Przeskocz do treści

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Kraków. W ostatni czwartek z Platformy Obywatelskiej odszedł Łukasz Gibała. Zamienił swoją macierzystą partię na Ruch Palikota. Zamienił partię i osłabił koalicję, która obecnie ma 234 posłów. To zaledwie 3 więcej niż jest potrzebne do uzyskania większości. Gibała kandydował do Sejmu z…19 miejsca, co i tak było sukcesem, gdyż wcześniej został skreślony z listy wyborczej tej partii. Ojciec Gibały to znany, w Krakowie i nie tylko, przedsiębiorca.

To nie jedyny kierunek ucieczki działaczy Platformy Obywatelskiej. Andrzej Duda, były pracownik kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i poseł Prawa i Sprawiedliwości z Krakowa, w rozmowie z Gazetą Polską Codziennie mówi, że zgłasza się do niego coraz więcej działaczy Platformy Obywatelskiej. Wysyłają wyraźny sygnał, że myślą o przystąpieniu do Prawa i Sprawiedliwości.

chodzimitylkooprawde„Chodzi mi tylko o prawdę” to obszerny wywiad księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, udzielony redaktorowi Tomaszowi Terlikowskiemu. Publikacja dla wszystkich, którzy są przeciwko „poprawności politycznej” i tzw. michnikowszczyźnie oraz przeciwko „sojuszowi ołtarza z tronem” i „zamiataniu pod dywan” w Kościele polskim trudnych spraw. Warto polecić ją także tym, którzy interesują się przemilczanymi tematami historycznymi, w tym  zwłaszcza ludobójstwem dokonanym przez rząd turecki na Ormianach oraz ludobójstwem dokonanym przez nacjonalistów ukraińskich z UPA i SS „Galizien” na Polakach. Oczywiście wiele wątków poświęconych jest również osobom niepełnosprawnym intelektualnie i Fundacji im. Brata Alberta. Poszczególne rozdziały naszą tytuły: 1. Życie po lustracji. 2. Kapłaństwo. 3. Kościół. 4. Służba. 5. Ormianin. 6. Ukraina.

Publikacja ta jest kontynuacją wywiadu-rzeki, którego – pod tytułem „Moje życie nielegalne” – ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski udzielił redaktorowi Wojciechowi Bonowiczowi w 2007 roku, a którego drugie wydanie nakładem „Małego Wydawnictwa” ukaże się także w bieżącym miesiącu.

Anna Maria Kowalska

Tak, jak osoby Papieża – Polaka nie da się zrozumieć bez chrześcijańskich, katolickich i polskich korzeni, tak nie da się zrozumieć założeń pontyfikatu Jana Pawła II bez lektury książki „Przekroczyć próg nadziei”. Książka ta, której treść stanowi odpowiedź na pytania dziennikarskie Vittoria Messoriego jest wyjątkowym darem: okazją do zaprezentowania religijnego i intelektualnego dorobku Ojca Świętego [1].

Geneza jej powstania jest równie interesująca, jak zawartość. W październiku 1993 roku przypadała piętnasta rocznica inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II. Z tej okazji Ojciec Święty otrzymał od  RAI (Włoskiego Radia i Telewizji) wyjątkową propozycję. Poproszono Go o udzielenie Vittorio Messoriemu godzinnego wywiadu przed kamerami telewizyjnymi. Oczywiście – wyraził zgodę. Olbrzymia liczba dodatkowych zajęć uniemożliwiła Papieżowi finalizację tego bezprecedensowego przedsięwzięcia, ale o całej sprawie nie zapomniał. Po otrzymaniu od Messoriego zestawu pytań, które miały stanowić „szkielet” wywiadu, postanowił odpowiedzieć na nie….na piśmie. Tak poinformowaniem dziennikarza w tej materii, jak i dostarczeniem mu odpowiedzi zajął się rzecznik prasowy Stolicy Apostolskiej Joaquin Navarro – Valls [2].

Z kart książki wyłania się sylwetka Papieża, zdeterminowanego w głoszeniu światu konieczności „nowej ewangelizacji”. Szczególnie cenne uwagi dotyczą chrześcijańskich korzeni Europy.

„Dla niego jest czymś oczywistym, że Bóg Jezusa Chrystusa nie tylko istnieje, żyje i działa, ale jest także – i przede wszystkim – Miłością, podczas gdy Oświecenie i racjonalizm, które zatruły nawet niektóre nurty teologii, ale dzięki Bogu nie pozostawiły najmniejszego śladu na nim, widzą w Bogu niewzruszonego Wielkiego Architekta, to znaczy przede wszystkim Intelekt” [3].

Przeżywając głęboko historię Zbawienia, Jan Paweł II doskonale zdawał sobie sprawę z pokusy nowożytnego racjonalizmu, nękającej ludzkość. Niezwykle ważne było dlań precyzyjne wskazanie momentu, w którym w dziejach filozofii rozpoczął się wielki zwrot antropocentryczny. Zaczął przeto od postkartezjańskich dziejów myśli europejskiej. To Kartezjusz bowiem, co jest rzeczą powszechnie znaną – „zainaugurował wielki zwrot antropocentryczny w filozofii”. Słynne kartezjańskie zdanie „myślę, więc jestem” – stało się programowym manifestem nowożytnego racjonalizmu: [4]

„Cały racjonalizm ostatnich stuleci, czy to w wydaniu anglosaskim, czy później kantyzm, heglizm oraz filozofia niemiecka XIX i XX wieku razem z Husserlem i Heideggerem – to wszystko jest poniekąd dalszy ciąg i rozwój poglądów kartezjańskich. Autor Méditations philosophiques ze swoim dowodem ontologicznym odsunął nas od filozofii istnienia, a także od tradycyjnych dróg św. Tomasza” [5].

W wizji Boga Kartezjusza mamy bowiem do czynienia nie z „samoistnym istnieniem”, ale z „samoistnym myśleniem”, z „Absolutem, który jest czystym myśleniem”:

„Tylko to ma sens, co odpowiada ludzkiej myśli. Nie tyle ważna jest obiektywna prawdziwość tej myśli, ile sam fakt pojawiania się czegokolwiek w ludzkiej świadomości. Znajdujemy się u progu nowoczesnego immanentyzmu i subiektywizmu. Kartezjusz oznacza zarazem początek wielkiego rozwoju nauk ścisłych, przyrodniczych, a także nauk humanistycznych w ich nowym wydaniu. Oznacza też odwrót od metafizyki, a zwrot w kierunku filozofii poznania. Kant jest największym wyrazicielem tej właśnie orientacji. (…) Mniej więcej sto pięćdziesiąt lat po Kartezjuszu stwierdzamy, jak wyłączono poza nawias to wszystko, co jest istotowo chrześcijańskie w tradycji myśli europejskiej. Protagonistą staje się tutaj epoka oświeceniowa we Francji. Oświecenie to definitywna afirmacja czystego racjonalizmu. Rewolucja Francuska podczas terroru zburzyła ołtarze poświęcone Chrystusowi, powaliła przydrożne krzyże, wprowadziła natomiast kult bogini rozumu. Na gruncie tego kultu deklarowała wolność, równość i braterstwo. W ten sposób duchowe, a w szczególności moralne dziedzictwo chrześcijaństwa zostało wyrwane ze swego podłoża ewangelicznego, do którego trzeba go znów doprowadzić, by odnalazło swą pełną żywotność” [6].

[1] Powyższe stwierdzenia są „summą” wypowiedzi jednego z wybitnych teologów, któremu dane było zapoznać się z książką jeszcze w rękopisie. V. Messori, Zamiast wprowadzenia [w:] Przekroczyć próg nadziei. Jan Paweł II odpowiada na pytania Vittoria Messoriego, Redakcja Wydawnictw KUL, Lublin 1994, s. 17.

[2] Tamże, s. 8 – 12.

[3] Tamże, s. 16.

[4] Bóg, który zbawia [w:] dz. cyt., s. 55.

[5] Tamże, s. 55.

[6] Tamże, s. 55 – 56.

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Za miesiąc miną dwa lata od katastrofy smoleńskiej, w której zginął Prezydent z Małżonką i 94 towarzyszące im osoby. Pomimo upływu czasu nadal nie wiemy jakie były przyczyny tragedii.

