Feliks Pobiedziński
20 milionów w Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich, 65 milionów w Chinach, 2 miliony w Kambodży oraz Korei, milion na Kubie i 4 miliony rozsiane po reszcie świata (por. Andrzej Paczkowski, Karel Bartosek, Nicolas Werth, Stéphane Courtois, Jean-Louis Margolin, Jean-Louis Panné, Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania, Warszawa 1999).
Są to szacunkowe ilości ofiar komunizmu na świecie. Jakie aspekty jedynych słusznych ideologii panujących w państwach totalitarnych sprawiły, że te zbrodnie mogły być tak straszliwe? Czy tylko te dane i wydarzenia, które za nimi stoją sprawiają, że te systemy są straszne? Jak było możliwe, że ludzie odpowiedzialni za te ofiary potrafili porywać tłumy zwykłych ludzi? Jak można uchronić się przed powrotem tych systemów? Żeby odpowiedzieć na te pytania, należy zagłębić się w naturę owych ideologii, zastanowić się nad prawdziwością ich dogmatów, poddać konstruktywnej krytyce tezy w nich stawiane.
„Widmo krąży po Europie – widmo komunizmu” – oto pierwsze zdanie chyba najsłynniejszego dzieła myśli socjalistycznej pt.„Manifest Partii Komunistycznej” napisanego przez Karola Marksa i Fryderyka Engelsa w połowie XIX wieku. Autorzy tego „dzieła” nie wymyślili systemu komunistycznego, a przed wydaniem ich książki idea socjalizmu umierała śmiercią naturalną. Było to spowodowane tym, że w owych czasach funkcjonowały komuny, czyli zamknięte ośrodki, w których realizowano postulaty zniesienia własności prywatnej czy centralnego planowania. Poziom życia w owych społecznościach był dużo niższy, niż poza nimi. Można wspomnieć, że w jednej z takich utopijnych wspólnot przez 2 lata żył razem z rodziną Josiah Warren – jeden z pionierów myśli anarchoindiwidualistycznej. Wskazywał on brak własności prywatnej za główną bolączkę i powód niskiego poziomu życia w komunie. Przełomowość książki polegała na tym, że jej autorzy (zapewne pod wpływem odkrycia angielskich ekonomistów, którzy udowodnili, że im obszar autakryczny pod względem gospodarczym jest większy, tym szybciej się rozwija) w niej stwierdzali, że niepowodzenia kolektywizmu w komunach były każdorazowo spowodowane tym, że system gospodarki centralnie planowanej, aby działał, musi być wprowadzony na większym obszarze.
Charakterystyczna dla marksizmu-leninizmu jest jego rzekoma nienegowalność naukowa. Jego zwolennicy traktują dogmaty swojej ideologii całkowicie bezrefleksyjnie. Jednym z flagowych przykładów tego zjawiska jest twierdzenie, że nastanie komunizmu jest nieuchronną koleją rzeczy. Stawianie takiej tezy już na wstępie ucina jakiekolwiek dyskusje nad sensownością ustroju, jaki miałby panować. Innym przykładem może być sformułowanie „byt określa świadomość” (zob. Karol Marks, Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej, Warszawa 1955). Wynika z niego, że każda klasa ma swoją świadomość, swoje prawdy. Można na podstawie tego stwierdzić, że nie ma prawdy obiektywnej, każde twierdzenie może być prawdą tylko w obrębie danej klasy. Jest to oczywisty nonsens (czy stwierdzenie „nie ma prawdy obiektywnej” jest prawdą obiektywną?), który doskonale ilustruje, ile wartości merytorycznej, a ile sofizmatów jest w hasłach marksistów. Podobna sytuacja występuje w hitleryzmie, gdzie domniemana naturalna wyższość rasy aryjskiej nie posiada żadnych podstaw w nauce na swoje poparcie.
Podstawowym błędem komunizmu jest jego założenie, że cała historia opiera się na walce klas. Na podstawie tego twierdzenia można wyciągnąć wniosek, że w obecnie (lub ówcześnie) funkcjonującym ładzie społecznym występuje silny konflikt interesów. Konflikt ów według jego zwolenników miałby występować pomiędzy wyzyskiwaną klasą robotniczą, a wyzyskującą grupą właścicieli fabryk i reszty „burżuazji”. Myślenie owe pokutuje do dzisiaj, co można zauważyć w wypowiedziach m.in. wielu polityków, którzy twierdzą, że pracownik idąc do pracy przepracowuje parę godzin na swojego szefa, a dopiero potem zaczyna zarabiać na siebie. Dla człowieka rozumiejącego mechanizmy i zasady systemu liberalnego, czyli opartego na własności prywatnej oczywiste jest, że robotnik idąc do fabryki z własnej i nieprzymuszonej woli dokonuje wymiany ze swoim pracodawcą oferując mu daną usługę (np. zmontowanie drzwi do 100 aut), a dostając w zamian określone wynagrodzenie. To, co w kapitalizmie (oczywiście jeżeli nie występuje monopol, co zdarza się bardzo rzadko) w rzeczywistości jest dobrowolną umową komuniści nazywają przymusem czy zniewoleniem. Owe przekłamanie spowodowane niewiedzą, niezrozumieniem czy po prostu ignorancją funkcjonuje często w zbiorowej świadomości jako oczywisty fakt spotykając się z próbami sprostowania tylko przez nieliczne media czy niektórych ekonomistów i polityków.
