Przeskocz do treści

700 tys. euro z KE. Patryk Jaki – Obawiam się, że to niczego nie rozwiąże, a tylko spotęguje kryzys na granicy

„Obawiam się jednak, że to niczego nie rozwiąże, a tylko spotęguje kryzys” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl eurodeputowany Patryk Jaki (Solidarna Polska) odnośnie do zapowiedzi KE wyasygnowania 700 tys. euro dla Białorusi na migrantów.

wPolityce.pl: KE zamierza wyasygnować 700 tys. euro dla Białorusi na migrantów. Czy na Kremlu to nie zostanie odczytane, jako spełnienie propozycji Władimira Putina, który przecież postulował, żeby UE opłacała Białorusi wstrzymywanie tych ludzi?

Patryk Jaki: Niestety to trochę tak wygląda, że po pierwsze w sprawie Polski dogadują się ponad naszymi głowami. Jest to w ogóle bardzo zły precedens, dlatego że na co dzień w Parlamencie Europejskim wszyscy mają napchane usta solidarnością i wspólnymi wartościami, a gdy przychodzi co do czego w sprawach kluczowych, to znów stosują wariant znany w polskiej historii porozumienia ponad naszymi głowami Niemcy-Rosja, który znamy od czasów paktu Ribbentrop-Mołotow po Nord Stream 1 czy Nord Stream 2. To jest jedna rzecz - sposób działania.

Druga rzecz, trzeba rozumieć, że po pierwsze zostanie to odebrane dokładnie tak, jak pani mówi. Ale po drugie będzie to wręcz zachęcenie do tego, by robić to dalej. To znaczy – „skoro to przynosi nam profity finansowe, to czemu nie robić tego dalej?”. Obawiam się jednak, że to niczego nie rozwiąże, a tylko spotęguje kryzys. Przypomnijmy, że Łukaszenka i Putin sięgają do sposobu działania Turcji, który to sposób działania był efektem wezwania niemieckiej kanclerz Merkel do tego, żeby uchodźcy, migranci – każdy, kto chce – przyjeżdżali do Europy. Dzisiaj, to wszystko co się dzieje, to są konsekwencje fatalnych decyzji niemieckich i najbardziej to odczuwa południe Europy. Można zapytać, jaka jest sytuacja w państwach granicznych we Włoszech czy na przykład w Grecji, gdzie Grecja już sama sobie z tym problemem nie radzi. To wszystko zaczęło się od Niemiec, od tego, że samodzielnie, nie konsultując z innymi państwami podjęły decyzję o wezwaniu do przekraczania granic europejskich. Dzisiaj niestety Niemcy powtarzają ten błąd. Tak jak wtedy podjęły tę decyzję bez konsultacji z nikim – mimo że ta decyzja wpływała na całą Europę – tak dzisiaj robią dokładnie to samo. Znów bez konsultacji z nikim podejmują decyzję, która może mieć daleko idące skutki dla Polski i dla innych państw, ponad naszymi głowami. To jest bardzo zła praktyka, i co gorsze, nie sądzę, żeby była skuteczna.

W związku z tym, co Pan przed chwilą powiedział, niejako automatycznie narzuca się pytanie o to, na ile istnieje zagrożenie, że będą próby zmuszenia Polski do przyjęcia tych migrantów? Mamy bowiem rozmowy ponad naszymi głowami de facto, bo tak na dobrą sprawę dokładnie nie wiemy, co powiedzieli między sobą Merkel z Łukaszenką czy Macron z Putinem. Czy nie należy spodziewać się próby narzucenia takiego rozwiązania, żeby ci ludzie trafili na teren Polski? Z jednej strony migranci wysłali swoje dzieci z napisami „I love Poland”, a z drugiej są niemieckie miasta, które zadeklarowały chęć przyjęcia migrantów. Zresztą stanowisko Niemiec wydaje się być jednak dosyć dwuznaczne.

Nie możemy wykluczyć, że stanie się tak, jak pani na to wskazuje. Natomiast jedno jest pewne, że praktyka, którą proponują Niemcy, nie wyklucza takiego negatywnego scenariusza w przyszłości. Ale nie tylko praktyka – również dotychczasowe działanie, postępowanie wielu sił europejskich. Ciągle ich hasła są: „refugees welcome”, „welcome refugees” i może się okazać, że tak jak kiedyś był pomysł z kwotami uchodźców, tak w przyszłości również się on pojawi. Aczkolwiek to już dzisiaj nie będzie takie proste, dlatego że w wielu europejskich państwach obywatele mają już doświadczenie, jak to się skończyło. Wiele sondaży – również w samych Niemczech – pokazuje, że ta polityka jest po prostu źle oceniana. Jest oceniana jako błąd. W związku z tym to już nie będzie takie proste, jak kiedyś, ale oczywiście takiego procesu wykluczyć nie można.

