Przeskocz do treści

Kryzys cywilizacji zachodniej. Patryk Jaki – W UE nie ma trójpodziału władzy. To jak deep state

Dla naszego regionu w percepcji państw Zachodu, została przeznaczona rola podwykonawców. To jest nadal kolonialne myślenie, którego oczywiście nikt tak nie nazywa” – przekonuje wybrany z listy PiS europoseł Solidarnej Polski Patryk Jaki w rozmowie z portalem wPolityce.pl, dotyczącej kryzysu cywilizacji, z którym zmaga się Unia Europejska.

wPolityce.pl: W listopadzie zorganizował Pan konferencję „Zderzenie kulturowe w UE”. W grudniu grupa EKR przygotowała konferencję „Jak zreformować Unię dla przyszłości Europy?”. W jakim celu organizujecie takie wydarzenia?

Patryk Jaki: Jak to bywa w zwyczaju u konserwatystów, jest to forma pracy u podstaw. Uważamy, że trzeba pamiętać o pracy ideowej. Za każdym razem, kiedy zło ubiera się w szaty rewolucji (oczywiście pod pięknymi hasłami), to potrafi niszczyć, natomiast nie potrafi nic stworzyć. W historii często było tak, że w momencie kumulacji zła zawsze rodziło się coś dobrego. Tak było w przypadku niektórych wydarzeń rewolucji francuskiej, czyli np. rzezi w Wandei. Po niej do władzy dochodziły kolejne frakcje, które ścinały swoich poprzedników, mordowano księży, tworzono własny, świecki kościół, wymieniano kalendarz itd. W czasie, gdy to całe szaleństwo trwało, zrodził się konserwatyzm, w formie jaką znamy do dziś. I to nie tylko we Francji, ale rozprzestrzenił się na cały świat. Dziś będzie tak samo. Jeżeli ten walec kolejnej rewolucji (niektórzy mówią neomarksistowskiej, inni o transhumanizmie), jeśli tzw. cancel culture, jeżeli idea „woke”, szerzą się w Europie, ale również w USA, to zadaniem konserwatystów jest proponować i pokazywać ludziom alternatywę. Historia jest nauczycielką życia i my jesteśmy przekonani, że dokładnie tak jak to bywało kiedyś, ta rewolucja musi skończyć się źle i do ludzi prędzej czy później dotrze, że niszczyć jest łatwo, a tworzyć dużo trudniej. Naszym zadaniem jest budować świadomość społeczną i to był główny cel konferencji, którą organizowałem. Chodziło o budowanie świadomości społecznej, tzn. tłumaczenie bardzo skomplikowanych procesów. Jestem przekonany, że można dotrzeć do ludzi. Jeżeli ci ludzie, którzy odpowiadają za rewolucję uważają, że człowiek będzie potrafił żyć bez transcendencji, to po prostu bardzo głęboko się mylą.

Jakie kryzysy składają się na rewolucję, z którą mamy obecnie do czynienia?

Przeżywamy kryzysy na kilku płaszczyznach. Po pierwsze jest to kryzys wolności, po drugie kryzys tożsamości i po trzecie kryzys instytucjonalny. To wszystko, jak to niestety bywało już w historii, łączy się w kryzys gospodarczy. Dlaczego mamy kryzys wolności? Ponieważ dzisiaj w Europie niestety nie można już wszystkiego powiedzieć. Przypominam, że Europa była budowana na wartościach chrześcijańskich, które niosły ze sobą wolność, wolną wolę. Jezus Chrystus przyniósł to wraz ze swoimi narodzinami. Dzisiaj wolność jest już tylko pojęciem, które używa się jako retorycznego bata, natomiast nie ma nic wspólnego ze swoim pierwotnym znaczeniem. Na uniwersytetach nie można wypowiadać własnych przekonań, bo grozi wyrzucenie ze szkoły, nie można kwestionować ideologii gender, ponieważ zostanie się napiętnowanym, nie zrobi kariery w administracji ktoś, kto będzie miał inne poglądy niż te powszechnie obowiązujące. Na tym tle pojawiła się cała cancel culture, czyli kultura unieważnienia, że jeżeli nie zgadzasz się z jedynym możliwym nurtem, to zostajesz wycancelowany (wykasowany – red.) - to jest twój kryzys wolności. On dotyka Europę.

