Przeskocz do treści

Marek Morawski

Demokracja jest rządami ludu, a konkretnie społeczeństwa, za pośrednictwem wybranych przez siebie przedstawicieli. Stwierdzenie to jest prawdziwe w ogólnym zarysie, ale wysoce niewystarczające. Nie wystarczy również zapis w Konstytucji, że w Polsce jest ustrój demokratyczny. Jest to zbyt mało. Nawet jeśli uwzględni się przepisy wyborcze, to nie oznacza, że to będzie ustrój demokratyczny.

Demokracja, aczkolwiek tego się nie podnosi, zakłada uczciwość szeroko rozumianą. Nie może być inaczej, bowiem początki współczesnej demokracji wpisują się w czas, kiedy nikt nie tylko nie negował honoru, ale honor był immanentną cechą działacza politycznego, przynajmniej większości ugrupowań politycznych. Były to czasy, kiedy szlachectwo zobowiązywało, chłop (a nie najemnik) musiał być honorny, a rzemieślnik wygrywał wyścig z konkurencją jakością, starannością, dbałością o klienta. Wszelka nieuczciwość była ujawniana i taki człowiek przegrywał konkurencję. Każdą. Dzisiaj są inne czasy. Liczy się oszukanie, stworzenie wirtualnego obrazu będącego imitacją rzeczywistości, narysowanie własnej sylwetki najlepszej do akceptacji przez wyborców. Dobrobyt może być fikcją, byle ludzie w to uwierzyli. I wierzą. Nie wiem jak to się dzieje, bo jeżeli w portfelu mam jeden tysiąc złotych, to bez względu kto by nie mówił inaczej, nie będą to dwa tysiące. Podobnych obrazków można przytoczyć wiele. Tanieją lekarstwa przez podwyżkę, Zarabiamy więcej, otrzymując mniej, Inflacji ponoć prawie nie ma, podczas gdy podatki, paliwo, energia, opłaty rosną i to sporo. Takich abrakadabra nie brakuje. Równocześnie aferzyści popełniają czyny aferalne o znikomej szkodliwości społecznej i właściwie słusznie, bowiem tylko dzięki temu budzą czujność. Oszustwo przy sprzedaży soli to pomysłowy wynalazek, zatem sprawę umorzono. A niezapłacone podatki, to za nich zapłacą wygnani do pracy staruszkowie lub staruszki. Popracują i umrą i o to chodzi, a nie żeby jeszcze pobierali jakieś emerytury. Emeryturę ma brać człowiek 45 letni zasłużony dla reżimu. Ma sobie jeszcze pożyć i mieć za co dostatnio żyć. Spracowany zaś nie powinien się plątać po przychodniach, tylko zająć kolejkę po najmodniejszą jesionkę. Może być i z dębu, a tańsza będzie z płyty wiórowej. Wraz z konduktem i tak to będzie stanowiło sporą sumę, więc przedłużony wiek pracy przyda się na odkładanie na pogrzeb. Prawda jak to się wszystko zgrabnie układa.

Są różne ustroje. Wszystkie dziwnym trafem mają skłonność do przekształcania się w systemy totalne, autorytarne. Każda władza, nawet ta, która nieustannie szermuje słowem demokracja, demokratyczny chciałaby więcej luzu dla siebie, mniej kontroli. Z reguły demokracja jest potrzebna tylko do przejęcia władzy. Ograniczenia natomiast też są potrzebne, ale dla przeciwników politycznych. Niesymetryczność? O to właśnie chodzi.

Punktem wyjścia, szczególnie w dzisiejszym świecie określanym jako nowoczesny, jest utworzenie podstaw prawnych jakoby demokratycznych. Na to się wszyscy przeciwnicy polityczni godzą. Wszyscy wyrażają zgodę na to, by były to ustalenia ułomne, stwarzające mnóstwo pozorów demokracji i umożliwiające w dogodnym momencie bez jakichkolwiek zmian przejście do rządów de facto autorytarnych, do jednowładztwa, do władzy totalnej. O tym się nie mówi. Nikt tego nie porusza. Jest milcząca zgoda wszystkich stron. Władza. To jest dopiero opium dla zażywających jej. Wiara określana pogardliwie przez ateuszy jako opium dla ludu to zaledwie używka. Władza jest herą do kwadratu.

Oczywiście to zrozumiałe. Pretendenci do władzy w gruncie rzeczy chcą zawsze zrobić w konia wyborców, a nie kolesi, nawet z innej partii. Głoszone idee są tylko farbką. Świadczy o tym to, jak łatwo zmieniane są poglądy polityków, posłów. Zresztą często nie prezentują oni żadnych poglądów. Poglądy zaś są tym, co w danej chwili może przynieść korzyści sobie lub partii. Mało jest takich, którym przyświeca idea dobra wspólnego, polska racja stanu, nie mówiąc o dobru społeczeństwa czy bardziej patetycznie narodu. Im więcej szumu, tym lepiej. Wartości pogrzebano wraz z „Solidarnością”, może jeszcze dawniej. Działacze, jakże często znane wszystkim nazwiska, pokazali prawdziwe oblicza. Tym razem chodziło o skok na władzę i de facto kasę. Każdy, kto mógł w tym pomóc był dobry. Wierność idei, lojalność wobec walczących o zmiany to były wartości z innej epoki.

Nie jest przypadkiem, że wielu ludzi nie może się, powiem kolokwialnie, pokapować kto jest kto. W tej sytuacji wszelcy usłużni wiszący na garnuszku władzy kreują rzeczywistość wirtualną. Manipulatorzy, propagandyści, spece od mataczenia, opluwania, obrzucania błotem, ideolodzy na zawołanie, różni gorliwcy etc.

Nie jest to demokracja. Jest to oszukańczy system, na który wyrazili niegdyś zgodę wszyscy, co uchwalali Konstytucję i wszelkie przepisy okołokonstytucyjne. Jest to tak samo oszukańcze jak Konstytucja z 1952 roku przywieziona z Moskwy. Pozornie wszystko było zapisane, wszelkie wolności, prawa wyborcze, równości praw, tylko że  to nie funkcjonowało. Nie funkcjonowało tak samo jak teraz. Były to pozory demokracji, niemal doskonała atrapa demokracji. Wtedy nazywano to demokracją ludową, teraz zorientowano się, że demos to lud, zatem władza ludowa ludu brzmiałoby głupio. Pozostawiono określenie demokracja już bez przymiotnika. Tyle, że jeżeli zebrę nazwie się koniem, to choćby ją przemalować, to koniem nie będzie, tym bardziej, jeśli to samica.

Dlaczego nie ma demokracji, dlaczego jest ułomna, to wykażę w dalszych tekstach.

Anna Maria Kowalska

6 czerwca 1979, uczestnicząc w spotkaniu z kapłanami w częstochowskiej katedrze Jan Paweł II dał świadectwo wielkiego zaufania Polaków do kapłańskiej posługi. Jednocześnie sformułował także ważne ostrzeżenie, które wszyscy powinniśmy wziąć sobie do serca szczególnie dziś, w trudnej sytuacji naszej Ojczyzny:

„ (…) Dziedzictwo kapłańskiej wiary, posługi, solidarności z całym Narodem w jego najtrudniejszych okresach, które stanowi jakby fundament historycznego zaufania dla kapłana polskiego wśród społeczeństwa, musi być wciąż wypracowywane przez każdego z Was i wciąż niejako zdobywane na nowo. Chrystus Pan pouczył kiedyś Apostołów, jak mają o sobie myśleć i czego mają od siebie wymagać: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać” (Łk 17,10). Musicie więc, Drodzy Bracia Kapłani polscy, pamiętni tych słów i pamiętni dziejowych doświadczeń, stawiać sobie zawsze te wymagania, które wynikają z Ewangelii, które są miarą Waszego powołania. Ogromnym dobrem jest ten kredyt zaufania, którym cieszy się polski kapłan wśród społeczeństwa, jeśli tylko jest wierny swojej misji, jeśli jego postępowanie jest przejrzyste. Jeśli jest zgodne z tym stylem, jaki Kościół w Polsce wypracował w ciągu ostatnich dziesięcioleci: stylem ewangelicznego świadectwa i społecznej służby. Niech Bóg broni, ażeby ten styl miał ulec jakiemukolwiek „rozchwianiu”.

Kościół najłatwiej jest (darujcie to słowo) pokonać również przez kapłanów. Jeżeli zabraknie tego stylu, tej służby, tego świadectwa – najłatwiej jest pokonać Kościół przez kapłanów. W Polsce to nie zachodzi. Ale też stale trzeba czuwać, żeby to przypadkowo, w jakiejś mierze, na jakiejś drodze nie nastąpiło. Nie rozwinęło się coś w niewłaściwym kierunku. Musicie bardzo czuwać, musicie wszyscy mieć tego ducha rozeznania. Kościół w Polsce dzięki kapłanom jest niepokonany. Jest niepokonany dzięki tej jedności kapłanów z Episkopatem.  I z kolei jedności całego społeczeństwa z kapłanami i Episkopatem. Ale Kościół przez kapłanów można także pokonywać. Przed tym trzeba bardzo się strzec” [1].

