Przeskocz do treści

Kazanie podczas Mszy Świętej pogrzebowej śp. prof. dr hab. Haliny Grzmil-Tylutki

zdzislawjkijasZdzisław Józef Kijas OFMConv

Fot. z pogrzebu p. Mirosław Boruta.

Kraków, 7 lipca 2015 roku

Nawet nie wiem
czy to historia nas stworzyła czy my stworzyliśmy historię.
Czy jesteśmy tylko echem
czyjegoś innego serca

– pytała w wierszu „Świat” Ewa Lipska.

Odnajduję się w słowach krakowskiej poetki, kiedy wracam myślą do mojego spotkania z prof. Haliną. Powiedziałbym, że było zupełnie przypadkowe, przez nikogo z nas nie wyreżyserowane. Wiara podpowiada, że było ono echem „czyjegoś innego serca”. Dla tego, kto wierzy, staje się jasne, że nasze spotkanie i długie lata współpracy, były „echem” Bożego serca.

halinagrzmiltylutkiProf. Halina żyła wielką pasją czynienia tego, co dobre, szlachetne, co trwa, nawet wtedy, kiedy ludzie odchodzą, co ma wymiar wieczny, co wiąże ludzi w solidarną więź pomagania sobie nawzajem w realizacji pięknych, szlachetnych marzeń. Spotykając się z nią, prowadząc – nieraz – długie rozmowy, odkrywałem, że raczej nie należała ona do tych, którzy chcą zdobyć świat, jak czynią to postacie Szekspira. Nie walczyła o jakieś szczególne miejsce w świecie, nie dążyła za tym, aby było jej wygodnie i dobrze, żeby było jej fanie. Myślę, że nie miała na myśli naukowego czy osobistego spełnienia, o jakim mówią i piszą współczesne media.

Znajdowała radość w dawaniu. Chętnie i bezinteresownie dawała, czyniąc to w różnej formie: duchowej i intelektualnej. Odważnie i z poświęceniem spieszyła z pomocą innym, zarówno materialnie jak społecznie, w czasie stanu wojennego, kiedy angażowała się w Solidarność i później, kiedy sytuacja polityczna-społeczna kraju uległa zmianie i pojawiły się nowe problemy i nowe wyzwania. Jednym słowem śp. prof. Halina była osobą mocno zaangażowaną w życie społeczne, akademickie, kościelne. Dawała z siebie obficie tylko dlatego, że mocno kochała ludzi i wierzyła w dobro. Umiała mądrze patrzeć wokół siebie, właściwie dostrzegać autentyczne potrzeby drugich/bliźnich, przychodząc im z odpowiedzialną pomocą.

sphalinagrzmiltylutkip1Prof. Halina była osobą pełną szlachetnych tęsknot. W pierwszym rzędzie tęskniła za jakąś prawdą – o sobie, o drugim człowieku, o świecie… Bardzo chciała ją poznać, ale tylko dlatego, aby móc lepiej rozumieć siebie i drugich i przyjść im z pomocą. Materialny świat był dla niej za ciasny, dlatego marzyła o innym, lepszym, wolnym od grzechu, ludzkiej małości, ograniczeń. Sądzę, że taka była najgłębsza intencja jej studiów lingwistycznych. Chciała poznać język, którym się posługujemy i tekst, który komunikujemy. Jej wiedza pozwala jej być-gdzie-indziej, dotykać innych, głębszych przestrzeni wiedzy i egzystencji. Upływ czas nie osłabiał tęsknot, wręcz przeciwnie, uszlachetniał je, nadawał im bardziej duchową formę, posmak absolutnej czystości. Nasze telefoniczne rozmowy były tego świadkiem. W ich trakcie objawiało się jej wielkie zaufanie do świata i ludzi. Wierzyła głęboko w dobroć ludzi, w ich poczucie odpowiedzialności. Ufała im tylko dlatego, że wierzyła głęboko i szczerze w Boga, który stał się bliski człowiekowi, który związał się z nim na dobre i na złe, który oddał za niego życie, aby człowiek mógł żyć w obfitości.

Kult siebie, estyma, wielkie słowa, lecz bez pokrycia w czynach, brak głębszej refleksji nad życiem, zatrzymania się i zadumy nad tym, co dzieje się wokół… to nie było dla niej. Silną podstawą życia prof. Haliny Grzmil-Tylutki był pewien rodzaj wewnętrznego, nad wyraz pozytywnego, rozdygotania. Postawa ta nie pozwala spocząć na tym, co się osiągnęło, ale każe iść dalej. Nie zadawala się przeciętnością, której tak wiele teraz wokół, ale każe sięgać głębiej, szukać dalej, tęsknić bardziej. Tego rodzaju postawa szła w parze z wewnętrznym zaangażowaniem, uczuć i intelektu w to, co robiła, w co się angażowała. Powiedziałbym, że wszystko robiła całym swoim jestestwem.

