Przeskocz do treści

waclawkujbidafotoWacław Kujbida, Ottawa, sierpień 2013

Lekcja Historii o Polskim Państwie Podziemnym i o Polskiej Armii Podziemnej

Przy najbliższej wizycie w podwawelskim grodzie, chciałbym zachęcić do odwiedzenia Muzeum Armii Krajowej w Krakowie. Wizyta w tym muzeum, nie jest bowiem zwykłym zwiedzaniem przeciętnego muzeum. To wspaniała lekcja historii i co najważniejsze - prawdy - o Polskim Państwie Podziemnym oraz o Polskiej Armii Podziemnej.

Czy naprawdę wiemy wszystko o tej najnowszej i bohaterskiej, wojennej przeszłości dzięki której istniejemy jeszcze jako Naród Polski i jako Państwo Polskie? Czy rozróżniamy Polskie Państwo Podziemne od Polskiej Armii Podziemnej? Czy wiemy, że było to jedyne na świecie, tak zorganizowane podziemne państwo z wszystkimi jego gałęziami gospodarki, obrony i administracji?

Odwiedzając krakowskie Muzeum Armii Krajowej będziemy mogli się również przekonać o podłości nieprawdziwych zarzutów o anysemityzmie Polskiej Armii Podziemnej czy Polaków, o kłamstwach jakoby Polska w czasie terroru okupacji niemieckiej nie robiła nic, aby uchronić swoich współobywateli pochodzenia żydowskiego przed zagładą.

To właśnie w Polsce, Państwo Podziemne zorganizowało formalne, konspiracyjne struktury administracyjno-organizacyjne mające za cel pomoc Żydom. To właśnie w Polsce, w szalejącym terrorze okupacji niemieckiej, tysiące Polaków oddało swoje życie, a często również i życie swoich najbliższych rodzin jako karę, za przechowywanie i pomoc swoim żydowskim współbraciom. Bo przecież nigdzie indziej na świecie poza okupowaną Polską, w żadnym innym okupywanym przez siebie kraju Niemcy nie wprowadzili bezwzględnej kary śmierci za pomoc Żydom zarówno dla osoby która tej pomocy udzielała, jak i dla całej rodziny tej osoby. Tych ofiar było właśnie najwięcej w Polsce. Za pomoc. Tak samo to właśnie Polacy otrzymali po wojnie najwięcej dyplomów “Sprawiedliwy wśród narodów Świata” za udokumentowaną pomoc i ocalenie życia wielu swoim współobywatelom pochodzenia żydowskiego.

To właśnie z inicjatywy i wysiłkami Polskiego Państwa Podziemnego i Polskiej Armii Podziemnej postanowiono zaalarmować Świat Zachodu o bestialstwach terroru okupacji niemieckiej i o rozpoczynającej się zagładzie Żydów. Z tej to inicjatywy powstał specjalny raport. Aby taki raport mógł powstać, bohater podziemia, rotmistrz Pilecki sam zgłosił się do obozu koncentracyjnego Auschwitz, aby na własne oczy zobaczyć i udokumentować realia panujące w niemieckich obozach zagłady. Następnie tacy kurierzy Polskiej Armii Podziemnej jak Jan Nowak-Jeziorański i Jan Karski, przekraczali z narażaniem życia, kilkakrotnie granice okupowanej Europy, aby dotrzeć do Londynu i przekazać tam państwom Zachodu raport o trwającej w okupowanej Polsce zagładzie Żydów. W latach 1942-1943 raport ten był prezentowany osobiście przez Karskiego oraz przez oficjalnych przedstawicieli Rządu Polskiego na Wychodźstwie rządom i dyplomatom prawie wszystkich zachodnich administracji i rządów, włączając w to rząd Wielkiej Brytanii oraz USA. Karski spotykał się z przywódcami wszystkich partii politycznych ówczesnej Anglii, reporterami mediów oraz z rabinami i liderami organizacji żydowskich w Wielkiej Brytanii oraz USA. 10 grudnia 1942 minister spraw zagranicznych Rządu Polskiego na Wychodźstwie Edward Raczyński, zaprezentował ten raport, znany pod nazwą “The mass extermination of Jews in German occupied Poland” rządom i przedstawicielom wszystkich państw świata podczas sesji Ligi Narodów Zjednoczonych.

28 czerwca 1943 roku Karski spotkał się osobiście w Białym Domu z prezydentem Stanów Zjednoczonych, Franklin D. Roosevelt aby przekazać mu raport i ustną relację z tego, co sie dzieje w okupowanej przez Niemców Polsce zarówno z Polakami jak i Żydami. Spotkał się też następnie z przedstawicielami świata filmowego w Hollywood oraz amerykańskimi dziennikarzami. W roku 1944 z kolei opublikował swoja własna książkę, opisującą bestialstwa wojny w Polsce, p.t. : “The Story of a Secret State”.

Wtedy, wszystkie te wysiłki zostały przez wszystkich systematycznie ignorowane. Nikt nie zrobił nic, aby powstrzymać masakrę Żydów oraz Polaków w okupowanej Polsce. Nie dość tego, dokładnie w tym samym czasie państwa Zachodu rozpoczynały właśnie tajne negocjacje ze Stalinem, planując kolejną zdradę Polski i oddanie jej pod jarzmo następnej, totalitarnej niewoli. Te haniebne i zdradzieckie negocjacje rozpoczęto w Teheranie już w grudniu 1943 a uwieńczono w porozumieniach w Jałcie, w lutym 1945.

Przypomnijmy raz jeszcze, że tłem tych porozumień były następujące, polskie ofiary: zginęło lub zostało zamordowanych ok 6 milionów obywateli Polski, w tym ok. 3 miliony obywateli polskich pochodzenia żydowskiego oraz około 2.5 miliona Polaków. Polska Armia Podziemna straciła w walkach z Niemcami około 100 tysięcy swoich żołnierzy, następne ponad 50 tysięcy tych żołnierzy wywieziono w głąb Związku Radzieckiego, zakatowano w więzieniach lub stracono już w Polsce po wojnie, w czasach komunistycznego terroru. Dodajmy do tego 150 tysięcy cywilnej ludności Warszawy bestialsko zamordowanej przez Niemców po upadku Powstania Warszawskiego oraz około 200 tysięcy ludności polskiej, zamordowanej bestialsko przez nacjonalistów ukraińskich w pogromach na Wołyniu i Kresach Rzeczypospolitej.

W przeciwieństwie do innych okupowanych krajów, Polska nigdy nie stworzyła kolaboranckiego rządu i nigdy nie współpracowała z Niemcami. Dla przykładu: kolejarze polscy współpracowali w czasie wojny z Polską Armią Podziemną zarówno w sprawach transportu jak i sabotażu, często przewozili żołnierzy podziemia czy też Żydów w miejsca ukrycia. W przeciwieństwie do tego, koleje francuskie nie tylko służyły Niemcom w transporcie wojennym i okupacyjnym, ale jeszcze zarabiały pokaźne kwoty na transportach Żydów do centralnej Europy, często na późniejszą śmierć.

Za to wszystko spotykają dzisiaj Polaków oszczerstwa i kłamstwa. Możemy też obejrzeć kłamliwe i propagandowe seriale niemieckie, które ośmielają się oceniać bohaterów Polskiej Armii Podziemnej, przedstawiając ich w kłamliwym, oszczerczym świetle. Robią to dzisiaj ci sami Niemcy których okrucieństwa terroru wojennego, również wobec Polaków, nie znajdują sobie równych w całej historii Świata. Ci sami Niemcy, dzięki którym runął porządek spokojnego świata lat trzydziestych, aby już nigdy, do dnia dzisiejszego, nie podnieść się z powrotem do normalności i wolności.

To również dzięki tej wizycie w muzeum możemy zastanowić się znowu, kim naprawdę byli tzw. “naziści”? Czyżby byli to jacyś kosmici, którzy sterroryzowali nagle i niespodziewanie naród niemiecki, zmuszając go wbrew jego woli do przeistoczenia się w demony i potwory jakim się stali, czy może byli to jednak Niemcy, którzy z chęcią, skrupulatnością i bez zbędnych skrupułów służyli partii hitlerowskiej?

Zwiedzając ekspozycje krakowskiego muzeum dowiemy się też, jak wiele Zachód zawdzięczał w czasie Drugiej Wojny Światowej Polskiej Armii Podziemnej oraz Polskim Siłom Zbrojnym na Zachodzie. Samo złamanie szyfrów Enigmy - dodajmy, zawłaszczone dzisiaj bezwstydnie i niegodnie przez Anglików - skróciło, według Winstona Churchila, wojnę o przynajmniej dwa lata. Dodajmy do tego przechwyconą i przetransportowaną przez Polskie Podziemie do Anglii rakietę V2, dzięki czemu można było opracować sposoby jej strącania i zapobiec niszczeniu miast brytyjskich. Dodajmy do tego gigantyczny wkład polskich pilotów w obronę nieba nad Anglią... W zamian za to byliśmy zdradzani przez wszystkich naszych sojuszników, kilkakrotnie, zarówno w czasie wojny jak i po niej ...

Łącznie z tą największa zdradą, oddania po wojnie naszego narodu i państwa pod nową, totalitarną okupację. I już chyba jako perwersyjny chichot paranoicznej historii służą fakty, że to właśnie na tym samym Zachodzie, znaleźli bezpieczne schronienie kaci i zbrodniarze, zarówno niemieccy, ukraińscy jak i polscy oprawcy komunistyczni. Wielu z nich dożywa tam bezpiecznie swoich starszych lat do dzisiaj. Co więcej, państwa to chronią ich pieczołowicie, nie zgadzając się na ekstradycję do Polski tych nielicznych których wytropiono czy którym udowodniono winy.

Wystawa krakowskiego muzeum pokazuje nam również gehennę zesłań Polaków na Sybir, terror i prześladowania komunistyczne w czasie oraz po wojnie. Pokazuje świadectwa więźniów komunistycznego systemu, również i te, pozostałe po zamordowanych w latach 1944-1954 przez komunistycznych oprawców ponad 50,000 bohaterów Polskiej Armii Podziemnej. Krakowskie Muzeum Armii Krajowej posiada największą w kraju oraz jedną z największych na świecie kolekcję związaną z Polskim Państwem Podziemnym oraz Polską Armia Podziemną. Jest tam ponad 12,000 dokumentów oraz ponad 7,000 eksponatów pokazanych w nowoczesny, medialny sposób.