„Chrystus żąda od swoich uczniów, „aby światłość ich świeciła jasno przed ludźmi” (por. Mt 5,16). Zdajemy sobie najlepiej sprawę z tego, ile w każdym z nas jest ludzkiej słabości. Z pokorą myślimy o zaufaniu, jakie w nas pokłada Mistrz i Odkupiciel, oddając w nasze ręce kapłańskie władzę nad swoim Ciałem i Krwią. Ufamy, że z pomocą Jego Matki potrafimy w tych trudnych, często nieprzejrzystych czasach, postępować tak, aby „światłość nasza świeciła przed ludźmi”. Módlmy się o to nieustannie. Módlmy się z największą pokorą” [2].

[1] Z. Modzelewski SAC, J.Sadzik SAC, D.Szumska (red.), W pielgrzymce do ojczystej ziemi. Jan Paweł II w Polsce, 2 czerwca – 10 czerwca 1979, Paryż 1980, s. 129 – 130.

[2] Tamże, s. 130.

stefanbudziaszekStefan Budziaszek

18 kwietnia 2012 roku w Rynku Głównym w Krakowie odbył się wiec patriotyczny na zakończenie uroczystości II Rocznicy Pogrzebu Śp. Pary Prezydenckiej – Lecha i Marii Kaczyńskich. W tej kilkudziesięciotysięcznej manifestacji wzięli udział Polacy z całego kraju i zza granicy. Ze stopni krakowskiego Ratusza przemawiają poseł i wiceprzewodnicząca Prawa i Sprawiedliwości – Beata Szydło, poseł Antoni Macierewicz oraz redaktor Tomasz Sakiewicz.


http://www.youtube.com/watch?v=whT8-uC-k8M

Relację filmową z tego wydarzenia przygotował p. Stefan Budziaszek:
http://www.youtube.com/watch?v=QX_t-K8pWX4

A fotorelację pp. Andrzej Rychławski (fot. 1-57), Jan Lorek (fot. 58-90) i Marcin Pałys (fot. 91-104):
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/18Kwietnia2012ar2

stefanbudziaszekStefan Budziaszek

18 kwietnia 2012 otworzyła swe podwoje Księgarnia „Gazety Polskiej” na ul. Jagiellońskiej 11 w Krakowie, w ścisłym centrum Naszego Miasta. W uroczystości uczestniczyli m.in. szef Księgarni – Ryszard Gitis, prezes Klubów Gazety Polskiej – Ryszard Kapuściński i redaktor naczelny pisma – Tomasz Sakiewicz. Relacja filmowa – Piotr Zborowski, montaż Stefan Budziaszek.

http://www.youtube.com/watch?v=jp5C34vhrgg

Nie wszyscy są z Krakowa, ale proszę podpiszcie poniższą petycję i jeszcze najlepiej prześlijcie swoim znajomym 😉 W pobliżu Rynku Głównego istnieje świetne, klimatyczne kino, które ma być z końcem kwietnia zlikwidowane. Średnio wierzę w to, że ta petycja przyniesie jakiś skutek, ale może warto pokusić się o poświęcenie 5 min. na podpisanie się pod nią, bo a nuż się uda i nadal będzie można obejrzeć film w fajnej atmosferze z pysznym popkornem w łapie 😉 a nie w multipleksie za chorą cenę.

http://www.petycje.pl/petycjePodglad.php?petycjeid=8594

Dzięki 😉

akokrakow18 kwietnia 2012 roku w Krakowie odbyła się I Konferencja Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie, pt. "NAUKA POLSKA - PRAWDA JEST NAJWAŻNIEJSZA".

Program konferencji:

Powitanie zgromadzonych Uczestników konferencji przez Przewodniczącego Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego w Krakowie oraz o. dr. Stanisława Jaromiego OFMConv

• dr Katarzyna Świerszcz (SAN w Warszawie): Nauka w służbie prawdy – służbą (integralnemu) człowiekowi
• prof. dr hab. inż. Janusz Kawecki (PK): Odpowiedź środowiska akademickiego na przesłanie bł. Jana Pawła II
• ks. dr płk. Wiesław Bożejewicz (SGGW): O głębsze zrozumienie wydarzeń
• prof. dr hab. inż. arch. Anna Mitkowska (PK): Uwagi o stanie polskiego szkolnictwa wyższego (uniwersyteckiego) w początku drugiej dekady XXI wieku
• prof. dr hab. inż. Wojciech Mitkowski (AGH): Uwagi o kierunkach zmian szkolnictwa wyższego w Polsce
• prof. dr hab. Włodzimierz Bernacki (UJ): Reformowanie czy deformowanie? Stan szkolnictwa wyższego w Polsce
• dr inż. Krzysztof Pasierbiewicz (AGH): Jak przywrócić rolę wychowawczą polskiej szkoły?
• prof. dr hab. inż. Andrzej Korbel (AGH): Nauka Polska – Prawda jest jedna

Podsumowanie Konferencji, dyskusja nad projektem Listu Otwartego do Środowiska Akademickiego.
Zakończenie Konferencji.

stefanbudziaszekStefan Budziaszek

I Rocznica Pogrzebu Śp. Pary Prezydenckiej – uroczystości w dniu 18 kwietnia 2011 w Krakowie. Po Mszy Świętej w Bazylice Mariackiej, kilkudziesięciotysięczna manifestacja wyruszyła z Rynku Głównego, Drogą Królewską pod Krzyż Narodowej Pamięci. Głównym organizatorem uroczystości był Krakowski Klub Gazety Polskiej. W tym czasie, pod wawelskim wzgórzem, grupa ok. stu „demonstrantów” – oddzielona kordonem policji – usiłowała zakłócić przebieg uroczystości.


http://www.youtube.com/watch?v=xpMfqlYhvew

Zamieszczone poniżej wykresy każą się zastanowić nad rolą jaką pełnią w Polsce Donald Tusk i Platforma Obywatelska:

Roczny, przeciętny czas pracy w wybranych krajach OECD

tysolrpcp

Emerytury w Unii Europejskiej

tysoleweu

Wysokość średniej emerytury w krajach UE
(w przeliczeniu na złote)

tysolwse

Przewidywana średnia długość życia (w latach)
w Europie osób urodzonych po 2010 r.

tysolpsdz

Źródło: http://www.tygodniksolidarnosc.com/2012/13/spec_13.pdf

Anna Maria Kowalska

Zachodzę w głowę, dlaczego na niektórych portalach internetowych środowiska tak dotąd rzekomo „tolerancyjne” i „otwarte” na to, co dzieje się w Kościele Katolickim w Polsce – ze straceńczą odwagą piórami młodzieży i „trolli” przypuszczają frontalny atak na myślących zgodnie z duchem Vaticanum II i tradycji: hierarchów, proboszczów, wikariuszów i zwyczajnych wiernych. Zwłaszcza tych z nich, którzy chcą wierzyć i nauczać w zgodzie z ortodoksją, bez włączania wszędzie – (często nie na temat) m.in. teorii Freuda, Junga, religii Wschodu i kontrowersyjnych nurtów dawnej i współczesnej myśli „quasi – teologicznej”, od której wieje herezją na kilometr. Pytanie brzmi: skoro krytykujący proboszczów i wiernych tak promują np. „różnorodność w Kościele” – dlaczego nie ma w nich ani krzty akceptacji dla tych, którzy po prostu dostrzegają zło i chcą się zwyczajnie, po ludzku i bez żadnych „udziwnień” i zmian modlić w parafiach do osobowego, Trójjedynego Boga? Skąd nagła gotowość do przewrócenia wszystkiego „do góry nogami” i wprowadzania w Polsce „nadzwyczajnych”, rewolucyjnych wręcz rozwiązań: amerykańskich, brytyjskich, niemieckich, czy nawet  mających swe źródło w innych religiach? Skąd uporczywa mania dawania ich na siłę za wzór myślenia i zachowań „kulturowych”? Czyżby tzw. „Kościół otwarty” czuł się zaniepokojony nie dość szybkimi postępami sekularyzmu, oraz Nowej Ery, jak się zdaje – przez niektórych, zwłaszcza świeckich „wewnątrzkościelnych” krytyków z utęsknieniem wyczekiwanej?

Jeśli tak nie jest, jeśli to tylko moje subiektywne mniemania (w co nie wątpię!) – mam do natrętnych Krytykantów, zwłaszcza tych młodego pokolenia – prośbę. Zamiast – wzniecając waśnie i zarabiając „punkty” w karierze publicystycznej – ulegać  perswazjom starszych roczników i na ich rachunek promować w Polsce postarzałe europejskie i światowe „nowinki” – otwórzcie się nareszcie autentycznie na tradycyjnie myślących, starszych, młodych, i będących w średnim wieku Polaków: stanu duchownego i świeckiego. Ale do tego potrzeba przecięcia „pępowiny”, autentycznego uznania prymatu papiestwa, odrobiny zdrowej pokory i porzucenia tych, którzy sieją wątpliwości i zamęt.

