Przeskocz do treści

Marek Morawski

Przez całe lata PRL-u tworzono dwa światy. Jeden był na pokaz, oficjalny, drugi ten prawdziwy. Właściwie żaden z tych obrazów nie przedstawiał rzeczywistości. W tym zakłamanym świecie była to mozaika fałszu i prawdy. Mało ludzi wiedziało jak jest naprawdę. Partia dyscyplinowała i sprawowała nadzór. Stworzono wszelkie instytucje, które miały sprawiać wrażenie, że państwo ma nadzór nad wszystkim, co się dzieje w kraju. Były jakieś inspektoraty, sanepidy, komisje nadzoru itd. Pilnowały. Równocześnie wszyscy wiedzieli, co należy zrobić, by lokal nie został uznany za brudny, towar za nieświeży, produkt za niezgodny z normą, pracownicy bez świadectw lekarskich i uniknąć wszelkich niepomyślnych zdarzeń.

Dotyczyło to lokali gastronomicznych, zakładów przetwórczych, sklepów i wszelkiej działalności. W tamtym czasie korupcja, oszustwa, nieuczciwość stały się normą. Państwo też oszukiwało. Płaciło nędzne pieniądze z góry zakładając, że ludzie sobie dorobią czyli dokradną, wymuszą w łapówkach. Utrwaliły się nieuczciwe praktyki przez dziesiątki lat. Nieuczciwi włodarze, założyli nieuczciwość jako normę, dawali do zrozumienia, że wiedzą o nieuczciwościach, zatem nie podskakuj, bo cię załatwimy. Alternatywą było przyzwolenie na  „dorobienie”. Tak to kręciło się przez lata. Staliśmy się społeczeństwem zdemoralizowanym tylko skala tej demoralizacji zwiększyła się niepomiernie. Przyzwolenie na nią też i to w niepomiernie większej skali. Zdemoralizowani zaczęli pilnować zdemoralizowanych. Trudno się dziwić, mimo wszelkich starań speców od manipulacji informacją, że ciągle pojawiają się afery związane z zaborem mienia, oszustwa czy w sferze zarządzania. Nie ma woli przerwania, zastopowania tego procederu. Żadna z afer nie została zakończona ukaraniem winnych, odebraniem zagarniętych wartości i rozliczeniem z fiskusem. Kradzież nie może się opłacać. Korupcja też. Ujawniają się afery, które nikomu nawet by nie przyszły do głowy jak afera solna czy jajeczna. To mówi o skali przyzwolenia lub o skali skorumpowania państwa. Czy znajdzie się ktoś  z polityków, kto zechce odwrócić ten trend, kto zechce przywrócić uczciwą twarz establishmentowi, władzy. Może Minister Sprawiedliwości Jarosław Gowin?

Marek Morawski

Co lepiej byłoby okraść: kiosk sprzedający szczypiorek czy skarbiec banku, a jeszcze lepiej fundusze emerytalne? Już wszyscy wiedzą? Tymczasem ja myślę, że ani jedno, ani drugie. Niestety nie żyjemy w kraju, w którym odpowiedź byłaby jednoznaczna.

Jakiś czas temu państwo okradło część obywateli z ich funduszy emerytalnych OFE. Uznano, że potanienie państwa może być zbyt drogie, zatem nie należy zmniejszyć klasy próżniaczej tylko okraść pokolenia pracujące. Ktoś się oburza, że przecież urzędnicy pracują. Boże broń nas od efektów takiej pracy. Wystarczy popatrzeć do czego doprowadzono szkolnictwo, albo ostatni piękny kwiatek do bukietu czyli Ustawa refundacyjna i cała masa innych uregulowań w znakomity sposób podrażających lecznictwo. Szkoda nawet wymieniać, bo to nie tylko nudne ale i przerażające.

Teraz wieść poliszynela niesie – nie media – że ukradziono fundusze ZUS w potężnej kwocie. Chciałbym, by z równą gorliwością zajęli się tą sprawą dziennikarze dbający o nasze państwo jak zajęli się sprawą małej Madzi, która chyba nie schodziła przez dekadę z ekranów stacji TV, z pierwszych stron gazet. Kwota, nawet nie będę jej wymieniał, bo zatyka dech w piersiach. Zresztą wszystko jedno jaka kwota. Czy tylko dlatego, że byłaby małą kwotą, to wolno kraść? Czy dlatego mamy zapychać w pracy aż po grób, by ktoś, a są to zapewne duże gremia, mógł nas okradać i śmiać się z nas padających w robocie na nos w wieku blisko 70 lat?

Gdzie jest to nasze państwo? Dlaczego jest przyzwolenie na przekręty, na takie bajońskie przekręty?

A co z innymi publicznymi pieniędzmi? Wydatkami na drogi, budowy, remonty, odśnieżania i sto innych potrzeb.  Przykład: Klatkę schodową w 11 piętrowym domu można wymalować za 6-7-8 tysięcy. Kwota umowna wynosi 15 tysięcy. Dlaczego zatem maluje się za 15 tysięcy? Dlaczego płacimy za kilometr autostrady budowanej na piachu, zgodnie z umową, 200 mln złotych, skoro w górach Chorwacji kosztuje ona 150 mln za km? Co to za dziwaczna kalkulacja? Gdzie ten gospodarz?

Marek Morawski

Też pytanie. Oczywiście nasze. Obywateli. (???)

Coraz większe mam wątpliwości. Przez lata wyprzedawano własność państwową, w ostatnich czasach po prostu „na hura”. Tego państwa, tego wspólnego majątku naszego jest coraz mniej. Majątek ten przepłynął za pół darmo w ręce obce. Przepłynął też w ręce rodzimych potentatów różnej proweniencji. Coraz mniej dóbr zostaje choćby jako zabezpieczenie na przypadek jakiejś katastrofy finansowej, co nie jest wykluczone wobec całkowitego braku transparentności finansów państwa. Jako przykład wystarczy podać choćby znikanie pieniędzy zusowskich na ogromną skalę bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. Media milczą.

Drugim przykładem jest kolejna afera – solna. Ponad dziesięć lat tysiące ton soli przemysłowej przepływało jako spożywcza. Na jednym kilogramie było trzykrotne przebicie. To co kosztowało 20 gr. sprzedawano po 60 gr/kg. Teraz dowiaduję się, że właściwie nic się nie stało, bo sól ta nie była tak szkodliwa, tylko trochę brudna. Szkodliwość procederu nie była zatem wielka. Ja chyba śnię. Ponad dziesięć lat oszustwa, kradzieży jest niczym! Panie Premierze, jeśli chociaż resztkę szacunku mam mieć dla Pana, to powinien Pan ściągnąć tym złodziejom spodnie przez głowę. Wszystkim, a nie tylko wytypowanemu kozłowi ofiarnemu jak w przypadku katastrofy kolejowej. Winny był dozór, tolerowanie awarii, omijanie procedur, brak skutecznego systemu zabezpieczeń, a do kryminału wsadzony zostanie dyżurny ruchu, który już jest psychicznie wykończony, bo ma sumienie w przeciwieństwie do bonzów, dyrektorów, kierownictwa, które kręciło lody, a nie dbało o kolej. Złodziei trzeba karać. Odbierać majątki i wsadzać do kryminału, bo tam ich miejsce. Zamknąć do aresztu, aby nie mataczyli, szanowni prokuratorzy. To nie sztuka zaaresztować młodą matkę Madzi, ponoć aby nie mataczyła. I to jeszcze w czasie pogrzebu jej dziecka. To jest kuriozalne pod każdym względem. Mataczenie zawsze ma miejsce przy przestępstwach gospodarczych. Chyba nie potrzeba kończyć 5 fakultetów, aby to wiedzieć. Panie Premierze. Pora rzetelnie do ostatniej szczypty soli rozliczyć złodziei wspólnego majątku. Naszego, ale i Pana też. W imieniu nie swoim tylko Rzeczypospolitej.

Pora rozliczyć sól. Potem zaś sprawdzić jak jest z pieprzem i innymi dobrami, usługami. Pora najwyższa przestać przymykać oczy na rozkradanie państwa, okradanie nas.

Gdzie są Urzędy Skarbowe? Gdzie są opodatkowania nieuczciwie uzyskanych dochodów? Gdzie są odsetki od tych niezapłaconych podatków? Gdzie ci gorliwi dziennikarze? Kogo oni bronią. Gdzie politycy tacy krzykliwi? To jest dopiero problem! Odbiera się chorym ludziom w każdym wieku refundację leków, podwyższa ceny leków miast pilnować dobytku państwa tam, gdzie on wypływa, jest kradziony na niebotyczną skalę. Dziesięć lat milczano. O co tu zatem chodzi?