Jak zdefiniować inne problemy naszej cywilizacji?

Drugi jest kryzys tożsamości. Na Zachodzie mówi się o kulturze woke. Jej piewcy to ludzie, którzy żyją tak, jakby nagle się obudzili i uważają, że przed nim nic nie było, nic nie zostało zbudowane, a dorobek cywilizacyjny nie ma żadnego znaczenia. Z tego bierze się kryzys tożsamości, bo jeśli nie masz się do czego odwołać, to jest mniej więcej tak samo, jakby ktoś wybierał się na skomplikowaną podróż w Tatry, nie używając wyobraźni. Mądry człowiek przygotowując się do drogi, będzie jednak korzystał z lat doświadczeń wielu ludzi, którzy przechodzili tą trasą i potrafią wskazać, co robić, a czego nie, której drogi unikać, jak się ubrać. Po prostu korzysta z doświadczeń pokoleń. Natomiast człowiek głupi po prostu tam pójdzie i uzna, że nic przed nim nie było i on sam sobie poradzi, przez co często kończy śmiercią. To jest taka analogia do tego, jak próbuje się wycancelować cały dorobek cywilizacyjny. Ten kryzys tożsamości niestety coraz częściej widać na ulicach, jak w Stanach Zjednoczonych atakowano pomniki Pułaskiego czy Kościuszki, który przeznaczył swoje środki życia, żeby wykupić jak największą ilość niewolników. Mówię o Stanach, ponieważ to jest pewien symbol cywilizacji zachodniej, o której ludzie chcą zapomnieć.

Co nie tak jest z instytucjami?

Kryzys instytucjonalny polega na odejściu od zasady trójpodziału władzy. Każda demokracja, by w ogóle mogła nazywać się demokracją w rozumieniu „zachodnim”, opiera się na zasadzie, że każda z władz (ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza) rezygnuje z jakiejś części swojej omnipotencji, żeby inna mogła ją kontrolować. Tak się tworzy monteskiuszowskie „check and balance” (w dosłownym tłumaczeniu „sprawdź i balansuj”; w wolnym tlumaczeniu mechanizm kontroli i równowagi – red.). Obecnie w UE jest stworzony system, w którym nie ma żadnego „check and balance”, tradycyjnego podziału władzy, tylko Komisja Europejska rości sobie prawo do tego, aby jednocześnie być władzą ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, czego Polska dzisiaj doświadcza. Tak naprawdę dla ludzi ten system podejmowania władzy jest nieczytelny, nie ma nic wspólnego z demokracją. Co więcej, akurat w Unii Europejskiej zachodzi coś na kształt zjawiska „deep state”, które znamy na podstawie przełomowych książek ze Stanów Zjednoczonych. Według nich to głęboko ukryte przed opinią publiczną grono ludzi, którzy nie są przez nikogo wybierani, a tak naprawdę podejmują kluczowe decyzje w państwie, czy instytucjach. Dziennik „Libération” opisał jak ten „deep state” wygląda w Unii Europejskiej i to się złożyło na kryzys instytucjonalny.

Dlaczego sądzi pan, że te trzy elementy składają się na kryzys gospodarczy?