Anna Maria Kowalska

Choć już po Wielkanocy, a kwiaty w rozkwicie
(Jabłonie kwieciem białym sypnęły obficie),
Obudzone niedźwiedzie cieszą się, aż miło,
Przyleciały bociany – potomstwa przybyło…

Pan Tadeusz wciąż smutny! I nic nie pomaga!
W działaniu rezygnacja, na twarzy – powaga,
Mars na czole, a oczy w niebyt zapatrzone…
Gdy pojawią się goście – odchodzi na stronę,
Coś mruczy, chwilę potem strzepnie lekko dłonią:
At, lichota! Powiada. Kusy, Sokół gonią,
Dobiegają do niego – on jakby nie wiedział…
Jakby zmysły postradał. Dawniej nie usiedział,
Wszędzie go było pełno: teraz milczy w kątku,
I patrzy, jako inni pilnują „porządku” 😉

Ksiądz Robak już w zaświatach, nic tu nie pomoże…
Odeszły na plan drugi przeto Sprawy Boże,
Zostawione samopas…Wkrada się byt nowy,
„Nowej etyki” powiew i swąd „salonowy”,
Jakież wpływy? Niemieckie? Francuskie? Tubylcze?
Co robić wobec tego? Może lepiej milczeć?

Zosia i Telimena rej wodzą. Czytały
Swego czasu lewackie jakieś dyrdymały
Coś o płci kulturowej…Kto by się tam wyznał?
Dość, że Zofija naraz chce zostać mężczyzną,
Podmawia Telimenę…A ta nie od tego…
Próbują do tej myśli przekonać Sędziego…

Ten macha na to ręką. Kto by tam bab słuchał!
Lecz sprytna Telimena szepcze mu do ucha,
Jakieś wieczorne schadzki, uśmiechy, zaloty…
Romanse, romansidła, hodowane koty
Z kurzu (emancypacja! Już nikt tu nie sprząta!)
Brud z ubóstwem się włóczą z kąta w kąt do kąta,
Jakby już mało było swawoli Sędziego,
Hrabia Zosię nakłania, by wyszła za niego,
Mimo że ślubowała wszak Tadeuszowi….
(Takie maniery mają ludzie „postępowi”!)
Zofija sama nie wie, co ma robić dalej.
Płeć zmieniać, czy w miłosnym czas przepędzać szale
Z mężczyzną atrakcyjnym, z uroczym „partnerem”,
Świetnie jeżdżącym konno, nie z małżeńskim „zerem”?
Tadeusz przy nim – cherlak, szaraczek bez mała!
Krew Horeszków się w Zosi wiosną odezwała…
A że tam kazirodztwo, czy coś koło tego?
Wszak czytała wywody z „Mędrca Powszechnego”
Że piekło to przeżytek, staroświecki wymysł
I postępowi szkodzi…To doprawdy cynizm,
By piekło przywoływać, strasząc lud wokoło,
Broniąc praw, by bytował szczęśliwie, wesoło…
Zakazy są opresją; wszystko dozwolone!
Przeto, gdyby ją Hrabia pragnął wziąć za żonę
Czemu marnować w takim stadle lata młode?
Tracić zdrowie, swobodę świeżość i urodę?
Nigdy! Powiada Zosia i do Tadeusza
By mu tę wieść przekazać co prędzej wyrusza…

Przeczuwa to Tadeusz…Raptem – cóż takiego?

Ocknął się obok łóżka…..po prostu – spadł z niego.

Sen to był, sen straszliwy! Wszystko nieprawdziwe!
I Zosia była wierną, i Ksiądz Robak żywie,

Bóg wskazał podszept złego, co nawiedza ziemię,
By nie dało się skusić Soplicowe plemię,
A On łask nie poskąpi w swej szczodrobliwości.

Za co niech będą dzięki Panu z Wysokości.

Anna Maria Kowalska

Nie wiem, jak Państwo, ale ja nadzwyczaj lubię „światłą”, „twórczą” i „ubogacającą” „nowomowę bis”, z którą przychodzi mi się stykać w rozmaitego rodzaju korporacjach, czy firmach, ale także w artykułach i dokumentacji, dotyczącej ich funkcjonowania. Kto stara się tam o pracę, staż, czy odbycie praktyki, już wygrał los na loterii. Gdziekolwiek aplikuje, czyta przygotowane przez rekruterów z pietyzmem „info” o możliwościach zdobycia „mnóstwa nowych doświadczeń”, „wiedzy praktycznej w środowisku biznesowym” i szansach „nauczenia się w krótkim czasie tego, do czego inni muszą dochodzić latami”. Naturalnie, na tym nie koniec! Każda bez wyjątku instytucja oferuje zachwyconym kandydatom „ambitne projekty”, „budowanie przyjaznej atmosfery” w zespole – i, co najważniejsze, „naukę poruszania się po rynku pracy”. Po takiej zachęcie już wiemy, że na pewno warto, podejmując tam praktykę, „zainwestować w swój rozwój”, owocujący, ni mniej, ni więcej, tylko…… „doświadczeniem, które można wpisać do CV”.

Zaiste, z tak wyśmienicie i wszechstronnie przygotowanymi lingwistycznie „zasobami” „kapitału ludzkiego” na pewno już pierwszego kwietnia 2013 będziemy potęgą gospodarczą Europy.

Antoni Gazda

13 kwietnia 2012 roku

Polskie serca nie zginęły
póki pamiętacie!
Choć nam kule świat zdmuchnęły
Wy nadal kochacie!

     Marsz, marsz do Polski
     przez nadzieje, przez troski;
     przez prawdę i zgodę
     Jesteśmy Narodem!

Jak Prezydent do Katynia
leciał solidarnie,
tak niech Wasza pamięć zawsze
szuka nas ofiarnie.

     Marsz, marsz do Polski
     przez nadzieje, przez troski;
     przez prawdę i zgodę
     Jesteśmy Narodem!

Minie żałość i żałoba,
zabliźnią się rany,
dał nam przykład Syn Światłości,
jak zwyciężać mamy.

     Marsz, marsz do Polski
     przez nadzieje, przez troski;
     przez prawdę i zgodę
     Jesteśmy Narodem!

Rano / II Biało-Czerwony Marsz Pamięci w Krakowie:

Relację filmową z tego wydarzenia przygotował p. Stefan Budziaszek:
http://www.youtube.com/watch?v=FNUf5mGGSLQ

Po południu / Uroczyste obchody II Rocznicy Tragedii Smoleńskiej w Krakowie:

Relację filmową z tego wydarzenia przygotował p. Stefan Budziaszek:
http://www.youtube.com/watch?v=0wlpxEnxxl8

Anna Maria Kowalska

Stało się. Po wielu latach wdrażania różnorakich reform edukacyjnych nagle okazuje się, że nic nie stymuluje bardziej rozwoju ucznia jak bezpośredni kontakt z prowadzącym zajęcia. Ten rudymentarny sąd  słychać ze strony ekspertów, tak polskich, jak i europejskich. Potwierdza się tym samym teza o istnieniu twórczej relacji mistrz – uczeń, od czego nic lepszego jeszcze jak dotąd nigdy nie wymyślono.  Zdawszy sobie z tego sprawę, eksperci sygnalizują jednocześnie, że w obecnych czasach pełny rozwój intelektualny edukowanego tak naprawdę zaczyna się dopiero na wyższych uczelniach, gdzie po wielu latach „nauki” w zreformowanych szkołach pojawia się nareszcie szansa zaistnienia takiej relacji.

Zabawne. Wychodzi na to, że nasz system edukacyjny (w dużej mierze oparty na uczeniu się „pod testy” i tym samym „zdepersonalizowany” w zakresie egzaminowania) na ładnych kilkanaście lat blokuje rozwój osobowy absolwentów podstawówek, gimnazjów i liceów. Ogłupiająca testowa forma  sprawdzania czegoś, co umownie nazywa się „wiedzą”, a co żadną wiedzą nie jest (najwyżej zlepkiem pewnych wyuczonych na pamięć i szybko zapomnianych danych, o czym się łatwo przekonać, gdy obserwuje się ucznia dłużej, prowadząc z nim dialog), funkcjonuje jednak także na wyższych uczelniach, m.in. jako forma kontroli „postępów” studenta w ramach egzaminowania licznych roczników, bądź w obrębie sprawdzania efektów wykorzystania tzw. E – learningu na platformach internetowych. Wygląda zatem na to, że zamiast starać się skonstruować własny, unikalny wzorzec edukacji, oparty o solidne, przedwojenne podstawy – a tym samym wspierać spersonalizowany model kontaktu ucznia z nauczycielem – wydatkujemy olbrzymie kwoty, by wdrożyć coś, co de facto blokuje szanse rozwojowe – i jest skazane z gruntu na porażkę. Reszta „zreformowanej” w zakresie edukacji Europy wpadnie we własne sidła, a my? W ostatnich latach już i tak jesteśmy mistrzami w fatalnym i nietrafionym lokowaniu pieniędzy w ściągane z zewnątrz pomysły. Niezależnie od tego, ile środków i skąd dostaniemy, zawsze udaje się nam tak dobrać cel ich przeznaczenia, by sprawnie i bez pudła trafiły wprost w błoto.

Sprawa postulowanych 3 uchwał KNP PAN 24 IV 2012 r. w Krakowie nt. wychowania patriotycznego i nauczania historii – List otwarty do Profesorów pedagogiki w Polsce

na ręce:
Sz. P. Prof. dr hab. Bogusława Śliwerskiego
Przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN

Szczęść Boże,
Szanowny Panie Profesorze,
Szanowni Państwo
życząc Błogosławionych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego,

proponuję w związku z planami przyjęcia uchwał na posiedzeniu KNP PAN w dniu 24 IV 2012 r. [w Krakowie], aby Szanowne Gremium Profesorów KNP PAN zajęło zdecydowane stanowisko pedagogiczne w obronie polskiej tożsamości narodowej jako najważniejszego zadania szkoły  p o l s k i e j (nie tylko z nazwy, ale i z ducha – polskiej).

