Przeskocz do treści

Mateusz Reczek

Wśród zapisków encyklopedycznych czy słownikowych osoba Franciszka Bujaka, profesora historii i prekursora polskiej socjologii i socjografii, występuje zazwyczaj w kontekście jego zasług dla nauki, czy zasług nauczycielskich, w wykształceniu wielu równie znakomitych historyków i naukowców innych specjalności. Ba, istnieje nawet takie określenie jak „szkoła Franciszka Bujaka”.

W podręcznikach socjologii przeczytać możemy takie sformułowanie: "Bujak, zbierając materiały do swoich monografii, przywiązywał wielką wagę do bezpośredniego kontaktu z badaną zbiorowością. Wiele czasu spędzał w badanych miejscowościach, w których prowadził obserwacje i rozmawiał z mieszkańcami, a także przeprowadzał wywiady zarówno z pojedynczymi osobami, jak i wywiady grupowe. Sięgał również do materiałów archiwalnych i wykorzystywał dane statystyczne" (Barbara Szacka, Wprowadzenie do socjologii").

Ja jednak mogę stwierdzić, że Bujak (fot. Wikipedia) przywiązywał wielką wagę nie tylko do kontaktu z badaną społecznością, ale w ogóle do kontaktu z ludźmi. Mam przyjemność poznawać osobę profesora dzięki wspomnieniom jego rodziny, a także z jego listów do krewnych. Rodzina profesora Bujaka mieszka bowiem w mojej rodzinnej miejscowości, w Lichwinie pod Tarnowem, a niektórzy z jego krewnych to, po prostu, moi sąsiedzi. Może zastanawiać nas, skąd tutaj krewni profesora, w którego biogramie czytamy, że urodził się w 1875 roku w Maszkienicach koło Brzeska, a zmarł w 1953 roku w Krakowie? Stało się tak za sprawą ojca Franciszka Bujaka – Jakuba, który w 1901 roku, wraz z żoną i dziećmi, przeprowadził się do Lichwina, kupując tutaj podupadły majątek ziemski. To właśnie tutaj mieszkało później większość rodzeństwa profesora, to tutaj on sam spędzał wakacje i również tutaj ukrywał się wraz z rodziną w czasie okupacji hitlerowskiej.

Rozmawiałem wiele o profesorze z jego rodziną, czy tą dalszą, czy tą bliższą, z jego wnuczką, czy innymi, którzy mieli przyjemność go poznać. On sam dał mi się również poznać z niepublikowanych listów do rodziny, które zostały mi udostępnione. Czego z tych wszystkich źródeł się dowiedziałem? (Profesor Franciszek Bujak (po lewej z brodą), wśród rodziny w Lichwinie. Lata 30. XX w., fot. niepublikowana ze zbiorów p. Marii Wójcik).

Bardzo dużo dobrego. Każdy kto mi o nim opowiadał, zawsze kończył zwrotem, że był to wspaniały człowiek. Ja także, po głębszym niż książkowe, poznaniu jego życiorysu, mogę powiedzieć dokładnie to samo. Rodzina zapamiętała go jako dociekliwego człowieka, interesującego się wszystkim, całym życiem. Skromnego, nieco zamyślonego i niebywale życzliwego i pomocnego. Jego bracia i większość rodziny miała zaledwie skończone kilka klas, wiejskich szkół ludowych. Dlatego też nigdy nikt nie mówił, że rozmawiało się ze „stryjem” o jakichś naukowych kwestiach, również on sam prawie nigdy nie poruszał takich tematów. Rozmawiano natomiast o wszystkim, o gospodarce, o pogodzie, o życiu na wsi, o sąsiadach, ale przede wszystkim o rodzinie.

Bo to właśnie spośród wszystkich społeczności, najbardziej była mu bliska rodzina. Wielu bratanków i siostrzenic zawdzięczało profesorowi wiele, to dzięki niemu mogli się kształcić (opłacał naukę), mogli dostać lepszą pracę (bo wielokrotnie opłacał kursy doszkalające), mogli zobaczyć kraj (zabierał krewniaków do Lwowa czy Warszawy) oraz, co najważniejsze, mogli się leczyć (było kilka przypadków gdzie profesor sam opłacał leczenie krewnych) i godnie żyć (wspomagał krewnych finansowo). Wszystkie te zasługi dla rodziny były na tyle ważne, że rodzina nigdy nie zapamiętała go jako wybitnego naukowca, tylko jako dobrego stryja i wuja. Rodzina była bowiem dla Franciszka Bujaka (Grobowiec na Cmentarzu Rakowickim, fot. Wikipedia) szczególnie ważna, z pewnością zdawał sobie sprawę, że rodzina może być odbiciem szerszej społeczności lokalnej.