Pytam się jeszcze raz: Czyje jest zatem Państwo? Czyich interesów broni?

Czy nie czas, abyśmy zaczęli odzyskiwać zagarnięte nasze wspólne mienie. Wtedy ani lecznictwo, ani emeryci nie będą narzekać na brak pieniędzy.

Marek Morawski

Przez ostatnie dni przewija się przez media istna burza apologetyczna państwa, jego sprawności wobec tragicznej katastrofy kolejowej. Nie jest to przypadek, bowiem głosy są podobne, jakby wyszły z jednego ośrodka propagandowego. Niestety moja ocena tej katastrofy i wszelkich innych katastrof jest odmienna. Według mnie o sprawności państwa, jego skuteczności świadczy brak katastrof, przewidywanie, że katastrofy mogą się zdarzyć, że po tym samym torze ruchu mogą pojechać nie tylko auta na drodze, ale i pociągi. Auta nie mają jeszcze takich zabezpieczeń, ale w ruchu kolejowym powinny być i to wielokrotne, automatyczne, ręczne, potwierdzane przez kolejną osobę nadzorującą, świetlne, akustyczne.

Oczywiście ktoś czegoś nie dopilnował. Przypuszczam, że to jest przyzwoity człowiek i wrażliwy i takiej traumy winy śmierci kilkunastu osób trudno mu będzie przeżyć. Prawda jest pewnie trochę inna. On pewnie bezpośrednio zawinił. Tylko ja się pytam, dlaczego nie było systemowego wielokrotnego zabezpieczenia przed takim zdarzeniem? To kolejny raz jakiś system nie zdał egzaminu, procedury nie zostały dookreślone. Nawet na wypadek gdyby ten dyżurny ruchu zasłabł, zemdlał, został napadnięty itd. Dlaczego nie było sygnalizacji lub wystarczającej sygnalizacji, że po jednym torze poruszają się dwa składy. Dzisiaj sygnalizacja różnych zdarzeń nie jest czymś nadzwyczajnym. Dlatego katastrofa ta jest świadectwem słabości, bylejakości państwa, bylejakości kolejnictwa.

Służby wypełniły swój obowiązek. Tak powinno być. To jest normalne w świecie. Dobrze, że był ktoś, kto potrafił pokierować całą akcją. Po to właśnie te służby się szkoli, utrzymuje, by działały w sytuacjach ekstraordynaryjnych. Trudny czas tych sytuacji jest ich normalnym czasem pracy.

Egzamin natomiast zdali zwykli ludzie, mieszkańcy okolic miejsca katastrofy, wszyscy ochotnicy, nawet ci, co tylko podali kubek herbaty, przytrzymali za rękę, przynieśli koc. Również ci, co ratowali życie w szpitalach, śpieszyli, by dowieźć w tej decydującej godzinie życia do oddziału ratownictwa w jakimś szpitalu i każdy, kto mógł przyspieszyć ratunek. Świadczy to, że jako społeczeństwo potrafimy prawidłowo reagować, mimo wysiłków przeróżnych manipulatorów od etyki.

Żal tylko ludzi, którzy odeszli.

Marek Morawski

Jeszcze nigdy w historii naszego kraju nie objawiło się tak dużo uzdolnionych rodów jak w ostatnich 20 latach. Owszem, słyszało się o wcześniejszych rodach takich jak wiedeńscy Straussowie, krakowscy Kossakowie, wśród naukowców Estreicherowie, pewnie wśród muzyków czy naukowców można by jeszcze wskazać kilka nazwisk, ale już z trudnością, bo pamięta się tego najwybitniejszego, a pozostali uciekają z pamięci. Może nie byli aż tacy wybitni? Dzisiaj tych wybitnych objawia się ogromnie dużo. Są śpiewacy, aktorzy, piosenkarze, dziennikarze, reporterzy, manipulanci informacją, nawet politycy. Są też naukowcy, seksuolodzy, chociaż w tym przypadku to chyba dobrze, by prokreacja kwitła. Trudniej to pokazać, ale pogadać w TV można. Tata do prokreacji już nie za bardzo, ale synek!

Mało tego. Jeżeli tatuś jest aktorem, to synek go jeszcze przebija. Jest aktorem i piosenkarzem, często też wybitnym poetą. Potem jeszcze pisarzem. To samo z córkami. Dzięki za to, bo nigdy nie dowiedzielibyśmy się jak to z wybitnymi dziewczynami i chłopcami, bo przecież tego nie wie się. Oj! Nie wie się. Fantastyczne!
Nie wiedziałem, że przyjdzie mi żyć w nowej epoce renesansu. Całe rody i to w tak  wielu dziedzinach. Chyba już niedługo wszystkich wyprzedzimy na świecie. Ogłoszą nam to bez żenady wnuki znanych makiawelistów, manipulatorów informacją. Ależ to będzie osiągniecie!
Osobny rozdział to dzieci naukowców. Ci to dopiero mają materiał genetyczny. Istne pokolenia geniuszy. Tak powinno być. Ktoś miał aptekę, cegielnię, fabrykę półprzewodników, a ich dzieci przejmowały warsztat po ojcach. Ten, co miał półprzewodniki nawet chciał produkować całe przewodniki. Ten kierunek był dobry, bowiem kiedy fabryki przejmowało państwo, to obsadzano stanowiska dyrektorów często ćwierćinteligentami. Lepiej zatem mieć i półprzewodniki i przewodniki, bo po upaństwowieniu, po próbie ćwierćprzewodników nastąpiło zwarcie.
Gorzej kiedy rodziciele, skądinąd zdolni i mądrzy, uważają, że ich owoc jest tak samo, a nawet bardziej uzdolniony od nich. Za wszelką cenę chcą z nich zrobić w przyspieszonym tempie profesorów, wynalazców, laureatów tyle, że już nie na ich własny rachunek. Zapomnieli, że sklepik można odziedziczyć, ale głowy niekoniecznie. Ileż znamy takich genialnych często enfant terrible?
Obsadzają więc te dzieci stanowiska asystentów, adiunktów u rodziciela, u jego kolegi lub podwładnego. Któż odmówi? Prac wybitnych, wynalazków nie przybywa, ale etaty są wypełnione po brzegi. Wtedy pojawia się jakiś cudowny uczeń. Łeb jak ceber. To, co inni osiągali lub też nie, po latach, on opanowuje w lot. Już ma sto pomysłów.
Uruchamia się sygnał alarmowy. Zagrożenie!!! Córeczki, syneczka, rodziciela. Mądrzejszy. Genialny.
Wrzucić pod walec. Przyjedzie i wyrówna. Zresztą nie ma etatów.
Nie ma noblistów.
Dobrobytu również nie ma.
Post scriptum
Nie neguję, że dzieci ludzi wybitnych, wszystko jedno czy rzemieślników, czy intelektualistów mogą być również wybitnymi. Mają wszelkie dane po temu. Mają też pewien handicap wynikający z opatrzenia się, osłuchania wielu tajników profesji rodzica. Często z dyskusji z ojcem czy matką. To ma ogromne znaczenie. Dzięki temu taki potomek zostaje często psychicznie ukształtowany, uprofilowany do profesji wykonywanej przez rodzica. Te dzieci, zanim wybrały swoja przyszłość, już przeszły w swoim domu pierwszą szkołę fachu, myślenia jak w danym fachu. To nie jest nepotyzm. Oby takich dobrych domowych szkół było jak najwięcej.
Oby również tych złych szkół, załatwiania, przekupywania, lokowania, wkręcania swego potomka do TV, do kliniki, do filmu, na asystenturę u znajomego było jak najmniej. Popierajmy talenty, lecz NIE dla nepotyzmu.
To chyba uczciwe, jeśli jeszcze ktoś wie, co to jest uczciwość.

Marek Morawski

Minęło ponad 30 lat. Ludzie, zwykli obywatele tego kraju, szli i skandowali, a wraz z nimi wszelkiego rodzaje kapusie, agenci, policja polityczna, esbecy. Dla nich nie miało ono żadnego znaczenia, tak jak i cokolwiek innego. Tylko oczka rozbiegane rejestrowały tych, kogo zdołały rozpoznać. Wolność oraz SOLIDARNOŚĆ notowana specjalnym rodzajem czcionki, stylem nazywanym solidarycą, zapisanym bez odrywania pióra. To był symbol ruchu społecznego. Litery trzymały się za „ręce”. Ponad 10 milionów ludzi pragnących czegoś innego niż do tej pory – po prostu normalności. Wraz z nimi „domagali się” tego polityczni, bezideowi łajdacy. Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one. Donosiciele, szuje, agenci przede wszystkim. Tak działają zdrajcy.