Jak w Pana ocenie wybrzmiało w uszach niemieckich polityków oświadczenie pana prezydenta Andrzeja Dudy – skądinąd bardzo mocne i bardzo potrzebne – że Polska nie zaakceptuje niczego, co zostanie ustalone nad naszymi głowami? Czy to zostało przyjęte do wiadomości?

Przyjęli to do wiadomości, czy jednak potraktują to poważnie i wpłynie to na ich decyzje, to już mam wątpliwości. Natomiast rzeczywiście zgadzam się, że to było bardzo potrzebne i Polska konsekwentnie potrzebuje asertywnej polityki zagranicznej, bo jeżeli będziemy prowadzili politykę na takiej zasadzie, że coś tam pogadamy, a i tak zgadzamy się na wszystko, co UE, w tym głównie Niemcy, proponują, to nikt nie będzie traktował naszych gróźb poważnie. I to jest generalnie taka refleksja dotycząca naszej strategii w polityce międzynarodowej.

Czy w Pana ocenie w sprawie tego kryzysu migracyjnego, który mamy na granicy, i tych hybrydowych ataków Polska zrobiła już wszystko, co mogła, czy jeszcze coś można zrobić?

Jeżeli chodzi o to, co dzieje się na granicy, to uważam, że Polska zachowała się wzorowo. To znaczy nie dała się złamać, przełamać oporu Łukaszence i Putinowi. Widać, że z całego świata płyną gratulacje dla zachowania Polski i wsparcie dla polskich służb. W tym sensie uważam, że Polska zachowała się idealnie, tak jak powinna się zachować – jeżeli mówimy o rządzie. Natomiast to, co dalej budzi ogromny niepokój to jest to, że w Polsce jest tak dużo potężnych sił, które wspierają narrację Putina i Łukaszenki. Gdyby ten konflikt potrwał dłużej, to tu upatruję największe zagrożenie, niestety w takiej naszej szeroko pojętej Targowicy.

Czy w tym momencie nie należałoby jednak zastosować prawa polskiego w uporządkowaniu tej sytuacji?

Nie wiem, co pani ma na myśli.

Chodzi mi o to, że rozumiem, że można mieć takie czy inne poglądy, ale pewne postawy niestety – powiem brutalnie – noszą znamiona zdrady i czy w tym momencie nie powinno zadziałać prawo?

Powinno zadziałać prawo, tylko pamiętajmy o tym, że żyjemy w sytuacji, gdzie niezakończony jest proces związany z reformą sądownictwa. A i pozostaje pytanie o skuteczność tego typu działania, kiedy tak ogromna część sędziów wypowiedziała de facto Polsce posłuszeństwo. Dlatego ten proces trzeba zakończyć i trzeba tutaj apelować do mądrości większości rządowej, aby wreszcie ruszyć tę reformę, którą ostatnio zaproponował pan minister Ziobro, bo bez tego nawet najlepsze wnioski mogą się kończyć tak, jak kończyły się wnioski tych wszystkich panów Frasyniuków i innych, gdzie sądy zamiast zachować się tak, jak powinny, jeszcze nadawały im aureolę. Dlatego my musimy też brać pod uwagę ten cały kontekst i zrobić najpierw porządek i zbudować silne państwo tam gdzie instytucje mające potężną władzę – a taką instytucją są sądy – wypowiadają Polsce posłuszeństwo.

Jak wygląda w tej chwili sytuacja w Parlamencie Europejskim, w kuluarach jeśli chodzi o trwającą na naszej granicy wojnę hybrydową?

Podział jest tradycyjny. To znaczy na grupy lewicowe, które uważają, że „refugees welcome” bez względu na to, czy są to prawdziwi uchodźcy, czy nie - wystarczy, że stoją na granicy, to trzeba ich wpuścić. Na grupy prawicowe, które uważają, że twardo trzeba bronić granic, bez względu na wszystko, i powinna tutaj działać zasada ordo caritatis. I wreszcie na grupy nazwijmy to aspirujące, a przynajmniej nazywające się jak prawica, takie jak EPP, które rozumieją problem, natomiast niestety najwyżej w hierarchii u nich znajduje się interes polityczny. Ten ostatni mówi o tym, żeby zrobić wszystko, aby doprowadzić w Polsce do zmiany władzy i przede wszystkim, żeby Niemcy mogły znów osadzić swojego człowieka u władzy w Polsce, to znaczy Donalda Tuska. Ten interes i ten sposób myślenia niestety znajduje się w hierarchii nad interesem całej wspólnoty.

Dziękuję za rozmowę / Rozmawiała Anna Wiejak.

Tekst i zdjęcie za: https://wpolityce.pl/polityka/574573-wywiad-700-tys-z-ke-jaki-spoteguje-kryzys-na-granicy