Zachęcam wszystkich zwłaszcza pokolenia młodych Polaków na całym świecie, jeżeli możecie, to odwiedźcie to muzeum osobiście. To jedno z najbardziej polskich miejsc na świecie, jakie sobie można tylko wyobrazić. Jest to miejsce, gdzie, chociaż tylko przez chwile i chociaż tylko medialnie, można obcować z Tymi, którzy przeszli niewyobrażalne nieszczęścia i niedogodności. Którzy oddali niewyobrażalne ofiary swoich cierpień a również i życia. Którzy byli niewyobrażalnie odważni. szlachetni, bohaterscy. Którzy stawili się na apel Boga, Honoru i Ojczyzny bez chwili wahania, zostawiając za sobą w jednej chwili, całe swoje życie.

Z Tymi, dzięki którym istnieje zarówno nasza Polska, jak i dzięki którym i my sami żyjemy.

(Od Redakcji): Zapraszamy także do obejrzenia filmu, autorstwa pp. Elżbiety i Wacława Kujbidów: http://www.youtube.com/watch?v=qfj24G8eXAA

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

W Krakowie od 19 marca trwa protest pięciu osób przeciwko zmianom w szkolnictwie. Wśród protestujących są Adam Kalita i Grzegorz Surdy. W rozmowie z przedstawicielem portalu pomniksmolenski.pl udostępnionej przez Radio Wnet, Surdy mówi: „nasz protest głodowy dotyczy tego, że domagamy się wstrzymania rozporządzania dotyczącego nowej podstawy edukacyjnej, rzeczywistych konsultacji środowiskowych, mówię tu o środowiskach nauczycieli, pedagogów, środowiskach naukowych i rodzicach”. Reformy szkolnictwa wprowadzane przez rząd PO–PSL są krytykowane przez liczne gremia.

Projekt, o którym wspomniał Grzegorz Surdy zakłada, że zostaną obcięte lekcje historii a młodzież w wieku 14-15 lat będzie de facto zmuszana do wyboru drogi życiowej.
Protestuje 5 osób, co jest związane z bazą lokalową. Dołączy jeszcze trzech kolegów w czwartek i w piątek – informuje Grzegorz Surdy. Protest odbywa się w kościele w Rynku Dębnickim.
„Ta władza reaguje dopiero na protesty” zauważa Grzegorz Surdy – „przykładem są decyzje odnoszące się do służby zdrowia czy ACTA. „Polityka rządu to polityka obwieszczania”.
O sprawie protestu głodowego będziemy Państwa informować.

Leszek Długosz

Fotografia poniżej autorstwa p. Andrzeja Kalinowskiego.

leszekdlugosz15032012Choć wydawało się nie do pojęcia, tak było. 15 marca, czyli w ostatni czwartek, nie znalazłem w ciągu dnia, ani  w tzw. głównych wieczornych wydaniach dzienników telewizyjnych jednej relacji, małej choćby scenki przekazanej z Budapesztu. Nie ujrzałem niczego w żadnej z tzw. obiektywnych niezależnych telewizji. A odgadnijcie, któraż to z nich nie zgłasza roszczeń do takiego miana? Przecież do manifestującej w tym dniu w Budapeszcie, rzeszy Węgrów, z wyrazami wsparcia, pociągnęło tam kilka tysięcy Polaków! Kto orientuje się w polityce polskich mediów, domyśli się łatwo – skąd taki ostracyzm w tym temacie? No bo gdyby? Ciśnie się dalej… – Ach, no bo gdyby to Inni Polacy (a nie prawicowe oszołomstwo  spod  znaku Gazety Polskiej)  gdyby to inni postępowi i światli Polacy, spod innej Gazety, pociągnęli do innych Węgrów? Obfitości doniesień i zachwytów nie brakowało by. To pewne.  Nawet wprost przeciwnie. Zalewałoby nas.  

Na szczęście mamy Internet. Z premedytacją więc przytaczam fragmenty spośród tego com znajdował tego wieczora na internetowych portalach. A niech i za moją przyczyną trochę szerzej będzie wiadome, co powinno być wiadome. Czyli – co się tego dnia w Budapeszcie „wyprawiało”. (I czego w Warszawie się nie pokazało).

Najpierw jednak kilka zdań „historycznego przypomnienia”. – 15 marca 1848 roku na Węgrzech rozpoczęło się powstanie. Miało doprowadzić do wyzwolenia spod panowania austriackiego. Powołano parlament i niezależny rząd ,na czele którego stanął  Lajos Kossuth. Rewolucję  węgierską poparł emigracyjny rząd polski. W walkach – z połączonymi wojskami austryjacko-rosyjskimi -  po stronie węgierskiej walczyli  Polacy. Pod  gen. Józefem Wysockim. W ostatnim etapie powstania naczelnym wodzem armii węgierskiej został gen. Józef Bem. Dla Węgrów, to  wielki ich Duch. (Ich „Ojczulek”). Dzień 15 marca stał się znakiem odniesienia. Narodowym dniem świątecznym.

W obecnej sytuacji państwa węgierskiego, w dniu historycznego i dzisiejszego ich świętowania, pociągnęli ze wsparciem również Polacy. Rzec chyba można – odnaleźli się w tej tradycji? (A  przebiegając listę, edukacyjnie dołączmy – węgierskie wsparcie w 1920 roku, dołączmy okres okupacyjnego schronienia się Polaków na Węgrzech, dopiszmy rok 1956). To takie wybrane punkty na  wspólnej mapie historii i losów. By już nie sięgać do dziejów Pierwszej Rzeczpospolitej, do wspólnych  Panujących, solidarnego wojowania z Turcją.

Wróćmy do dziś. Zorganizowane przez Kluby Gazety Polskiej autobusy i pociąg specjalny, wszystko to ruszyło do Budapesztu z wielką” wyprawą wsparcia”. Oto tego dnia (czyli w czwartek 15 marca) czytam  na portalach internetowych. – Na placu Kossutha w centrum Budapesztu jest kilka tysięcy Polaków! Po przejściu z Góry Zamkowej nasi rodacy zostali owacyjnie przyjęci przez gospodarzy. Na ten moment utworzyli oni specjalny uroczysty szpaler. Węgierskie portale internetowe z przyjazdu tysięcy Polaków uczyniły informację dnia. Na głównym placu Budapesztu, na placu Kossutha wyłoniło się „morze biało-czerwonych flag ze znakiem solidarności”. Ze znakiem będącym wsparciem dla premiera Victora Orbana. Nie mogło też zabraknąć hasła oczywistego – Polak Węgier dwa bratanki. Plac i okoliczne ulice wypełnił tłum szacowany na ok. 300 tysięcy. Do obecnych wśród  Węgrów kilku tysięcy Polaków, zwrócił się Premier Orban, mówiąc po polsku – Za wolności wasza i naszą!

Cóż… Tego dnia, telewidz w Polsce tego obrazu nie mógł zobaczyć. I żeby tak się stało, przecież komuś zależało? To oczywiste.

Pociąg do Budapesztu wyruszył z Warszawy dzień wcześniej, zatrzymując się po drodze (zabierając  kolejnych uczestników) w Radomiu, Kielcach, Krakowie, Tarnowie, w Nowym Sączu. Na ostatnim w Polsce przystanku, czyli w Nowym Sączu jakaż niespodzianka! Siostry zakonne od Św. Kingi (wiadomo, patronat i żywe widać wciąż polsko węgierskie wstawiennictwo działa i zobowiązuje) przybyły na dworzec, ze swoimi wypiekami, z  poczęstunkiem  przygotowanym dla podróżnych.

Miałem plan i wielką ochotę pociągnąć z tą wyprawą. Myślę, że warto było przeżyć takie tam chwile, pod wspólną chorągwią. Chwile łączności i ze sprawą i jednocześnie, tak to określę – łączności z tradycją. Niestety splot niedobrych okoliczności (w tym zdrowotnych) nie pozwolił mi wypuścić się na Węgry! Ach, nawet nie zszedłem na dół, na ulicę Bracką, słysząc tego dnia pod Ośrodkiem Węgierskim  (czyli vis a vis moich okien) manifestację. – Śpiewy i głosy poparcia dla Węgrów. Ale  akurat róże, które goście   do domu dopiero co przynieśli, poleciały z okna ku Zebranym. (A zwłaszcza już ku przemawiającej akurat Szefowej Ośrodka Węgierskiego w Krakowie). Tyle więc milej i raźniej mi było. – Żem się tym sposobem,  wyraźniej przyłączył. A ofiarodawca róż? Cóż…

Pewny jestem, zrymowałby się też z tym gestem.

Anna Maria Kowalska

Tuż po Bożym Narodzeniu 1983 roku w więzieniu Rebibbia miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Jan Paweł II udał się tam, by spotkać się z człowiekiem, który 13 maja 1981 o godzinie 17.17 strzelał do Niego na Placu św. Piotra w Rzymie. Człowiekiem tym był Mehmet Ali Agca.

