Przeskocz do treści

Maturalny optymizm?

Anna Maria Kowalska

Wstępne wyniki tegorocznych matur, podane do wiadomości publicznej , nie pozostawiły złudzeń – o ile mnie pamięć nie myli,  jednym z najłatwiejszych obowiązkowych egzaminów maturalnych był w tym roku język polski pisemny na poziomie podstawowym. Uwaga, że tym razem zdało 97% abiturientów wkrótce stanie się kolejną miarą „sukcesu” polskiej edukacji. Widzicie, malkontenci? Wy tu narzekacie, podnosicie oczy ku niebu, a tymczasem młodzież, dzielnie przedzierając się przez rafy koralowe i omijając ojczyste mielizny, bezpiecznie wpływa do portu. I co? Nie wstyd wam? Fakt, że poprzeczka tegorocznego egzaminu „podstawowego” była ustawiona na poziomie słynnego: „Co to jest? Po wodzie pływa, kaczka się nazywa”, a próg „zdawalności” był i jest także niebezpiecznie niski – za jakiś czas ujdzie uwadze, tym bardziej, że są już planowane pewne zmiany.

A jakie? Wielkie! „Odważne”! Zwłaszcza w zakresie egzaminów ustnych z języka ojczystego. Od 2015 roku znikną wreszcie nieszczęsne, kontrowersyjne i krytykowane prezentacje. Mają zostać zastąpione, jak wieść gminna niesie, 10 – minutowym monologiem abiturienta i 5 – minutową dyskusją z komisją egzaminacyjną o wylosowanym „tekście kultury”. Do tego monologu i dyskusji będzie się można przygotowywać przez 15 minut. Tak monolog, jak i dyskusja mają być oceniane holistycznie (tak, jak i cała matura), co zostało wyraźnie podkreślone w ministerialnym komunikacie prasowym.

Komunikat z zasady musi być lakoniczny. Warto jednak, mimo że do roku 2015 pozostało jeszcze trochę czasu, zapytać (bez uprzedzeń) od razu o parę spraw podstawowych, związanych tak z przeprowadzeniem matury ustnej w nowym kształcie, jak i z nowym sposobem oceniania samego egzaminu. Jako osobnik niedokształcony w tej materii, a dociekliwie uczący się przez całe życie, chciałabym się od MEN – u dowiedzieć choćby:

Po pierwsze: jakie są źródła ideologiczne oceniania holistycznego, a co za tym idzie: skąd holizm wziął się m.in. w polskiej  szkole?

Po drugie: w jaki sposób Ministerstwo definiuje pojęcie holizmu – i co w tym wypadku oznacza zmiana sposobu oceniania abiturienta?

Po trzecie: jak nowa forma oceny ma się do stosowanej do tej pory formy oceniania analitycznego? Czy obie formy będą stosowane komplementarnie, czy też metoda analityczna zostanie ostatecznie zarzucona na rzecz dominującej – holistycznej?

Niestety, tego wszystkiego jeszcze nie wiemy. Zaznaczono tylko, że podczas oceniania matury ustnej w nowej odsłonie pod uwagę będą brane: poprawność merytoryczna wypowiedzi, sprawność językowa i umiejętności komunikacyjne abiturienta. Ale to niczego nie wyjaśnia i o niczym nie przesądza, a wystarczy prześledzić choćby to, co o holistycznym ocenianiu powiadał np. Bolesław Niemierko, by nieco przestraszyć się rewolucji, która nas czeka. I tu również pytania cisną się na usta. Gdybym mogła, zapytałabym Panią Minister między innymi o to:

Gdy rzecz się tyczy egzaminu ustnego: czy, np. podczas krótkiego w końcu egzaminu komisja oceniająca ma realną możliwość prześledzenia całościowego toku myślowego każdego ucznia i czy na podstawie owego domniemanego „toku” potrafi określić stopień „dojrzałości” komunikacyjnej maturzysty? W jaki sposób i podług jakich kryteriów komisja będzie ową indywidualistyczną „dojrzałość” toku myślowego rozpoznawać? Jakie są niebezpieczeństwa i paradoksy, związane z wprowadzeniem oceny holistycznej kosztem zawieszenia, bądź zaniechania metody analitycznej? Pytam o to tym chętniej, im mniej o tym czytam w komunikacie prasowym MEN.

Obok tych niewiadomych, jak na ironię, mamy niezwykle precyzyjny rozkład czasowy: przygotowania do egzaminu, wypowiedzi, dialogu z komisją. Nie wiem, czy jak w „Wielkiej Grze” ktoś ogłosi gromko: „czas minął”, czy też, dla redukcji kosztów, nastawi się na sali egzaminacyjnej jedynie automatyczny brzęczyk? Ależ to będzie wyglądało! Taśmowa robota! Jeden sprawdza dowody osobiste, drugi wpuszcza, wylosowanie tematu, siad, brzęczyk, przygotować się, szybko, kolejny brzęczyk, wstać, szybko podejść do zielonego stolika, brzęczyk, mówić, brzęczyk, szybko, przestać mówić, brzęczyk, dyskusja, brzęczyk, wyjść, czekać na decyzję komisji (narada powinna trwać 1 minutę, dla dodatkowego usprawnienia procesu, i także musi zaczynać się i kończyć brzęczykiem), znowu wejść, szybko wysłuchać szybkiego werdyktu, brzęczyk, do widzenia, następny, szybko, brzęczyk. Fatalnie. O piętnaście setnych sekundy za wolno.

A jeszcze przed rządami „systemu” i przed reformami było tak normalnie….Egzaminy ustne zdawało się różnie: bywało, że około 45 minut, albo i krócej – i nikt z tego problemu nie robił. Nikt nikogo nie limitował, nie poganiał. Nauczyciele sami ustalali czas rozmowy z abiturientem. Bo jeden potrzebował więcej minut dla przełamania lodów, a inny odpowiadał od razu, jak szybkostrzelny karabin maszynowy. Brało się pod uwagę zróżnicowanie osobowościowe kandydatów do otrzymania świadectwa dojrzałości. Działały zdrowe nawyki psychologiczne. I było, po prostu – po ludzku. A dziś – wytyczne są, ale człowiek gdzieś się zagubił.

Nic to! Przekonuje nas swymi decyzjami ministerstwo. Jak mawiali Szczepcio i Tońcio: „bedzie lepiej!”Wprawdzie klimat fordowskiej taśmy dotarł i tu, ale przecież czas to pieniądz!

Tak sobie siedzę, piszę i myślę. Orłem to ja pewnie nie jestem, ale wiem jedno: młodzież jest intelektualnie zróżnicowana. Wbrew pozorom, tej uzdolnionej i mądrej w Polsce nigdy nie brakowało i teraz też nie brakuje. Rzecz w tym, że mimo „papierowych” deklaracji w kwestii dbałości o „diamenty”, jakoś nikt z decydentów w ostatnim czasie nie pozwalał i, jak widać, nadal nie pozwoli młodym rozwinąć skrzydeł i zaprezentować swych walorów na maturze z języka polskiego…