Przeskocz do treści

Dlaczego nie potrafimy dyskutować

Marek Morawski

Chciałbym dożyć czasów, kiedy będę mógł pójść do klubu jakiejś partii tylko dlatego, że dyskutowany będzie problem istotny dla mojego kraju, Polski, ważny dla jego mieszkańców i nikt mnie nie wyzwie od pisiora, platformersa czy jakkolwiek inaczej. Obecni zechcą mnie wysłuchać, będą polemizowali lub się ze mną zgodzą, a po spotkaniu prowadzący wszystkim podziękuje za głos w dyskusji. Wnioski zostaną zapisane, by po wielu takich spotkaniach dokonać kompilacji i przedstawić propozycje rozwiązań na najwyższym forum. Aby nikt nikogo nie opluł, nie wyzwał, nikomu nie naurągał. Aby powstała jakaś wersja rozwiązania pewnego problemu. Z innego klubu, innej partii pojawi się inna wersja. Będę wiedział, że społeczeństwo zostało zapytane o opinię, a nie posłane do przedszkola.

Przez to, że mój sąsiad ma odmienne spojrzenie na jakąś kwestię to nie staje się moim wrogiem. To byłby absurd. Ja go lubię i nie chce się z nim kłócić, ale nie chcę też zmieniać swoich poglądów. Po prostu on inaczej myśli o wystawianiu recept niż ja, ale razem pójdziemy na spacer, na kawę czy piwo, nasze dzieci będą wspólnie się bawić w jego lub naszym mieszkaniu. Nie stajemy się wrogami, bo nie jesteśmy. Nie może nas poróżnić długość recepty, bowiem i on i ja chcemy tego samego czyli dobrej ochrony zdrowia i to jest wspólnym celem. Podobnie traktować należy każde zagadnienie. Proste?

Tylko w dyskusji można znaleźć dobre rozwiązania. Cóż z tego, że wnosi dany temat ta czy inna partia. Pytanie ma brzmieć czy jest to dobre rozwiązanie, czy może być lepsze, czy służy społeczeństwu, czy jest dobre dla Polski? Złe pytania? Przecież pora skończyć pokazywać gest Kozakiewicza tylko dlatego, że propozycja pochodzi od chłopców w krótkich, czerwonych majteczkach, a nie od chłopców, też w krótkich majteczkach, ale zielonych. Można by znaleźć jeszcze chłopców w majteczkach innego koloru. Obserwując aktualny sposób prowadzenia dyskusji można odnieść wrażenie, że chłopcy już dawno wyrośli z tych kolorowych gaci, ale zachowania nie zmienili. Niektórym brzuchy porosły jak bębny, innym już prawie wypadły zęby od wykłócania się, a nadal zachowują się jak chłopcy. Po takich dyskusjach tylko zajadłość pozostaje i zaniedbane kwestie do rozwiązania, do naprawienia, do uratowania, do uproszczenia, potanienia.

Powtarzam pytanie: Dlaczego nie potrafimy dyskutować jak dojrzali ludzie, a nie jak młokosy lub stetryczali starcy, uparte osły lub przesiąknięci nienawiścią funkcjonariusze partyjni lub bezpieki?

Dwie odpowiedzi znam. Dla nich nie jest istotna polska racja stanu. Ważne są inne cele.

Drugą odpowiedzią jest, że nie umiemy. Nikt nas tego nigdy nie nauczył w całym okresie kształcenia. Nie nauczył również w okresie działalności społecznej, politycznej czy jakiejkolwiek innej. Przez dziesiątki lat była jedna racja, jedna „prawda”, jedna gazeta, jedna telewizja, jedna partia, jedna tajna bezpieka.

Nie czuliśmy się upodmiotowieni jako społeczeństwo. Nadal się nie czujemy. To nie chodzi o władzę. Nie chodzi o poczucie sprawowania władzy. To nie jest upodmiotowienie. To jest patologia. Z jednej strony poczucie przewagi nad innymi, z drugiej odczucie zagrożenia. To jest poczucie siły i strachu. Upodmiotowienie to poczucie wolności, możliwości wypowiadania się, nieograniczonego wyboru, przynależności do społeczności, kraju, narodu. To brak odczuwania zagrożenia. Nie boję się!!!

Przez lata wisiało nad nami zagrożenie, niepewność. Dominowała propaganda i propagandyści. Karmiono ludzi czymś nierealnym. Nie dyskutowano z ludźmi tylko narzucano rozwiązania. Tak ma być, a wy się i tak nie znacie. Wasza wola się nie liczyła i nie liczy. Tu jest przepis, procedura, ustawa. Wykonać! Tak było za czasów niemieckiego okupanta, potem NKWD, UB czy SB. Teraz też nie widać dyskusji tylko dyktat. Tak ma być, bo tak ma być.

Dyskusji nie ma. Koalicjanci dyskutują bez dyskusji. Zresztą nie wiadomo o czym. Przedmiot hipotetycznej dyskusji ich personalnie nie dotyczy, bo układającym się stronom nie będzie na przykład groziło 850zł emerytury. Przykładów można mnożyć.

Nie umiemy jako społeczeństwo dyskutować. Jak zazwyczaj bywa do celu można dojść różnymi drogami. Są drogi dłuższe i krótsze, wygodne i trudne, bezpieczne lub nie. Należy wybrać drogę najbardziej optymalną. Tymczasem proponowanie rozwiązania nawet niewiele odbiegającego od strony przeciwnej jest uważane jako obraza majestatu. Skąd ten majestat się bierze, jeżeli najczęściej nie ma żadnych podstaw, by nawet mieć jakiekolwiek doń pretensje?

Brak rzeczowości, brak dyskusji umieszcza nas gorzej niż w epoce kamienia łupanego. Brak wiedzy, rozeznania, brak dojrzałych koncepcji rozwiązania trudnych problemów. Pojawia się za to jakże często wykształciuch z zdegenerowaną wiedzą, z zaliczonymi etapami kształcenia z woli niekompetentnych biurokratów. Pamiętacie może ten kawał, który nie był kawałem. Telefonuje do rektora I sekretarz PZPR i pyta: Towarzyszu rektorze, a na którym to jestem już roku?

W takich warunkach nie dyskutuje się nigdzie na świecie. Nigdzie na święcie nie dyskutuje się tam, gdzie nie ma wolności lub jest bardzo ograniczona wolność słowa. Nie ma dyskusji tam, gdzie jedyna racja jest racją propagandy – zmanipulowana informacja. Lata całe taka koncepcja dominowała. W jaki sposób ludzie, nawet ci pozytywnie aktywni, nauczą się właściwych wzorców? Nie ma takiej możliwości.

A może jest zupełnie inaczej. A może jest to celowy brak przejrzystości polityki, co nam nasuwa uzasadnione podejrzenie, że tu chodzi o zupełnie coś innego niż jest prezentowane w publicznej dyskusji. Może jest to dyskusja na pozorowany temat, temat atrapę, parawan przeznaczona dla mnie tak, aby spowodować we mnie wytworzenie określonej reakcji? Bo przecież dyskusja na pozorny temat musi być dyskusją pozorowaną, a więc kompletnie niewiarygodną. A może przyczyną mojej nieufności jest stale odczuwany brak upodmiotowienia mojej osoby.

Pora rozpocząć kreować nowe, pożyteczne społecznie wzorce. Pora nauczyć się dyskutować, wymieniać myśli, tworzyć wspólne rozwiązania dla dobra nas wszystkich. Różnica poglądów nie może być powodem wrogości. Nie może dominować argument siły, a siła argumentu. Jakże to wydaje się łatwe i uczciwe!