Przeskocz do treści

Hunweibin w teatrze

adamzyzmanAdam Zyzman

- Zapewniam pana, że moje dyrektorowanie w Starym Teatrze będzie długim marszem i musi się pan z tym pogodzić – mówił Jan Klata, dyrektor Narodowego Starego Teatru w Krakowie, do redaktora Wacława Krupińskiego z „Dziennika Polskiego” w czasie kolejnego „Krakowskiego Kolokwium” organizowanego przez Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, a poświęconego tym razem roli placówek Teatru Narodowego we współczesnej Polsce.

– To będzie długi marsz, w którym będzie miejsce na tysiąc kwiatów – dodawał jakby nie zdając sobie sprawy, z tego, że cytuje maoistów z okresu „rewolucji kulturalnej”, a sam swoją wiarą w to, że wszystko, co czyni, robi słusznie upodabnia się do ślepych wykonawców absurdalnej idei Mao Tse Tunga, mającej zniszczyć kulturowy dorobek poprzednich pokoleń, czyli hunweibinów. Jakoż w swej działalności na stanowisku dyrektora Klata rzeczywiście rolę takiego hunweibina spełnia wysługując się władzy, której szef rządu uważa, że „polskość to nienormalność”, a prezydent kraju porównuje urząd prezydenta do „strażnika żyrandola” ignorując ideę majestatu Rzeczypospolitej. W tym kontekście fakt, że minister kultury broni dyrektora teatru narodowego, który niszczy ideę tej placówki, jest w zupełności zrozumiały i dyrektor wie, że może być pewny swego stanowiska, bo przecież w pełni realizuje zlecone mu zadanie. Oznacza to jednak, że Teatr Narodowy został społeczeństwu, jako całości odebrany, a oddany w ręce jednej tylko grupy politycznej i to tej, dla której słowa „polski”, „narodowy”, czy „patriotyczny” wydają się być zagrożeniem dla ich „europejskości”.

Oczywiście dyrektor Klata dorabia różnego rodzaju ideologie dla swej działalności, próbując przekuć krytykę swego działania w sukces i wiesza na Rynku Głównym plakaty informujące, że jego sztuka jest tak kontrowersyjna, iż wzburzeni widzowie wychodzą ze spektaklu, nie dodając już tego, co przy tym mówią. Innym pomysłem było umieszczenie tuż przed ową dyskusją, w witrynie Teatru definicji Teatru Narodowego informującej, że „Teatr Narodowy stawał się teatrem władzy, ale też Teatr Narodowy był teatrem oporu i buntu skierowanego przeciwko obcej narzuconej władzy.” z sugestią, że to, z czym mamy obecnie do czynienia w Krakowie, to ta druga sytuacja, czyli „teatr buntu”. Sugestia o tyleż oszukańcza, co i absurdalna, gdyż po pierwsze w kontekście stanowiska ministra, trudno zaprzeczyć, że jest to teatr władzy, a po drugie, jeśli mowa tu o jakimś buncie, to jest to z pewnością bunt przeciwko tradycji narodowej. Bunt, który Polaków dziś przede wszystkim dzieli, a nie jednoczy! Taką mamy władzę i taki mamy teatr!

Ale Jan Klata jest na tyle inteligentny, że wie jak się zachować, by nie urażać Krakowian na każdym kroku, toteż, gdy informuje o tym, że podobni mu „artyści” tracą pracę na Węgrzech, nie komentuje tego, pozwalając, by to przybyli z Warszawy „ideowi napaleńcy” sformułowali wnioski o „faszyzacji życia kulturalnego na Węgrzech”. Nie wraca do wydarzeń, które spowodowały protesty, ale skarży się na krytykę ze strony autorytetów w dziedzinie teatru. Odwołuje się do tradycji wielkich rewolucjonistów teatru, jak Wyspiański, czy Swinarski, ale umiejętnie uprawia demagogię zafałszowując fakty historyczne, jak choćby w przypadku „Wesela”, twierdząc, że kontrowersje wokół pierwszej inscenizacji tej sztuki dotyczyły wymowy dzieła, a nie sportretowania konkretnych ludzi z naszego miasta. Dlatego też nie należy lekceważyć go jako przeciwnika i traktować, jak pajaca, choć w pierwszym odruchu takie traktowanie właśnie prowokuje.

Powstaje jednak pytanie, jak Polacy, którzy chcą czuć się Polakami mają odzyskać swój Teatr Narodowy? Stanowisko rządu i innych instytucji, jak choćby organizatorów wspomnianego Kolokwium, które dało szanse odfajkowania „dyskusji o sytuacji w polskim teatrze”, choć nie zaproszono na nie krakowskich krytyków Klaty, ale wręcz wybrano termin spotkania, co, do którego wiedziano, że będą oni gdzie indziej, sugerują, że Klata będzie miał swych obrońców. Czy w tej sytuacji nie powinniśmy wziąć przykład z naszych pobratymców – Ukraińców, którzy bez względu na pogodę okupują centrum swej stolicy domagając się spełnienia aspiracji narodu? Czy nie powinniśmy zorganizować okupacji wejścia do Teatru Starego w imię przywrócenia narodowi Teatru Narodowego? Czy nie powinniśmy poinformować o tym światowych mediów i wszystkich struktur instytucji europejskich? Czy nie powinniśmy oczekiwać od nich takiej samej reakcji, jak wobec tych zgromadzonych na kijowskim Majdanie?

Argumenty o tym, że sytuacja w Polsce jest inna niż za wschodnią granicą są demagogią. – Wszak wybory na Ukrainie były monitorowane przez obserwatorów KBWE i nie było większych zastrzeżeń! Nawet takich, że serwery komisji wyborczej liczące głosy były w Moskwie, jak to było w przypadku... naszych wyborów! Wszystkie dokumenty prawne Unii Europejskiej gwarantują nam prawo identyfikacji narodowej w swoim własnym kraju i mamy prawo domagać się obrony tego prawa przez całą Unię i jej instytucje!

Wszystkie te argumenty przemawiają za tym, że taka okupacja jest nie tylko działaniem racjonalnym, ale, świadczą o tym, że jeśli tego nie zrobimy, to za kilka miesięcy Klata wystawi jednak tę wersję „Nie-boskiej komedii”, w której w naszym imieniu będzie przepraszał za nasz antysemityzm, a polskojęzyczne media będą się rozpisywały o odkrywczości i artyzmie takiej inscenizacji!