sphalinagrzmiltylutkip2Jej wrażliwość na zło i nieprawości, na krzywdę i zakłamanie, było jednoczesnym źródłem wewnętrznej siły, rodziło stan skupienia i ducha gotowości do działania, aby prawda wzięła górę, aby odniosła zwycięstwo. Jej wielkim poświęceniem, chociaż nigdy nie odbierała go w ten sposób, była pełna szlachetności troska o chorego tatusia i rodzinę, miłość do męża Jerzego, zapobiegliwość o córkę Zosię i syna Marka, ale nie tylko. Od zawsze troszczyła się również o swój intelektualny rozwój i wysoki poziom naukowy swojego Instytutu Filologii Romańskiej... Nie były to jednak jej jedyne troski. Z wielkim oddaniem zabiegała o powstanie i rozwój Duszpasterstwa Romanistów, którego była jedną ze współzałożycieli. Ileż również czasu i inteligencji poświęciła na rzecz powstania i działalność Międzynarodowego Towarzystwa Naukowego „Fides et Ratio”, którego przez długie lata była wiceprzewodniczącą. Chcę w tym miejscu wyrazić jej wielką wdzięczność; czynię to w imieniu własnym, ale także, jako przewodniczący Towarzystwa. Czynię to w imieniu wszystkich członków Towarzystwa. Ich liczna obecność na tej uroczystości jest najlepszym wyrazem naszego szacunku dla Zmarłej.

Śp. prof. Halina nie robiła niczego na siłę, na pokaz. Nie czekała na oklaski, czyniąc dobro, rozdając się wokół. Byłem głęboko przekonany, że wszystko wypływało z jej serca, z najgłębszych przekonań, z jej tęsknot za autentycznym pięknym, za prawdą bez reklamy.

sphalinagrzmiltylutkip3Modliła się. Jej dialog z Bogiem był ciągły i żywy, ciągle pogłębiany i wzbogacany. Podtrzymywała go również w chorobie, a nawet wówczas stał się bardziej jeszcze intensywny i autentyczny. Tęskniła za prawdziwą wiarą, która we wszystkim, co nas spotyka, chce dostrzec głębszy sens, szerszy przekaz. Także w chorobie, nieszczęściu. Modliła się żarliwie i szczerze ufała, że powróci do zdrowia, że podejmie na nowo wykłady na swojej Uczelni. Żyła nadzieją, że znowu będzie w pełni dla swoich Bliskich: męża, dzieci. Na nowo chciała się włączyć w duszpasterstwo romanistów i prace Towarzystwa Fides et Ratio. Pozornie nie została jednak wysłuchana. Odeszła, aby radować się gdzie indziej, we wspólnocie innych. Coś takiego rodzić może bunt, sprzeciw, a nawet zgorszenie. Dlaczego ktoś wiekiem i duchem młody, silny, inteligentny, dobry i bardzo potrzebny, musi umierać? „Jeśli Bóg nas nie wysłuchuje, to znaczy, że ma w tym jakiś cel” – mówiła Anna Polony. Pytamy jednak, „jaki jest sens jej śmierci? Jaki jest jej cel?” Nie sposób odpowiedzieć na te pytania. Musimy przyjąć naszą niewiedzę i zgodzić się z wolą Boga, którego mądrość i miłość przewyższa niepomiernie naszą.

Michel de Montaigne w swoich „Próbach” pisał, że śmierć, to „początek nowego życia”. Powiedział to już wcześniej Jezus Chrystus. Myślę, że tego oczekuje od nas również prof. Halina Grzmil-Tylutki: pragnie, abyśmy przedłużali w czasie jej pasję czynienia dobra, troskę o systematyczne studium i odwagę w głoszeniu prawdy.

sphalinagrzmiltylutkip4Wierzymy, że prof. Halina jest już w „domu Ojca”, skąd wstawia się za nami, prosząc dla nas o siłę, abyśmy nie osłabli w tęsknocie za tym, co wartościowe, co godne największego nawet poświęcenia. Jednym słowem śp. prof. Halina oczekuje od nas, abyśmy nie przestawali być ludźmi wielkich, szlachetnych marzeń o innym, lepszym świecie, w którym równie mocno szanuje się osobę chorą i słabą, co mądrą i bogatą. Wstawia się za nami, abyśmy mieli udział w tworzeniu kultury, która troszczy się o każdego człowieka, od poczęcia do śmierci, która z pasją oddaje się poszukiwaniom prawdy i staje w jej obronie, kiedy zostanie odkryta.

Śp. prof. Halina wierzyła, że jej życie, praca, ale także cierpienie/choroba mają jakiś głębszy, ukryty sens. Nie wiemy, czy sama go w pełni odkryła… Odkryjemy go w pełni, kiedy przeżywać będziemy odpowiedzialnie nasze życie. O to prosimy Boga w obecnej Eucharystii, dziękując Mu jednocześnie za piękne świadectwo życia śp. prof. Haliny.