Proponuję, aby przyjęto trzy krótkie uchwały – pilne dezyderaty do MEN:

1) o wprowadzeniu 200 godzin obowiązkowych nauki historii w trzyletnim cyklu kształcenia w szkołach ponadgimnazjalnych, w celu zakorzenienia kultury historycznej pamięci w młodym pokoleniu Polaków i w celu kształtowania polskiej świadomości narodowej poprzez edukację historyczną, akcentując przy tym chrześcijańskie korzenie kultury polskiej

2) o wprowadzeniu na lekcjach wychowawczych  obowiązkowych godzin wychowania patriotycznego – od szkoły podstawowej poprzez gimnazjum po szkoły ponadgimnazjalne, przynajmniej 1 godziny miesięcznie, tj, przynajmniej 10 godzin rocznie dla każdej klasy (daje to 30 godzin w każdym trzyletnim cyklu kształcenia w klasach IV-VI w szkole podstawowej, w trzech klasach gimnazjum i w trzech klasach każdej szkoły ponadgimnazjalnej).
Przy tym lekcje wychowania patriotycznego mają być elementem szerszej formacji patriotycznej młodych Polaków, realizowanej poprzez różne elementy na lekcjach poszczególnych przedmiotów (geografii, historii, j. polskiego, przyrody, sztuki, WOS, edukacji regionalnej, zajęć w bibliotece szkolnej etc.)

3) o wprowadzeniu obowiązkowych zajęć z wychowania patriotycznego dla każdego kierunku nauczycielskiego na każdej uczelni pedagogicznej lub kształcącej nauczycieli (studentów specjalności nauczycielskiej) w Polsce – przynajmniej 1 semestr (15-30 godzin w trakcie studiów każdego stopnia).

Uzasadnienie:
3 powyższe uchwały są istotne dla kształtowania polskiej świadomości narodowej w polskiej szkole, a działania obcinające ilość lekcji historii i redukujące lub rozmywające polski patriotyzm są szkodliwe dla kształtowania polskiej świadomości historycznej i polskiej tożsamości narodowej, skoro  pamięć kształtuje tożsamość.

Należy systemowo przygotować kadry do wychowania patriotycznego i świadomego kształtowania polskiej tożsamości narodowej.
 
Proszę uprzejmie o przekazanie postulowanego projektu trzech ważnych uchwał do stosownych zespołów KNP PAN do rozpatrzenia i dalszego procedowania.

Jestem gotów współdziałać ze stosownymi zespołami w 3 ww. kwestiach.

w UJ prowadziłem konwersatorium z wychowania patriotycznego dla nauczycieli historii, które cieszyło się dużym powodzeniem (ok 50 studentów specjalności nauczycielskiej na kierunku historia), a studenci innych kierunków pytali, czy takich zajęć nie dałoby się realizować także i na ich kierunkach?

Niniejszym zgłaszam akces jako pedagog-praktyk wychowania patriotycznego do pomocy w tej materii.
W związku z ostatnimi działaniami Ministerstwa w zakresie obcinania godzin lekcji historii w szkołach ponadgimnazjalnych należy podjąć pilne i zdecydowane kroki   p o l s k i e g o  (nie tylko z nazwy) środowiska naukowego, aby odwrócić niekorzystne tendencje redukowania patriotyzmu, polskości z polskiej szkoły

Z Panem Bogiem
Marek Mariusz TYTKO
dr n. hum. w zakresie pedagogiki
nauczyciel akademicki UJ
Kraków, dnia 5 IV 2012 r., Wielki Czwartek

Anna Maria Kowalska

Nigdy dosyć zastanawiania się nad przyczynami wciąż jeszcze znacznej bierności polskich Obywateli w zakresie działania wspólnotowego – nawet w prostych sprawach. Choćby tych, dotyczących bloku, osiedla, miejsca pracy, najbliższej ulicy. Czemu tak trudno o wytrwałość w działaniu? Dlaczego wciąż towarzyszy nam słomiany zapał – i tak łatwo rezygnujemy?

I naraz mnie olśniło. Przecież mamy sto razy lepszy, jak za komuny, wirtualny „wentyl bezpieczeństwa”, nieoceniony Internet i fora dyskusyjne, na których można sobie anonimowo wylać żółć na każdego i każdą z osobna. Taki Obywatel, zniechęcony do sytuacji, instytucji, lub Osób, bądź krytyczny wobec konkretnych decyzji – idzie do komputera, na forum wejdzie, prywatny protest napisze, dorzuci parę niecenzuralnych słówek, podpisze się „Kukuś”….I już mu ten najgorszy gniew minął. Po co ryzykować, jeśli dla uzyskania równowagi psychicznej nie trzeba nawet wychodzić na ulicę? Wystarczy się „wygadać” do komputera. Zaraz potem zagotuje się wodę na herbatę, założy kapcie, włączy telewizję….

A w międzyczasie wpis zostaje usunięty…i po kłopocie.

miroslawborutaMirosław Boruta

2 kwietnia w sali Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" przy ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego 27 (I piętro) w Salonie Gościnnym Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej im. Janusza Kurtyki odbyło się spotkanie z dr. hab. Andrzejem Brykiem, prawnikiem z Katedry Powszechnej Historii Państwa i Prawa Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego i amerykanistą.

kkgpsglogoWykładowi towarzyszyła prezentacja publikacji Ośrodka Myśli Politycznej, w tym także książki "Ronald Reagan. Nowa odsłona w 100-lecie urodzin", której współautorem jest właśnie dr. hab. Andrzej Bryk.

SWojna kultur czy też wojna kulturowa, które świadkami od czasów rewolucji francuskiej jesteśmy trwa i coraz częściej zaczynamy ją odczuwać. Czy to w Europie czy w Stanach Zjednoczonych elity chrześcijańskie i laickie starają się uzyskać przemożny wpływ na wspólnoty ludzkie. Paradygmaty indywidualistyczne, "prawa człowieka", "wartości europejskie" zmagają się z wizją rodziny ludzkiej i prawa naturalnego. Nie sposób streścić głębokich myśli wykładu w kilku zdaniach stąd też najlepiej zaglądnąć do wspomnianej wyżej książki, by dowiedzieć się więcej o neokonserwatystach, projektach "dla życia" i "dla wyboru", programach sekularyzacyjnych, amerykańskich mniejszościach i ich pomysłach na urządzenie państwa, czy ideologiach lewackich. Jest to ze wszech miar godna uwagi lektura.

Anna Maria Kowalska

W obliczu ostatnich wydarzeń, w szczególności protestu głodowego w obronie przekazu o polskiej historii i kulturze, a także w związku z przypadającą właśnie siódmą rocznicą śmierci Ojca Świętego warto przypomnieć jeszcze jedno, fundamentalne przesłanie do Narodu, przekazane podczas drugiej pielgrzymki do Polski. W czasie uroczystej Mszy św. na hipodromie wrocławskim 21 czerwca 1983 roku Papież – Polak chce nas pouczyć, w jaki sposób budować nasz byt – rodzinny, narodowy i nareszcie ponadnarodowy. Wzywa nas zatem do wielkiej odnowy duchowej:

„ „Serce małżonka jej ufa”…czytamy w liturgii uroczystości św. Jadwigi. Dlaczego ufa serce małżonka żonie? Dlaczego ufa serce małżonki mężowi? Dlaczego ufają serca dzieci rodzicom? Jest to zapewne wyraz miłości, na której wszystko się buduje w moralności i kulturze od podstawowych międzyludzkich więzi. Jednakże owa miłość jest jeszcze uzależniona od prawdy. Dlatego ufają sobie wzajemnie małżonkowie, że sobie wierzą, że spotykają się w prawdzie. Dzieci ufają rodzicom dlatego, że spodziewają się od nich prawdy – i ufają o tyle o ile otrzymują od nich prawdę. Prawda jest więc fundamentem ufności. I prawda jest też mocą miłości. Wzajemnie też miłość jest mocą prawdy. W mocy miłości człowiek gotów jest przyjąć nawet najtrudniejszą, najbardziej wymagającą prawdę. (Podkreślenia moje – A.M.K.)

(…) Istnieje też nierozerwalna więź między prawdą i miłością, a całą ludzką moralnością i kulturą. Można z pewnością stwierdzić, że tylko w tym powiązaniu wzajemnym człowiek może prawdziwie żyć jako człowiek i rozwijać się jako człowiek. Jest to ważne w każdym wymiarze. Jest to ważne w wymiarze rodziny, tej podstawowej ludzkiej wspólnoty. Ale jest to z kolei ważne w wymiarze całego wielkiego społeczeństwa, jakim jest Naród. Jest to ważne w wymiarze poszczególnych środowisk, zwłaszcza tych, które z natury swojej posiadają zadanie wychowawcze, jak szkoła, czy uniwersytet. Jest to ważne dla wszystkich, którzy tworzą kulturę narodu: dla środowisk artystycznych, dla literatury, muzyki, teatru, plastyki. Tworzyć w prawdzie i miłości! Można mniemać, że im szerszy krąg, tym mniejsza ostrość tej zasady. A jednak…nie należy lekceważyć żadnego kręgu, żadnego środowiska, żadnej instytucji, żadnych środków, czy narzędzi przekazu i rozpowszechniania.

