, dostatniej i solidarnej nadal napotyka przeszkody. Dla ich przezwyciężenia musimy jeszcze raz poderwać się do wysiłku na miarę 1980 roku. Aby to było możliwe, potrzebna jest wytężona praca programowa i organizacyjna. Jej celem jest zwycięstwo, które umożliwi przeprowadzenie i utrwalenie koniecznych zmian”.

zeszytypolityczne1Poszczególne działy „Zeszytów Politycznych Prawa i Sprawiedliwości” to: I. Idee. Suwerenność, II. Ustrój, III. Program, IV. Tradycja, V. Opozycja, VI. Lektury oraz VII. Kronika. Oprócz artykułów wymienionych na obwolucie pisma (zdjęcie obok) warto polecić także następujące teksty: „Niepodległość i geopolityka” Piotra Naimskiego, „Czego bronimy w Europie?” Ryszarda Legutki, „Prawo i Sprawiedliwość wzmacnia suwerena” Włodzimierza Bernackiego, czy zestaw dokumentów programowych i opis najnowszych przedsięwzięć Prawa i Sprawiedliwości.

Czekając na szczegółową recenzję tomu pozostańmy tymczasem przy omówieniu. Z całą pewnością trzeba jednak podkreślić – pojawienie się „Zeszytów Politycznych Prawa i Sprawiedliwości” już jest niezwykłym wydarzeniem na ubogim rynku magmy myślowej serwowanej nam od pięciu lat przez panującą koalicję rządową i zaprzyjaźnione z nią media.

Pierwszy numer „Zeszytów Politycznych” wydawanych przez Prawo i Sprawiedliwość przeczytać można klikając w linkę na dole artykułu: http://www.pis.org.pl/article.php?id=21224

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Krakowscy pedagodzy protestują przeciwko zmianom proponowanym przez władze samorządowe. Według pomysłu tychże pedagodzy szkolni przestaną być nauczycielami, a ich pensum zostanie zwiększone o połowę, co – jak piszą w proteście – zmarginalizuje ich pozycję i pracę w szkole.

W liście otwartym pedagodzy alarmują, że coraz więcej uczniów potrzebuje ich pomocy. Młodzi ludzie zmagają się z problemami alkoholizmu, narkomanii, mają zaburzenia emocjonalne. „Utrzymanie naszych miejsc pracy i naszego statutu nauczyciela nie jest więc dla miasta kosztem, lecz inwestycją”, piszą pedagodzy. Proszą także o wycofanie zmian. Protest przeciwko paradoksalnemu pomysłowi można podpisywać w Szkole Podstawowej nr 85, os. Złotego Wieku 4.

26 listopada 2012

Krystyna Kwiatkowska, wdowa po generale, szefie Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych, który zginął nad Smoleńskiem, apeluje o powołanie międzynarodowej komisji do zbadania katastrofy. Publikacji oświadczenia odmówiła Polska Agencja Prasowa
(zob.: http://www.naszdziennik.pl/wp/15368,pap-jak-rosyjski-spychacz.html).

OŚWIADCZENIE

Jako żona oficera Wojska Polskiego Generała Bronisława Kwiatkowskiego niejednokrotnie przeżywałam sytuacje stresujące. Z 40 lat naszego małżeństwa ponad połowę tego czasu Mąż spędził poza domem. Były to krótsze lub dłuższe wyjazdy służbowe. Chociaż czasem nie akceptowałam do końca decyzji politycznych, rozumiałam mojego Męża, który nie dyskutował, tylko wyjeżdżał w najniebezpieczniejsze regiony świata po otrzymaniu rozkazu z MON. Udział Polski w wielu misjach jako sojusznika NATO i ONZ wzmacniał wiarygodność i interesy naszego kraju na arenie międzynarodowej.

