Przeskocz do treści

Arcybiskup Tadeusz Gocłowski – przyjaciel Kresowian, Ormian i osób niepełnosprawnych

kstadeuszisakowiczzaleski2Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski*

Jutro w Gdańsku odbędzie się pogrzeb śp. arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego, człowieka nietuzinkowego, lubiącego chodzić własnymi ścieżkami, a przy tym pełnego wigoru i serdeczności. Miałem okazję spotykać się z nim wielokrotnie i dlatego też żegnam go modlitwą oraz tym krótkim (subiektywnym) wspomnieniem.

Arcybiskupa poznałem osobiście w czasie pielgrzymki do Rzymu w połowie lat 90. Przedstawił mnie mój kolega z wojska, a zarazem kapelan wojskowy, ks. komandor Józef Kubalewski z Sopotu. Pielgrzymi gdańscy przyjeżdżali tutaj co roku na imieniny papieża. Gocłowski od razu zahaczył mnie o Ormian, bo po śmierci ks. Kazimierza Filipiaka nie było duszpasterza ormiańskiego w Gdańsku. Widziałem, że bardzo się interesuje tą sprawą. Zawsze do niej powracał w czasie kolejnych spotkań. Chciał, aby w jego mieście, tak jak we Lwowie, były obecne trzy obrządki katolickie. Mówił o tym także w czasie wizyty patriarchy ormiańskokatolickiego Nersesa Bedrosa XIX z Bejrutu, którego w czerwcu 2001 roku przyjmował w swojej archidiecezji z wielkimi honorami.

Wcześniej, aby odbudować spalony w 1945 r. kościół ŚŚ. Apostołów Piotra i Pawła na Żabim Kruku, gdzie w dawnej zakrystii umieszczony był słynny obraz Matki Bożej Łaskawej z kościoła ormiańskiego w Stanisławowie, proboszczem mianował ks. Cezarego Annusewicza, któremu ze względu na nazwisko wmówił, że jest Ormianinem. Ks. Cezary ma smykałkę do inwestycji i dzięki temu kościół znów służył jako miejsce kultu. Byłem na pierwszej mszy świętej odprawianej przez Gocłowskiego w odbudowanej nawie głównej, a następnie 18 sierpnia 2007 roku na przeniesieniu obrazu stanisławowskiego do zrekonstruowanego ołtarza głównego. Dzień po tym, na uroczystej mszy abp. Gocłowski podpisał dekret erygujący sanktuarium maryjne, podkreślając, że wznowienie kultu stało się sprawiedliwością dziejową. W dekrecie zaznaczył też, że sanktuarium ma służyć tak podtrzymywaniu tradycji ormiańskich i kresowych, jak i tradycji Polonii gdańskiej, gdyż na terenie parafii znajduje się niechlubnej pamięci Victoriaschule, w której w pierwszych dniach września 1939 roku więziono i torturowano gdańskich Polaków. W swoim kazaniu, pełnym akcentów patriotycznych i historycznych, nawiązał też do skandalicznych słów Eriki Steinbach, zaznaczając, że to przede wszystkim Polacy, a nie Niemcy,  są ofiarami II wojny światowej, a znaczna część naszych rodaków to ludzie wypędzeni ze swoich rodzinnych domów na Kresach. Wierni bili mu brawo.