Czy Jan Paweł II mógł przypuszczać, że spotkają Go te doświadczenia? Pewne poszlaki świadczą o przeczuciu, że próba zamachu na Jego życie zostanie podjęta. Podczas spotkania z Ojcem Pio, jeszcze jako ksiądz, usłyszał ponoć przepowiednię, że zostanie papieżem. Obok tych słów padły jednak i inne: „Na twoim pontyfikacie widzę krew” [1]. Co ważniejsze, istniało przecież Objawienie Fatimskie, wskazujące na papieskie cierpienie. Rok później to w Fatimie właśnie dziękował Maryi za ocalenie życia. [2]

Fotograf papieski, Arturo Mari, towarzyszący wówczas Ojcu Świętemu na Placu św. Piotra zapamiętał bardzo dokładnie okoliczności zamachu:

„Byłem tuż przy samochodzie, którym jechał Ojciec Święty… robiłem zdjęcia. Na Placu św. Piotra był tłum. Jak zwykle ludzie wiwatowali, śpiewali, wznosili okrzyki we wszystkich językach świata. Było tak, jak zawsze, w każdą środę podczas audiencji generalnej…Nie przyszło mi ani przez moment do głowy, że coś się może stać. Samochód Ojca Świętego, okrążając po raz drugi Plac św. Piotra, znalazł się w pobliżu Spiżowej Bramy. I wtedy usłyszałem dwa strzały. Trzask, trzask….jeden za drugim….tylko trochę głośniejsze od migawki mojego aparatu (…). Kątem oka zarejestrowałem, że Papież zaczął się osuwać. Nie widziałem krwi… (…) W mojej głowie tłukło się pytanie: „Dlaczego On!? Dlaczego właśnie On!? Człowiek, który niósł pokój i tyle miłości – dlaczego!?” [3]

W tych okolicznościach szczególnym świadectwem miłości bliźniego, a także niebywałego heroizmu był akt publicznego przebaczenia Agcy. Słowa Papieża, transmitowane na Placu św. Piotra z Kliniki Gemelli 17 maja 1981 roku: „Modlę się za brata, który mnie zranił, a któremu szczerze przebaczyłem…” wywarły na słuchaczach piorunujące wrażenie. [4]

Odwiedziny w więzieniu Arturo Mari zapamiętał co do szczegółu. W celi Agcy Ojciec Święty wyciągnął do zamachowca rękę:

„Ali Agca pochylił się i pocałował rękę człowieka, którego chciał zabić!

Pomyślałem, że to jakaś nierealna scena. Kątem oka zarejestrowałem, że oddalają się obaj od drzwi w kierunku okna.  Usiedli, nie zwracając uwagi na pozostałe osoby i rozpoczęli cichą, intymną rozmowę, która mogła kojarzyć się tylko ze spowiedzią. W tej sytuacji wszystkie osoby, towarzyszące Papieżowi wyszły na korytarz. Nikt nie słyszał, o czym rozmawiali. Tylko oni dwaj wiedzą, co sobie powiedzieli! Spojrzałem na Ojca Świętego w momencie, gdy opuszczał celę, po raz drugi powiedziałem sobie: to niemożliwe. Jego oczy były pełne ciepła i spokoju. (…) Ali Agca witał Papieża jak gospodarz, czyniący „honory domu” – żegnał zaś z pokorą, jak syn, który zna już całą swoją winę”. [5]

W lutym 1987 roku Jan Paweł II spotkał się z matką Agcy, Muzeyen Agca. Matce zamachowca ogromnie zależało na tym spotkaniu. Arturo Mari zwrócił baczną uwagę na sposób zachowania kobiety:

 „Muzeyen Agca nie zachowywała się jak muzułmanka wobec „niewiernego”, tylko jak matka, której syn winny był zbrodni targnięcia się na życie drugiego człowieka. Natychmiast po przekroczeniu progu papieskich apartamentów, skłoniła się aż do ziemi. Szła ku Papieżowi z ręką na sercu i chyba już wtedy po jej policzkach płynęły łzy. Kiedy pochyliła się znowu bardzo nisko i ucałowała rękę Ojca Świętego, jej gesty i słowa świadczyły o wielkim bólu, ale i o wielkiej pokorze. Szkoda, że tłumacz streścił tylko w kilku słowach to, co ona płacząc, bardzo długo mówiła. Wszyscy obecni zapamiętali natomiast dokładnie słowa Ojca Świętego, który obejmował tę nieszczęsną, zapłakaną kobietę, głaskał ją po twarzy i zapewniał cichym, ciepłym głosem, że przebaczył jej synowi. I że się za niego modli.

Dwa słowa: przebaczenie i modlitwa (podkreślenie moje: A.M.K) – stały się głównym wątkiem ich rozmowy. Ta nieszczęsna matka tak rozpaczliwie pragnęła potwierdzenia, że Jan Paweł II przebaczył jej synowi, jakby od tego zależało także jej życie (…) Ojca Świętego poruszyło to cierpienie i modlił się za nią, a może raczej z nią…Z tą istotą ludzką, która cierpiała. To, ze była matką człowieka, który chciał Go zabić, nie miało żadnego znaczenia! Czyż nie jest to postępowanie godne świętego” ? [6]

[1] J. Sosnowski (red), Święty Ojciec. Arturo Mari: wspomnienia i fotografie, Wydawnictwo Biały Kruk, Kraków 2005, s. 72, 70, 74.

[2] Tamże, s. 72 – 74.

[3] Tamże, s. 74 – 75.

[4] Tamże, s. 78.

[5] Tamże, s. 80.

[6] Tamże, s. 70.

Anna Maria Kowalska

Niedawno usłyszałam podczas jednego z nabożeństw pasyjnych ważne słowa. Ich sens był następujący: żeby szerzyło się zło, nie potrzeba wiele. Wystarczy bierność dobrych ludzi.

Wokół nas jest tyle zła, na które się godzimy. Dlaczego? Z rozmaitych powodów.

Najczęściej się boimy. O siebie. Żeby nas nie zwolniono, żeby się nie czepiano, żeby nie stracić rzekomych „przyjaciół”….Albo – żeby nie nadepnąć komuś na odcisk. Bo jeśli ten ktoś, nie daj Boże, wpływowy, to zawsze może zaszkodzić…..Zatem – lepiej przeprosić, że się żyje. I trwać tak dalej.

Odwracamy oczy i czekamy, że zareaguje ktoś inny.

Potem przychodzi zobojętnienie na innych, czasem wrogość, jeśli sumienie wyrzuca nam to zaniedbanie.

A zgody na zło być nie może.

Musimy zło zwyciężać dobrem. Dziś bardziej, niż kiedykolwiek, potrzeba wielkiej odwagi i solidarności międzyludzkiej. Potrzeba autentycznego świadectwa.

Błogosławiony Ksiądz Jerzy Popiełuszko wytyczył nam szlak. Warto, tak jak do słów Błogosławionego Jana Pawła II wrócić także do Jego drogi życia i homilii – i umocnić się, zwłaszcza teraz, przed uroczystością Zmartwychwstania Pańskiego.

Marek Morawski

Kolejna afera monstrualnych rozmiarów. Amoralnych!!! W Wielkopolsce wykryto dwie bandyckie firmy. Być może, że i w innych rejonach Polski też są takie firmy, których celem jest kasa za cenę życia. Niech nikomu się nie wydaje, że taki zbir nie wie, że żółtka są doskonałą pożywka dla wszelkiego rodzaju bakterii i grzybów. Oznacza to, że produkował taki susz z zbutwiałych jaj z zamiarem zabicia bliżej nieokreślonej liczby ludzi. Susz z żółtek produkuje się po to, by ograniczyć możliwość zainfekowania żywności z świeżych jaj. Nie ma dowodu, że ktoś umarł? Należy złożyć, że tak właśnie mogło się stać. To nie może być darowane, mecenasi zła. Nawet jeśli sumienie macie za nic.

Pora oczyścić tę stajnię Augiasza, którą jest Polska. Stajnię tworzy również jej personel, którym są adwokaci, prokuratorzy, sędziowie, władze polityczne, policja, służby specjalne, które przymykają oko na takie horrendalne przekręty. Przyzwolenie, by coś takiego się działo.

Nie ma niezgody społecznej na korupcję, przekręty, bylejakość, brak procedur. Jest totalne przymykanie oczu na szambo, które się rozlewa szeroko.

Po wielu latach jajeczna afera wydostaje się na światło dzienne. TO SĄ JAJA. TO SĄ WŁAŚNIE JAJA.

Niech ktoś wytłumaczy dlaczego dopiero teraz. Czy nie ma uczciwych ludzi? To była produkcja broni biologicznej!!! PRODUKCJA BIOLOGICZNEJ BRONI MASOWEGO RAŻENIA. Proszę wojskowych, proszę lekarzy, proszę wywiad i kontrwywiad, jeśli jeszcze taki mamy, powiedzieć, że nie mam racji. Nie, to nie chodzi o napisy na opakowaniu. To chodzi o FAKTY! To nie kawał o gościu, który zobaczył na płocie napis „d…”, pogłaskał i wbił sobie drzazgę. Produkowano siedlisko bakterii dla przemysłu spożywczego. Winno być nadzwyczajne zaostrzenie kary. To sabotaż! To zagrożenie życia, nielegalna produkcja i to broni biologicznej, oszustwo podatkowe. organizowanie związku przestępczego, dywersja wobec państwa polskiego.

Prokuratorzy doszukaliby się więcej tytułów. Jeśli zechcą.

Marek Morawski

Przez całe lata PRL-u tworzono dwa światy. Jeden był na pokaz, oficjalny, drugi ten prawdziwy. Właściwie żaden z tych obrazów nie przedstawiał rzeczywistości. W tym zakłamanym świecie była to mozaika fałszu i prawdy. Mało ludzi wiedziało jak jest naprawdę. Partia dyscyplinowała i sprawowała nadzór. Stworzono wszelkie instytucje, które miały sprawiać wrażenie, że państwo ma nadzór nad wszystkim, co się dzieje w kraju. Były jakieś inspektoraty, sanepidy, komisje nadzoru itd. Pilnowały. Równocześnie wszyscy wiedzieli, co należy zrobić, by lokal nie został uznany za brudny, towar za nieświeży, produkt za niezgodny z normą, pracownicy bez świadectw lekarskich i uniknąć wszelkich niepomyślnych zdarzeń.