Ponieważ przez te trzy kryzysy, Europa jest zbyt mało pewna swoich możliwości i nie potrafi korzystać ze swojego dorobku. Dużo pieniędzy angażuje w ideologię i walkę z prawdziwą wolnością, więc siłą rzeczy nie jest w stanie zbudować silnego mechanizmu, który byłby w stanie budować jej pozycję na świecie. I dlatego polityczna i gospodarcza konkurencyjność Europy spada, i Stary Kontynent coraz mniej liczy się w rozdaniu geopolitycznym. Stąd nasze wszystkie konferencje i działania, gdyż uważamy, że gdyby udało się rozwiązać te trzy osie kryzysowe (a przecież nie jest to trudne, wystarczy wrócić chociażby do tego, co mówili ojcowie założyciele UE) wtedy Europa mogłaby spokojnie znów być, tak jak bywało to drzewiej w historii, jednym z najważniejszych kontynentów, który nadawał ton rozwojowi całego świata. Chcemy budować świadomość społeczną nie tylko w Polsce, ale również w całej Europie, ponieważ konferencje były celowo tłumaczone na inne języki po to, by zostały w Internecie, mogły być punktem odniesienia i by można było do nich wracać, i przekonywać ludzi, że Europa nie musi być tak słaba, jak sama w tej chwili się definiuje.

Ryszard Czarnecki w wywiadzie dla tygodnika „Sieci” stwierdził, że ataki z Brukseli na Polskę są spowodowane dynamicznym rozwojem Polski, z czym europejskie elity nie mogą się pogodzić. Czy zgodzi się Pan z taką opinią?

To jest jedna z przyczyn, dla których Polska jest atakowana. Obserwujemy wzrost znaczenia państw Europy Środkowo-Wschodniej, którego symbolem jest nasz kraj, dlatego na Polskę poszedł pierwszy atak, żeby dać też przykład innym państwom tego regionu, żeby siedziały cicho. Europa Środkowo-Wschodnia z Polską jako naturalnym liderem, rozwija się za szybko i goni państwa Europy Zachodniej, które są pogrążone w marnowaniu pieniędzy i czasu na głupie spory ideologiczne, które wiadomo przecież, że nie tworzą żadnej wartości dodanej. Faktycznie to jest jeden z fundamentów sporu, bo nikt nie chce, żeby w przyszłości państwa naszego regionu były równorzędnym partnerem, ponieważ dla nich w percepcji państw Zachodu, została przeznaczona rola podwykonawców. To jest nadal kolonialne myślenie, którego oczywiście nikt tak nie nazywa, ale de facto do tego się sprowadza. Jest to jeden z powodów, żeby zabić te aspiracje zanim będzie za późno.

Jakie są inne powody?

Kolejnym jest to, że w Europie generalnie dominuje nurt liberalno-lewicowy, który nienawidzi chrześcijaństwa, Kościoła, starego konserwatyzmu, prowadzi ogromną pracę, żeby politykę neomarksistowską wprowadzić szerokimi drzwiami. Polska i szczególnie polski rząd pokazuje, że może być inaczej, można bronić tych zasad. Widzą że przyjęty przez nas model oparcia na wartościach duchowych staje się znów atrakcyjny. Mówię znów, bo były czasy, gdy I Rzeczpospolita była miejscem, które inspirowało cały świat. Polska była takimi Stanami Zjednoczonymi dzisiejszego świata, gdzie każdy chciał mieszkać. Było tak ze względu na atrakcyjny model ustrojowy – wolność, w tym wolność religijną. Nie było żadnego przypadku, że akurat w Polsce była deklaracja warszawska, pierwsza konstytucja w Europie, itd. Oni widzą, że ten polski model prawdziwej wolności (nie tej reglamentowanej, która jest na Zachodzie) może być na tyle atrakcyjny, iż będzie ściągać ludzi. Dostrzegają to również w faktach, które da się policzyć. Dane pokazują, że w polskim modelu nie ma praktycznie zamachów terrorystycznych, należymy do najbezpieczniejszych państw, gdzie jest ciągle silna rodzina, czyli są względnie stabilne więzi społeczne. Dostrzegają to i dlatego Polski nienawidzą. To drugi z powodów, dla którego atakują Polskę. Trzeci jest taki, że nie chcemy się zgodzić na projekt federalizacyjny, który de facto oznaczałby projekt podboju instytucjonalnego Polski bez jednego wystrzału. Sprowadzałby się do tego, że wszystkie decyzje dotyczące naszego państwa podejmowano by w Berlinie lub Brukseli. Polacy przestaliby być gospodarzami we własnym kraju. Te trzy elementy powodują, że na Polskę jest tak ogromny atak.

