Manifestacyjne nadużywanie przestrzeni publicznej w każdym czasie przez protestujących zwolenników Platformy Obywatelskiej przeciwko woli obywateli wyrażonej w zeszłorocznych wyborach, przekracza już granice dobrego smaku i tylko świadczy jak najgorzej o rządzących dotąd pseudoelitach. Przykładem takiego braku ogłady był Koncert Sylwestrowy „Od Wiednia do Nowego Jorku” w wykonaniu Orkiestry Akademii Beethovenowskiej oraz solistów Magdaleny Molendowskiej i Bena Connora, zorganizowany w Krakowskim Centrum Kongresowym. O ile bowiem muzycy i śpiewacy zaprezentowali najwyższy poziom profesjonalizmu i artyzmu, to prowadzący koncert Leszek Mikos po prostu zepsuł wieczór wielu słuchaczom, na siłę wprowadzając różnorodne akcenty polityczne, których akurat tego wieczoru nikt nie oczekiwał. I nie dotyczy to wyłącznie kąśliwych uwag pod adresem aktualnej sytuacji politycznej, ale także odniesień historycznych i ich interpretacji. Już na wstępie bowiem nieistotny błąd w druku Programu informujący, że koncert odbywa się 30 grudnia, tłumaczył…że organizatorzy mieli informacje, że Sejm z większością PiS przegłosuje nawet zmianę kalendarza!
Jak by tego było mało tłumaczył też różnorodne wydarzenia historyczne w sposób, który świadczył o zatrzymaniu się w mentalności na poziomie sprzed kilkudziesięciu lat! Trzeba bowiem dziwnego toku myślenia, by udowadniać, że przyjęcie korony cesarskiej przez Maksymiliana Habsburga z rąk meksykańskich monarchistów, było przejawem… imperializmu. Podobnie rzecz miała się z twierdzeniami, że wykonanie przez orkiestrę kilku utworów Johanesa Straussa jest przejawem szacunku Krakowian i Galicjan wobec habsburskiego dworu panującego. Myślałem, że blisko sto lat po odzyskaniu niepodległości przez Polskę sentymenty niektórych Polaków wobec Wiednia zdążyły wygasnąć, ale okazuje się, że się myliłem. I nie przekonują mnie argumenty, że jest to efekt wyjątkowego liberalizmu zaborcy austriackiego wobec Polaków, bo w zaborze rosyjskim był też okres jeszcze bardziej wyjątkowego liberalizmu zaborcy, dającego Polakom nie tylko szeroką autonomię z nazwą „Królestwo Polskie”, z polskim wojskiej i polskimi symbolami narodowymi, autonomicznym rządem prowadzącym wyjątkowo samodzielną politykę gospodarczą. A mimo to, podobna sugestia „wyrażania szacunku” dla dynastii Romanowych w Warszawie potraktowana byłaby, jako co najmniej absurd! Podobnie patrzono, by na propagatora idei szacunku wobec domu Hohenzollernów w Poznaniu, choć w zaborze pruskim, a potem niemieckim Polak mógł swobodnie wygrać sprawę w sądzie przeciwko urzędnikowi państwowemu, jeśli ten w wyniku swej nadgorliwości złamał obowiązujące przepisy. Czy w tej sytuacji może kogokolwiek dziwić, że ludzie tego autoramentu tak szybko biegną do zachodnich polityków i mediów, by się skarżyć, że w Polsce źle się dzieje, bo oni stracili władzę?
Także wiedza muzyczna prowadzącego musi mieć spore niedobory, skoro straszy słuchaczy, że niektóre libretta mogą niebawem ulec ocenzurowaniu! Widocznie nie wie, że większość tych tekstów zostało już dawno przetłumaczona na język polski i to przetłumaczona tak, że ich frywolność w żadnej mierze nie kala uszu nawet najbardziej pruderyjnych osób. Zaś oczekiwanie, że arie i opery wykonywane będą wyłącznie po polsku nie jest czymś zupełnie nowym, bo po pierwsze wśród melomanów nie każdy jest poliglotą, a był okres, gdy największy polscy śpiewacy wykonywali większość arii po polsku i nie umniejszało to w żadnym stopniu ich poziomu artystycznego.
W każdym razie Koncert Sylwestrowy był doskonały, a śpiewający czysto po polsku australijski baryton, Ben Connor, wyspecjalizowany w ariach niemieckich, był przysłowiową wisienką na torcie! Jedynym zgrzytem był prowadzący imprezę i jego poczucie humoru, czy też misji, by indoktrynować słuchaczy, którzy tego wieczoru przyszli na koncert licząc na chwilę oddechu od ordynarnie prowadzonej przez opozycję polityki!