Dotyczyło to lokali gastronomicznych, zakładów przetwórczych, sklepów i wszelkiej działalności. W tamtym czasie korupcja, oszustwa, nieuczciwość stały się normą. Państwo też oszukiwało. Płaciło nędzne pieniądze z góry zakładając, że ludzie sobie dorobią czyli dokradną, wymuszą w łapówkach. Utrwaliły się nieuczciwe praktyki przez dziesiątki lat. Nieuczciwi włodarze, założyli nieuczciwość jako normę, dawali do zrozumienia, że wiedzą o nieuczciwościach, zatem nie podskakuj, bo cię załatwimy. Alternatywą było przyzwolenie na  „dorobienie”. Tak to kręciło się przez lata. Staliśmy się społeczeństwem zdemoralizowanym tylko skala tej demoralizacji zwiększyła się niepomiernie. Przyzwolenie na nią też i to w niepomiernie większej skali. Zdemoralizowani zaczęli pilnować zdemoralizowanych. Trudno się dziwić, mimo wszelkich starań speców od manipulacji informacją, że ciągle pojawiają się afery związane z zaborem mienia, oszustwa czy w sferze zarządzania. Nie ma woli przerwania, zastopowania tego procederu. Żadna z afer nie została zakończona ukaraniem winnych, odebraniem zagarniętych wartości i rozliczeniem z fiskusem. Kradzież nie może się opłacać. Korupcja też. Ujawniają się afery, które nikomu nawet by nie przyszły do głowy jak afera solna czy jajeczna. To mówi o skali przyzwolenia lub o skali skorumpowania państwa. Czy znajdzie się ktoś  z polityków, kto zechce odwrócić ten trend, kto zechce przywrócić uczciwą twarz establishmentowi, władzy. Może Minister Sprawiedliwości Jarosław Gowin?

Marek Morawski

Co lepiej byłoby okraść: kiosk sprzedający szczypiorek czy skarbiec banku, a jeszcze lepiej fundusze emerytalne? Już wszyscy wiedzą? Tymczasem ja myślę, że ani jedno, ani drugie. Niestety nie żyjemy w kraju, w którym odpowiedź byłaby jednoznaczna.

Jakiś czas temu państwo okradło część obywateli z ich funduszy emerytalnych OFE. Uznano, że potanienie państwa może być zbyt drogie, zatem nie należy zmniejszyć klasy próżniaczej tylko okraść pokolenia pracujące. Ktoś się oburza, że przecież urzędnicy pracują. Boże broń nas od efektów takiej pracy. Wystarczy popatrzeć do czego doprowadzono szkolnictwo, albo ostatni piękny kwiatek do bukietu czyli Ustawa refundacyjna i cała masa innych uregulowań w znakomity sposób podrażających lecznictwo. Szkoda nawet wymieniać, bo to nie tylko nudne ale i przerażające.

Teraz wieść poliszynela niesie – nie media – że ukradziono fundusze ZUS w potężnej kwocie. Chciałbym, by z równą gorliwością zajęli się tą sprawą dziennikarze dbający o nasze państwo jak zajęli się sprawą małej Madzi, która chyba nie schodziła przez dekadę z ekranów stacji TV, z pierwszych stron gazet. Kwota, nawet nie będę jej wymieniał, bo zatyka dech w piersiach. Zresztą wszystko jedno jaka kwota. Czy tylko dlatego, że byłaby małą kwotą, to wolno kraść? Czy dlatego mamy zapychać w pracy aż po grób, by ktoś, a są to zapewne duże gremia, mógł nas okradać i śmiać się z nas padających w robocie na nos w wieku blisko 70 lat?

Gdzie jest to nasze państwo? Dlaczego jest przyzwolenie na przekręty, na takie bajońskie przekręty?

A co z innymi publicznymi pieniędzmi? Wydatkami na drogi, budowy, remonty, odśnieżania i sto innych potrzeb.  Przykład: Klatkę schodową w 11 piętrowym domu można wymalować za 6-7-8 tysięcy. Kwota umowna wynosi 15 tysięcy. Dlaczego zatem maluje się za 15 tysięcy? Dlaczego płacimy za kilometr autostrady budowanej na piachu, zgodnie z umową, 200 mln złotych, skoro w górach Chorwacji kosztuje ona 150 mln za km? Co to za dziwaczna kalkulacja? Gdzie ten gospodarz?

Marek Morawski

Też pytanie. Oczywiście nasze. Obywateli. (???)

Coraz większe mam wątpliwości. Przez lata wyprzedawano własność państwową, w ostatnich czasach po prostu „na hura”. Tego państwa, tego wspólnego majątku naszego jest coraz mniej. Majątek ten przepłynął za pół darmo w ręce obce. Przepłynął też w ręce rodzimych potentatów różnej proweniencji. Coraz mniej dóbr zostaje choćby jako zabezpieczenie na przypadek jakiejś katastrofy finansowej, co nie jest wykluczone wobec całkowitego braku transparentności finansów państwa. Jako przykład wystarczy podać choćby znikanie pieniędzy zusowskich na ogromną skalę bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. Media milczą.

Drugim przykładem jest kolejna afera – solna. Ponad dziesięć lat tysiące ton soli przemysłowej przepływało jako spożywcza. Na jednym kilogramie było trzykrotne przebicie. To co kosztowało 20 gr. sprzedawano po 60 gr/kg. Teraz dowiaduję się, że właściwie nic się nie stało, bo sól ta nie była tak szkodliwa, tylko trochę brudna. Szkodliwość procederu nie była zatem wielka. Ja chyba śnię. Ponad dziesięć lat oszustwa, kradzieży jest niczym! Panie Premierze, jeśli chociaż resztkę szacunku mam mieć dla Pana, to powinien Pan ściągnąć tym złodziejom spodnie przez głowę. Wszystkim, a nie tylko wytypowanemu kozłowi ofiarnemu jak w przypadku katastrofy kolejowej. Winny był dozór, tolerowanie awarii, omijanie procedur, brak skutecznego systemu zabezpieczeń, a do kryminału wsadzony zostanie dyżurny ruchu, który już jest psychicznie wykończony, bo ma sumienie w przeciwieństwie do bonzów, dyrektorów, kierownictwa, które kręciło lody, a nie dbało o kolej. Złodziei trzeba karać. Odbierać majątki i wsadzać do kryminału, bo tam ich miejsce. Zamknąć do aresztu, aby nie mataczyli, szanowni prokuratorzy. To nie sztuka zaaresztować młodą matkę Madzi, ponoć aby nie mataczyła. I to jeszcze w czasie pogrzebu jej dziecka. To jest kuriozalne pod każdym względem. Mataczenie zawsze ma miejsce przy przestępstwach gospodarczych. Chyba nie potrzeba kończyć 5 fakultetów, aby to wiedzieć. Panie Premierze. Pora rzetelnie do ostatniej szczypty soli rozliczyć złodziei wspólnego majątku. Naszego, ale i Pana też. W imieniu nie swoim tylko Rzeczypospolitej.

Pora rozliczyć sól. Potem zaś sprawdzić jak jest z pieprzem i innymi dobrami, usługami. Pora najwyższa przestać przymykać oczy na rozkradanie państwa, okradanie nas.

Gdzie są Urzędy Skarbowe? Gdzie są opodatkowania nieuczciwie uzyskanych dochodów? Gdzie są odsetki od tych niezapłaconych podatków? Gdzie ci gorliwi dziennikarze? Kogo oni bronią. Gdzie politycy tacy krzykliwi? To jest dopiero problem! Odbiera się chorym ludziom w każdym wieku refundację leków, podwyższa ceny leków miast pilnować dobytku państwa tam, gdzie on wypływa, jest kradziony na niebotyczną skalę. Dziesięć lat milczano. O co tu zatem chodzi?

Pytam się jeszcze raz: Czyje jest zatem Państwo? Czyich interesów broni?

Czy nie czas, abyśmy zaczęli odzyskiwać zagarnięte nasze wspólne mienie. Wtedy ani lecznictwo, ani emeryci nie będą narzekać na brak pieniędzy.

miroslawborutaMirosław Boruta

15 marca krakowskie środowiska niepodległościowe, patriotyczno-narodowe i prawicowe zaprosiły Krakowian i Gości Naszego Miasta, którzy nie mogli wziąć udziału we wspaniałej wyprawie do Budapesztu, zaplanowanej przez Kluby Gazety Polskiej na krakowską pikietę solidarności z wyjeżdżającymi i – przede wszystkim – z Narodem Węgierskim. Pikieta odbyła się przed siedzibą Centrum Węgierskiego przy ul. Brackiej 15.

W skład Komitetu Organizacyjnego solidarnościowej pikiety z Narodem Węgierskim weszły: Klub Krakowski Gazety Polskiej (przewodniczący – Mirosław Boruta); Klub Krakowski Gazety Polskiej w Nowej Hucie (przewodniczący – Tomasz Orłowski); Liga Obrony Suwerenności. Małopolska (pełnomocnik – Paweł Kukla) oraz Związek Konfederatów Polski Niepodległej 1979-1989 (prezes – Krzysztof Bzdyl).

Relację filmową z tego wydarzenia przygotował p. Stefan Budziaszek:

http://www.youtube.com/watch?v=XSjQtZyggyI

miroslawborutaMirosław Boruta

Pociąg wiozący uczestników Wielkiego Wyjazdu na Węgry kilka minut przed 19:00 dotarł do stacji Kraków Główny.

Kilkudziesięciu kolejnych uczestników wyprawy, przede wszystkim z Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej i Klubu Młodych Gazety Polskiej w Krakowie, a także transparenty, tabliczki, flagi i odznaki sfotografował p. Kazimierz Bartel, dziękujemy:
https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/14Marca2012

wwnw

Warto podkreślić, że wydarzenie to odnotował także lokalny „Dziennik Polski”: http://www.dziennikpolski24.pl/pl/aktualnosci/malopolska/1212968-z-flagami-i-transparentami-pojechali-na-wegry.html

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Przystojny, elegancki, uwielbiający historię. Janusz Kurtyka. Urodził się 13 VIII 1960 r. w Krakowie. Dzieciństwo i wczesną młodość związał z Nową Hutą. Chodził  do szkół podstawowych nr 95 im. Władysława Broniewskiego przy ul. Wileńskiej 9 i nr 104 im. Stefanii Sempołowskiej (dziś im. Jana Matejki) na os. Wysokim 7, a później do III Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Kochanowskiego na os. Wysokim 6 w Nowej Hucie. W 1977 r. zajmuje czwarte miejsce w wojewódzkim konkursie dla uczniów szkół średnich „Kraków w czasie Oświecenia”. W październiku 1979 r. rozpoczyna studia w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Angażuje się w działalność Koła Naukowego Historyków Studentów UJ.