Cały Naród polski musi żyć we wzajemnym zaufaniu, a to zaufanie opiera się na prawdzie. Owszem, cały Naród polski musi odzyskać to zaufanie w najszerszym kręgu swej społecznej egzystencji. Jest to sprawa zupełnie podstawowa. Nie zawaham się powiedzieć, że od tego właśnie – od tego przede wszystkim: od zaufania zbudowanego na prawdzie – zależy przyszłość Ojczyzny. Trzeba centymetr po centymetrze i dzień po dniu budować zaufanie – i odbudowywać zaufanie – i pogłębiać zaufanie! Wszystkie wymiary społecznego bytu, i wymiar polityczny, i wymiar ekonomiczny, oczywiście – i wymiar kulturalny, i każdy inny, opiera się ostatecznie na tym podstawowym wymiarze etycznym: prawda – zaufanie – wspólnota. Tak jest w rodzinie. Tak jest też na inną skalę w narodzie i państwie. Tak jest wreszcie w całej rodzinie ludzkości.

(…) Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości. (…) Pragnę bardzo, jako pasterz Kościoła, a zarazem jako syn mojego Narodu, potwierdzić to łaknienie i pragnienie, które płynie ze zdrowych pokładów ducha polskiego: z poczucia godności ludzkiej pracy, z miłości Ojczyzny oraz z solidarności, czyli z poczucia wspólnego dobra. (…) Temu, co jest słusznym łaknieniem i pragnieniem sprawiedliwości w życiu naszego Narodu, trzeba odpowiedzieć w taki sposób, ażeby cały Naród odzyskał wzajemne zaufanie. Nie można tego niszczyć, ani tłumić. Nie można tego zaniedbać, bo jak mówi nasz poeta: „Ojczyzna jest to wielki – zbiorowy – Obowiązek”, obowiązujący „Ojczyznę dla człowieka” i „człowieka dla Ojczyzny”. (C.K.Norwid, Memoriał o młodej emigracji) [1]

Przybywając z pielgrzymką w roku 1991 Jan Paweł II raz jeszcze z mocą świadczył o roli Kościoła Katolickiego w PRL-u. Warto, by słowa, wypowiedziane w Warszawie, 8 czerwca 1991 roku przeczytali zwłaszcza Ci, którym to dziedzictwo w jakiś sposób nadal ciąży i przeszkadza:

„Kościół stanął w obliczu wyzwania ze strony ideologii dialektycznego materializmu, wspieranej siłą totalitarnego państwa, który wszelką religię uważał za czynnik alienujący człowieka. To właśnie tutaj głoszenie elementarnych prawd o godności człowieka i jego prawach, o tym, że jest on podmiotem historii, a nie tylko „odbiciem stosunków społeczno – ekonomicznych”, musiało się łączyć nierozerwalnie, jak w przypadku polskiego Kościoła, z obroną praw przysługujących każdemu człowiekowi i całej narodowej wspólnocie. Służba ta wyrażała się między innymi w  odważnym wypełnianiu funkcji krytycznej wobec narzuconego siłą modelu stosunków społecznych, w uwrażliwianiu sumień na różnego rodzaju zagrożenia w życiu publicznym, a także na wynikające stąd moralne powinności w zakresie narodowej kultury, oświaty, wychowania, czy pamięci historycznej. To właśnie tutaj, w tej części Europy, Kościół stawał się często najbardziej wiarygodną instytucją życia zbiorowego, a religia – jedynym niezawodnym punktem odniesienia w sytuacji nieufności i zupełnego skompromitowania oficjalnego systemu wartości”. [2]

[1] Jan Paweł II, Zaufanie opiera się na prawdzie. Homilia podczas uroczystej Mszy św. na hipodromie wrocławskim. Wrocław, 21 czerwca 1983 [w:] tenże, Musicie od siebie wymagać, „W Drodze”, Poznań 1984, s. 337 – 339.

[2] P. Zuchniewicz (wyb.), Wspólne dziedzictwo. Jan Paweł II o historii Polski, Muzeum Historii Polski, Warszawa 2007, s. 94.

Anna Maria Kowalska

Co zrobić z prowokatorami? Przecież ich nie brakuje. Przyjmują, jak kameleony, rozmaite postawy. Np. postawa obrońcy dobrego wychowania, kulturalnego sposobu bycia, bywa prezentowana przez Nich tylko po to, by prawdę traktować jako coś, co względne, podkreślając istnienie wielu prawd. Tych, którzy obiektywnej prawdy bronią tradycyjnie nazywać „oszołomami”…Przedstawiać setki argumentów dla dowiedzenia swoich racji (bo przecież nie w celu docieczenia prawdy!).

Jak Oni to robią? Nader zręcznie, z użyciem najnowocześniejszych technik manipulacji, nabytych umiejętności retorycznych, czy danych, zgromadzonych przez tzw. „autorytety” naukowe, udając obłudnie, że przyświecają im szczytne intencje.

Jak zdemaskować prowokatora? Nie jest to rzecz specjalnie skomplikowana. Prowokatorzy nie umieją „myśleć całą prawdą”. Myślą tylko, jak zapisał w „Bracie naszego Boga” Karol Wojtyła: „jednym odłamem prawdy”. Tym, który w aktualnym momencie najlepiej odpowiada koniunkturze politycznej,  (wyimaginowanej) sondażowej i medialnej „większości”. I gwarantuje utrzymanie się w siodle rzeczywistości rynkowej. Ich cechą dystynktywną jest umiejętność lawirowania między dobrem a złem tak, by zawsze zachowywać „dobre samopoczucie” (!?), dofinansowanie tego, co się powiada i prawo do „pouczania” Odbiorców mediów mainstreamowych, w tym multimediów, których głos rzadko jest w ogóle poważnie brany pod uwagę.

Jak się przed Nimi bronić?

Po pierwsze – najlepsze jest pozostawienie Ich sobie samym. Oni uderzają w stół po to, by odezwały się nożyce. Kiedy odkryją wokół siebie pustkę – dotrze do nich, że Odbiorcy nie są aż tak  obrani z rozumu, by wierzyć w przekaz, który tamci propagują. Podjęcie dyskusji, zwłaszcza na portalach i forach internetowych, mobilizowanie się do „walki” sprawia, że prowokatorzy czują się „spełnieni”, dostrzeżeni, wyłuskani z „medialnego” tłumu. Po co, znając ich cele, dawać Im tą satysfakcję?

Po drugie – osoby wierzące mogą po prostu się modlić w intencji tych biednych, pogubionych ludzi. Gołym okiem widać, że tamci potrzebują ratunku, bo bardziej zaufali „nowoczesności” i psychoanalizie z przyległościami jak prawdzie obiektywnej.

Po trzecie: przestać się Ich nareszcie bać, zarazem rozumiejąc sposoby Ich istnienia!  Obserwowany przez nas w ich zachowaniu i języku retoryczny spryt, wzmocniony zajadłością i zaciekłością jest, po prostu, odblaskiem choroby duszy. I objawem nieczystego sumienia, które trzeba wciąż, uporczywie, na nowo – zagłuszać.

Nie spodziewałem się, że poprze nas tak wielu młodych ludzi. I co najważniejsze – oni myślą i czują tak samo jak my, pokolenie "Solidarności" – mówi Bogusław Dąbrowa-Kostka, reżyser filmów dokumentalnych, fotografik, jeden z głodujących w podziemiach kościoła pw. św. Stanisława Kostki w Krakowie-Dębnikach w proteście przeciwko ograniczaniu nauczania historii, języka polskiego, religii.

Głodówka pięciu byłych opozycjonistów w Krakowie trwała dwanaście dni, w piątek, 30 marca, została zawieszona. Sztandar walki o polską szkołę przejęła teraz Warszawa. – Sądziłem, że na nas, którzy przeżyliśmy wydarzenia lat 80. XX wieku i uczestniczyliśmy w nich, kończy się pewna wrażliwość na polskie sprawy. Myliłem się, dzisiejsza młodzież jest taka sama jak my – i to jest źródłem nadziei i optymizmu na przyszłość, którą wynoszę z tej głodówki – dodaje Dąbrowa-Kostka.