Likwidacja zaplecza „SOLIDARNOŚCI”

Solidarność powstała – solidarność zwyciężyła. Wielkie zakłady pracy. Władza, komuna się niezwykle bała wielkoprzemysłowej klasy robotniczej.

Każda władza ustępuje wyłącznie przed siłą. Władza jest zbyt wielkim narkotykiem, by nawet w najbardziej słusznej sprawie dobrowolnie ustąpić. Wiedzą to sprawujący władzę, wiedzą politycy, działacze związkowi, opozycja. Ustąpić mogą tylko ludzie szlachetni dla których prywata nie jest najważniejsza. Komuna była zafascynowana dużymi obiektami przemysłowymi. Wszystko musiało być wielkie. Kiedy arogancja sięgnęła zenitu, ruszyły się załogi tych zakładów pracy. Sytuacja stała się niezręczna ideowo-politycznie i niebezpieczna ze względu na układ sił. Dlatego po wprowadzeniu stanu wojennego spacyfikowano bez pardonu zakłady pracy. Reszty dopełniła nowa władza po 1989 roku, po Magdalence. Rozpoczęło się rozmontowywanie niebezpiecznych dla nowej władzy zakładów pracy, wyprzedaż majątku narodowego. Raz na zawsze likwidowano zagrożenie dla władzy czyli państwowe przedsiębiorstwa. Przestało istnieć w tym czasie tysiące firm państwowych. Zniknęło mnóstwo miejsc pracy. Komuna nie miała odwagi ich likwidować, dopiero byli działacze „Solidarności” bez mrugnięcia oka eliminują wszystko, co mogłoby kiedykolwiek zagrozić ich władzy. Do tego pozbawiają Naród ich majątku. Z punktu ekonomii to były wyjątkowo nierentowne transakcje. Bardzo często sprzedawano firmy za niższą cenę niż wynosiły wpływy z podatku CIT. Uzyskane wpływy z prywatyzacji nie rozwiązywały problemów finansowych państwa, bowiem co innego winno być celem, a co innego realizowano. Celem rzeczywistym był przepływ pieniędzy publicznych do prywatnej lub innej kasy, a powinno być polepszenie gospodarowania, zarządzania firmami państwowymi.

Przez 20 lat rządy sprawowały przeróżne ugrupowania. Ani razu jednak nie objawił się ktoś o wyjątkowych zdolnościach menadżerskich. Rozpoczynano niezwykle kosztowne reformy, które nie doprowadzano do końca. Zawsze za te zabawy polską gospodarką płaciło ogromne pieniądze społeczeństwo. W przypadku jakiegoś kryzysu nie będzie finansowej możliwości obrony. Kasa będzie pusta, i nawet nie będzie żadnych fantów do zastawienia. Będzie do spłacenia przez dziesiątki lat dług.

Marni rachmistrze podliczali, ile to pieniędzy wpłynęło do budżetu. Nie liczyli, ile miejsc pracy zniszczono i ile nowych miejsc pracy powinno się wybudować w zamian za te zlikwidowane. Ile zasiłków dla bezrobotnych trzeba wypłacić ludziom, którym państwo odebrało ich miejsca pracy. Jedno zawsze było wspólne. Niknęły przedsiębiorstwa. Majątek Polski, wspólny majątek Polaków rozpływał się w nicość. Równocześnie dramatycznie rosło zadłużenie Państwa.

Dziel i rządź

Przez dwadzieścia lat władza dążyła do rozwarstwiania społeczeństwa. Działacze związkowi wiedzieli, że społeczeństwo zgodne jest monolitem nie do ruszenia. Dzielenie zaś, tworzenie nierównych praw zaowocuje kłótniami. W tym czasie tworzono warstwę uprzywilejowaną, wobec której inaczej stosowano prawo, obdarzano przywilejami. Właściwie trudno powiedzieć, czy to quasifeudalna klasa, czy też trzeba by ją inaczej nazwać. Na drugim biegunie zaś znajduje się klasa quasiniewolnicza. Tej grupie społecznej zmniejsza się prawa, ogranicza wynagrodzenia za pracę, stwarza warunki do gorszego życia. Wszystko jednak jest czynione niby w majestacie prawa. Mając władzę, można uchwalić każde prawo, które nie ma nic wspólnego z polską racja stanu, z przyzwoitością, uczciwością.

Drugim niebezpiecznym elementem dla władzy są strajki, demonstracje. Strajki w firmach prywatnych właściwie  nie dotyczą władzy państwowej. Są one niebezpieczne dla strajkujących. W sytuacji braku miejsc pracy, pogarszanej przez systematyczną wyprzedaż zakładów pracy przez Rząd, strajkujący mogą się znaleźć bez środków do życia. Zmagania tego typu nie są prowadzone po dżentelmeńsku, nawet nie jak zawody sportowe. Warto sobie zdawać z tego sprawę.

Nie ma wolności bez solidarności

Przez lata przygotowywano państwo przeciw swojemu społeczeństwu, prawnie i organizacyjnie. Niszczono i wyprzedawano bazę materialną państwa, a państwo czyli nas zadłużano. Społeczeństwo starano się skłócić, a principia ośmieszać. Przedkładano interes mniejszości przed interes większości. Nierówność stała się zasadą.

Dzisiaj dla nas, zwykłych Polaków, istotna jest więź międzyludzka. Chodzi o solidarność. Wolność jest wartością górująca nad innymi. Jest ponadczasową. Brak jej dotkliwie odczuwamy. Wolności nie da się obronić romantycznym zrywem Konrada. Nauczyciele muszą popierać młodzież, swoich uczniów, młodzież emerytów, emeryci internautów, w przeciwnym razie nie będziemy mieli za co żyć, zakładać rodzin czy wykupić lekarstw, a posiadacze Internetu będą musieli co kilka dni zgłaszać się na posterunek policji politycznej w najłagodniejszym przypadku. W ślad za tym pójdą przeszukania nie tylko komputera. Tak to zawsze się dzieje.

Nie są źli surfujący po Internecie młodzi ludzie. Nie jest winą starszych pokoleń, że nie nadążają za młodymi. Nowa technika, technologia jest światem przyszłym. Nie są gorsi dziadkowie, którzy wspomogą zakup jeszcze nowszego sprzętu. Oni też poprą swych wnuków, a Rodzice dzieci, by chronić własność intelektualną (to też do końca nie jest zbyt jasne), ale nie zgodzą się, by wślizgiwać się do komputerów młodych, by ich inwigilować. Iluż z tych starszych, odchodzących coraz częściej na wieczną wartę przesiedziało w łagrach, więzieniach, było prześladowanych, nie mogło dostać pracy, było wyrzucanych ze studiów, właśnie dlatego, by ich dzieci, wnuki nie były prześladowane, by żyły w normalnym świecie, a nie kraju policyjnym. Tego nie chcą ani młodzi, ani ci, którym odbierają teraz możliwość wykupienia lekarstw. Potrzebna jest solidarność, zwykła solidarność międzypokoleniowa, bo wszyscy jedziemy na tym samym wózku.

Nie jest prawdą sprzeczność pokoleniowa. Młodzi mają prawo inaczej widzieć przyszłość. Tak właśnie być musi. Oni mają kreować przyszłość, starsi muszą ich wspierać doświadczeniem, wiedzą, nawet kasą. Dodawać odwagi, śmiałości. Młodzi, pełni sił mają bronić już słabszych starszych, by kiedyś sami nie stanęli wobec dylematu zakupu albo lekarstw albo kanapek dla dzieciaków. Stawianie ludzi przed takim wyborem jest niemoralne i świadczy o złym zorganizowaniu państwa, świadczy o złych priorytetach, a może o braku wizji, zbyt wielkiej żądzy władzy, złej hierarchii wartości, rozdmuchania wasalskiej klasy urzędniczej do absurdalnych rozmiarów, grożących bankructwem państwa.

Głoszenie poddania problemów konsultacjom po uchwaleniu ustaw, podpisaniu umów świadczy co najwyżej o arogancji władzy. To jest lekceważenie obywateli naszego państwa, nawet tak mało sprawnego.

To są żywotne problemy Narodu. Bez zwykłej ludzkiej solidarności nie uda się zachować podstawowych wartości nikomu poza władzą, swoimi i uprzywilejowanymi kastami.

Nie będzie żadnych wolności bez Waszej solidarności juniorzy i seniorzy.

Nie ma wolności bez solidarności!!!       W A S Z E J!

