Przeskocz do treści

Paraliż pogodowy? Po rozum do głowy!

Anna Maria Kowalska

Jak długo żyję, rok w rok powtarza się ten sam scenariusz. Pierwszy atak zimy, niezależnie od tego, kiedy następuje musi obowiązkowo kończyć się paraliżem, zamarznięciami, kolizjami samochodowymi, olbrzymimi awariami energetycznymi, oblodzeniem trakcji elektrycznych, postojem pociągów w szczerym polu i wieloma innymi atrakcjami. Wygląda to tak, jakbyśmy pierwszy raz w życiu widzieli spadające z nieba białe płatki – i nie wiedzieli kompletnie – ani co to jest, ani co z tym fantem zrobić. Dlaczego pewnych spraw nie można przewidzieć, zwłaszcza, że ostrzeżenia meteorologiczne brzmią chyba bardzo jednoznacznie? Dlaczego nie da rady, np. wytrenować reagowania służb w sytuacjach kryzysowych tak, by maksymalnie zmniejszyć niedogodności i stres pasażerów kolei, tkwiących w szczerym polu po kilka godzin bez żadnej informacji? Czy tak wiele trzeba, by na ulice i szosy miast, miasteczek i wsi wyjechały o czasie pługopiaskarki – nawet uprzedzając przewidywane opady śniegu? Piasku chyba jeszcze nie brakuje, choć kto go tam wie…

To oczywiste, że natura lubi z nas dworować. Po to jednak Pan Bóg dał nam rozum, żeby z niego przynajmniej od czasu do czasu skutecznie skorzystać. A nuż to coś zmieni i skończą się nieustanne narzekania, że „zima zaskoczyła drogowców”?