Służyć dobrze Ojczyźnie

Gościny udzielili im salezjanie. Zgromadzenie, które dało Polsce Prymasa ks. kard. Augusta Hlonda. To on mówił, że jeżeli zwycięstwo przyjdzie, to przez Maryję. Słowa te powtarza przybyły ze wsparciem dla głodujących Jan Budziaszek. Wzywa, aby śladem Austriaków i Węgrów chwycić za różańce. Sługa Boży August Hlond uważał, że "Polska nie będzie nas potrzebowała jako liczby. Będzie natomiast potrzebowała naszych wartości, a głównie naszych zdrowych sił moralnych". To w tym duchu salezjanie wychowali kilka pokoleń Polaków, by wspomnieć chociażby "Poznańską Piątkę"… Dlatego ks. Tomasz Kijowski, rzecznik prasowy salezjańskiej Inspektorii Krakowskiej, podkreśla, że tak bliskie jego zgromadzeniu są postulaty protestujących. – Trzeba powstrzymać dehumanizację oświaty, nie możemy jej redukować do "produkcji" wąsko wykwalifikowanych specjalistów, co często przybiera formy tresowania korporacyjnych pracowników. Liceum musi zachować swój ogólnokształcący charakter – zwraca uwagę ks. Kijowski. Kościół św. Stanisława Kostki na krakowskich Dębnikach jest miejscem szczególnym także ze względu na jego historię związaną z mieszkającym ongiś nieopodal młodym Karolem Wojtyłą. To tutaj klękał przez sześć lat przed obrazem Matki Bożej Wspomożycielki, tutaj też spotkał skromnego krawca Jana Tyranowskiego i – jak sam napisał po latach – "to w jego klimacie" wyrosło kapłańskie powołanie przyszłego Papieża Polaka. Sala w podziemiach kościoła św. Stanisława Kostki, kilka materaców, parę krzeseł, rozrzucone dokumenty i listy poparcia na stołach, grupki rozdyskutowanych gości wśród głodujących, na ścianach komunikaty, flagi, napisy, kwiaty. Rzeczywiście, gdyby nie laptopy, modemy, drukarki, komórki sceneria niczym nie różniłaby się od tej z pierwszych lokali przydzielonych "Solidarności" na początku jesieni 1980 roku.

"Solidarni, nasz jest ten dzień"

Protestujący byli pod stałą opieką lekarzy, często przychodziła dr Zuzanna Kurtyka, w dziesiątym dniu pojawiła się dr Maria Filipecka-Smarzyńska. Nie kryła zdziwienia: tłum gości, wszyscy głodujący na nogach. – Panowie, nie ma żartów, kładziecie się i odpoczywacie, reszta wychodzi do drugiej sali! Proszę o wyniki badań – mówi stanowczo, ale z miłym uśmiechem. Wszyscy zapewniają, że dobrze się czują, rozpoczyna więc od zmierzenia ciśnienia… Jeszcze zalecenie: – Pijecie co najmniej trzy litry wody dziennie, nie mniej! A na koniec zostawia numer telefonu: – Jakby się coś działo, proszę natychmiast dzwonić, o każdej porze dnia i nocy, zaraz przyjadę.

Jeszcze pani doktor nie zdążyła wsiąść do taksówki, a w korytarzu zrobiło się ciemno. To dr Mirosław Boruta przyprowadził po wykładzie w Klubie "Gazety Polskiej" kilkadziesiąt osób. Śpiewają "Solidarni, nasz jest ten dzień…", w rękach kwiaty dla głodujących. Chwilę później siedzą na sali konferencyjnej, gdzie o tym, co wydarzyło się w ostatnich godzinach, o ostatnich wyrazach poparcia mówi Grzegorz Surdy, jeden z piątki, która zainicjowała strajk. – Po 1989 roku Grzesiek trochę się pogubił, był w KLD, dwa lata w TVN, tą głodówką i wcześniejszym wyjazdem do Smoleńska z tablicą upamiętniającą ofiary z 10 kwietnia 2010 roku odkupił jednak swoje winy. Wrócił do korzeni – śmieją się koledzy. Działacz NZS i "Solidarności", dwukrotnie skazany w latach 80., spędził dwa lata za kratami, wielokrotnie karany grzywnami, współzałożyciel Ruchu Wolność i Pokój – wtedy uczestniczył w pierwszej głodówce. W 1988 roku rzecznik prasowy komitetu strajkowego ówczesnej Huty im. Lenina. W lutym 1989 roku był jedną z osób, które "aresztowały" w Krakowie ministra oświaty i szkolnictwa wyższego Jacka Fisiaka i wymieniły go na zatrzymanych przez milicję kolegów. Inicjator okupacji budynków SZMP i PZPR w Krakowie… Długo można by wymieniać.

Grzegorz Surdy do Smoleńska pojechał z Adamem Kalitą, współzałożycielem NZS UJ w Krakowie, który po 13 grudnia 1981 roku organizował struktury podziemne zrzeszenia. Pół roku spędził w areszcie, czekając na proces. Wyszedł dzięki papieskiej pielgrzymce w 1983 roku. Animator niezależnego życia kulturalnego. Zawsze skuteczny, człowiek o niespożytej energii, w głowie liczne pomysły, które realizuje do końca. To dzięki jego determinacji – włącznie ze strajkiem okupacyjnym – kilkaset dzieci zawdzięcza nadal istnienie Szkoły Świętej Rodziny z Nazaretu w Krakowie.

Leszek Jaranowski zawsze z czynnym sprzętem drukarskim. Jest atrakcją wszelkich rocznicowych uroczystości, gdy młodzież może powąchać farbę drukarską, powielić ulotkę. W podziemiu drukarz kilkunastu tytułów w Małopolsce, wielokrotnie zatrzymywany, "zaliczył" obóz wojskowy dla niepokornych solidarnościowców w Czerwonym Borze. Podczas jednej z lekcji historii uczeń zapytał go: "Ile pan tego wydrukował?". Odpowiedział, że dużo. Chłopak drążył: "Ale ile to jest dużo?". Wtedy Jaranowski zaczął liczyć i wyszło mu, że samego tylko "Hutnika" – gdyby ułożyć wszystkie egzemplarze w stertę – "pod zegar Pałacu Kultury w Warszawie".

Ważył już 38 kilogramów

Jest także Ryszard Majdzik, legenda krakowskiej opozycji, teraz stateczny samorządowiec, radny Skawiny, ale gdy trzeba, od razu wraca na barykadę. Ile razy głodował? – Będzie ze dwadzieścia – odpowiada. Nie tylko przeciwko komunie, jak w wojsku w 1979 roku o prawdę o Katyniu czy podczas internowania, kiedy skończył po ponad 50 dniach w szpitalu – ważył wtedy 38 kilogramów. W III RP skutecznie głodował w obronie swego zakładu pracy. Do historii przeszły z pewnością dwa momenty w jego życiu. Gdy pod koniec sierpnia 1980 roku Majdzik przyszedł do pracy i założył biało-czerwoną opaskę, na tokarce powiesił kartkę: "Ja, Ryszard Majdzik, robotnik w piątym pokoleniu, solidaryzuję się z Wybrzeżem i jego postulatami i ogłaszam czterogodzinną przerwę w pracy". Tak w krakowskim Elbudzie rozpoczął najdłuższy w Małopolsce strajk solidarnościowy z Wybrzeżem. W tym czasie jego ojciec Mieczysław głodował w nowohuckiej "Arce Pana". Po 13 grudnia bezpieka musiała wezwać posiłki, żeby ich zabrać, do suki wpakowano obu w samej bieliźnie. W Wiśniczu samochód zatrzymał się pod cmentarzem, wcześniej tyle razy słyszeli: "Takich Majdzików to tylko zabić". Kazano im wysiąść. "Synu, chyba śmierć przyszła, trzeba się przygotować. Jak będziesz umierał?" – zapytał ojciec. "Godnie, ale nie dam się od razu, będę uciekał" – odpowiedział Ryszard. Obaj uklękli i zaczęli się głośno modlić. Pilnujący ich milicjant się rozpłakał…

Najstarszy z głodujących, Marian Stach, szeregowy działacz "Solidarności" z Hutniczego Przedsiębiorstwa Remontowego w Nowej Hucie, blisko rok spędził w więziennej celi. Przez pewien czas przebywał w jednej celi z Grzegorzem Surdym. Odsiedział swoje i znów wrócił do "bibuły". I jeszcze Bogusław Dąbrowa-Kostka, reżyser filmów dokumentalnych, fotografik. Dokumentował historię niepokornego Krakowa. Ostatnio ukazał się jego album "Generałowi dziękujemy. Stan wojenny 13 grudnia 1981". Głodując, nie rozstawał się z kamerą: udokumentował cały protest. Później dołączył jeszcze emerytowany górnik, ratownik Kazimierz Korabiński, uczestnik podpisania porozumienia w Jastrzębiu-Zdroju w 1980 roku, działacz podziemnej "Solidarności" w Skawinie, drukarz, kolporter, uczestnik rotacyjnej głodówki zainicjowanej przez Annę Walentynowicz u ks. Adolfa Chojnackiego w Krakowie-Bieżanowie od lutego do sierpnia 1985 roku. Ich niezłomnością, uporem, odwagą można by obdzielić wielu. Choć przerwali głodówkę, to już zwyciężyli. W proteście uczestniczyli również rotacyjnie studenci: Aleksandra Czapla, Tomasz Kalita, Paweł Kurtyka, Sebastian Kęcik, dołączył także Marcin Szymański. Prędzej czy później władza będzie musiała ustąpić. Protest wyzwolił bowiem społeczną aktywność, a ta będzie narastać. I co najważniejsze, obudził również część środowiska akademickiego, którego większość była kojarzona z antylustracyjnym buntem przed kilku laty.

Pokoleniowy dług

Jako pierwsi wypowiadają się pojedynczy historycy. Później niepowodzeniem kończy się inicjatywa poparcia głodówki przez historyków Polskiej Akademii Umiejętności. Nie zyskuje ona akceptacji większości. Wkrótce prof. Tomasz Gąsowski zgłasza podobną propozycję w Instytucie Historii UJ i ta zostaje przyjęta jednogłośnie: "Zamiar ograniczenia edukacji historycznej w szkołach średnich od 1 września 2012 roku budził i budzi nadal nasz zdecydowany sprzeciw".