Mamy natomiast do czynienia z festiwalem ośmieszania i znieważania ofiar. Od nieprawdziwej informacji, że piloci próbowali cztery razy lądować (tak naprawdę nie lądowali nigdy – zeszli do wysokości decyzyjnej i próbowali odejść), poprzez wmawianie że to był prezydencki samolot, po stwierdzenie, iż generał Błasik był pijany. Pojawiały się też insynuacje, że rodzinom ofiar chodzi o pieniądze (w kontekście wypłaty odszkodowań). Wszystko to jest nieprawdą i uderza zarówno w tych, którzy polegli jak i w ich bliskich. „Jeśli chcesz kogoś zniszczyć uderz w najczulsze miejsce”. Ten prosty retoryczny chwyt funkcjonuje w tym kraju od lat, także w kontekście ofiar 10/04. Zapraszam Państwa przez najbliższy miesiąc na wspomnienie tych, którzy odeszli prawie dwa lata temu.

lechkaczynskiPrezydent Lech Kaczyńskiurodził się 18 czerwca 1949 roku w Warszawie. Matka Jadwiga jest filologiem polskim, przez kilka lat uczyła  w warszawskich liceach, pracowała w Instytucie Badań Literackich, w czasie wojny była sanitariuszką w Szarych Szeregach. Ojciec – inżynier, pracownik Biura Projektów, wykładowca na Politechnice Warszawskiej był żołnierzem AK oraz uczestnikiem Powstania Warszawskiego w pułku „Baszta”. Prezydent Lech Kaczyński zaangażował się w działalność opozycyjną dość wcześnie. Już w 1976 odpowiadając na apel KOR  zbierał pieniądze dla represjonowanych, a w 1978 związał się z Wolnymi Związkami Zawodowymi. Internowany w stanie wojennym.  W maju 1990 roku został I wiceprzewodniczącym NSZZ „Solidarność”(praktycznie kierował związkiem w czasie kampanii prezydenckiej Lecha Wałęsy i po jego wyborze na urząd prezydenta). W lutym 1991 roku kandydował na stanowisko przewodniczącego „Solidarności”.  Był posłem na Sejm I kadencji. 14 lutego 1992 roku zostaje wybrany na prezesa Najwyższej Izby Kontroli . Osiem lat później jest powołany przez premiera Jerzego Buzka na stanowisko ministra sprawiedliwości. 1 sierpnia 2004 roku w 60. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego otworzył Muzeum Powstania Warszawskiego.  To symbol powrotu polityki historycznej w Polsce. 18 listopada 2002 roku znaczną przewagą wygrywa w bezpośrednich wyborach na Prezydenta m. st. Warszawy, a urzędowanie rozpoczyna pod hasłami zlikwidowania układów korupcyjnych i przywrócenia ładu i porządku. Podjął skuteczne działania na rzecz poprawy bezpieczeństwa w mieście. W tym czasie jego współpracownikiem był Władysław Stasiak, późniejszy szef Kancelarii Prezydenta i szef BBN. Obaj polegli pod Smoleńskiem. 23. października 2005 roku, podczas wyborów prezydenckich otrzymuje 54,04% głosów i wygrywa pokonując swojego kontrkandydata Donalda Tuska w drugiej turze.  Zostawił córkę Martę.

mariakaczynskaPierwsza Dama Maria Kaczyńska – kresowianka, Córka Lidii i Czesława Mackiewiczów. Jej mama była nauczycielką, a tato leśniczym. Rodzice przybyli  z Wilna.  W 1978 r. przyszła Pierwsza Dama wychodzi za mąż za młodego prawnika Lecha Kaczyńskiego, ówcześnie asystenta na Wydziale Prawa Uniwersytetu Gdańskiego. W 1980 r. na świat przychodzi córka Marta. Po urlopie macierzyńskim i urlopie bezpłatnym Maria Kaczyńska nie wróciła do pracy zawodowej. W latach 80. zajmowała się wychowaniem córki, tłumaczeniami z języka angielskiego i francuskiego, lekcjami oraz wspomagała męża w jego działalności opozycyjnej i podziemnej.  Jej zainteresowania to, między innymi, teatr, muzyka, balet. Lubiła podróże i życie rodzinne a czas lubiła spędzać ze swoimi wnuczkami: Ewą i Martyną. Para Prezydencka została pochowana 18 kwietnia 2010 roku w podziemiach Archikatedry Wawelskiej w Krakowie.

Anna Maria Kowalska

Wczoraj, tj. 7.03.2012 Marek Mejssner z PAP poinformował, że raport kontrolny systemów informatycznych administracji publicznej aż w 81% przypadków wykazuje złe zabezpieczenie danych. Kontrola, przeprowadzana w ciągu dwóch lat przez ekspertów na poziomie ministerstw, samorządów i agencji rządowych wskazała na podatność systemów tych instytucji na ataki hakerskie – tak zewnętrzne, jak i wewnętrzne. 25% systemów jest „podatnych na ataki w stopniu średnim” (co oznacza zaledwie podstawowe zabezpieczenie danych), zaś 56% „w stopniu krytycznym”. Systemy są tak skonstruowane, że wręcz zachęcają do podjęcia ataku i skorzystania z wszelkich informacji, zwłaszcza, że „dokumentacja stron pozostawiana jest na serwerze, dostępnym w Internecie”. W dodatku nie ma aktualnie możliwości weryfikacji źródeł cyberataków, a to oznacza, że przestępcy „sieciowi” pozostają praktycznie bezkarni.

Jak wyglądają systemy na poziomie uczelni wyższych i szkół niższego szczebla – tego raport nie precyzuje. Ale to, jak i wiele innych rzeczy – można sobie dośpiewać. Tylko na jaką nutę?

Anna Maria Kowalska

Jestem nerwowy, że szkoda gadać.
Chciałem się nawet wczoraj przebadać….
Co jest przyczyną? Zaraz się dowiesz…
Choć tego tysiąc piór nie wypowie…
Wróciłem z zajęć. Coś przekąsiłem,
Książki z rozkoszą w kąt odrzuciłem…
Otwieram maila: znów. Wiadomości.
Że mogę wygrać. W klipę, czy w kości?

Już o tym radio pieje od roku,
I TV Student mąci mój spokój,
Nareszcie system, nasz system słodki
Też oferuje jakieś łakotki,
Bony i premie, ciastka i lody,
Klękajcie, przeto, przed nim narody….
A po cóż? Na co? Dlaczego? Czemu?
Żebyś nareszcie się człeku, przemógł!
I chociaż sprawa to z gruntu chora,
Jednak ocenił w mig profesora!
Oceń, ach, oceń (nie, ja nie bredzę),
Czy przekazuje profesor wiedzę?
Czy był „konkretny”? „mobilizował”?
Czy nieżyczliwy? Ironizował?
Czy dwóje stawia, czy same piątki?
Czy w bibliografii ma nieporządki?
Czy punktualny? Czy jest czytelny?
Czy jednorodny, czy też podzielny?
Pytam globalnie, drogi Kolego…
(Mówię Ci, można zgłupieć od tego)!
Życia Ci szkoda? Czasu Ci szkoda?
Pięć minut wstydu – potem nagroda!
Dostaniesz Alpy, Ural, Rodopy,
Błagam…Alaskę…..Pół Europy…
Morał:
A student stoi. Ma w dłoniach głowę…
Realnie biorąc, zadatki zdrowe
Do Kulparkowa. Lecz na nic lament.
On nie oceni. Twardy jak diament.
Bo – jak świat światem, od oceniania,
Jest prowadzący. Szkoda gadania!
I żaden system tego nie zmienia.
Na tym polega jakość kształcenia.

miroslawborutaMirosław Boruta

Na 25. rocznicę śmierci Sługi Bożego, księdza Franciszka Blachnickiego

Polska i Ukraina w myśli politycznej
Chrześcijańskiej Służby Wyzwolenia Narodów

janpaweliiiksblachnickiZnaczącą pozycję wśród polskich organizacji emigracyjnych zdobyła sobie z początkiem lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów. Głównym animatorem środowiska, w którym w czerwcu 1982 roku powstała ChSWN był - zmarły 27 lutego 1987 roku w Carlsbergu - ksiądz Franciszek Blachnicki (fot. Z Błogosławionym Janem Pawłem II, za: bielskozywiec.oaza.org.pl).

W organie ruchu, dwumiesięczniku „Prawda-Krzyż-Wyzwolenie”, odnajdujemy najważniejsze cele jego działalności: „już teraz trzeba myśleć poważnie o pojałtańskim ładzie Europy - szczególnie Środkowo-Wschodniej, już teraz trzeba przygotowywać porządek, który nastanie po załamaniu się i rozpadnięciu ostatniego kolonialnego imperium świata - Związku Sowieckiego. Gdyby wcześniej zaczęto przygotowywać porządek, który miał nastąpić w Europie po drugiej wojnie światowej - może nie doszłoby do wprowadzenia tego porządku, który dzisiaj kojarzy się wszystkim za słowem Jałta? Trzeba zdobyć się na ten odważny krok myślowy, wyrażający się już w samym sformułowaniu terminu post-sovieticum” [1].

W tym samym numerze pisma Andrzej Józef Kamiński, omawiając historię polityczną Europy środkowo-wschodniej, konkluduje: „żądanie wolności dla Polski, dla Białorusi, dla Ukrainy, krajów bałtyckich, dla Czechosłowacji, dla Rumunii, dla Węgier - nie jest rozwalaniem pokoju Europy, ale jest dążeniem do umocnienia pokoju, który jest zagrożony nieobliczalnymi skutkami tego, co się w Europie pod sowieckim panowaniem dzieje” [2].