Marek Morawski

Od lat nie słyszę niczego dobrego o księdzu Rydzyku. Istny Belzebub. Z kimś się nie zgadzał, komuś powiedział coś niemiłego. Kontrowersyjny. Dzisiaj to każdy trochę lepszy od przeciętnego jest określany w ten sposób. Dorobiono mu okropną twarz. Ale nie jemu pierwszemu. Właściwie i tym laickim, i tym wierzącym, i każdej innej maści. Jedno jest jednak niepodważalne i nie da się tego ukryć: Wystarczy, że jakość człowieka sprawdzimy nie według tego, co mówią nieprzychylni, wrogowie, albo i służalcy, ale czyny. Po czynach ich poznacie!

Tak. Ten człowiek jest gospodarczo i finansowo niezwykle skuteczny. Potrafi zgromadzić fundusze. Przede wszystkich ma to, co jest niezbędne dla menadżerów dużego formatu czyli wizję zamierzeń, które chce zrealizować. I skutecznie realizuje te zamysły. Przecież nie tylko swoimi rękami i swą głową. Potrafi dobrać zespoły ludzi, stawiać zadania, realizować plany i rozliczać z wykonania.

To co Ojciec Rydzyk realizuje jest potrzebne, jest nowoczesne, jest estetyczne, ładne, przyjazne człowiekowi. Służy człowiekowi. Ekologiczne. Jest wykonane! Słyszę tylko, że są tacy, co rzucają mu kłody pod nogi. Może nie podoba się jego profesjonalizm w zarządzaniu? A może rzeczywisty talent? Prawda. Jest czego zazdrościć. To jest polski Lee Iacocca, niewątpliwie. Szkoda, by taki talent nie został w pełni wykorzystany.

Przyjemnie byłoby wiedzieć, że ktoś potrafi rozwiązać trudne problemy naszego kraju. Czynem, a nie gadulstwem. Nie przeszkadzałoby mi, że byłby to ksiądz. Zresztą ktokolwiek tak dobry, jak Ojciec Rydzyk.

Po czynach ich poznacie, powtarzam. To się liczy, a nie złotouste bajania.

Chyba nadszedł czas, by sienkiewiczowskim „Ojczyzna w potrzebie” przywołać tych najlepszych na służbę. Ci, co wiszą przy władzy długie lata chyba już się wypalili. Nie mają nic do zaproponowania. Nie są już poza serwilizmem potrzebni.

Ktoś podkłada pod nasz kraj ładunek wybuchowy już od dawna. Mimo wysiłków speców od zakłamywania widać to po tym, co się dzieje, nie po słowach. Nie mnie wyszukiwać dywersantów. Mam nadzieję, że jeszcze są właściwe polskie służby ku temu.

Honorem było wysadzić się Wołodyjowskiemu i Ketlingowi w Krzemieńcu Podolskim w obronie swego honoru i granic Polski.

Szykowany wybuch tym razem nie jest w interesie Polski i Polaków. Ten ładunek podkładany przez obcych i dla obcych należy rozbroić.

Marek Morawski

Coraz częściej Polska jawi mi się jako opróżniana szafa. Chyba nigdy nie była zbyt zasobna, ale nie było tak źle. Nawet w czasie zaborów wspólny majątek narodowy wzrastał tak samo jak i indywidualny Polaków. Zresztą wówczas uważano, że kraj jest bogaty bogactwem obywateli, a nie tym, co obywatel nakradnie z wspólnego. Działalność gospodarcza była owocna. Zabory były stratą polityczną, lecz gospodarczo był to okres istotnego rozwoju ekonomicznego.