Wkrótce podobne deklaracje nadejdą z Uniwersytetu Wrocławskiego, Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, przygotowywane są kolejne. Włączają się szkoły: nauczyciele wraz z dyrekcją VIII LO im. S. Wyspiańskiego w Krakowie, później dołączają następne – wkrótce będzie ich ponad 50. Akcję zaczynają studenci I roku historii UJ, wyrażając w swoim liście pełne poparcie dla głodujących. "My, pokolenie dorastające po roku 1989, mamy szczęście i możliwość życia w wolnej Polsce. Naszym obowiązkiem jest wyrażenie zdecydowanego sprzeciwu, gdy podejmowane są działania mające na celu ograniczenie nauczania przedmiotów nierozerwalnie połączonych z poczuciem tożsamości narodowej i godzące w nią. Człowiek bez świadomości historycznej i znajomości dziejów to człowiek pozbawiony części dziedzictwa przodków. Dziedzictwa, któremu na imię Polska" – piszą przyszli historycy. Pod listem w ciągu dwóch dni podpisało się ponad 180 osób, wciąż dołączają nowi. Kilkunastoosobowa delegacja zanosi nowe podpisy na Dębniki. – Nasza inicjatywa cieszy się pełnym poparciem dyrekcji Instytutu oraz wykładowców – mówi Agnieszka Chorabik, starosta I roku historii UJ, która ze swymi rówieśnikami rozpoczęła akcję. – Chcemy wypełnić pokoleniowy dług wdzięczności wobec tego pokolenia, dzięki któremu żyjemy w wolnej Polsce, a dzisiaj w tak dramatyczny sposób upomina się o przyszłe pokolenia. Czujemy się odpowiedzialni za przyszłe pokolenia, za to, co będzie za 20 lat – dodają studenci I roku historii UJ.

Łyk wolności

– Musiałam tu przyjechać, nie wiem, co zrobić, w jaki sposób mogłabym pomóc głodującym, wyrazić swą solidarność – mówi młoda kobieta. Takich ludzi jest więcej. Dlatego w niedzielę ustawiono przed kościołem namiot Solidarnych 2010. Wykłady rozpoczęli historycy z krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, a po nich wystąpili: Ewa Stankiewicz, Stanisław Markowski i dr Zuzanna Kurtyka. W poniedziałek ok. 300 osób zgromadziło się na spontanicznym koncercie z udziałem: Geralta Łukasika, Jana Kołakowskiego, Jerzego Bożyka, Sylwestra Domańskiego z zespołem Fabryka, Andrzeja Kołakowskiego, Adama Macedońskiego, Stanisława Markowskiego i Pawła Piekarczyka. – Przychodzę tutaj po łyk wolności. Strajkujący utwierdzają mnie w przekonaniu, że wolność jest w nas. W tym proteście nie chodzi tylko o historię, język polski, religię, w tym proteście chodzi o naszą narodową tożsamość. Dlatego poprę każdą formę protestu w tej sprawie – mówi Stanisław Markowski. Atmosfera wokół głodówki przypomina mu – oczywiście z zachowaniem proporcji – tę z okresu pierwszej "Solidarności". – Dostrzegam stopniowe budzenie się społeczeństwa. Musimy zastanowić się, jak odbudować struktury wolnego Narodu. Już się z tej drogi nie cofniemy. Obecna władza postawiła się poza społeczeństwem. Władza już jest trupem, że zacytuję słowa Jarosława Marka Rymkiewicza, ona popełniła cywilne samobójstwo – dodaje Markowski.

Polacy mają dosyć!

Ludzie, którzy przyszli wesprzeć głodujących, zaczynają ze sobą rozmawiać. Krystyna Czaplińska "Hala" jako 16-letnia łączniczka uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim. Chce pomóc w zbieraniu podpisów, nie może już znieść propagandy kreującej "europejskość". – Przecież to jakiś absurd. Gdzie żyliśmy wcześniej, choćby przed wojną, w Azji? – pyta. Marian Banaś to działacz przedsierpniowej opozycji niepodległościowej, jeden z uczestników słynnej akcji balonowej – w czerwcu 1979 roku, podczas papieskiej Mszy św. na Błoniach, nad głowami milionowego zgromadzenia wypuszczono balony unoszące wielkie sztandary z orłami w koronie. Dziś mówi: – Jestem tu, bo moi koledzy walczą o przyszłość Polski. Marek Mleczko, muzyk z Akademii Muzycznej, i jego żona Katarzyna Kurowska-Mleczko jeszcze niedawno grali w zespole Capella Cracoviensis pod dyrekcją Stanisława Gałońskiego. – Codziennie, gdy siadam do posiłku albo idę spać, myślę o głodujących. To nie daje mi spokoju, a w ludziach tyle obojętności. Czytam w internecie niektóre komentarze, przerażające, nie tylko znieczulica, ale kpina, szyderstwo – podkreśla Marek Mleczko. Żona dodaje: – Tyle troski o zwierzęta, o wygodę kurczaków, a tutaj obojętnie przechodzi się wobec cierpienia ludzi, którzy walczą za nas. Zaproszenie przez minister oświaty głodujących na rozmowy do Warszawy jest skandalicznym wyrazem tej ignorancji i znieczulicy – dodaje Katarzyna Mleczko.

Podobne zdanie wyraża były wieloletni krakowski kurator oświaty Jerzy Lackowski. – Ministerstwo edukacji uznało, iż może zrobić z Polską i Polakami wszystko, realizując najbardziej szkodliwe pomysły i nie będąc zmuszonym wcale liczyć się ze zdaniem krytyków, których można po prostu ignorować. Polacy jednak zaczynają pokazywać rządzącym, że mają tego serdecznie dość – stwierdza. Protest wspierał cały czas redaktor Witold Gadowski, przygotowując wywiady, informacje zamieszczane następnie w internecie, gdyż media mainstreamowe przemilczały głodówkę. Przemawiając przed kilkoma tygodniami na wielkim krakowskim marszu w obronie Telewizji Trwam, powiedział: – Właśnie rozpoczęliśmy marsz po wolne media. Teraz z krakowskich Dębnik wyruszył kolejny – o naprawę polskiej szkoły.

Dr Jarosław Szarek, historyk, publicysta

Tekst za: https://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/oni-juz-wygrali

30 marca zakończył się krakowski strajk głodowy w obronie nauczania historii w polskich szkołach i w obronie tożsamości młodych Polaków zagrożonej przez lewackie idee...

Pod spodem linki do trzech filmów p. Stefana Budziaszka: a) relacja z konferencji prasowej na zakończenie strajku, b) relacja z solidarnościowego spotkania kolejnej grupy działaczy opozycyjnych w krakowskim kuratorium oraz c) film - podsumowanie (skrót wydarzeń):

Zakończenie strajku głodowego: http://www.youtube.com/watch?v=T3_AOrpBgEA

Protest w Małopolskim Kuratorium Oświaty: http://www.youtube.com/watch?v=GAPdDe6Iqm0

http://www.youtube.com/watch?v=pB4MiaNiXVU

I jeszcze fotorelacja, autorstwa p. Józefa Bobeli, którą można obejrzeć tutaj:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/30Marca2012

Marek Morawski

Chciałbym dożyć czasów, kiedy będę mógł pójść do klubu jakiejś partii tylko dlatego, że dyskutowany będzie problem istotny dla mojego kraju, Polski, ważny dla jego mieszkańców i nikt mnie nie wyzwie od pisiora, platformersa czy jakkolwiek inaczej. Obecni zechcą mnie wysłuchać, będą polemizowali lub się ze mną zgodzą, a po spotkaniu prowadzący wszystkim podziękuje za głos w dyskusji. Wnioski zostaną zapisane, by po wielu takich spotkaniach dokonać kompilacji i przedstawić propozycje rozwiązań na najwyższym forum. Aby nikt nikogo nie opluł, nie wyzwał, nikomu nie naurągał. Aby powstała jakaś wersja rozwiązania pewnego problemu. Z innego klubu, innej partii pojawi się inna wersja. Będę wiedział, że społeczeństwo zostało zapytane o opinię, a nie posłane do przedszkola.

Przez to, że mój sąsiad ma odmienne spojrzenie na jakąś kwestię to nie staje się moim wrogiem. To byłby absurd. Ja go lubię i nie chce się z nim kłócić, ale nie chcę też zmieniać swoich poglądów. Po prostu on inaczej myśli o wystawianiu recept niż ja, ale razem pójdziemy na spacer, na kawę czy piwo, nasze dzieci będą wspólnie się bawić w jego lub naszym mieszkaniu. Nie stajemy się wrogami, bo nie jesteśmy. Nie może nas poróżnić długość recepty, bowiem i on i ja chcemy tego samego czyli dobrej ochrony zdrowia i to jest wspólnym celem. Podobnie traktować należy każde zagadnienie. Proste?