Tam też opublikowany został referat Jerzego Iranka-Osmeckiego, wygłoszony na sympozjum „Jedność narodów w walce o wyzwolenie”, które miało miejsce w Carlsbergu, 11 listopada 1982 roku. W swym tekście za najważniejszy podmiot przyszłego rozwoju sytuacji uznał on Ukrainę, twierdząc, iż „z chwilą zachwiania władzy radzieckiej na Ukrainie, prawie wszystko staje się możliwe. Staje się możliwa przebudowa całego wschodu Europy i obalenie raz na zawsze zagrożenia imperializmem kierowanym z Moskwy. Zasadnicze jest to, że Ukraina jest kluczowym i bardzo znacznym składnikiem potęgi ZSRR” [3], pisząc zaś możliwościach współpracy polsko-ukraińskiej zauważył: „Jeśliby doszło do ponownych antagonizmów polsko-ukraińskich, cała koncepcja rozpada się w gruzy. Polska musi przyjąć obecny stan rzeczy na Wschodzie. Zresztą nie ma właściwie o czym mówić. Kto i jak sobie wyobraża realizację jakichś polskich roszczeń do Lwowa? Kogo słabe PRL ma wpierw pobić, żeby móc sobie pozwolić na rewindykację wobec Zachodniej Ukrainy? Cała ta sprawa rewindykacyjna wisi w powietrzu i nie jest niczym innym jak mrzonką bardzo starych ludzi, którzy teraźniejszości nigdy nie mogli zrozumieć. Zakładamy więc, że terytorialnych sporów polsko-ukraińskich nie ma. Pierwiastków słabości społeczeństwo ukraińskie, jak za Petlury, już nie ma. Ma pełnowartościowy profil społeczny i ma inteligencję stanowiącą albo aktualną, świadomą narodowo warstwę kierowniczą, albo potencjalną. Dawne spory klasowe czy społeczne z polskim ziemiaństwem to zamierzchłe wspomnienia. Gospodarczo natomiast, Ukraina jest silniejsza od Polski... Wspólny interes Polski i Ukrainy, wyzwolenia się spod dominacji sowiecko-rosyjskiej bez najmniejszej wątpliwości istnieje. Istnieje też wspólny interes stworzenia politycznego organizmu, który by mógł oprzeć się Rosji, która nawet po oderwaniu Ukrainy i ewentualnie państw Bałtyckich i Białorusi, nadal będzie potężnym mocarstwem i nadal może zagrażać. Z chwilą takiego osłabienia Moskwy, że dochodzi do usamodzielnienia się Ukrainy, czy możemy przypuszczać, że Wschodnie Niemcy utrzymają nieskazitelną postawę ultra-komunistyczną? Najprawdopodobniej komunizm tam upadnie i trudno będzie zapobiec połączeniu się RFN i NRD... Równowaga sił na Zachodzie Europy ulegnie zmianie. Zjednoczone Niemcy, gospodarczo prężne, nie w smak będą Francji i Wielkiej Brytanii. To będzie nieuchronny skutek powodzenia realizacji suwerenności narodów Europy Wschodniej według recepty polsko-ukraińskiej. Tym bardziej więc postulowany nowy układ sił musi nosić w sobie zalążki siły, musi wzbudzać zaufanie jako czynnik stałości i stabilizacji. Oś Warszawa-Kijów, ścisła współpraca 36 milionów Polaków z 50 milionową Ukrainą może to wszystko zrealizować. Ujmując to wszystko inaczej, można powiedzieć, że jest pewien geopolityczny próg, który należy koncepcyjnie przekroczyć, zanim propozycje przebudowy Wschodu Europy nabiorą cech realizmu” [4].

Oprócz wydawania periodyku, Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów zorganizowała również spotkanie grupy roboczej polsko-ukraińskiej, które odbyło się 5 i 6 marca 1983 roku w Carlsbergu. Uczestnicy spotkania przyjęli następujące zasady współpracy: „1. Sprawiedliwe i trwałe rozwiązanie problemów Europy Środkowo-Wschodniej wymaga ścisłej współpracy Polski i Ukrainy. Polska i Ukraina powinny stać się fundamentem nowego układu sił i nowej, trwałej równowagi europejskiej. 2. Wspólny interes Ukrainy i Polski niewspółmiernie przewyższa kwestie sporne. 3. Wszelkie kwestie sporne będą rozstrzygane w drodze pokojowych negocjacji przez suwerenne rządy obu krajów, wyłonione przez ich parlamenty, pochodzące z wolnych wyborów” [5].

marszwyzwolenianarodowKolejną inicjatywą ChSWN były Marsze Wyzwolenia Narodów (fot. oaza.de). W związku z pierwszym z nich, który odbył się w dniach 26-28 sierpnia 1983 roku, wydano manifest stwierdzający m. in.: „Zmiany polityczne w Europie Środkowo-Wschodniej, związane z tzw. rozbiorami Polski pod koniec XVIII w. pozbawiły niepodległości nie tylko naród polski lecz, razem z nim, narody: litewski, białoruski, ukraiński oraz część narodu łotewskiego zamieszkującą Kurlandię. W wyniku I wojny światowej niepodległość odzyskały i do II wojny światowej niepodległy byt utrzymały: Estonia, Łotwa, Litwa i Polska oraz Czechy, Słowacja i Węgry. II wojna światowa i zaprowadzenie politycznego porządku rzeczy ustalonego w Jałcie, odebrały niepodległość wszystkim tym narodom. Estonia, Łotwa, Litwa zostały wcielone do ZSRR, podczas gdy Polska, Czechosłowacja i Węgry stały się państwami satelickimi, wraz z Bułgarią, Rumunią i Niemiecką Republiką Demokratyczną. Zachodnia część Białorusi i Ukrainy zostały również wcielone do ZSRR. Wszystkie te narody uciemiężone są przez jedno i to samo zaborcze mocarstwo i przez jeden i ten sam nieludzki system. W ten sposób narody Europy Środkowo-Wschodniej zostały historycznie i geopolitycznie naznaczone wspólnotą losu, która sprawia, że nie mogą one w oderwaniu od siebie rozwiązywać swoich podstawowych, egzystencjalnych problemów. Odzyskanie niepodległości przez te narody wymaga zespolenia ich wysiłków, ponieważ żaden z nich sam nie dysponuje wystarczającą siłą, aby obecny porządek obalić i przywrócić sprawiedliwość. Szczególnie zespolenie Polski i Ukrainy może jedynie zapewnić geopolityczne uwarunkowania suwerenności narodów Europy Środkowo-Wschodniej” [6].

---

[1] Postsovieticum (w:) Prawda-Krzyż-Wyzwolenie 1983, nr 1, s. 38.

[2] Zob. A. J. Kamiński, Od Kongresu Wiedeńskiego do Jałty (w:) tamże, s. 45.

[3] J. Iranek-Osmecki, Geopolityczne warunki dla realizacji suwerenności narodów Europy Wschodniej (w:) tamże, s. 48.

[4] Tamże, s. 51. O dużym, krajowym rezonansie tej wypowiedzi, świadczy chociażby jej przedruk w Nowej Koalicji 1985, nr 1, s. 73-80.

[5] Por. Spotkanie grupy roboczej polsko-ukraińskiej (w:) Prawda-Krzyż-Wyzwolenie, op. cit., s. 108.

[6] Por. Manifest Wyzwolenia Narodów Europy Środkowo-Wschodniej. SchloB Hambach - 14 XI 1982 (w:) tamże, s. 171-172; zob. też: J. P. Proszowski, Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów (w:) Nowy Dziennik (Nowy Jork), 16 IX 1988, s. 4 oraz obszerny, propagandowy druk: K. Brodzki, J. Wojna, Oazy. Ruch Światło Życie, Warszawa 1988, s. 163-208.

* Powyższy tekst to uaktualniony fragment mojej książki Wolni z wolnymi, równi z równymi. Polska i Polacy o niepodległości wschodnich sąsiadów Rzeczypospolitej, „Arcana”, Kraków 2002.

miroslawborutaMirosław Boruta Krakowski

Wielotysięczny tłum przeszedł ulicami Krakowa w proteście przeciwko ograniczaniu wolności słowa. W manifestacji zorganizowanej przez Klub Gazety Polskiej z Gliwic i Solidarnych 2010 z Krakowa udział wzięły tez inne Kluby Gazety Polskiej i Koła Radia Maryja oraz inne organizacje solidarnościowe i niepodległościowe. Wśród zebranych Krakowski Klub Gazety Polskiej rozdał 5.000 egzemplarzy „Gazety Polskiej Codziennie”.

20120304wowm„Chcemy demokracji, a nie dekoracji”, „Nie oddamy wam Telewizji Trwam”, „Wolne media w wolnej Polsce”, „Niech żyje Viktor Orban!” – krzyczeli idący i zgromadzeni na płycie Rynku Głównego w Krakowie (fot. Andrzej Kalinowski), wśród których nie zabrakło nawet górali z Podhala i górników z Kopalni „Piast”. Głos zabrali m.in: dr Zuzanna Kurtyka, prof. Andrzej Nowak, red. Tomasz Sakiewicz, red. Witold Gadowski i red. Jan Pospieszalski. (niezależna.pl, inf. wł.)

Film z przebiegu marszu i wiecu przygotował p. Stefan Budziaszek:
http://www.youtube.com/watch?v=L6E2QISJBDo

I jeszcze materiały (zdjęcia i filmy) ze strony Radia Wnet: cz. I: http://www.radiownet.pl/publikacje/krakowska-manifestacja-w-obronie-wolnosci-mediow-cz1 - cz. II: http://www.radiownet.pl/publikacje/krakowska-manifestacja-w-obronie-wolnosci-mediow-cz2 - dr Zuzanna Kurtyka: http://www.radiownet.pl/publikacje/zuzanna-kurtyka-przemowienie-w-czasie-krakowskiej-manifestacja-w-obronie-wolnosci-mediow-4-iii-2012-r - prof. dr hab. Andrzej Nowak: http://www.radiownet.pl/publikacje/profesor-andrzej-nowak-przemowienie-w-czasie-krakowskiej-manifestacja-w-obronie-wolnosci-mediow-4-iii-2012-r - red. Tomasz Sakiewicz: http://www.radiownet.pl/publikacje/tomasz-sakiewicz-przemowienie-w-czasie-krakowskiej-manifestacja-w-obronie-wolnosci-mediow-4-iii-2012-r

Komu w takim dniu – w dniu 4 marca – podziękować? Panu Bogu za wspaniałą pogodę – si Deus nobiscum, quis contra nos? Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam? Pannie Maryi, czczonej w pobliskiej Bazylice Mariackiej, a także Jej podopiecznym – Kołom Przyjaciół Radia Maryja, wszystkim twórcom Telewizji Trwam, ojcu Tadeuszowi Rydzykowi, dziękujemy za ten owocny dla Boga i dla Polski trud. Świętemu Kazimierzowi – świętemu kościoła katolickiego, patronowi Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Polski i Litwy. Trzeba w tym miejscu wspomnieć Kaziuki, odbywający się od czterystu lat jarmark odpustowy w Wilnie, a więc wspomnieć też Polaków z Litwy, którzy bronią polskości, polskiego języka i szkół. Tutaj, w Krakowie, oba Kluby Gazety Polskiej wspólnie z Ligą Obrony Suwerenności pamiętają o tym szczególnie i dziękują im za ten owocny dla Polski i polskości trud.

