Przeskocz do treści

„Społeczeństwo wiedzy”?

Anna Maria Kowalska

J. H. Poincaré, któremu trudno odmówić posługiwania się analityką matematyczną powiedział kiedyś ponoć, że nagromadzenie danych nie jest jeszcze wiedzą. Święta prawda! Pomyślałam o tym, czytając (z obowiązku) kryteria kwalifikacji na studia 2012/13, proponowane przez jeden z renomowanych krakowskich uniwersytetów.

Pozornie wszystko wydaje się niezwykle precyzyjne, mierzalne, obliczalne, działające na korzyść  Kandydata. Warunki studiowania znakomite, baza lokalowa – do rany przyłóż, informatyzacja studiów wdrożona, a uczelnia to bastion wiedzy i potencjału, odmienianego przez wszystkie przypadki. Do samych pochwał, zasad naboru i precyzyjnych obliczeń wyników przedmiotowych dołączono olbrzymie dwie dwustronne „płachty” danych, z wyszczególnieniem wydziałów i kierunków studiów wraz z kryteriami przyjęć. Kiedy nareszcie po długich męczarniach z bólem głowy przez to wszystko przebrniemy, dla lepszej orientacji i dla wygody Kandydatów trzeba jeszcze przestudiować dwustronną „płachtę” numer trzy: zasady uwzględniania w rekrutacji osiągnięć laureatów, finalistów, medalistów i uczestników olimpiad, których to olimpiad liczba ogólna po prostu poraża. Bo nie wiem, czy Państwo wiedzą, ale oprócz olimpiad przedmiotowych mamy jeszcze zawodowe, interdyscyplinarne, tematyczne i nadto międzynarodowe. Stuprocentowy wyścig szczurów po E – indeks. Uraczeni „wiedzą”, po czymś takim z utęsknieniem wracamy do Sokratejskiej maksymy: „Wiem, że nic nie wiem” i najchętniej udalibyśmy się na łono natury powąchać ledwo wschodzące kwiatuszki, albo nakarmić kota, czy pobiegać z psem po łące. Myśl o kolejnym nawiedzeniu uczelni staje się nam coraz bardziej nienawistna i wstrętna, a czekająca ohyda nieznanych jeszcze procedur elektronicznych wpędza nas do grobu. Wszystko lepsze, nawet orka na ugorze, jak to klikanie do obrzydzenia w kieracie na czas…

Ale to jeszcze nie koniec… Po przymusowych „studiach o studiach” czeka nas dodatkowa, naprawdę ekscytująca rozrywka. Gigantyczna errata, kolejna „płachta”, na papierze ciut gorszej jakości, zadrukowana dwustronnie drobnym maczkiem, wskazująca, ile błędnych informacji znalazło się na wcześniej pieczołowicie zapewne przygotowywanych „kredowych” (sic!) stronach….Ale i ciesząca oko zapewnieniem, że wszystkie te dane mają charakter „poglądowy”… a aktualizację znaleźć można zawsze… na stronie internetowej, bądź, w razie wątpliwości – w Dziale Rekrutacji.

Mój Boże, jakże to ujmująco i dziecinnie proste! Łza się w oku kręci.

I co tu komentować, Drodzy Państwo?