Tylko w dyskusji można znaleźć dobre rozwiązania. Cóż z tego, że wnosi dany temat ta czy inna partia. Pytanie ma brzmieć czy jest to dobre rozwiązanie, czy może być lepsze, czy służy społeczeństwu, czy jest dobre dla Polski? Złe pytania? Przecież pora skończyć pokazywać gest Kozakiewicza tylko dlatego, że propozycja pochodzi od chłopców w krótkich, czerwonych majteczkach, a nie od chłopców, też w krótkich majteczkach, ale zielonych. Można by znaleźć jeszcze chłopców w majteczkach innego koloru. Obserwując aktualny sposób prowadzenia dyskusji można odnieść wrażenie, że chłopcy już dawno wyrośli z tych kolorowych gaci, ale zachowania nie zmienili. Niektórym brzuchy porosły jak bębny, innym już prawie wypadły zęby od wykłócania się, a nadal zachowują się jak chłopcy. Po takich dyskusjach tylko zajadłość pozostaje i zaniedbane kwestie do rozwiązania, do naprawienia, do uratowania, do uproszczenia, potanienia.

Powtarzam pytanie: Dlaczego nie potrafimy dyskutować jak dojrzali ludzie, a nie jak młokosy lub stetryczali starcy, uparte osły lub przesiąknięci nienawiścią funkcjonariusze partyjni lub bezpieki?

Dwie odpowiedzi znam. Dla nich nie jest istotna polska racja stanu. Ważne są inne cele.

Drugą odpowiedzią jest, że nie umiemy. Nikt nas tego nigdy nie nauczył w całym okresie kształcenia. Nie nauczył również w okresie działalności społecznej, politycznej czy jakiejkolwiek innej. Przez dziesiątki lat była jedna racja, jedna „prawda”, jedna gazeta, jedna telewizja, jedna partia, jedna tajna bezpieka.

Nie czuliśmy się upodmiotowieni jako społeczeństwo. Nadal się nie czujemy. To nie chodzi o władzę. Nie chodzi o poczucie sprawowania władzy. To nie jest upodmiotowienie. To jest patologia. Z jednej strony poczucie przewagi nad innymi, z drugiej odczucie zagrożenia. To jest poczucie siły i strachu. Upodmiotowienie to poczucie wolności, możliwości wypowiadania się, nieograniczonego wyboru, przynależności do społeczności, kraju, narodu. To brak odczuwania zagrożenia. Nie boję się!!!

Przez lata wisiało nad nami zagrożenie, niepewność. Dominowała propaganda i propagandyści. Karmiono ludzi czymś nierealnym. Nie dyskutowano z ludźmi tylko narzucano rozwiązania. Tak ma być, a wy się i tak nie znacie. Wasza wola się nie liczyła i nie liczy. Tu jest przepis, procedura, ustawa. Wykonać! Tak było za czasów niemieckiego okupanta, potem NKWD, UB czy SB. Teraz też nie widać dyskusji tylko dyktat. Tak ma być, bo tak ma być.

Dyskusji nie ma. Koalicjanci dyskutują bez dyskusji. Zresztą nie wiadomo o czym. Przedmiot hipotetycznej dyskusji ich personalnie nie dotyczy, bo układającym się stronom nie będzie na przykład groziło 850zł emerytury. Przykładów można mnożyć.

Nie umiemy jako społeczeństwo dyskutować. Jak zazwyczaj bywa do celu można dojść różnymi drogami. Są drogi dłuższe i krótsze, wygodne i trudne, bezpieczne lub nie. Należy wybrać drogę najbardziej optymalną. Tymczasem proponowanie rozwiązania nawet niewiele odbiegającego od strony przeciwnej jest uważane jako obraza majestatu. Skąd ten majestat się bierze, jeżeli najczęściej nie ma żadnych podstaw, by nawet mieć jakiekolwiek doń pretensje?

Brak rzeczowości, brak dyskusji umieszcza nas gorzej niż w epoce kamienia łupanego. Brak wiedzy, rozeznania, brak dojrzałych koncepcji rozwiązania trudnych problemów. Pojawia się za to jakże często wykształciuch z zdegenerowaną wiedzą, z zaliczonymi etapami kształcenia z woli niekompetentnych biurokratów. Pamiętacie może ten kawał, który nie był kawałem. Telefonuje do rektora I sekretarz PZPR i pyta: Towarzyszu rektorze, a na którym to jestem już roku?

W takich warunkach nie dyskutuje się nigdzie na świecie. Nigdzie na święcie nie dyskutuje się tam, gdzie nie ma wolności lub jest bardzo ograniczona wolność słowa. Nie ma dyskusji tam, gdzie jedyna racja jest racją propagandy – zmanipulowana informacja. Lata całe taka koncepcja dominowała. W jaki sposób ludzie, nawet ci pozytywnie aktywni, nauczą się właściwych wzorców? Nie ma takiej możliwości.

A może jest zupełnie inaczej. A może jest to celowy brak przejrzystości polityki, co nam nasuwa uzasadnione podejrzenie, że tu chodzi o zupełnie coś innego niż jest prezentowane w publicznej dyskusji. Może jest to dyskusja na pozorowany temat, temat atrapę, parawan przeznaczona dla mnie tak, aby spowodować we mnie wytworzenie określonej reakcji? Bo przecież dyskusja na pozorny temat musi być dyskusją pozorowaną, a więc kompletnie niewiarygodną. A może przyczyną mojej nieufności jest stale odczuwany brak upodmiotowienia mojej osoby.

Pora rozpocząć kreować nowe, pożyteczne społecznie wzorce. Pora nauczyć się dyskutować, wymieniać myśli, tworzyć wspólne rozwiązania dla dobra nas wszystkich. Różnica poglądów nie może być powodem wrogości. Nie może dominować argument siły, a siła argumentu. Jakże to wydaje się łatwe i uczciwe!

Anna Maria Kowalska

Niektórym liberalnym i lewicowym publicystom z racji ostatnich wydarzeń społeczno-politycznych puszczają nerwy. Nie wiedzą, biedaki, że są na przegranej pozycji? Że podcinają własne korzenie? Aż litość bierze, jak się gimnastykują, żeby tylko przeciwnikom dołożyć. I odnieść zasłużone zwycięstwo.

A mechanizm „dokładania” nie zmienia się od lat. Otóż starsze pokolenie, które uwielbia „załatwiać sprawy” za pomocą młodszego – poszukuje zdolnych adeptów sztuki pisarskiej. A następnie  „daje im szansę”, uporczywie lansując. A wcześniej – przyucza. Po swojemu. Czyli – jak się to obecnie i dawniej nazywało: „szkoli”.

I tak na medialnym wybiegu pojawiają się „nowe twarze”. Niby nowe, a pomysły ciut zwietrzałe. Młodzi są wciąż głodni sukcesu. Piszą tekst za tekstem, coraz ostrzej, coraz bardziej „nonkonformistycznie” i wymyślnie.  Ach, jacyż oni zacięci, jacy dzielni w tej walce postklasowej! W tej krytyce politycznej bez dogmatu! A najważniejsze, że trwają po jedynie słusznej ideologicznie stronie. Ach, dogryźć prawicy, dołożyć konserwatystom, republikanom, wszystkim, którzy myślą inaczej! Huzia, dalej! Niech się już nie podniosą! Zwycięstwo jest blisko! PR górą!

Ale poglądy polityczne to nie wszystko. Najważniejsza jest wyznawana wiara. Dekalog, Wartości. Tożsamość. Człowieczeństwo.  A zatem: skopać ortodoksów! Rozbić struktury Kościoła Katolickiego! Poróżnić Episkopat! Skrytykować celibat! Zdyskredytować papiestwo i naukę społeczną Kościoła! Wieść spory o początek życia ludzkiego! Skłócać katolików z innymi wyznaniami i Polaków między sobą! To już nie jest krytyka, to jest frontalny atak, szturm na tradycję narodową i historię Polski, atak, wymierzony przeciw najcenniejszej tkance Kościoła – Duchowieństwu i szerokim rzeszom Wiernych, kierujących się żywą wiarą i zdrowym rozsądkiem. Prowokujmy! Do wygrania jest rząd dusz, a zatem śmiało! Wszystkie chwyty dozwolone. Jest już łatwiej, bo reforma edukacji zbiera swoje ponure żniwo, a znajomość dziejów współczesnych (w tym dziejów relacji narodu z Kościołem) wśród dużej części młodzieży – niestety, szwankuje….Część młodych, zwiedziona obietnicami łatwego sukcesu już podjęła „służbę” niszczenia tego, co święte i nienaruszalne – pod hasłem walki z rzekomym „państwem wyznaniowym”, bądź pod hasłem: „odnowy Kościoła”. Harcowników i „ewangelizatorów inaczej” nie brakuje. Spieszą się bardzo, bo odjeżdża Parowóz Dziejów do stacji: „Europa”. Wprawdzie sama Europa ma spory kłopot z określeniem własnej tożsamości – ale jakie to ma znaczenie, kiedy zdążamy ku „świetlanej przyszłości”?

Jakiś czas temu też tak „zdążaliśmy”. I przyszłość była „świetlana”, i metody działań częściowo podobne….. Drodzy Młodzi Krytycy! Zanim  wyniszczy Was nienawiść do przeciwnej strony – przeczytajcie (ze zrozumieniem) na początek przynajmniej parę książek z zakresu historii Polski XX wieku, wydanych przez Instytut Pamięci Narodowej. I przemyślcie, czy w świetle tego, czego się dowiedzieliście, warto dalej uprawiać takie „dziennikarstwo”?