Przeskocz do treści

Fragment większej całości…

elzbietamorawiecElżbieta Morawiec

Nie czas dziś pogrążać się we wspomnieniach własnych. Kiedy usiłują podpalić Nasz dom, Polskę. Od chwili zwycięstwa Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich w maju 2015 i jesiennego – Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych kwitnie w pełni „Przemysł pogardy”, którego doświadczamy od wyboru śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i pierwszego koalicyjnego rządu PiS. Media, wciąż w tych samych lewackich rękach – oszalały – każdy sukces zagraniczny Prezydenta jest przemilczany lub lekceważony, podejmowane szybkie próby oczyszczenia stajni Augiasza, jaką pod rządami PO-PSL stała się Polska natrafiają na nieopisany jazgot o „faszyzacji” „totalizacji”. Nikt nie słyszał wcześniej jak dławiono swobody obywatelskie, np. sprowadzając do Warszawy bojówki niemieckie, by rozbijały marsze w rocznicę Święta Niepodległości, nikt nie pamięta o ABW, wkraczającej do mieszkania internauty o świcie jako, że pozwolił sobie na żart z prezydenta Komorowskiego, nikt w mediach nie słyszał o  ł a m a n i u  demokracji, kiedy wbrew milionowym podpisom obywateli Sejm PO-PSL forsował ustawy o podwyższeniu wieku emerytalnego, kolanem przepychał narzuconą przez UE ustawę o tzw. przemocy wobec kobiet. W istocie sprawdzającą się do wprowadzania kuchennymi schodami – społecznie szkodliwej, lewackiej z ducha ustawy o gender. Tak, wtedy „kwitła demokracja”, dziś podobno jesteśmy u progu faszyzmu, a Jarosław Kaczyński z uporem porównywany bywa do Hitlera! Na manifestację 13 grudnia lewicowy motłoch spod ciemnej gwiazdy, z podejrzanej konduity biznesmenami spod znaku Ryszarda Petru zwołuje się przed domem Jarosława Kaczyńskiego. Człowieka, który całe życie służył Polsce, interesom jej obywateli porównuje się tą nikczemną manifestacją do komunistycznego zbrodniarza, Jaruzelskiego, pod którego domem w kolejne rocznice stanu wojennego takie manifestacje się odbywały. Ludzie PO, wybrani do Sejmu, tak gorliwie dbający za swoich rządów, aby komunistom krzywda się nie stała - ośmielają się wrzeszczeć w Sejmie – przeciwko legalnie wybranej władzy: „Precz z komuną”. Macki Targowicy, bo tak ją trzeba nazwać opasują Polskę mocnym uściskiem, a są wśród targowiczan zdeklarowani zdrajcy – wśród nich na czele Adam Michnik, różne „światowe sławy”, jak Agnieszka Holland i - tzw. pożyteczni idioci, co to milczeli, kiedy trzeba było wielkim głosem wołać o łamaniu demokracji, a teraz – ach, z jakąż mocą skrzeczą, że PiS łamie prawo. Już nawet europejscy sąsiedzi, Niemcy przede wszystkim głosami swoich mediów wieszczą w Polsce faszyzm. Jak kalka z „Gazety Wyborczej” płyną pohukiwania z różnych „FAZ”-ów, „Die Weltów” czy innych zeitungów o groźbie faszyzacji Polski, pouczają nas mędrcy z samej Rady Europy, epidemia ostatnio przeniosła się za Ocean, jeremiady płyną z lewackiej CNN. Kto tam stosownych materiałów dostarcza - odgadnąć nie trudno: to wizje „GW”, TVN, Polsatu.

