Przeskocz do treści

Don Tuskeusz. Część I

leszeksmagowiczLeszek Smagowicz

Wyspo! Szczęście ty moje! Nadziejo zielona!
Gdzie Twoja nienormalność w poprzek wzdłuż dzielona?
Przez ponad trzysta lat targana pasmem wojen,
Zdradą i rozbiorem – wewnętrznym niepokojem…
Tak oto dziś pan i zbawca w hełmie miedzianym,
Od siedmiu lat w ferworze walki uwikłany
Tańczę na linie w czas sztormu ponad przepaścią,
Kręcąc piruety, chronię Ciebie przed zapaścią…
Stawiam dźwiękoszczelne ekrany w stepie, w lesie,
Jak wieść gminna PO, WSI oraz miasteczkach niesie,
By walczyć w ten sposób z europejskim kryzysem,
Mistrz Adam sam świadczy pismem głównym, ekran lisem…
Natenczas przenieś moją duszę uśmierconą,
W odległe dzieje zdradą wielu naznaczoną,
Gdy czas zatrzymał wiek kominów malowanych,
Młodzieńczych traw palonych, okowitą lanych…
By rzucić mnie w koryta głąb do szamb na Wiejską
Za sprawą wróżki Magdalenki – czarodziejską.
Tej fabuły nie powstydziłby się sam Tolkien,
Gdy w wieczorynki czas zmieniałem Cię wraz z Bolkiem…

Dziś własnym doświadczeniem będąc nauczony,
Pilnuję mocą służb fotela z każdej strony;
Liberum veto oraz Ustaw propozycji
Zamrożę wzrokiem swym, szeregi opozycji
Zakopię na jeden metr w głąb marszałkową laską,
Chwycę za kark, zmarszczę brew, Nerona kciukiem – łaską…
By akweduktem kranów pełnych ciepłej wody
Wpompować miłość, grillem narodowej zgody!
Czy ciemny ludzie w ramach zgody chcesz swych Igrzysk?!
To będziesz miał! W rewanżu dam fiskalny wyzysk
Na pokolenia cztery w ratach podzielony;
Lecz cóż to?! Wszak najdroższe masz stadiony!
Jak chcę to w jeden dzień otworzę – zamknę w drugi,
Różnicy nie ma. Zbyt! I tak przynoszą długi…
Na przekór temu, że sam z szalikiem wśród kiboli
Biegałem swego czasu – dziś niech was nie boli
Nadto potylica, ni żaden inny członek,
Ja wroga dojrzę: na trybunach… pod stadionem…
I choćby wczas się zamknął dach nad Narodowym
Basenem – to w mig utopię ich w szklance wody!

Nie patyczkując się jak wcześniej z pedofilem!
Wykastrowałem go?  Nie?!!! To zrobię to za chwilę!
Wypuszczę z kryminału,  potem go osaczę,
Zamknę i … wypuszczę, jak króla dopalaczy.
Za karę wymienię gabinet tych idiotów:
Ministrę, ministra i innych pal ich gniotów;
Poślę do lamusa, pozmieniam jak zegarki,
Ściągnę celebrytów, aktorów, tramwajarki.
Z nowego ministerstwa do walki z biurokracją.
Nepotyzmowi w nos dam, bo w tym ogrom racji;
Na pożarcie rzucę plebsowi duchowieństwo,
Niech znowu igrzysk smak poczuje społeczeństwo.

