Przeskocz do treści

Ciemna Strona Mocy w klinice profesora Bogdana Chazana

Elżbieta Uczkiewicz-Bachmińska

Są we wspomnieniach z Czasów Zagłady i takie, które opowiadają, że niekiedy oprawcom wyposażonym w niepodważalny argument w postaci karabinu gotowego do strzału, nie wystarczało już samo znęcanie się nad ofiarą. Głód, ziąb, tortury, krew i krzyki z błaganiem o litość. Niektórzy chcieli uderzyć w samą głębię, sens człowieczeństwa ofiary, każąc jej własnoręcznie zabić, np. łopatą swojego towarzysza niedoli. W wersji najbardziej hard – członka rodziny: dziecko, ojca, brata. Solidarność, miłość, przywiązanie, wierność przykazaniom i tuzin jeszcze innych, ludzkich wartości wdeptać w błoto za obietnicę życia. Nędznego, pełnego poniżenia i cierpień, niepewnego jak liść na jesiennym wietrze, ale jednak – życia.

Czemu te historie przypomniały mi się przy okazji kliniki profesora Bogdana Chazana? Nasze wiodące (w ilościach zamieszczanych reklam) media nie wspominają właściwie, co stało się tam następnego dnia po usunięciu profesora z pracy. Otóż do kliniki przyszła kobieta w ciąży, z udokumentowanym powodem dla którego można tę ciążę usunąć. Wszystko – lege justicia. Towarzyszyła jej kamera. Tym jawnym szantażem zmuszono personel szpitala do dokonania zabiegu, choć przecież wiadomo było, że w szpitalu Św. Rodziny ciąż się nie usuwa.

Można sobie łatwo wyobrazić co powodowało osobami dramatu. Kobietą, która przekroczyła próg kliniki, niosąc w sobie bijące serce płodu, po to aby ten płód został zmiażdżony i wyłyżeczkowany, i w ten sposób mama pozbyła się traumy. Właśnie tu, w klinice oczyszczonej już z brzydkiego mister Hyda, choć parę ulic dalej urzęduje dobrotliwy dr Jekyll, sorry, Dębski, deklarujący, że „jest z pacjentką na dobre i na złe”. Kamerzystą ochoczo filmującym tę wizytę czy też raczej wizytację. Tych dwoje motywowała najpewniej brzęcząca moneta.

Bardziej skomplikowana jest sprawa z lekarzami, z ich stażami, walką o specjalizację, perspektywą utraty pracy, rodzinami na utrzymaniu, kredytami do spłacenia. Ale bez względu na to, jak złożona, pełna dramatycznego konfliktu sumienia była ich gorączkowa kalkulacja – co robić? Na miłość Boską?! Co robić?! To i tak ostatecznie zadecydowało to samo co w przypadku ofiary w obozie zagłady: chęć przetrwania. Może nie w sensie dosłownym, ale utrzymania się na powierzchni jako lekarz, członek społeczności. Nawet za cenę przetrąconego kręgosłupa.

Ale za tym wszystkim kryje się jeszcze ktoś, a pewnie więcej ktosiów, co kierują się nie chęcią zysku a – ideologią.. Ktoś kto nie polenił się, aby znaleźć kobietę w ciąży z papierami na jej usunięcie i namówił ją do pójścia właśnie do św. Rodziny i właśnie w następny dzień po odsunięciu od pracy jej dyrektora. Kto opłacił kamerę wreszcie. Tacy „idealiści” są najstraszniejsi, najbardziej bezwzględni, jak czekiści Dzierżyńskiego.

Pielęgniarki i salowe płakały, ludzie bezsilnie modlili się w szpitalnej kaplicy, a kaci, kiedy dziecko zostało już ostatecznie wyabortowane, zapewne uśmiechali się do siebie: „No, złamaliśmy tych (...), świętoszków! Niech no który jeszcze podskoczy!”

A ideologia? Zleceniodawcy ataku na szpital są zapewne akolitami Nowego Ładu, zakładającego, że człowiek ma prawo do wolności, do decydowania o sobie i do szczęścia tu, na ziemi. Z przerażeniem obserwuję jak szybko te, ładne dla ucha hasła zamieniają się w swoje zaprzeczenie, a my sami dostajemy się pod but bezwzględnego tyrana. Kobieta pragnąca dziecka poddaje się wielokrotnie procedurze In vitro, nie przejmując się, że dziesiątki już poczętych zarodków pójdzie na stracenie. Może smutne, ale taka jest cena jej szczęścia macierzyńskiego. A kiedy dziecko okazuje się nieudane, gwałci się sumienia wielu innych osób, aby się go pozbyć. Wszystko to, pamiętajmy, w imię prawa człowieka do dobrostanu.

Warszawa, AD 2014. Upalne, lipcowe dni, „które czaszki białe toczą przez płonące łąki krwi”. Ten cytat z Baczyńskiego nie jest bez kozery. Wszystko to zdarzyło się niemal w przeddzień 70 rocznicy wybuchu Powstania, tak heroicznie przeciwstawiającego się Czasom Zagłady. I daremnie będziemy prosić o wyjęcie z oka tego „szkła bolesnego”, ich obrazu.