januszkurtykaPrzez dwie kadencje w latach 1980–1982 był wiceprezesem Zarządu Koła, kierowanego przez Janusza Pezdę. Po wprowadzeniu stanu wojennego i wyjeździe J. Pezdy z Krakowa kierował pracami Koła, oficjalnie zawieszonego, jednak faktycznie kontynuującego działalność. W czasie  stanu wojennego współtworzył konspiracyjną Radę Programową Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Janusz Kurtyka zorganizował także grupę kontrwywiadowczą mającą chronić NZS przed penetracją SB. Historia była jego pasją. W badaniach mediewistycznych koncentrował się na zagadnieniach genealogicznych, organizacji osadnictwa, funkcjonowaniu elit społecznych i struktur władzy, a także na problematyce obszarów przygranicznych (głównie ziem wschodnich przedrozbiorowej Rzeczypospolitej). Obok samodzielnej aktywności naukowej brał udział w pracach zespołów badawczych przygotowujących m.in. spisy urzędników małopolskich w średniowieczu oraz spisy urzędników podolskich w epoce jagiellońskiej. W 2000 r. na podstawie rozprawy Latyfundium tęczyńskie. Dobra i właściciele (XIV–XVII wiek) (Kraków 1999) uzyskał stopień doktora habilitowanego.  W roku 2000 zostaje szefem Krakowskiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Za najważniejsze zadanie kierowanego przez siebie Oddziału wyznaczył uporządkowanie i udostępnienie zasobu źródłowego pozostałego po UB–SB – będącego dotąd poza zasięgiem badaczy. To krakowski IPN organizuje dzięki Januszowi Kurtyce, pierwszą w Polsce wystawę plenerową.  W konkursie na prezesa IPN, ogłoszonym po zakończeniu kadencji prof. Leona Kieresa, Janusz Kurtyka na ostatnim etapie wyborów jednym głosem pokonał kontrkandydata Janusza Krupskiego. 9 XII 2005 r. Sejm RP powołał go na stanowisko, przy poparciu Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości, a także przy akceptacji Polskiego Stronnictwa Ludowego – głosowało za nim 332 posłów.  IPN za prezesury prof. Kurtyki odżył. Kurtyka zacieśnił więzy z mediami, ukazywały się dodatki m. in. do Rzeczpospolitej i Naszego Dziennika. Na rynku pojawiały się interesujące książki wydawane przez Instytut i liczne działania przybliżające najnowszą historię Polski. Prezes IPN właśnie dlatego był często, w niewybredny sposób, atakowany. Ataki nie były merytoryczne a emocjonalne i niejednokrotnie prymitywne.

Profesor Janusz Kurtyka zostawił żonę i dwóch synów.

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Harcerz. Pochodził z rodziny szlacheckiej. Ostatni Prezydent na Uchodźstwie. Ryszard Kaczorowski (fot. poniżej Wikipedia). Urodził się 26 listopada 1919 roku w Białymstoku. Po wkroczeniu sowietów organizował Szare Szeregi. 17 czerwca 1940 roku zostaje aresztowany przez NKWD i skazany na śmierć. Przebywał 100 dni w celi śmierci. Sowieci zmienili wyrok na 10 lat łagrów. Przeżył dzięki układowi Sikorski-Majski. Po uwolnieniu zostaje żołnierzem.

ryszardkaczorowskiKończy się wojna a on nie wraca do kraju opanowanego przez komunistów. Zostaje w Wielkiej Brytanii. Kończy szkołę, zostaje księgowym, żeni się z sybiraczką Karoliną Mariampolską.  W 1986 roku mianowany ministrem ds. krajowych w rządzie emigracyjnym. 19 lipca 1989 zostaje ostatnim prezydentem na uchodźctwie. Honorowy obywatel wielu miast, w tym Krakowa i Lublina. Po 1989 roku przebywa często w kraju patronując różnym wydarzeniom. Nie przyjmuje propozycji Lecha Wałęsy by zostać ministrem  obrony narodowej.

Na jego biurku stała urna z ziemią z Katynia.  Powstał album „Ryszard Kaczorowski – Prezydent Polaków” zawierający zdjęcia, z których część udało się odnaleźć po śmierci prezydenta.

Anna Maria Kowalska

Późnym wieczorem zatelefonowała do mnie wyraźnie wzburzona koleżanka. Z nieskładnego potoku słów zdołałam wywnioskować, że spotkała ją przykrość. I to przykrość wyrafinowana, wykalkulowana w najdrobniejszych szczegółach. Dowód na to, że inteligentne zło naprawdę istnieje.

A było tak: napisała jakiś czas temu artykuł na „nośny” temat. Spodziewała się polemiki, z tej racji, że tekst był wyrazisty i jednoznaczny w moralnej wymowie. Czekała jakiś czas. Nic takiego jednak nie następowało. Minęły mniej więcej dwa tygodnie…i dopiero wówczas wybuchła prawdziwa bomba.

Na jednym z portali internetowych, ku Jej zdumieniu, ukazał się fragment Jej artykułu, użyty w zupełnie odmiennym kontekście. Miał tworzyć tło dla publikacji danych „wrażliwych”, dotyczących ważnej instytucji zaufania publicznego, a opublikowanych przez anonimowego internautę. Nie było tam, na szczęście, Jej nazwiska. Znalazł się jednak tytuł pisma, w którym ów artykuł został opublikowany, zatem tożsamość Autorki była do ustalenia. Wykorzystanie w tej sprawie tak tytułu czasopisma, jak i tekstu, napisanego na diametralnie inny temat wciąż budziło w Niej ogromne emocje. Pytała, jak się zachować, co robić? Na szczęście w krótkim czasie, nawet bez Jej interwencji tak artykuł, jak i „wrażliwe” dane ostatecznie usunięto.

Nie usunięto jednak samego problemu. Taki sposób wykorzystania publikacji z moralnego punktu widzenia jest przecież ewidentnym złem i  nadużyciem. Co ważniejsze – nie zrobiły tego przecież krasnoludki!

Oby Internet był w przyszłości wolny od takich działań.

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Partia władzy chce postawienia przed Trybunał Stanu Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobro.

Pierwszy był premierem, drugi ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym. Dzięki działaniom Zbigniewa Ziobry (fot. poniżej: Wikipedia / Marek Suwalczan) spadła przestępczość (w tym przestępczość pospolita).

zbigniewziobro„Naruszyłem pewne interesy” powiedział w rozmowie z TVP Info były minister. Zauważa, że to polityczna zemsta. „Byłem przesłuchiwany wiele razy przez kilkanaście godzin w czasie gdy u władzy była już Platforma” mówi w tej samej rozmowie. „To wybieg rządzącej PO, która zdając sobie sprawę, że na każdym polu ponosi porażki, że wszystko się sypie, usiłuje stworzyć wroga, według makiawelicznego założenia, że igrzyska przysłonią problemy – powiedział Zbigniew Ziobro w programie TVN 24 „Jeden na jednego”.

Dla Platformy Obywatelskiej sprawa postawienia prezesa Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobro przed Trybunałem Stanu to temat przykrywka. Z dnia na dzień wartość pieniądza maleje, ceny idą w górę, strajki zaczynają osiągać swoje apogeum, ludzie wychodzą na ulice. Religia jest wycofywana ze szkół.

Problem polega tylko na tym, że media przykrywają te tematy, co jest swoistym prezentem dla PO. Chyba nigdy po 1989 roku władza nie miała takiego wsparcia głównych mediów.  Ale ta osłona kiedyś może się skończyć.

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Urodził się w Słupsku. Związał się z Kielecczyzną. Przemysław Gosiewski (fot. poniżej za: trzynastacy.pl). Urodził się w 1964 roku. Studiował prawo na Uniwersytecie Gdańskim. Już w okresie studenckim podjął działalność opozycyjną, należał do Niezależnego Zrzeszenia Studnetów, był studentem prof. Lecha Kaczyńskiego, a od 1989 związał się z jego bratem w działalności politycznej.

przemyslawgosiewskiZakładał Porozumienie Centrum, angażował się w działalność SKOK, pracował dla Nowego Państwa. W latach 2000-2001 był doradcą ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego. Organizował Prawo i Sprawiedliwość w świętokrzyskim. Zmienił ten czerwony rejon w bastion PiS-u. Ludzie go lubili za to, co zrobił nie tylko dla Kielc ale i dla całego województwa. Był ministrem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.

W roku 2007 podczas wyborów uzyskał najlepszy indywidualny wynik. Został pochowany na Powązkach. Osierocił trójkę dzieci.

Po jego śmierci w Kołakach Kościelnych została otwarta izba poświęcona jego pamięci.

Rezolucja Nr 8/2012 Rady Miejskiej w Skawinie z dnia 29 lutego 2012 r.
 
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji

herbskawinyRada Miejska w Skawinie (il. za: Wikipedią), popierając głos innych samorządów w Polsce oraz wielu organizacji, instytucji i środowisk, wyraża stanowczy protest w związku z nieprzyznaniem Telewizji Trwam miejsca na przygotowywanym multipleksie cyfrowym, co uprawniałoby do nadawania programów w technologii cyfrowej.

Przywołujemy głos Stałej Konferencji Episkopatu Polski, wskazujący, że odmowa przyznania TV Trwam miejsca na multipleksie cyfrowym jest poważnym naruszeniem praw katolickiej opinii publicznej. Solidaryzujemy się z tym stanowiskiem Episkopatu Polski. Uważamy, że działanie takie narusza zasadę pluralizmu i sprawiedliwości społecznej oraz równości wobec prawa i dyskryminuje katolików.

Wykluczenie stacji o charakterze religijnym w procesie koncesyjnym godzi w prawa katolików, w licznych odbiorców, wśród których wiele jest osób chorych i samotnych. Tej dyskryminacji powinno się stanowczo przeciwdziałać.
 
Przyjmujemy niniejsze stanowisko w tej sprawie ponad podziałami politycznymi i apelujemy do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji o zrealizowanie wniosku Fundacji Lux Veritatis i zagwarantowanie telewidzom pełnej możliwości odbioru Telewizji Trwam na multipleksie cyfrowym.

Podejmując rezolucję, Rada Miejska w Skawinie wyraża w ten sposób protest w związku z nieprzyznaniem Telewizji Trwam miejsca na przygotowywanym multipleksie cyfrowym, co uprawniałoby ją do nadawania programów w technologii cyfrowej. Radni popierają w ten sposób także głos innych samorządów w Polsce oraz wielu organizacji, instytucji i środowisk.