Jeśli przegramy ten rzeczywisty atak na demokrację – Polska może się już nie podnieść. Targowica lewacka ma długie ręce i stosowne wpływy, ma za sobą powinowactwa w całej Europie. Jeśli tę walkę przegramy – będzie to już czwarta przegrana. Pierwszą był Okrągły Stół - dogadanie się koncesjonowanej opozycji z komunistami, a w konsekwencji – przegrane wybory 4 czerwca 1989. Wybory, które przy miażdżącej klęsce komunistów z  w o l i  narodu, sfałszowano, zmieniając w II turze ordynację tak, aby „towarzyszy” wpuścić do Sejmu. A Okrągły Stół to prosta konsekwencja wejścia tzw. ekspertów – Geremka, Mazowieckiego, Kuronia do Stoczni Gdańskiej w 1980. Doradzali, oj, doradzali – „zmieniać tak, aby nic się nie zmieniło”. Wszyscy ci mądrzejsi, doświadczeńsi - jak jeden mąż byli albo komunistycznego chowu – albo jak Mazowiecki nigdy nie wykazali się determinacją w oporze przeciw komunizmowi, przeciwnie. Drugą przegraną zgotowała nam, uwieczniona „Nocna zmianą” zwołaną przez Lecha Wałęsę pamiętna narada z czerwca 1991. „Gazeta Wyborcza” na 1 stronie pomieściła wiersz Noblistki, Szymborskiej „Nienawiść”. Redakcja tak spolegliwa wobec komunistów, już wietrzyła niebezpieczeństwo przebudzenia się narodu. I już wskazywała, skąd niby płynie nienawiść: z szeregów ludzi, którzy chcieli kraj oczyścić z potężniejącej, także w gospodarce, władzy komunistów. Wedle reguł klasycznej anegdoty o złodzieju, wołającym: „Łapaj złodzieja”. Ten zamach stanu na legalny rząd Jana Olszewskiego, który – po legalnej – uchwale sejmowej, podjął pierwszą próbę dekomunizacji i lustracji – to klęska druga. Od tamtej pory uczciwy, prawy człowiek, wielki patriota, założyciel KOR(!), Antoni Macierewicz został przez lewicowy salon okrzyknięty wrogiem publicznym nr 1, złowrogim piętnem nienawiści stygmatyzuje się go do dziś – jako jednego z najczarniejszych charakterów nowego rządu. Po wyborze w 2005 Lecha Kaczyńskiego na prezydenta i sformowaniu rządu z Jarosławem Kaczyńskim jako premierem - atak nastąpił ze zmasowaną siłą, wszechpotężne media oraz ich mocodawcy nie mogły przecież dopuścić, aby musiała się powtórzyć Nocna zmiana. Przemysł pogardy, pomiatania wszystkim, co polskie, wmawiania Polakom wszelkich możliwych a niepopełnionych win - pracował pełna parą. Aż nastąpił 10 kwietnia 2010 pod Smoleńskiem, najtragiczniejsza katastrofa w dziejach powojennych. Premier Olszewski  j e s z c z e  mógł odejść, prezydent Kaczyński  j u ż  m u s i a ł  zginąć. Nie mam już żadnych wątpliwości, przekonały mnie o tym zresztą – tylekroć ośmieszane badania uczciwych uczonych z kraju i zagranicy – to  b y ł  z a m a c h. Kto go dokonał? Zapewne – w myśl starożytnej sentencji „cui prodest”. Ale czy dowiemy się, po upływie ponad 5 lat – kto personalnie go wymyślił, a kto profesjonalnie zrealizował?... Czy tylko strach przed Rosjanami powodował rządzącą koalicją PO-PSL, że tak skrupulatnie mataczyła, zacierała ślady?