Ostatnimi czasy rozwój kraju nie wygląda dobrze. Właściwie wygląda źle, chociaż na okrągło powtarza się, iż jesteśmy jedyni, którym wiedzie się tak dobrze. Zielona wyspa. Poziom faktycznej inflacji, ogromny spadek wartości polskiej waluty, ciągle rosnący deficyt budżetu, zabór obywatelskich funduszy emerytalnych, praktyczna likwidacja refundacji leków, wzrost obciążeń podatkowych, podwyżki energii, nakręcanie spirali inflacyjnej, podwyższanie wieku emerytalnego, wyprzedawanie majątku narodowego za śmieszne ceny świadczą o jednoznacznej złej kondycji gospodarczej i finansowej państwa lub innych celach, których się nie ujawnia. Można postawić kilka tez:
- żyjemy ponad stan czyli państwo jest za drogie, administracja państwowa jest zbyt wielka,
- państwo jest nieudolnie rządzone,
- rozwój ekonomiczny kraju nie jest celem rządu sprawującego władzę.
Jacek Rostowski uspokaja wszystkich, którzy boją się podwyższenia wieku emerytalnego. Według Ministra na zmianie przepisów wszyscy skorzystają. – Mam nadzieję, że nie tak jak na ograniczeniu refundacji i podwyżce cen leków.
Jak przewiduje Pan Minister już w roku 2020 problemem będzie nie znajdowanie miejsc pracy, ale rąk do pracy. Za osiem lat będzie 2 mln mniej ludzi zdolnych do pracy, w co można uwierzyć. Nie będzie problemu ze znalezieniem pracy – zapewniał. Teza ta jest głoszona już od wielu lat przez polityków o określonych zapatrywaniach na Polskę, polityków, dla których nie istnieje polska racja stanu, lecz jakaś inna, partyjna, prywatna, trudno powiedzieć, bo polskość jest dla nich zła, historia Polski też, patriotyzm to wiocha. Dlaczego wiocha? Czyżby uważali, że dzisiaj tylko mieszkańcy wsi są patriotami? Fakt. Chłopi musieli bronić ojcowizny. Żywią i bronią było hasłem, co nie odbiegało od prawdy.
Mam wrażenie, że programy szkolne w okresie stalinizmu były bardziej polskie, prorozwojowe, uczące na wyższym poziomie niż te ostatnimi laty. Komu zatem dzisiaj one mają służyć? Dla czyjego dobra mają pracować? Rozwiązywanie testów choćby w najkrótszym czasie nie jest wiedzą, nie czyni wynalazcy, odkrywcy, mędrca, a nawet przeciętnego inżyniera, nauczyciela, ekonomisty.
Na powyższe pytania koniecznie trzeba sobie i innym odpowiedzieć niezależnie od wieku i wykształcenia!!!
Od miesiąca nie mogę się nadziwić temu, co słyszę w mediach od rana do wieczora. Śmierć półrocznej Madzi i sensacja wokół jej matki. Toż to nie ta kobieta tragicznie dotknięta ma zaburzenia, ale to państwo jest chore, jego dziennikarze, reporterzy, politycy. Państwo niemal 40 milionowe w środkowej Europie, w UE. Są ogromne problemy bytowe 40 milionów ludzi, którym z dnia na dzień odmawia się wywiązania z umowy zdrowotnego ubezpieczenia, podnosi sto i dwieście razy opłaty za leki, często równe emeryturze czy rencie. Chce się podwyższyć wiek emerytalny obniżając poziom opieki zdrowotnej, miast go podnosząc, by ci starsi ludzie mieli jeszcze siłę pracować. Nie uwzględnia się kompletnie sytuacji rodzinnych, w których babcia i/lub dziadek pełnią istotną funkcję w opiece i wychowywaniu wnuków, a dzieci pracujących rodziców.
W UE uprawia się od lat propagandę przez przemilczanie czegoś lub zagadywanie bez pokrycia. Tworzy się wirtualną rzeczywistość. Gdy nie mówi się o czymś, zatem tego nie ma, jeżeli w żaden sposób nie możemy stwierdzić, że nie ma wystarczająco żłobków i przedszkoli, więc kiedy się przez tydzień powtórzy, że opieka nad maluchami jest zapewniona, to tak ma być. Tak jednak nie jest. Dzisiaj opieka jest, bo są dziadkowie, mogą się dzieciakami zaopiekować. Za dziesięć, dwadzieścia lat, bez lekarstw, bez dostępnych lekarzy, z karkołomnie i nieprzyzwoicie drogo zorganizowaną służbą zdrowia, z koszmarnie dużą ilością urzędników przejadających nasze pieniądze (podatki i pieniądze z ubezpieczeń zdrowotnych) to wielu z tych dziadków już nie będzie żyło. I o to chyba chodzi. To chyba  nazywa się eutanazją.
W tym momencie zrozumiałem, dlaczego nas ma być mniej. Pokolenia wojenne, powojenne miały siłę fizyczną, prokreacyjną, a teraz nie będą jej miały. Biorąc pod uwagę działania systemowe, uchwalane przepisy, trudności, kłody rzucane pod nogi zwykłym ludziom pracującym i zarabiającym marnie na tę rzeszę ludzi, wynagradzanych obficie z naszych podatków (Średnio brutto wynagrodzenie biurokraty to prawie 5 tys. złotych miesięcznie, przy średnim wynagrodzeniu brutto pracującego ok. 3200-3300zł/miesiąc).
Mówi się, rząd tak twierdzi, że opieka zdrowotna zbyt wiele kosztuje. Nie uwierzę w to, dopóki wiarygodne osoby czy instytucje nie przedstawia kilku danych porównawczo: dla służby zdrowia i dla NFZ. Ilu ludzi pracuje, ile to kosztuje. Być może potem trzeba będzie zwolnić albo lekarzy i dać pieniądze urzędnikom lub odwrotnie.
Po wojnie było nas ok. 23 miliony. Doszliśmy niemal do 40 milionów. Teraz ktoś chce stworzyć warunki takie, aby ludność się wykruszyła „sama”. Posłowie Sejmu uchwalają zmiany przepisów na przykład Kodeksu Handlowego, by nie trzeba było płacić podatków przez przynajmniej niektórych. Posłowie dbają o te bidule, no może tego jednego, specjalnego, którzy nie ma za co żyć, a wraz z nim ci, co nie będą się teraz mieli za co leczyć. Okropne. Teraz ci umrą – bez lekarstw nie ma się co dziwić, a biedni multimiliarderzy nie będą mieli wyrzutów sumienia. Raz na rok zorganizują wigilię dla potrzebujących i niepotrzebujących. Wspaniałe odbarczenie, nieprawdaż?
Stworzono warunki do penetracji naszego kraju przez obcych, wywożenia zysków opodatkowanych i nieopodatkowanych. Szacuje się, że jest to roczna kwota ok. 100 mld złotych, w połowie opodatkowana. Komu uczyniono dobrze i dlaczego? Odpowiedzi szukał odsądzony od czci i wiary Andrzej Lepper. Wyśmiewano się z niego, przyszywano krzywy wizerunek, ale nie pozwolono powiedzieć i wskazać winnego, a raczej winnych tego trwającego całe lata procederu, a może nie tylko tego.
Są problemy. My, społeczeństwo tego kraju, chciałbym móc powiedzieć Naród tego kraju, ci co czują się rzeczywiście Polakami, powinniśmy porozmawiać ze sobą, z Rządem, z posłami, polskim parlamentem, bo jest o czym dla nas wszystkich, młodych i starych, rządzących i rzadzonych. To jest nasze życie, pewnie trudniejsze w milionach przypadków, niż tych uprzywilejowanych, choć nie wiadomo czy słusznie.
Jest nad czym dyskutować, zastanawiać się, by dokonać prawidłowego wyboru, a nie jeszcze bardziej pogrążyć ten kraj i jego Naród.
Zagaduje się niewinnym dzieckiem, Madzią i jej biedną matką problemy Polski, zagęszcza atmosferę. Ukazuje stereotyp procesu dochodzeniowego, czyli przyjęcie pewnej tezy i pomijanie wszelkich innych. Tak prowadzono dochodzenia w przeszłości. Ktoś wskazuje politycznie odpowiadającą tezę i żadna kłopotliwa prawda nie jest ważna. Od razu przypomina się inne dochodzenie, od samego początku nie ujmujące wszelkich wątków. Brak profesjonalizmu, a tworzenie rzeczywistości wirtualnej, wydumanej. Tak ma być!
Tragedia Madzi spowodowała zaklajstrowanie mediów na miesiąc. Ludzie zostali podburzeni, wyrok wydano dwukrotnie – najpierw powieszono w wykreowanej opinii publicznej jakiegoś porywacza, a potem matkę, z której bez dowodu uczyniono dzieciobójczynię. Żadna teza nie została udowodniona. Tłumy przyszły na pogrzeb i o to chodziło majsterkowiczom od propagandy. Bez tego przyszliby bliscy, może jeszcze kilka innych osób. Był mróz. Ale może coś się będzie działo. Będzie za darmo spektakl – prawda spece od manipulacji, od wirtualnej Polski? Tęgie mózgi dochodzenia wymyśliły mataczenie i wsadziły tę przerażoną sytuacją młodą kobietę do więzienia. Czyż nie ma w tym kraju ludzi, którzy choć trochę potrafią myśleć? To jest żenada. W tym czasie odbył się pogrzeb Madzi. Gdyby w tym kraju obowiązywała najprostsza etyka, to kolejne służby nie kompromitowałyby się. Nie musiałyby wymagać nawet myślenia, tylko posłuszeństwo przełożonym i może w końcu etyce.
Kolejna wydmuchana bajka to wyższe wykształcenie młodych. Setki tysięcy. Dużo, tylko tyle, że jest to wirtualna wiedza. Tej wiedzy młodzi nie posiadają. Nawet nie ma jej w programach nauczania na jakimkolwiek poziomie. Nie cytaty, nie pisaty, nie myślący. Nikt takiego geniusza nie zechce zatrudnić. Firmy zagraniczne sprowadzają fachowców z swoich macierzystych krajów, by obsadzić kierownicze stanowiska.
Można by rozpocząć wyliczankę. Kiedy ściśniemy nic nie zostaje materialnego, tylko zmanipulowana informacja. Wirtualna rzeczywistość, chciejstwo co najwyżej.
Dla kogo kształci się tych ludzi? Dla wirtualnych firm, których już nie ma, bo albo je sprzedano za mniej niż wnoszone przez nie podatki, albo w perfidny sposób zniszczono zarówno materialnie, jak i personalnie na przykład stocznie. W Unii Europejskiej nierównych praw nie musiały tego uczynić najmocniejsze kraje jak Francja czy Niemcy.
Jeszcze mamy jakieś realne pieniądze, zdaje się ok. 38 mld $. Zamysł jest, by zamienić je na wirtualne, będące tylko zapisem księgowym. Fundusze emerytalne już są tyle warte, co ten ślad pióra na papierze. Ci, co bawią się manipulowaniem informacją otrzymują realne, duże pieniądze. Można za nie kupić nawet te drogie franki szwajcarskie, też realne, bo na ich straży stoi cała Szwajcaria od mieszkańców, poprzez ich rząd i bankierów. Tam nie lubią wirtualnych obrazków.
Równocześnie pokazuje się studiującym, że ich studia nie są nawet funta kłaków warte. Ministrem zostaje fryzjer, a Ministrem Sportu kobieta, owszem ładna, ale która chyba nigdy nie była na jakimkolwiek meczu. Czy Minister Sportu musi chodzić na mecze? Nie. Stwierdzenie jednak, że mecz dwóch konkretnych drużyn mógłby zastąpić mecz dwóch dowolnych drużyn świadczy o czymś innym. Tym gorzej.
Minister Finansów przedstawia budżet, o którym mówi się że jest wirtualny i proponuje rozwój kraju przez zmniejszenie ludności. Tak, prawda. Są to wyrwane „z kontekstu” informacje.
Takich wirtualnych obrazów można jeszcze wiele przywoływać, ale stałoby się to nudne.
Idą kolejne święta. Mamy jajeczko, ale ono jest coś za lekkie. Wydmuchane. Tak samo wydmuchane jak rozwój tego kraju. Sprzedano niemal wszystkie wędki, pozostali wędkarze. Informacje przedmuchano do wielkiego balona i wygląda, że również z nas robi się balona, a mówiąc dosadniej zostaliśmy jak Polska wydmuchani. Pozostała tylko wydmuszka.
Rośnie tylko zadłużenie już prawie bilion złotych. To niestety nie jest wydmuszka tylko realne pieniądze do zwrócenia, nie licząc odsetek.

Marek Morawski

Być może. To już 3. miesiąc zimy kalendarzowej za pasem. Wygląda jednak, ze nadchodzi przedwiośnie. W Polsce jest 6 pór roku. Po przedwiośniu będzie wiosna, a jesień dzieli się na złotą jesień i szarugę jesienną. Jeśli jeszcze przypomnimy sobie, że pogoda w Polsce zawsze zależała od tego jak powieje od wschodu – klimat kontynentalny i zachodu – klimat morski, to zrozumiała staje się trudna przewidywalność pogody w długim okresie czasu. To jednak wiemy i z zapisów meteorologicznych i z własnego doświadczenia nie tylko ludzi wiekowych, ale i w sile wieku, a nawet młodszych. Tymczasem kolejny raz nie tylko słychać było lamenty z grodu Kraka, ale i z całej Polski, że ta przecież ostra, ale nadzwyczaj krótka zima wyczerpała fundusze na odśnieżanie, odladzanie, walkę ze skutkami zimy.