Przewodniczący Rady Miejskiej
mgr Norbert RZEPISKO

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Korytarze w półmroku, chłodniej w salach. Dyrektorzy krakowskich szkół oszczędzają na wszystkim. To oni są odpowiedzialni za finanse szkoły, a miasto ogranicza środki. 

Urzędnicy miejscy obcięli o około 10 procent wydatki na szkoły. To wiąże się ze zwolnieniami nauczycieli, portierów, sprzątających. W lutym tego roku pojawiło sie zarządzenie prezydenta Krakowa o etatyzacji dające dyrektorom wolną rękę w zatrudnianiu pracowników. Wiceprezydent Anna Okońska-Walkowicz odpowiedzialna za szkoły uważa, że to dobry pomysł. Problem polega na tym, że to właśnie miasto rozlicza dyrektorów szkół, które coraz bardziej funkcjonują jak firmy, a nie ośrodki w których wychowuje się i kształci.

Oszczędności prowadzone są kosztem uczniów i nauczycieli. Na korytarzach i w salach  lekcyjnych panuje półmrok, mimo tego, że i tak w większości szkół są tak zwane jarzeniówki szkodliwe dla oczu. Dyrektorzy postawieni są w dwuznacznej sytuacji – między urzędnikami a nauczycielami, zmuszeni do oszczędzania. Do momentu ukończenia tego artykułu nie słyszałem by podobne oszczędności były prowadzone w Urzędzie Miasta Krakowa.

marekmariusztytkoMarek Mariusz Tytko

W niedzielę dnia 11 marca 2012 r. w Podziemnym Salonie Literacko-Artystycznym (w skrócie: PSALM), przy kościele pw. Matki Bożej Różańcowej w Krakowie-Piaskach Nowych przy ul. Nowosądeckiej 41  miał miejsce niezwykły wieczór poetycki, niewątpliwie wydarzenie artystyczne numer jeden w Krakowie jak dotąd w tym roku, tj.  spotkanie z poezją nestora polskich poetów metafizycznych, ‚księcia’ współczesnej, polskiej, metafizycznej literatury pięknej, 88-letniego obecnie Leszka Elektorowicza (ur. w 1924 r. we Lwowie). Sam autor po wieczorze uznał to spotkanie za niezwykle udane, publiczność zgotowała mu gorącą owację na stojąco.

Spotkanie z Leszkiem Elektorowiczem (lwowianinem z urodzenia, żywą ikoną II Rzeczypospolitej, depozytariuszem poezji polskich kresów, przez niemal cale życie – najbliższym przyjacielem Zbigniewa Herberta, od lat szkolnych po kres życia autora „Pana Cogito”), rozpoczęło się w trzecią niedzielę wielkopostną o 19.00 i trwało prawie godzinę i trzy kwadranse. Publiczność w napięciu i wielkim skupieniu słuchała autora, który w pierwszej części czytał wybrane z różnych swoich tomików wiersze religijne, patriotyczne, metafizyczne i inne. Publiczność reagowała żywo, oklaskując spontanicznie co celniejsze wiersze rzęsistymi oklaskami, zwłaszcza „Jesteś moją ikoną”, poświęconą żonie Marii, obecnej na wieczorze. Państwo Elektorowiczowie (obydwoje ze Lwowa) są małżeństwem od prawie 65 lat (sakrament małżeństwa zawarli w kościele pw. św. Szczepana w Krakowie w 1948 r., o czym wspomniał autor podczas wieczoru). Otrzymali medal za długoletnie pożycie małżeńskie i dokument, który podpisany został w 2008 r. przez ówczesnego Prezydenta RP p. prof. dr hab. Lecha Kaczyńskiego, o czym zaświadczył p. Leszek w rozmowie w trakcie spotkania przed zasłuchaną publicznością. Drugą bowiem część spotkania stanowiła rozmowa (wywiad mówiony „na głos”), na żywo przeprowadzona z Leszkiem Elektorowiczem, bohaterem wieczoru przez dra Marka Mariusza Tytko, pedagoga kultury z Uniwersytetu Jagiellońskiego, poetę, który jest inicjatorem „PSALMU”, organizuje i prowadzi cykliczne spotkania z poetami niezależnymi, którzy przyznają się do Kościoła Katolickiego i respektują chrześcijański system wartości. Dostojny gość na spotkaniu w dniu 11. marca br. w ramach serii „Poezja religijna” w „PSALMIE” odpowiadał na różne pytania dra Tytki dotyczące swojego życia i twórczości literackiej, postawy patriotycznej w trudnych okresach wojny i powojnia.

20120311pObydwie części (cz. I – poetycka i cz. II – rozmowa o poezji, wierze i patriotyzmie) rozdzielił "przerywnik muzyczny" w postaci krótkiego koncertu skrzypcowego – Suity h-moll Jana Sebastiana Bacha w wykonaniu Marii Zborowskiej, młodej, ale utalentowanej skrzypaczki krakowskiej. Muzyka barokowa dodała uroku spotkaniu w malowniczej scenerii półmroku rozświetlonego stylową lampą przy stoliku, przy którym siedział gość wieczoru – Leszek Elektorowicz i niżej podpisany gospodarz spotkania (fot. Leszek Elektorowicz, ks. Ireneusz Okarmus, dr Marek Mariusz Tytko, a fotografował p. Andrzej Szełęga).

Autor odpowiadał na pytania prowadzącego i wspominał różne wydarzenia ze swojego życia, dając świadectwo o czasach II RP, a także o okresie II wojny, o swoim udziale w oddziale łączności AK, następnie o ucieczce ze Lwowa do Krakowa po dekonspiracji (rodzice zostali aresztowani – ojciec zginął w niemieckim obozie koncentracyjnym w Gross Rosen, czyli obecnie w Rogoźnicy na Dolnym Śląsku, matka była więziona w niemieckim obozie koncentracyjnym dla kobiet w Ravensbrück). Książę polskich poetów metafizycznych mówił o swojej drodze literackiej, o trudnych czasach stalinizmu, kiedy nie publikował, bo nie zgadzał się na terror stalinowski (1950-1956). Dawał osobiste świadectwo  o swojej niezależnej drodze (jako poeta, eseista i tłumacz) w okresie PRL. Np.. w 1961 otrzymał lukratywne stypendium Fundacji Forda, bilet i zaproszenie do USA na roczny pobyt, ale… nie mógł wyjechać, bo komunistyczne władze PRL odmówiły mu paszportu, motywując to tym, że  za granicę może wyjechać na stypendium tylko ten, kogo ministerstwo skieruje, a jego nie kieruje, więc nie może wyjechać, nie ma dyskusji. Po kilku latach władze USA dogadały się w komunistami w sprawie stypendiów, stanęło na tym, że jednego roku wyjedzie na stypendium do USA ten, kogo rzeczywiście zapraszają fundacje z USA, a innego roku ten, kogo delegują komuniści na to stypendium. Leszek Elektorowicz dawal świadectwo na temat swojego wyjazdu do USA w 1966/1967 w ramach Creative Writing School (Szkoły Twórczego Pisania), kiedy to miał wykłady o polskiej poezji (jako anglista wykladał tam oczywiście po angielsku) na różnych uniwersytetach m.in. w Iowa, w Berkeley w Kalifornii, w Chapel Hill w Północnej Karolinie, w Teksasie itd. Opowiadał o tym, jak Czesław Miłosz wtedy (1966/1967) zaprosił go na lunch i do swojego kalifornijskiego domu w Grizzly Peak nad malowniczą Zatoką San Francisco (gdzie w pogodne noce widać było gwiazdy na niebie i te same gwiazdy odbite w ciemnym Oceanie Spokojnym). Miłosz nie był zbytnio zadowolony z tego, że Elektorowicz publicznie w USA podczas wykładów bronił programu „jak najmniej słów” Juliana Przybosia, którego Czesław Miłosz uznawał przed II wojną za nieomal grafomana. Jako pisarz delegowany przez komunistów na ww. stypendium do USA wyjechał natomiast Julian Stryjkowski, o czym zaświadczył L. Elektorowicz podczas rozmowy w „PSALMIE” 11 marca br.

Leszek Elektorowicz wspomniał o swoim udziale w tworzeniu pierwszego niezależnego czasopisma literackiego w Polsce (pod tytułem „Pismo”), w którego zespole się znalazł od 1974 r. Zespół redakcyjny pracował pod kierunkiem znanego pisarza i krytyka Jerzego Kwiatkowskiego przy udziale m.in. prof. Kazimierza Wyki. Czasopismo to ukazywało się oficjalnie, jak zaznaczył gość „PSALM-u”, w latach 1980-1983, następnie zostało faktycznie zlikwidowane, a na jego miejsce powołano tzw. „Pismo Literacko-Artystyczne”, które jednak odeszło całkowicie od pierwotnego, niezależnego programu pierwszego „Pisma”.

Leszek Elektorowicz wspominał również o tym, jak we trójkę, wspólnie z Janem Józefem Szczepańskim i prof. Wiesławem Pawłem Szymańskim poszli w 1984 r. do Andrzeja Potockiego, szefa Klubu Inteligencji Katolickiej w Krakowie, aby uruchomić w KIK-u  przy ul. Siennej „Na Głos” – czasopismo mówione, niezależne, bez cenzury, które faktycznie prowadził ówczesny doktorant UJ Bronisław Maj. Po likwidacji w 1983 r. „prawdziwego” pierwszego ZLP (Związku Literatów Polskich – kontynuacji przedwojennego Związku Zawodowego Literatów Polskich – tego samego, w którego pracach uczestniczył jeszcze Stefan Żeromski), środowisko niezależnych pisarzy powołało podziemną organizację pisarską po stanie wojennym, która w 1989 r. przyjęła nazwę ‚Stowarzyszenie Pisarzy Polskich’, o czym opowiadał gość „PSALM-u”. W miejsce zlikwidowanego dawnego, prawdziwego ZLP – władze stanu wojennego powołały tzw. neo-ZLEP (nowy ZLP), który jednak nie był stowarzyszeniem niezależnym, ale wspierał reżim komunistyczny w późnym PRL-u. Leszek Elektorowicz dawał świadectwo o tym, jak działał w Komitecie Chrześcijańskich Dni Kultury istniejącym przy kardynale Franciszku Macharskim w Krakowie (w połowie lat 80. XX w.), np. o organizacji wieczoru poezji kapłańskiej (z udziałem wielu kapłanów-poetów, w tym. m.in. ks. Ireneusza Okarmusa, obecnego proboszcza parafii pw. Matki Bożej Różańcowej w Krakowie-Piaskach Nowych). Zaznaczył, że wtedy w połowie lat 80. na pewne spotkanie z poezją niezależną do kościoła Karmelitów w Krakowie na Piasku (przy ul. Karmelickiej) przyszło ok. trzy tysiące ludzi, słuchacze-miłośnicy wolnej poezji stali na ulicy, bo nie było miejsca wewnątrz kościoła. Zaznaczył, że wtedy swoje wiersze przy ołtarzu czytali nie tylko poeci katoliccy (np. Leszek Aleksander Moczulski czy Marek Skwarnicki), ale i (agnostyczka) Wisława Szymborska, która wtedy mówiła, że jest… kalwinistką.