W grudniu odbyło się spotkanie europejskiej prawicy i konserwatystów. Czy patrząc na sytuację polityczną np. we Francji lub Włoszech jest szansa na to, by prawica stała się znaczącą siłą w Unii Europejskiej?

Jest oczywiście na to szansa, aczkolwiek polskie elity polityczne zbyt wiele nadziei pokładają w innych. Polska przede wszystkim powinna kreślić wizję Europy rozsądku i przeciwstawić się Europie szaleństwa oraz piętnować zawłaszczania kompetencji przez unijne instytucje, działania pozatraktatowe, jak łamanie praworządności przez wszystkie agendy UE. Powinniśmy być na czele takiej kontrrewolucji, a dodatkowo odrzucać wszystkie szalone pomysły ideologiczne, jak to, że każde dziecko nawet bez zgody rodziców może sobie zmienić płeć. Powinniśmy stać na czele racjonalności i (z czasem) odrzucić wszystkie głupie pomysły związane z pakietem klimatycznym, które powodują, że mamy tak dużą inflację i wzrost cen. Przecież jeżeli dzisiaj ¾ cen energii jest narzutem ideologicznym, to proszę sobie wyobrazić, że gdyby Polska odrzuciła te głupoty nasza energia kosztowałaby jedną trzecią tego, co energia w Niemczech i innych państwach, a przez to nasza gospodarka i firmy od razu byłyby ogromnie konkurencyjne. Szybko podbilibyśmy gospodarczo Europę. Tylko od naszych elit politycznych trzeba wymagać odwagi, a nie wiecznie zgadzania się na wszystko, co mówi Zachód.

Łatwo powiedzieć. Jak to miałoby wyglądać w praktyce?

Gdy oni skaczą do pustego basenu na głowę, to nie skakać głupio za nimi, tylko po prostu budować silną, podmiotową Polskę i już przestać się tak na nich oglądać. Musimy zacząć odbudowywać nasze wpływy tam, gdzie polska kultura i ustrój są dalej atrakcyjne, czyli na byłych terenach I Rzeczypospolitej. Szukać tam potencjalnych sojuszy, np. według projektu Trójmorza. Budować silną Polskę, z którą wszyscy będą musieli się liczyć. Nie możemy oglądać się na to, czy Bracia Włosi wygrają, czy nie. Chodzi o to, żeby Polska znów stała się (tak jak bywało w najlepszych czasach I Rzeczypospolitej) punktem odniesienia, który będzie bronił rozsądku i wartości. W tym roku mieliśmy 400. rocznicę bitwy pod Chocimiem, gdzie Polacy po raz kolejny ratowali całą Europę, bo przecież wtedy historia naszego kontynentu potoczyłaby się zupełnie inaczej. Ale wówczas cała Europa była wdzięczna Polakom za to, co zrobili. Dzisiaj jest taki okres, iż Polska, mimo że jeśli chodzi o zdolność do bronienia cywilizacji europejskiej, stoi dokładnie w tym samym miejscu, gdzie znajdowała się 400 lat temu, to nikt nie jest wdzięczny, tylko wszyscy mają jeszcze pretensje. Jeśli zaczniemy czerpać korzyści z naszej kondycji kulturowej i znów twardo będziemy bronić wartości, z czasem i tak wszyscy nam podziękują. Polska stanie się punktem odniesienia – miejscem normalności, gdzie wszyscy z Europy będą chcieli przyjeżdżać. Tylko najważniejsze jest byśmy w to sami uwierzyli.

Dziękuję za rozmowę / Rozmawiał Mateusz Majewski.

Tekst i zdjęcie za: https://wpolityce.pl/polityka/579320-jaki-w-ue-nie-ma-trojpodzialu-wladzy-to-jak-deep-state