Gabriel Szachraj
Owa młodość w istocie, jakieś tam uprawnienia może i posiada, niemniej trudno w to ostatnio uwierzyć. Szczególnie, jeżeli przyglądniemy się życiu studenckiemu. A i owszem – jest to szczególna grupa społeczna, znana powszechnie ze swojego zamiłowania do hucznej, szampańskiej (i nie tylko) zabawy, niekiedy głośna, niekiedy bezczelna. Ot – brać studencka. Jednakże, jeżeli pozwolić jej się wyszumieć, jest szansa iż wkrótce dołączy do całego grona zdolnych i uczciwych obywateli, którzy będą wspólną pracą tworzyć dobrobyt całego kraju, naturalnie, jeżeli ową pracę znajdą, co w ostatnim czasie bywa wymagające. Zanim to jednak uczynią, przedzierać się muszą przez gęste chaszcze egzaminów, kolokwiów, wkraczać na zdradliwe tereny zwane „dziekanatami”, a także przechodzić całe rytuały zapisów, podpięć, składania deklaracji i tym podobne…
Dodatkowym wyzwaniem jest, iż nawet sami mentorzy tej niezwykłej czeladzi nie szczędzą sił i zapału, aby utrudnić przebycie owej niebezpiecznej trasy zwanej przez zwykłych śmiertelników „studiami”. Ich ostatnim pomysłem były elektroniczne zapisy na egzaminy i przedmioty przez Uniwersytecki System Obsługi Studiów (USOS), które nagradzają tych o najlepszym refleksie i najszybszym łączu internetowym. Miejsc na wymarzone terminy jest bowiem niewiele, co powoduje, iż jedynie ci, którzy od wieków ćwiczą swą rękę, strzelając do rewolwerowców na Dzikim Zachodzie, są w stanie zmieścić się między „godziną zero”, o której otwierana jest rejestracja, a nieuniknionym krachem serwera z powodu przeciążenia. Wykonać mają od 4 do około 30 kliknięć, w zależności od współczynnika swojej nieugiętości w pozyskiwaniu wiedzy, która przekłada się na liczbę wybranych przedmiotów, jak i starego, dobrego pecha. A mają na owo działanie, po przeliczeniu, jakieś 43 milisekundy, zaokrąglając w górę…
Nieprzypadkowo użyłem tu sformułowania „godzina zero”, gdyż taką właśnie godzinę wybrano ostatnio na zapisy na niektóre z egzaminów. Tak, tak, moi mili – nie bójcie się owej niewiarygodnej prawdy – jeżeli ktoś chce bowiem zdawać w upragnionym, zaplanowanym terminie, musi być obecny przy najbliższym komputerze, bądź innym urządzeniu z dostępem do sieci dokładnie o godzinie 0:00, gdy odpalono już pierwsze fajerwerki. Bowiem najwyraźniej „siły, o których nie mamy pojęcia”, bądź „siły, które nie mają o niczym pojęcia” (do wyboru) postanowiły w swej niezwykłej, niespotykanej u racjonalnych istot mądrości, iż obchodzenie Sylwestra jest przereklamowaną, konsumpcyjną mrzonką, z którą trzeba zdecydowanie walczyć. A jak lepiej spowodować, aby noc była cichsza z powodu nieobecności części studenckiej braci z UJ? Proste – zorganizować zapisy. Genialne? Też tak sądzę i już piszę o przyznanie pomysłodawcom Pokojowej Nagrody Nobla, którą mogą dostać za nic i/lub na zachętę, bo to przecież już się kiedyś zdarzyło…
Ktoś powie: „E tam, parę minut różnicy nie zrobi… Jak zaczną świętować trochę później, to nic się nie stanie…” Prawda… Jeżeli na pociąg przyjdziemy trochę po czasie odjazdu to też nic się nie stanie. Ale to w Polsce, bo mamy już wypracowane metody na opóźnianie pociągów, jednak na razie nie wymyślono, jak „opóźnić” nadejście Nowego Roku, choć urzędujący gabinet dwoi się i troi. Niemniej, zastanawiające – jak oderwanym od rzeczywistości, bądź jak przygnębionym smutasem trzeba być, aby wymyślić coś takiego? Warto zapytać osoby za to odpowiedzialne, których imion i nazwisk tutaj nie zdradzę, nie dlatego, iż istnieje ustawa, która tego zakazuje, ale ponieważ i ja sam pragnę studia ukończyć. Cóż, pozostaje jedynie stwierdzenie, iż spokojnie można nazwać strategów, którzy obmyślili ów niecny plan Obywatelami Świata, gdyż przekraczają wszelkie granice, z granicami logiki, absurdu i zdrowego rozsądku włącznie.