Dobra znajomość Leszka Elektorowicza z Wisławą Szymborską  datuje się, jak zaznaczył, od lat 50., kiedy to Szymborska była szefową działu poezji w „Życiu Literackim”, a on sam – publicystą tegoż czasopisma, zatrudnionym dla popularyzacji literatury anglosaskiej (jako anglista miał po temu fachowe przygotowanie). Autor wskazał na podobieństwo bliskości kultury niezależnej z Kościołem – dawniej i obecnie (sytuacja jakby się powtarza).

Wielowątkowa, niezwykła i ważna dla kultury niezależnej rozmowa dra Marka Mariusza Tytko z Leszkiem Elektorowiczem trwała ponad godzinę. Nie sposób zrelacjonować wszystkich wątków długiej rozmowy w krótkim tekście. Na koniec dr Tytko zapytał o wypowiedź p. Katarzyny Herbertowej, krytyczną wobec L. Elektorowicza, która doczekała się jego repliki w „Rzeczypospolitej”. Indagowany o to przez dra Tytkę p. Leszek Elektorowicz odpowiedział, że sprawa w 2010 r. dotyczyła słynnych kilku wersów z poezji Zbigniewa Herberta, użytych przez Jarosława Kaczyńskiego wtórnie, w nowym kontekście, po katastrofie smoleńskiej, a mówiących o tym, jak żołnierze w Katyniu zostali zdradzeni o świcie. Wtedy p. Katarzyna Herbertowa zareagowała w „Gazecie Wyborczej” przeciwko użyciu zdań z poezji jej męża w nowym kontekście po katastrofie smoleńskiej – ze względów politycznych (jak zaznaczył p. L. Elektorowicz), bo popierała ona wtedy Bronisława Komorowskiego jako kandydata na Prezydenta RP, a więc konkurenta Kaczyńskiego do tego urzędu. Kiedy do publicznej dyskusji włączył się Leszek Elektorowicz, który w 2010 r. był członkiem komitetu poparcia Jarosława Kaczyńskiego na Prezydenta RP, wtedy bronił on prawa prezesa Jarosława Kaczyńskiego do wolności, do używania poezji Herberta w publicznych wypowiedziach.

Na koniec publiczność miała szansę zadać pytania dostojnemu nestorowi polskiej poezji metafizycznej. Padło m. in. pytanie z sali o jakość tłumaczenia poezji anglosaskiej przez Stanisława Barańczaka, na co L. Elektoroiwcz odpowiedział, że przekłady sa dobre, ale że Barańczakowe translacje sztuk Szekspira są zbytnio zmodernizowane, tak że sam osobiście woli przekłady starsze, lepsze.

Zdjęcia z wieczoru Leszka Elektorowicza autorstwa Andrzeja Szełęgi znajdują się na stronie: https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/13Marca2012

Pan Leszek Elektorowicz został zaproszony przez dra Marka M. Tytkę do „PSALMU” na kolejny wieczór autorski, poświęcony tym razem prozie dostojnego nestora polskiej literatury pięknej.

Bardzo dobrej poezji kapłańskiej nie zabraknie na pewno w „PSALMIE”, tak jak nie brakowało jej w latach 80. podczas niezależnych Dni Kultury Chrześcijańskiej, organizowanych w Krakowie wbrew reżimowi, wbrew propagandowej nagonce na Kościół (a były to czasy morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki i innych kapłanów). „PSALM” programowo nawiązuje do tradycji chrześcijańskiej kultury niezależnej lat 80., zapraszając m. in. wybitnych pisarzy bliskich Kościołowi, którzy dają swoją znakomitą twórczością świadectwo o Bogu, honorze i Ojczyźnie i dlatego są spychani na margines przez zależne od określonych mocodawców mass media liberalno-lewicowe, które tworzą tzw. main stream w dzisiejszych środkach masowego przekazu. Budowanie kultury niezależnej trwa, a „PSALM” jest jednym z takich ważnych elementów wyrazistej mozaiki wolnej kultury chrześcijańskiej, niepodatnej na manipulację. Dzieje się to wszystko teraz A.D. 2012, kiedy to jedynej katolickiej telewizji „Trwam” odmawia się prawa dostępu do cyfrowego multipleksu (wykluczenie medialne, dyskryminacja), kiedy planuje się wyrugowanie nauczania religii ze szkół, likwidację Funduszu Kościelnego, a uderzenie w Kościół i w polską kulturę idzie coraz mocniejsze, zaś cenzura zaczyna dotykać nawet internetu (ACTA).

Antypolskie i antykatolickie władze pokazują swoje prawdziwe oblicze totalnego liberalizmu z drapieżnym, antynarodowym i antychrześcijańskim pazurem á la marksizm kulturowy  Gramsciego, który jest odmianą socjalizmu (komunizmu kulturowego). Jak napisał jeden z uczestników spotkania z Leszkiem Elektorowiczem: „to był wspaniały, wartościowy wieczór. Porównanie, jakim posłużył się Pan Leszek [Elektorowicz], że to spotkanie przypomina mu owe [spotkania] z czasu stanu wojennego, mówi samo za siebie. Przecież, czy obecna sytuacja nie przypomina sytuacji zagrożeń, które miały wtedy miejsce? Teraz są one nie mniej niebezpieczne, bo dotyczą sfery duchowej, religijnej” (dr Bogdan Jankowicz, wypowiedź z dnia 13 III 2012 r.). Świadoma zagrożeń krakowska niezależna, katolicka inteligencja twórcza zgromadzona podczas wieczoru wokół światła poezji duchowej w „PSALMIE”, trwając wokół Matki Bożej Różańcowej,  także o tym świadczy.

Katolickich artystów niezależnych oraz miłośników dobrej poezji religijnej i patriotycznej,  prosimy o kontakt na adres twórcy i organizatora „PSALMU”: marek.mariusz.tytko@uj.edu.pl oraz zapraszamy na stron Parafii Kraków-Piaski Nowe i Kraków Niezależny.

Anna Maria Kowalska

„Wydatki Polaków na kulturę w porównaniu z innymi krajami Europy pozostają na niskim poziomie. Od kilkunastu lat stan ten właściwie nie ulega zmianie i dlatego Polska znajduje się w grupie krajów o najniższych wydatkach na kulturę w Europie” (J. Hausner, J. Głowacki, K. Jakóbik, K. Markiel, A. Mituś, M. Żabiński, Raport o finansowaniu i zarządzaniu instytucjami kultury [w:] Departament Mecenatu Państwa Ministerstwa kultury i dziedzictwa Narodowego (opr., red.) Raporty o stanie kultury: wnioski i rekomendacje, NCN, Warszawa 2009, s. 24).

Komentarz zbyteczny.

Anna Maria Kowalska

Aktualny numer „Wiadomości UJ” przynosi radosne wieści: uczelnie krakowskie: UJ, AGH, UP, UE i PK w ramach czekających je wyborów władz rektorskich pozostaną przy starych zasadach . Żadna z w/w uczelni nie zdecydowała się na konkurs otwarty, w którym o stanowisko rektora mogłaby ubiegać się osoba z doktoratem i doświadczeniem menedżerskim w „zarządzaniu przedsiębiorstwem” (vide: E. Regis, Rektorska zmiana warty, Wiadomości UJ nr 6 (205), marzec 2012, s. 4). Jeszcze bardziej cieszy druga wiadomość: jak do tej pory nie podjęła takiej decyzji żadna polska uczelnia.

Dlaczego cieszymy się z takiego obrotu sprawy? Powtórzmy raz jeszcze: uczelnia to nie firma, przedsiębiorstwo nastawione na biznes, ale miejsce poszukiwania prawdy obiektywnej i prowadzenia badań naukowych. W takich sytuacjach lepiej odwołać się do ciągłości akademickich tradycji, niż godzić się na niefortunne i niepotrzebne środowisku zmiany. Mówiąc o ciągłości tradycji, co zapewne oczywiste, mam na myśli czasy sprzed PRL-u. Czekamy na reformę szkolnictwa wyższego, która dokona się z uwzględnieniem szerokiego spektrum opinii środowiska – i będzie rzeczywistym wyrazem potrzeb polskiego świata akademickiego.

Anna Maria Kowalska

Jak zatem widzimy, w świetle poprzednich uwag Jana Pawła II Rewolucja Francuska zapoczątkowała „kult bogini rozumu”. Ale pojęcie Boga nadal pozostawało w ludzkiej świadomości. O ile Bóg żywy, Jezusa Chrystusa, Ewangelii i Eucharystii został usunięty ze świata na plan dalszy, powiada Jan Paweł II, o tyle stale istniał w myśli filozoficznej i naukowej Bóg „bytujący poza światem”, Bóg deistów: [1]

„Owszem, ten Bóg deistów  był stale obecny, był też chyba obecny u francuskich encyklopedystów, w dziełach Voltaire’a i Jeana–Jacquesa Rousseau, jeszcze bardziej w Philosophiae naturalis principia mathematica Isaaca Newtona, które oznaczają początek rozwoju fizyki nowoczesnej.