Doprawdy, słyszę ciągle taki sam lament jakby kilkadziesiąt lat temu został nagrany na płytę, z przeznaczaniem do odtwarzania, dopóki nie pojawi się w Polsce klimat jak w jurajskim parku. Prezydenci, burmistrzowie, wójtowie i inni wodzowie przeróżnej maści, ci co kochają swoje żony, a także cudze i panny, a nawet ci, co kochają inaczej, wykształceni i bez wykształcenia lub tacy, którym wykształcenie wyleciało z głów, albo nigdy tam nie dotarło nie wiedzą jak przewidzieć budżet na ten cel. Dla dosłownie wszystkich jest to problem nie do pokonania tak trudny, że jawi się jak zadanie na 150. spartakiadę rozgarniętych lub też nie. Nie można przewidzieć finansów w żaden sposób na tak wodnisty temat. W końcu to ciągle woda. Nie ma się co dziwić. Z wody mimo stałego bicia, piany się nie ubije.
Może ktoś ma pomysł, jak zaplanować środki na ten wodnisty cel? Warto podpowiedzieć, bowiem nawet tak niezwykle liczne rady miejskie jak w Polsce są bezradne jak dzieci. Jakież to budujące! Tak trafnie wybieramy, a zadłużenie państwa rośnie, prawda?
Ponoć szuka się pieniędzy, tylko nie wiem czy akurat marnotrawionych.
Do kolejnej zimy.

Marek Morawski

Draństwo nie zna granic ni kordonów. Nie wiedziałem tylko, że może być masowe. Okazuje się, że jak najbardziej, przy czym dranie udają niewiniątka. Wszyscy. Jakby nagle znaleźli się w innej rzeczywistości. Zielone ludziki. Myślą, że ludzie też ich nie widzą.
Oczywiście chodzi o problem leków refundowanych. Kto wydrze 1 miliard złotych? Firmy farmaceutyczne, aptekarze, rząd – wiedzą pacjenci? Może jeszcze uda się naliczyć kary farmaceutom, może lekarzom. Zazwyczaj w przeszłości chodziło o to, by kraj „rósł w siłę, a ludziom żyło się dostatniej”. Ale to już było.

Od lat w Polsce ogranicza się stosowanie nowoczesnych leków. Równocześnie sprzedano niektóre polskie zakłady farmaceutyczne „POLFY”, przemysłu niezwykle dochodowego gdziekolwiek by nie funkcjonował na świecie. Zamiast mieć własne dochody rok po roku sprzedaje się przysłowiową wędkę.
Polski rynek leków, państwa liczącego niemal 40 milionów ludzi to jest niezwykła gratka dla firm zagranicznych. Takiego rynku się nie odpuszcza. Zakup leków na nasz rynek i dopuszczanie ich do obrotu zależy nie od tak wielu urzędników państwowych. Taki rynek wart jest miliardy, nie miliony euro. A więc nie bez przyczyny przez całą Polskę poczynając od Sejmu, poprzez ministerstwa, szpitale, lekarzy etc. przewijają się całe tabuny lobbystów. Proste tłumaczenie – lobbyści to tacy ludzie, którzy mają na celu uzyskanie lepszych warunków biznesowych niż inni, bez uzasadniania lepszej jakości swojego produktu, a często wręcz przeciwnie, muszą wcisnąć „kit”. Chciałbym się dowiedzieć od konstytucjonalistów, czy lobbowanie nie jest sprzeczne z Konstytucją skoro nie stworzono do jego weryfikacji odpowiedniej formuły? Wiadomo przecież, że lobbyści nie przychodzą z pustymi rękami. Bardziej są podobni do Dziadka Mroza, bo przecież nie do Świętego. Po polsku pewnie trzeba by użyć terminu „łapówkarze”. Nie ma chyba innego polskiego określenia. Jeżeli to się inaczej nazywa, to proszę o podpowiedź.
Polska Konstytucja określa, że wszyscy są równi wobec prawa, obowiązuje zasada sprawiedliwości społecznej i szereg innych. Jak się zatem ma taki lobbing w relacji do Konstytucji? Zastanawiam się czy czasami nie chodzi o to, by niektórym firmom stworzyć lepsze, wylobbowane warunki niż innym – nie za darmo oczywiście? Dlaczego ceny lekarstw w Polsce mają być wyższe niż w Niemczech, Francji, Holandii itd.? Mało tego. Okazało się, że lekarstwa dopuszczone do obrotu w krajach Unii Europejskiej muszą być przebadane w Polsce przed ich dopuszczeniem na rynek polski. Czy znaczy to, że w eurolandzie, aby lekarstwo mogło być stosowane we wszystkich unijnych krajach to musi być poddane testowaniu 27 razy, bo tyle jest krajów w UE? Cóż zatem jest to za dziwoląg, komu służy. Należałoby się przyjrzeć kto dostaje pieniądze za te badania? Unia Europejska miała być organizacją gospodarczą przynoszącą korzyści jej członkom. Okazuje się, że mniej chodzi o gospodarkę, a bardziej o euro land i różne w nim grupy wpływu. Nie ma się co dziwić zatem, że euro popłynęło. Liczyły się cele polityczne, a nie gospodarcze.
Jestem przekonany, że gdyby nie wieloletni lobbing, to dzisiaj nie byłoby kwestii jakichkolwiek list leków refundowanych, a leki te kosztowałyby budżet właśnie o ten drobny miliard mniej. Pacjentów też.
Najwyższa pora zlikwidować lobbing. Nie tylko dotyczący leków. Wydaje mi się, że wystarczy do tego celu tylko Konstytucja i zdrowy rynek. W wypadku ministerstwa, które jest kupującym i przedstawicielem narodu niech ma obowiązek sprawdzić co kupuje i postarać się kupić jak najkorzystniej według własnego interesu, czyli narodowego. Albo jest równość, albo jej nie ma. Bo w jakim celu są takie zapisy w Konstytucji?

Marek Morawski

Cokolwiek chciałbym dobrego napisać, to nie mogę. Nie ma ani jednego pozytywu. Spróbuję wypunktować te aspekty, które widoczne są mnie, pacjentowi jak wielu w tym kraju, bez przywilejów, nie korzystającemu ze specjalnych oddziałów dla uprzywilejowanych, na dodatek dotkniętemu niezwykle rzadką chorobą, nieuleczalną. Ciężką i trudną. Dlatego ustalenia prawne w moim przypadku mają istotną wagę. Nie mogę powiedzieć, że to „pikuś”. Każdy aspekt ma znaczenie.

Ustawa Refundacyjna jest niezgodna z Konstytucją Art. 32 pkt 1. Stawia chorych w nierównej sytuacji. Nie może być tak, że jedni chorzy mają ten sam lek refundowany, a inni nie mają tylko dlatego, że w jednym przypadku choroba nazywa się „alfa”, a w drugim „beta”. Lek jest dokładnie taki sam. Jego działanie chociaż w różnych chorobach jest takie samo. Przykład: Cyklosporyna lek o działaniu immunosupresyjnym stosowany w wielu chorobach. Nie może być dowolnie zastąpiony innym, bo może taka zmiana skutkować zejściem śmiertelnym.

Z powyższego wynika i nie tylko, że przepisy tej Ustawy tworzyli biurokraci, a nie lekarze. Człowiek chory to nie jest martwy przedmiot, przynajmniej jeszcze nie, a tak potraktowano pacjentów. Dobrane lekarstwa nie można z dnia na dzień zmienić, ale to wiedzą lekarze, a nie urzędnicy. Dobór lekarstw w moim przypadku trwał 3 lata.

Ustawa Refundacyjna dotyczy trzech obszarów:

a) medycznego:

Lista leków odbiera możliwość refundacji wielu ludziom. To jest kwestia życia. STUKROTNE podniesienie opłaty, a bywa i więcej, za lek to nie jest bagatelka. Rodzina pomoże! Szanowny Nierządzie. Tak nawet nie wolno pomyśleć. Można podnieść opłatę ryczałtową do 5 zł, 6 zł. To można wytrzymać. Przy dochodach, emeryturach 800 zł, opłata 600 zł za lek wymuszona na osobie ubezpieczonej w trakcie choroby przez pozbawienie refundacji jest niemoralna. Nie umiem tego inaczej określić. Zresztą nawet przy średnich dochodach to narusza budżet domowy. To jest miarą jak jesteśmy upodleni, jak bardzo nieekwiwalentne są nasze wynagrodzenia i dochody przy permanentnym podnoszeniu cen, podatków i innych opłat. Mydli się nam oczy, że kredyty w frankach szwajcarskich rosną z winy Szwajcarów, gdy tymczasem ciągle obniża się wartość złotówki w Polsce. Tego nie czynią Szwajcarzy.

b) socjalnego:

Wyszczególnia leki, które ze względów socjalnych winny być dofinansowane z budżetu państwa. Zresztą refundacja nie jest żadną łaską, bowiem kolosalna większość ludzi jest ubezpieczona nie dobrowolnymi ubezpieczeniami tylko przymusowymi. Opłacanie ubezpieczenia jest równoznaczne z zawarciem umowy cywilno-prawnej, acz przymusowej.

