Przeskocz do treści

Upadek Wałęsy czyli od bohatera do zera

jerzyborkowskiJerzy Borkowski

Koniec lat 80., początek 90. W telewizji jako kilkuletni chłopak wraz z rodzicami oglądam wydarzenia z kraju. Choć jeszcze ich nie rozumiem, oglądam zapartym tchem. Na ulicy panuje chaos, są tłumy, wśród zebranych ludzi jest on - człowiek z wąsem, z podniesionymi do góry rękami w geście zwycięstwa. To jest bohater, wielki Polak. Przez klika dni chodzę po domu i wołam: „Lech Wałęsa! Solidarność”. Krzyczę tak samo jak widziałem to w telewizji. Nie wiem kim dokładnie jest ten człowiek i co zrobił ale wiem, że Lech Wałęsa to bohater, w domu rodzice go bardzo chwalą. Tłumaczą mi że to pan, który walczy o naszą wolność. Jeszcze wcześniej ten wielki człowiek otrzymuje Pokojową Nagrodę Nobla. Jest kimś naprawdę wielkim. Długie lata jestem przekonany, że to mój rodak z którego mogę być dumny. Znany na całym świecie, nagradzany różnymi nagrodami, ceniony i szanowany przez największych tego świata. Jestem dumny z mojego rodaka, bohatera – Lecha Wałęsy. Nasz prezydent w 1995 roku staje do drugich wyborów, w których jak się później okaże, ma się zmierzyć z Aleksandrem Kwaśniewskim. Choć wówczas nie mogłem głosować, bo wciąż jeszcze sporo mi brakowało do pełnoletności bardzo kibicowałem Wałęsie. Przecież to nasz bohater narodowy, a Kwaśniewski to były członek PZPR, komunista, nieprzyjaciel. Jaka radość malowała się na mojej twarzy kiedy Wałęsa mówi do przyszłego prezydenta: „mogę panu nogę podać”. Zero kompromisu z komunistami. Niestety w 1995 roku prezydentem Polski zostaje Aleksander Kwaśniewski. Wówczas jeszcze nie wiedziałem o tym, że gdyby wygrał Lech Wałęsa nie było by żadnej różnicy. Kilka lat po wyborach w mediach pojawiają się informacje, że bohater Solidarności pojawił się na imprezie urodzinowej w domu Aleksandra Kwaśniewskiego. Nie mogłem w to uwierzyć. Jak to? Nasz bohater, pogromca komunistów pije razem z nim wódkę, bawi się. No cóż, może chciał pojednania. Jak dziś pamiętam jak mój starzy brat mówił, że to zdrada, że nas oszukał. Jak bardzo byłem zły na niego, że może kalać dobre imię Wałęsy. Zapewne (tak wierzyłem) chce się pojednać, pogodzić, budować zgodę, a tym samym Rzeczpospolitą. Informacje w mediach oraz postawa byłego prezydenta zaczynają sprawiać mi ból, ale pozwalają przejrzeć na oczy. Zdjęcia z Magdalenki z czołowymi działaczami partyjnymi, nieprzyjemne komentarze pod adresem Anny Walentynowicz i Andrzeja Gwiazdy, to wszystko zaczęło burzyć we mnie obraz wielkiego bohatera jakim był Wałęsa. Zacząłem sobie uświadamiać, że zostałem zdradzony, oszukany i okłamany. Ja młody chłopak, jeszcze dziecko widziałem w tym człowieku autorytet, później jako już młody człowiek, zrozumiałem, że mój brat przed laty miał rację. Z czasem pojawią się kolejne informacje: o „Bolku”, o donoszeniu, o współpracy. „Bolek” zaczyna atakować dawnych opozycjonistów, jego wypowiedzi są pełne nienawiści, a język jak ostatnio mogliśmy się przekonać stał się wulgarny i prostacki. Popiera instytucje i osoby, które atakują Polskę, a ją samą traktują jak swój własny folwark, jej obywateli jako zło konieczne. Nie chcę się dłużej pastwić nad byłym bohaterem, nad „Bolkiem”. Chciałem podzielić się swoimi przemyśleniami, które powstały po ostatnich wydarzeniach. Człowiek, który jak się wówczas wydawało, był naprawdę kimś sam uczynił z siebie zero, a właściwie odsłonił swoją prawdziwą twarz. Przywłaszczając sobie wszystkie zasługi, mówiąc o sobie jako bohaterze, niemalże o Bogu. Wyzywając i pouczając wszystkich w koło. To smutne, że można tak upaść. W sumie może i lepiej, że tak się stało… przynajmniej poznałem prawdę.