Ale ten Bóg jest stanowczo Bogiem poza-światowym. Bóg obecny w świecie wydawał się niepotrzebny dla umysłowości wykształconej na przyrodniczym poznaniu świata. Podobnie Bóg działający w człowieku miał stać się niepotrzebny dla nowoczesnej świadomości, dla nowoczesnej nauki o człowieku, badającej mechanizmy świadome i podświadome jego postępowania. Racjonalizm oświeceniowy wyłączył prawdziwego Boga, a w szczególności Boga Odkupiciela poza nawias.

Co to oznaczało? Oznaczało to, że człowiek powinien żyć, kierując się tylko własnym rozumem, tak jakby Bóg nie istniał. Nie tylko wypada poznawać świat obiektywnie, tak, jakby Bóg nie istniał, gdyż założenie istnienia Stwórcy czy Opatrzności nie jest nauce na nic potrzebne, ale trzeba również postępować tak, jakby Bóg nie istniał, to znaczy tak, jakby Bóg się światem nie interesował.   

Racjonalizm oświeceniowy mógł się zgodzić na Boga pozaświatowego, zwłaszcza, że jest to tylko pewna niesprawdzalna hipoteza.

Konieczne jednak było, by takiego Boga wyeliminować ze świata” [2]

W dalszej części rozważania Jan Paweł II pokazuje, w których miejscach chrześcijaństwo rozchodzi się definitywnie z mentalnością Oświecenia:

„Poprzez tego rodzaju program myślenia i postępowania racjonalizm oświeceniowy godzi w całą chrześcijańską soteriologię, czyli refleksję teologiczną o zbawieniu (po grecku: soteria). „Tak […] Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16). Każde słowo tej Chrystusowej odpowiedzi w rozmowie z Nikodemem jest właściwie kamieniem obrazy dla umysłowości, zrodzonej z przesłanek Oświecenia, i to nie tylko francuskiego, również angielskiego i niemieckiego.

(…) A więc pierwsze zdanie: „Bóg umiłował świat”. Dla umysłowości oświeceniowej światu nie jest potrzebna miłość Boga. Świat jest samowystarczalny (podkreślenie moje – A.M.K.). A z kolei Bóg nie jest przede wszystkim miłością. Jeżeli już jest, to jest samym rozumem, rozumem odwiecznie poznającym. (…) Taki właśnie samowystarczalny świat, przejrzysty dla ludzkiego poznania, coraz bardziej wolny od tajemnic w wyniku działalności naukowej, coraz bardziej staje się poddany człowiekowi jako niewyczerpane tworzywo, człowiekowi – demiurgowi nowoczesnej techniki. Taki właśnie świat ma uszczęśliwić człowieka. (…) Chrystus daje do poznania, że świat nie jest źródłem definitywnego uszczęśliwienia człowieka. Wręcz przeciwnie, może się stać źródłem jego zguby. Ten świat, który ukazuje się jako wielka konstrukcja poznawcza, stworzona przez człowieka, jako postęp i cywilizacja, świat jako współczesny system środków przekazu, jako niczym nie ograniczona demokratyczna wolność – taki świat nie jest zdolny w pełni uszczęśliwić człowieka” [3].

Umysłowość pooświeceniowa, jak zaznacza dalej Jan Paweł II, nie jest także w stanie pogodzić się w żaden sposób z rzeczywistością grzechu:

„(…) W szczególności nie godzi się z grzechem pierworodnym. Kiedy podczas ostatnich odwiedzin w Polsce (czerwiec 1991, A.M.K) wybrałem jako temat homilii Dekalog oraz przykazanie miłości, wszyscy polscy zwolennicy „programu oświeceniowego” poczytali mi to za złe. Papież, który stara się przekonywać świat o ludzkim grzechu, staje się dla tej mentalności persona non grata”  [4] (podkreślenie moje – A.M.K.).

[1] Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1994, s. 56.

[2] Tamże, s. 56 – 57.

[3] Tamże, s. 58 – 59.

[4] Tamże, s. 59 – 60.

Anna Maria Kowalska

Zaczynam rozumieć, dlaczego średnie pokolenie i ludzie o najwyższych kompetencjach wycofują się z uczestnictwa w czymś, co jest przez obecną koalicję nazywane kulturą. Po prostu – zrozumieli, że cokolwiek to jest, to w lwiej części nie oryginał, tylko falsyfikat.

Na początku był chaos, jak głosi mitologia grecka. Dziś też mamy chaos rzadkiej próby, ale na jego gruncie trudno spodziewać się zaistnienia jakiejkolwiek mitologii. Zamiast niej plenią się za to rozmaite nowotworki. Nie wiem, czy Państwo zdają sobie sprawę, ale w dobie technicznej precyzji i cyfryzacji zastanawiamy się, np. nad „kulturą transportową”. Co to takiego? Chodzi o zespół zachowań ludzkich w środkach lokomocji. Jedni czytają gazety, inni oglądają „telewizję komunikacyjną”, a jeszcze inni słuchają MP – 3. Pojęcie to pojawia się w niezwykle „unaukowionym”  „Raporcie o stanie kultury”, przygotowanym przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego z okazji krakowskiego Kongresu Kultury Polskiej (2009), a sygnalizuje zmiany, prowadzące ku odinstytucjonalizowaniu kultury. Dziw bierze, dlaczego w obrębie tej „kultury” nie uwzględniono osób, prowadzących zwyczajne rozmowy, spierających się, albo rozmawiających przez telefony komórkowe. To raczej od tej drugiej „aktywności” tramwaje i autobusy pękają w szwach – i pierwszy typ zachowań wcale nie przeważa. Wiem, co mówię, bo jeżdżę tramwajami od lat. Tylko co to ma wspólnego z aktualnym losem instytucji kultury? Że wspólnotowość to przeszłość? Żeśmy niby tacy „wyalienowani”, „zatomizowani”, zamknięci na drugich i że sami sobie zapewnimy dostęp do kultury przez multimedia? Tyle, że kultura to nie tylko multimedia. Co z tradycyjnym muzealnictwem, kinem, teatrem? Przyjdzie walec i wyrówna? A czytelnictwo? A zbiorowa, historyczna pamięć narodu? Konia z rzędem temu, kto mi to wszystko wytłumaczy…

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Na stronie krakowniezalezny.pl będę polecał Państwu książki, do których warto zajrzeć. Ciekawe, sensowne i prawdziwe. Bo życie jest prawdziwe. Dziennikarz i służby specjalne.

Jest wczesny wieczór. Początek marca. Jedna z krakowskich knajpek. Od miłej, sympatycznej i ładnej dziewczyny dostaję prezent. Wracam do domu. Kładę na biurko to, co otrzymałem. Wiem, że tej nocy nie będę spał. Przede mną leży „Z mocy bezprawia” (fot. poniżej: fronda.pl) Wojciecha Sumlińskiego.

zmocybezprawiaNapisana wartkim i wciągającym językiem książka jest opowieścią o sprawach, które dzieją się za naszymi plecami. Wojciech Sumliński to jeden z najbardziej znanych polskich dziennikarzy śledczych. W maju 2008 roku do jego mieszkania wtargnęła ABW. Od tego momentu zaczęło się piekło.

Powodem zatrzymania było podejrzenie o handel Aneksem do Raportu o likwidacji WSI. To wersja oficjalna. Z książki możemy dowiedzieć się, że było nie jedno dno tej sprawy. Wojciech Sumliński zajmował się kulisami zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki, jako pierwszy ujawnił zeznania „Masy” związanego z gangiem pruszkowskim. Zapłacił za to wysoką cenę.

Książka krok po kroku pokazuje jak w III RP można zniszczyć człowieka. Ujawnia kulisy, których pozazdrościliby Ludlum i Forsyth. To nie scenariusz filmu, nie powieść sensacyjna. To wszystko wydarzyło się naprawdę. Na szczęście autora książki nie udało się zniszczyć.
Fronda – wydawca „Z mocy bezprawia” obok książki udostępnia także audiobook. Ponad 10 godzin mrożącej krew w żyłach opowieści. Opowieści, którą warto wysłuchać lub przeczytać. Opowieści, która może spotkać każdego z nas. 

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Wysyłał sms-y po łacinie. Kochał podróże. Jego korzenie sięgają Kresów. Kim był  Władysław  Stasiak?

Od strony matki kresowianin znad Zbrucza. Urodził się w 1966 roku we Wrocławiu, gdzie znaleźli się jego rodzice, między innymi, po wypędzeniu ojca z majątku na Podlasiu. Kończy historię na Uniwersytecie Wrocławskim. Działa w  Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, współorganizuje strajki studenckie.

wladyslawstasiakW 1989 roku Władysław Stasiak (fot. Wikipedia) zostaje asystentem na Wydziale Historii Uniwersytetu Wrocławskiego, w katedrze historii starożytnej. Dwa lata później wstępuje do Krajowej Szkoły Administracji Publicznej. Od  1993 roku pracuje w Najwyższej Izbie Kontroli  W 2002 roku zostaje Zastępcą Prezydenta m.st. Warszawy – przejmuje odpowiedzialność za bezpieczeństwo, administrację miejską, dziedziny bliskie mieszkańcom.  Jego przyjaciele i koledzy wspominają: „W dziedzinie bezpieczeństwa wiele się zmienia – Straż Miejska pozostawia w spokoju „babcie z pietruszką”, staje się formacją porządkową z prawdziwego zdarzenia. Władek nie boi się spraw, od których stronili jego poprzednicy – kieruje operacją zamknięcia nielegalnego klubu „Labirynt”, porządkuje centrum miasta, a zwłaszcza Dworzec Centralny i jego otoczenie w ramach przeprowadzonej wspólnie z Policją akcji”.

W 2005 roku zostaje wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji odpowiedzialnym za służby mundurowe. W sierpniu 2006 roku zostaje szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego.  Na początku 2009 roku otrzymuje nominację na stanowisko Zastępcy Szefa, a w lipcu 2009 r. – Szefa Kancelarii Prezydenta RP. I na koniec jeszcze jedno wspomnienie: „Władek kochał podróże, góry, kulturę Ameryki Południowej i argentyński napój yerba mate. Słynne były Jego sms-y w języku hiszpańskim lub po łacinie. Sypał dialogami z filmów Stanisława Barei. Chodził po Warszawie na piechotę. Bezpartyjny”.