Przeskocz do treści

„Quasi – karnawałowy” obywatel

Anna Maria Kowalska

„Dawniej w karnawale modne były bale”. Dziś niby też się tak bawimy, ale od zabaw tanecznych bardziej zajmujący zdaje się całoroczny quasi – karnawał w sieci, w tradycyjnych mediach i w „realu”. Quasi – karnawał, od którego, tak naprawdę, nie ma nijakiej ucieczki.

Jak go rozpoznać i włączyć się do ruchu? Nic prostszego. Jest w nas – i my w nim jesteśmy jakby „od zawsze”. Wystarczy otworzyć konto mailowe, lub wejść na jakąkolwiek stronę internetową. Od rana do nocy setki ogłoszeń i zaproszeń – od zachęt do kupna leków na kaca po wyjazdy zagraniczne na Majorkę. Do tego dochodzą reklamy na komórki od nieocenionych operatorów, pchane od rana do nocy – i telefony rozmaitych „agentów” z prywatnych firm, świadczących usługi dla ludności. Te z kolei docierają do nas za pośrednictwem aparatów stacjonarnych. Gdy jeszcze doliczyć centra badania opinii społecznych, regularnie zgłaszające się w godzinach obiadowych z infantylnymi pytaniami – obraz jest prawie kompletny. Prawie, bo istnieją jeszcze ulotki reklamowe, dostarczane do koszyczków i skrzynek pocztowych. I ta sama reklama w sklepach mało – i wielkopowierzchniowych, nie mówiąc już o nachalnej – telewizyjnej, prasowej, radiowej i komunikacyjnej, skonstruowanej na poziomie doznań emocjonalnych i intelektualnych 11-letniego dziecka. Nasi spece przywieźli dobre wzory sprzed ponad pół wieku. Taki wzorcowy typ konsumenta kształtowała standardowa reklama amerykańska wczesnych lat 50-tych.

No i mamy skutki. Nadużywane leków bez recepty, co owocuje zwiększoną śmiertelnością i zatruciami, otyłość i liczne schorzenia jako problem społeczny, nareszcie – nieumiejętność samodzielnego myślenia i wyciągania wniosków u sporej części populacji. I zwiększone wyciąganie rąk po kolejne cacka z dziurką, których już nie potrafimy się wyrzec. I to ma być wzorcowy obraz „społeczeństwa obywatelskiego”? Aż strach pytać.

Dodaj komentarz