Ze względu na ogromne zainteresowanie tematyką protestu zapraszamy wszystkie osoby i środowiska, które nie mogły wziąć udziału w manifestacji 4 marca o przybycie na mszę świętą 10 marca, o 16:30 w Archikatedrze Wawelskiej. Po niej także odbędzie się okolicznościowa manifestacja i wystąpienia w obronie wolności mediów.

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Po sobotniej katastrofie kolejowej w pomoc ofiarom zaangażowała się krakowska Caritas. Wsparcie może obejmować, między innymi, rehabilitację, leczenie tych, którzy ulegli wypadkowi oraz pomoc ich rodzinom. Wśród poszkodowanych są mieszkańcy Małopolski.

caritasCaritas Archidiecezji Krakowskiej pomagała rodzinom i poszkodowanym w trakcie katastrofy hali Międzynarodowych Targów Katowickich. Pomaga także rodzinom w trudnej sytuacji spowodowanej chorobą lub śmiercią jedynego żywiciela.

W sobotę, 3 marca, doszło do zderzenia dwóch pociągów relacji Przemyśl - Warszawa Wschodnia i Warszawa - Kraków pod Szczekocinami (woj. śląskie). W wypadku zginęło 16 osób.

Strona internetowa Caritas Archidiecezji Krakowskiej: http://www.caritas.pl/caritas-archidiecezji-krakowskiej

tomaszkorneckiTomasz Kornecki

Rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego uderza w najbardziej dotkniętych. W chorych i umierających.

Do czerwca placówki świadczące pomoc zdrowotną czyli przychodnie, ale także stowarzyszenia i fundacje prowadzące pomoc medyczną muszą przekształcić się w przedsiębiorstwa.

hospicjumPodstawą prawną tych rozwiązań jest ustawa z kwietnia 2011 roku, a nowe przepisy będą obowiązywać od lipca. Ich konsekwencją jest między innymi to, że fundacje i stowarzyszenia stracą prawo do pieniędzy pochodzących z jednoprocentowego odpisu od podatku oraz pieniędzy z darowizn. Nie będzie możliwe przeprowadzenie zbiórek publicznych.

W świetle obecnej sytuacji, gdy NFZ tnie środki skierowane na ratowanie zdrowia i życia takie rozwiązanie to uderzenie w osoby umierające i potrzebujące pomocy. W konsekwencji może prowadzić do ograniczenia miejsc w hospicjach, a nawet ich zamknięcia.

Kuriozum polega na tym, że zdrowie i życie ludzkie traktowane jest jak towar i podporządkowane przepisom stanowiącym, iż placówki muszą same na siebie zarobić. Wszelkiego rodzaju hospicja prowadzone na przykład przez Kościół katolicki stanowią istotne odciążenie obowiązków jakie spoczywają na państwie. Do sprawy będziemy wracać.

Marek Morawski

Przez ostatnie dni przewija się przez media istna burza apologetyczna państwa, jego sprawności wobec tragicznej katastrofy kolejowej. Nie jest to przypadek, bowiem głosy są podobne, jakby wyszły z jednego ośrodka propagandowego. Niestety moja ocena tej katastrofy i wszelkich innych katastrof jest odmienna. Według mnie o sprawności państwa, jego skuteczności świadczy brak katastrof, przewidywanie, że katastrofy mogą się zdarzyć, że po tym samym torze ruchu mogą pojechać nie tylko auta na drodze, ale i pociągi. Auta nie mają jeszcze takich zabezpieczeń, ale w ruchu kolejowym powinny być i to wielokrotne, automatyczne, ręczne, potwierdzane przez kolejną osobę nadzorującą, świetlne, akustyczne.

Oczywiście ktoś czegoś nie dopilnował. Przypuszczam, że to jest przyzwoity człowiek i wrażliwy i takiej traumy winy śmierci kilkunastu osób trudno mu będzie przeżyć. Prawda jest pewnie trochę inna. On pewnie bezpośrednio zawinił. Tylko ja się pytam, dlaczego nie było systemowego wielokrotnego zabezpieczenia przed takim zdarzeniem? To kolejny raz jakiś system nie zdał egzaminu, procedury nie zostały dookreślone. Nawet na wypadek gdyby ten dyżurny ruchu zasłabł, zemdlał, został napadnięty itd. Dlaczego nie było sygnalizacji lub wystarczającej sygnalizacji, że po jednym torze poruszają się dwa składy. Dzisiaj sygnalizacja różnych zdarzeń nie jest czymś nadzwyczajnym. Dlatego katastrofa ta jest świadectwem słabości, bylejakości państwa, bylejakości kolejnictwa.

Służby wypełniły swój obowiązek. Tak powinno być. To jest normalne w świecie. Dobrze, że był ktoś, kto potrafił pokierować całą akcją. Po to właśnie te służby się szkoli, utrzymuje, by działały w sytuacjach ekstraordynaryjnych. Trudny czas tych sytuacji jest ich normalnym czasem pracy.

Egzamin natomiast zdali zwykli ludzie, mieszkańcy okolic miejsca katastrofy, wszyscy ochotnicy, nawet ci, co tylko podali kubek herbaty, przytrzymali za rękę, przynieśli koc. Również ci, co ratowali życie w szpitalach, śpieszyli, by dowieźć w tej decydującej godzinie życia do oddziału ratownictwa w jakimś szpitalu i każdy, kto mógł przyspieszyć ratunek. Świadczy to, że jako społeczeństwo potrafimy prawidłowo reagować, mimo wysiłków przeróżnych manipulatorów od etyki.

Żal tylko ludzi, którzy odeszli.

Anna Maria Kowalska

Lektura refleksji o dojrzewaniu powołania kapłańskiego Wojtyły, widzianego przez pryzmat doświadczeń drugiej wojny światowej i okupacji wskazuje na fakt, że także jako Jan Paweł II dogłębnie zastanawiał się nad sensem dotykających Go zdarzeń. Sam moment nabrania przeświadczenia o powołaniu nazywał rodzajem „olśnienia”, które w ostatecznym rozrachunku przyniosło głęboki spokój wewnętrzny [1]:

„Czas ostatecznego dojrzewania mojego powołania kapłańskiego (…) łączy się z okresem drugiej wojny światowej, z okresem okupacji nazistowskiej. Czy można to uważać za zwykły zbieg okoliczności? Czy też istnieje jakiś głębszy związek pomiędzy tym, co dojrzewało we mnie, a wydarzeniami historycznymi? Na tak postawione pytanie trudno odpowiedzieć. W planach Bożych nic nie jest przypadkowe. Myślę, że skoro Bóg mnie powoływał, to we właściwym momencie powołanie to musiało się objawić. A że tym momentem okazała się druga wojna światowa, to nadaje to całemu temu procesowi szczególnego zabarwienia. Powołanie, które dojrzewa w takich okolicznościach, nabiera nowej wartości i znaczenia. Wobec szerzącego się zła i okropności wojny sens kapłaństwa i jego misja w świecie stawały się dla mnie nadzwyczaj przejrzyste i czytelne” [2].

Jednym z pytań, które w tym okresie sobie stawiał, było pytanie o sens przetrwania wojennego koszmaru:

„(…) W tym wielkim i straszliwym theatrum drugiej wojny światowej wiele zostało mi oszczędzone. Przecież każdego dnia mogłem zostać wzięty z ulicy, z kamieniołomu czy z fabryki i wywieziony do obozu. Nieraz nawet zapytywałem samego siebie: tylu moich rówieśników ginęło, a dlaczego nie ja? Dziś wiem, że nie był to przypadek. W kontekście tego wielkiego zła, jakim była wojna, w moim życiu osobistym jakoś wszystko działało w kierunku dobra, jakim było powołanie. Wszystko poniekąd dopomagało ku dobremu. Nie mogę zapomnieć dobra, doznanego w tamtym trudnym okresie od ludzi, których Bóg postawił na mojej drodze: zarówno z mojej rodziny, jak też wśród moich znajomych i kolegów. (…)” [3]

Przypominając ofiary obozów koncentracyjnych, tej wojennej „dramatycznej apokalipsy naszego stulecia” (mowa o wieku XX), Jan Paweł II podsumuje:

„(…) Moje kapłaństwo właśnie na tym pierwszym etapie wpisywało się w jakąś olbrzymią ofiarę ludzi mojego pokolenia, mężczyzn i kobiet. Mnie te najcięższe doświadczenia zostały przez Opatrzność oszczędzone, ale dlatego mam tym większe poczucie długu w stosunku do tylu znanych mi ludzi, a także jeszcze liczniejszych, owych bezimiennych, bez różnicy narodowości i języka, którzy swoją ofiarą na wielkim ołtarzy dziejów przyczynili się w jakiś sposób do mojego powołania kapłańskiego. W pewnym sensie wprowadzili mnie oni na tę drogę, w świetle ofiary ukazali mi prawdę – najgłębszą i najistotniejszą prawdę kapłaństwa Chrystusowego. [4]

[1] Jan Paweł II, Dar i Tajemnica. W pięćdziesiątą rocznicę moich święceń kapłańskich, Wydawnictwo Św. Stanisława BM, Kraków 1996, s. 35.