To, że wielka trauma kwietnia 2010 nie przerodziła się w przegraną wyborczą PO-PSL to zasługa „przemysłu pogardy”. Nie upłynął tydzień od katastrofy, wielotysięczne tłumy Polaków gromadziły się pod Pałacem Prezydenckim, paląc znicze, przynosząc kwiaty, a już lewacki salon huczał drwiną, typy spod ciemnej gwiazdy, opite wódą atakowały modlących się na Krakowskim Przedmieściu ludzi. Marszałek Sejmu, Komorowski zgodnie z przepisem konstytucji, ale z jakimż pośpiechem,  j e s z c z e  nie było oficjalnego komunikatu o śmierci prezydenta, zajął miejsce w Pałacu Namiestnikowskim. I nikt z mężów uczonych, w prawie biegłych jakoś szat nie darł, że prawo jest łamane. Jedynym głosem protestu był wówczas głos ministra w kancelarii śp. Prezydenta, Andrzeja Dudy, który usiłował nie dopuścić do tak błyskawicznego przejęcia steru – jeszcze przed oficjalnym komunikatem strony rosyjskiej. Z ust ludzi wiekowych, kiedyś zasłużonych padały nikczemne słowa o „nekrofilii”, szydercze docinki na temat żałoby. Salon i prawdziwy uliczny motłoch zjednoczyły się pod jednym sztandarem - w wydaniu pierwszych wyniosłej drwiny, ożenionej z chamstwem, w wydaniu drugich – chamstwa z „jajcarstem”. Garderoby w teatrach trzęsły się od śmiechu, vis a vis Wawelu pojawiła się haniebna, ogromna reklama „Zimny Lech”, Krystyna Janda, obdarowana subwencją na teatr przez rząd PiS, wesolutko rżała w kabaretowej scence na temat Smoleńska. Jednolity front elit i pospolitej tłuszczy, wyzbytej wszelkich wartości przetoczył się jak czołg po ciele narodu i na długich pięć lat obezwładnił go niemotą, poczuciem beznadziejności.

Aż do maja 2015. Ale nie łudźmy się, to nie jest bój ostatni. Zdrada narodów przez lewackie elity – to dziś zjawisko paneuropejskie, co najlepiej widać w stosunku do napływających imigrantów z terenów Bliskiego Wschodu, ale też z Afryki i Azji. Społeczeństwa mówią coraz powszechniej „stop”, polityczne elity - nadal otwierają miłosiernie drzwi. Ciekawe, że wobec swoich aż tak wielkiego miłosierdzia nie doświadczają. Platforma Obywatelska jakoś się z miłosierdziem nie kwapiła wobec zagrożonych na Ukrainie Polaków czy dawnych wysiedleńców do Kazachstanu.

Jedyny Victor Orban, porządkujący swój kraj po latach kłamstwa i bezhołowia, od razu przeciwstawił się błogosławieństwu kanclerz Merkel dla fali islamskich imigrantów. Wczoraj jeszcze okrzykiwano go rasistą, dziś cichutko, powoli zaczyna mu się przyznawać rację. Orban zaprowadził na Węgrzech taki porządek, jakiego oczekiwało po nim społeczeństwo. Wielcy Europy pohuczeli, pohuczeli i przycichli. Ale Polska to co innego – Polski europejskie elity władzy i rodzima Targowica tak łatwo nie odpuszczą. Za tłusty kąsek - to przecież tu, poza samymi Niemcami - największa część prasy jest w rękach niemieckich, już o bankach nie wspominając, to dzięki likwidacji polskiego przemysłu stoczniowego, świetnie prosperują stocznie niemieckie. Tylko naiwniak może dziś uwierzyć, że w zjednoczonej Europie kapitał nie ma narodowości. Ma i to aż nadwyrazistą. Europą rządzi dziś zmutowany Komintern - amalgamat dominującego lewactwa z kapitałem. 

Niestety, wygląda na to, że Polska – któryż to już raz w swojej historii? – będzie  m u s i a ł a  znowu stać się „przedmurzem”. Tym razem – bronić gnijącej, dekadenckiej Europy przed nią samą, przed toksynami, jakimi nas wszystkich – chcemy czy nie chcemy – zatruwa. Wielka misja, wielkie powołanie – czy nie do tego wzywał nas Św. Jan Paweł II? Jeśli nie podołamy – nie tylko los Polski będzie przesądzony…

Autorka jest krytykiem teatralnym i literackim, publicystką, członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.