Przeskocz do treści

Kontrakty – zamówienia publiczne

Marek Morawski

4 czerwca 2012 r.

Problem jest znany od lat i jak należało przypuszczać uregulowany prawnie tak, by cwaniacy, oszuści wykonawcy, pośrednicy, urzędnicy i bez wątpienia partie i ich działacze „wygrywali” niezasłużone pieniądze. Temat wałkowany przez całe lata. Ustawa o zamówieniach publicznych ileś razy nowelizowana tak, by niczego nie znowelizować, by zawsze po poprawie przepisów jeszcze więcej dziur pozostało do transferu pieniądza z kasy publicznej – czyli naszej, obywateli – do kieszeni prywatnej przeróżnych malwersantów, lobbystów, kanciarzy.

Szczególne żniwo zbierane jest wtedy, gdy jest nasilenie wielkich inwestycji. To jest ogromny przepływ gigantycznych pieniędzy. Pieniędzy, które mogłyby rozwiązać kwestie niedoborów finansowych w lecznictwie, może w szkolnictwie, może gdzieś indziej. To nie są miliony. To są miliardy. Takie kwoty wymagają szczególnej kontroli. Cóż z tego, jeżeli do tego kurnika wpuszcza się jako stróży same lisy i do tego jeszcze chytre.

Nie ma przejrzystego systemu. Jest system, ale tak uchwalony przecież przez reprezentantów narodu, posłów i senatorów, by krętactwa właśnie systemowo były możliwe. To widać na każdym kroku, choć wmawia się ludziom, którzy tę mafię utrzymują, że tak ma być. Przecież nie trzeba żadnych szkół kończyć, do żadnej partii należeć, by to widzieć tego gołym okiem. Nikt nie jest tak naiwny, by uwierzyć w takie brednie.

Na każdym zamówieniu publicznym ktoś chce „zarobić” na lewo. Z reguły decydent, który często jeszcze potem się dzieli z innymi jemu podobnymi kanaliami.

To już nie są przypadki, to nie jest zwykła choroba, to jest epidemia.

Nikt tym się nie zajmuje, bo jutro, pojutrze może coś wpadnie i temu kryształowemu urzędnikowi. Cóż się dziwić, jeżeli za1 kmautostrady ustala się 200mln złotych. Ile z tej kwoty idzie na dziwne „opłaty”? Jest z czego, bardzo jest z czego. Ile wynosi nominalna rentowność takiej inwestycji?5 kilometrówto miliard. Najtrudniejsze drogi nie kosztują tyle. To nie jest tajemnica. Można to sprawdzić. Nie ma uzasadnienia, aby tak drogo budować chyba, że teza o tych dziwnych opłatach jest prawdziwa.

Niestety nie jest to tylko problem wyceny, ustawionego przetargu itd. To jest jeszcze kwestia zapłaty za wykonane dzieło. Coś, co nie powinno zaistnieć w żadnym przypadku. O ile bowiem ustawień przetargów dokonują osoby prywatne pod płaszczykiem wprawdzie jakiejś instytucji czy firmy publicznej, to strzyżenie podwykonawców jest wykonywane przez państwo programowo. Oznacza to, że zawierane są umowy, za które z góry instytucja państwowa nie chce i przewiduje, że nie zapłaci w terminie. Chodzi o kredytowanie inwestycji przez wykonawców prywatnych. To już nie tylko hańba, sprawa według mnie kwalifikująca się do ścigania, ale ukazująca państwo jako największego oszusta instytucjonalnego. Jest to jednoznaczny sygnał do robienia przekrętów, bo państwo też należy do tej mafii.

Co z tego? Nic, kompletnie nic. Nikt nie chce w ciągu tygodnia poprawić prawa, bo to nie jest wygodne, bo eliminuje możliwości kantów i okradania nas, obywateli. Dlaczego w ciągu tygodnia? Po prostu od lat wiadomo, co trzeba poprawić i jakie zmiany trzeba wprowadzić. Nie ma jednak woli politycznej, bo nie można by okradać. To proste, jak to się mówi, jak konstrukcja cepa.

Czy nie najwyższa pora, aby to zmienić? Może należy wyłonić nowych przedstawicieli nie wchodzących w dotychczasowe układy. Niech w końcu złotouste nieroby zaczną pracować. Nie tam ich miejsce, bo nie spełniają swej roli. Nie pilnują naszego interesu, tylko swego i niestety też innych, którym służą. Nie jest to w każdym razie polska racja stanu. W żadnym przypadku.