[2] Tamże, s. 34.

[3] Tamże, s. 36.

[4] Tamże, s. 38 – 39.

Anna Maria Kowalska

Jak przedstawia się sytuacja na froncie walki ideologicznej w mediach głównego nurtu? Dziękujemy, znakomicie. Jedną z zasadniczych metod tejże walki, zwłaszcza w prasie papierowej, czy na portalach – jest prowokacja. Jak zawsze, dobrze sprzedają się zaskakujące tytuły i zaczepki, służące nieustannemu podsycaniu negatywnych ideowych emocji wokół największej opozycyjnej partii politycznej. Służy też ostra krytyka Kościoła Katolickiego – tak zewnętrzna, jak i wewnętrzna. Wywołuje bowiem zazwyczaj zdecydowane reakcje obronne. I koło się kręci.

Zauważmy jednak, że w tym szczególnym przypadku walka ideologiczna pokrywa się z…walką o klienta. Im bardziej prowokacyjna okładka, czy tytuł, nie mówiąc o zawartości – tym więcej sprzedanych egzemplarzy pisma, lub skomentowanych artykułów na portalu. W tym zatem wypadku  mechanizm „walki” „nakręca” mechanizmy kupna – sprzedaży. Koło kręci się podwójnie: ideologicznie i ekonomicznie.

Jeśli zatem pojawi się na przykład frontalny atak na wartości chrześcijańskie: bądźmy pewni: chodzi także o pieniądze. I to zapewne niemałe.

Anna Maria Kowalska

Na ogół mówiąc i pisząc o papieskiej spuściźnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak obszerny materiał do studiów zawiera. W niedawno opublikowanej książce: „Dlatego święty”, autorstwa ks. Sławomira Odera (postulatora procesu beatyfikacyjnego) i Saveria Gaety (m. in. naczelnego redaktora pisma „Famiglia Christiana”) znajdujemy szacunkową ocenę jej wielkości. Tzw. „twórczość nauczycielska”, ściśle związana z pełnieniem Piotrowej posługi liczy „dziesiątki tomów”, co odpowiada „dwudziestu pełnym Bibliom”. Do tego dodać należy teksty filozoficzne, homiletyczne i literackie, pisane w okresie młodzieńczym, kapłańskim, biskupim i kardynalskim. Podczas prowadzonego procesu beatyfikacyjnego całość dorobku papieskiego podlegała badaniom kanonicznym, prowadzonym przez teologów – ekspertów. Próbowano zsyntetyzować ów dorobek, aby wskazać na najważniejsze nurty zainteresowań Jana Pawła II. Badania ukazały w pełni  „integralność” tej postaci, tzn. związek myśli, słów i czynów z życiem Papieża – Polaka. Ujawniły także „profil duchowy” tej Postaci, do którego to profilu w ramach cyklu niejeden raz będziemy się odwoływać [1]

Jan Paweł II pragnął, byśmy stawali się coraz bardziej święci. W tym duchu jednak, myśląc o powszechnym powołaniu do świętości – rozpoczynał przede wszystkim od siebie. Odwołując się do swych „najgłębszych przeżyć i doświadczeń”, w „Darze i Tajemnicy”, książce opublikowanej z okazji 50. rocznicy święceń kapłańskich, w rozdziale IX: „Być kapłanem dzisiaj”, Papież pisze:

„(…) Kapłan obcujący nieustannie z (…) świętością Boga wezwany jest, aby stać się świętym. Również jego posługa skłania go do wyboru życia inspirowanego ewangelicznym radykalizmem. Tym tłumaczy się konieczność ducha rad ewangelicznych w jego życiu: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. W tej perspektywie rozumie się także szczególne racje życia w celibacie. Wynika stąd przede wszystkim wielka potrzeba modlitwy w życiu kapłana. Modlitwa płynie ze świętości Boga i zarazem jest odpowiedzią na tę świętość. Napisałem kiedyś: „Modlitwa tworzy kapłana i kapłan tworzy się poprzez modlitwę”. Tak, kapłan powinien być przede wszystkim człowiekiem modlitwy, przekonanym, że czas przeznaczony na bliski kontakt z Bogiem jest czasem najlepiej wykorzystanym, ponieważ wspomaga nie tylko jego samego, ale i pracę apostolską.

Jeżeli Sobór Watykański II mówi o powszechnym powołaniu do świętości, to w przypadku kapłana trzeba mówić o jakimś szczególnym powołaniu do świętości. Chrystus potrzebuje kapłanów świętych! Świat dzisiejszy woła o kapłanów świętych! Tylko kapłan święty może stać się w dzisiejszym, coraz bardziej zsekularyzowanym świecie przejrzystym świadkiem Chrystusa i Jego Ewangelii. Tylko w ten sposób kapłan może stawać się dla ludzi przewodnikiem i nauczycielem na drodze do świętości, a ludzie – zwłaszcza ludzie młodzi – na takiego przewodnika czekają. Kapłan może być przewodnikiem i nauczycielem o tyle, o ile stanie się autentycznym świadkiem!” [2]

[1] Ks. S. Oder, S. Gaeta, Dlatego święty. Prawdziwy Jan Paweł II o którym opowiada postulator procesu beatyfikacyjnego, przeł. K. Trzeszczkowska, Wydawnictwo Św. Stanisława BM, Kraków 2010, s. 166.

[2] Jan Paweł II, Dar i Tajemnica. W pięćdziesiątą rocznicę moich święceń kapłańskich, Wydawnictwo Św. Stanisława BM, Kraków 1996, s. 85 – 86.

Anna Maria Kowalska

Żyjemy w „rozgadanej epoce”. Hałas i chaos medialny atakuje ze wszystkich stron. Zamiast dążyć do maksymalnego sprecyzowania istoty rzeczy – serwuje się nam najczęściej szereg rozważań o ilości diabłów na główce szpilki.

Czy jest na to rada? Owszem, i to sprawdzona. Przez wieki całe mądrością narodów były przysłowia i aforyzmy. Współcześnie aforystyka nie jest w cenie. A szkoda. Aforyzm cechuje się lapidarnością i ostrością przekazu. Zawsze trafia w sedno problemu, a co najważniejsze – niesie ze sobą ponadczasową mądrość, mądrość, która przetrwała już niejeden rząd. I parlament.

Dobrze byłoby zatem, abyśmy sami zaczęli się ćwiczyć w precyzji myślenia „aforystycznego” o sprawach najważniejszych dla nas – mieszkańców Polski.

Spytają Państwo: „Po co?” Ano, choćby po to, by tym sposobem ograniczyć proces namnażania się „mułu w ustach” i „ton makulatury w bibliotekach”, co z taką precyzją wytknął nie tak dawno temu nieoceniony profesor Bogusław Wolniewicz.

Anna Maria Kowalska

Przeglądając chrześcijańskie i katolickie strony internetowe, portale, blogi i fora o tematyce religijnej, a także oglądając programy religijne w TV dość często natrafiamy na mniej, lub bardziej „rozdyskutowane” wirtualne społeczności. Przestrzeń Internetu służy im do „spotkań” z innymi, funkcjonuje jako forum wymiany myśli, bądź źródło aktualnych nastrojów społecznych. Byłoby to ze wszech miar chwalebne (wszak intencją twórców portali jest – w co nie wątpimy – chęć podjęcia nowych, niekonwencjonalnych działań jednocząco – ewangelizacyjnych, dla których Internet jest tylko środkiem, nie zaś celem samym w sobie), gdyby nie pewien „zgrzyt”, który od jakiegoś czasu towarzyszy sporej liczbie moderowanych „dysput”. Rzecz w tym, że obok cennych kwestii osobistego zaangażowania każdego z nas w problematykę wiary i rodzących się na tym tle wątpliwości, porusza się także sprawy natury ogólnej: teologicznej czy etyczno moralnej, wymagające tak od dyskutantów, jak i od osoby moderatora wiele powagi, wiedzy, zrozumienia, dystansu i delikatności. Jeśli na portalu, bądź w ramach audycji telewizyjnej trwa dyskusja, w której bierze udział Osoba Duchowna, przygotowana do udzielenia odpowiedzi na nurtujące nas kwestie, porządkująca je i próbująca szczerze pomóc tym, którzy doświadczają wahań w tym względzie – i gdy Osoba owa zostaje potraktowana z należnym jej szacunkiem – wówczas wszystko jest w porządku.

Gorzej jednak, gdy tak pomysłodawcom, jak i uczestnikom dysputy zdaje się, że posiedli wszystkie rozumy i sami mają prawo wyrokować – tak w kwestiach merytoryczno – teologicznych, jak i w sprawach organizacyjno – kościelnych. Ton niektórych wypowiedzi jest wprost nie do przyjęcia. Zdarza się tam spotkać uwagi ad personam, odnoszone tak do podejmowanych w Kościele powszechnym decyzji o nominacjach kardynalskich, jak i do samego Papieża Benedykta XVI, czy kapłanów diecezjalnych. Często bywa tak, że artykuły, dotyczące wyżej wymienionych kwestii a ukazujące się w prasie katolickiej i niekatolickiej, bądź dla tych portali pisane tak przez osoby duchowne, jak i świeckie trafiają do Internetu w celu przeprowadzenia nad nimi dyskusji. Nie wszystkie z artykułów, co raczej łatwo przewidzieć, mają charakter ortodoksyjny. Niejednokrotnie prezentowane w owych artykułach treści są kontrowersyjne, bądź sprzeczne z dogmatami Kościoła katolickiego. Odbywa się tu zatem sui generis „sąd” tak nad owymi treściami, jak i samą osobą autora, podczas którego to „sądu” każdy może anonimowo wyrazić swoją opinię na dany temat. Część komentarzy bywa „wzbogacana” zjadliwym i niewybrednym językiem, bądź złośliwymi komentarzami. Często, w odruchu obronnym, zabierają w dyskusjach głos sami autorzy, bądź ich przyjaciele, próbujący jakoś wspomóc obalaną przez przeciwników argumentację. Niewiele to jednak daje, gdyż wśród sporej liczby dyskutantów dominuje postmodernistyczne przekonanie, że nie ma jednej, obiektywnej prawdy. Jest ich wiele – każdy ma swoją. W myśl „swojej” prawdy lekceważy się kwestie dogmatyczne, prawdy wiary. Zwolennicy i przeciwnicy ścierają się ze sobą, pisząc coraz ostrzej i coraz wymyślniej. Zakłada się, że „dyskutować” można o wszystkim, o każdej porze dnia i nocy.