Bardzo ważnym punktem w drodze do znalezienia wspólnych korzeni nazizmu i komunizmu jest próba odpowiedzenia sobie pytanie, czym oba systemy się od siebie różnią. Choć na pierwszy rzut oka w retoryce propagatorów obu idei widocznych jest wiele różnic, to po głębszej analizie można dojść do wniosku, że w rzeczywistości owe rozbieżności dotyczą tylko szczegółów. Ich podstawową cechą wspólną jest sprowadzenie człowieka do jedynie części ogółu; odarcie go z wszelkiego indywidualizmu czy wolności osobistej oraz nadanie aparatu państwowemu możności skazania na zagładę tych, którzy w jego opinii stoją na przeszkodzie do osiągnięcia swoich celów wybranej grupie osób, która jest z góry określona. W przypadku narodowego socjalizmu w III Rzeszy ową wybraną, uprzywilejowaną grupą był naród niemiecki, któremu wg. retoryki nazistów na drodze stali Żydzi czy Słowianie. W ZSRR jego miejsce zajmował szeroko pojęty proletariat, który rzekomo miał mieć konflikt interesów z przeciwnikami rewolucji, za których uważano burżuazję, osoby które nie zalecały się do rozkazów władzy oraz ludy, które nie osiągnęły cywilizacyjnego pułapu odpowiedniego dla krajów Europy Środkowej. Wszelkie mordy popełnione przez hitlerowskich czy komunistycznych zbrodniarzy były skutkiem takiego właśnie rozumowania.
Elementem wspólnym narodowego socjalizmu oraz marksizmu jest, jak sama nazwa wskazuje – socjalizm. Choć przeciętnemu człowiekowi może wydawać się bardzo mało prawdopodobne, by w dzisiejszej Europie powtórzyły się masowe mordy charakterystyczne dla XX w., to nie można zaprzeczyć, iż idea socjalistyczna świeci triumfy. Socjalizm, czyli nacjonalizacja środków produkcji stoi w opozycji od opartego na zasadzie własności prywatnej liberalizmowi, który nigdy nie przyczynił się do masowych mordów. Można zauważyć obecnie kontynuację tendencji do ograniczania wolności, co teraz zostało nazwane mianem „państwa opiekuńczego”. Porządek legislacyjny oparty na podstawach prawa rzymskiego (których funkcjonowanie wyklucza jednoczesne spełnienie postulatów socjalistów), który obowiązywał w całym kręgu zachodniej cywilizacji jest obecnie burzony i zastępowany nowym, który charakteryzuje tym, że m.in. sam nie reguluje zasięgu władzy w ustanawianiu nowych praw, co umożliwia dalszy pochód w stronę coraz większej ilości regulacji dotyczących naszego codziennego życia. Zasady takie jak in dubio pro reo (w razie wątpliwości na korzyść oskarżonego), lex retro non agit (prawo nie działa wstecz) czy pacta sun severanda (umów należy dotrzymywać) zdają się obecnie nic ni znaczyć dla obecnych ustawodawców, a podstawowa zasada chroniąca wolność osobistą – violenti no fit iniuria – chcącemu nie dzieje się krzywda – stoi w sprzeczności z większością funkcji, jakie pełni dzisiejsze państwo. Uważam, że godny zastanowienia jest fakt, że zasady, które mogłyby być bardzo dobrym zabezpieczeniem przed powrotem (?) totalitaryzmu są obecnie przez większość klasy politycznej całkowicie ignorowane, a przez część nawet krytykowane.
W mojej ocenie najbardziej skutecznym rozwiązaniem chroniącym przed totalizmem, jakie mamy w rękach jest powrót do koncepcji państwa klasycznie liberalnego, które z jednej strony ochraniając obywateli przed tzw. wrogiem wewnętrznym uwolniłoby ich od zagrożenia oddolnie powstających ruchów zagrażających wolności, a z drugiej samo nie miałoby narzędzi żeby im tę wolność odebrać czy ograniczyć (por. Friedrich Hayek Droga do zniewolenia, Kraków 2009; Ludwig Mises Socjalizm, Kraków 2009).