atgpokionArcybiskup był też bardzo wrażliwy na sprawy społeczne i charytatywne. Na prośbę Fundacji im. Brata Alberta w Radwanowicach i wielu innych organizacji pozarządowych z całej Polski pomógł bardzo w 2002 roku w uratowaniu dotacji dla warsztatów terapii zajęciowej dla osób niepełnosprawnych, którą to dotację chciał pomniejszyć ówczesny rząd SLD-PSL. Za zaangażowanie się w ogólnopolski protest otrzymał Medal św. Brata Alberta, który w marcu następnego roku odbierał z rąk ks. kard. Franciszka Macharskiego w czasie Festiwalu Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób Niepełnosprawnych Intelektualnie w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, prowadzonego przez Annę Dymną i Lidię Jazgar.  Wraz z nim odznaczenie to, przyznawane za pomoc osobom niepełnosprawnym, otrzymali także prof. Andrzej Zoll, prof. Bohdan Aniszczyk z Wrocławia, Zdzisław Maj z Krakowskiego Bractwa Kurkowego i Andrzej Sekuradzki z Zakopanego, w takiej kolejności stoją na zdjęciu od lewej w drugim szeregu (il. Abp. Tadeusz Gocłowski odbiera Medal św. Brata Alberta - Kraków, 2003, fot. Fundacja im. Brata Alberta).

Oczywiście, nie obyło się w relacjach z ab. Gocłowskim bez rozmów na temat lustracji. Choć sam czysty, był wobec niej nieufny. Po ujawnieniu akt abp. Wielgusa nazwał nawet „Gazetę Polską” „prawicową gadzinówką”, za co później jednak przeprosił. Wypowiadając się w mediach na mój temat, był oszczędny, nie czynił żadnych personalnych wycieczek, w przeciwieństwie do innych „uczonych w Piśmie”. Gdy się przewaliła burza z książką pt. "Księża wobec bezpieki", zaprosił mnie wraz z panią Murką Dąbrowską-Antkowiak, ziemianką i działaczką środowiska ormiańskiego, do swojej rezydencji w Oliwie. Wyraźnie chciał, aby była ona świadkiem naszej rozmowy. Mówił wtedy, że sprawa z aktami dawnej SB została przegrana na początku lat 90., bo gdyby wtedy Episkopat chciał je dostać, to by je dostał. Ale nie chciał. Mówił też, że na posiedzeniu Episkopatu abp. Bronisław Dąbrowski, ówczesny sekretarz Konferencji, przyniósł gruby notes, w  którym zanotowane były nazwiska tajnych współpracowników SB, po piętnaście z każdej diecezji. Zeszyt krążył po sali, niektórzy z tych, co go czytali, czerwienieli na twarzy, ale ostatecznie biskupi zadecydowali, że nic z tym dalej nie zrobią. I tak, wybuchło to ze zdwojoną siłą po kilkunastu latach.

W relacjach z księżmi  i świeckimi odznaczał się serdecznością i - co wiele osób podkreślało - nienagannymi manierami. Ks. Filipiak, gdański proboszcz ormiański, mówił o nim, że „to Wersal”. Bardzo dobrze też o nim wyrażała się wspomniana Murka Dąbrowska-Ankowiak. Inna sprawa, że Murka, jako ziemianka, lubiła adorować metropolitę, a on ją. Inni moi znajomi też, choć niektórzy z "Solidarności" krytykowali go za jego związki z politykami (głównie z Platformy Obywatelskiej) oraz za aferę ze "Stella Maris". Te sprawy niech jednak opiszą inni.

Ostatni raz mszę św. z abp. Tadeuszem Gocłowskim koncelebrowałem w czasie pogrzebów pani Murki (w grudniu 2012 r.) i prof. Zbigniewa Nowaka, Kresowianina i wybitnego bibliofila, przyjaciela mego śp. Ojca (we wrześniu 2015 r.). Pomimo zaawansowanego wieku metropolita uczestniczył w obu ceremoniach, mówiąc bardzo ciepło o Zmarłych i podkreślał ich zasługi dla Kościoła i Gdańska. Dziś wraz z archidiecezją gdańską żegna go wiele osób, w tym też Kresowianie, Ormianie i osoby niepełnosprawne.

Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie ...

* Autor to duchowny katolicki obrządków ormiańskiego i łacińskiego, publicysta, opozycjonista.

(Od Redakcji): Dziękujemy księdzu Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu za zgodę na publikację tekstu także i u nas.