Zastanawiam się: czemu to tak naprawdę służy? Czy my – zwłaszcza ludzie świeccy – potrzebujący często porady i duchowego wsparcia mamy prawo podejmować dywagacje o kwestiach, na których, tak naprawdę – niewiele się znamy? Skąd ta nieprawdopodobna pycha? Czyżbyśmy byli mądrzejsi, jak sam Ojciec Święty? Część komentarzy wykazuje brak zrozumienia samych treści, zawartych w poddanych dyskusji artykułach. Nie wychwytuje się, np. ironii, czy sarkazmu. Uwagi krytyczne są w końcu mało merytoryczne, w wielu wypadkach obciążone niechęcią, czy złośliwością wobec Kościoła katolickiego. Musimy pamiętać, że Kościół katolicki jest „instytucją” hierarchiczną, nie zaś demokratyczną. Tak duchowni, jak i świeccy mają tu swoje miejsce, i to miejsce ściśle określone, i żadna źle rozumiana „otwartość” nie jest w stanie tego zmienić. Tymczasem tu, właśnie w ramach źle pojętej „otwartości” Kościoła obserwujemy powątpiewanie w papieskie decyzje, „tykanie” osób duchownych, podrywanie ich autorytetu, lekceważenie, posunięte aż do prymitywnych wycieczek osobistych. Zdarzają się także dyskusje autorów duchownych i świeckich pozostawiające wiele do życzenia. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, iż w większości wypadków internetowi „dyskutanci” pozostają, oczywiście, anonimowi.

Reasumując: z części dyskusji, co na pewno nie było pierwotnie zamierzone, wyłania się mniej lub bardziej wykoślawiony obraz chrześcijaństwa, swoisty „quasi – religijny folklor”, obarczony dużą dozą emocjonalności, wypaczający duchowość i sumienia – zwłaszcza młodych, zaangażowanych we współtworzenie audycji i portali, bądź też będących odbiorcą ich treści. Jeden błąd pociąga za sobą następny, interpretacje Pisma Świętego i działań, podejmowanych w Kościele są coraz bardziej „fantastyczne”, a dywagacje „egzegetyczne” nie znają żadnych granic. Moderatorzy wydają się w tym wszystkim nie mniej zagubieni, jak biorący udział w dysputach anonimowi uczestnicy. Dokąd zmierzamy? Gdzie w tym zgiełku ukrył się Bóg? Spróbujmy spojrzeć na to wszystko trzeźwym okiem.

Anna Maria Kowalska

Zapowiedź cyklu: „Jan Paweł II nieznany”.

W związku z częstymi deformacjami i nieporozumieniami, dotyczącymi recepcji słów Papieża – Polaka chcemy zaproponować Państwu w Wielkim Poście nowy cykl o nazwie: „Jan Paweł II nieznany”. Zadaniem cyklu, którego premierę przewidujemy 5 marca 2012 roku będzie przedstawianie i przypominanie cytatów z wypowiedzi papieskich, które dotąd nie miały okazji szerzej zaistnieć w mediach. Pragniemy na nowo odnieść się do przesłań, które miały dla Ojca Świętego olbrzymie znaczenie: tak w perspektywie narodowej, jak i społecznej i etyczno – moralnej.

Każde z cytowań opatrzone będzie przypisem z podaniem źródła, z którego pochodzi. Liczymy na to, że taka forma uprzystępnienia myśli Jana Pawła przyczyni się także do znaczących refleksji, które pozwolą na nowo odbudować kulturę duchową Narodu.

Kraków, dn. 27.02.2012 r.

Bolesław Kosior 
Radny Miasta Krakowa
Komisja Kultury i Ochrony Zabytków RMK

Pan
Prof. Jacek Majchrowski
Prezydent Miasta Krakowa

I n t e r p e l a c j a  d o  p r o t o k o ł u 
Dotyczy:  Święta państwowego
- Narodowego Dnia Pamięci „ Żołnierzy Wyklętych”

Panie Prezydencie pragnę przypomnieć moją interpelację z 2 marca 2011roku dotyczącą święta państwowego jakim jest Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Uważam, ze rok temu nie zauważenie tego święta przez służby Pana Prezydenta i nie udekorowanie miasta,  było ogromną wpadką, aby nie powiedzieć skandalem.

Odpowiedzią Pana Prezydenta na moją interpelację w tej sprawie było zapewnienie, że podległe Panu służby zadbają by w roku 2012 gminne budynki były w tym dniu odpowiedni udekorowane flagami państwowymi.

Myślę, że Pan jako Gospodarz Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa powinien zwrócić się z odpowiednim apelem lub odezwą do mieszkańców naszego miasta, aby również oddali należny hołd Żołnierzom, którzy konsekwentnie sprzeciwiali się narzuconemu Naszej Ojczyźnie nieakceptowanemu przez Polaków ustrojowi.

Zaczynam się niepokoić ponieważ obecna sytuacja i trudności w naszej Ojczyźnie jak i w naszej Gminie mogą spowodować, że święto to znów nie zostanie zauważone.

Panie Prezydencie są jeszcze dwa dni, które można wykorzystać występując w mediach oraz zamieszczając odpowiednie ogłoszenie-komunikat w prasie, aby święto państwowe 1 Marca jakim jest Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” ustanowiony  3 lutego 2011 roku przez Sejm Rzeczypospolitej (Dz. U. Nr 32, poz. 160) godnie uczcić i włączyć w te obchody mieszkańców Krakowa. 

Do interpelacji załączam moją interpelację z dnia 2.03.2011 r. oraz  odpowiedź Pana Prezydenta. Proszę również o ksero zarządzeń Pana Prezydenta dotyczących powyższej sprawy.

Pozwalam sobie również złożyć te pisma w sekretariacie Pana Prezydenta, aby skrócić drogę służbowa obiegu dokumentów.

Bolesław Kosior

krakowniezaleznymkInformacja własna

W tym roku przypada 25. rocznica śmierci Sługi Bożego, księdza Franciszka Blachnickiego.

SMsza Święta w intencji Jego beatyfikacji odprawiona została 27 lutego 2012 roku o godz. 18:30 w kościele pod wezwaniem Świętego Jana Chrzciciela (Kraków–Prądnik Czerwony), gdzie proboszczem jest ksiądz Jerzy Serwin – wieloletni moderator diecezjalny Ruchu Światło-Życie.

Mszy Świętej przewodniczył ksiądz biskup Grzegorz Ryś, a koncelebrowało ją ponad dwudziestu kapłanów, wśród nich także ksiądz prałat Franciszek Chowaniec. W uroczystej Eucharystii wzięli udział liczni parafianie oraz moderatorzy, animatorzy, kręgi rodzin Domowego Kościoła i oazowicze. Wszyscy wspólnie modlili się w intencji rychłej beatyfikacji Sługi Bożego księdza Franciszka Blachnickiego.

Tekst, autorstwa dr. Mirosława Boruty, o jednej z wielu inicjatyw śp. księdza Franciszka Blachnickiego - ChSWN, czyli Chrześcijańskiej Służbie Wyzwolenia Narodów, przeczytać można tutaj: https://www.krakowniezalezny.pl/polska-i-ukraina

S

mariamachl1Maria Machl

25 lutego 2012 odbyła się w Waksmundzie uroczystość upamiętniająca rocznicę śmierci majora Józefa Kurasia „Orła”, „Ognia”, dowódcy Zgrupowania Partyzanckiego „Błyskawica”, żołnierza wyklętego.

waksmund20120225aPrzed 65 laty – 24 II 1947 r. w Ostrowsku stoczył on swój ostatni bój z ubekami. Osaczony przez wrogów strzelił sobie w skroń i zmarł następnego dnia w szpitalu w Nowym Targu. Miejsce „Ognia” pochówku pozostaje nieznane. Uroczystości w kościele pw. Św. Jadwigi Śląskiej rozpoczęła młodzież szkolna występem artystycznym, na który złożyły się pieśni partyzanckie i recytacja patriotycznych wierszy.

waksmund20120225bNastępnie odprawiona została Msza Święta, podczas której modlono się za żołnierzy wyklętych, partyzantów i mieszkańców Podhala walczących o wolną Polskę w latach 1939 -1955 a także za ofiary zamachu nad Smoleńskiem i ujawnienie prawdy o tej tragedii. Po mszy, kilku ostatnich żyjących żołnierzy wyklętych odznaczono Krzyżami Zasługi, które wręczała p. Zuzanna Kurtyka.

waksmund20120225cPo tej doniosłej chwili liczni znamienici goście, m.in. syn „Ognia” – Zbigniew Kuraś, poczty sztandarowe, przedstawiciele Ligi Obrony Suwerenności, Konfederacji Polski Niepodległej, Krakowskiego Klubu Gazety Polskiej,  żołnierze, udali się na cmentarz, gdzie przy grobach Konfederatów Tatrzańskich, żołnierzy Ochrony Sztabu majora Józefa Kurasia „Ognia” odbył się Apel Poległych i złożono wiązanki kwiatów. Po oficjalnych uroczystościach gościnni organizatorzy zaprosili wszystkich /przemarzniętych do szpiku kości/ uczestników do remizy OSP na obiad.