Mój Mąż gen. Bronisław Kwiatkowski był trzykrotnie w Iraku – w sumie spędził tam 2 lata. W 2003 roku jako zastępca dowódcy podczas pierwszej zmiany – tworząc i organizując kontyngent wojskowy w Babilonie, następnie jako szef szkolenia armii irackiej – szkoląc dowództwo nowo powstałej irackiej armii, mieszkał w Bagdadzie. Trzeci raz objął dowództwo siódmej zmiany w 2006 roku. Oprócz tego odwiedzał swoich żołnierzy, będąc dowódcą operacyjnym Sił Zbrojnych: 16 razy odwiedził Irak, 14 Afganistan, 4 razy Czad. Tworzył i zamykał kontyngent w Iraku, tworzył i zamykał kontyngent w Czadzie, tworzył w końcu kontyngent w Afganistanie. Gdy uczestniczył w misjach, był obecny podczas zamknięcia każdej trumny z ciałem poległego żołnierza, dziękując mu za ofiarę najwyższą. Będąc w Polsce, uczestniczył w każdym pogrzebie poległego żołnierza, oddając mu ostatni hołd.

Jako rodzina żołnierza przyzwyczaiłyśmy się wraz z córkami do pewnego poziomu stresu, który na co dzień nam towarzyszył. Jak wielkim ciosem była śmierć mojego Męża na 21 dni przed odejściem na emeryturę, chyba nie muszę nikomu tłumaczyć.

To natomiast, co dzieje się przez 30 miesięcy od katastrofy, przekracza wszelkie granice. Jak można tak traktować rodziny i najbliższych ofiar? Jak można nie dopełnić podstawowych formalności urzędowych związanych z identyfikacją i teraz, po niemal trzech latach, zrzucać winę na rodziny, na presję czasu?

Dlaczego pomysł powołania międzynarodowej komisji byłby ujmą dla naszego rządu i państwa?

Czyż nie jest ujmą obecne napięcie społeczne, chaos informacyjny, który zamiast łagodnieć, wciąż nabrzmiewa, chociaż mijają prawie trzy lata od katastrofy?

Czyż nie jest ujmą fakt, że wrak Tu-154M i czarne skrzynki wciąż nie zostały nam zwrócone?

Czy nie jest ujmą nasz raport, który w 90 procentach bazuje na danych MAK?

Czy nie są ujmą fragmenty ciał zepchnięte spychaczem i przykryte płytami betonowymi tworzącymi drogę na miejscu katastrofy?

Czy nie jest ujmą profanacja ciał naszych najbliższych?

Dlaczego miałaby nią być komisja międzynarodowa? Myślę, że taka komisja może mieć większy wpływ na Rosję i że może odzyskać wreszcie naszą własność oraz podać niezależnie przyczyny katastrofy bez niepotrzebnego lobbingu grup politycznych.

Uczestniczyłam we wszystkich spotkaniach z Panem Premierem Donaldem Tuskiem oraz prokuratorami, które organizowane były w pierwszym roku po katastrofie. Prokuratura niejednokrotnie rozkładała ręce, mówiąc, że tu jej kompetencje się kończą i bez pomocy rządu, który ma wpływ na decyzje i zezwolenia strony rosyjskiej, nie jest w stanie podejmować kolejnych działań.

Z zachowania niektórych osób z ekipy rządzącej można wywnioskować, iż założyły, że w Smoleńsku zginęli jedynie ich przeciwnicy polityczni, więc sprawę można przemilczeć i zamieść pod dywan. Że czas ją wyjałowi, rozmyje. Jak widać, nie rozmywa, lecz nasyca ją coraz bardziej.

Dlatego zwracam się z prośbą o powołanie komisji z udziałem najwyższych autorytetów z zagranicy, które zakończą toczące się spekulacje i przedstawią jednoznaczne końcowe i niezależne wyniki badań wyjaśniające przyczyny katastrofy.

Pytania, czy nas na to stać i kto ewentualnie za to zapłaci, są nie na miejscu. Niepokoje społeczne i ich niemożliwe do przewidzenia konsekwencje będą kosztować nas o wiele więcej.

