Przeskocz do treści

Mistrz kontra test

Anna Maria Kowalska

Stało się. Po wielu latach wdrażania różnorakich reform edukacyjnych nagle okazuje się, że nic nie stymuluje bardziej rozwoju ucznia jak bezpośredni kontakt z prowadzącym zajęcia. Ten rudymentarny sąd  słychać ze strony ekspertów, tak polskich, jak i europejskich. Potwierdza się tym samym teza o istnieniu twórczej relacji mistrz – uczeń, od czego nic lepszego jeszcze jak dotąd nigdy nie wymyślono.  Zdawszy sobie z tego sprawę, eksperci sygnalizują jednocześnie, że w obecnych czasach pełny rozwój intelektualny edukowanego tak naprawdę zaczyna się dopiero na wyższych uczelniach, gdzie po wielu latach „nauki” w zreformowanych szkołach pojawia się nareszcie szansa zaistnienia takiej relacji.

Zabawne. Wychodzi na to, że nasz system edukacyjny (w dużej mierze oparty na uczeniu się „pod testy” i tym samym „zdepersonalizowany” w zakresie egzaminowania) na ładnych kilkanaście lat blokuje rozwój osobowy absolwentów podstawówek, gimnazjów i liceów. Ogłupiająca testowa forma  sprawdzania czegoś, co umownie nazywa się „wiedzą”, a co żadną wiedzą nie jest (najwyżej zlepkiem pewnych wyuczonych na pamięć i szybko zapomnianych danych, o czym się łatwo przekonać, gdy obserwuje się ucznia dłużej, prowadząc z nim dialog), funkcjonuje jednak także na wyższych uczelniach, m.in. jako forma kontroli „postępów” studenta w ramach egzaminowania licznych roczników, bądź w obrębie sprawdzania efektów wykorzystania tzw. E – learningu na platformach internetowych. Wygląda zatem na to, że zamiast starać się skonstruować własny, unikalny wzorzec edukacji, oparty o solidne, przedwojenne podstawy – a tym samym wspierać spersonalizowany model kontaktu ucznia z nauczycielem – wydatkujemy olbrzymie kwoty, by wdrożyć coś, co de facto blokuje szanse rozwojowe – i jest skazane z gruntu na porażkę. Reszta „zreformowanej” w zakresie edukacji Europy wpadnie we własne sidła, a my? W ostatnich latach już i tak jesteśmy mistrzami w fatalnym i nietrafionym lokowaniu pieniędzy w ściągane z zewnątrz pomysły. Niezależnie od tego, ile środków i skąd dostaniemy, zawsze udaje się nam tak dobrać cel ich przeznaczenia, by sprawnie i bez pudła trafiły wprost w błoto.