Relację z tych wspaniałych uroczystości (oraz kolejne zdjęcia) znajdą Państwo także na stronie www Ligi Obrony Suwerenności – Małopolska:  http://los-malopolska.blogspot.com/2012/02/obchody-65-rocznicy-ostatniej-walki-i.html
I jeszcze linka do zdjęć autorstwa p. Elżbiety Uczkiewicz-Bachmińskiej: https://picasaweb.google.com/103511753291993799832/25Lutego2012

Anna Maria Kowalska

Czy mieli Państwo kiedykolwiek styczność z trollem? Niestety, nie mam na myśli uroczego stworzonka z bajek o Muminkach. Myślę o rodzimego chowu sieciowym złośliwcu, który (naturalnie – anonimowo) obrzydza nam w Internecie żywot czytelniczy. A to zwulgaryzowanym językiem wypowiedzi, a to osobistymi, brutalnymi przytykami pod publikacją, a to paskudną manierą wyszydzania fragmentów artykułów, czy wywiadów…Nareszcie – osobistymi atakami, posuniętymi aż do poniżania innych Dyskutantów.

Oczywiście – można to zjawisko całkowicie zlekceważyć. Udawać, że „trollowania” w sieci nie ma. W końcu jeden, czy drugi złośliwiec prędzej, czy później znudzi się i przestanie wypisywać niestworzone rzeczy. Często jedna celna wypowiedź Autora tekstu, włączającego się w tok dyskusji jest w stanie takie zmasowane ataki zneutralizować. Gorzej jednak, kiedy samym Autorom nie tyle  przyświeca chęć rzetelnego namysłu nad przedstawionym artykułem, ile pragnienie udowodnienia własnych racji. Wówczas bez żenady przejmują manierę „trolli”, skrzętnie się do nich dostosowując.

Zaczyna się to z pozoru niewinnie: Autor pisze tekst z „wgranym” podskórnym komunikatem, mającym na celu, np. zdyskredytowanie Osoby Publicznej, bądź przypisanie tejże Osobie intencji wypowiedzi, których Ona nawet nie podejrzewa. Następnie umieszcza ów tekst na blogu, lub portalu – aby chwilę potem wziąć udział w dyspucie nad nim na równych prawach z Czytelnikami. Najpierw „tłumaczy” prostaczkom sens napisania tekstu, stosując protekcjonalny ton wypowiedzi. Następnie pod naciskiem Dyskutantów wypiera się własnych poglądów. Reaguje coraz bardziej emocjonalnie i bezpardonowo. Stosuje ataki ad personam, starając się udowodnić Czytelnikom, że niczego nie rozumieją, podczas gdy sens wypowiedzi i cel napisania artykułu jest aż nadto widoczny. Wykorzystuje strategię „odraczania” odpowiedzi na pytania, chwyt wekslowania rzeczowych uwag innych…. Summa summarum – dąży do udowodnienia, że tak naprawdę jedynym człowiekiem, który posiadł wszelkie mądrości w zakresie recepcji rzeczonego tekstu jest – naturalnie – On sam.

Jeśli tak, radzimy stanowczo pisać do szuflady. Wręcz zachęcamy. Tak często, jak się tylko da. A w wolnym czasie prosimy szufladę otwierać, czytać, zachwycać się pięknem brzmienia własnych, niepowtarzalnych w końcu przemyśleń. Nie zaszkodzi też powiedzieć sobie w chwili szczerości: „Tak. Jednak jestem wielki”. Po co blogi, fora, portale, kiedy to, o co tak naprawdę chodzi można osiągnąć tak tanim kosztem?

Anna Maria Kowalska

Dziwna ostatnio maniera szerzy się wśród publicystów. Zauważa się często promowane teksty, dotyczące spraw bardzo poważnych, polskich i europejskich, oparte jedynie na analizie pojedynczych źródeł (w dodatku dobranych tendencyjnie) z pominięciem innych, bardzo ważnych, zazwyczaj kluczowych i „kanonicznych”. Ich Autorzy, pisząc w ten sposób liczą na wzbudzenie szerokiego zainteresowania poruszaną problematyką. Przy tak wąsko postawionej kwestii trudno jednak oczekiwać jakichkolwiek merytorycznych polemik w sygnalizowanych kwestiach. Toteż ich nie ma, a żywot wyżej wspomnianych artykułów w publicznej świadomości jest niezwykle krótki. I nie byłoby w zasadzie powodu pisania tych uwag, gdyby nie to, że trudno pozbyć się wrażenia, iż tego typu publikacje są tylko typowymi „podgrzewaczami dyskusji zastępczych”. Dyskusji, w których nie tyle chodzi o Polskę i Europę – ale o to, żeby po prostu „coś wokół mnie (nas) się działo”.

Marek Morawski

Jeszcze nigdy w historii naszego kraju nie objawiło się tak dużo uzdolnionych rodów jak w ostatnich 20 latach. Owszem, słyszało się o wcześniejszych rodach takich jak wiedeńscy Straussowie, krakowscy Kossakowie, wśród naukowców Estreicherowie, pewnie wśród muzyków czy naukowców można by jeszcze wskazać kilka nazwisk, ale już z trudnością, bo pamięta się tego najwybitniejszego, a pozostali uciekają z pamięci. Może nie byli aż tacy wybitni? Dzisiaj tych wybitnych objawia się ogromnie dużo. Są śpiewacy, aktorzy, piosenkarze, dziennikarze, reporterzy, manipulanci informacją, nawet politycy. Są też naukowcy, seksuolodzy, chociaż w tym przypadku to chyba dobrze, by prokreacja kwitła. Trudniej to pokazać, ale pogadać w TV można. Tata do prokreacji już nie za bardzo, ale synek!

Mało tego. Jeżeli tatuś jest aktorem, to synek go jeszcze przebija. Jest aktorem i piosenkarzem, często też wybitnym poetą. Potem jeszcze pisarzem. To samo z córkami. Dzięki za to, bo nigdy nie dowiedzielibyśmy się jak to z wybitnymi dziewczynami i chłopcami, bo przecież tego nie wie się. Oj! Nie wie się. Fantastyczne!
Nie wiedziałem, że przyjdzie mi żyć w nowej epoce renesansu. Całe rody i to w tak  wielu dziedzinach. Chyba już niedługo wszystkich wyprzedzimy na świecie. Ogłoszą nam to bez żenady wnuki znanych makiawelistów, manipulatorów informacją. Ależ to będzie osiągniecie!
Osobny rozdział to dzieci naukowców. Ci to dopiero mają materiał genetyczny. Istne pokolenia geniuszy. Tak powinno być. Ktoś miał aptekę, cegielnię, fabrykę półprzewodników, a ich dzieci przejmowały warsztat po ojcach. Ten, co miał półprzewodniki nawet chciał produkować całe przewodniki. Ten kierunek był dobry, bowiem kiedy fabryki przejmowało państwo, to obsadzano stanowiska dyrektorów często ćwierćinteligentami. Lepiej zatem mieć i półprzewodniki i przewodniki, bo po upaństwowieniu, po próbie ćwierćprzewodników nastąpiło zwarcie.
Gorzej kiedy rodziciele, skądinąd zdolni i mądrzy, uważają, że ich owoc jest tak samo, a nawet bardziej uzdolniony od nich. Za wszelką cenę chcą z nich zrobić w przyspieszonym tempie profesorów, wynalazców, laureatów tyle, że już nie na ich własny rachunek. Zapomnieli, że sklepik można odziedziczyć, ale głowy niekoniecznie. Ileż znamy takich genialnych często enfant terrible?
Obsadzają więc te dzieci stanowiska asystentów, adiunktów u rodziciela, u jego kolegi lub podwładnego. Któż odmówi? Prac wybitnych, wynalazków nie przybywa, ale etaty są wypełnione po brzegi. Wtedy pojawia się jakiś cudowny uczeń. Łeb jak ceber. To, co inni osiągali lub też nie, po latach, on opanowuje w lot. Już ma sto pomysłów.
Uruchamia się sygnał alarmowy. Zagrożenie!!! Córeczki, syneczka, rodziciela. Mądrzejszy. Genialny.
Wrzucić pod walec. Przyjedzie i wyrówna. Zresztą nie ma etatów.
Nie ma noblistów.
Dobrobytu również nie ma.
Post scriptum
Nie neguję, że dzieci ludzi wybitnych, wszystko jedno czy rzemieślników, czy intelektualistów mogą być również wybitnymi. Mają wszelkie dane po temu. Mają też pewien handicap wynikający z opatrzenia się, osłuchania wielu tajników profesji rodzica. Często z dyskusji z ojcem czy matką. To ma ogromne znaczenie. Dzięki temu taki potomek zostaje często psychicznie ukształtowany, uprofilowany do profesji wykonywanej przez rodzica. Te dzieci, zanim wybrały swoja przyszłość, już przeszły w swoim domu pierwszą szkołę fachu, myślenia jak w danym fachu. To nie jest nepotyzm. Oby takich dobrych domowych szkół było jak najwięcej.
Oby również tych złych szkół, załatwiania, przekupywania, lokowania, wkręcania swego potomka do TV, do kliniki, do filmu, na asystenturę u znajomego było jak najmniej. Popierajmy talenty, lecz NIE dla nepotyzmu.
To chyba uczciwe, jeśli jeszcze ktoś wie, co to jest uczciwość.