Rolą państwa jest, jak rozwiązać opiekę medyczną dla bezrobotnych i nieubezpieczonych. Z tego powodu nie mogą doznawać uszczerbku ubezpieczeni, którzy nie powinni być z jakiegokolwiek powodu dyskryminowani. Jest ubezpieczony, nie mówiąc, że chory przewlekle, to powinien być objęty świadczeniami jak każdy inny chory. Tego wymaga Konstytucja. Można dyskutować nad chorymi z własnej winy (alkoholizm, samookaleczenie, uszczerbek na zdrowiu w wyniku udziału w rozboju i wiele innych.)

c) organizacyjnego:

Ustawa określa jakieś bzdurne wymagania, pozamerytoryczne w kwestii wystawiania recept. Narusza to nie tylko godność lekarzy, podważa ich uprawnienia wynikające z otrzymania dyplomu ukończenia studiów, ale i zdrowy rozsądek oraz zasady ekonomii działania. Nakłada na miliony pacjentów obowiązek wielokrotnych peregrynacji od lekarza do lekarza jedynie w celu otrzymania recept, które do tej pory mógł wystawić każdy lekarz.

Ogromna ilość lekarstw związana jest zawsze z jakąś specjalnością. Starsi ludzie nie są jak samochody, które wyjechały co dopiero z fabryki. Dolegliwości jest wiele różnego rodzaju. Serce, prostata, nerki i inne nazbierane w ciągu życia, choćby rak. Większość chorób jest niewyleczalna, długotrwała, wymagająca utrzymania organizmu w ryzach. Potrzebny jest lek na ogół permanentnie. Potrzebna jest recepta. Po co bez przerwy chodzić do specjalisty, jeśli z prostatą ma kłopoty większość mężczyzn w pewnym wieku. Co się złego stanie, jeżeli receptę wypisze „przy okazji” lekarz u którego akurat się jest? W efekcie zmusza się już udręczonych pacjentów do wydeptywania kolejnych, wydłużonych biurokratycznymi przepisami ścieżek. Znowu rejestracja, lekarz rodzinny, rejestracja do specjalisty, wypisanie recepty i za miesiąc znowu podobnie. Kilkanaście  wizyt w ciągu roku. Po co? Ile to kosztuje? Nie wystarczy kilka wizyt? Każdy kolejny specjalista to znów kilkanaście wizyt.

Spartowie rozwiązywali to prościej. Zamiast kosztownych, permanentnych wizyt u lekarzy wskazywali drogę na Skałę Tarpejską. Było uczciwiej, ale wcale nie okrutniej. Dzisiejsze uregulowania są bezduszne, okrutne i niezwykle kosztowne. Wszystko pod pozorem zmniejszania czyli de facto zwiększania kosztów.

Powstała sytuacja jak w ruchu miejskim. Pewne skrzyżowania były kompletnie nieprzejezdne. Ktoś wpadł w końcu przytomnie na pomysł, by wyłączyć światła „deregulacji” ruch. Wyłączono i korki zniknęły z dnia na dzień. Myślę, że pora, aby i w lecznictwie zwyciężyła logika i ekonomia. Wyłączyć światła deregulacji służby niezdrowia. Niech w końcu ujawni się służba zdrowia.

Ustawa wprowadza dezorganizację służby zdrowia. W pogoni za pieniędzmi, „oszustem-pacjentem” przecież ubezpieczonym wprowadza się procedury, aparat kontrolny, zatrudnia wiele urzędników, które będą kosztowały więcej niż wypisanych kilka recept przez lekarza jednej, a nie 5 specjalności. Specjalista w medycynie nie jest hydraulikiem –specjalistą, tylko lekarzem – specjalistą. Został mu wydany dyplom do wykonywania zawodu lekarza. Potem zrobił specjalizację, co nie oznacza, że stracił uprawnienia lekarza. Być może, że urzędnicy posługują się innym językiem. Biurokraci – dezorganizatorzy służby zdrowia pozwólcie chorym realizować najkrótszą drogę leczenia. To nie jest tak, jak to biurokratom się wydaje, że starsze kobiety chodzą z nudów do lekarza. Jeżeli tak się zdarzy, to jest to margines. Zresztą być może gdyby nie poszła do tego lekarza, to wylądowałaby u psychologa czy psychiatry. Czy Pani Minister lub Pan Minister-pediatra słyszał o takiej możliwości?

Problem z lekami refundowanymi powstał dlatego, że za wszelka cenę chce się zrealizować politykę stosowaną w tym kraju od 60 lat nazywaną „Dać, aby nie dać”. Chodzi o to, by okazać dobroć obywatelom – przecież my, dobrzy rządzący, refundujemy – a w rzeczywistości ograniczyć już nabyte uprawnienia i to nie z innego tytułu tylko umowy ubezpieczeniowej, zdrowotnej będącej umową cywilno–prawną. O ile wiem, nie zmienia się warunków umowy jednostronnie „w biegu” w cywilizowanym świecie, tyle że nie wiadomo czy jeszcze należymy do tego świata. Podobnie w trakcie umowy nie podnosi się ceny STUKROTNIE zarówno w biznesie jak i tym bardziej sprawach socjalnych. Przynależność do UE to niekoniecznie świat cywilizowany, jeżeli sygnatariusze nie przestrzegali nawet własnych ustaleń z Maastricht. Wynik: kryzys finansowy.

Najwyższa pora skończyć z dezorganizacją służby zdrowia. Przyjąć najprostsze rozwiązania i najskuteczniejsze w lecznictwie. Przestać polować na czarnego luda. Nieuczciwych lekarzy wystawiających lewe recepty skutecznie eliminować, ale nie utrudniać życia ludziom chorym. Tylko z tego względu, że zdarzają się lekarze nieuczciwi, nie można dyskryminować 38 milionów ludzi. Nieuczciwych trzeba złapać, odebrać nawet uprawnienia lekarskie, ale nie mogą to być procedury powszechne i horrendalnie drogie. Nie tędy droga. Trzeba walczyć o moralność, humanitaryzm, ludzkie oblicze, wyższe wartości. ale nie wsadzać całego narodu do jakiegoś łagru tylko dlatego, że znajdzie się jakiś łajdak. TO JEST CHORE!!!

Recepta może być wypisana na kartce wyrwanej z zeszytu szkolnego, musi zawierać tylko potrzebne dane i podpis lekarza. PODPIS. To jest to, co identyfikuje lekarza, a nie pieczątka. Tak właśnie jest w cywilizowanym świecie. Lekarstwo to ratowanie życia, kartka o długości x mm tego nie czyni, tylko pośmiewisko. Lekarstwo ma zaordynować lekarz podpisany po zleceniem jego wydania aptece czyli receptą. To jest istotą. Reszta jest zbędną biurokracją do niczego niepotrzebną. Pora by pozbawić tych zbędnych kosztów budżet państwa.

Trudno wyobrazić sobie, jak ci, co powinni doskonalić organizację lecznictwa, generują krociowe koszty. Sprawa jest prosta, znana od wielu lat. Im więcej urzędników, tym ich więcej musi uzasadnić swoje istnienie na stanowisku. Każdy zatem wymyśla jakąś głupotę. Zatrudnia się kolejnych urzędników, wprowadza procedury, które tylko zabierają lekarzom i pacjentom czas, zatrudnia coraz więcej personelu pomocniczego, piętrzą się stosy papieru nikomu do niczego niepotrzebne. Aby to wykonać zatrudnia się kolejnych urzędników, chorych ubywa, bo nie mają siły pokonać przeszkód, nie chodzą do lekarza, nie stać ich na zakup lekarstw, na które im odebrano prawo do refundacji. Nie wiem, czy nie bardziej poprawny jest termin skradziono uprawnienia do refundacji.

Następuje systemowa, systematyczna EUTANAZJA LUDNOŚCI. Teraz zrozumiałe stają się wypowiedzi wielu polityków, że za 15 lat będzie nas o miliony mniej. Nie mam absolutnie wątpliwości. Między innymi SŁUŻBA NIEZDROWIA tego dokona.

Wcześniej czy później, dla 40 milionów Polaków, czy dla 25 milionów pozostałych przy życiu reforma będzie musiała być przeprowadzona. Problem tkwi w moralnej odnowie środowiska lekarskiego i moralnej odnowie rządzących. W UCZCIWOŚCI SZEROKO POJĘTEJ!!!

