Przeskocz do treści

Miasto dla mieszkańców, czy mieszkańcy dla miasta?

adamzyzmanAdam Zyzman

- Czy po to wybieramy władze miejskie, by te nam utrudniały życie? – Pytanie na pozór absurdalne, ale okazuje się, że jest miejska instytucja, która takie zadania stawia sobie za cel działania. To Zarząd Infrastruktury Komunikacyjnej i Transportu, biuro podległe krakowskiemu magistratowi, którego działania coraz częściej skierowane są przeciwko interesom mieszkańców Krakowa. Przykładem takiego działania jest choćby pomysł ograniczenia wjazdu samochodami do tzw. strefy C, czyli w rejon ograniczony Alejami Trzech Wieszczów z jednej strony, a ul. Dietla z drugiej. Przy czym urzędnicy wspomnianej instytucji nie ukrywają swych zamiarów i celów, w publicznych wypowiedziach deklarując, że „chodzi o to, by utrudnić wjazd Krakowianom na te ulice!” – Utrudnić wjazd, to utrudnić życie mieszkańcom przez tych, którzy żyją z podatków tych mieszkańców!

Co prawda sprawa ostatnio jakby przycichła, ale może okazać się, że po zakończeniu remontu ul. Basztowej zaskoczy nas nowa organizacja ruchu w tym rejonie, bo, że zmiany będą to pewne, gdyż sam remont jest realizacją innego pomysłu ZIKIT-u, czyli wprowadzenia ruchu jednokierunkowego na pierwszej obwodnicy, mimo braku społecznej akceptacji dla takiego rozwiązania. Ale co tam społeczna akceptacja i głos wyborców, gdy ma się władzę!

Arogancja władzy, w tym głównie właśnie urzędników ZIKIT przejawia się także w innych aspektach, jak choćby uzgodnienia drogowe z inwestorami, którzy dostają zezwolenia budowę w miejscach w ogóle do tego nie dostosowanych. W efekcie w enklawach domków jednorodzinnych pojawiają wielopiętrowe bloki mieszkalne, a wąskie i niedostosowane do takiego obciążenia drogi dojazdowe stają się trasami dojazdowymi najpierw dla pojazdów budowlanych, a potem rzeszy nowych mieszkańców, którzy przy swoim nowym bloku nawet nie mają gdzie parkować, więc parkują na dróżkach, gdzie z trudem mijają się dwa samochody osobowe. Byłem niedawno na takim spotkaniu ludzi pokrzywdzonych z różnych rejonów miasta, którzy skarżyli się na zamienienie ich sąsiedztwa w piekło, ale także na arogancję urzędników, którzy próbują wymusić zgodę mieszkańców na zmianę kategorii drogi, strasząc ich zastosowaniem przepisów specustawy i zniszczeniem ich ogródków. O jawnym łamaniu prawa polegającym na kładzeniu asfaltu na znakach geodezyjnych wyznaczających granicę między drogą publiczną, a granicą indywidualnych działek już nie wspomnę! (Co ciekawe, na spotkaniu nie pojawił się ani prezydent miasta, ani żaden z urzędników ZIKIT, choć byli zaproszeni!)

Niechęć uregulowania stanu prawnego dróg poprowadzonych na prywatnym terenie to kolejny zarzut do tej instytucji. Faktem natomiast jest, że te bezprawne działania Zarządu wspierane są zazwyczaj przez krakowskie media, gdy w końcu właściciel mówi „dość” i np. grodzi w poprzek poprowadzoną przez jego działkę drogę. To on zazwyczaj staje się „czarną owcą”, nie zaś urzędnicy, którzy lekceważą prawo własności i swoją pracę, bo przecież mogli wcześniej nim doszło do sytuacji kryzysowej sprawę rozwiązać, ale tego nie chcieli!

Lekceważenie swojej pracy to kolejny z listy zarzutów pod adresem tej instytucji. Nieraz skutki takiego działania odczułem na własnej skórze, jak choćby wówczas, gdy urzędniczka wydająca mi jednorazowe prawo do wjazdu na Rynek Główny, nie miała pojęcia, którymi ulicami można wjechać na Rynek, a którymi z niego wyjechać, ale próbowała mi wpisać w zezwolenie drogi tak, był jechał… pod prąd.

Ale wiele uwag na ten temat mogą przekazać krakowscy tramwajarze, którzy na swój wewnętrzny użytek ukuli pojęcie „ZIKIT-owskiego remontu torowiska”, czyli takiego, który już w chwili jego zakończenia gwarantuje kolejną naprawę w tym miejscu najpóźniej za kilka dni, jak łączenie pękniętych szyn bez podbicia ich w miejscu uszkodzenia, naprawa jednej szyny, podczas, gdy naprawy wymagają obie szyny toru lub napawanie szyny oporowej na łukach w sytuacji, gdy wymaga ona natychmiastowej wymiany. O naprawianiu tej samej zwrotnicy co kilka dni już nawet nie ma co wspominać.

A mimo tym wszystkim praktykom Urząd Miasta coraz więcej funkcji dotyczących obsługi komunikacji publicznej zabiera z MPK i powierza ZIKIT-owi, ufając, że urzędnicy będą lepiej działać, niż służby MPK. Jaki to ma efekt w praktyce? Pozwólcie, że przytoczę opowieść motorniczego, który pamięta, że jeszcze kilka lat temu błędy w rozkładach jazdy polegające na tym, że wcześniej przyjeżdżający na pętlę tramwaj blokował odjazd temu, który przyjeżdżał później, ale powinien wcześniej odjechać, usuwane były natychmiast. Obecnie takie zgłoszenie wywiesza się na dyspozytorni w zajezdni i … zbiera potwierdzenia innych motorniczych. Jak podpisze się pod wnioskiem dziesięciu tramwajarzy, to wniosek o drobną korektę rozkładu jazdy kierowany jest dopiero do ZIKIT-u, który rozpoczyna… procedurę sprawdzającą! A, że gdzieś tam na przystanku stoi krakowianin i denerwuje się, że od miesiąca tramwaj zawsze spóźnia się o tej samej porze? – Niech stoi, a jak straci cierpliwość i przesiądzie się na samochód, to uniemożliwimy mu dojazd do centrum, bo „takie są trendy na Zachodzie”!