Marek Morawski

Minęło ponad 30 lat. Ludzie, zwykli obywatele tego kraju, szli i skandowali, a wraz z nimi wszelkiego rodzaje kapusie, agenci, policja polityczna, esbecy. Dla nich nie miało ono żadnego znaczenia, tak jak i cokolwiek innego. Tylko oczka rozbiegane rejestrowały tych, kogo zdołały rozpoznać. Wolność oraz SOLIDARNOŚĆ notowana specjalnym rodzajem czcionki, stylem nazywanym solidarycą, zapisanym bez odrywania pióra. To był symbol ruchu społecznego. Litery trzymały się za „ręce”. Ponad 10 milionów ludzi pragnących czegoś innego niż do tej pory – po prostu normalności. Wraz z nimi „domagali się” tego polityczni, bezideowi łajdacy. Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one. Donosiciele, szuje, agenci przede wszystkim. Tak działają zdrajcy.

Likwidacja zaplecza „SOLIDARNOŚCI”

Solidarność powstała – solidarność zwyciężyła. Wielkie zakłady pracy. Władza, komuna się niezwykle bała wielkoprzemysłowej klasy robotniczej.

Każda władza ustępuje wyłącznie przed siłą. Władza jest zbyt wielkim narkotykiem, by nawet w najbardziej słusznej sprawie dobrowolnie ustąpić. Wiedzą to sprawujący władzę, wiedzą politycy, działacze związkowi, opozycja. Ustąpić mogą tylko ludzie szlachetni dla których prywata nie jest najważniejsza. Komuna była zafascynowana dużymi obiektami przemysłowymi. Wszystko musiało być wielkie. Kiedy arogancja sięgnęła zenitu, ruszyły się załogi tych zakładów pracy. Sytuacja stała się niezręczna ideowo-politycznie i niebezpieczna ze względu na układ sił. Dlatego po wprowadzeniu stanu wojennego spacyfikowano bez pardonu zakłady pracy. Reszty dopełniła nowa władza po 1989 roku, po Magdalence. Rozpoczęło się rozmontowywanie niebezpiecznych dla nowej władzy zakładów pracy, wyprzedaż majątku narodowego. Raz na zawsze likwidowano zagrożenie dla władzy czyli państwowe przedsiębiorstwa. Przestało istnieć w tym czasie tysiące firm państwowych. Zniknęło mnóstwo miejsc pracy. Komuna nie miała odwagi ich likwidować, dopiero byli działacze „Solidarności” bez mrugnięcia oka eliminują wszystko, co mogłoby kiedykolwiek zagrozić ich władzy. Do tego pozbawiają Naród ich majątku. Z punktu ekonomii to były wyjątkowo nierentowne transakcje. Bardzo często sprzedawano firmy za niższą cenę niż wynosiły wpływy z podatku CIT. Uzyskane wpływy z prywatyzacji nie rozwiązywały problemów finansowych państwa, bowiem co innego winno być celem, a co innego realizowano. Celem rzeczywistym był przepływ pieniędzy publicznych do prywatnej lub innej kasy, a powinno być polepszenie gospodarowania, zarządzania firmami państwowymi.

Przez 20 lat rządy sprawowały przeróżne ugrupowania. Ani razu jednak nie objawił się ktoś o wyjątkowych zdolnościach menadżerskich. Rozpoczynano niezwykle kosztowne reformy, które nie doprowadzano do końca. Zawsze za te zabawy polską gospodarką płaciło ogromne pieniądze społeczeństwo. W przypadku jakiegoś kryzysu nie będzie finansowej możliwości obrony. Kasa będzie pusta, i nawet nie będzie żadnych fantów do zastawienia. Będzie do spłacenia przez dziesiątki lat dług.

Marni rachmistrze podliczali, ile to pieniędzy wpłynęło do budżetu. Nie liczyli, ile miejsc pracy zniszczono i ile nowych miejsc pracy powinno się wybudować w zamian za te zlikwidowane. Ile zasiłków dla bezrobotnych trzeba wypłacić ludziom, którym państwo odebrało ich miejsca pracy. Jedno zawsze było wspólne. Niknęły przedsiębiorstwa. Majątek Polski, wspólny majątek Polaków rozpływał się w nicość. Równocześnie dramatycznie rosło zadłużenie Państwa.

Dziel i rządź

Przez dwadzieścia lat władza dążyła do rozwarstwiania społeczeństwa. Działacze związkowi wiedzieli, że społeczeństwo zgodne jest monolitem nie do ruszenia. Dzielenie zaś, tworzenie nierównych praw zaowocuje kłótniami. W tym czasie tworzono warstwę uprzywilejowaną, wobec której inaczej stosowano prawo, obdarzano przywilejami. Właściwie trudno powiedzieć, czy to quasifeudalna klasa, czy też trzeba by ją inaczej nazwać. Na drugim biegunie zaś znajduje się klasa quasiniewolnicza. Tej grupie społecznej zmniejsza się prawa, ogranicza wynagrodzenia za pracę, stwarza warunki do gorszego życia. Wszystko jednak jest czynione niby w majestacie prawa. Mając władzę, można uchwalić każde prawo, które nie ma nic wspólnego z polską racja stanu, z przyzwoitością, uczciwością.

Drugim niebezpiecznym elementem dla władzy są strajki, demonstracje. Strajki w firmach prywatnych właściwie  nie dotyczą władzy państwowej. Są one niebezpieczne dla strajkujących. W sytuacji braku miejsc pracy, pogarszanej przez systematyczną wyprzedaż zakładów pracy przez Rząd, strajkujący mogą się znaleźć bez środków do życia. Zmagania tego typu nie są prowadzone po dżentelmeńsku, nawet nie jak zawody sportowe. Warto sobie zdawać z tego sprawę.

Nie ma wolności bez solidarności

Przez lata przygotowywano państwo przeciw swojemu społeczeństwu, prawnie i organizacyjnie. Niszczono i wyprzedawano bazę materialną państwa, a państwo czyli nas zadłużano. Społeczeństwo starano się skłócić, a principia ośmieszać. Przedkładano interes mniejszości przed interes większości. Nierówność stała się zasadą.

Dzisiaj dla nas, zwykłych Polaków, istotna jest więź międzyludzka. Chodzi o solidarność. Wolność jest wartością górująca nad innymi. Jest ponadczasową. Brak jej dotkliwie odczuwamy. Wolności nie da się obronić romantycznym zrywem Konrada. Nauczyciele muszą popierać młodzież, swoich uczniów, młodzież emerytów, emeryci internautów, w przeciwnym razie nie będziemy mieli za co żyć, zakładać rodzin czy wykupić lekarstw, a posiadacze Internetu będą musieli co kilka dni zgłaszać się na posterunek policji politycznej w najłagodniejszym przypadku. W ślad za tym pójdą przeszukania nie tylko komputera. Tak to zawsze się dzieje.

Nie są źli surfujący po Internecie młodzi ludzie. Nie jest winą starszych pokoleń, że nie nadążają za młodymi. Nowa technika, technologia jest światem przyszłym. Nie są gorsi dziadkowie, którzy wspomogą zakup jeszcze nowszego sprzętu. Oni też poprą swych wnuków, a Rodzice dzieci, by chronić własność intelektualną (to też do końca nie jest zbyt jasne), ale nie zgodzą się, by wślizgiwać się do komputerów młodych, by ich inwigilować. Iluż z tych starszych, odchodzących coraz częściej na wieczną wartę przesiedziało w łagrach, więzieniach, było prześladowanych, nie mogło dostać pracy, było wyrzucanych ze studiów, właśnie dlatego, by ich dzieci, wnuki nie były prześladowane, by żyły w normalnym świecie, a nie kraju policyjnym. Tego nie chcą ani młodzi, ani ci, którym odbierają teraz możliwość wykupienia lekarstw. Potrzebna jest solidarność, zwykła solidarność międzypokoleniowa, bo wszyscy jedziemy na tym samym wózku.

Nie jest prawdą sprzeczność pokoleniowa. Młodzi mają prawo inaczej widzieć przyszłość. Tak właśnie być musi. Oni mają kreować przyszłość, starsi muszą ich wspierać doświadczeniem, wiedzą, nawet kasą. Dodawać odwagi, śmiałości. Młodzi, pełni sił mają bronić już słabszych starszych, by kiedyś sami nie stanęli wobec dylematu zakupu albo lekarstw albo kanapek dla dzieciaków. Stawianie ludzi przed takim wyborem jest niemoralne i świadczy o złym zorganizowaniu państwa, świadczy o złych priorytetach, a może o braku wizji, zbyt wielkiej żądzy władzy, złej hierarchii wartości, rozdmuchania wasalskiej klasy urzędniczej do absurdalnych rozmiarów, grożących bankructwem państwa.

Głoszenie poddania problemów konsultacjom po uchwaleniu ustaw, podpisaniu umów świadczy co najwyżej o arogancji władzy. To jest lekceważenie obywateli naszego państwa, nawet tak mało sprawnego.

To są żywotne problemy Narodu. Bez zwykłej ludzkiej solidarności nie uda się zachować podstawowych wartości nikomu poza władzą, swoimi i uprzywilejowanymi kastami.

Nie będzie żadnych wolności bez Waszej solidarności juniorzy i seniorzy.

Nie ma wolności bez solidarności!!!       W A S Z E J!