Obie strony muszą chcieć rozwiązać ten problem uczciwie. Wyeliminować, a przynajmniej ograniczyć te wszystkie obskurne, obrzydliwe praktyki opisane wyżej. Żadna jednak nie chce. Psim swędem tego nie można zrobić. Trzeba dać godne wynagrodzenia, ale i stawiać wymagania. I wymagać. Zasady muszą być proste i przejrzyste. Równe dla wszystkich, co nie znaczy, że każdy ma mieć tyle samo. Równość wynagrodzeń, to tani egalitaryzm, o który walczą miernoty.

Postawienie twardych zasad i ich wymaganie może sprawić, że mimo wyższych płac, koszty opieki zdrowotnej społeczeństwa wcale nie będą wyższe.

Marek Morawski

Pytam się: Czy Kraków wart jest kanału ulgi?

Pierwotna koncepcja budowy kanału ulgi powstała jeszcze za cesarza Franciszka Józefa. Minęło już 100 lat, a rajcy i włodarze ciągle tak myślą intensywnie, że żar, który wydobywa się z ich głów, mógłby służyć w weekendy na podpałkę grilla. I nadal nic. Chyba tylko powódź mogłaby ten żar ugasić. Mogłaby, gdyby nie to, że już 24 godziny po przejściu fali kulminacyjnej, żar wznieca się na nowo. Woda opada. Ziemia wysycha. Pozostają łzy tych, co stracili dobytek. Oni płacą za nierządne rządy włodarzy. Zresztą jak zawsze za grzechy włodarzy, kunktatorstwo, brak wyobraźni, brak odwagi, brak umiejętności, kumoterstwo, nepotyzm płaci społeczeństwo. Za to, że sobie takich, a nie innych wybrało.

Cóż oznacza kanał ulgi dla Krakowa? Nic innego tylko drugie koryto dla wód Wisły. Przed zabytkowym Krakowem Wisła będzie się rozdwajała i z powrotem scalała, gdy minie Stare Miasto (koryto Wilgi). Trzeba twardo powiedzieć: Kanał ulgi nie jest dla nowego Krakowa, tylko dla historycznego Krakowa. Jakiekolwiek głosy, że zmieniły się warunki, zamienił się Kraków i jest to inne miasto nie dotyczy substancji zabytkowej miasta w obrębie nie tylko Plant, ale i obwodnicy wytyczanej Alejami, Plantami Dietla, a nawet jeszcze dalej sięgając poza klasztor Norbertanek na Salwatorze.

Jaka woda może zagrozić miastu? Stuletnia? Dwustuletnia? Jakie to ma znaczenie? A niechby tysiącletnia!

Kto z szacownych hydrologów, statystyków, innych profesjonalistów zagwarantuje, że taka powódź nie zdarzy się za rok? To jest probabilistyka. Wiadomo, że musi się zdarzyć raz na jakiś czas, ale nie wiadomo kiedy. Stary Kraków natomiast musi być zabezpieczany rok po roku. Jeżeli kanał ulgi przyniesie ulgę wynoszącą np. 100 cm, to znaczy, że summa summarum przez Kraków będzie mogło przejść o ponad 100 cm wyższa woda niż uprzednio. To  nie jest  tak mało. Chodzi przecież o stany bliskie katastrofie. Woda pod Mostem Dębnickim o 1 metr niższa nie zagrozi temu mostowi. Jeżeli to za mało, to może zacząć pogłębiać Wisłę, jak to niegdyś robiono. Może to dałoby drugi metr. Wtedy może kanał ulgi mógłby być głębszy, a to może byłoby już 2,5 metra. A to jest już potężne dodatkowe zabezpieczenie.

Postawmy jednak inne pytanie? Co by się stało, gdyby wezbrane wody Wisły zniosły Most Dębnicki razem z tymi obciążającymi ciężarówkami? Co się stanie wówczas z wałami? Zostaną zmiecione nie tylko pod Wawelem. Most w Wiśle spiętrzy wody. Wawel przetrwa. Ile będzie kosztowało odetkanie Wisły, wydobycie ruin mostu z koryta rzeki, postawienie nowego mostu, odbudowa zabytkowych domów, odnowa bardzo wielu, właściwie wszystkich zabytkowych kamienic. Co z magazynami i ich zawartością, lokalami, które znajdują się w piwnicach? Co się stanie z budynkami, które są podpiwniczone trzema kondygnacjami, a może czasem więcej. Do podziemi Krakowa wleje się woda. Podziemi nawet nie w pełni udokumentowanych. Starej sieci kanałów liczącej pewnie kilka wieków. To byłaby dopiero katastrofa. Właściwie zagłada miasta. Z pewnością okazałoby się wówczas, że 1,2 mld przeznaczone na kanał ulgi to pikuś. Ile kosztowałoby zawalenie się właściwie całego starego Krakowa? Nie byłoby do odbudowania. Za jakie pieniądze? Zabytkiem właściwie jest każda kamienica. A zabytki sakralne, niesakralne, publiczne, uniwersyteckie, handlowe.

Dlaczego zawsze zakłada się protekcję u Pana Boga? Mało tego. Czynią to najczęściej ateiści. Może się tak zdarzyć, że Bóg będzie patrzył akurat na Chiny, a nie na włodarzy Krakowa, rajców zapatrzonych w samych siebie. Trudna decyzja? Trudna, ale kto chce być wybieranym, to jakieś obowiązki po wyborach musi ponosić. Do nich należy podejmowanie decyzji,

Trzeba wyraźnie powiedzieć, że Kraków to nie tylko kanał ulgi. To zaledwie część problemów. Akurat ochrona tego, co najcenniejsze. Ochrona tego, za co cały świat podziwia nasze miasto. To to, na czym Kraków zarabia i to sporo. Nie jest jednak zasługą współczesnych tylko przeszłych pokoleń. Nie spaskudźmy tego, nie spaskudźcie tego decydenci, czego Wam historia nigdy by nie zapomniała. Jak pochodnie w Rzymie Neronowi.

Panie Premierze! To nie tylko jest problem rajców krakowskich. Kraków jest dziedzictwem narodowym. Myślę, że pan też powinien poczuwać się do odpowiedzialności za starą stolicę Polski. Może jeszcze inaczej. Kraków jest dziedzictwem światowym. Dziedzictwem wielu europejskich mistrzów, polskich, włoskich, niemieckich też. Nie można czekać aż zdarzenia potoczą się zgodnie z prawem wielkich liczb. Niech mądre decyzje wyprzedzą statystyczny przypadek.

Marek Morawski

13 kwietnia 2010

Panie Prezydencie, Ojczyzna wzywa
Osierocony Naród płacze!
Kto się za Polską, za nami ujmie?
Jesteśmy w rozpaczy.

kwiecien2010bp1Twoją dewizą – Bóg, honor, Ojczyzna.
Dla Ciebie polskość to nie czcze słowo.
Historia, tradycja – narodu ostoją.
Trzeba ich bronić sercem i głową.

Nie srebro, złoto, działki, nadania,
Wartością Twoją moralności siła.
Ojczyzna – służba, miłość – rodzina.
To był Twój oręż, niewzruszona bryła.

Naród nie ogłuchł, nie utracił wzroku,
Mądrą wrażliwość z serc swych wyrywa,
Lekceważony, otumaniony,
lecz prawda zawsze na wierzch wypływa.

kwiecien2010bp2Obłuda wrogów, kłamstwa, oszczerstwa,
Każde plugastwo – cel uświęca środki.
Zniszczyć człowieka, pozbawić godności,
Jak niegdyś, jak wprzódy – moralne blotki.

Umilkły karły podłej nienawiści –
już nie wypada, to niebezpieczne.
Pękła jak bańka propagandy szmira.
Teraz wrogowie występują grzecznie.

Jesteśmy silni, jakże nas wielu,
Choć w bitwie padłeś, nie poniosłeś klęski.
Z Tobą nasz Lechu, Prezydencie Polski,
Twój obraz Polski jest zwycięski.

* Wiersza nie udało się umieścić na łamach żadnego dziennika czy periodyku. Rzeczpospolita umieściła go w swej internetowej Księdze kondolencyjnej, ale ocenzurowała – pominęła przedostatnią zwrotkę, która przecież nie zawiera nieprawdy. Zawiera to, co właśnie same media ujawniły. W jakim my żyjemy kraju? Czy to jest wolność, suwerenność?

(Od Redakcji): Tekst śp. p. Marka Morawskiego przygotował do druku p. Andrzej Ossowski, a fotografie nadesłała p. Beata Podolska, dziękujemy.