Przeskocz do treści

Ile będzie nas kosztowało siedzenie w domu?

annakeszyckaAnna Kęszycka

Tematem bardzo wielu rozmów jest w ostatnich dniach korupcja w ministerstwach i urzędach podległych premierowi Tuskowi. Słychać głosy oburzenia, ale gdzie są oburzeni? Ilu z nas widzi zależność przyczynowo-skutkową między stopniem deprawacji klasy politycznej w Polsce, a poziomem życia jej obywateli? Jeżeli pieniądze zostały ukradzione lub zmarnotrawiona została dotacja unijna, to znaczy, że wcześniej czy później pieniędzy braknie na inny cel, a w jakiejś gminie, jeszcze przez lata nie będzie najpotrzebniejszej infrastruktury.

Oburzonych widać na ulicach, ale niestety są to ulice Kijowa, Sofii, Paryża, Madrytu, czy Barcelony. Jest różnica w byciu mieszkańcem danego kraju, a jego obywatelem. Obrzydzono zwykłym ludziom interesowanie się sprawami publicznymi. Wmówiono milionom Polaków, że polityka nie ma wpływu na ich życie, a przecież jest zupełnie inaczej. To, jak nam się żyje i jak wygląda nasz kraj, zależy wyłącznie od rządzących. Nawet najcenniejsze inicjatywy oddolne nie przyniosą pożądanych owoców, skoro aparat państwowy III RP stał się tym co tłamsi wszystko to co zdrowe, obywatelskie, wolnorynkowe i prawdziwie demokratyczne. Największym zwycięstwem negatywnych bohaterów okrągłostołowego dealu jest właśnie to, że na ulicach Warszawy jest pusto. Tłum wkurzonych obywateli nie żąda rozpędzenia tego towarzystwa aferałów, ani też nie domaga się ekspresowej pracy nad ustawą, która gwarantowałaby przepadek całości mienia, które pochodzi ze źródeł nieudokumentowanych, bądź z przestępstwa. Rycerze okrągłostołowej degrengolady trzymają nas wszystkich w charakterze zakładników minionego już ponoć ustroju, z tą różnicą, że funkcjonariusze SB nie spalają się już w pracy operacyjnej przeciw elementom antypaństwowym Polski Ludowej. Teraz chodzą na zebrania rad nadzorczych różnych ciekawych spółek.

Od początku III RP, bardziej niż interes i przyszłość bez mała 40 milionów Polek i Polaków, liczyło się jedynie dotrzymanie umowy z czerwonymi generałami. To naród wyniósł solidarnościowe elity do władzy, ale one zawsze wolały widzieć swoje zwycięstwo, jako wynik podzielenia się z nimi władzą przez komunę. Wiadomi redaktorzy z wiadomych tytułów prasowych uczą Polaków już trzecią dekadę, że największym złem Polski są Ci, którzy dzielą i chcą rozliczać. Dorośnijmy wreszcie do prostej prawdy, że podziały oraz wystawienie rachunku według zasług i win, są podstawowymi warunkami nowego ładu, rzeczywistej normalności oraz nowoczesności wynikającej z postępu, a nie marksizmu kulturowego. Hasło „Norymberga dla komuny” jest w istocie postulatem o godne i normalne życie dla milionów polskich obywateli tutaj w kraju, a nie na przymusowej emigracji ekonomicznej.

Nie wyjdziemy na ulice. Może, jako naród, wypaliliśmy się w latach dyktatury komunistycznej? A może czekamy, aż związkowcy z NSZZ „Solidarność” pójdą ratować PKP Cargo i inne spółki przed rabunkową prywatyzacją, sprzeczną z interesem nas wszystkich? Nie, oni są z tej samej gliny co i my, też zostaną w domach. I polskie „jakoś to będzie” ratuje panów z drogimi zegarkami na rękach, nie pierwszy już raz i chyba nie ostatni.

Polskie rodziny mają inny problem. Zbliżają się święta, które trzeba zorganizować najbliższym, choć z roku na rok jest drożej w sklepach, a na stołach skromniej. I tylko szkoda, że tak niewielu dostrzega, ile wspólnego mają ze sobą - upodlenie ekonomiczne przeciętnego Polaka i obecność wypasionej okrągłostołowej nomenklatury na szczytach władzy i biznesu.

(Od Redakcji): dziękujemy Autorce za zgodę na przedruk tekstu, który ukazał się wcześniej na stronach portalu "wpolityce" 😉