Nie klęknę przed księdzem… no, chyba że czasami
Małżeński wyjątek – tylko przed wyborami,
Gdyż to okres dziki, więc nawet nie zaszkodzi
Podreperować sondaż na wałach w czas powodzi,
Przegonić w kąt z cmentarzy hieny w dzień zadumy,
Z medalami jak wódz triumf święcić zaraz z tłumem…
By móc po chwili przerwy, na łono Ojczyzny
Front powrócić z uśmiechem, do walki z kaczyzmem.
Bo, któż jeszcze rozgrzać rodaków tak potrafi,
Jak ten nienawistny skrzat – faszysta kaczafi.
Ja się staram jak mogę – ten zaś kwękoli ooo…
Że dreamlinery stoją razem z Pendolino.
Ja otwieram odcinek co metr autostrady,
A ten, że nie przejezdna, niby nie da rady;
Oto fotoradary jakby nazbyt gęsto,
Że pociągi spóźniają, albo w śniegu grzęzną.
Ja muszę dopiąć budżet, eksport bezrobocia,
Ów o emigracji, smoleńskim samolocie…
Genderem zakrywam transfery w ZUS od OFE,
Ten mi zaś na nerwach odświeża katastrofę.
Zbliża się krokami brunatna ta rocznica,
Jak co rok moherem pokryje się stolica…
Jak nisko szelma ta upadła w swych absurdach,
Poświadczy lasek brzóz i Anodiny kubrak,
Eksperymenty zaś badaczy – popleczników
Wyszydzi na szpaltach rządowych periodyków:
Reżyser, aktor bądź ktoś z resortowych dzieci,
Przyjazny głos z TV, na falach z radia, z sieci…

Bo za subwencji trzos ich wpuszczam na antenę,
By w eter mogli pleść, że jestem supermenem:
Ratuję Grecji los i przed kryzysem Euro,
W czasie prezydencji najpiękniej trzymam berło…
Więc pora zacząć wprzód kampanii grę kolejną
Wytaplać  w błocie słów prawicę beznadziejną,
Wyszydzić ciemnogród – żelazny elektorat.
Do tuskobusa zaś, tuskolot włączyć pora
I napiąć muskuły na tle skończonej armii,
Niech naród swym strachem przed wojną się nakarmi,
Niech widzi: jak ścigam bandy kniazia z Kijowa,
Ministra narcyza wysyłam w ostrych słowach.
W Europie szachuję sam jeden tylko cara!
Nie cofam się przed zbójem, jak wielka ma ofiara!!!
Tak wielka, jak kanclerz, co z carem czasem dzwoni…
To co będzie dalej, dowiem się wkrótce po nim…
Polityka moja to teatr kukiełkowy,
A sznurek z Berlina to mój ośrodek mowy.
Polityka Wyspo? Piastowska? Jagiellońska?
Zdecyduje rzecznik Imć Kiwana z Boiska,
Marszałek kopnie się po hetmana Giedroycia,
Z tarczą ObambUSA w poniedziałek zbroić się
Zacznę. A we wtorek zostanę pacyfistą,
W środę liberałem, a czwartek socjalistą.
Jak trzeba to zmienię platformę na Wiertniczą
Dywersją w Bałtyku łupkową obietnicą…

Natenczas wystarczy: zwrot akcji – wyciszenie,
Gdy trzeba obudzę pospolite ruszenie;
Więc w piątek spotkanie z natowskim generałem,
W sobotę pod skocznią, w niedzielę zagram w gałę…
Ile się trzeba cenić? Swój czas i wysiłek…
By nie stracić kondycji, dojść do każdej z piłek.
Strzelę więc z woleja czołem prosto w poprzeczkę,
By słupki poparcia skoczyły tak… troszeczkę.
Na ławce kosmetyk, z nim trener od pijaru…
Jeszcze w Internecie niedobitków paru
Trybunałem straszy i Ostatecznym Sądem,
Niby za korupcję w kolorze Amber Golden…
Z komisji hazardu chcą bym był przepytany…
Choć od ilości afer kończą się dywany,
To ja Cię Wyspo ma z rąk nigdy nie wypuszczę!
Gdzie można tupnę, gdzie indziej naślę tłuszczę!
A póki co grasiu wyczaruj, wyczarteruj
Wycieczkę w Dolomity, albo w słoneczne Peru…
Któż na nią zasłużył? Któż drugi tak się starał?
Tak! Muszę nabrać tchu, by puścić dym z cygara,
I z kółek kubańskich w świetle kamer wywróżyć
Ile wciąż kadencji bez idei wydłużyć,
By wszystkim żyło się lepiej, wszem dookoła,
Zwłaszcza kto czwarty raz zagłosować podoła!
Gdy w majówki czas ciepło zrobi się w Łazienkach,
Zatęsknią lemingi za premierem… w spodenkach…
Jedna zagadka targa duszą niewątpliwa…
Powie do mnie wajcha? Sorry taki mam klimat!