Przeskocz do treści

Inteligentne zło w Internecie

Anna Maria Kowalska

Późnym wieczorem zatelefonowała do mnie wyraźnie wzburzona koleżanka. Z nieskładnego potoku słów zdołałam wywnioskować, że spotkała ją przykrość. I to przykrość wyrafinowana, wykalkulowana w najdrobniejszych szczegółach. Dowód na to, że inteligentne zło naprawdę istnieje.

A było tak: napisała jakiś czas temu artykuł na „nośny” temat. Spodziewała się polemiki, z tej racji, że tekst był wyrazisty i jednoznaczny w moralnej wymowie. Czekała jakiś czas. Nic takiego jednak nie następowało. Minęły mniej więcej dwa tygodnie…i dopiero wówczas wybuchła prawdziwa bomba.

Na jednym z portali internetowych, ku Jej zdumieniu, ukazał się fragment Jej artykułu, użyty w zupełnie odmiennym kontekście. Miał tworzyć tło dla publikacji danych „wrażliwych”, dotyczących ważnej instytucji zaufania publicznego, a opublikowanych przez anonimowego internautę. Nie było tam, na szczęście, Jej nazwiska. Znalazł się jednak tytuł pisma, w którym ów artykuł został opublikowany, zatem tożsamość Autorki była do ustalenia. Wykorzystanie w tej sprawie tak tytułu czasopisma, jak i tekstu, napisanego na diametralnie inny temat wciąż budziło w Niej ogromne emocje. Pytała, jak się zachować, co robić? Na szczęście w krótkim czasie, nawet bez Jej interwencji tak artykuł, jak i „wrażliwe” dane ostatecznie usunięto.

Nie usunięto jednak samego problemu. Taki sposób wykorzystania publikacji z moralnego punktu widzenia jest przecież ewidentnym złem i  nadużyciem. Co ważniejsze – nie zrobiły tego przecież krasnoludki!

Oby Internet był w przyszłości wolny od takich działań.