Ojczyzna wiele razy prosiła mojego Męża o największe wyrzeczenia i godne reprezentowanie Jej w najniebezpieczniejszych regionach świata. Nigdy Jej nie odmawiał. Dumnie Ją reprezentował i myślę, że Polska również była dumna, mając takiego żołnierza. Chociaż Mąż był tuż przed emeryturą, w dniu swojej śmierci miał ponad 200 dni niewykorzystanego urlopu, co najlepiej obrazuje, jakim oddanym był pracownikiem. Wciąż na nowo stawiane zadania przez przełożonych spowodowały, iż nie miał czasu nawet na odpoczynek, na rodzinę.

Dziś jego rodzina zwraca się do obecnie rządzących władz z jedyną prośbą – o powołanie komisji międzynarodowej, która pozwoli nam w końcu jednoznacznie i niezależnie określić przebieg katastrofy. Pozwoli nam również po trzech latach niepokoju duszy i serca w końcu w ciszy i w zadumie pomodlić się przy grobach naszych bliskich.

miroslawborutaMirosław Boruta

W sobotę – 24 listopada – Stowarzyszenie im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie zorganizowało spotkanie z ministrem w kancelarii śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, posłem na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, prezesem Stowarzyszenia „Ruch Społeczny im. Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego”, p. Maciejem Łopińskim. Tematem przewodnim spotkania było dziedzictwo prezydentury Lecha Kaczyńskiego.

20121124silk

Poniżej linki do fotoreportaży z tego wydarzenia, autorstwa pp. Andrzeja Kalinowskiego i Anny Loch:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/24Listopada2012
https://picasaweb.google.com/109729583599681222653/SpotkanieZMaciejemOpinskimKrakow20121124?authuser=0&authkey=Gv1sRgCMSe8aKapt_G-QE&feat=directlink

miroslawborutaMirosław Boruta

Tyle ciekawego dzieje się w niemieckich mediach dla Polaków, że aż trudno powstrzymać się od komentarzy ;-) To znaczy powinno się, bo czasu szkoda, ale…

TVN (której prezes, Markus Tellenbach, pracujący dla Ruperta Murdocha, do czasu objęcia tej funkcji pełnił rolę szefa rady nadzorczej Sky Deutschland, wiodącego w Niemczech nadawcy płatnej telewizji) w porannym programie pyta „celebrytę” o kulturę polską, a ten z rozbrajająca szczerością i wyrazem zadowolenia na twarzy mówi, że kultura polska jest funeralna: „Jesteśmy jednak ciągle kulturą cmentarną, kulturą pamięci, martyrologiczną, funeralną wręcz. Mnie to bardzo dotyka. Żyję w tym kraju, ale wciąż się na to nie godzę”. Skąd ta opinia? Z głupoty, niewiedzy, intelektualnej nędzy, pokłosie wypocin pseudoznawców „polskiej” duszy?

Pominę zwrot „w tym kraju”, charakterystyczny dla lumpenelit, którym słowo Polska już przez krtań nie przechodzi, ale… może – po prostu – odszedł od Boga? Zdeewoluował się? ;-)

Przecież za miesiąc Boże Narodzenie, apoteoza macierzyństwa, cudu narodzin, ciepła rodzinnego. Pomimo, niekiedy, zewnętrznych oznak ubóstwa, to jednak zawsze najwspanialszych chwil związanych z przeżywaniem daru nowego życia i pierwszych chwil, dni, tygodni dzieciństwa…

A za kilka miesięcy Wielkanoc, Zmartwychwstanie, ostateczne pokonanie śmierci, raz na zawsze, radość chwały wyjścia ze świata ciemności… Alleluja, radujmy się, weselmy się Chrystus Zmartwychwstał… A my wraz z nim, na zawsze.

Dwie największe tajemnice, dwa fundamenty kultury polskiej, a ten w koło Macieju. Człowieku skąd jesteś, dokąd idziesz i po co? Wróć do domu, wróć do Polski, wróć!